- W empik go
Księżniczka Józefina i najwspanialszy puchar lodowy. Bajki mają moc - ebook
Księżniczka Józefina i najwspanialszy puchar lodowy. Bajki mają moc - ebook
Księżniczka Józefina i najwspanialszy puchar lodowy
Księżniczka Józefina, której lekarz zabrania zajadania się słodyczami, dostaje zgodę na zjedzenie jednego pucharu lodów. By wybrać ten najlepszy, jej rodzice ogłaszają konkurs, w którym mogą wziąć udział wszyscy cukiernicy w księstwie. Wybrednej Józefinie jednak nie odpowiada żaden smak ani rodzaj lodów… Czy księżniczka znajdzie w końcu to, czego naprawdę szuka?
Bajki mają moc
Bajki mają wielką moc. Opowieści mają moc. Uwielbiamy obserwować bohaterów, którzy są do nas podobni i potrafią tak wiele osiągnąć mimo swoich niedoskonałości. Don Kichot, Bilbo Baggins, Harry Potter – choć nie istnieją poza wyobraźnią, to jednak odnajdujemy w nich ziarenko siebie.
W „Bajkach, które mają moc” zapraszamy dzieci do świata pełnego empatii i wsparcia. Znajdą w nim bohaterów, którzy zmagają się z niedoskonałościami lub trudnościami – czasem codziennymi, jak zajęcia szkolne, a czasem wyjątkowymi, jak depresja rodzica. Dzieci, widząc ziarenko podobieństwa w nawet odrealnionej postaci, podążają za nią, by dowiedzieć się, jak skończy się jej przygoda, czy wszystko będzie dobrze. Tak rodzi się nadzieja. Może ta historia poprawi humor twojemu dziecku? Pozwoli lepiej pomyśleć o sobie samym i z uśmiechem wyjść rano do szkoły? Może łatwiej będzie mu lub jej uwierzyć w to, że trudne chwile mijają?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-7520-2 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
■ ■ ■
Garderoba, z sukienkami we wszystkich kolorach tęczy, strojami kąpielowymi, futerkami na zimę i lakierowanymi bucikami na lato, zajmowała osobny pokój. Józefina miała własnego kucyka Kleofasa, brązowego z białym paskiem na nosku, i dwa wspaniałe niebieskoszare charty, Błękitka i Turkuska. Uwielbiała jeździć na Kleofasie i bawić się z psami.
Nie chodziła do szkoły, lecz miała prywatne lekcje gry na pianinie i na harfie, języka francuskiego i hiszpańskiego oraz tańca. Historii, geografii, matematyki i przyrody uczyła ją jej ulubiona guwernantka – pani Róża. Przy wszystkich lekcjach, nawet matematyki, przygrywali księżniczce na skrzypcach, harfie i fortepianie najlepsi muzycy w księstwie.
Wolny czas Józefina spędzała w ogrodzie pełnym wonnych herbacianych róż i hortensji wielkich jak głowy księcia i księżnej. Były tam altanki, dające schronienie przed słońcem, huśtawki, na których można było rozbujać się aż do nieba, i oczka wodne, w których wieczorami kumkały żaby.
■ ■ ■
Było gorące lato. Inne dzieci pewnie cieszyły się dniami wolnymi od szkoły, ale księżniczka miała lekcje nawet w wakacje, ponieważ rodzice uważali, że musi być dobrze wykształcona, żeby kiedyś móc pełnić rolę księżnej. Poza tym, szczerze mówiąc, prócz nauki nie miała nic do roboty. Księstwo Lint było oddalone od świata i dziewczynka nie znała żadnych dzieci w swoim wieku, z którymi mogłaby się pobawić. Taak… Józefinie podobało się, że rodzice bardzo o nią dbają i zapewniają jej wszystko co najlepsze, ale czasem wolałaby pobawić się z rówieśnikami. Czuła się naprawdę samotna. Rodzice często wyjeżdżali na bale, bo to wypada księciu i księżnej, i zawody jeździeckie, bo oboje uwielbiali jazdę konną, ale nigdy nie zabierali księżniczki ze sobą, tłumacząc, że jest na to za mała.
Jej nauczycielka, pani Róża, zaproponowała, żeby tego dnia lekcje odbywały się na zewnątrz. W końcu pogoda była wspaniała! Po co siedzieć w chłodnych komnatach pałacu, gdy można uczyć się i jednocześnie wygrzewać w słońcu?
