- W empik go
Księżna - ebook
Księżna - ebook
Osierocona. Zdradzona. Gotowa na wszystko.
Angélique dorasta we wspaniałej wiejskiej posiadłości w Anglii pod opieką ojca, księcia Westerfield. Po jego śmierci przyrodni bracia wyrzekają się dziewczyny i wypędzają ją z domu.
Osiemnastoletnia Angélique jest piękna, ma głowę do interesów i pieniądze, które w tajemnicy zdążył przekazać jej zmarły ojciec. Nie mogąc znaleźć bezpiecznej posady, podejmuje desperacką próbę ułożenia sobie życia w Paryżu. Będzie do tego potrzebować wszystkich swych zasobów… a także odrobiny szczęścia.
Angélique obiera ryzykowną, niekonwencjonalną drogę i osiąga sukces. Żyje jednak w cieniu skandalu. Czy zdoła ułożyć sobie przyszłość?
Z Anglii przez Paryż do Nowego Jorku… Wybierz się w podróż z Danielle Steel, która w Księżnej snuje frapującą opowieść o niezwykłej kobiecie.
Danielle Steel
Jedna z najbardziej znanych i najchętniej czytanych autorek na świecie. Jej powieści sprzedano w blisko miliardzie egzemplarzy. Do licznych międzynarodowych bestsellerów Steel należą: Romans, Sąsiedzi, To, co bezcenne, Pegaz i inne wysoko oceniane powieści. Jest również autorką książek: Światło moich oczu: historia życiaNicka Trainy, opowiadającej o losach jej syna; Życie na ulicy, wspomnień z pracy z bezdomnymi; Expect a Miracle, zbioru jej ulubionych cytatów niosących inspirację i pocieszenie.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67406-77-2 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zamek Belgrave stał w samym sercu Hertfordshire i porażał przepychem już od jedenastu pokoleń i prawie trzystu lat, od szesnastego wieku. Poza kilkoma unowocześnieniami i dekoracyjnymi akcentami niewiele się zmieniło w jego wyglądzie. Właściciele również dochowywali wierności tradycji już od ponad dwustu lat, co było krzepiące. Zamek stanowił gniazdo rodowe Phillipa, księcia Westerfield. Wybudowała go rodzina Lathamów. Był jednym z największych zamków w Anglii, a także jednym z najlepiej utrzymanych, dzięki fortunie księcia.
Jak okiem sięgnąć otaczały go ziemie ogromnej posiadłości: lasy, duże jezioro, które służba obficie zarybiała, a także farmy dzierżawców, których przodkowie byli poddanymi Lathamów. Książę doglądał wszystkiego od czasów młodości, odkąd jego ojciec zginął w wypadku podczas polowania u sąsiadów. Pod jego czujnym okiem Belgrave i otaczające go ziemie rozkwitły. Teraz miał już siedemdziesiąt cztery lata, a przez kilka ostatnich przyuczał swojego najstarszego syna Tristana do zarządzania posiadłością. Phillip czuł, że syn jest gotowy do przejęcia odpowiedzialności i że sobie poradzi. Miał też jednak pewne obawy. Tristan miał czterdzieści pięć lat, żonę i dwie córki. Młodszy syn księcia, Edward, miał czterdzieści dwa lata, nigdy się nie ożenił i nie miał żadnego prawowitego potomka, choć spłodził wiele nieślubnych dzieci. Nikt nie wiedział, ile ich jest, nawet sam Edward. Miał skłonność do nadużywania alkoholu i hazardu, folgował sobie na wszelkie możliwe sposoby, zwłaszcza jeśli w grę wchodziły szybkie konie lub kobiety. To byłaby katastrofa, gdyby to on urodził się pierwszy. Na szczęście tak się jednak nie stało, choć w sumie żaden z synów Phillipa nie doczekał się syna i dziedzica.
