- W empik go
Kto może być zebrą i inne historie - ebook
Kto może być zebrą i inne historie - ebook
Chciałbym przedstawić wybrane teksty z kilku ostatnich lat, publikowane pierwotnie na różnych forach internetowych. Jest to wybór, zawierający dwadzieścia siedem tekstów, dotyczących rozmaitej tematyki i o różnej formie. Zastanawiałem się nad klasyfikacją rodzajową tych tekstów.
Część z nich ma charakter kpiąco – szyderczy. Im pasuje miano opowiadań, lub skeczy. Lecz pozostała część jest trudna w charakterystyce. Chyba najbardziej zbliżoną nazwą jest esej. Esej – jest to forma literacka prezentująca punkt widzenia autora. Pasuje. Wszystkie, bowiem te teksty, jak najbardziej, prezentują punkt widzenia autora. Proszę, zostałem autorem esejów, czyli eseistą. Ani bym się spodziewał…
Eseista kojarzył mi się z zasuszonym molem książkowym, piszącym i czytającym swe eseje w wąskim kółku wzajemnej adoracji. Co do tematyki, to jest rozmaita, Jak już wspomniałem spora część to teksty kpiąco-prześmiewcze. Krzywy obraz naszej rzeczywistości. Na pewno przejaskrawiony, karykaturalny; obawiam się jednak, że w niektórych aspektach zbyt bliski rzeczywistości, niż to chciałbym przyznać. Nasze życie polityczne, nasi politycy, posłowie do parlamentu dostarczają mnóstwo materiału satyrycznego, którego wręcz nie sposób przerobić.
Bohaterami tych tekstów są postacie z lewicy i prawicy. Nie preferuję osobiście żadnej ze stron. Szyderstwo dotyka równo każdego przejawu głupoty na lewo, i na prawo. Nie mam uprzedzeń ani faworytów. Oprócz rzecz jasna osób, dla których określenie: idiota jest medycznym terminem określającym stopień ich rozwoju umysłowego, a nie oblegą. Lewica to głownie postacie z, mediów głównego nurtu, rzeczywiście opanowanych przez przedstawicieli jednej formacji duchowej i umysłowej. Ale na radykalnej prawicy, skupionej wokół tzw. zbrodni smoleńskiej, jest również wiele postaci wartych ukazania w innym świetle. Teksty te mają formę krótkich opowiadań. Do pozostałych tekstów pasuje określenie esej. Tematyka jest rozmaita. Od historii skupiających się na II wojnie światowej, okupacji niemieckiej i okupacji sowieckiej, po tematy współczesne. Kilka tekstów to wariacje oparte na temacie książek, filmów. Tematyka historyczna jest istotna. Spora część tekstów dotyczy tematyki związanej z Holocaustem, jako najmocniej kultywowanym micie XX wieku.
Próbuję spojrzeć na ten temat odmiennie, pisząc o tematach pomijanych przez innych z różnych przyczyn, wynikających często, jak można przypuszczać, z serwilizmu, obawy przed ostracyzmem w środowisku, czy brakiem odwagi. Przykładowo: temat powszechnej kolaboracji Żydów z okupantami sowieckimi i niemieckim jest powszechnie pomijany, jakby nie istniał, był jedynie cieniem, czy cieniem cienia. Niesłusznie. Ja, nie będąc historykiem z zawodu, czy wykształcenia, mogę się na to poważyć. Mam taką nadzieję.
Cały ten zbiór to swoisty miszmasz, pomieszanie z poplątaniem. Są tutaj teksty śmieszne i poważne, łatwe i trudne, teksty, z którymi można się zgodzić i z którymi trzeba polemizować. Mam jednak nadzieję, że teksty te nie zostawią czytelnika obojętnym i że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. I ten, kto szuka rozrywki, i ten, kto szuka czegoś poważnego.
Spis treści
Wstęp
Do rzeczy!
