Księżniczka w sercu - ebook
Księżniczka w sercu - ebook
Ellie to zbuntowana księżniczka, która ukrywa swoją prawdziwą tożsamość.
Lottie jest jej portmanką – udaje księżniczkę, by ta mogła pozostać anonimowa.
Jamie jako partyzan Ellie ma chronić ją przed niebezpieczeństwami. Za wszelką cenę.
Lottie, Ellie i Jamie powracają do Rosewood Hall na kolejny rok nauki – lecz nic już nie będzie takie samo. Wciąż wstrząśnięci odkryciem, że przywódcą Lewiatana jest ktoś tak bliski maradawskiej rodzinie, muszą poskładać w całość wskazówki dotyczące planów złowrogiej organizacji. Czeka ich trudne zadanie – tym bardziej że wśród uczniów ukrywa się człowiek Lewiatana.
Na szali leżą przyjaźnie, rodziny muszą ponownie się zjednoczyć, a serca mogą zostać złamane…
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66873-71-1 |
Rozmiar pliku: | 997 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy mieszka się nad morzem, zawsze można wyczuć zapach nadciągającej burzy. Cofające się fale zdają się zabierać ze sobą całą wodę, zupełnie jakby nabierały słonego oddechu przed zbliżającym się deszczem.
W dzieciństwie Ollie bał się burzy, dopiero jego najlepsza przyjaciółka Lottie nauczyła go, że nie ma czego. Opowiedziała mu historię małej syrenki, której przygody zaczęły się od potężnego sztormu, tak groźnego, że zdołał zatopić pewien statek.
Lottie nie wspomniała już jednak o tym, że przeznaczeniem syrenki było zamienić się w morską pianę. Kiedy Ollie się o tym dowiedział, strach pozostał z nim już na zawsze niczym zabliźniona rana. Nawet teraz, kiedy miał szesnaście lat, daleki pomruk grzmotu przyprawia go o dreszcz. Lottie z kolei uwielbiała burze i zawsze mówiła, że oznaczają one początek czegoś nowego – bo niezależnie od tego, jak silne były wicher i deszcz, jak głośne były grzmoty, burza oznaczała, że napięcie zostanie wreszcie uwolnione, a ziemia na powrót stanie się świeża i chłodna.
Jednak dla Olliego burza oznaczała wyłącznie kłopoty.
Lato minęło w mgnieniu oka, Ollie musiał wracać do szkoły. Gdzieś na horyzoncie zbierała się burza. Wilgoć w powietrzu narastała, zbliżając się do punktu przełomowego. Ubranie kleiło się do niego od potu, a on nigdy nie był w stanie pozbyć się tego uczucia lepkości skóry, nieważne, ile razy wziął prysznic. Tymczasem na jego matkę Manuelę Moreno najwyraźniej nie miało to żadnego wpływu, niezależnie od tego, czy siedziała w swojej przypominającej istny piekarnik pracowni, czy też gotowała pikantne dania w dusznej kuchni. Perspektywa powrotu do szkoły, gdzie uwolni się wreszcie od nieznośnego skwaru, wydawała się Olliemu całkiem przyjemna. Przede wszystkim jednak potrzebował czegoś, co pozwoliłoby mu oderwać myśli.
– Ollie? – Głos matki wdarł się do jego sypialni. – Pospiesz się, bo nie zdążysz zjeść śniadania! Nie pozwolę, żebyś zaczął lekcje o pustym żołądku.
– Idę, _mamãe_!
Kolejna oślepiająco biała błyskawica rozjaśniła jego pokój o błękitnych ścianach. Ollie, który właśnie sięgnął po szkolny plecak, aż drgnął nerwowo.
W czasie wakacji wydarzyło się mnóstwo rzeczy, o których dowiedział się głównie od Binah. Odkąd Lottie rozpoczęła naukę w tajemniczej prestiżowej Rosewood Hall, jego maleńki, poukładany świat został wywrócony do góry nogami. Mimo jego sprzeciwu Lottie została portmanką i zgodziła się udawać pochodzącą z królewskiego rodu Eleanor Wolfson. To pozwalało prawdziwej księżniczce Maradawii wieść względnie „normalne” życie. Po poznaniu księżniczki Ollie już rozumiał, dlaczego ta wolała zachować incognito. Ellie Wolf, jak chciała się przedstawiać, przypominała uosobienie burzy z piorunami. Nie miała w sobie nic z księżniczki, jej ciemne oczy zazwyczaj rzucały gniewne spojrzenia. Poruszała się z pewnością siebie i śmiała się jakby od niechcenia. Była zupełnie jak te burze, których w dzieciństwie on sam tak się bał, a które Lottie wręcz uwielbiała.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o samą księżniczkę. Jeszcze gorszy był jej partyzan Jamie – ochroniarz, który wyglądał tak, jakby nigdy się nie uśmiechał. Ollie nadal pamiętał, jak chłopak stał wsparty ramieniem o framugę kuchennych drzwi, nieruchomy i cierpliwy niczym śmierć i równie jak ona przerażający.
Lottie trafiła nieoczekiwanie do tego świata królewskich spisków i tajnych, knujących podstępnie bractw, a teraz i Ollie został w to wciągnięty, bo wszyscy połączyli siły, by odkryć tożsamość Mistrza Lewiatana, przywódcy tajemniczej organizacji, która za jedyny cel postawiła sobie zniszczenie maradawskiej rodziny królewskiej.
Ollie usiadł przy kuchennym stole i oszołomiony zaczął pakować do ust kolejne naleśniki tak machinalnie, że nawet nie czuł smaku syropu klonowego. W pewnym momencie kęs utknął mu w gardle, aż chłopak się zakrztusił i nerwowo potarł klatkę piersiową.
– Gryź dokładnie, Ollie – upomniała go matka, wkładając mu do plecaka napełnioną wodą butelkę wielokrotnego użytku.
Pokiwał głową z nieobecną miną, myślami wciąż wracając do wydarzeń ostatniego lata i straszliwych tajemnic, które zostały wówczas ujawnione.
