Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Księżniczka Południa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 lipca 2023
Ebook
39,99 zł
Audiobook
42,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Księżniczka Południa - ebook

Księżniczka Południa

Katarzyna Saska

Angelica jest wziętą prawniczką z Nowego Jorku. Oprócz rozgrywania w ostry sposób spraw na sali sądowej lubi również ostry seks bez zobowiązań. Latami ukrywała bujną przeszłość, która przypomniała o sobie w najgorszym momencie. Kiedy jako nastolatka spotkała Victorię, kobieta zaopiekowała się nią, ale i wciągnęła dziewczynę w biznes narkotykowy. Po kilku latach ich drogi się rozeszły, a Angelica zmieniła tożsamość, żeby zacząć nowe życie.

Adriano, słynny piłkarz hiszpańskiego pochodzenia, przez przypadek trafia na przyjęcie urodzinowe Angeliki. Rodzi się między nimi pożądanie. Chętnie podejmują grę, ale co jeśli nie ma w niej przypadku i wszystko zostało ukartowane, a oni stali się marionetkami w rękach bezwzględnej kobiety, która nie cofnie się przed niczym, by zemścić się na swoich wrogach?

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8343-026-3
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ANGELICA

_Znów się roz­pa­dało,_ pomy­śla­łam, otwie­ra­jąc para­sol. Oprócz gwaru nowo­jor­skich ulic dało się sły­szeć stu­kot moich wyso­kich szpi­lek, które zale­wał deszcz. Weszłam do pobli­skiej pie­karni, w któ­rej jak zwy­kle cze­kał na mnie duży paku­nek. Wycho­dząc, z rado­ścią zauwa­ży­łam, że to ostat­nie kro­ple, które spa­dały z nieba, i zza gęstych, sza­rych chmur wycho­dzi słońce. Obok mnie poja­wiła się dziew­czynka ubrana w za duże żółte palto.

– Trzy­maj – odda­łam jej białą papie­rową torbę wypchaną po brzegi baj­glami, pącz­kami i świe­żym pie­czy­wem. Jej lekko umo­ru­sana buzia się roz­po­go­dziła.

– Dzię­kuję, pani Lotray.

– No już, ucie­kaj, póki nie pada.

Dziew­czynka czmych­nęła, a ja minę­łam dwie prze­cznice i weszłam do kan­ce­la­rii The Archer & Hart po dru­giej stro­nie ulicy. W dro­dze do biura spoj­rza­łam na kuch­nię, w któ­rej stał wazon z kwia­tami. Zmro­ziło mnie na ich widok. Prze­kro­czy­łam próg mojego gabi­netu i pode­szłam do okna, obser­wu­jąc mia­sto z góry. Oglą­da­jąc dra­pa­cze chmur z tak bli­ska, zawsze mia­łam dziwne poczu­cie snu na jawie. Nie potra­fi­łam cza­sem uwie­rzyć, że po tym wszyst­kim, co prze­szłam, dotar­łam wła­śnie tutaj. Na sam szczyt. Nie­je­den raz ubru­dzi­łam się w trak­cie tej wspi­naczki. Nie­je­den raz obok błota zna­la­zła się też krew. Jed­nak ani po jed­nym, ani po dru­gim nie ma już śladu. Mój życio­rys jest czy­sty jak łza. Bez skazy, dokład­nie tak jak ubra­nia od Cha­nel. Moja ulu­biona. Coco zawsze była moją inspi­ra­cją, tak jak ona zapro­jek­to­wa­łam sobie swój świat. Z gru­zów zbu­do­wa­łam zamek. Z kamieni rzu­ca­nych mi w twarz – for­tecę, którą ktoś z mojej prze­szło­ści pra­gnie zbu­rzyć. Nie od razu. Powoli. Jak szczur. Wygryza kawa­łek po kawałku. Kąsa, myśląc, że się prze­stra­szę. Nie dam się obu­dzić. Nie dam się wyrwać z tego pięk­nego snu. Nikt mi nie odbie­rze tego, na co tak ciężko pra­co­wa­łam.

Odwró­ci­łam się na dźwięk niskiego głosu. Mój nowy asy­stent. Młody, inte­li­gentny, a co naj­waż­niej­sze, dobrze zbu­do­wany i przy­stojny. Jego ponętne, wyrzeź­bione ciało dosko­nale się pre­zen­to­wało w opię­tej, bia­łej koszuli od Arma­niego. Koszuli, którą mu wybra­łam i kupi­łam. Usia­dłam w swoim fotelu i zmy­sło­wym ruchem ręki naka­za­łam mu podejść bli­żej.

