- promocja
- W empik go
Kto by się spodziewał? - ebook
Kto by się spodziewał? - ebook
Jak nieskutecznie uciec przed problemami? Pakując się w jeszcze większe tarapaty!
Poznaj najbardziej zwariowane komedie Agaty Przybyłek, pełne humoru i rodzinnych nieporozumień!
Trzeci tom bestsellerowego cyklu „Miłość i inne szaleństwa” to przezabawna opowieść o tym, że uciekając przed problemami, można czasem wpaść z deszczu pod rynnę. I że miłość przychodzi wtedy, kiedy nikt się jej nie spodziewa!
Po zawodzie miłosnym i aferze na ślubie siostry Patrycja postanawia odciąć się od rodziny i wytykających ją palcami sąsiadów. Słoneczna Przystań, dokąd jeździła kiedyś jako animatorka obozów artystycznych, to idealne rozwiązanie. Niestety, na miejscu Patrycja dowiaduje się, że dyrektorem ośrodka jest jej były chłopak.
Okazuje się też, że na identyczny pomysł wpadła jej siostra! Patrycja nie zamierza jednak rezygnować ze swoich planów. Jak na kobietę o ognistym temperamencie przystało, postanawia stawić czoła przeciwnościom. Czy jej się to uda? Gdy ożywa w niej uczucie do dawnego partnera, on okazuje zainteresowanie innej… Z tego mogą być tylko kłopoty!
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7976-100-5 |
Rozmiar pliku: | 811 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Eliza siedziała na tarasie i wpatrywała się w zieleń rosnących nieopodal drzew. W ich koronach ganiały się ptaki, których radosne trele niosły się po okolicy. Jej długie, brązowe włosy muskał letni wietrzyk, a na twarz oraz odsłonięte ramiona padały ciepłe promienie wakacyjnego słońca. Jednak Eliza wcale nie rozkoszowała się piękną pogodą ani nie cieszyła pierwszymi dniami lipca. Zaledwie chwilę temu odrzuciła kolejne połączenie od Pawła, który nie dalej jak w miniony weekend miał zostać jej mężem, i poczuła bolesne ukłucie w okolicach serca. Wszystko poszło nie tak.
Eliza nigdy nie sądziła, że jej ślub skończy się katastrofą. Gdy wyobrażała sobie ten dzień, zawsze jawił się on jako najpiękniejszy w jej życiu. Miała ze wzruszeniem powiedzieć „tak” ukochanemu, wyjść z kościoła obsypana setkami płatków róż, a potem do rana tańczyć z mężem na weselu. Ani przez chwilę nie zakładała, że na ceremonii inny mężczyzna wyzna jej miłość, dojdzie do bójki między jej siostrą bliźniaczką a matką, a już na pewno nigdy nie przypuszczała, że zostanie jedną z tych kobiet, które uciekły sprzed ołtarza.
„Jak widać, życie uwielbia zaskakiwać”, pomyślała, przypominając sobie to wszystko, i odetchnęła głęboko, starając się zwalczyć kolejną falę smutku. Od soboty była w kiepskiej kondycji psychicznej i nic nie wskazywało na to, że jej stan ulegnie poprawie. Czuła się paskudnie. Skrzywdziła jednocześnie dwóch zakochanych w niej mężczyzn i zrobiła z siebie pośmiewisko przed całą rodziną oraz innymi zaproszonymi gośćmi. Nie mówiąc już o tym, że po wszystkim ojciec wyprowadził się z domu, gdyż podczas ceremonii dowiedział się o zdradach żony. Matka wlewała w siebie kolejne litry alkoholu, żeby zagłuszyć tęsknotę za nim, a Patrycja jakby zapadła się pod ziemię i nie dawała znaków życia. Eliza wcale jednak nie dziwiła się siostrze. Pewnie zrobiłaby tak samo, gdyby mężczyzna, któremu oddała serce, zakochał się w jej bliźniaczce i wyznał to, gdy ta właśnie miała wyjść za mąż.
– Naprawdę jak w „Modzie na sukces” – westchnęła, powtarzając słowa, które padły podczas ślubu z ust jednego z gości. Miała wrażenie, że przez jej życie przeszła trąba powietrza, która zmiotła z powierzchni wszystko, co napotkała po drodze i pozostał po niej jedynie poburzowy krajobraz oraz wielki bałagan, który trzeba teraz uprzątnąć. Jak żyć dalej po takiej katastrofie?