Tristan i Edward urodzili się ze związku księcia z pierwszą żoną, Arabellą, córką hrabiego i kuzynką Phillipa w drugiej linii, również bardzo zamożną damą. Jej rodzina cieszyła się nieskazitelną reputacją i arystokratycznym pochodzeniem. Arabella była bardzo młoda, gdy się pobrali. Oba rody poparły ten związek – Phillip miał wtedy dwadzieścia osiem lat, a Arabella ledwie siedemnaście. Była niezwykle piękna. Została gwiazdą swojego pierwszego londyńskiego sezonu w towarzystwie. Nie zawiodła pokładanych w niej oczekiwań, by właśnie wtedy znaleźć sobie męża. Phillip szybko jednak odkrył, że jest z natury zimna i o wiele bardziej interesuje ją życie towarzyskie i korzyści płynące z tytułu księżnej niż własny mąż i dzieci. Była skupiona na sobie i powszechnie podziwiana za urodę. Zmarła na grypę, gdy chłopcy mieli po cztery i siedem lat. To Phillip ich wychował z pomocą guwernantki, licznej służby i swojej matki, księżnej wdowy.
Młode kobiety z sąsiednich posiadłości i londyńskie gospodynie, które przyjmowały go, ilekroć udał się do miasta, robiły, co mogły, by zwrócić na siebie jego uwagę. Chłopcy byli już jednak dorośli, kiedy Phillip poznał kobietę, która oczarowała go bez reszty i w której zakochał się od pierwszego wejrzenia. Marie-Isabelle była córką francuskiego markiza, kuzynką w pierwszej linii króla, który padł ofiarą rewolucji. Wywodziła się z Burbonów oraz z książąt orleańskich – miała więc członków rodzin królewskich w obu gałęziach drzewa genealogicznego. Przyszła na świat w pierwszym roku rewolucji. Jej rodzice zostali zabici. Wkrótce potem ich posiadłość spalono, a majątek rozkradziono lub zniszczono. Jej ojciec, przeczuwając te wydarzenia, kiedy była niemowlęciem, odesłał ją do swoich przyjaciół w Anglii i zapewnił jej środki na utrzymanie, na wypadek gdyby we Francji zdarzyło się najgorsze. Dorastała więc szczęśliwie otoczona angielską rodziną, która zgodziła się ją przyjąć i obdarzyła uczuciem. Wyrosła na czarującą młodą damę o niezwykłej urodzie – miała niemal białe włosy, ogromne niebieskie oczy, wspaniałą figurę i porcelanową cerę. Książę oczarował ją podczas pierwszego spotkania w takim samym stopniu jak ona jego. Byli tak samo dobrze urodzeni, oboje więzy krwi łączyły z monarchami. Marie-Isabelle zakochała się w nim od razu. Pobrali się cztery miesiące później, gdy skończyła osiemnaście lat. Phillip pierwszy raz w życiu zaznał prawdziwego szczęścia, i to z kobietą, którą ubóstwiał. Stanowili urodziwą parę. On był wysoki, potężnie zbudowany i elegancki, a Marie-Isabelle łączyła w sobie arystokratyczne zwyczaje Anglików, wśród których dorastała, z francuskim urokiem swoich przodków. Idealnie uzupełniała jego życie. Pokochała Belgrave równie mocno jak on i pomagała mu upiększać posiadłość. Zamek jaśniał jej obecnością, wszyscy ją kochali z powodu jej wesołego usposobienia i uwielbienia dla męża. Chociaż Phillip miał pięćdziesiąt pięć lat, gdy się pobierali, przy niej znów czuł się jak młody chłopak.
Ich wspólne życie układało się jak w bajce, lecz zakończyło się przedwcześnie. Marie-Isabelle poczęła dziecko w pierwszym roku małżeństwa i zmarła dwa dni po urodzeniu córki, której nadali imię Angélique, ponieważ wyglądała jak anioł z włosami w najjaśniejszym odcieniu blondu i błękitnymi oczami odziedziczonymi po matce. Pogrążony w żalu po śmierci żony Phillip poświęcił się bez reszty córce, która stała się radością jego życia. Wszędzie ją ze sobą zabierał i wtajemniczył ją w sprawy zarządzania posiadłością w równym stopniu jak swoich synów, a może nawet bardziej. Angélique podzielała jego miłość do ziemi i majątku, miała też wrodzony instynkt w tej materii. Wiele długich zimowych wieczorów poświęcali na dyskusje dotyczące zarządzania Belgrave i farmami, a latem razem jeździli konno, by oglądać zmiany i ulepszenia, które wprowadzał Phillip. Ojciec zawsze tłumaczył jej, dlaczego są one takie ważne. Doskonale rozumiała skomplikowane mechanizmy funkcjonowania posiadłości, miała głowę do liczb i finansów, zawsze dawała mu mądre rady.