Świa­tło zacho­dzą­cego słońca odbiło się w pla­ty­no­wej bran­so­le­cie na moim nad­garstku i roz­świe­tliło jego oczy. Gdy sta­nął naprze­ciwko mnie, obser­wo­wał, jak leni­wie, niby od nie­chce­nia, roz­chy­lam nogi. Przy­ło­ży­łam palec wska­zu­jący do lekko roz­war­tych ust, obli­za­łam go i zje­cha­łam powol­nym ruchem po szyi, pier­siach i brzu­chu, by zanu­rzyć go w majt­kach. Patrzy­łam asy­sten­towi pro­sto w oczy, prze­łknął ner­wowo ślinę i dalej obser­wo­wał, co robię. Odło­żył doku­menty, które mi przy­niósł, i pod­szedł bli­żej. Pochy­lił się nade mną, zła­pał za pod­ło­kiet­niki fotela i przy­su­nął go do sie­bie. Przez cały czas wpa­try­wał się w moje pełne pożą­da­nia, roz­sze­rza­jące się źre­nice. Na myśl o tym, co się zaraz sta­nie, wzra­stała tem­pe­ra­tura mego ciała, oddy­cha­łam coraz szyb­ciej. Roz­chy­li­łam wargi. W napię­ciu cze­ka­łam na jego ruch. Zaczął deli­kat­nie maso­wać wnę­trze moich ud, zbli­ża­jąc się do już lekko wil­got­nej cipki. Draż­nił się ze mną. Gdy był dosta­tecz­nie bli­sko, cofał dłoń. Przy­gry­za­łam wtedy wargę ze znie­cier­pli­wie­nia i pod­nie­ce­nia. Robił tak parę razy, aż w końcu odchy­lił moje maj­teczki i powoli wło­żył we mnie palec. Mój oddech jesz­cze bar­dziej się pogłę­bił, gdy maso­wał mnie od środka, a kciu­kiem pie­ścił mnie na zewnątrz. Poję­ki­wa­łam, bo chcia­łam wię­cej. Chwy­cił mnie moc­niej, pod­cią­gnął wyżej czer­woną spód­niczkę i klęk­nął. Czu­łam, jakby ogień roz­pa­lał mnie mię­dzy nogami. Zamknę­łam oczy i odchy­liłam głowę do tyłu, a on zanu­rzył swoją pomię­dzy moje uda. Jego język wędro­wał deli­kat­nie po mojej szparce. Powoli, nie spie­szył się, tak jak lubię, aby po chwili zwięk­szyć tempo. Wło­żył drugi palec. Wsu­wał go i wysu­wał z mokrej szparki, jed­no­cze­śnie wyli­zu­jąc mnie na zewnątrz. Świ­dro­wał języ­kiem nabrzmiałą łech­taczkę, dopro­wa­dza­jąc mnie do sza­leń­stwa. Było mi tak dobrze, czu­łam roz­kosz w każ­dym zaka­marku ciała.

– Nie prze­sta­waj – wzdy­cha­łam, chwy­ta­jąc go za włosy.

Wci­ska­łam go sobie jesz­cze moc­niej mię­dzy nogi i zaczę­łam jeź­dzić cipką po jego twa­rzy. Uno­si­łam się deli­kat­nie w górę i w dół, jęcząc coraz gło­śniej. Zarzu­ci­łam nogę na jego bark, wbi­ja­jąc mu w ramię długi, cienki obcas szpilki od Prady. Wydał z sie­bie pomruk zado­wo­le­nia. Zsu­nę­łam but z dru­giej stopy i bosą nogą doty­ka­łam jego kro­cza. Czu­łam, jaki jest pod­nie­cony, i w końcu mu na to pozwo­li­łam. Mia­łam na niego taką ochotę! Chcia­łam, żeby mnie wziął na tym fotelu, ale nie wie­dzia­łam, czy tyle wytrzy­mam. _Zaraz dojdę_, pomy­śla­łam. Gdy zassał swo­imi ustami moją łech­taczkę, przy­gry­za­jąc ją deli­kat­nie, byłam bli­ska eks­tazy. Znów zamknę­łam oczy i jęk­nę­łam jesz­cze gło­śniej:

– O tak, nie prze­sta­waj, kocha­nie.

Nagle coś wyrwało mnie z tego bło­giego unie­sie­nia.

– Ange­lico?

Odwró­ci­łam się od okna i zoba­czy­łam mojego asy­stenta, który przez cały czas cze­kał na odpo­wiedź.

– Skoń­czy­łem raport, o który pro­si­łaś. Czy jest jesz­cze coś, co mogę dla cie­bie zro­bić?

– To wszystko, Domi­nicu. Możesz iść. Dzię­kuję.

Zatrzy­mał się w drzwiach, a ja patrzy­łam na jego jędrne pośladki i nie mogłam ode­rwać od nich wzroku. Odwró­cił się gwał­tow­nie, pra­wie przy­ła­pu­jąc mnie na patrze­niu.

– Zapo­mniał­bym, umó­wi­łem kucha­rzy na jutro, tak jak pro­si­łaś. Będą u cie­bie po połu­dniu, żeby wszystko przy­go­to­wać. Zostaw mi klu­cze, to ich wpusz­czę.

– Dobrze, dzię­kuję – odpo­wie­dzia­łam, sia­da­jąc przy biurku i prze­glą­da­jąc raporty.

– Jak się czu­jesz? – usły­sza­łam, pod­nio­słam na chwilę wzrok i zoba­czy­łam, że on wciąż stoi w moim gabi­ne­cie.

– Dobrze, dla­czego pytasz?

– W końcu to twoje trzy­dzie­ste uro­dziny.

