- W empik go
Kształt dźwięku - ebook
Kształt dźwięku - ebook
Maria to zbliżająca się do czterdziestki kobieta sukcesu, która wraz z mężem prowadzi modny antykwariat. Ich wspólne życie, na pozór szczęśliwe i spokojne, mąci jednak nieustannie powracająca myśl o braku dziecka. Oboje czują się coraz bardziej sfrustrowani i zniechęceni, a kłótnie i wzajemne pretensje wciąż przybierają na sile. Pewnego wieczora, po kolejnej ostrej wymianie zdań, Maria udaje się na samotny spacer i słyszy muzykę, która prowadzi ją do starego, opuszczonego domu. To właśnie tam poznaje Jakuba, młodszego o trzynaście lat, zagubionego mężczyznę, starającego się w nostalgicznych dźwiękach pianina ukryć rodzinne sekrety… Dokąd doprowadzi ich obojga tragiczna historia sprzed lat?
Teraz byłam pewna. Ktoś grał na pianinie. Miałam wrażenie, że dźwięk szybuje nade mną. Melodia była spokojna i piękna. Wydawało mi się, że gdzieś już ją słyszałam. Tylko gdzie? Nie byłam w stanie sobie przypomnieć. Jednak ją znałam. Tego byłam pewna. Przywodziła mi na myśl jakieś niejasne wspomnienie. Coś we mnie poruszała. Grała na zakurzonych strunach mojej duszy. Jednak gdy tylko skupiłam uwagę na własnej reakcji, starając się ją zrozumieć, wszystko we mnie ucichło. Spłoszyło się jak nieufna sarna.
Paula Er, autorka „Wolności jaskółki”. Powieść zdobyła tytuł książki marca 2018 w kategorii „proza polska”, który przyznany został przez „Magazyn Literacki Książki”. W 2020 roku ukazała się jej druga powieść „Tam, gdzie milczą róże”. Brała udział w tworzeniu powieści „Dowód dojrzałości”, z której całkowity dochód ze sprzedaży został przekazany na budowę domu dla samotnych nieletnich matek. Od 2014 roku prowadzi profil na Facebooku o nazwie Wkurzona Żona, na którym publikuje historie małżeńskie kobiet, które nie mają z kim porozmawiać o dręczących je problemach. Prywatnie żona i matka dwójki dzieci. Interesują ją ludzkie historie i sposób, w jaki wpływają na życiowe decyzje.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-214-8 |
Rozmiar pliku: | 878 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mówiłaś, że moja muzyka ściągnie cię nawet z zaświatów. Gdzie teraz jesteś? Wróć! Daj mi jakiś znak!
Palce zwolniły bieg. Na białych klawiszach pojawiły się ślady łez. Mężczyzna opadł na nie pogrążony w rozdzierającym szlochu. Przypadkowe dźwięki mieszały się z wyzierającą z niego rozpaczą.
Wróć…
Gdzieś na dole skrzypnęła deska. Nie zwrócił na to uwagi. To stary dom. Przyzwyczaił się, że chata reaguje na zmiany temperatur, jak staruszka uskarżająca się na reumatyzm. Podniósł głowę, otarł łzy i zagrał jej ulubioną melodię. Za wszelką cenę starał się opanować drżenie rąk, choć każda nuta przypominała mu o jej uśmiechu i dotyku. O tym, jak bardzo w niego wierzyła.
Wróć…
Zamknął oczy i zaklinał wszechświat. Nagle coś wyrwało go z transu. Śmiech? To niemożliwe. Wrócił do grania. Jednak dźwięk zmaterializował się tuż za nim. Zamarł. Spiął się w sobie, a jego ciało pokryła gęsia skórka. Odwrócił się powoli. Był sam. Potrząsnął głową i zamknął klapę pianina. Wziął to za objaw przemęczenia. Głowa płatała mu figle. Miał zamiar się przespać. Gdy tylko odszedł od instrumentu, znów to usłyszał. Tym razem na dole. Dałby sobie rękę uciąć, że jakieś dziecko biega z radosnym śmiechem po jego kuchni.
Ostrożnie zszedł po starych, drewnianych schodach, nasłuchując każdego, nawet najcichszego, szelestu. Nie wierzył w duchy. O wiele bardziej obawiał się ludzi. Tak jak się spodziewał, kuchnia była pusta. Podszedł do drzwi wejściowych. Okazały się zamknięte od środka. Nikt nie mógł tu wejść. Czy to możliwe, żeby…?Rozdział 2
Wróćmy do dnia, o którym chcę ci opowiedzieć.