Eliza myślała o tym przez dłuższą chwilę, wpatrując się w zieleń. W niedzielę i poniedziałek dużo płakała, ale po dwóch dniach wylewania łez jej oczy wyschły i teraz nawet nie miała czym szlochać. Pozostała jej tylko apatia. Całe dnie spędzała samotnie na werandzie z dala od ciekawskich spojrzeń sąsiadów i przykrych komentarzy, zastanawiając się, co teraz z nią będzie. Jej życie rozsypało się niczym domek z kart i Eliza nie miała na razie żadnego pomysłu, jak je ponownie poskładać. Prawdę mówiąc, najchętniej poszłaby w ślady Patrycji i zniknęła na jakiś czas, licząc na to, że podczas jej nieobecności pewne problemy rozwiążą się same. Tylko czy byłoby to dojrzałe zachowanie?
Rozmyślania przerwał jej dzwonek telefonu. Kobieta spojrzała na wyświetlacz, mając pewność, że dzwoni jeden z dwóch zakochanych w niej mężczyzn. Nie pomyliła się. Tym razem ujrzała na ekranie zdjęcie i imię Szczepana, nie Pawła. Tak było już od soboty. Wydzwaniali do niej na zmianę, a ona konsekwentnie odrzucała wszystkie połączenia. Nie była jeszcze gotowa na rozmowę z żadnym z nich. Wiedziała, że prędzej czy później musi to zrobić, ale potrzebowała trochę czasu tylko dla siebie, żeby poukładać sobie wszystko w głowie. Między innymi dlatego, gdy Paweł przyjechał do niej w niedzielę, w popłochu zaryglowała drzwi i zakazała matce otwierać.
– To nie jest najlepszy moment na tę rozmowę – wyjaśniła matce.
Sabina była tak pijana, że nie stawiała oporu. Bąknęła tylko pod nosem jakiś niezrozumiały dla Elizy komentarz, czknęła, po czym wypiła duszkiem kolejny kieliszek wina, padła na kanapę i natychmiast zasnęła.
– Oj, mamusiu… – Córka popatrzyła na nią ze współczuciem, a potem stanęła w oknie i zza firanki obserwowała Pawła, który wydzwaniał do drzwi. Bolało ją serce, gdy widziała jego udręczoną twarz i zapuchnięte powieki. Pewnie nie zmrużył tej nocy oczu nawet na chwilę i przepłakał wiele godzin, podobnie zresztą jak ona.
Eliza rozpłakała się na ten widok i skrzyżowała ramiona. Paweł był wspaniałym mężczyzną i nie zasługiwał na to, jak go potraktowała. Gdy tak na niego wtedy patrzyła, czuła się niemal jak morderca. Jak morderca ich szczęścia i miłości. Jak ktoś, kto powinien przestać istnieć.
Niedoszły zięć Sabiny dzwonił do drzwi kilka razy, ale gdy przez kilkanaście minut nikt nie otwierał, w końcu odpuścił. Wrócił do samochodu, kilkakrotnie oglądając się za siebie, a potem odjechał. Eliza jeszcze przez parę minut stała w oknie, płacząc, ale w końcu otarła twarz i zajęła się matką. Sabina zasnęła z kieliszkiem w dłoni, więc wyjęła jej go z ręki, odstawiła na stół, a potem przyniosła z sypialni koc i delikatnie ją przykryła. Następnie usiadła w fotelu i poddała się bolesnym wyrzutom sumienia oraz poczuciu winy. Miała wrażenie, że to przez nią właśnie rozpada się ta rodzina i ta myśl odbierała jej chęć do życia.
– To wszystko przeze mnie – zadręczała się bez końca, podczas gdy przyroda wokół niej tętniła radością i życiem. Eliza patrzyła na ten krajobraz, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że do niego nie pasuje. W dodatku każde miejsce w ogrodzie przywoływał wspomnienia związane z Pawłem. Nawet niepozorna trawa muskana wiatrem kojarzyła się jej z chwilami, gdy wylegiwali się razem na kocu, patrzyli w niebo i snuli marzenia, które tak brutalnie zniszczyła. Mieli wybudować dom, zamieszkać razem, wychować dzieci, a potem razem się zestarzeć. Co więcej, to wszystko w pewnym momencie stało się niezwykle realne i znajdowało się zaledwie na wyciągnięcie ręki. Te marzenia już by się spełniały, gdyby ich nie zniszczyła. Wzięliby z Pawłem ślub, wyjechali w podróż poślubną, a potem wrócili w rodzinne strony i wiedli sielankowe życie aż do śmierci.