– To tylko liczba, nic szcze­gól­nego się nie zmie­nia, wczo­raj byłam taka jak dziś i dziś jestem taka, jaka będę jutro – odpo­wie­dzia­łam z nosem w papie­rach.

– A! – krzyk­nął dziw­nie pod­eks­cy­to­wany – przy­szedł kolejny czer­wony tuli­pan. To już dwu­dzie­sty dzie­wiąty.

Unio­słam głowę i wbi­łam w niego mroczne spoj­rze­nie, jakie wywo­ły­wały we mnie kwiaty, a zwłasz­cza czer­wone tuli­pany. Prze­szedł mnie dreszcz. Nie­na­wi­dzi­łam tych gie­rek. Domy­śla­łam się, do czego zmie­rzają i co mogą odkryć. Pogrze­ba­łam prze­szłość dosta­tecz­nie głę­boko i nie zamie­rza­łam jej wywle­kać, ale naj­wy­raź­niej komuś bar­dzo na tym zale­żało.

– Wyrzuć je – zażą­da­łam.

– Ale… nie jesteś cie­kawa, kto je wysyła? – dopy­ty­wał jak ni­gdy, odkry­wa­jąc swoje dotąd nie­zau­wa­żalne dla mnie wścib­stwo – żaden nie miał bile­cika.

– Nie – odpo­wie­dzia­łam krótko.

Wyszedł, a ja wycią­gnę­łam z torebki Bir­kin bal­sam Kylie Skin i wcie­ra­łam go w deli­kat­nie muśnięte słoń­cem, obo­lałe łydki, podzi­wia­jąc jed­no­cze­śnie nie­ska­zi­telny mani­kiur, który robi­łam co tydzień. Zawsze w tym samym gabi­ne­cie. Zawsze o tej samej porze. Takie były zasady. Gdy­bym się tam nie zja­wiła, tak jak codzien­nie rano po baj­gle, nie byłoby po co dalej grać. A każda gra musi mieć zasady. Każdy gracz powi­nien prze­strze­gać przy­naj­mniej kilku. Szcze­gól­nie jeśli jest ktoś, kto cię obser­wuje. Bacz­nie się przy­gląda, jaki będzie twój kolejny ruch. Wtedy trud­niej jest oszu­ki­wać, a prze­cież pokusa bywa duża. Zwłasz­cza jeśli cho­dzi o nagrodę, jaka na nas czeka, lub… zemstę.

Moje zasady w pracy były pro­ste: mogłam patrzeć na swo­jego asy­stenta, ale nie doty­kać go. Jed­nak od tego patrze­nia wzra­stał mój ape­tyt. Skoro nie mogłam poczę­sto­wać się w biu­rze, musia­łam zjeść coś na mie­ście.

Po powro­cie do domu prze­bra­łam się w wystrza­łową kieckę i nie zało­ży­łam bie­li­zny. Się­gnę­łam do szka­tułki po kol­czyki od Tif­fany’ego i łań­cu­szek z tej samej naj­now­szej kolek­cji. Prze­je­cha­łam dło­nią po dekol­cie. W odbi­ciu w lustrze przy­glą­da­łam się, jak moje palce doty­kają biżu­te­rii. Nagle zoba­czy­łam, jak czy­jaś masywna dłoń zaci­ska się na moim gar­dle. Wzdry­gnę­łam się prze­ra­żona. Musia­łam mru­gnąć, żeby uświa­do­mić sobie, że to tylko wytwór mojej wyobraźni. Dla­czego oszu­ki­wa­łam samą sie­bie? To nie była fan­ta­zja, to było wspo­mnie­nie. Bole­sne… wciąż prze­śla­do­wało mnie w snach. Nało­ży­łam na usta czer­woną szminkę. Zacze­sa­łam pla­ty­nowe włosy do tyłu i jesz­cze raz ści­snę­łam wisio­rek tak mocno, że poczu­łam, jak paznok­cie wbi­jają mi się we wnę­trze dłoni. To był mój tali­zman. Wszystko, co dro­gie i świe­cące, miało mnie chro­nić. Miało ukryć kogoś, kim byłam. Dawno temu, w innym życiu. Zmiana wyglądu to nie wszystko. Włosy można zafar­bo­wać lub ściąć, można sto­so­wać mocny maki­jaż albo nie malo­wać się wcale i kryć twarz za wiel­kimi oku­la­rami. To jed­nak na nie­wiele się zda. By stać się Ange­licą Lotray, musia­łam nauczyć się nią być. Począw­szy od akcentu, przez spo­sób poru­sza­nia się po spoj­rze­nie. Mia­łam dobrą nauczy­cielkę. Dzięki daw­nej men­torce do per­fek­cji opa­no­wa­łam mro­żące spoj­rze­nie. Moje oczy tra­ciły ten wyraz, dopiero gdy byłam z jakimś męż­czy­zną, dla­tego lubi­łam pie­przyć się od tyłu. Nie chcia­łam, by faceci widzieli w nich pożą­da­nie, żar namięt­no­ści. Nie chcia­łam, żeby mogli mnie zoba­czyć bez maski, za którą kry­łam się od tylu lat.