Strzyżonego Pan Bóg strzeże
Co Boskie, oddajmy Bogu
O obcinaniu członka
Herb syna Bożego
Wszyscy krewni Morawian (i adoptowani)
Prehistoria
Wielkokr(o)acja
Gramatyka a sprawa (wielko)polska
Wielkich Duńczyków ci u nas dostatek
Wacław Odnowiciel Wszech-Polski
W państwie pan panuje
Pan Cracovie
Korona wieńczy dzieło
Cudze chwalicie, swego nie dziedziczycie
To jest Miśko na miarę naszych możliwości
Pan na grodzie równy wojewodzie
Żywy głos umarłej cywilizacji
Lisek Chrobrusek
Państwo ufundowane na fundamencie wiary
Nomen omen
Ciało ze znakami szczególnymi
Most jaśnie oświecony
Nie wszystko w mistyce ma znaczenie
Polska Mesjaszem narodów
M_siciów jak mrówków
Suma rzeczy pospolitych
Francowatość a la polonaise
Panowie przyrodzeni
Leges, reges, regulas
Radość z narodzin w narodzie
Urządzenie zwane ustrojstwem stryjów
Stany Zjednoczone(go) Dziadostwa
Z ziemi wołoskiej do Polski
Polski zodiak
O autorze
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-266-2 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Chciałbym przedstawić wybrane teksty z kilku ostatnich lat, publikowane pierwotnie na różnych forach internetowych. Jest to wybór, zawierający dwadzieścia siedem tekstów, dotyczących rozmaitej tematyki i o różnej formie. Zastanawiałem się nad klasyfikacją rodzajową tych tekstów. Część z nich ma charakter kpiąco – szyderczy. Im pasuje miano opowiadań, lub skeczy. Lecz pozostała część jest trudna w charakterystyce. Chyba najbardziej zbliżoną nazwą jest esej. Esej – jest to forma literacka prezentująca punkt widzenia autora. Pasuje. Wszystkie, bowiem te teksty, jak najbardziej, prezentują punkt widzenia autora. Proszę, zostałem autorem esejów, czyli eseistą. Ani bym się spodziewał… Eseista kojarzył mi się z zasuszonym molem książkowym, piszącym i czytającym swe eseje w wąskim kółku wzajemnej adoracji. Co do tematyki, to jest rozmaita, Jak już wspomniałem spora część to teksty kpiąco-prześmiewcze. Krzywy obraz naszej rzeczywistości. Na pewno przejaskrawiony, karykaturalny; obawiam się jednak, że w niektórych aspektach zbyt bliski rzeczywistości, niż to chciałbym przyznać. Nasze życie polityczne, nasi politycy, posłowie do parlamentu dostarczają mnóstwo materiału satyrycznego, którego wręcz nie sposób przerobić. Bohaterami tych tekstów są postacie z lewicy i prawicy. Nie preferuję osobiście żadnej ze stron. Szyderstwo dotyka równo każdego przejawu głupoty na lewo, i na prawo. Nie mam uprzedzeń ani faworytów. Oprócz rzecz jasna osób, dla których określenie: idiota jest medycznym terminem określającym stopień ich rozwoju umysłowego, a nie oblegą. Lewica to głownie postacie z, mediów głównego nurtu, rzeczywiście opanowanych przez przedstawicieli jednej formacji duchowej i umysłowej. Ale na radykalnej prawicy, skupionej wokół tzw. zbrodni smoleńskiej, jest również wiele postaci wartych ukazania w innym świetle. Teksty te mają formę krótkich opowiadań. Do pozostałych tekstów pasuje określenie esej. Tematyka jest rozmaita. Od historii skupiających się na II wojnie światowej, okupacji niemieckiej i okupacji sowieckiej, po tematy współczesne. Kilka tekstów to wariacje oparte na temacie książek, filmów. Tematyka historyczna jest istotna. Spora część tekstów dotyczy tematyki związanej z Holocaustem, jako najmocniej kultywowanym micie XX wieku. Próbuję spojrzeć na ten temat odmiennie, pisząc o tematach pomijanych przez innych z różnych przyczyn, wynikających często, jak można przypuszczać, z serwilizmu, obawy przed ostracyzmem w środowisku, czy brakiem odwagi. Przykładowo: temat powszechnej kolaboracji Żydów z okupantami sowieckimi i niemieckim jest powszechnie pomijany, jakby nie istniał, był jedynie cieniem, czy cieniem cienia. Niesłusznie. Ja, nie będąc historykiem z zawodu, czy wykształcenia, mogę się na to poważyć. Mam taką nadzieję.
Cały ten zbiór to swoisty miszmasz, pomieszanie z poplątaniem. Są tutaj teksty śmieszne i poważne, łatwe i trudne, teksty, z którymi można się zgodzić i z którymi trzeba polemizować. Mam jednak nadzieję, że teksty te nie zostawią czytelnika obojętnym i że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. I ten, kto szuka rozrywki, i ten, kto szuka czegoś poważnego.
T. B.
Październik 2013Żydowscy konfidenci Hitlera. Afera Hotelu Polskiego
4 stycznia 2011
Wraz z publikacją nowej książki – powieści czy eseju, trudno to określić – znanego amerykańskiego historyka, z pochodzenia polskiego Żyda, zaczęła się kolejna fala wyjaśniania czarnych plam z historii, obnażania mitów narodowych i uwalniania prawdy. W ramach przywracania prawdy, chciałbym przypomnieć pewne zdarzenie z lat okupacji hitlerowskiej w Warszawie, zwane aferą Hotelu Polskiego. Afera to jest znana w historiografii, ale ta wiedza niesłusznie zamknięta jest w dość wąskim kręgu specjalistów. A historia ta jest warta przypomnienia i upowszechnienia. Niewiele jest tak wyrazistych opowieści o ludzkiej podłości, podstępie i okrucieństwie. Zainteresowanym tematem polecam teksty np. Marka Jana Chodakiewicza, czy książki Tomasza Szaroty.
Wiele wiadomo o żydowskich konfidentach Stalina, współpracujących aktywnie i gorliwie z NKWD, czy sowieckim wywiadem wojskowym, w czasie pierwszej (1939-1941) i drugiej okupacji sowieckiej (1944-1956). Natomiast mało znane są fakty o żydowskich konfidentach Gestapo. Skądinąd wiadomo, że niemieccy Żydzi często wstępowali do Wermachtu. Część, by się ukryć przed prześladowaniami, inni by walczyć o wielkie Niemcy! Liczbę żydowskich żołnierzy Hitlera szacuje się około 150 tys. Całkiem spora armia. Najdziwniejsze, że Żydzi, ukrywając swoje pochodzenie, wstępowali nawet do SS. Walczyli w Waffen – SS lub brali udział w eksterminacji Żydów! Najsławniejszy, ale nie jedyny przykład takiego Żyda to – Fritz Scherwitz (alias Elke Sirewiza), Obersturmführer SS, komendant obozu koncentracyjnego w Lenta, na Łotwie. Nadzorował mordy Żydów i sam, osobiście, mordował Żydów i gwałcił Żydówki.