Angélique pobierała nauki w domu, biegle mówiła po francusku dzięki francuskiej guwernantce, którą zatrudnił dla niej Phillip. Pragnął, by posługiwała się językiem matki. Marie-Isabelle również znała francuski i angielski dzięki staraniom rodziny, która wzięła ją na wychowanie.
Z czasem to Angélique przejęła opiekę nad ojcem – czuwała nad nim, martwiła się o niego, gdy czuł się gorzej, i pielęgnowała go, kiedy niedomagał. Była córką idealną, a Phillip odczuwał wyrzuty sumienia, że nie zabiera jej częściej do Londynu. Wyjazdy do stolicy coraz bardziej go jednak męczyły, a już dawno temu stracił zainteresowanie balami i wydarzeniami towarzyskimi. Zabrał jednak córkę na koronację swojego kuzyna króla Jerzego IV w opactwie Westminster w 1821 roku, gdy dziewczyna miała dwanaście lat. Niewiele dzieci wzięło udział w ceremonii, lecz przez wzgląd na jej pokrewieństwo król na to zezwolił. Angélique z zaaferowaniem obserwowała pompę ceremoniału i towarzyszące mu uroczystości. Phillip miał już wtedy sześćdziesiąt osiem lat. Choroby coraz częściej dawały o sobie znać. Choć cieszył się, że mógł ją zabrać na dwór, z ulgą powrócił na wieś. Angélique oświadczyła, że nigdy tego nie zapomni, i jeszcze długo opowiadała o koronacji.
Od tamtej pory książę często myślał o pierwszym sezonie towarzyskim córki i balu, który powinien dla niej wydać w ich londyńskim domu na Grosvenor Square, a także o mężczyznach, których powinna przy tej okazji poznać. Nie mógł się jednak pogodzić z myślą o debiucie Angélique. Wiedział, że pozna mężczyznę, który ją mu odbierze. Była zbyt piękna, by do tego nie doszło, a on myślał o tym z obawą.
Kilka lat temu zgodził się, by Tristan, jego żona i dwie córki przeprowadzili się do londyńskiego domu, ponieważ sam już tam nie bywał. Męczył go wir towarzyskich aktywności w stolicy, lepiej i swobodniej czuł się w Belgrave. Angélique powtarzała uparcie, że jest szczęśliwa z nim w Hertfordshire i też nie musi jeździć do Londynu. Wolała zostać w domu z ojcem.
Małżonka Tristana Elizabeth mogła wziąć na siebie obowiązek czuwania nad Angélique podczas jej pierwszego sezonu, a nawet zorganizować dla niej bal, za który książę by zapłacił. Tristan był jednak zazdrosny o siostrę od dnia, w którym przyszła na świat. Uczucie to zapoczątkowała nienawiść do jej matki i gniew na ojca, który powtórnie się ożenił. Chociaż Marie-Isabelle należała do arystokracji, Tristan i jego młodszy brat nazywali ją między sobą „francuską dziwką”. Phillip o tym wiedział i wywoływało to w nim niewypowiedziany żal. Także otwarta wrogość synów wobec siostry z każdym rokiem przysparzała mu coraz większych trosk.
Według prawa tytuł, posiadłość i znaczna część jego majątku należały się w spadku Tristanowi, z pewnymi ustępstwami na rzecz Edwarda, młodszego syna. Edward miał odziedziczyć Dower House, czyli ogromną bogatą posiadłość, w której mieszkała aż do swojej śmierci jego babka. Phillip ustalił dla niego także pensję, dzięki której Edward żyłby wygodnie, gdyby zbytnio sobie nie dogadzał. Phillip wiedział, że gdyby Edward znalazł się w tarapatach, mógł liczyć na starszego brata – zawsze byli sobie bliscy. Tristan nigdy nie pozwoliłby Edwardowi żyć w nędzy. Córce jednak Phillip mógł zostawić tylko posag, i to gdyby wyszła za mąż. Wiele razy mówił Tristanowi, że jego pragnieniem jest, by Angélique mieszkała w zamku tak długo, jak tylko będzie chciała, a na starość przeniosła się do domu w obrębie posiadłości, który wszyscy nazywali Chatką, nawet gdyby w międzyczasie wzięła ślub.