Weszłam do klubu Day­li­ght, usia­dłam jak zwy­kle przy barze i zamó­wi­łam coś do picia. Rozej­rza­łam się i zatrzy­ma­łam wzrok na wyso­kim, bar­dzo męskim bru­ne­cie. Gdy się do mnie przy­siadł, od razu zauwa­ży­łam, że mu sta­nął. Miał spo­rego, na samą myśl wzro­sło mi tętno. Wyszli­śmy, żeby jechać do niego, ale byłam zbyt napa­lona, by wytrzy­mać taki kawał drogi, więc wcią­gnę­łam go w pobli­ską uliczkę. Roz­chy­li­łam mu mary­narkę i roz­pię­łam koszulę. Wło­ży­łam pod nią dło­nie i prze­su­nę­łam nimi po twar­dych mię­śniach jego klatki pier­sio­wej. Wsu­nął mi język w usta i przy­gryzł deli­kat­nie moją wargę. Wplótł palce w moje włosy i doci­snął mnie do ściany. Prze­chy­lił moją głowę i cało­wał po szyi, aż prze­szły mnie ciarki, a cipka zaczęła robić się wil­gotna. Pra­gnę­łam go tak bar­dzo. Chcia­łam, żeby wszedł we mnie natych­miast i uwol­nił to napię­cie, które we mnie buzo­wało przez cały dzień. Nie zro­bił tego od razu. Naj­pierw wsu­nął ręce pod moją sukienkę w poszu­ki­wa­niu ster­czą­cych, stward­nia­łych sut­ków, które z początku deli­kat­nie maso­wał, by za chwilę draż­nić, ści­ska­jąc pal­cami coraz moc­niej. Obna­żył jedną pierś, chwy­cił w obie dło­nie i zaczął ssać ustami i pie­ścić cie­płym, wil­got­nym języ­kiem. Oplo­tłam go nogą, przy­cią­ga­jąc do sie­bie bli­żej, i zaczę­łam się o niego ocie­rać. On ruszył języ­kiem w górę, znów zaj­mu­jąc się moją szyją. Moje ręce wędro­wały po jego ple­cach, kie­ru­jąc się w dół, do napię­tych poślad­ków. Przy­ci­snął mnie mocno do sie­bie, napie­ra­jąc swoją erek­cją na moją małą. Jedną ręką chwy­cił mnie za gar­dło, a drugą łap­czy­wie maso­wał mój tyłek, przy­su­wa­jąc mnie jesz­cze bli­żej, i ocie­ra­jąc się o mnie nachal­niej i gwał­tow­niej. Chcia­łam, żeby już mnie prze­le­ciał. _Nie wytrzy­mam dłu­żej_, myśla­łam. Czu­łam pod­nie­ce­nie roz­cho­dzące się po pod­brzu­szu, rosło we mnie pra­gnie­nie, aby jak naj­szyb­ciej we mnie wszedł.

On, odga­du­jąc moje myśli, jed­nym ruchem pod­niósł mi sukienkę, a ze swo­ich spodni wypu­ścił nabrzmia­łego kutasa. Był impo­nu­jący, na jego widok prze­szły mnie dresz­cze. Zbli­ży­łam twarz do jego twa­rzy, wło­ży­łam mu język w usta, cału­jąc gwał­tow­nie i zachłan­nie. Moja dłoń powę­dro­wała w stronę wypusz­czo­nego na wol­ność ster­czą­cego penisa. Deli­kat­nie go maso­wa­łam, po czym obję­łam cały i poru­sza­łam ręką w górę i w dół, co spra­wiło, że on zaczął mi jęczeć w usta:

– Chodź tu do mnie – dyszał i odwró­cił mnie do sie­bie tyłem.

Wypię­łam pupę w jego stronę, nie mogąc się docze­kać, kiedy zanu­rzy we mnie swo­jego twar­dego jak skała kutasa. Gdy poczu­łam jego koronę na moich zwil­żo­nych war­gach, wypię­łam się jesz­cze bar­dziej. Wszedł we mnie. Moja bło­gość zwięk­szała się, gdy wcho­dził coraz głę­biej.

– Och – poję­ki­wa­łam. Rozej­rza­łam się wokół. Z oddali docho­dził hałas ulicy. Co jakiś czas prze­jeż­dżała tak­sówka, otwie­rały się i zatrza­ski­wały drzwi. Sły­sza­łam głosy roz­ba­wio­nych, pod­pi­tych osób. Sama myśl, że ktoś mógłby nas teraz zoba­czyć, była kurew­sko pod­nie­ca­jąca.

Gdy zaczął się we mnie poru­szać, nie mogłam się powstrzy­mać i jęcza­łam jesz­cze gło­śniej.

– Dobrze ci? – pytał, dysząc.

– Tak – ledwo wypo­wie­dzia­łam.

Zanu­rzył swoją dłoń mię­dzy moje uda i pie­prząc mnie, draż­nił łech­taczkę, która była już cała mokra. Wysu­nął rękę i wło­żył mi palec do ust.

– Poczuj, jak sma­ku­jesz, gdy masz mnie w sobie – mówił, a ja jęcza­łam z peł­nymi ustami.