Razem z kilkorgiem uczniów Rosewood Hall zakradł się nocą na teren szkoły, by zabrać stary pamiętnik, należący do założycielki tej placówki. Dzięki jego lekturze Ollie dowiedział się, że była nią przodkini Lottie, zaginiona dawno temu albańska księżniczka Liliana Mayfutt.
Rzecz jasna pokrewieństwo z zaginioną księżniczką okazało się dla Lottie zbyt małą sensacją. Było tego więcej. Kolejną tajemnicą, jaką udało im się odkryć, stanowiło istnienie dwóch identycznych mieczy, z których jeden został zakopany na terenie Rosewood Hall, a drugi w jej bliźniaczej szkole w Japonii, Takeshin. Szkoły zresztą również skrywały pewien sekret – silna więź między założycielkami obu szkół sięgała aż siedemnastego wieku, czasów, kiedy to po ucieczce z pałacu Liliana schroniła się w Japonii. Dopiero potem księżniczka wyruszyła do Anglii, gdzie ostatecznie założyła szkołę.
Jednak wisienką na tym torcie tajemnic była najbardziej przerażająca rzecz, jaką Ollie kiedykolwiek usłyszał. Z pomocą uczniów z Takeshin udało im się odkryć, że na czele Lewiatana – owej sekretnej organizacji, która zagrażała jego najlepszej przyjaciółce od dnia, w którym Lottie rozpoczęła nowe życie – stał Claude Wolfson, stryj Ellie. Po rezygnacji z tronu zmuszono go do opuszczenia Maradawii, a wówczas królewskie obowiązki przejął jego młodszy brat Alexander. Nikt z nich nie znał zamiarów Claude’a, jednak co do jednego Ollie nie miał najmniejszych wątpliwości – Lottie znajdowała się w samym centrum tej intrygi, a on nie był w stanie nic zrobić, by ją ocalić. W każdym razie jeszcze nie.
Otrząsnął się z rozmyślań.
– Pójdę już, spróbuję zdążyć przed deszczem. – Cmoknął matkę w policzek, a potem chwycił plecak i ostatni naleśnik, zanim w końcu ruszył do drzwi.
Przed domem zatrzymała się znajoma czerwona furgonetka.
– Dzień dobry, Ollie. Cieszę się, że cię jeszcze złapałem.
– Dzień dobry, panie Harris. – Ollie uśmiechnął się do listonosza.
– Mam pocztówkę dla pani Pumpkin i Lottie – wyjaśnił jowialny mężczyzna o krągłych, opalonych policzkach, uśmiechając się przyjaźnie. – Nikogo tam nie ma od jakiegoś czasu, więc pomyślałem, że podrzucę kartkę do ciebie. Zawsze się przyjaźniłeś z tą małą.
Powietrze znów rozdarł groźny pomruk grzmotu. Ollie miał wrażenie, że to zapowiedź nadciągających kłopotów. Ubiegły rok dobitnie mu uświadomił, że kłopoty zawsze podążają za Lottie, zupełnie jak ta burza. W głowie wirowały mu dziesiątki przerażających możliwości: dziennikarze, którzy odkryli, że Lottie jest tak naprawdę portmanką księżniczki, pogróżki od ludzi Lewiatana, wiadomość, że macocha Lottie wraca do domu. Pocztówka mogła dotyczyć właściwie każdej z tych rzeczy.
Pan Harris wyciągnął widokówkę przedstawiającą plażę o białym piasku. Żółty napis głosił „Hawana”. Ollie niemal czuł bijący od niej zapach rumu i taniej wody po goleniu. Tylko jedna osoba mogła wysłać taką kartkę. I możliwość ta była znacznie, znacznie gorsza od tych wszystkich, które dotąd przyszły mu do głowy.
Sięgnął po pocztówkę, starając się zachować spokój.
– Dziękuję, na pewno jej przekażę.
– Pozdrów ode mnie mamę, Ollie – odparł pan Harris, wracając do swojej furgonetki.
Świat zawirował. Ollie wiedział, że nie powinien odwracać tej kartki i jej czytać. Cokolwiek się tam znajdowało, nie mogło oznaczać niczego dobrego. Ale musiał przecież uprzedzić Lottie o ewentualnym niebezpieczeństwie, prawda? Ollie przełknął ślinę i odwrócił widokówkę. Litery były rozmazane, pisane pewnie w pośpiechu, ale słowa pozostawały jasne i wyraźne, zupełnie jak kłopoty, które musiały ze sobą przynieść.
Moja ukochana księżniczko Charlotte!
To już tyle czasu, Beady wspominała, że obracasz się teraz w wyższych sferach.
Zwróciła mi również uwagę, że nie mieszkasz w starym domu, więc chyba sama rozumiesz, że powinniśmy go sprzedać.
Całuję
Tata
Ollie podniósł wzrok. Furgonetka pana Harrisa znikała już za zakrętem, nie było sposobu, by oddać mu tę przeklętą widokówkę. Dlatego Ollie mógł mieć jedynie nadzieję, że Lottie jakoś zniesie złe wieści.1
Noc ogarnęła pałac Wolfsonów. Ozdoby i portrety, tak olśniewające w blasku słońca, teraz sprawiały wrażenie uśpionych, zupełnie jakby czekały, aż słońce na powrót zbudzi je pocałunkiem do życia niczym księżniczkę, na którą rzucono urok.
Lottie poruszyła palcami u stóp, by odpędzić ziąb ciągnący od pałacowych parkietów. Po powrocie z Japonii nadal dokuczał jej jet lag, a od wydarzeń ostatnich kilku dni, nie wspominając o najnowszych odkryciach na temat Lewiatana, nadal huczało jej w głowie. Lottie starała się trzymać prosto, skupiwszy wzrok na olśniewającej biżuterii z diamentami, zajmującej przeszklone witryny w sali karmazynowej, podczas gdy królewski doradca zabrał się do pracy, krążąc wokół swojej podopiecznej i jednocześnie starając się omijać stojącą pośrodku otomanę obitą fioletowym aksamitem.
– Ta się nie nadaje. – Simien zmrużył oczy i popatrzył w lustro w ozdobnej ramie. Pokryte plamami wątrobowymi dłonie oparł na ramionach Lottie i obracał ją na boki, żeby przyjrzeć się lepiej sukni z bufiastymi rękawami, którą kazał założyć dziewczynie, a w której ta przypominała porcję budyniu truskawkowego. – Być może zabudowany dekolt i watowane ramiona zrównoważą tę twoją okropnie długą szyję.