Tylko jaki jest sens tak gdybać?
Córka Sabiny ponownie westchnęła. Uniosła głowę i tym razem zapatrzyła się w niebo. Kolejny raz w ciągu ostatnich dni zapragnęła znaleźć się daleko stąd i chociaż na chwilę oderwać od problemów. Zastanowić się nad życiem, poukładać pewne sprawy, spojrzeć na nie z dystansem… Może naprawdę powinna wyjechać na jakiś czas i wcale nie był to taki zły pomysł, jak wcześniej sądziła? Chwilowo nic nie trzymało jej w domu. Rozpoczęły się wakacje, więc świetlica, w której pracowała, była nieczynna, a pani Małgosia, dyrektorka fundacji „Mały miś” sama dała jej długi urlop, żeby Eliza mogła nacieszyć się małżeństwem i mężem oraz wyjechać w podróż poślubną. Nic nie stało na przeszkodzie, aby wyjechała, w dodatku uświadomiła sobie, że bezczynność i przebywanie w domu pełnym wspomnień na pewno nie pomogą jej stanąć na nogi, wręcz przeciwnie – to miejsce będzie ją tylko dodatkowo przygnębiać.
Analizując to wszystko, Eliza myślała już nie o tym, czy powinna wyjechać, ale dokąd najlepiej uciec. Wyglądało na to, że podjęła decyzję.ROZDZIAŁ 2
Patrycja leżała na kanapie w salonie swojego mieszkania i wpatrywała się w sufit. Jej krótkie rude włosy sterczały we wszystkie strony, a obok spała zwinięta w kłębek Frotka i cicho mruczała. Pomimo słonecznej pogody za oknem w pokoju panował półmrok, ponieważ Patrycja od kilku dni nie podciągała rolet, żeby jak najbardziej odciąć się od otaczającego ją świata. Z tego powodu zamknęła również drzwi na klucz i nie wychylała nosa na zewnątrz, choć pewnie spacer po osiedlu dobrze by jej zrobił.
Nie miała jednak ochoty na jakikolwiek kontakt z kimkolwiek i to nie tylko dlatego, że jej twarz nadal zdobił purpurowy siniak, który podczas ślubu Elizy zaserwowała jej matka, celnie uderzając ją pięścią w oko. Podobnie jak Eliza, Patrycja miała wrażenie, ze zawalił jej się świat i, choć niechętnie przyznawała to nawet sama przed sobą, cierpiała z powodu złamanego serca.
To cierpienie objawiało się u niej jednak zupełnie inaczej niż u Elizy. Bliźniaczki różniły się między sobą już od najmłodszych lat, dlatego też podczas gdy Eliza trwała w poczuciu winy i dręczyły ją wyrzuty sumienia, Patrycja zatracała się w złości. Tak, tak, czuła wściekłość i to na wszystko i wszystkich. Na paskudnego Szczepana, któremu oddała serce, a ten najzwyczajniej w świecie je zdeptał, na siostrę, w której postanowił się zakochać, na matkę, która podbiła jej oko oraz wyrwała garść włosów, a nawet na siebie, że zaczęła coś czuć do mężczyzny ewidentnie nie wartego jej uczucia.
– A tyle razy sobie powtarzałam: tylko się nie zakochuj! – mówiła do Frotki w przypływach emocji. – Miłość, też mi coś – prychała rozzłoszczona. – W życiu nie chodzi o żadną zasraną miłość, bo za każdym razem uczucie kończy się w ten sam sposób: jedną wielką katastrofą. Poświęcasz komuś czas i energię, zabiegasz o niego i troszczysz się, a potem i tak nic z tego nie masz. Żadnej miłości, Frotka! – Głaskała miękkie futerko. – Mówię ci. Żadnych uczuć i sentymentów. Faceci to dupki, każdy jeden. Nie ma od tej reguły żadnego wyjątku – mówiła ze złością, a na jej skórze aż pojawiała się z nerwów gęsia skórka. – Jaką ja byłam idiotką, że zaczęłam coś czuć do tego Szczepana. Chyba na rozum mi padło, bo inaczej nie umiem tego wytłumaczyć. Ani przez chwilę nie był mnie wart, Frotka. Ani przez chwilę. To tylko bezwartościowy dwulicowy drań.