Z każ­dym jego pchnię­ciem coraz nachal­niej ssa­łam jego palec, a moja cipka zaci­skała się na jego peni­sie, roz­ko­szu­jąc się każdą jego nabrzmiałą żyłą.

– Pieprz mnie – pro­si­łam – wypieprz mnie całą.

Pochy­li­łam się do przodu, a on mnie dźgał coraz szyb­ciej i moc­niej. Co jakiś czas wymie­rzał mi klapsa w pupę, co spra­wiało, że nie mogłam nad sobą zapa­no­wać. Opar­łam się dłońmi o mur budynku i zaci­ska­jąc je, zdzie­ra­łam paznok­cie o beton. Wypię­łam się jesz­cze bar­dziej, aby mógł jesz­cze głę­biej we mnie wejść.

Zła­pał mnie masywną dło­nią za włosy, przy­cią­ga­jąc do sie­bie, drugą chwy­cił moją twarz, cału­jąc namięt­nie i agre­syw­nie zara­zem. Cała pło­nę­łam, gdy widzia­łam, jak jego źre­nice powięk­szają się z pożą­da­nia. Wło­ży­łam sobie rękę mię­dzy nogi i zła­pa­łam go za jądra, masu­jąc je deli­kat­nie. Zaczął pro­sić:

– Mała, nie rób tak, bo zaraz dojdę.

Nie prze­sta­łam. Coraz więk­sza fala gorąca roz­cho­dziła się w moim wnę­trzu, byłam na kra­wę­dzi orga­zmu. Ści­snę­łam uda, on pchał mnie moc­niej. Jesz­cze dwa ruchy, jesz­cze tylko chwila.

– O tak! – krzyk­nę­łam. – O tak! Nie prze­sta­waj! O kurwa! – ledwo dokoń­czy­łam zda­nie, bo spa­zmy orga­zmu prze­cho­dzące przez moje ciało zawład­nęły każ­dym jego mię­śniem.

– Ja pier­dolę! – dyszał, zaci­ska­jąc zęby.

Było mi tak dobrze, że mogła­bym umrzeć w tam­tym momen­cie. Moja cipka zaci­skała się na jego pul­su­ją­cym peni­sie, który wciąż w niej tkwił. Przy­cią­gnął moją twarz do swo­jej i poca­ło­wał mnie. Sta­li­śmy tak jesz­cze przez chwilę, oddy­cha­jąc ciężko jak po jakimś mara­to­nie. W końcu odsu­nę­łam się, opu­ści­łam sukienkę, a on zapiął spodnie, spoj­rzał na mnie nie­pew­nie i powie­dział:

– Długo nie dzwo­ni­łaś, myśla­łem, że już o mnie zapo­mnia­łaś.

– Mia­łam dużo pracy – odpo­wie­dzia­łam wymi­ja­jąco.

– To może pój­dziemy jesz­cze na drinka? Poga­dać?

– Nie mogę, skar­bie, jutro rano mam ważne spo­tka­nie, chyba że – zawa­ha­łam się – chyba że masz coś dla mnie – prze­świe­tli­łam go wzro­kiem.

– Nie, mała – przy­cią­gnął mnie i zaczął maso­wać po pupie – to nie takie pro­ste.

– Jesteś pro­ku­ra­to­rem gene­ral­nym, na pewno coś wiesz.

– Tym razem to nie wyszu­ki­wa­nie bru­dów w kar­to­te­kach poli­cyj­nych dla two­ich boga­tych klien­tów.

– John, znajdź mi to, czego szu­kam – chwy­ci­łam jego twarz w dło­nie i wsu­nę­łam język w usta. Odsu­nę­łam się i, patrząc mu w oczy, doda­łam:

– Dowiedz się, jak Vic­to­ria mnie odna­la­zła i czego chce.ADRIANO ALVARO MARTINEZ

Powiew wia­tru zbu­dził mnie z głę­bo­kiego snu. Ból głowy, który poczu­łem, nie nale­żał do tych, które można by zali­czyć do zno­śnych. Wszystko zaczy­nało mi się wymy­kać z rąk. Kon­trolę stra­ci­łem już dawno. Nawet nie byłem pewny, w któ­rym apar­ta­men­cie się znaj­duję. A może jeste­śmy w moim domu nad morzem? Bryza, która wpa­dała przez otwarte okno, napro­wa­dzała mnie na lekko zatarte wspo­mnie­nia drogi, którą poko­na­li­śmy, by się tu zna­leźć.