Oszołomiona intensywnym zapachem perfum Lottie czuła się nie jak istota ludzka, a marionetka, która mogła poluzować sznurki, dopiero kiedy Simien odwrócił się w stronę wieszaków z sukienkami. Starał się znaleźć strój, który współgrałby z nowym niesfornym bobem portmanki.
– Zdaję się całkowicie na pana! – zawołała Lottie, starając się przyspieszyć nieco proces, a zarazem nie zdradzić swojego zniecierpliwienia. Zaraz musiała iść, jednak nie mogła tego zdradzić Simienowi, nie chciała dokładać mu zmartwień.
Nie tylko nowa fryzura Lottie stanowiła przyczynę ogólnego zdenerwowania. Wszyscy mieszkańcy pałacu zdawali się na skraju załamania nerwowego, zupełnie jakby balansowali na linie, a choćby głębszy oddech mógł ich strącić w przepaść. Upłynęło pięć dni od przerażających wydarzeń w lesie otaczającym Rosewood Hall, a chociaż Lottie rozpaczliwie pragnęła odkryć zamiary Lewiatana, najpierw musiała się uporać z rodziną Ellie. Oznaczało to, że musi się prezentować jak najlepiej, by nieco złagodzić pierwszy szok, jaki z pewnością wywoła u nich wiadomość o tym, co dotąd udało się ustalić.
– Wydaje mi się, że lepiej będzie wzbudzać jak najmniej sensacji w mediach twoją nową fryzurą, bo to ostatnia rzecz, jakiej nam teraz trzeba – orzekł Simien, cmokając z niezadowoleniem.
Lottie nie zdołała powstrzymać westchnienia. Miała wrażenie, że tylko ona sama na świecie nie uważa swojej nowej fryzury za kompletną katastrofę czy wręcz coś, czym należy się przejmować. Rozumiała to zaledwie jedna osoba, ale ona została tysiące kilometrów stąd, w Japonii.
Na samą myśl o Sayuri pamięć podsunęła jej wspomnienie zapachu spalin i przeszywającego spojrzenia czarnych jak atrament oczu. Poczuła ucisk w piersi, zupełnie jakby ktoś wyrwał jej cząstkę duszy. Spędzone w Takeshin lato zmieniło wszystko. Przyjaciele z Banshee, gangu motocyklowego: Miko, Rio i Wei oraz ich osławiona przywódczyni, Różowy Demon, Sayuri o jedwabistych włosach, która stała się dla Lottie jak siostra, wszyscy oni zostali na drugim końcu świata, a jednak wciąż wydawali się Lottie tak bliscy. Obie dziewczęta połączyły nie tylko ich szkoły, ale też tajemnice, które powierzyły im przodkinie, oraz dwa bliźniacze miecze – na dodatek jeden z nich ocalił Lottie życie.
Lottie spokojnie wpatrywała się w swoje odbicie, uniosła jedynie rękę, by musnąć palcami końce świeżo przystrzyżonych włosów. Ledwie jednak poczuła pod opuszkami ich dotyk, wspomnienia przeszyły ją niczym prąd. Nagle znów ściskała w dłoniach miecz, wykonywała nim gwałtowny zamach, by przeciąć jednym ruchem swoje włosy, wyrwać się ze szponów Lewiatana i rzucić się do ucieczki, choć kiedy pędziła przed siebie do utraty tchu, płuca aż ją paliły.
Opuściła dłoń, po czym uniosła odrobinę podbródek, i pomyślała, że w tym nowym uczesaniu wygląda o wiele doroślej. Ellie spisała się doskonale, włosy otaczały teraz pucołowate policzki Lottie, dodając jej sylwetce lekkości i sprawiając, że czuła się wreszcie sobą. Jedyny problem w tym, że…
– Za bardzo przypominasz swoich prawdziwych przodków – westchnął Simien za jej plecami, a potem wymamrotał chyba jeszcze pod nosem parę przekleństw. – Potrzebujemy Wolfsonówny, a nie panny Mayfutt.
Nie sposób było zaprzeczyć. Lottie wyglądała niczym skóra zdarta z męskiego wcielenia Liliany Mayfutt, czyli Williama Tufty’ego, nie wyłączając piegów zdobiących grzbiet jej nosa. Na ich widok za każdym razem miała wrażenie, jakby duchy jej przodków obserwowały ją i czegoś się domagały.
– Nie garb się. – Simien znów pojawił się za jej plecami i zaprezentował jej żółtą sukienkę o rękawkach przypominających kleksy bitej śmietany. – Musimy dopilnować, by twój wizerunek księżniczki pozostał nieskazitelny, bo to pozwoli nieco złagodzić szok, jaki wywołało u królowej matki owo nieszczęsne odkrycie. – Nie musiał nawet wypowiadać tego imienia na głos. Wszyscy mieszkańcy pałacu czuli powagę sytuacji, która zawisła nad ich głowami niczym miecz Damoklesa.
Lottie zerknęła na zegar i zaczęła się jeszcze bardziej niecierpliwić, kiedy jednak już uznała, że będzie musiała odegrać zmęczenie i przeprosić, Simien wreszcie się ugiął.
– To będzie chyba musiało wystarczyć – orzekł z westchnieniem i postukał się palcem w skroń po stronie szklanego oka, zanim odwiesił sukienkę z powrotem na wieszak. – A teraz ruszaj prosto do łóżka, żeby się porządnie wyspać przed jutrzejszą rozmową – dodał, siląc się na lekki ton, jednak Lottie doskonale wyczuwała w jego głosie powagę, którą starał się tak nieudolnie zamaskować.
Przed pójściem spać Lottie musiała załatwić jeszcze jedną sprawę. Najpierw przebrała się w coś wygodniejszego, a potem odczekała trochę, chcąc upewnić się, że wszyscy mieszkańcy pałacu udali się już na spoczynek, po czym wreszcie wyśliznęła się ze swojej sypialni, bacznie nasłuchując najmniejszego szelestu.