Chatka dorównywała rozmiarami Dower House, miała podobnie liczną służbę, a Phillip wiedział, że jego córce będzie tam wygodnie. Ostateczna decyzja należała jednak do Tristana, a nikt nie mógł mieć pewności, na jaką hojność zdobędzie się wobec siostry. Prawo nie zobowiązywało go do opieki nad nią. Phillip zażyczył sobie również, by Tristan wspierał ją finansowo i przeznaczył dla niej hojną sumę w posagu, jak przystało na ich pozycję w świecie i jej szlachetne pochodzenie. Nie chciał zostawić Angélique bez grosza przy duszy, nie chciał, by zepchnięto ją na margines po jego śmierci, jednak w świetle prawa nie mógł zrobić nic, by temu zapobiec. Wiedział, że pozostawi córkę na łasce braci, ponieważ sama nie mogła po nim bezpośrednio dziedziczyć. Często dyskutował na ten temat z Angélique, a ona powtarzała mu, żeby się nie martwił. Niewiele potrzebowała do szczęścia, pragnęła tylko mieszkać w Belgrave. Znając jednak mechanizmy rządzące światem, ryzyko płynące z tego, że posiadłość przypadnie najstarszemu z jego synów, twardy charakter Tristana oraz chciwość jego małżonki, Phillip wiele bezsennych nocy spędził, zamartwiając się o córkę, szczególnie gdy z wiekiem zaczął podupadać na zdrowiu.
Od miesiąca chorował na płuca, a jego stan stopniowo się pogarszał, co przysparzało trosk Angélique. Wiele razy wzywała lekarza, zwłaszcza że ojciec zaczął gorączkować. Nadszedł listopad, temperatura spadła, pokojówki musiały więc stale podsycać ogień w jego sypialni, aby ją ogrzać. Zimą w Belgrave bywało chłodno. Tego roku pogoda była wyjątkowo nieprzychylna – śnieg spadł już w październiku, a wiatr hulał po polach, gdy Angélique siedziała przy łóżku ojca i mu czytała. Tego popołudnia kilkakrotnie zapadał w sen. Ilekroć się budził, wydawał się ożywiony, a jego policzki pałały gorączką. Pani White, gospodyni, zajrzała do niego, gdy spał, i zgodziła się z Angélique, że trzeba znów posłać po lekarza. Pokojowiec księcia John Markham był tego samego zdania. Markham rozpoczął służbę wiele lat przed narodzeniem Angélique, niemal dorównywał wiekiem swojemu pracodawcy i był mu głęboko oddany. Wszyscy martwili się stanem zdrowia Phillipa. Książę często zanosił się głębokim, przejmującym kaszlem, nie chciał też jeść ani pić, choć Markham co chwila przynosił pełne tace do jego pokoju.
Domem zarządzał kamerdyner o nazwisku Hobson, który nieustannie rywalizował z Markhamem o uwagę księcia, lecz teraz, gdy książę podupadł na zdrowiu, Hobson nie wtrącał się do opieki nad nim. Angélique była wdzięczna służbie za oddanie, jakie przejawiali wobec jej ojca – wszyscy go kochali, okazywał im bowiem dobroć, dbał o nich i był wrażliwym, a także odpowiedzialnym pracodawcą. Te same wartości przekazał córce.
Znała z imienia i nazwiska wszystkich lokajów i pokojówki, interesowała się ich życiem, serdecznie odnosiła się również do ogrodników, stajennych, a także do dzierżawców i ich rodzin. Rozmawiała z nimi, gdy spotykali się w ciągu dnia w związku z jej obowiązkami – kiedy przeglądała bieliznę pościelową z panią White czy wysłuchiwała problemów w kuchni. Kucharka, pani Williams, była surowa, lecz dobrego serca. Prowadziła kuchnię żelazną ręką i dowodziła podkuchennymi jak generał swoją armią, a posiłki, które gotowała, były wyborne i godne każdego szlachetnego domu. Starała się nakłonić księcia do jedzenia, przygotowując jego ulubione dania, ale od trzech dni tace wracały do kuchni nietknięte. Lamentowała, obawiając się, że to zły znak, a inni podzielali jej niepokój. Książę wyglądał na poważnie chorego, co nie umknęło również uwadze Angélique. Jako osiemnastoletnia panna była nad wiek dojrzała. Wiedziała, jak zarządzać domem ojca, i opiekowała się nim już nie raz w ostatnich latach. Tym razem jednak było inaczej. Ojciec chorował już od miesiąca, jego stan się nie poprawiał, a po trwającej niemal od tygodnia gorączce przestały go obchodzić starania innych. Chciał tylko spać, co było do niego w ogóle niepodobne. Mimo siedemdziesięciu czterech lat wciąż emanował witalnością i interesował się wszystkim – aż do teraz.