Frotka patrzyła na swoją panią z zainteresowaniem i za każdym razem przez pewien czas słuchała jej monologów, ale w końcu ogarniała ją senność i beztrosko zwijała się w kłębek. Patrycja wzdychała wtedy głośno, złoszcząc się także na to, że właśnie straciła jedynego słuchacza i włączała jakiś film, muzykę albo buszowała po ulubionych stronach internetowych czy blogach, żeby zagłuszyć swoje myśli.
Przez pierwsze dwa dni od katastrofy to działało, trzeciej doby Patrycja zaczęła się nudzić. W końcu ile można leżeć przed telewizorem albo bezrefleksyjnie wpatrywać się w ekran laptopa? Była osobą czynu i powoli doskwierał jej brak zajęć. Z nudów poukładała więc rzeczy we wszystkich szafach, dokładnie wysprzątała mieszkanie, a nawet zrobiła w końcu porządki w folderach na pulpicie i pousuwała z komputera niepotrzebne zdjęcia, pliki czy dokumenty. Brakowało jej jednak czynności, z których zwykle czerpała radość. Z powodu wielkiego siniaka nie mogła nagrać kolejnego filmiku na swojego makijażowego vloga ani nie mogła iść do pracy. Musiałaby wtedy pokazać się swoim obserwatorom oraz klientkom z podbitym okiem, co pewnie wywołałoby natychmiastową dyskusję, że oto została ofiarą przemocy. Przynajmniej wśród internautów. Jak znała życie, to całe Brzózki od soboty na pewno huczały od plotek o tym, co stało się na ślubie. Między innymi również dlatego nie wychodziła z domu oraz wyłączyła telefon, żeby nie kontaktowały się z nią nawet jej siostry. Chociaż była silną kobietą, nie miała najmniejszej ochoty znosić pełnych litości spojrzeń sąsiadów oraz słuchać ich komentarzy.
– Niech się użalają nad losem kogoś innego – mówiła do Frotki. – Mnie niczyje współczucie nie jest potrzebne.
Prawda była jednak taka, że coraz bardziej brakowało jej ludzi. Patrycja była towarzyską osobą i od zawsze prowadziła bogate życie prywatne. Może nie miała paczki przyjaciółek, z którymi mogłaby chodzić na kawę albo zakupy, ale lubiła spędzać czas z siostrami lub w otoczeniu mężczyzn, którzy zawsze ciągnęli do niej jak ćmy do światła. Patrycja rzadko się nudziła i teraz przez tę bezczynność momentami miała wrażenie, że zwariuje. Czuła się w swoim mieszkaniu jak więzień nawet pomimo tego, że przecież sama się w nim zamknęła. Coraz częściej zastanawiała się, czy jednak nie przełamać wewnętrznych oporów i nie wyjść na zewnątrz.
– Może krótki spacer po lesie? Tam raczej nikogo nie spotkam – mówiła do Frotki, ale za każdym razem i tak dochodziła do wniosku, że to bez sensu. W końcu było lato i zanim dotarłaby do lasu, spotkałaby mnóstwo osób na osiedlu oraz placu zabaw, który musiałaby minąć. Z bólem opadała więc na kanapę i ponownie ogarniała ją złość.
– Tak nie może być, Frotka – szeptała do kotki. – Jeszcze kilka dni spędzonych w zamknięciu i wyląduję w psychiatryku, na oddziale, na którym pracuje Nina. No co, nie patrz tak na mnie. Naprawdę! A ty stracisz właścicielkę i jeszcze tu zdechniesz z głodu pod moją nieobecność, bo sąsiadka na pewno zapomniałaby o tym, że obiecała cię karmić.
Frotka przekrzywiła łepek, jakby naprawdę rozumiała właścicielkę.
– Ech… – westchnęła Patrycja. – Muszę coś z tym wszystkim zrobić, bo inaczej zwariuję. Tylko co, skoro powrót do pracy na razie nie wchodzi w grę? – zastanawiała się na głos. – Pojechałabym na jakiś urlop i wypoczęła, ale nie mam zbyt wielu oszczędności. Wyjazd do Małgosi na wieś też nie wchodzi w grę, bo znając moją najstarszą siostrzyczkę i jej skłonność do empatii, zagłaskałaby mnie na śmierć, bylebym tylko poczuła się lepiej. Ale muszę wyjechać Frotka, rozumiesz? I to gdzieś daleko, gdzie nikt nie będzie znał mojej historii. W dodatku przydałoby mi się jakieś zajęcie, które wypełniłoby czas. Tylko co można robić w wakacje? – powiedziała i wtedy właśnie przyszło jej do głowy wspomnienie letnich obozów dla dzieci, na które w przeszłości jeździła jako opiekunka albo koordynatorka zajęć plastycznych.