Kiedy jeden ze stopni skrzypnął pod jej stopą, aż zamarła bez ruchu z sercem walącym jej jak młotem, czekając na jakąś reakcję.
Cisza.
Zakradła się do długiej, wyłożonej marmurem galerii, gdzie z obrazów w złoconych ramach spoglądały na nią nieco upiorne twarze poprzednich władców Maradawii. Ignorując ich spojrzenia, Lottie zatrzymała się przed największym z portretów.
Alexis Wolfson, człowiek, który przejął maradawski tron kilkaset lat wcześniej, wpatrywał się w nią przeszywającym wzrokiem, a jego zielone oczy przypominały odcieniem las o zmierzchu. Na ramiona opadały mu długie czarne włosy. Odziany w zbroję bardziej przypominał groźnego wojownika niż króla, ale uśmiech miał serdeczny. Wpatrując się w jego oblicze, Lottie zachodziła w głowę, dlaczego wcześniej nie zwróciła uwagi na ten właśnie portret. Potrzebowała dopiero zagadkowych słów Ingrid, by przyjrzeć mu się dokładnie.
„Zupełnie jak Alexis” – powiedziała Ingrid. Jedno z dwóch zdań, które wyrzuciła z siebie tamtego dnia w lesie. To drugie, znacznie bardziej zagadkowe, brzmiało po prostu: „Dlaczego Jamie jest twoim partyzanem?”. Było to pytanie przeznaczone dla prawdziwej księżniczki, a Lottie postanowiła odkryć, co Ingrid tak naprawdę miała na myśli. Dlaczego Jamie był partyzanem Ellie?
Ruszyła dalej, na sam koniec galerii, gdzie umieszczono portret czarnej owcy rodu Wolfsonów, a jednocześnie dokładnie tej osoby, której Ingrid zaprzysięgła lojalność – Claude’a Wolfsona, czyli stryja Ellie.
Jego portret oprawiono w czarne ramy jako ponure ostrzeżenie przed losem czekającym każdego członka rodziny królewskiej, który usiłowałby wymigać się od swoich obowiązków. A tymczasem na wygnaniu Claude cierpliwie czekał, knuł spiski i tworzył własną armię. Teraz już wiedzieli, że to właśnie on był tym tajemniczym mężczyzną w masce kozła, który dręczył Lottie i jej przyjaciół od dwóch lat. Tylko dlaczego?
– Witaj, Człowieku Koźle. – Doznała dziwnej satysfakcji, kiedy zwróciła się do portretu dumnego Claude’a tym przezwiskiem. Może tak właśnie czuła się Ellie, buntując się przeciwko autorytetom.
– Ale wiesz, że możesz wymówić jego imię głośno? – Z głębi korytarza dobiegł głos Ellie, ciemny i gorzki niczym kawa. – Wszyscy zachowują się tak, jakby to było jakieś przekleństwo.
Lottie odwróciła się powoli w stronę księżniczki, starając się zapanować nad nerwami i upominając się w myślach, że przecież zmienił się nie tylko jej wygląd. Mimo wszystko zaschło jej w ustach.
W słabym świetle księżyca twarz Ellie, ubranej w długi czarny szlafrok przypominający żałobną szatę, połyskiwała bielą. Księżniczka wyglądała na kompletnie wyczerpaną. Jej blada twarz przywodziła na myśl lśniący alabaster, pod podkrążonymi oczami zbierały się czarne jak atrament cienie. Lottie zaczęła się zastanawiać, czy przyjaciółka w ogóle spała od momentu, gdy dowiedziała się, że Mistrzem Lewiatana jest jej stryj.
Ellie tymczasem postąpiła gwałtownie naprzód, jej oczy błysnęły groźnie.
– Claude Wolfson, Claude Wolfson, Claude Wolfson – powtórzyła, zupełnie jakby przywoływała demona. – Widzisz? – Rozejrzała się wokół, rozłożyła ręce. – Nic złego się nie dzieje.
Lottie aż się wzdrygnęła, słysząc ton jej głosu. Księżniczka ewidentnie była wściekła.
– Spóźniłaś się – wytknęła Lottie, ignorując wcześniejsze słowa przyjaciółki. – Co się stało?
Ellie posmutniała, a Lottie poczuła wyrzuty sumienia na widok jej rozmazanego tuszu do rzęs i przygryzionych warg. Musiała wierzyć, że postąpiła słusznie, wyjawiając przyjaciółce prawdę o jej stryju, jednak wygląd księżniczki sprawił, że Lottie zwątpiła, czy rzeczywiście komukolwiek w ten sposób pomogła.
– Musiałam to wykraść z gabinetu, bo inaczej mogłybyśmy wpaść w spore tarapaty.
Ellie wyjęła z kieszeni widokówkę i wyciągnęła ją w stronę przyjaciółki, by i ta mogła zobaczyć na froncie uroczy obrazek bambusowego zagajnika. Lottie niemal czuła zapach skwarnego lata i naelektryzowanego powietrza tuż po pokazie sztucznych ogni, w końcu jednak okręciła pocztówkę, by przeczytać tekst na odwrocie, kilka linijek prostego tekstu.
Droga księżniczko!
Prosimy, przez wzgląd na nas miej Haru na oku. Jego urlop nadal pozostaje, niestety, tajemnicą.
Uważaj na siebie i pamiętaj, że nasze losy pozostają już na zawsze połączone za sprawą miecza.
Sayuri, Miko, Rio oraz Wei
– To przyszło do ciebie na adres pałacu. – W głosie Ellie dało się słyszeć coś na kształt strachu, zabrzmiało to niczym cichy warkot osaczonego psa. – Lottie, to było naprawdę niebezpieczne. A gdyby ktoś tę kartkę przeczytał? – Ellie z jękiem chwyciła się za głowę. – Poza nami oraz Ani i Saskią nikt więcej nie wie, że Haru należy do ludzi Lewiatana.
Starając się zachowywać pozory spokoju, Lottie wsunęła pocztówkę do kieszeni na piersi. Od razu zrobiło się jej cieplej na sercu, gdy tylko schowała kartkę tak blisko niego, choć stanowiła ona przecież groźne przypomnienie, że po powrocie do szkoły znów spotkają Haru.