Lekarza niepokoił stan zdrowia księcia. Po jego wyjściu Angélique próbowała przekonać ojca do zjedzenia ugotowanego przez panią Williams bulionu, w którym pływały drobne kawałki gotowanego kurczaka, ale on nie chciał o tym słyszeć. Machnął tylko ręką, gdy spojrzała na niego ze łzami w oczach.
– Tato, proszę... Spróbuj tylko tej zupy. Jest pyszna i zrobisz przykrość pani Williams, jeśli nie zjesz choć trochę.
Zaczął protestować, co poskutkowało pięciominutowym atakiem kaszlu, po którym osunął się na poduszki wyraźnie wyczerpany. Niknął w oczach, chudł i tracił siły, nie dało się już dłużej zaprzeczać, że stał się kruchy, choć zazwyczaj próbowała udawać, że jest inaczej. Znów zapadł w sen, a ona trzymała go za rękę i obserwowała. Markham zajrzał kilka razy do pokoju – zatrzymywał się w progu, po czym niezauważenie wychodził.
Hobson zauważył go na schodach do kuchni i zapytał cicho:
– Jak się czuje Jego Książęca Mość?
– Bez zmian – odparł Markham z niepokojem w oczach.
Pani White przysłuchiwała się wymianie zdań. W kuchni panował ruch, choć ani Angélique, ani jej ojciec nie jedli. Gospodyni zamierzała posłać Angélique kolację na górę. Miała jeszcze dwadzieścioro pięcioro służących do wykarmienia. W Belgrave życie toczyło się wartko, zwłaszcza w części przeznaczonej dla służby.
– Co się stanie z tą kruszyną? – zapytała pani White kamerdynera, gdy Markham usiadł z innymi do kolacji. – Znajdzie się na łasce braci, jeśli coś stanie się Jego Książęcej Mości.
– Nic na to nie poradzimy – odparł Hobson, udając, że wcale nie martwi go to tak jak gospodynię.
Zatrudnił się jako kamerdyner wiele lat temu, gdy jego żona i córka padły ofiarą epidemii grypy. Szybko odkrył, że służba mu odpowiada, i został. Wiedział, że najbezpieczniejszym rozwiązaniem dla Angélique byłby ślub, zanim jej ojciec umrze, dzięki czemu znalazłaby się pod opieką męża zabezpieczona przez ojca posagiem. Dziewczyna była jednak jeszcze bardzo młoda i nie wzięła udziału w londyńskim sezonie tego lata – choć w tym roku mogła wejść do towarzystwa. Teraz było już na to za późno, gdyby jej ojciec nie wyzdrowiał, chyba że Tristan zezwoliłby na to w przyszłym roku, co wydawało się mało prawdopodobne. Przyszłość Angélique go nie interesowała, co jasno dawał wszystkim do zrozumienia. Miał dwie córki w wieku szesnastu i siedemnastu lat, które nie mogły się równać urodą z zaledwie rok od nich starszą ciotką. Angélique zostałaby gwiazdą każdego londyńskiego sezonu, stanowiąc dla nich konkurencję, a tego nie chcieli ani Tristan, ani jego małżonka.
Pani White i pan Hobson również zasiedli do kolacji, a wkrótce potem Markham znów udał się na górę, by zajrzeć do księcia. Biegał po schodach przez cały dzień. Gdy wszedł do pokoju, Jego Książęca Mość spał, a Angélique grzebała widelcem w jedzeniu, które jej przyniósł. Widać było, że płakała. Miała wrażenie, że godziny ojca są policzone. Zawsze wiedziała, że ten dzień nadejdzie, lecz jeszcze nie była nań gotowa.
Stan księcia nie pogorszył się ani nie polepszył przez następne trzy dni. Kiedy zbudził się pewnej nocy, jego oczy pałały gorączką. Czujna Angélique zauważyła, że jest bardziej przytomny i wydaje się silniejszy.
– Chcę iść do gabinetu – oświadczył stanowczo.