Idąc dobrze już znaną sobie ścieżką, poczułam, że coś jest nie tak. Nie słyszałam muzyki, choć zazwyczaj witała mnie w połowie drogi. Była jak radosny szczeniak. Podbiegała i uciekała. Sama nie wiem, czemu poczułam się zawiedziona. Przychodziłam tu na darmowe koncerty i aż dziw, że nikt jeszcze nie wezwał policji. Osobiście czułabym się zaniepokojona, gdyby jakaś obca kobieta wysiadywała o stałych porach pod moim domem. Nawet gdybym była uzdolniona muzycznie. Dotarłam do swojego drzewa. Właśnie tak o nim myślałam. Ale ono nie było moje. Ot zwykły przewrócony konar. Stanęłam przy nim, nasłuchując uważnie, jednak wciąż nic się nie działo. Miałam nadzieję, że to tylko chwilowa przerwa, a mój tajemniczy pianista wróci niebawem do instrumentu. Może miał gości?
Zdjęłam z siebie bluzę, aby rozłożyć ją na konarze. Spróchniała kora nie była najlepszym siedziskiem, możesz mi wierzyć. Usiadłam na niej, wystawiając twarz do ostatnich promieni słońca. Zamknęłam oczy i po prostu byłam. Oddychałam. Czekałam. Miałam wrażenie, że stopiłam się z martwym drzewem, stając się jego częścią.
Wciąż nic się nie działo. Muzyka uparcie milczała.
A jeśli coś się stało? Przecież nie mogę tam pójść i ot tak zapukać do drzwi. Co miałabym powiedzieć? Dzień dobry, od jakiegoś czasu wysiaduję u państwa pod domem. Słucham, jak ktoś gra na pianinie. Dziś nie słyszałam muzyki i jestem zaniepokojona. Wszystko w porządku?
A jeśli nikt nie otworzy? Mam zaglądać przez okna? Może od razu powinnam zadzwonić na policję? Mam złe przeczucia, ponieważ właściciel domu nie gra na pianinie. Czy go znam? Nie. Ale proszę przyjechać.
Robiło się późno. Siedziałam tu już prawie pół godziny, wyczekując na sama nie wiem co. Podniosłam się, strzepując z bluzy drobny pył. Już miałam chować ją do torby, gdy zauważyłam, że ktoś jechał na rowerze. Chyba szybko, bo unosił się za nim kurz. Do tego machał w moją stronę. Obejrzałam się przez ramię. Bo niby dlaczego miałby machać do mnie? Spodziewałam się zobaczyć osobę, do której skierowane było pozdrowienie. Nikogo jednak nie było. Przez moją głowę przemknęła nieprzyjemna myśl. To pewnie syn lub wnuczek osób mieszkających w drewnianym domu. Zaniepokoili się i wezwali kogoś, żeby mnie przegonił. Poczułam nagły wstyd i skurcz w brzuchu. Co ja sobie myślałam…
Postać zatrzymała się obok mnie, oparła rower o pień i zmierzyła mnie wzrokiem. Był to młody mężczyzna. Wtedy nie potrafiłam określić jego wieku. Istnieją na tym świecie ludzie, których czas się nie ima. Nie są ani młodzi, ani starzy. Po prostu są. Przylgnęłam do niego wzrokiem. Miał delikatne rysy twarzy i oczy w najpiękniejszym odcieniu błękitu, jaki w życiu widziałam. Wtedy nie byłam pewna, czemu ugięły się pode mną nogi. Czy ze stresu spowodowanego tym, co miałam za chwilę usłyszeć? A może raczej przez jego spojrzenie? Bo musisz wiedzieć, że patrzył pięknie. Czy w ogóle można tak patrzeć? Tak jakby samym spojrzeniem wszczepiało się w duszę słowa?
– Dzień dobry – powiedział.
Najwyraźniej chciał dodać coś jeszcze, ale od razu temu zapobiegłam:
– Dzień dobry, ja naprawdę bardzo przepraszam. Już sobie idę. Obiecuję, że więcej nie będę niepokoiła pana dziadków. Ja tylko słuchałam muzyki… Pana dziadek… Lub babcia… Pięknie gra. Tylko tyle. Przepraszam, naprawdę, już sobie idę… – Czułam się zażenowana jak nigdy w życiu. Do tego za wszelką cenę starałam się nie nawiązywać z nieznajomym kontaktu wzrokowego, żeby nie pogarszać swojej beznadziejnej sytuacji.