– I dlatego chciałaś się tu ze mną spotkać? – spytała z nadzieją, że jakoś zdoła rozproszyć obawy Ellie.
– Nie. – Księżniczka pokręciła głową. – Chciałam cię prosić o przysługę. – Jej wzrok po raz kolejny powędrował w stronę portretu Claude’a.
– Możesz prosić, o co tylko chcesz.
– Musisz mi obiecać, że nie powiesz jutro moim rodzicom o związkach Haru z Lewiatanem. W każdym razie dopóki ci na to nie pozwolę.
– Zaraz… Co takiego?
Ellie popatrzyła z powrotem na nią, a jej senność nagle całkiem zniknęła.
– Mówię poważnie, Lottie. Odkąd odkryłaś prawdę o moim… to znaczy o Claudzie, nie potrafię pozbyć się wrażenia, że rodzice coś przede mną ukrywają. Jutro zamierzam im powiedzieć, że mam już tego dosyć. – Ellie zacisnęła pięści. – Nie do wiary, że zakazali Jamiemu wstępu na to spotkanie. Nie możemy pozwolić, żeby trzymali coś przed nami w tajemnicy. Musimy zachować czujność, trzeba…
– Jamie nie przyjdzie? – przerwała jej zaskoczona Lottie.
To niemożliwe, musiała się przesłyszeć, jednak księżniczka znów pokręciła głową na znak, że to prawda.
– Dziwne, prawda? – Ellie sprawiała wrażenie zadowolonej, że przyjaciółka jest równie zaskoczona takim obrotem spraw. – Nie chcieli powiedzieć dlaczego, ale zdecydowali się na spotkanie w najwęższym gronie: tylko oni, babcia, ty i ja.
Ta zaskakująca wiadomość sprawiła, że Lottie na powrót znalazła się w lesie otaczającym Rosewood Hall, w uszach znów zabrzmiał jej głos Ingrid: „Dlaczego Jamie jest twoim partyzanem?”.
Czym prędzej otrząsnęła się z tych wspomnień, a potem chwyciła dłoń przyjaciółki i lekko ją uścisnęła. Ręka Ellie drżała, księżniczka musiała nadal czuć się oburzona tym, że jej najbliżsi mają przed nią jakieś tajemnice.
– Zobaczymy, co powiedzą jutro twoi rodzice i królowa matka. Wtedy podejmiesz decyzję, co twoim zdaniem będzie najlepsze dla wszystkich.
– Ale…
– Niezależnie od wszystkiego jestem po twojej stronie, Ellie. – Mówiła prawdę i zawsze znajdowała w tym fakcie oparcie. Wszystko, co robiła, robiła dla księżniczki, dzięki której sama stała się wreszcie całością. – Jeśli zdecydujesz po rozmowie z nimi, że tak właśnie należy postąpić, nie będę się kłócić. – Lottie wypowiedziała te słowa z przekonaniem, chociaż serce ściskało się jej na samą myśl, że miałaby nadal utrzymywać w sekrecie udział Haru w spisku Lewiatana. – Możemy się tak umówić?
Czekała na reakcję przyjaciółki dłuższą chwilę, która zdawała się ciągnąć wręcz w nieskończoność, a przez cały ten czas Claude przyglądał im się z góry, jakby na coś czekał.
– No dobra, jasne – powiedziała w końcu Ellie, rozluźniając palce. – Jutro postaram się zachować zimną krew, ale zrobię to wyłącznie dla ciebie. – Księżniczka uśmiechnęła się wręcz szelmowsko, niemal jak za dawnych czasów, zaraz potem jednak jej uśmiech na powrót przygasł. – Lepiej chodźmy już spać. Chyba nie myślę teraz zbyt rozsądnie. Jestem zmęczona i czuję się odrobinę dziwnie po powrocie do pałacu, ale… jasne.
– Nie martw się, doskonale cię rozumiem. – Lottie splotła palce z palcami przyjaciółki, a wówczas Ellie oparła podbródek na jej głowie i objęła ją za szyję, dopóki nie przywarły do siebie ciasno.
Lottie wtuliła policzek w szyję księżniczki, czuła pulsowanie jej krwi pod skórą. Ellie była taka ciepła, że Lottie zapragnęła się w niej całkowicie rozpłynąć, roztopić, a przez głowę przemknęło jej wspomnienie tamtego pocałunku sprzed wielu miesięcy, delikatne niczym muśnięcie skrzydeł motyla. Jednak zaraz potem Ellie się odsunęła.
– Przepraszam – mruknęła, chociaż Lottie nie potrafiła powiedzieć, za co właściwie przyjaciółka ją przeprasza. – Chodźmy na górę.
W milczeniu wróciły do swoich sypialni. Pożegnały się pod drzwiami Lottie, rozplotły palce, a potem Lottie wśliznęła się w końcu pod kołdrę, podczas gdy jej myśli przepełniały teraz twarze Alexisa i Claude’a, Haru i Jamiego, ale przede wszystkim Ellie, Ellie, Ellie.
Kiedy jednak przypomniała sobie znużone spojrzenie przyjaciółki i jej załamanie odkryciem, że wszystkie tropy dotyczące poczynań Lewiatana prowadzą tak naprawdę do jej rodziny, kiedy pomyślała o wszystkich tych tajemnicach i kłamstwach… zaczęła się zastanawiać, czy to na pewno dla Ellie dobre.
Czy rzeczywiście komukolwiek w ten sposób pomagała?2
W kominku sali tronowej buzował ogień, bursztynowe płomienie lizały czarne kamienie paleniska, daremnie usiłując ogrzać ogromne pomieszczenie, a trzask polan zdawał się wręcz odbijać echem od ścian. Nad kominkiem, z dala od zasięgu płomieni, wisiał portret króla Alexandra Wolfsona, jego małżonki Matilde Wolfson, oraz Willemeny Wolfson, królowej matki. Przed całą trójką sportretowaną z kamiennymi, pozbawionymi uśmiechu twarzami stała wówczas jeszcze dziewczynka, księżniczka Eleanor Prudence Wolfson, następczyni tronu Maradawii.