Zabrzmiał jak dawniej, a ją ogarnęła nadzieja, że to znak, iż gorączka w końcu ustępuje, a on wraca do zdrowia. Rozpaczliwie się o niego martwiła, lecz starała się tego nie okazywać i teraz również przybrała dzielną minę.
– Nie dzisiaj, tato. Tam jest za zimno.
Pokojówki nie napaliły w sąsiadującej z jego sypialnią małej bibliotece, w której nocami często przeglądał księgi rachunkowe majątku. Nie wstawał z łóżka od ponad tygodnia, więc Angélique zwolniła je z tego obowiązku, a teraz nie chciała, by ojciec opuścił ciepłe łóżko.
– Nie kłóć się ze mną – przerwał jej surowo. – Muszę ci coś dać.
Zastanawiała się przez chwilę, czy może majaczyć, lecz wydawał się całkowicie świadomy i w pełni przytomny.
– Możemy to załatwić jutro, ojcze. Albo powiedz mi, co to jest, a ja po to pójdę.
Już miała wstać, gdy ojciec odsunął kołdrę, podniósł się i spojrzał na nią z wyrazem determinacji na twarzy. Podbiegła do niego, obawiając się, że upadnie po tylu dniach spędzonych w łóżku. Widząc, że nie zdoła go powstrzymać, otoczyła go ramieniem, by mógł się oprzeć. Górował nad nią, gdy szli do gabinetu, a ona robiła, co mogła, aby się nie przewrócił. Była bardzo drobna, tak jak matka, i miałaby ogromne trudności z podniesieniem go, gdyby się potknął.
Chwilę później znaleźli się w małym, pełnym książek gabinecie, gdzie panował lodowaty chłód, tak jak się obawiała. Wiedząc dokładnie, po co tu przyszedł, ojciec podszedł do biblioteczki, sięgnął po dużą, oprawioną w skórę księgę i ciężko usiadł na krześle. Zapaliła świecę na biurku i w jej świetle zauważyła, że Phillip otwiera książkę atrapę. Wyjął z niej skórzaną sakiewkę oraz list, po czym spojrzał z powagą na córkę. Znów wstał, odłożył książkę na półkę i z sakiewką w dłoni zawrócił do sypialni, opierając się ciężko na Angélique. Wysiłek szybko go wyczerpał.
Angélique zdmuchnęła świecę w gabinecie, po czym pomogła mu się położyć. Podał jej zawiniątko i spojrzał na nią z miłością.
– Chcę, byś schowała to w bezpiecznym miejscu, Angélique, tak żeby nikt tego nie znalazł. To dla ciebie, na wypadek gdyby coś mi się stało. Odłożyłem to dla ciebie już jakiś czas temu. Nikomu nie mów. Musisz zachować to dla siebie. Pragnę wierzyć, że twój brat zaopiekuje się tobą, gdy mnie zabraknie, ale prawo w żaden sposób cię nie chroni. Pewnego dnia możesz tego potrzebować. Zachowaj to, ukryj i nie wydawaj, dopóki nie będziesz musiała. Nie korzystaj z tego teraz. Zachowaj to na potem, gdyby coś się stało. Będziesz mogła kupić za to dom, gdy będziesz starsza, albo zainwestować, by żyć wygodnie, gdybyś nie chciała dłużej mieszkać w Belgrave lub gdyby okazało się, że nie możesz. – Mówił do niej z powagą i z pełną świadomością o wydarzeniach, których nie była sobie w stanie wyobrazić, o których nawet nie chciała myśleć. Sam jednak nie mógł myśleć o niczym innym.
– Tato, nie mów tak – odparła ze łzami w oczach. – Dlaczego miałabym nie chcieć tu dłużej mieszkać, dlaczego miałabym kupić sobie dom? Belgrave jest naszym domem. – Jego słowa wywołały w niej konsternację, nie spodobały się jej. Sprawiły, że przeszedł ją dreszcz. Wyglądała jak przerażone dziecko, gdy wręczył jej sakiewkę oraz list.