Zakrawa to na paradoks, ale wielu z zasymilowanych, niemieckich Żydów uwierzyło w propagandę hitlerowską i można by ich było określić, jako zdeklarowanych hitlerowców (nazistów, wg. terminologii anglosaskiej). Nie przeszkadzało im to, jak Niemcy odnoszą się np. do Polaków, ale na przeszkodzie do pełnej akceptacji III Rzeszy Niemieckiej stanęła polityka zagłady Żydów przeprowadzona przez tą samą III Rzeszę. Trudno szczerze wspierać państwo, którego celem jest fizyczna eliminacja ciebie i twojej rodziny. Ale wielu Żydów wiele uczyniło w tej mierze, np. Żydzi aktywnie współpracowali z… Gestapo. Przykładem jest tu Stella Kuebler-Goldschlag. Kierowała grupą kilkunastu informatorów Gestapo w Berlinie. Zadaniem jej grupy było wyłapywanie ukrywających się Żydów. Jej ofiary posłano do gazu. Stella Kuebler-Goldschlag żyła sobie spokojnie w Berlinie do śmierci w 1994 roku. I pewnie otrzymywała sutą rentę od rządu niemieckiego, jako ofiara Holocaustu. Komu, jak komu, ale pani Stelli Kuebler-Goldschlag ta renta słusznie się należała. Zapracowała na nią podczas wojny wysyłając do gazu setki ludzi – swoich ziomków – Żydów.
Polscy Żydzi w czasie drugiej wojny, będąc w znacznie gorszej sytuacji niźli ich pobratymcy – Żydzi niemieccy – wykazali równie wielką skłonność do kolaboracji z oboma okupantami: Sowietami we wschodniej Polsce i III Rzeszą w tzw. Generalnej Guberni (GG). Sowieci sprytnie wykorzystali Żydów do sparaliżowania polskiego podziemia niepodległościowego we wschodniej Polsce. Było to inteligentne i bardzo skuteczne posunięcie. Żydzi stanowi gros sowieckich konfidentów. Wielu z nich było (prawie) całkowicie zasymilowanych, znało polski język, kulturę i Polacy im, niestety, ufali. Dzięki ich aktywnej współpracy NKWD odniosło ogromny sukces: udało jej się sparaliżować albo zinfiltrować struktury podziemia niepodległościowego na wschodzie tak dokładnie, że po ataku Niemiec na ZSRR (22 czerwca 1941) podziemie to musiało być dosłownie nie odtwarzane, ale tworzone na nowo, postawać jak feniks z popiołów. Donos na NKWD oznaczał śmierć – wskazanego – ale też często jego rodziny, wywożonej na zatracenie na zesłaniu. Fizyczna eksterminacja olbrzymiej części polskiej kadry dowódczej, i przywódczej, wywiezionej na Sybir bądź wymordowanej na miejscu, w miejscowych więzieniach i miejscach straceń, była niemożliwa do nadrobienia w tak krótkim czasie dwóch, trzech lat. Ludobójstwo Polaków na Wschodzie przez organizację ukraińskich nacjonalistów UPA (1943-1945) było pośrednim skutkiem działalności żydowskich konfidentów NKWD. Polska ludność kresów wobec wymordowania kadr przywódczych była często bezbronna i wystawiona na ataki ukraińskich nacjonalistów. Którzy, co warto przypomnieć, wcześniej w ścisłej współpracy z Niemcami wymordowali żydowskich mieszkańców miast i wsi Podola, Wołynia, czy Małopolski Wschodniej. Żydowscy konfidenci NKWD często uciekli na wschód przed Niemcami, ale ich rodzimy zostały wymordowane w swego rodzaju „podzięce” przez UPA i SS za ich owocną „współpracę” z NKWD. Tak to jedno wiążę się z następnym, a to z kolejnym. Warto wspomnieć, że w trzy lata później, po „powrocie” w 1944 r., NKWD ponownie ożywiło swoich „uśpionych” agentów w AK. Tak skuteczna była infiltracja polskiego podziemia niepodległościowego przez NKWD dokonana w latach 1939-1941.