Ellie doskonale pamiętała dzień, w którym całą rodziną pozowali do tego portretu. Wymknęła się wtedy na dwór, żeby pobawić się z Jamiem, i przewróciła się prosto w błoto, którego grudki wylądowały w jej włosach, wybrudziły jej twarz i ręce. Babcia była wściekła na nią i na Jamiego. Za karę starsza pani kazała Jamiemu siedzieć razem z nimi w sali i obserwować poczynania malarza, więc im dłużej Ellie by marudziła, tym dłużej Jamie nie mógłby się ruszyć. Ellie żałowała, że płomienie nie mogą ogarnąć i tego płótna, by obrócić je w popiół.
Minęło sześć dni. Sześć okropnych dni, odkąd Lottie odkryła prawdziwą tożsamość Mistrza Lewiatana, człowieka, który prześladował je obie i ich przyjaciół; który wyszukiwał najmniejsze luki i słabości, by je później wykorzystać. Gdzieś w głębi ducha Ellie już od dawna wiedziała, że to wszystko jej wina. Odwróciła wzrok od portretu, by popatrzeć na rodziców i babkę o równie kamiennych twarzach, stojących razem i takich kruchych w zestawieniu z okazałym otoczeniem.
Pomimo uroczych cherubinów zdobiących sufit i morelowych zasłon w zakratowanym oknie za tronem ta sala zawsze przypominała jej jakąś tajemną maszynownię w fabryce. Niemal słyszała obracające się pałacowe tryby. Całe to zebranie było jakieś podejrzane. Brakowało nie tylko Jamiego, ale również sir Olava, partyzana samego króla. Jej rodzina coś ukrywała, zapewne od zawsze, a ona nie zamierzała pozwolić, by ich sekrety wyrządziły krzywdę jeszcze komuś.
Gdyby nie złożona Lottie obietnica, wpadłaby teraz do sali i zażądała, żeby raz na zawsze skończyli z tymi kłamstwami. Ale nie zrobi tego. Była przyjaciółce winna przynajmniej tyle.
– Przede wszystkim musimy usunąć portret Claude’a z galerii – orzekła Willemena.
Jej starczy głos przypominał skrzypienie wiekowego bujanego fotela, a Ellie aż musiała przygryźć język, żeby nie zacząć krzyczeć. Zamiast tego jedynie zerknęła na przyjaciółkę. Nadal zaskakiwał ją widok króciutkich włosów Lottie, obciętych po tym, co zrobiła jej w lesie Ingrid. Za każdym razem, gdy patrzyła na ukochaną przyjaciółkę, uświadamiała sobie ogrom niebezpieczeństw, na które ją naraziła samym dopuszczeniem jej blisko siebie. A jej rodzina znów próbowała to wszystko zatuszować za pomocą uroczej żółtej sukienki i diamentowej spinki do włosów.
Spokojnie, nie trać zimnej krwi.
– Doskonale rozumiem potrzebę usunięcia wszelkich śladów obecności pani syna Claude’a z pałacu, jaśnie pani – odezwała się Lottie z większym spokojem i cierpliwością, niż królewska rodzina na to zasługiwała. – I chociaż także uważam, że to doskonały pomysł, by odzyskali państwo spokój ducha, moim zdaniem ważniejsze jest odkrycie, co tak naprawdę planuje Claude. Musimy znaleźć sposób na powstrzymanie i jego, i Lewiatana. Więc jeśli dysponują państwo jakimiś informacjami, to może…
– Tak, tak, wszelkie jego ślady – kontynuowała tymczasem Willemena, zupełnie jakby w ogóle nie słuchała Lottie. Postukiwała przy tym laską ozdobioną wilczą głową tak mocno, że dębowy parkiet pod ich stopami wręcz drżał. – Cokolwiek jeszcze po nim zostało, należy to zebrać i spalić.
Tym razem Ellie nawet nie musiała patrzeć na przyjaciółkę. Widać było, że królowa matka ewidentnie unika jakiegoś tematu. Ellie znów poczuła gwałtowny przypływ wątpliwości, zupełnie jakby ktoś rozgarnął popioły, by obudzić tlący się w nich ogień. Wszyscy w jej rodzinie kłamali. Nie miała pojęcia, w jakiej kwestii ani nawet dlaczego, ale nie mogła pozwolić, by uszło im to płazem.
– Z całym szacunkiem – odezwała się ponownie Lottie – usunięcie śladów Claude’a to jedno, musimy jednak również…
– Musimy jednak dopilnować, by nie pozostał po nim najmniejszy ślad, zanim przyjdzie pora na odbywający się co dziesięć lat Festiwal Kwiatów.
Co takiego? Ellie nie mogła w to uwierzyć.
Lottie podjęła jeszcze jedną próbę. Ze sposobu, w jaki zatrzepotały powieki Lottie, Ellie poznała, że przyjaciółka jest równie zaskoczona jak ona sama.
– Bardzo przepraszam, jaśnie pani, chyba źle zrozumiałam. Naprawdę zamierza pani zorganizować kolejny Festiwal Kwiatów? Sądziłam, że zdecydowała się pani zawiesić ten zwyczaj do odwołania po wydarzeniach poprzedniego lata.
„Festiwal Kwiatów” – pomyślała Ellie, zaciskając zęby na samo wspomnienie tamtej okropnej nocy sprzed roku, kiedy to Lottie o mało nie została uprowadzona.
– Nie po prostu: Festiwal Kwiatów. – Willemena stuknęła ponownie laską, zupełnie jakby to Lottie zachowywała się niedorzecznie. – To Złoty Festiwal Kwiatów, odbywający się raz na dziesięć lat. W jego trakcie pozwalamy wszystkim mieszkańcom Maradawii zwiedzać pałac i otaczające go tereny. Jeśli zerwiemy z tą tradycją, ludzie zaczną podejrzewać, że coś jest nie w porządku, a po katastrofie z mediami, do jakiej doszło tego lata, naprawdę nie możemy pozwolić na to, by ktokolwiek podejrzewał istnienie jakichkolwiek rozłamów w rodzie Wolfsonów. To wykluczone. – Dla podkreślenia swoich słów królowa matka stuknęła laską ponownie, wywołując u Lottie jeszcze szybsze trzepotanie rzęsami.