– Co? – Chłopak zmarszczył czoło. Podrapał się po jasnych włosach i najwyraźniej starał się zrozumieć sens mojego słowotoku.
– Co? – powtórzyłam po nim bezmyślnie. Popatrzyłam na niego i zauważyłam, jak jego twarz znów łagodnieje, a usta rozciągają się w szerokim uśmiechu.
– Jaki dziadek? – zapytał, powstrzymując się od śmiechu.
– No dziadek, z tego domu… Chyba gra… Albo babcia… – Musiałam zrobić dziwną minę, bo chłopak znów zaczął się śmiać. – Mama? – dodałam, starając się wyjść z całej sytuacji z twarzą.
– Wujek – odpowiedział ze śmiertelną powagą.
– Aha…
Zupełnie zbił mnie z tropu.
– Żartuję! To ja gram. Widuję panią przez okno. – Pokazał palcem na niewielkie, prostokątne okienko na poddaszu.
– Przepraszam…
– Za co? Bez przesady. Miło mi, że ktoś chce mnie słuchać. Dzisiaj się spóźniłem, szef mnie zatrzymał. Dlatego tak się śpieszyłem. Wystraszyłem panią? – Teraz to on wyglądał na odrobinę zmieszanego.
Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć. Spodziewałam się chyba wszystkich możliwych scenariuszy, ale nie tego. Znów przypadkiem spojrzałam mu w oczy i natychmiast tego pożałowałam. Takie oczy powinny być zabronione.
– Mam na imię Jakub. – Wyciągnął do mnie rękę.
– Maria, miło mi. Jeśli możesz, nie mów do mnie pani. Nie jestem znów taka stara.
– Widzę. – Jakub znów przeczesał jasne włosy dłonią. Na chwilę zapadła między nami niezręczna cisza. Miałam ochotę uciec z tego miejsca. Zapomnieć o nim. Nigdy tu nie wrócić.
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że już idziesz? – Chłopak dotknął delikatnie bluzy przewieszonej przez moje przedramię.
Prawie zasłabłam. Co to za człowiek?
– Chyba powinnam, robi się późno…
– Nie żartuj. Zapraszam do środka, dzisiaj nie musisz siedzieć na zewnątrz. – Wciąż nie zdejmował dłoni z mojego przedramienia.
Czułam jej ciepło przez warstwę polaru. Skupiłam wzrok na jego ręce. To też był błąd. Wypukłe żyłki drgały przy każdym ruchu smukłych palców. Mój Boże. W sumie nie wiedziałam już, co gorsze. Oczy anioła czy nieprzyzwoicie męskie dłonie.
– A co powiesz dziadkom? – Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam mu prosto w twarz. Przecież to tylko nieznajomy chłopak. Chyba młodszy ode mnie, ale nadal nie byłam pewna o ile. Teraz to on uciekł spojrzeniem. Całe szczęście.
– A co ty się tak uparłaś na tych dziadków? – zaśmiał się łagodnie. – Dom jest pusty. Dziadek zmarł kilka lat temu. Chciałem się tu przeprowadzić, ale za duże koszty remontu. Sama widzisz, jak to wygląda. Przyjeżdżam tu grać i trochę schować się przed światem.
Jak dobrze go wtedy rozumiałam.
– Mam wejść z tobą do pustego domu? Przecież cię nie znam! – Popatrzyłam na niego i najwidoczniej znów zrobiłam głupią minę.
Jakub zaśmiał się rozbrajająco.
– No tak, zapraszam – powiedział to w taki sposób, jakbyśmy znali się od lat, a nie od dziesięciu minut. Złapał rower i oddalił się wolnym krokiem w stronę chaty.
Stałam tak jeszcze chwilę, wpatrując się w jego plecy i zbierając rozbiegane myśli. Naprawdę chcę tam wejść? Przecież to nie miało tak być. Nie tak sobie to wszystko wyobrażałam. Wiedziałam, że pójście do pustego domu z obcym facetem jest skrajnie nieodpowiedzialne. Gdyby zrobiła to któraś z moich koleżanek, popukałabym się w głowę, ale… Nogi same poniosły mnie za Jakubem. Trudno – pomyślałam. – Raz się żyje.