Skrzyp­nęło łóżko. Chyba się prze­bu­dziła. Nie pamię­ta­łem jej imie­nia, może nie zapy­ta­łem, a może podała jakieś lipne. One czę­sto tak robią. Więk­szość z nich pro­wa­dzi w ciągu dnia „nor­malne” życie, tak przy­naj­mniej twier­dzi Vic­to­ria. Jak zwy­kle zapła­ci­łem jej z góry. Dziew­czyny ni­gdy nie dosta­wały ode mnie pie­nię­dzy, chyba że w for­mie napiwku albo jakiejś eks­tra­kiecki, i naj­czę­ściej te jed­no­ra­zowe wypa­dały z mojego pokoju nad ranem. Te, które słu­żyły mi rów­nież do towa­rzy­stwa, wynaj­mo­wa­łem na dłu­żej. Z escort girl od Vic­to­rii mogłem się poka­zać publicz­nie bez obawy, że papa­razzi zro­bią nam wspólne zdję­cie, a nagłówki w bru­kow­cach, zamiast krzy­czeć: _Alvaro Mar­ti­nez w towa­rzy­stwie luk­su­so­wej pro­sty­tutk_i, napi­szą o tajem­ni­czej pięk­no­ści. Muszę zacho­wy­wać pozory. Więk­szość zna­nych pił­ka­rzy i tak jest brana za dziw­ka­rzy, a ja nie potrze­buję takiej łatki. Potra­cił­bym naj­lep­sze kon­trakty. Vic­to­ria zawsze mi powta­rzała, że naj­waż­niej­sza jest sym­pa­tia kibi­ców. Muszą mnie kochać, a świat będzie mój, nawet gdy skoń­czę z piłką. Nie­stety, ludzie szybko się zako­chują i tak samo szybko mogą znie­na­wi­dzić. Dla­tego należy się pil­no­wać na każ­dym kroku. Gdy­bym nie spo­tkał Vic­to­rii, ni­gdy bym nie osią­gnął tego, co mam. Była jak pie­przona dobra wróżka, która zja­wiła się zni­kąd i z nasto­let­niego roz­ra­biaki tłu­ką­cego się po barach, lubią­cego wypić i przy­ćpać zro­biła odno­szą­cego suk­cesy spor­towca.

Skoń­czy­łem dwa­dzie­ścia pięć lat i byłem obrzy­dli­wie bogaty, nie mia­łem co robić z haj­sem. Naj­droż­sze zegarki zaj­mo­wały tyle miej­sca w sza­fie co spor­towe auta w moim garażu. Mimo to nie uło­ży­łem sobie jesz­cze życia. Nie byłem głupi, wie­dzia­łem, po co kobiety usta­wiały się do mnie w kolejce. Uda­wały miłość, aby popra­wić swój sta­tus mate­rialny, dla­tego wola­łem pro­sty­tutki. One przy­naj­mniej były szczere. Naj­waż­niej­szą kobietą w moim życiu i tak od zawsze była Nata­lia. Moja młod­sza sio­stra. Pcha­łem w nią tyle fun­tów, ile mogłem. Chcia­łem, żeby miała inne, lep­sze życie. Zbyt długo cier­pie­li­śmy biedę. Stra­ci­li­śmy rodzi­ców tak wcze­śnie. W domach dziecka nikt nas nie roz­piesz­czał, o wszystko musia­łem wal­czyć sam, dla sie­bie i dla niej. Chcę jej dać to, co najlep­sze, stu­dia w Sta­nach i podróże po Hisz­pa­nii, do któ­rej z wia­do­mych wzglę­dów cią­gnie nas oboje. Tam się uro­dzi­łem, pamię­tam sporo z tam­tych cza­sów, gdy miesz­ka­łem razem z rodzi­cami nad morzem. Spoj­rza­łem przez okno na hory­zont. Angiel­skie plaże to nie to samo…

Dziew­czyna wstała, leni­wie się prze­cią­ga­jąc. Przy­su­nęła się do mnie, ale nie mia­łem już ochoty na seks. Nie wiem, kiedy zaczął mnie nudzić. Zresztą jak wszystko. Z każ­dym dniem czu­łem coraz mniej, jak­bym zaczął powoli obumie­rać. Jesz­cze parę lat temu byłem jak młody bóg, pra­wie uwie­rzy­łem, że potra­fię latać. Nagle mogłem wszystko mieć, kupić, zała­twić. Każdy mi nad­ska­ki­wał, sta­łem się kimś. A teraz? Jestem tak znu­dzony tym fał­szem naokoło mnie, że wszy­scy wła­ści­wie mogliby wypa­ro­wać i nie poczuł­bym żad­nej róż­nicy.

– Chcesz? – zapy­tała z leni­wym uśmie­chem.

Biały pro­szek roz­sy­pany na nie­wiel­kim lusterku z zawrotną pręd­ko­ścią tra­fił do jej zgrab­nie sko­ry­go­wa­nego nosa. Nie wiem, jak to się stało, ale cały się zago­to­wa­łem. Gdy pod­su­nęła mi drugą kre­skę, wresz­cie coś poczu­łem – złość. Dużo zło­ści.