– Jaśnie pani, naprawdę nie wiem, czy…
Nim Lottie zdążyła dokończyć, Ellie wysunęła się przed nią.
– Sądzę, że Lottie próbuje właśnie powiedzieć, oczywiście z całym szacunkiem… – „Którego i tak tu brak”, przemknęło jej przez głowę. – …że usunięcie portretu Claude’a tak naprawdę nic nam nie daje. Tak samo jak nie pomogło wygnanie stryja tyle lat temu. Nie możecie wciąż udawać, że nic się nie dzieje, bo koniec końców wszyscy tego pożałujemy. – Tym razem słowa Ellie nie ociekały sarkazmem i wściekłością, w jej chrapliwym głosie dało się słyszeć raczej znużenie.
Ojciec obrzucił ją gniewnym spojrzeniem.
– Eleanor, bardzo cię proszę, zachowujmy się jak cywilizowani ludzie.
Ellie popatrzyła mu w oczy, z wściekłości ledwie była w stanie trzymać język za zębami.
– Ty… Wiemy, co zrobiłeś. Lottie była na tyle uprzejma, by zataić przed wami, w jaki sposób dowiedziała się, że wszystkie nasze problemy mają związek z moją rodziną, ale ja i tak wiem, że coś przed nami ukrywacie.
– O czym ty, na Boga, mówisz? – Król nadal mówił ostrym tonem, ale Ellie już dostrzegła pierwszy wyłom w jego masce, zmarszczone brwi najlepiej świadczyły o tym, jak wielki niepokój go ogarnął.
– Wiemy, co odrzuciłeś i zataiłeś ze względu na dobre imię rodu Wolfsonów. Wiemy o listach do Kany, twojej pierwszej miłości. – Urwała, by w pełni rozkoszować się zaszokowaną miną ojca, ale jego twarz pozostała nieprzenikniona. Za to królowa Matilde skrzywiła usta z wyrazem takiego bólu, że Ellie aż się wzdrygnęła.
Listy miłośne wymieniane potajemnie przez króla Alexandra z dziewczyną poznaną podczas studiów za granicą stanowiły początkowo tajną broń Claude’a, jego sposób na zdyskredytowanie króla – tyle że teraz wykorzystała ją Ellie. Sądziła, że to będzie ostre, gładkie cięcie, które pozwoli pozbyć się sekretów zatruwających ich krew i cierpienia, którego wszyscy doświadczyli ze względu na dobro królestwa, a tymczasem reakcja rodziców okazała się co najmniej rozczarowująca.
– Zdaje się, że wszyscy jesteśmy teraz wytrąceni z równowagi – odezwała się jak zwykle cicho królowa Matilde, choć tym razem w jej głosie kryło się również cierpienie. – Może powinniśmy…
– Dlaczego Jamiego tu nie ma? – przerwała jej Ellie.
Nie mogła pozwolić, by rozpacz matki powstrzymała ją przed szukaniem odpowiedzi na pytania, które nie dawały jej spokoju.
Znów pomyślała o swoim partyzanie, o bandażu zakrywającym płytką ranę na jego ramieniu, gdzie dosięgnął go nóż Ingrid, o jego kamiennej twarzy, z jaką znosił wszelkie cierpienia, zawsze gotów na każde skinienie swojej księżniczki i jej bliskich. Na samą myśl o tym zrobiło się jej niedobrze.
– Jamie nie należy do najbliższej rodziny, Eleanor. – Tym razem odezwała się babka.
Ellie znów popatrzyła na wiszący nad kominkiem portret, na tyle znacząco, by wszyscy dobrze zrozumieli jej następne słowa.
– Nigdy wcześniej nie stanowiło to problemu.
Cisza, która zapadła potem, była niczym muzyka dla jej uszu, rodzice i babka nie mogli już dłużej niczego przed nią ukrywać.
– Bardzo przepraszam, jeśli można. – Wyraźny, opanowany głos Lottie przyprawił Ellie o rumieniec wstydu. Nie zamierzała jednak tracić zimnej krwi. – Chciałabym prosić o chwilę przerwy, żeby porozmawiać z Ellie na osobności – dodała Lottie, a potem nie czekając na zgodę, chwyciła księżniczkę za ramię i pociągnęła ją w stronę wyjścia. Ich kroki odbiły się echem w ciszy korytarza.
Gdy tylko ciężkie drzwi się za nimi zamknęły, Lottie odwróciła się w stronę przyjaciółki, a maska opanowania natychmiast z niej opadła, odsłaniając grymas niepokoju.
– Dlaczego to zrobiłaś?
Zaskoczona Ellie przez chwilę nie potrafiła znaleźć właściwych słów.
– Chyba widziałaś ich miny? Muszą wreszcie zrozumieć, że nie mogą niczego przede mną ukrywać.
– To nie jest zabawa! Przecież właśnie usiłujemy ustalić, o co w tym wszystkim chodzi, zanim wydarzy się coś strasznego. – Lottie mówiła praktycznie szeptem, ale i tak wzbudziła w przyjaciółce poczucie winy.
Ellie pokręciła głową z frustracją, przeczesując przy tym palcami włosy, zupełnie jakby usiłowała wyrwać z głowy wszystkie te złe emocje.
– Nie powinnaś zawracać sobie głowy takimi sprawami. To z nimi nie da się rozmawiać. Najwyraźniej nie zamierzają niczego wyjaśniać, a na dodatek postanowili zorganizować w przyszłym roku Festiwal Kwiatów. Zachowują się niedorzecznie.
– Tak, masz rację. Ale to jeszcze nie oznacza, że powinnyśmy się tak łatwo poddać. Jestem pewna, że w końcu uda mi się ich przekonać, żeby wreszcie się otworzyli.
Ellie znów poczuła podziw dla przyjaciółki, która zawsze potrafiła ją uspokoić i znaleźć właściwe słowa, by powiedzieć coś, czego Ellie naprawdę wolałaby nie słyszeć.