Niemiecki okupant nie wykazał podobnej dalekowzroczności, co Sowieci, i wzgardził wyciągnięta ręką i uchem, który tylko czekał na polecenia do wykonania. Polityka eksterminacji ruszyła. Zamknięci w gettach Żydzi mogli z natury rzeczy donosić tylko na innych Żydów. Współpraca żydowskich konfidentów z niemiecką policją tak polityczną (Gestapo), jak kryminalną (Kripo) jest znana tylko pośrednio. Rozróżnienie miedzy Kripo i Gestapo nie ma tu znaczenia. Niemieckie policje w GG ścisłe współpracowały i np. agenci Kripo wykonywali często zadania Gestapo. Nie zachowały się dokumenty niemieckie, a świadkowie zostali wymordowani. Znamy tylko doniesienia polskiego podziemia londyńskiego (ZWZ, AK) i komunistycznego. Tym nie mniej wiemy, że Żydzi aktywnie współpracowali z policją niemiecką w wielu gettach i obozach (Warszawa, Łódź, Białystok, Wilno, Kraków i wiele innych). Przykładem niech tu będzie warszawskie getto, gdzie rządziły Żydowska Policja Porządkowa, osławiona i straszliwa „Trzynastka” (formalnie podległa Kripo, w istocie Gestapo), czy Żydowskie Pogotowie Ratunkowe. Leon Skosowski w getcie warszawskim dysponował sforą ponad dwustu agentów obojga płci (konfidentów) a były przecież i inne siatki żydowskich agentów służących władzom hitlerowskim. Uwaga na marginesie: dwustu żydowskich agentów jednej tylko siatki konfidentów to więcej niż liczba żydowskich bojowników walczących z Niemcami w czasie tzw. powstania w getcie warszawskim.
W tym tekście skupię się z konieczności na jednej, jakże znamiennej, akcji żydowskich konfidentów Hitlera. Była to tzw. w afera Hotelu Polskiego. Wiosną 1943 roku Gestapo doskonale się orientowało, że w „aryjskiej” Warszawie ukrywa się wielu Żydów, bogatych Żydów. Miało też wielu bezrobotnych konfidentów żydowskich, który nie mieli już nic do roboty w getcie. Władcy Gestapo w Warszawie postanowiło złapać (co najmniej) dwie sroki za ogon: wyłapać Żydów ukrywających się po „aryjskiej” stronie i jednocześnie potężnie się przy tym obłowić. Wojna trwała już czwarty rok; po Stalingradzie czas był najwyższy pomyśleć, jak ustawić siebie i swoją rodzinę po wojnie. Niestety, nie znamy autora(ów) tego piekielnego planu. Do wykonania zadania użyto żydowskich konfidentów.
Na wiosnę 1943 roku pułapka była gotowa i maszynka do mielenia Żydów rozpoczęła swoją działalność. Jej widoczna ekspozytura mieściła się w hotelu Polskim przy ul. Długiej 29, stąd nazwa: afera hotelu Polskiego. Tam zbierali się Żydzi przed wyjazdem – tu się znajdował początek tunelu. Koniec mieścił się w komorach gazowych KL Auschwitz. W hotelu Polskim Żydzi czekali na zebranie odpowiedniej grupy i ruszali „po wolność”. Sytuacja w lecie 1943 roku była paradoksalna: dopalało się warszawskie getto, w całej Warszawie polowano na Żydów i ukrywających ich Polaków, a pół miasta wiedziało, że w hotelu Polskim mieszka sobie spokojnie wielu Żydów nie niepokojonych przez nikogo. Praca była ściśle podzielona. Zespołem naganiaczy kierował Leon (Lejb) Skosowski („Lonek”). Osoba niezwykle ponurego autoramentu. Pochodził z Łodzi, tam już prawdopodobnie został zwerbowany przez Gestapo, później przeniesiony do warszawskiego getta rozwinął tutaj skrzydła pod okiem patronów z alei Szucha. Większość grupy kilkudziesięciu agentów Gestapo biorących udział w prowokacji stanowili Żydzi, ale byli też w niej polscy katolicy. Żydzi odgrywali jednak decydująca rolę. Ukrywający się Żydzi ufali tylko innym Żydom. Toteż Żydzi poszukiwali i znajdowali ukrywających się w Warszawie i okolicach zamożnych Żydów i proponowali im paszporty i wizy, czyli wyjazd do neutralnego kraju, np. Portugali, w zamian za znaczną opłatę pieniężną. Z Portugali Żydzi bez większych problemów mogliby się przedostać czy to do Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych lub Ameryki Południowej. Opłaty były zróżnicowane, niektórzy mówią o 20 dolarach od głowy, w złocie. Okupacyjne złote, czy nawet marki niemieckie, nie wchodziły w grę. Gestapowcy z alei Szucha rozsądnie myśleli o przyszłości po wojnie. Liczyły się tylko dolary, funty, twarda waluta, i to w złocie. Ponadczasowe diamenty, biżuteria, złoto, platyna też były nie do pogardzenia. Nie sposób wykluczyć, że część żydowskich naganiaczy została oszukania, nie wiedząc, w czym bierze udział, szczerze wierzyła, że pomagają uciec z GG ukrywającym się Żydom. Faktem jest, że ukrywający się Żydzi żądali dowodu. Pierwsza grupa Żydów z hotelu Polskiego dodarła szczęśliwie do Portugalii. Do Warszawy zaczęły przychodzić kartki pocztowe z Portugali, a w nich zakodowane informacje, że nadawca dotarł szczęśliwie do celu podróży. Pośród ukrywających się, zamożnych Żydów zapanował nieledwie euforia. Ratunek wydawał się na wyciągnięcie ręki. Leon Skosowski i jego ludzie nie mieli już żadnych kłopotów ze skompletowaniem kolejnych transportów Żydów.