Jako młoda dziewczyna potrafiła spędzać nawet dwa miesiące na turnusach i zajmować się dziećmi. Zrezygnowała z tego, gdy podjęła stałą pracę, ale do tej pory, kiedy myślała o tamtych czasach, na jej usta wypływał uśmiech. Uwielbiała szaleć z dzieciakami na obozach wakacyjnych i wymyślać im kolejne kreatywne zajęcia. Patrzeć, jak z radością nawiązują przyjaźnie, rozkwitają i znajdują spełnienie w ciekawych aktywnościach. Śpiewać piosenki przy ognisku, a nocami rozmawiać z innymi opiekunami, choć na drugi dzień zawsze musiała pić hektolitry kawy, żeby nie zasnąć.
– Fajnie by było do tego wrócić… – szepnęła rozmarzona pod wpływem tych wspomnień i właśnie wtedy uświadomiła sobie, że właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to zrobić. Mogłaby poprosić przełożoną o dłuższy urlop, a ponieważ prywatnie bardzo się lubiły, Wiola na pewno nie miałaby nic przeciwko. Zwłaszcza że doskonale znała sytuację, w której Patrycja się znalazła.
– Na pewno się zgodzi – szepnęła do Frotki, a potem sięgnęła po telefon. Włączyła smartfona, w którym przechowywała kontakty do wielu osób z przeszłości i, nie zastanawiając się długo, odnalazła numer właścicielki pewnego ośrodka na Mazurach, która specjalizowała się w organizowaniu tego typu wyjazdów.
– Ciekawe, czy jest aktualny? – Zastanawiała się na głos. Swego czasu spędziła w ośrodku „Słoneczna przystań” trzy wakacje z rzędu i bardzo zaprzyjaźniła się z panią Bożenką. Choć ich kontakt ostatnio nieco osłabł, do tej pory wysyłały sobie życzenia z okazji świąt i żywiły do siebie ciepłe uczucia. Pewnie gdyby teraz do niej zadzwoniła, to kobieta na pewno znalazłaby dla niej jakieś zajęcie podczas tegorocznych kolonii.
„Istnieje tylko jedno ale”, pomyślała Patrycja, wpatrując się w ten numer i natychmiast zalała ją kolejna fala wspomnień, tym razem nie tylko wspaniałych, lecz również bolesnych. To „ale” miało bowiem imię jej pierwszej, wielkiej miłości i poza wieloma cudownymi chwilami przywoływało na myśl również złamanie serca. Można powiedzieć, że to przez tamtego chłopaka Patrycja została feministką i w ostatnich latach traktowała mężczyzn dość instrumentalnie. Chyba nikt nigdy nie skrzywdził jej tak jak Borys i od tamtej pory obiecywała sobie, że już nigdy się nie zakocha.
– Przynajmniej dopóki nie zjawił się Szczepan – westchnęła, po czym spojrzała na zasłonięte roletą okno.
Rozdział o nazwie „Borys” zapisany na kartach jej życia mimo upływu czasu nadal wywoływał wiele emocji. Wystarczyło choćby jedno wspomnienie, żeby Patrycja poczuła ukłucie w sercu. Może więc ten wyjazd nie był wcale takim dobrym pomysłem? Może wyjeżdżając na te kolonie, tylko wpadłaby z deszczu pod rynnę? W końcu chciała oderwać się od problemów, a nie pakować w jeszcze większe.
Patrycja myślała o tym przez chwilę. Po upływie kilku minut energicznie potrząsnęła jednak głową i znów się na siebie zezłościła.
„Na litość boską, o czym ja rozmyślam?”, zganiła się w myślach.
– To było dawno, dawno temu i nic mnie nie łączy z tamtą naiwną, zakochaną dziewczynką – powiedziała do Frotki. – Zresztą wcale nie jest powiedziane, że spotkam w „Słonecznej przystani” Borysa. Pewnie założył swoją rodzinę i ma na głowie wiele innych obowiązków, niż pomaganie matce w prowadzeniu ośrodka. Z powodu tej tymczasowej izolacji naprawdę wariuję, bo wymyślam sobie jakieś niestworzone problemy! – dodała ze złością, po czym wybrała numer pani Bożenki i zbliżyła telefon do ucha.
Kobieta odebrała już po pierwszym sygnale.
Ciąg dalszy w wersji pełnej