– Nie musisz czytać go teraz, moja droga. Otworzysz go, gdy mnie zabraknie. Gdy to się wydarzy, dom przejdzie na własność Tristana i Elizabeth. Będziesz musiała polegać na ich hojności i żyć według ich zasad. Mają dwie córki, o których muszą myśleć, mniej więcej w twoim wieku. Nie będą się troszczyć o ciebie. Ja o niczym innym nie myślę. W środku jest dwadzieścia pięć tysięcy funtów, dość, byś żyła wygodnie przez długi czas, gdyby zaszła taka potrzeba. Korzystaj z tych pieniędzy rozsądnie. Na razie ich nie tykaj. Powinny wystarczyć, by przykuć uwagę szacownego dżentelmena, który cię pokocha i poślubi. Dzięki nim możesz też nigdy nie wychodzić za mąż. Mam nadzieję, że Belgrave na zawsze pozostanie twoim domem, kochanie, że będziesz mogła mieszkać tu do ślubu, ale nie mogę być tego pewien. Poprosiłem Tristana, by pozwolił ci tu mieszkać, w domu albo w Chatce, gdy będziesz starsza. Jest równie wygodna jak Dower House, który podarowałem Edwardowi. Wolałbym, żebyś została tutaj jeszcze przez jakiś czas. Ale będę spał spokojniej, wiedząc, że ci to dałem. Przekazuję ci to z całą moją miłością. List potwierdza, że podarowałem ci to za życia, że wszystko należy do ciebie i że możesz rozporządzać tym wedle własnej woli.
Łzy spływały po jej policzkach, gdy go słuchała. Zauważyła jednak, że ojciec się uspokoił i odetchnął z ulgą, podarowawszy jej sakiewkę i list. W jej oczach była to fortuna. Jej przyszłość musiała bardzo martwić ojca. Ułożył głowę na poduszkach ze zmęczonym uśmiechem, gdy wzięła sakiewkę w drżące dłonie.
– Nie chcę, tato. Nie potrzebuję. Nie powinieneś dawać mi tego teraz. – Wiedziała, że to pierwszy krok do chwili, gdy zostawi ją na zawsze, i nie chciała pomagać mu wstąpić na tę ścieżkę. Nie chciała go też jednak denerwować, choć nie mogła sobie wyobrazić, co miałaby począć z dwudziestoma pięcioma tysiącami funtów. Była to zawrotna suma, choć niczego więcej nie miała. Dzięki niej stałaby się mniej zależna od brata, gdyby nie dawał jej dość na utrzymanie. Ojciec chronił ją tym hojnym darem. – Dziękuję ci, tato – wyjąkała więc tylko, po czym pochyliła się nad nim i pocałowała, a on zamknął oczy. Po jej policzkach spływały łzy.
– Prześpię się teraz – oświadczył cicho i chwilę później zasnął.
Angélique siedziała u jego boku wpatrzona w ogień, z sakiewką na kolanach. To było takie typowe dla jej ojca, który myślał o wszystkim i robił dla niej, co w jego mocy. Gdyby stał się teraz stary, słaby lub niedołężny, miała dość, by żyć wygodnie, jeśli nie wystawnie przez wiele lat. Gdy jednak patrzyła na ojca, pragnęła tylko jednego – by to on żył jeszcze bardzo, bardzo długo. Znaczyło to dla niej więcej niż wszystko, co mógłby jej podarować. Jej ojciec był hojnym, kochającym człowiekiem.
Przeczytała jego list, który potwierdził wszystko, co jej powiedział na temat pieniędzy. Zastrzegł w nim również, że będzie mogła zatrzymać całą biżuterię, którą kupił dla jej matki w krótkim okresie ich małżeństwa. Wiedziała, że na życzenie Tristana będzie musiała zwrócić wszystkie rodzinne klejnoty, które ojciec jej podarował, lecz jego piękne podarki dla drugiej żony mogła zatrzymać. Nic więcej nie mógł dla niej teraz zrobić, tylko modlić się, by Tristan był dla niej dobry i by respektował jej prawa jako swojej siostry zgodnie z życzeniem Phillipa. Angélique nie miała wątpliwości, że Tristan tak właśnie postąpi pomimo swojej niechęci do jej matki. Bądź co bądź byli rodziną, a on musiał uszanować życzenia ojca. Była tego pewna.
Tej nocy spała przy łóżku ojca. List i sakiewkę schowała w głębokiej kieszeni spódnicy. Nie chciała go zostawiać, by zanieść te rzeczy do swojego pokoju – przy niej pieniądze były bezpieczne. Zapadła w głęboki sen zwinięta w kłębek w fotelu. Obecność ojca stanowiła dla niej pociechę, podobnie obecność córki dla niego.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------