Lecz kolejne transporty Żydów trafiły nie do słonecznej i bezpiecznej Portugali a do komór gazowych KL Auschwitz. Liczbę ofiar prowokacji szacuje się na 3 500 . Znamiennie, że transporty Żydów z hotelu Polskiego szły od razu do gazu. Byli to młodzi, zdrowi ludzie, mogli pracować w obozie, ale nie, odmienny los był im przeznaczony. Wszystkie transporty były z miejsca gazowane. SS-mani z Auschwitz poszli na rękę kolegom z Warszawy i wyświadczyli im tę… koleżeńska przysługę, likwidując od ręki wszystkich świadków. Czy bezinteresownie? Raczej nie. Część łupu z akcji hotel Polski mogła im przypaść w udziale za tę… uprzejmość.
Akcja hotel Polski zakończyła się pełnym sukcesem, patrząc na to z punktu widzenia władz hitlerowskich w Warszawie. Dzięki pomocy i zręcznej działalności grupy żydowskich konfidentów kierowanych przez Leona Skosowskiego i Adama Żurawina wywabiono z kryjówek i zamordowano około 3500 ukrywających się Żydów. Ich mocodawcy z alei Szucha zostali za tą akcję nagrodzeni odznaczeniami i zasłużonymi awansami. Dodatkowy bonus to zrabowane Żydom pieniądze, kosztowności, złoto. Gestapowcy z alei Szucha obłowili się niezmiernie. Chodziły słuchy o 20 dolarach w złocie od głowy, jako opłacie za „ratunek”, za „wyjazd”. Może więcej. Nikt tego dokładnie nie wie. Ale Żydzi zabierali z sobą cały majątek w postaci złotych monet, diamentów, biżuterii, i tym podobnych drobnych rozmiarami przedmiotów, które można połknąć, czy ukryć np. w pochwie czy odbycie. Żydzi byli sprytni i nie ufali Niemcom. Nie wiedzieli, że zostaną obrabowani przed egzekucją, a po śmierci specjaliści z Sonderkomando rozprują im żołądki, wybebeszą kiszki, sprawdzą każdy otwór w ciele, wyrwą złote zęby. Licząc skromnie, średnio zysk na 1000 dolarów od głowy, można oszacować cały zysk władz niemieckich z operacji „Hotel Polski” na 3 500 000 dolarów (ówczesnych!). Aby to przeliczyć na dzisiejszą walutę, potrzeba by tę liczbę przemnożyć przynajmniej przez sto, albo i więcej. Daje to kwotę, lekko licząc, rzędu 100 mln współczesnych dolarów. I to w większości do prywatnych kieszeni gestapowców. Kolosalny majątek, który pozwolił wielu byłym gestapowcom urządzić się po wojnie, zbudować domy, otworzyć własne biznesy, itp.
Afera hotelu Polskiego jest niezwykła ze względu na skalę, bezczelność, skalę okrucieństwa i… stopień podłości. Gestapowcom z alei Szucha trudno się dziwić. Ich zadaniem było zgładzenie Żydów, a że przy okazji zbili olbrzymi majątek? Z ich punktu widzenia to nic złego. Mam tu na myśli tych żydowskich konfidentów pod wodzą Leona Skosowskiego. Żydowscy konfidenci wydający na śmierć swoich współbraci, często znajomych, przyjaciół i krewnych są bliscy osiągnięcia bezwzględnego, i trudnego do pobicia, szczytu na światowej skali podłości. Niewielu kanaliom w spisanych dziejach dane było osiągnąć podobny poziom podłości. Nawet trudno znaleźć słowa na określenie ich czynów. Te istniejąc, czy mi znane, wydają się za słabe. Ci Żydzi wydawali swoich krewnych, przyjaciół, znajomych na śmierć za judaszowe srebrniki! Bo oni nie dostawali dużo. Albo i nic. Żydzi – agenci Gestapo – Polaków też wydawali. I to dziesiątkami, setkami. Ale tu mowa o innych Żydach! Żydzi, często jedyni ocaleni, wiernie służyli oprawcom, którzy wymordowali ich najbliższych: dzieci, żony, mężów, czy rodziców. Trudne to do pojęcia czy zrozumienia.
Obszerniej zajmę się tym później, warto jednak w tym miejscu zaznaczyć kilka ważnych punktów. Tradycyjne tłumaczenie i zarazem usprawiedliwienie żydowskich konfidentów brzmi tak: Żydzi musieli to robić, gdyż inaczej Niemcy, by ich zlikwidowali. Przyjmując ten argument: czy śmierć innych może być zapłatą za moje ocalenie? Poza tym sprawa nie przedstawiała się tak prosto. Żydowscy konfidenci buszowali po całej Warszawie i okolicach w poszukiwaniu krewnych i znajomych do wydania. Kontrola ich patronów była całkiem iluzoryczna. A raczej byłaby, gdyby ci Żydzi zechcieli się urwać ze smyczy. Dlaczego ci „przymuszeni” agenci żydowscy nie uciekli do innego miasta, czy gdziekolwiek? Nie. Takie wytłumaczenie jest z gruntu fałszywe, ma na celu usprawiedliwienie i wybielenie żydowskich agentów Hitlera. Żydzi wydawali innych Żydów, i nie tylko Żydów, na śmierć, bo chcieli to robić. Nawiasem mówiąc, Żydzi – agenci Gestapo – często wymuszali haracze od ukrywających się Żydów i od ich polskich opiekunów. Tak. Żydzi byli szmalcownikami! Żydzi szantażowali i wydawali innych Żydów w czasie okupacji niemieckiej w Polsce! Oczywiście tych biedniejszych, albo tych, którzy nie złapali się na wyjazd do Portugalii via hotel Polski. Przy żydowskich szmalcownikach (agentach) polscy szmalcownicy jawią się (prawie) jak aniołowie. Na skali podłości polscy szmalcownicy, których tak się Polakom wypomina, stoją znacznie niżej, albo wyżej – zależnie jak patrzeć – od szmalcowników żydowskiego pochodzenia. Szantażowani przez nich Żydzi (i Polacy) byli dla nich ludźmi zgoła obcymi, których wcale nie musieli lubić, ani o których nie mieli obowiązku się troszczyć. Nie wydawali krewnych, znajomych i przyjaciół. Na niwie podłości, zdrady, podstępu żydowscy agenci Hitlera, jak Leon Skosowski czy Stella Kuebler-Goldschlag, tworzą klasę samą dla siebie.
Podam jeden przykład, jak kończyła się przymuszona współpraca z agentem. Polski oficer, cichociemny ppor. „Pływak” (Jan Poznański) został schwytany przez Gestapo w Krakowie mniej więcej w tym samym czasie. Wydał go jego gospodarz – folksdojcz. Poddany torturom ppor. „Pływak” zgodził się na współpracę. Podpisał, co trzeba, gestapowcy upozowali jego zwolnienie z więzienia i nowy agent wyszedł na wolność wykonywać swe zadania. Przy pierwszej sposobności opowiedział o tym, co się stało, swoim przełożonym. Na umówione spotkanie w kawiarni w Warszawie, gdzie miał złożyć gestapowcom raport, zamiast ppor. „Pływaka” kontrwywiad okręgu warszawskiego AK wysłał kilku żołnierzy z pistoletami maszynowymi. Gestapo krakowskie straciło dwóch funkcjonariuszy i skreśliło z ewidencji niedoszłego agenta. Ppor. „Pływak” zginął później w walce z Niemcami. Załamał się pod wpływam tortur, ale nie był zdrajcą. Był dzielnym oficerem. Zachował się godnie i można nawet powiedzieć rozsądnie. Uratował się z beznadziejnej sytuacji. Podwójni, czy potrójni agenci zawsze sami wybierają stronę, której służą. Żydowscy agenci Hitlera robili to, co robili, bo chcieli to robić. Podobinie zresztą inni agenci w dziejach. Z niewolnika nie ma robotnika, mówi przysłowie. Z czym można się nie zgodzić, patrząc na budowle wzniesione przez niewolników, budowle, które przetrwały tysiąclecia. Jedno jest pewne: z niewolnika nie ma agenta (konfidenta). Tu niezbędna jest aktywność, inteligencja, pomysł, inicjatywa. Tego nie da się wymusić li-tylko brutalną siłą. Wkraczamy tu na grząskie tereny mrocznej psychologii, godnej może pióra Dostojewskiego, a na pewno kuli, czy mocnego powroza dla owych agentów, nie zważając na całą ową psychologię.
Była zbrodnia, będzie i kara. Ale o tym dalszej części tej mrocznej i, niestety opartej na faktach, opowieści.Kto może być zebrą?
12 marca 2013
Oto wywiad, jaki ja Wacek – blogier postępowy przeprowadziłem z panem/panią posłem/posłanką Turskim(ą) z partii radykalno – postępowej. Siedziałem sobie w holu Sejmu, czekając na przybycie posła/posłanki Turskiego(iej) na umówiony wywiad, gdy wtem moją uwagę przyciągnęła niezwykła postać, która z rżeniem i tupotem kopyt galopowała przez hol. Był to… osobnik, tak go nazwijmy, wielki a tłusty; jego wielki brzuch opinała spódniczka z trawy lub sitowia, spływająca do kolan, obfite spływające na boki piersi miał (miała?) ukryte w białym, i brudnym, biustonoszu. Kto zacz, trudno było poznać, albowiem cale ciało oraz twarz owego indywiduum pokrywały nieregularne czarno-białe pasy; dodatkowo nad czołem miał on, lub miało ono, szorstką, sterczącą grzywkę, przypominającą szczotkę. Osobnik ów, wystukując stopami koński rytm, stopami obutymi w coś, co przypominało pomalowane na czarno drewniaki, dwukrotnie okrążył fotel, na którym siedziałem, zarżał zwycięsko, po czym opadł na fotel naprzeciwko.
– Przybyłam na spotkanie. Mam nadzieję, że się nie spóźniłem, -łam – wydyszało dziwaczne indywiduum.
– Ależ skąd, proszę pani pośle, pani posłanko! Tak się cieszę – powiedziałem z przejęciem.
Dopiero teraz poznałem, że to z panem/panią posłem/posłanką Turskim(ą) mam do czynienia. Te pasy na twarzy i ta… grzywka. Ona ma pędzel przyczepiony do czoła - pomyślałem zdumiony
– Chciałem panią spytać o prześladowania, jakich pani doznaje, ze strony naszego społeczeństwa, które nie chce uznać w pani prawdziwej kobiety – zacząłem rozmowę.
– Oh, to już przeszłość. Poszedłam dalej. Nic nie zatrzyma kobiety chcącej osiągnąć to, co chce osiągnąć – wyszeptała pani Turska, uśmiechając się skromnie – Jest pan pierwszym dziennikarzem, któremu udzielam wywiad po mojej przemianie! Jestem całkiem nową osobą, jestem odmieniona, jestem taka podniecona…
– Taaaak… – powiedziałem, by cokolwiek powiedzieć.
– Niech pan nie mówi, że pan nie wie, kim jestem.
– Myślę, że jest pani… sobą – w ostatniej chwili przyszła mi do głowy ta, iście salomonowa, odpowiedź.
– Tak! Jestem sobą – wykrzyknęła w zachwycie pan/pani Turski(a) podnosząc do góry szczotkę przyklejoną do czoła – Wreszcie osiągnęłam spełnienie. Jestem… zebrą!
– Proszę…? – wydukałem.
– Tak jest. Jestem zebrą, jestem sobą, i jestem z tego dumna! Proszę spojrzeć! Oto moja grzywa!
Pani Turska wstała obracając się; na plecach miała przyczepione, czy przyklejone, rząd sterczących kłaków, jakby kilka szczotek w rzędzie, sięgających od potężnego karku, po prawdzie jak u byka, a nie zebry, po spodniczkę z trawy.
– Zebry mają sterczącą grzywę i ja mam taką samą. Mam też ogon!
Istotnie, miała ogon, wypychający spódniczkę w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
– Tak, tak, tak! Ma pani ogon i grzywę, jak prawdziwa zebra. Proszę usiąść i wszystko mi opowiedzieć – wykrzyknąłem pośpiesznie.
Wolałem się za bardzo się nie przyglądać tym szczegółom. Pan/pani Turski(a) usiadł(a).
– Więc, przepraszam, a więc od dawna czułam, że moje ciało nie pasuje do mojej duszy. Kiedy widziałam w telewizji filmy przyrodnicze, stada zebr pasące się na afrykańskich stepach, te ich prężne ciała, nogi silne jak ze stali, ten łuk szyi z grzywą, te przecudne pasy i piękne pyski o wyrazistych rysach; jak się parzą, jak biegają, jak rżą, tarzają w trawie – tu pani posłanka Turska zarżała donośnie, aż się na nas obejrzeli sąsiedzi, trzeba przyznać, że zarżała całkiem udanie – to czułam, że tam jest moje miejsce, na afrykańskim stepie, w stadzie, pośród innych zebr. Że jestem w duszy zebrą! Że od zawsze marzyłam, by pędzić w galopie po stepie, a wiatr rozwiewał mi grzywę. To moja natura, moja prawda, moje przeznaczenie. I odważyłam się, zrobiłam to. Zostałam zebrą!
– Ale…, czy to nie za śmiałe. Niektórym to się nie spodoba. Nie uwierzą, że jest pani zebrą – powiedziałem z wahaniem.
– Nie uwierzą? Wiem, że ten rasistowski, ksenofobiczny i nacjonalistyczny naród nie dorósł do takich, wolnych stworzeń jak ja. Wiem, że nie uwierzą! I co z tego? Będę walczyć o swoja wolność. Nie poddam się. Ja wiem, że jestem zebrą. Kto może być zebrą, jak nie ja? Jestem w duszy zebrą. Teraz ciałem staję się zebrą. Trwa przemiana, bolesna i kosztowana. Jeśli ciało mam zebry i zebrzą mam duszę, to jestem zebrą, prawda? Kim innym mam być?
– Rozumiem, proszę się nie unosić, ale nieżyczliwi, tych nie brak, powiedzą, że nie wystarczy przykleić do czoła i pleców szczotki i pomalować się w paski, by stać się zebrą.
– Co oni wiedzą o najgłębszych poruszeniach mojej duszy? O mych marzeniach, snach? O tym, jak cierpię, ukrywając w ludzkiej powłoce mą prawdziwą, zebrzą naturę – rozpłakała się pan/pani Turska(i).
Zamyśliłem się. Jak mam pisać o mojej rozmówczyni? Nie on. Był mężczyzną a stał się kobietą, lecz ona to też przeszłość, bo ona nie jest już człowiekiem, ale zebrą, dzikim koniem. Zwierzę to rodzaj niejaki, czyli ono: Tursko? Tak mam pisać? Czy to prawidłowa forma? Z drugiej strony zebra – rodzaj żeński, czyli ona. Poważny problem gramatyczny i semantyczny.
– Ta grzywa, to wszczepy w skórę. Jak bolało, jak bardzo bolało…! Paski to nie malowanie, ale tatuaż, wytatuowałam całe moje ciało w pasy białe i czarne. A ten ogon też jest wszyty w ciało. Czeka mnie jeszcze kilka operacji. Ale to zrobię. Przemiana musi się dokonać. Dokonam tego, bo jestem zebrą. Jestem zebrą! Zebrzość to moja prawdziwa tożsamość, psychiczna i fizyczna. Jeśli czujesz się zebrą, nikt, żadnymi metodami nie przekona cię, że jesteś kimś innym. Wiem, że jestem zebrą, bo zebrzą mam duszę.
– Dlaczego zebrą, a nie wielbłądem, psem czy… hieną? – zapytałem.
– Wielbłądy są takie brzydkie z tym garbem, Psy liżą się po jajach, a hieny śmierdzą. Jestem zebrą, to moje przeznaczenie.
– Ale czy ma pani zebra – spytałem z wahaniem, by jej/jego/onego nie urazić – czy ma prawo nazwać się prawdziwą zebrą?
– Kto może być zebrą? Zebry z Afryki, oraz ci, co czują się zebrami. Co znaczy być prawdziwą zebrą? Co to być człowiekiem? Co znaczy być kobietą? – odparła z naciskiem pan(i) Turski(a) – Według prawa w Polsce kobietą jest osoba, której zewnętrzne, drugorzędowe narządy płciowe w momencie urodzin stwarzały wrażenie, że są rodzaju kobiecego i zostało to odnotowane w akcie urodzenia. Zdarza się czasem, że o kobiecej płci prawnej jakiejś osoby transseksualnej lub interseksualnej decyduje sąd. Podobnie z człowieczeństwem. Człowiek i zebra mają 95 % wspólnych genów. Po co podkreślać nieistotne różnice? Z całą ufnością spuszczę się na sąd w tej kwestii. Sąd orzeknie, czy jestem zebrą, czy człowiekiem. Ma zaufanie do polskich sądów. Już raz sąd orzekł, że jestem kobieta. Dlaczego sąd ma nie orzec, że jestem zebrą?
– Jednak niektórzy upierają się, że te drobne różnice są bardzo istotne. Że tożsamość biologiczną, mężczyzna czy kobieta, człowiek czy zebra, nosimy w sobie, zapisane w komórkach, w genotypie.
– Proszę mi o tym nie mówić, o tych wstecznikach, niedouczonych nieukach – żachnęła się pan(i) Turski(a) – Grupa fundamentalistycznych tzw. „katolickich” publicystów, reprezentujących określony typ myślenia, czysty islam nad Wisłą, uważa, że zebrą jest tylko osobnik z zebrzym zestawem genów i wyglądający jak zebra. A więc nie ma prawa być zebrą, kto nie ma odpowiedniego zestawu genów. Jednak to nauka, a za nią prawo rozstrzyga, że ostatecznie to, kim jesteś, określa twoja psychiczna tożsamość. Tożsamości psychicznej nie da się zmienić. Ona po prostu jest w nas. Jeśli czujesz się zebrą, nikt żadnymi metodami nie przekona cię, że nie jesteś zebrą. Zebrą jest każdy, kto ma zebrzą duszę.
– Nadal jednak u wielu zwycięża pogląd, że to, jak wyglądasz określa, kim jesteś, a nie to, kim się czujesz – zapytałem z wahaniem.
– Nie wszyscy w Polsce tego nie rozumieją. Genitalny lub cielesny punkt widzenia nie przeważa nad racjonalnym i uzasadnionym naukowo-humanistycznym poglądem o istocie człowieka lub zebry. Dla mnie dziwne jest, że niektórzy ludzie, którzy określają się, jako katolicy, dla definiowania płciowości, istoty człowieka, czy zwierzęcia, używają argumentów prymitywnie biologicznych. Zawsze wydawało mi się, że dla człowieka wierzącego w Boga prymat duszy nad ciałem jest oczywisty, a miłość i tolerancja jest zasadą. Jestem pewna, wiem, że psychika zebry osadzona w jej ciele jest istotą jego zebrzystości, a godność zebry i jego (jej) podmiotowość jest niezbywalna. Zebrą jest więc każda osoba, która czuje się zebrą.
– Ah, jakie to głębokie, słuszne i postępowe. Nareszcie wyprzedzimy Anglię, Francję cały Zachód w tolerancji. Pierwsza osoba transseksualna i transgatunkowa. Transseksualizm i transgatunkizm! Boże! Wytyczymy nowe drogi na niwie tolerancji – zakrzyknąłem w podziwie, zrozumiawszy doniosłość nowiny – Tolerancja doprowadzona do krańca, do gołej blachy. Zebra, człowiek, kobieta w jednym. Jesteś najprawdziwszą, najcudowniejszą zebrą, jaką widziałem - zakończyłem czule
– Zebrą, ale i kobietą. Jestem zebrą i klaczą – powiedział(a) z godnością pan/pani Zebra – Turski(a) – Proszę nie o tym zapominać. Musze już pokłusować do mojej stajni. Czeka tam na mnie zebra płci męskiej to jest ogier, prosto z zielonych pól Serengetti. Mamy sobie tyle do opowiedzenia. No, pa, pa, pa.
Pan(i) Zebra – Turski(a) zerwała się i rżąc pogalopowała przez hol parlamentu. Wiatr rozwiewał jej szczotkę z włosia na grzbiecie i spodniczkę z trawy a jej nozdrza drgały lubieżnie wietrząc zebrzego ogiera. Zostałem sam z niekompletnymi notatkami i z nawałem myśli w głowie. I sam już nie wiem, czy mi się to śniło, czy też wyczytałem gdzieś, coś podobnego, gdzie indziej, może w mej ulubionej gazecie? Kto wie…?