– Dlaczego nie chcesz im wyznać prawdy o Haru? Gdyby wiedzieli, na pewno jakoś udałoby się nam zebrać wszystko razem i wreszcie odkryć, czemu Lewiatan obrał sobie Jamiego za cel.
Ellie zesztywniała, znów zdjęta niepokojem i frustracją.
– Wykluczone, ani słowa o Haru – powiedziała spokojnie, przypominając sobie wyraz twarzy babki na wzmiankę o jej partyzanie. – To nasza tajemnica.
– Ellie, naprawdę nie rozumiem, jak miałoby to komukolwiek pomóc – zaczęła prosić Lottie.
– Mnie to pomaga, Lottie, bo w całym tym chaosie to jedyna rzecz, nad którą jeszcze panuję. A skoro oni mają przede mną tajemnice, ja też mogę jakieś przed nimi mieć.
– To kompletne szaleństwo. Zachowujesz się jak…
– No jak?
– Nieważne – odparła Lottie z tak przybitą miną, że Ellie ogarnęły wyrzuty sumienia. – Wracajmy, spróbuję uratować, co się da.
Nawet nie spojrzała na przyjaciółkę, kiedy otwierały skrzypiące drzwi, by wejść do zimnej sali. A poczucie winy Ellie szybko ustąpiło miejsca złości na widok bliskich, znów szepczących między sobą. Odwrócili głowy w ich stronę niczym stado zaskoczonych wilków, nieoczekiwanie oderwani, jak się Ellie zdawało, od kolejnych tajemnic.
– A więc jesteś wreszcie gotowa na cywilizowaną rozmowę? – zapytał ojciec.
Ellie dostrzegła lekkie drgnięcie jego brwi, zerknęła na Lottie, która na powrót przybrała kamienny wyraz twarz, po czym w końcu skinęła głową.
– Dysponujemy pewnymi informacjami, które chciałybyśmy teraz przedstawić – powiedziała Lottie, a Ellie aż zamarła. Chyba nie mogło chodzić o Haru?
Nie, Lottie nigdy by jej nie zdradziła, tylko jej jednej mogła ufać. Mimo wszystko dłonie zaczęły jej drżeć, ich wnętrza zwilgotniały.
„Proszę, Lottie. Tylko nie ty”.
– Tam, w lesie, Ingrid powiedziała coś dziwnego – podjęła tymczasem Lottie, a Ellie poczuła tak ogromną ulgę, że aż wystraszyła się, czy za chwilę nie zemdleje. – Przede wszystkim wspomniała, że Claude zostanie powitany z powrotem „zupełnie jak Alexis”. Jakby sugerowała, że… – tu Lottie zawahała się lekko – że król Alexander i królowa Matilde zostaną odsunięci od władzy. Nie możemy wykluczyć możliwości, że właśnie po to potrzebowali formuły Hameln umożliwiającej kontrolę nad ludzkimi umysłami.
Zaszokowana Ellie aż wciągnęła gwałtownie powietrze przez zaciśnięte zęby, jednak jej rodzice przyjęli tę rewelację obojętnie.
– A druga rzecz, o której wspomniała, jest chyba jeszcze dziwniejsza… – Lottie zerknęła na przyjaciółkę, a następnie czym prędzej podjęła: – Ingrid spytała, dlaczego Jamie jest moim partyzanem.
– Zaraz, co takiego? – parsknęła Ellie. – Nic mi nie powiedziałaś.
– Teraz ci mówię. Uznałam, że najlepiej będzie, jeśli usłyszysz to razem z najbliższymi. – Żal słyszalny w głosie Lottie sprawił, że Ellie znów poczuła gniew, bo przyjaciółka musiała nieść ciężar tej strasznej tajemnicy na swoich barkach w pojedynkę. – Oczywiście Ingrid chodziło o prawdziwą księżniczkę Maradawii, mimo wszystko wydało mi się to dziwne, więc pomyślałam, że może wy… – Lottie urwała, wpatrując się szeroko rozwartymi oczami w palenisko kominka w głębi sali.
Ellie podążyła za jej wzrokiem. Ogień tańczył przez chwilę w podmuchach wdzierającego się przez komin wiatru, płomienie wiły się niczym powykręcane ciało, zanim wreszcie całkiem nie zgasły. Chmura popiołu buchnęła na pomieszczenie, zupełnie jakby chory i zniedołężniały pałac odkrztuszał cały ten brud, po czym pył osiadł na podłodze długim czarnym pasmem, prowadzącym aż do stopni tronu niczym odrażający cień.
Nikt się nie odezwał. Jedyne źródło ciepła w sali ostatecznie zniknęło, a Ellie miała wrażenie, że powietrze w jej płucach zamienia się w lód. Teraz, kiedy miękki blask ognia już nie łagodził rysów ich twarzy, pociemniałe postacie z rodzinnego portretu Wolfsonów zdawały się spoglądać na zgromadzonych z góry wzrokiem pełnym potępienia.
Pierwsza przerwała milczenie matka Ellie.
– Czyż to nie dziwne? – Królowa Matilde roześmiała się lekko, jednak dźwięk ten przypominał bardziej pisk wystraszonego ptaka. – Dziękujemy, Lottie, to bardzo pomocne, omówimy tę kwestię we własnym gronie.
Królowa potarła czoło, pukiel włosów wymknął się z jej starannie zaczesanego koka. Stojący po obu jej stronach król Alexander i Willemena wpatrywali się w zagasły kominek, zupełnie jakby ujrzeli ducha. Ellie nigdy wcześniej nie widziała bliskich w takim stanie, miała wrażenie, że niezłomny ród Wolfsonów właśnie rozpada się na jej oczach.
– Obawiam się, że w tym momencie nie możemy wam nic więcej zdradzić, ale wkrótce powinno się to zmienić. A teraz najlepiej będzie, jeśli zaczniecie się już szykować do wyjazdu do Rosewood.
Obie z Lottie właśnie zostały w ten uprzejmy sposób odprawione.
Lottie skinęła głową, a Ellie uświadomiła sobie, że wcale nie ma ochoty zostawać dłużej w tej ciemnej, zimnej sali z rodzicami i babką, którzy zachowują się tak dziwacznie. Co więcej, pragnęła znaleźć się wraz z Lottie jak najdalej stąd.