Wytrą­ci­łem jej lusterko z dłoni. Prze­stra­szyła się. Odsko­czyła na bez­pieczną odle­głość, a jej ramiona uno­siły się szybko. Sta­rała się zapa­no­wać nad odde­chem, ale nie była w sta­nie. Gdy pod­sze­dłem do niej dosta­tecz­nie bli­sko i zła­pa­łem ją za nad­garstki, pisnęła. Nie wiem, dla­czego wła­śnie wtedy mi sta­nął. Odwró­ci­łem ją do sie­bie ple­cami i opar­łem o ścianę. Chwy­ci­łem za szyję i jed­nym ruchem wsu­ną­łem w nią swo­jego nabrzmia­łego kutasa. Nie potra­fię powie­dzieć, co bar­dziej mnie nakrę­cało: jej strach czy zagu­bie­nie. W jej oczach doj­rza­łem zbyt wiele i wyzwa­lało to we mnie coraz więk­szą eks­cy­ta­cję. Nie obcho­dziła mnie prze­cież, a jed­nak wie­dzia­łem, że potrze­buje pomocy. Mógł­bym ją ura­to­wać, tak jak kie­dyś ktoś ura­to­wał mnie. Nie! Nie zba­wisz zwy­kłej dziwki i nar­ko­manki, bo nią wła­śnie była. I gdy tak znowu o niej pomy­śla­łem, mia­łem ochotę ją zerżnąć na wszyst­kie spo­soby. Nie zasta­na­wia­łem się, czy jej dobrze. Jęczała, więc zakła­da­łem, że tak. Może uda­wała? Z kobie­tami ni­gdy nie ma się tej pew­no­ści i nie ma zna­cze­nia, czy takiej pła­cisz, czy nie. Zawsze mogą ściem­niać, pie­przone aktorki.

– Uklęk­nij – wysa­pa­łem jej do ucha – chcę dojść w two­ich ustach.

Zro­biła to. Osu­nęła się zmy­słowo po ścia­nie, patrząc mi głę­boko w oczy. Lubiła to albo tak świet­nie odgry­wała swoją rolę. Nie robiło mi to róż­nicy. Jedyne, co się liczyło, to jej mięk­kie, powięk­szone usta opla­ta­jące mój penis. Cie­pły, wil­gotny język prze­su­wa­jący się po nim w przód i w tył. Zaczęła zmy­słowo, deli­kat­nie. Gdy przy­spie­szyła, jaja mi pod­sko­czyły do góry, zaczęła je cało­wać i pie­ścić. Nie mia­łem ochoty na takie draż­niące zabawy, więc wepchną­łem jej go z powro­tem do gar­dła i zaczą­łem się poru­szać coraz szyb­ciej i szyb­ciej. Nie dawa­łem jej czasu na zła­pa­nie odde­chu. Doci­ska­łem jej głowę do samego końca.

– O tak, dziwko, lubisz to, prawda?

Wyję­czała coś, aż cały zadrża­łem. Poczu­łem przy­jemny skurcz, który roz­szedł się po moim ciele. Satys­fak­cję spra­wiał mi widok spermy spły­wa­ją­cej po jej policzku. Wsu­ną­łem się w nią jesz­cze na chwilę, by obli­zała mnie do końca.

Gdy mia­łem dosyć, odsu­ną­łem się, wytar­łem kutasa w pościel i ruszy­łem do łazienki.

Sły­sza­łem, jak zbiera swoje rze­czy. Nie wie­działa, jak powinna się zacho­wać. W lustrze widzia­łem jej zanie­po­ko­joną twarz. Zro­biło mi się jej żal. Odwró­ci­łem się nieco w jej stronę, sta­ra­jąc się na nią nie patrzeć, i powie­dzia­łem:

– To zosta­nie mię­dzy nami.

– Dzię­kuję – jęk­nęła, pod­cho­dząc do mnie i pogła­skała mnie po ramie­niu.

Zła­pa­łem ją gwał­tow­nie za rękę, którą mnie doty­kała. Wbi­łem w nią wście­kły wzrok.

– Odstaw dragi, zarób, ile potrze­bu­jesz, i wypier­da­laj jak naj­da­lej! Chcesz dawać dupy i obcią­gać do eme­ry­tury?

Miała łzy w oczach. Nie wiem, czy z bólu, czy przez moje słowa.

– Jesteś jesz­cze ładna, to możesz zaro­bić na takich jak ja, ale za kilka lat zostaną ci do obcią­ga­nia zwię­dłe kutasy za marne pie­nią­dze. Zamiast eks­klu­zyw­nych apar­ta­men­tów – tanie motele, a kokę zamie­nisz na metę albo herę!

– Nie… ja nie…

Rzadko to robię. Nie wiem, dla­czego jeb­ną­łem jej takie kaza­nie. Chwilę temu kaza­łem jej przed sobą klę­kać, a teraz? Pomy­śla­łem o sio­strze i ona też mogła przed kimś klę­kać. Zro­biło mi się nie­do­brze na samą myśl, że ktoś mógłby tak potrak­to­wać Nata­lię.

– Powiem Vic­to­rii jedno słowo i skoń­czysz na ulicy, wiesz o tym?

Kiw­nęła głową.

– A więc wycią­gnij cały towar, jaki masz przy sobie, zostaw go na noc­nej szafce i zabie­raj się stąd. Za pięć minut ktoś cię odwie­zie, dokąd będziesz chciała.

Wybie­gła z sypialni w samej bie­liź­nie, nie oglą­da­jąc się za sie­bie.