Muzycy też powitali ten pomysł z zadowoleniem i po chwili zaczęli stroić instrumenty na werandzie.
■ ■ ■
Pani Róża usiadła w wiklinowym fotelu, a Józefina ułożyła się w hamaku. Słońce przyświecało mocno. Dzień był naprawdę upalny.
– Na taki upał przydałyby się lody – powiedziała pani Róża.
– Lody? A co to takiego? – zdziwiła się księżniczka, która nigdy nie próbowała lodów. Nie były to czasy, gdy zimny przysmak można było kupić w każdym markecie. – Czy możemy dzisiaj mieć lekcję o lodach? – poprosiła.
Róża się uśmiechnęła.
– Oczywiście, panienko – odparła. A że miała bardzo szeroką wiedzę o dosłownie wszystkim, opowiedziała Józefinie, co wie na ten temat: – Pierwsze lody jedzono w Chinach już pięć tysięcy lat temu. Robiło się je z owoców, zgniecionych i zmieszanych ze śniegiem. Lody jadano też w starożytnym Rzymie i Grecji. Dodawano do nich miód, żeby były smaczniejsze. Później dzięki wspaniałemu podróżnikowi, Marco Polo, lody pojawiły się we Włoszech. Mrożono tam lemoniadę, w ten sposób powstały lody wodne, które nazwano sorbetami. A pierwsza lodziarnia powstała w Paryżu…
Przy nazwie tego miasta pani Róży nagle posmutniała. Umilkła, podniosła głowę do góry i spojrzała w niebo.
– W Paryżu – powtórzyła Józefina i westchnęła, bo słyszała już o tym mieście i zawsze chciała tam pojechać i zobaczyć słynną wieżę Eiffla.
– Tak, tam właśnie próbowałam lodów, panienko – odparła Róża już pogodniejszym tonem głosu.
– Ale jak właściwie smakują te lody?
– No cóż… – zawahała się Róża. – Smakują różnie, w zależności od tego, jakie wybierzesz. Śmietanką, czekoladą, truskawkami… Są cudownie zimne i orzeźwiające. Ach, Paryż… W pierwszym okresie naszej znajomości Krystian zaprosił mnie do kawiarni… – Pani Róża się uśmiechnęła.
Guwernantka rzadko wspominała o Krystianie. Józefina wiedziała tylko, że byli kiedyś zaręczeni, ale narzeczony pani Róży zginął w jakiejś wielkiej bitwie i ona nigdy już nie wyszła za mąż. Hm… Józefina zrozumiała, że wspomnienie o lodach i Paryżu najpierw wypełniło panią Różę smutkiem, potem jednak radością, bo musiało być cudownie przywoływać te piękne chwile z narzeczonym.
– …i tam dostałam puchar lodowy – dokończyła pani Róża.
– Puchar lodowy? – zdziwiła się Józefina, której puchar kojarzył się tylko z wygraną w zawodach jeździeckich, bo jej rodzice często zdobywali takie trofea.
– Taak… – rozmarzyła się Róża. – Najwspanialszy puchar lodowy świata!
– A dlaczego my nigdy nie jemy lodów?
– Nie wiem, panienko. Zdaje się, że moda z Paryża jeszcze do nas nie dotarła – zamyśliła się Róża. – Zresztą, nie tak łatwo jest zrobić lody. Przede wszystkim potrzebny jest lód. Kiedyś sprowadzano go z wysokich gór, teraz są takie specjalne chłodzące maszyny… Ale obawiam się, że my ich nie mamy. No oczywiście w zimie znacznie łatwiej byłoby o lody. Ale kto w zimie ma na nie ochotę? Naprawdę smakują tylko w lecie!
– Najwspanialszy puchar lodowy świata… – powtórzyła słowa nauczycielki księżniczka. Skoro Róża mogła go spróbować, dlaczego nie ona?
■ ■ ■
Józefina nie mogła zapomnieć o tej rozmowie. Cały czas myślała o tym, jak smakują lody. Jak śmietanka czy czekolada, czy truskawka… ale są bardzo zimne. Czy tak bardzo jak śniegowe kulki, którymi lubiła rzucać w zimie w bramę pałacu? Musi spróbować lodów. Rodzice na pewno zrobią wszystko, żeby spełnić to marzenie – w końcu zawsze starali się ją uszczęśliwić!
Kilka dni później księżna i książę wrócili z zawodów w samej stolicy Arondo, Orto. Księżniczka wreszcie mogła spróbować ich przekonać do spełnienia swojej zachcianki. Księżna Anastazja zmarszczyła grube brwi i wydęła usta tak, że aż jej odpadł przyczepiony dla ozdoby pieprzyk.
– Zimny deser? A czy to nie wpłynie źle na jej gardło, Leoncjuszu? Poza tym lody na pewno zawierają strasznie dużo cukru, a wiesz, jakie jest moje zdanie na temat słodyczy.
Niestety, Józefina odziedziczyła po mamie skłonność do nadwagi, po tacie natomiast skłonność do przeziębień.
– Możemy poradzić się medyka – odparł książę Leoncjusz.
Po chwili, wezwany dźwiękiem dzwonka, stał przed księciem i księżną nadworny lekarz, Wasyl.
– Ehm, ehm – odchrząknął. – No cóż… Co do przeziębień, to zalecamy lody nawet na anginę, ale rzeczywiście są kaloryczne.
Józefina najpierw zgromiła medyka wzrokiem, a potem uśmiechnęła się do niego tak słodko, że zmiękł.
– Myślę jednak, że jeden puchar lodowy księżniczce nie zaszkodzi. Ale tylko jeden. – Wasyl zmarszczył brwi pod wpływem groźnej miny księżnej.
– Zupełnie nie wiem, po co ta Róża opowiedziała Józefinie o lodach! Powinniśmy ją zwolnić! – oburzyła się księżna.
– Ależ, kochanie, wiesz przecież, że nasza córka uwielbia Różę. Poza tym musisz przyznać, że jej wiedza jest oszałamiająca! Nie znajdziemy drugiej takiej nauczycielki! A zresztą, czemu by nie sprowadzić lodów dla Józefiny, skoro nawet medyk pozwolił? Założę się, że kiedy rozpuścimy wici, za chwilę przyjadą tu najlepsi producenci lodów z całego Arondo, a nawet ze świata.
– Czy my jej nazbyt nie rozpieszczamy, Leoncjuszu?
– A kogo mamy rozpieszczać? Mamy tylko ją jedną! – oburzył się książę. – Poza tym jest księżniczką. Musi wiedzieć, że jest warta tego, co najlepsze. I że nie musi zadowalać się byle czym!
– Może masz rację – zamyśliła się księżna. – A zresztą… jest samotna i potrzebuje towarzystwa! To dobry pretekst, żeby nas ktoś odwiedził na tym odludziu!
Książę po tych słowach trochę się na księżną obraził. Odludziu! Przecież zadbał o to, żeby żona mogła żyć w najpiękniejszym pałacu, otoczonym wspaniałym ogrodem i lasem.
– Pamiętaj, że my jeździmy na bale, wyścigi konne i z wizytami, a ona tu siedzi z guwernantką i ogrodnikiem – powiedziała żona. – Dopóki była małym dzieckiem, to jej nie przeszkadzało, ale teraz na pewno przyda jej się rozrywka. Poza tym stanowczo potrzebujemy nowego kucharza! Możemy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu! Sprawić przyjemność Józefinie, a jednocześnie znaleźć dobrego kuchmistrza, jak sądzisz, kochanie?
– Jak zwykle masz rację, kochanie – odparł książę Leoncjusz i pocałował księżną prosto w usta.
■ ■ ■
– Tru-tu-tu! Oto ogłoszenie księcia i księżnej Lintu! Księżniczka Józefina pragnie zjeść najwspanialszy puchar lodowy świata! Cukiernicy i kucharze, jeśli chcecie sprawić przyjemność księżniczce, bierzcie się do roboty! Nagrodą będzie uśmiech księżniczki i posada kucharza w pałacu księstwa Lintu!
Posłańcy rozpierzchli się na cztery strony świata i rozgłaszali wiadomość w każdym pałacu i zamku, w miasteczkach i wioskach, w sąsiadujących z Lintem księstwach i jeszcze dalej. A niedługo potem do pałacu zawitał pierwszy gość.
– Kucharz ze stolicy, pan Wittorio Dolczero. – Lokaj skłonił się i wprowadził przybyszy. Pan Wittorio był pulchny, sympatyczny i na głowie miał czapkę kucharską. Obok niego szedł uroczy młodzieniec o ciemnych włosach i oczach, niosący drewnianą skrzynkę. Skłonili się nisko.
– Księżno Lintu, książę Lintu – powiedział kucharz, za każdym razem skłaniając głowę. – Mam zaszczyt przedstawić państwu dobrodziejom puchar lodowy, który nazwałem „Czekoladowe marzenie”. Oto mój syn, Alessandro, który pomagał mi w przygotowaniu przysmaku. Syn przejmie po mnie interes, rzecz jasna. Państwo często bywają w Orto? Następnym razem zapraszam do jednej z moich restauracji.
Alessandro postawił skrzynkę na ziemi. Po jego twarzy płynęły strużki potu. Upał był niemiłosierny, dało się go odczuć nawet w zwykle chłodnym wnętrzu pałacu.
– Oto najwspanialszy puchar lodowy świata dla księżniczki Józefiny. – Skłonił się i otworzył skrzynkę.
Księżniczka zobaczyła najpierw tylko kostki lodu, ale kiedy chłopiec usunął je z wierzchu, wtedy jej oczom ukazał się wspaniały deser.
– Lody czekoladowe zrobione są z ziaren kakaowca pochodzących z najlepszych upraw z Afryki – wyjaśnił pan Wittorio.
– To bardzo drogie ziarna – wtrącił Alessandro, a kucharz zgromił go wzrokiem.
– Nie ma ziaren dość drogich dla wykwintnego podniebienia księżniczki – powiedział, a następnie sam wyjął deser i postawił go na stole.
– Bita śmietana jest ze śmietanki z mleka od holenderskich krów – dodał szybko Alessandro, jakby chcąc przypodobać się ojcu.
– A maliny pochodzą z upraw tuż spod koła podbiegunowego, gdzie powietrze jest najczystsze, a wegetacja trwa najkrócej, dlatego mają w sobie tyle smaku – dodał pan Wittorio.
– A mnie się zdawało, że najlepiej smakują maliny dojrzewające w słońcu, a pod kołem biegunowym rosną tylko porosty. – Księżniczka się skrzywiła.
– Dobrze wykształcona panna. – Kucharz się uśmiechnął, a Alessandro spojrzał na nią z podziwem. – Ale dość słów! Proszę spróbować naszych lodów, bo jak będziemy tyle gadać, to się rozpuszczą!
Księżniczka niepewnie wbiła łyżeczkę w deser i spróbowała lodów. Och! Jakie to było dobre! Tak cudownie rozpuszczały się na języku, pozostawiając smak delikatnej śmietanki, mlecznej czekolady i owoców. Pycha!
– Przyznaj, księżniczko, że to istotnie najwspanialsze lody świata! – powiedział z dumą Wittorio.
– Są smaczne. – Księżniczka kiwnęła głową i się zamyśliła.
Jeśli teraz przyzna, że to w istocie najwspanialszy lodowy puchar świata, zabawa się skończy. Medyk nie pozwolił jej przecież zjeść więcej niż jednego deseru. A co, jeśli ktoś przyniesie lepsze lody? W końcu rodzice zawsze mówili jej, że nie powinna zadowalać się byle czym.
– Nie mogę mieć pewności, że to najwspanialszy lodowy puchar, dopóki nie skosztuję innych – powiedziała i odsunęła puchar. Wittorio wyglądał na trochę obrażonego. Jego syn skorzystał z okazji i zabrał puchar, a potem, oblizując się, pożarł całe lody.
– Nie ma nic lepszego w taki upał niż lody! – rzekł. A potem wyjrzał przez okno. – O, masz kucyka! Mogę zobaczyć? O rany, jakie wspaniałe charty! Byłyby świetne na polowaniu! Polowałaś kiedyś? Mógłbym cię nauczyć!
– Wracamy, Alessandro, stangret czeka – syknął surowo jego ojciec, niezadowolony, że choć tak się starali, księżniczka ledwo co spróbowała lodów. Nie przepadał za wybrednymi panienkami i nie chciał, żeby jego syn się z nią bawił.
Księżniczkę coś jakby zakłuło w sercu. Już wtedy, gdy patrzyła, jak Alessandro pożera jej lody, ewidentnie czerpiąc z tego ogromną przyjemność. A gdy zaproponował zabawę… Była taka samotna! Nie pogardziłaby wspólnie spędzonymi chwilami. Ale ta możliwość przepadła. W dodatku… miała taką ochotę na lody, a w końcu ich nie zjadła!
– Miły był ten Alessandro – powiedziała cicho, ale matka i tak usłyszała.
– To syn kucharza! – oburzyła się Anastazja.
– Nie kucharza, tylko właściciela wielkiej sieci restauracji! – sprostował Leoncjusz.
– Ale on nie jest z naszej sfery!
– O czym wy mówicie? – zdziwiła się księżniczka.
– Właśnie, o czym ty mówisz, kochanie! Przecież to dzieci! – zdenerwował się książę.
– Dzieci w końcu przestają nimi być, kochanie?! Pamiętaj o tym – burknęła księżna.
Księżniczka wzruszyła ramionami. Była smutna przez cały dzień, ale gdy tylko obudziła się po niespokojnym wypoczynku, zobaczyła, że polną drogą nadciąga jakiś orszak.
„Założę się, że znowu ktoś przywiózł lody dla mnie” – pomyślała.
Tym razem przyjechał cukiernik, pan Alfred Słodycz. Był właścicielem największej kawiarni w oddalonym o kilkanaście kilometrów miasteczku Trotto. Dostarczał też ciasta i torty na bale i przyjęcia, nawet w rodzinie królewskiej. Przyjechało z nim jeszcze dwóch czeladników. Z dumą wnieśli do jadalni niewielkie pudło.
– Książę, księżno, księżniczko… – Cukiernik schylił się w ukłonie. – Przygotowanie lodów dla panienki było dla nas prawdziwym zaszczytem. Ta skrzyneczka, panienko, to przenośna minichłodziarka, którą sam zaprojektowałem specjalnie na tę okoliczność. Pozwala nie tylko zachować temperaturę przysmaku – podkręcił wąsa – ale również cieszyć się nim na wycieczce czy choćby w ogrodzie.
– No to chodźmy do ogrodu! – Księżniczka klasnęła w ręce.
Było tam bardzo przyjemnie. Słońce przygrzewało mocno, ale wiał leciutki wietrzyk, który poruszał liśćmi drzew. W trawie przygrywały koniki polne i bzyczały pszczoły spijające nektar z kwiatów. W koronach drzew śpiewały ptaki.
■ ■ ■
Co może być przyjemniejszego niż posiedzieć w taki dzień w ogrodzie, smakując wspaniałe lody? Wkrótce puchar, wyjęty z przenośnej lodówki, stanął przed księżniczką. Czeladnicy, młodzi chłopcy o zabawnym usposobieniu, wyciągnęli ze skórzanej torebki szklane kulki, bo cukiernik pozwolił im się pobawić.
Księżniczka pomyślała, że chętnie pobawiłaby się z nimi i że zrobi to, kiedy już spróbuje lodów, które przywieziono.
– Jaki to smak? – zapytała księżniczka.
– To lody waniliowe, z prawdziwą wanilią z Madagaskaru – odparł cukiernik. – Udekorowane są bezikami czekoladowymi i listkami z marcepanu.
– Tylko waniliowe? – zapytała księżniczka, bo od razu pomyślała, że nie może to być najwspanialszy puchar świata, skoro zawiera w sobie tylko jeden składnik smakowy.
– Wykwintna prostota, księżniczko – odparł cukiernik. – Proszę spróbować.
Księżniczka wzięła do ust łyżeczkę lodów, maleńką bezę w kształcie kwiatuszka i jeden marcepanowy listek. Deser bardzo jej smakował, ale… zobaczyła, że drogą nadciąga następny orszak. Chętnie zjadłaby te lody, ale co jeśli kolejne będą jeszcze lepsze? Medyk powiedział wyraźnie, że nie wolno jej zjeść więcej niż jednego deseru lodowego tego lata…
– Są smaczne, panie cukierniku – odrzekła. – Myślę jednak, że nie jest to najwspanialszy puchar. Szukam czegoś więcej.
Cukiernik miał taką minę, jakby użądliła go pszczoła.
– Chłopcy! – zawołał. – Idziemy!
– Księżniczka nie chce naszych lodów? – zdziwił się jeden z nich.
– Głupia! – zawołał drugi. – Możemy je zjeść?
– No jasne! Wykonaliście wspaniałą robotę! Szkoda, żeby się zmarnowała! – odparł cukiernik i przesunął puchar w stronę chłopaków, którzy zjedli lody, oblizali się od ucha do ucha, a potem pozbierali swoje szklane kulki i ruszyli za mistrzem, niosącym pod pachą swoją przenośną lodówkę.
■ ■ ■
– Księżno, książę, księżniczko… – Skłonił głowę następny gość. – Jestem władcą archipelagu bezludnych wysp na najbardziej turkusowym morzu świata. A to moja córka, Amelia.
Sympatyczna dziewczynka ukłoniła się nisko.
– Na moich wyspach – kontynuował władca archipelagu – rosną mangowce, z których zwieszają się najdojrzalsze i największe owoce mango, karambole z uroczymi owocami po przekrojeniu przypominającymi gwiazdy, ananasy z zielonymi pióropuszami, palmy kokosowe ciężkie od kokosów. To dziewicze rośliny, żaden człowiek nigdy nie zrywał z nich owoców, nawet ich nie dotykał. Z tych tropikalnych cudów powstał dla panienki wspaniały puchar sorbetów.
Oczom księżniczki ukazał się puchar pełen żółtych, białych i pomarańczowych kulek lodów owocowych. Księżniczka westchnęła, bo nagle przypomniał jej się smak poprzednio przywiezionych pucharów lodowych i zatęskniła za nimi, próbując kwaskowatych lodów z kumkwatu.
– A nie ma w tym pucharze żadnych lodów na śmietance? – zapytała.
Podróżnik pokręcił głową.
– Cóż… to szkoda. Bo ja chyba jednak wolę lody waniliowe albo śmietankowe. Poza tym ten puchar nie ma żadnych dekoracji!
– Nie smakują jej nasze lody? – zdziwiła się córka władcy archipelagu. – Jak to możliwe? Zerwaliśmy dla niej najdojrzalsze owoce!
– Nie mówiąc o tym, że przewiezienie ich tutaj w nienaruszonym stanie kosztowało mnóstwo wysiłku! – Jej ojciec zmarszczył brwi. Mówiąc szczerze, wcale nie liczył na posadę kucharza, bo to go nie interesowało, tylko na to, że gdyby księżniczce zasmakowały lody, książę zgodziłby się wesprzeć finansowo badania nad florą i fauną Polinezji, które zamierzał prowadzić w najbliższym czasie. – Cóż, zdaje się, że podróż poszła na marne!
– Ja tam nie żałuję – powiedziała dziewczynka. – Było świetnie! Pamiętasz te delfiny?
Księżniczka Józefina przez chwilę pozazdrościła małej Amelii. Chętnie razem z nią wybrałaby się na jakąś wycieczkę. Ale raczej musiała o tym zapomnieć, skoro nie uznała tych lodów za najwspanialsze! Trudno! Na drodze zobaczyła następnych gości. Ciekawe, co oni będą jej mieli do zaoferowania!
■ ■ ■
Lato mijało przy dźwięku zajeżdżających pod pałac powozów.
Księżniczce proponowano lody o smaku zbieranych tuż po deszczu poziomek, lody jabłkowe z najstarszych, pradawnych odmian jabłoni, lody o smaku weselnego tortu, bożonarodzeniowego piernika, ale też lody o smakach najdziwniejszych: pomidorowe i kotletowe o wysokiej zawartości białka, lody o smaku papryczek chili, a nawet o smaku ziemi i o smaku mchu. W pucharach były też mieszanki, lody o smaku budyniu czekoladowego z malinami czy tortu bezowego z pomarańczą, herbaty z konfiturą wiśniową czy nawet lody o smaku dwudaniowego obiadu.
Konkurenci prześcigali się też w dekoracjach. Puchary wykonywano z prawdziwego kryształu, ze szkła z otokiem z brylantów i ametystów, w kształcie kuli, karocy, a nawet nocnika! Lody podawano w łupinach kokosa, w wydrążonym chlebie, skorupach żółwi, a nawet w wojskowych hełmach! Dekorowane były ciasteczkami, słodką posypką, kruszonymi orzeszkami, a nawet kwiatami i motylami zatopionymi w przezroczystym karmelu.
Księżniczka za każdym razem próbowała lodów, ale nawet gdy naprawdę jej smakowały, zastanawiała się, czy następnego dnia nie dostanie jeszcze lepszych.
■ ■ ■
Nauczycielka z niepokojem patrzyła na to, co dzieje się w pałacu, a nawet sama Józefina powoli odczuwała zmęczenie całym tym przedsięwzięciem.
– Czy nie jesteś zbyt wybredna, księżniczko? – zapytała ją pewnego razu Róża przy wieczornej lekcji.
– Ale jak mam wiedzieć, czy to na pewno jest właśnie ten najwspanialszy puchar lodowy świata? Jaki był ten twój, ten, który jadłaś w Paryżu? Opowiedz mi, Różo, raz jeszcze! Co było w nim takiego, że wiedziałaś, że jest najwspanialszy? Jakie to były lody?
Róża się zamyśliła.
– Jakie to były lody? – powtórzyła. – Kulka śmietankowych, kulka czekoladowych i kulka truskawkowych. Do tego odrobina bitej śmietany.
– I tyle? – zdziwiła się Józefina. – Żadnych owoców ani posypki, niczego? Wcale nie brzmi, jakby to był najwspanialszy puchar!
– Siedzieliśmy w małej kawiarence na jednym z największych placów Paryża. Był upalny dzień. Krystian zapytał, czy miałabym ochotę na lody, a mnie było przyjemnie, że sprawił mi taką niespodziankę. Lody przyjemnie rozpuszczały się na języku. Dobrze to pamiętam, ten upał i ten smak.
– I tylko tyle? I to był najwspanialszy puchar lodowy na świecie?
– Tak, właśnie tak – odparła Róża.
Józefinie przypomniało się, z jakim zapałem pałaszowali lody czeladnicy cukiernika, mała Amelia i Alessandro. „Nie ma nic lepszego niż lody w taki upał”. Choć próbowała już kilkudziesięciu smaków, tak naprawdę nie dane jej było rozkoszować się zjedzeniem jakichkolwiek lodów!
– Jutro zjem cały puchar, jakikolwiek by był! – powiedziała do Kleofasa, który zarżał, jakby się z nią zgadzał.
■ ■ ■
Następnego dnia księżniczka wstała zupełnie pewna, że podjęła dobrą decyzję.
– Mamo, będę w ogrodzie. Jak przyjdą z lodami, przynieś mi puchar, a ja zjem cały. Każdy puchar lodowy jest najwspanialszy, kiedy można się nim rozkoszować w upalny dzień!
Księżna spojrzała w okno, ale nic nie powiedziała.
Księżniczka wyszła do ogrodu i zmarszczyła brwi. Powiał silny wiatr, a z drzew zaczęły spadać pierwsze żółte i czerwone liście. Józefina zadrżała, a jej ramiona pokryły się gęsią skórką.
– Panienko, mam dla panienki najwspanialszy lodowy puchar świata – powiedział mężczyzna z zakręconymi wąsami. – Jest naprawdę zupełnie niezwykły, ponieważ… – przerwał, bo nad pałacem zawisła czarna chmura, z której lunął deszcz.
– Myślę, że spróbujemy w środku. – Księżna uśmiechnęła się cierpko i wszyscy uciekli pod dach.
– Ale… ale… – powiedziała księżniczka, gdy już usiadła przy stole i postawiono przed nią puchar lodów o szesnastu różnych smakach, ozdobiony karmelizowanymi orzeszkami i pestkami granatu. – Może to i jest najwspanialszy puchar, nie wiem... Ale ja już nie mam ochoty na lody! Jest za zimno!
– Och. – Brodaty cukiernik z Figletto, małego miasteczka nad jeziorem, posmutniał. – Spóźniłem się. Bardzo mi przykro. Może w przyszłe lato odwiedzę księżniczkę?
– Będzie mi bardzo miło. – Józefina dygnęła.
■ ■ ■
Deszcz szybko przeszedł, ale nadeszły zimne dni. Okazja do zjedzenia pucharu lodowego w ciepły dzień uleciała! Zawody cukiernicze odwołano. Jesień minęła i zaczęła się zima. Pewnego wieczora księżniczka i pani Róża wyszły na chwilę na werandę, bo spadł pierwszy śnieg i Józefina zamarzyła o tym, by ulepić bałwana. Obie oczywiście były ciepło ubrane, a dodatkowo okryły się pledami z wielbłądziej wełny.
– W taki wieczór jak ten przydałaby się gorąca czekolada. Nie ma nic lepszego w zimie! – wykrzyknęła pani Róża.
– Gorąca czekolada? – zdziwiła się księżniczka. – Nigdy jej nie próbowałam!
– Najlepszą gorącą czekoladę piłam z moją świętej pamięci mamą w pewien wieczór sylwestrowy – powiedziała pani Róża i na chwilę posmutniała. – Podróżowałyśmy po Hiszpanii. Była wyjątkowo mroźna zima. W Hiszpanii śnieg pada rzadziej niż tutaj, ale wtedy zaczął sypać jak szalony, a temperatura mocno spadła. Przemarzłyśmy do szpiku kości i postanowiłyśmy się rozgrzać. Wstąpiłyśmy do małej czekoladziarni i po chwili słodki napój tak wspaniale rozgrzewał nas od środka… To była najwspanialsza gorąca czekolada na świecie… A niedługo potem poznałam Krystiana…
– I pojechaliście na lody do Paryża. – Józefina się uśmiechnęła i włożyła w głowę bałwana marchewkę. – Muszę zapytać rodziców, czemu nigdy nie pijamy gorącej czekolady. Myślisz, że zgodziliby się, żebym spróbowała? Ale nie wiem, czy nasz kucharz potrafi ją robić! A zresztą, co tam! Na pewno znajdą się czekoladnicy, którzy będą chcieli ją dla mnie przyrządzić. Jak myślisz? W końcu rodzice nadal nie znaleźli kucharza, którego szukali!
– Tak – odparła Róża.
■ ■ ■
– Mamo, tato, dlaczego nigdy nie pijamy gorącej czekolady? – zapytała Józefina rodziców tuż przed pójściem spać.
– Cóż – chrząknął tata. – Medyk mówi, że słodycze są niezdrowe, a od czekolady na twojej twarzy mogłyby się zrobić wypryski.
– Ale zgodzilibyście się, żebym ją spróbowała choć raz?
– No cóż, myślę, że to by ci nie zaszkodziło! – odparła mama, a medyk niedługo potem to potwierdził.
– Mam znów rozgłosić twoją zachciankę w całym królestwie? – zdziwił się książę Leoncjusz.
– Nie, tatku – odparła Józefina. – Na razie nie ogłaszaj konkursu. Najpierw koniecznie wyślij posłańca do stolicy! Nie chcę, by praca innych cukierników poszła na marne, a wierzę, że pan Wittorio może przygotować najlepszą czekoladę na świecie!
W skrytości ducha księżniczka marzyła, żeby cukiernik z Orto pojawił się w pałacu ze swoim miłym synem, z którym wtedy nie zdążyła się pobawić. Tak też się stało. Wkrótce Wittorio i Allessandro zajechali pod pałac.
– Księżniczce nie smakowały nasze lody, może zasmakuje jej czekolada – powiedział pan Wittorio i polecił kucharzowi podgrzać przyniesiony przez siebie garnuszek.
– Jest z jakimiś dodatkami? – zapytała księżniczka.
– Nie, jest zupełnie zwyczajna – odparł Alessandro. – Zrobiona z ziaren kakaowca i śmietanki.
– Czy mogłabym jej spróbować na werandzie? – zapytała księżniczka. – Patrzcie, jak pięknie!
Śnieg padał grubymi płatkami, zamieniając cały świat w cudowną bajkę.
Księżniczka przystanęła, patrząc na padający śnieg, i zadrżała z zimna. Kucharz podał jej wielki kubek wypełniony czekoladą. Pachniała obłędnie!
Przez chwilę się zawahała. Była pewna, że rodzice znów mogliby ogłosić konkurs na najlepszą gorącą czekoladę, do pałacu przybyliby inni cukiernicy, przywieźli czekoladę o różnych smakach, ozdobioną orzeszkami, cukierkami, ale spojrzała na parujący kubek, Różę i Alessandra. Księżniczka upiła pierwszy łyk i poczuła, jak po jej ciele rozlewa się cudowne ciepło.
– To najlepsza gorąca czekolada na świecie! – wykrzyknęła.
– Ale jak to? – zdziwił się książę. – Nie chcesz spróbować innych?
– Nie.
– Ale ja już szepnąłem słówko cukiernikowi z Trotto…
– Cóż, byłoby mi bardzo miło, gdyby przygotował trochę takiej czekolady dla dzieci z okolicznych wsi. Ja zadowolę się tą czekoladą.
– Na pewno jest najlepsza?
– Tak. – Księżniczka kiwnęła głową. Podała kubek Alessandrowi. – Napij się – zaproponowała. – A potem… Co byś powiedział, żebyśmy stoczyli bitwę na śnieżki?