Usia­dłem na łóżku i wpa­tru­jąc się w koka­inę, którą zosta­wiła, chwy­ci­łem się za głowę. Raz, dwa, trzy. Głę­boki wdech i wydech. Pod­sko­czy­łem jak opa­rzony, wzią­łem zwi­nięte sre­berko i wrzu­ci­łem je pro­sto do kibla. _Dobrze zro­bi­łeś_ – pod­po­wia­dał wewnętrzny głos. Nie wszyst­kich da się ura­to­wać, ale może cza­sem kogoś się uda… Wma­wia­łem sobie, że prze­mó­wi­łem jej do roz­sądku. Tak mało uczuć znaj­do­wało się w moim sercu, ale ta jedna myśl spra­wiała, że czu­łem się bar­dziej żywy niż zazwy­czaj. Czas się ogar­nąć. Wró­cić do mia­sta. Pójść na tre­ning. Zapo­mnieć o dziw­kach i ich pro­ble­mach, o swo­ich pro­ble­mach. Lepiej będzie, jak zacznę wyży­wać się na piłce niż na czy­ichś ustach. Spoj­rza­łem w lustro i poczu­łem się jak palant. Muszę prze­stać to robić. Obmy­łem twarz zimną wodą i wytar­łem się ręcz­ni­kiem za pięć stów. Skąd wzięła się na nim krew? Wyrzu­ci­łem go do śmieci i jesz­cze raz spoj­rza­łem w lustro. Czer­wona stróżka wypły­wała mi z nosa. Co jest, do cho­lery? Wytar­łem się ręką, nie było na niej śladu krwi. Spoj­rza­łem jesz­cze raz w lustro i nic. To cho­lerne wspo­mnie­nie daw­nych cza­sów nie­raz powra­cało nie­spo­dzie­wa­nie, by zamą­cić mi w gło­wie.

Moją uwagę odwró­cił dźwięk tele­fonu. Posze­dłem ode­brać. Nata­lia. Uśmiech­ną­łem się. Zawsze roz­ma­wia­li­śmy po hisz­pań­sku. Mówiła ze słod­kim bry­tyj­skim akcen­tem. Nie potra­fi­łem jej tego oduczyć. Może gdyby rodzice żyli, byłoby wię­cej oka­zji do roz­mów w naszym ojczy­stym języku i nie mia­łaby z tym pro­blemu. Naj­waż­niej­sze, że podob­nie jak ja uwiel­biała hisz­pań­ski. Zawsze marzy­li­śmy, by wró­cić do kraju na stałe, dla­tego cze­kam, aż mnie wyku­pią do Realu Madryt. Wyje­chał­bym bez waha­nia. Gra­nie w tutej­szym bło­cie dało mi wię­cej umie­jęt­no­ści niż na suchym traw­niku. _À pro­pos_ desz­czu, znów się roz­pa­dało i wła­śnie sobie uświa­do­mi­łem, że gdy wczo­raj tutaj zaje­cha­li­śmy, nie posta­wi­łem dachu w porsche. Kurwa!ADRIANO

W szatni było zawsze gło­śno. Kum­ple z dru­żyny prze­chwa­lali się swo­imi pod­bo­jami, spor­to­wymi furami i gru­bymi cze­kami. Parę lat temu słu­cha­łem tych opo­wie­ści zaja­rany jak pochod­nia, by wresz­cie móc samemu w nich uczest­ni­czyć. Doro­bi­łem się opi­nii, o jakiej marzył każdy mało­lat. Naj­pierw zaczą­łem od nabi­ja­nia na licz­nik kobiet. Tak było naj­ła­twiej. Starsi zabie­rali mnie na wszyst­kie imprezy i wystar­czyło, że się z nimi poja­wi­łem, a wszyst­kie laski chciały zaj­rzeć mi w spodnie. Potem pierw­sza gruba pęga i dro­gie auto. Naj­waż­niej­sze były dla mnie gole na boisku i szmal, reszta to tylko popi­sówy przed ludźmi, żeby mieli o czym gadać i czego zazdro­ścić. W końcu prze­stało mi się chcieć tym wszyst­kim prze­chwa­lać, a słu­cha­nie innych też nie było już takie pod­krę­ca­jące. Gdy przy­ja­ciel zapro­po­no­wał mi pew­nego dnia kolejną imprezę, myśla­łem o tym, jak się wymi­gać. Mia­łem dosyć. Nikogo cie­ka­wego i tak nie mogłem już spo­tkać. Pozna­łem już wszyst­kich, któ­rych chcia­łem poznać, a tych, któ­rzy marzyli o tym, by się do mnie zbli­żyć, mia­łem gdzieś. Kon­trakt mi się koń­czył, a moje marze­nia o gra­niu w ojczy­stej dru­ży­nie wyda­wały się z każ­dym dniem odda­lać. Musia­łem się od tego odciąć, zre­se­to­wać i oczy­ścić głowę. Gdy jed­nak usły­sza­łem o tej impre­zie w Nowym Jorku, od razu zle­ci­łem zabu­ko­wa­nie bile­tów. Chcia­łem znik­nąć. Uspo­koić zmy­sły i zoba­czyć sio­strę. Gdy­bym wtedy wie­dział, kogo spo­tkam i co się dalej wyda­rzy, pew­nie ni­gdy bym nie pole­ciał. Jed­nak prze­zna­cze­nia nie da się oszu­kać. Los zawsze znaj­dzie spo­sób, żeby speł­niło się to, co jest nam pisane.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: