- W empik go
Kto zabił Kopciuszka? - ebook
Kto zabił Kopciuszka? - ebook
Jeden bal, jeden martwy Kopciuszek i dziesięć osób, z których każda miała powód, by zabić…
Róża otrzymuje zaproszenie na bal charytatywny, gdzie spotyka kilka postaci znanych z pierwszych stron gazet. Gdy podczas imprezy dochodzi o morderstwa, okazuje się, że goście skrywają swoje tajemnice, i każdy z nich miał powód by dokonać zbrodni. W tym znany bloger Mario, przyjaciel Róży, która, aby oczyścić go z podejrzeń, zaczyna własne śledztwo…
Alek Rogoziński kolejny raz zabiera nas do świata Róży Krull, okraszając kryminalną akcję dawką poczucia humoru!
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-83291-83-3 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jak zawsze uroczyście, z ręką na sercu i kamienną miną zaświadczam, że wszystkie postacie w książce zostały przeze mnie wymyślone, a opisane zdarzenia nigdy nie miały miejsca. Prawdziwy jest jedynie Pepe, który powinien wreszcie zrobić to, co w powieści, czyli otworzyć swoją kawiarnię. Tylko już nie mam siły go do tego przekonywać. Może ktoś z Was go namówi? Próbujcie, a wszyscy na tym skorzystamy i będziemy mieli fajne miejsce, żeby się spotkać, zjeść potrawy, o jakich filozofom się nie śniło, a przy okazji wymyślić kolejną zagadkę kryminalną dla Róży. Trzymam kciuki!POSTACI
Róża Krull – autorka powieści kryminalnych, która chciała szukać inspiracji twórczej podczas balu, a zamiast tego wpakowała się w morderstwo.
Paweł „Pepe” Kwiatek – przyjaciel i dawny agent Róży, który otworzył właśnie swoją kawiarnię i w związku z tym nie za bardzo miał czas (i ochotę) pomagać w śledztwie, ale nie zostawiono mu zbyt dużego wyboru.
Beata „Betty” Jankowska – agentka Róży, pozbawiona (w wyniku współudziału w szaleństwach swojej pracodawczyni) możliwości chwalenia się swoją praworządnością.
Cecylia Jodełka – gosposia Róży, przerabiająca – z wolna, ale konsekwentnie – apartament pisarki w połączenie Kościoła Mariackiego z Muzeum Narodowym.
Iwona „Lilian” Kościuk – piosenkarka, która miała być największą sensacją pewnego balu i nawet jej się to udało, tyle że zupełnie inaczej, niż to sobie zaplanowała.
Marta Raj – zazdrosna o popularność swoich młodszych koleżanek gwiazda w kwiecie wieku, która postanowiła udowodnić, że wciąż jest w formie, ale niestety przekonała do tego tylko policjantów.
Justyna Kiljańska – menadżerka Marty, szukająca nowej osoby, której mogłaby pomóc w zrobieniu kariery.
Rafał Wątły – ochroniarz Lilian, który miał więcej mięśni niż szarych komórek, a te ostatnie i tak nijak nie chciały mu działać.
Bartosz Wieteska – dziennikarz pisma „Koktajl”, całkowicie owładnięty obsesją na punkcie Lilian, a zwłaszcza jej „niegrzecznych” zdjęć, które sam tworzył i publikował w Internecie.
Jakub Kwieciński – menadżer Lilian, załatwiający za jej plecami trefne interesy.
Marcin Mojek – gitarzysta w zespole Lilian i zarazem obiekt zakusów wszystkich kobiet, z którymi przyszło mu pracować.
Karolina Durczak – dziewczyna Marcina, niezbyt zadowolona z faktu, że gra na gitarze to nie jedyna umiejętność jej ukochanego, którą chciałaby poznać jego pracodawczyni.
Mariusz „Mario” Kosek – youtuber i spec od makijażu, który niegdyś zmusił Różę do założenia sztucznych rzęs, w których wyglądała jak świętej pamięci matka jelonka Bambi. Pomimo to pisarka nadal go lubiła i postanowiła uratować przed więzieniem.
Danuta Stec – aktorka, która nie przyznała się do tego, do czego powinna.
Ewelina Szlagowska – popularna trenerka fitness, która przez Lilian straciła prawie cały dobytek (z należącą do niej siecią siłowni „Bicepsik” na czele).
Barbara Jarosławska – gwiazda telewizji, którą Lilian wygryzła(by) z popularnego serialu.
Tygrys Złocisty – gangster o złotym sercu (niestety, tylko dla dwóch osób na planecie).
Miłka Wężowska – autorka powieści grozy, która pozwoliła Róży zawlec się na bal tylko dlatego, że miał tam być dobry catering, ale niestety nie zdążyła sprawdzić, czy nie była to opinia na wyrost.
Ludwik Sobański – zdziwiony decyzją swojej klientki notariusz.
Augustyn Makarski – ksiądz, który chciał być dobry i przez to źle skończył.
Halinka – starsza pani, która chciała zrobić dobry uczynek, a przez przypadek zrobiła jeszcze lepszy.
Krzysztof Darski – obdarzony urodą amanta filmowego komisarz, który dał sobie uroczyste słowo honoru, że na samym początku śledztwa zamknie prowizorycznie Różę w mamrze, choćby tylko na 48 godzin, bo inaczej przez nią zwariuje.PROLOG
– Uwaga! Uwaga! Jesteście otoczeni! Proszę opuścić budynek z rękami uniesionymi ponad głowę! Róża potoczyła bezradnym wzrokiem po swoich towarzyszach. Jej gosposia, pani Cecylia, trupioblada na twarzy, przesuwała w palcach koraliki różańca, bezgłośnie odmawiając kolejne zdrowaśki. Agentka pisarki, Betty, gapiła się w sufit z kamienną twarzą, niewyrażającą żadnego uczucia. Z kolei na obliczu swojego najbliższego przyjaciela, Pepe, Krull zobaczyła wściekłość, a w jego gniewnym spojrzeniu bez specjalnego trudu wyczytała pełen gorzkiej satysfakcji wyrzut: „A nie mówiłem?!”. I wreszcie czwarta osoba, na którą popatrzyła pisarka, siedziała w kucki w kącie pod ścianą, zapłakana i skulona, a jej ciałem co jakiś czas wstrząsały nerwowe drżenia.
– Uwaga! Uwaga! Jesteście otoczeni... – głos z megafonu zabrzmiał w uszach Róży niczym odgłos dzwonu, wzywającego na sąd ostateczny. Gdzieś niedaleko rozległ się potężny rumor, oznaczający, że stróże prawa zaczęli forsować drzwi do budynku. Niosące ten odgłos echo potęgowało nastrój grozy.
– Święta Rito, miej nas w opiece! – jęknęła Cecylia. Różaniec wysunął się z jej drżących rąk i upadł na posadzkę. Betty pochyliła się, aby go podnieść. Przy okazji odnotowała z zaskoczeniem, że już wcześniej gdzieś widziała te charakterystyczne, czerwono-czarne koraliki i medalik z jakimś świętym, dumnie wypinającym nagi, mocno wychudzony tors.
– Rito? – zdziwiła się. – Myślałam, że od spraw beznadziejnych jest Święty Tadeusz Juda.
– Rita też – wyjaśniła drżącym głosem Cecylia. – A w takiej chwili lepiej się zwrócić do kobiety.
– Dlaczego? – zapytał Pepe, nieco zaskoczony prezentowanym przez starszą panią feministycznym podejściem do świętych.
– Bo kobiety są skuteczniejsze – wyjaśniła Cecylia, odbierając z rąk Betty różaniec. – Zna pan przysłowie: gdzie diabeł nie może, tam babę pośle? Chociaż z drugiej strony to wstyd, żebym tak mówiła o świętej. Zmówię modlitwę do niej o przebaczenie...
„Jak nic zacznie się tu zaraz samobiczować”, przemknęło przez głowę Pepe na widok zafrasowanej miny starszej pani. Cecylia nie zabrała się od razu do modłów, tylko przebiegła wzrokiem po swoich towarzyszach.
– A jeśli już miałabym się pomodlić za was do jakiegoś świętego... – powiedziała w zamyśleniu – to do Jana Bosko, patrona młodych przestępców.
– Mogłoby to nie odnieść żadnego skutku – mruknął Pepe – bo Róża już od dobrej dekady pod niego nie podpada. Po co się modlić nadaremnie?
Pisarka posłała swojemu przyjacielowi zabójcze spojrzenie.
– Jak nas tu za moment policja powystrzela, to sam nie doczekasz chwili, kiedy też przestaniesz pod niego podpadać – powiedziała stanowczo. – Pytam was jeszcze raz, co robimy? Poddajemy się?
– A mamy inne wyjście? – westchnął Pepe.
– Ale wiecie, co to oznacza? – spytała Róża. – Że zamiast dojść do prawdy, wszyscy trafimy za kratki...
Czwarta osoba głośno jęknęła, a następnie wstała, otarła ręką twarz z łez, zrobiła kilka kroków i stanęła na środku pomieszczenia.
– To wszystko przeze mnie – powiedziała cicho, acz stanowczo. – I jeśli ktoś ma za to wszystko odpokutować, to tylko ja.
– Nie wygłupiaj się... – zaczęła Róża, ale osoba wpadła jej w słowo.
– Nie! – bez mała krzyknęła. – Nie pozwolę was skrzywdzić!
– Sami się skrzywdziliśmy – powiedział Pepe. – Teraz już nie znajdziemy z tego wyjścia...
– Niekoniecznie... – zaprotestowała ostrożnie Betty, jak zahipnotyzowana wpatrując się w panią Cecylię. – Zdaje się, że znalazłam to, czego szukaliśmy.
Pozostali skierowali na nią spojrzenia.
– Brakujące ogniwo – powiedziała powoli menadżerka. – Mieliśmy je cały czas przed oczami...ROZDZIAŁ I
Zazdrość
Trzy miesiące wcześniej
„Bardzo miło nam poinformować, że gwiazdą festiwalu opolskiego będzie Lilian, największe odkrycie i sensacja polskiej estrady ostatnich lat...”
– Dlaczego nie ja?!
Wyraźnie zezłoszczona blondynka, siedząca na ozdobnym krześle przed ogromnym lustrem, podświetlonym małymi lampkami, przycisnęła czerwony guzik pilota. Ekran telewizora zgasł, a blondynka z furią cisnęła trzymanym w ręku urządzeniem w ścianę. Zamknęła oczy, przyłożyła dłonie do czoła, po czym przejechała nimi odrobinę do tyłu, odgarniając swoje gęste platynowe loki. Westchnęła, otworzyła oczy i przez moment z satysfakcją studiowała wzrokiem centymetr po centymetrze swoją twarz, dzięki pomysłowości chirurgów plastycznych pozbawioną jakichkolwiek oznak starzenia, a przy okazji, co jakoś umykało jej uwadze, też i sporej części rysów. Każda taka lustracja upewniała Martę Raj w przekonaniu, że gdyby nie cholerne gazety, wiecznie przypominające w nawiasie przy jej nazwisku tę upiorną liczbę, nikt nie dałby jej czterdziestu pięciu lat. No, może trzydzieści pięć, a i to mocno na wyrost. Skąd właściwie wziął się ten diabelski zwyczaj podkreślania wszędzie wieku? Kogo to obchodzi?! I czemu akurat jest tam liczba lat, a nie waga, wzrost albo wymiary? Zwłaszcza te ostatnie spokojnie mogliby podawać, bo dzięki wiecznej diecie i regularnym wizytom na siłowni wciąż miała je idealne. To nie, uparli się właśnie na wiek, jakby nie wiedzieli, że kobietom nigdy, przenigdy nie powinno się go wypominać. Szlag by to... Wyraz zadowolenia zniknął z jej twarzy. Skierowała wzrok odrobinę wyżej, tak aby spotkał się w lustrze z tym należącym do towarzyszącej jej w pokoju osoby.
– Dlaczego nie ja?! – powtórzyła z furią. – Tylko ta tleniona Barbie, która nie potrafiłaby zaśpiewać czysto nawet „Wlazł kotek na płotek”?! Co ona takiego zrobiła, że wszędzie się ją zaprasza i anonsuje jako największą atrakcję? Ile ona ma platynowych płyt, nagród, wyróżnień?! Kim ona, do jasnej cholery, jest?!
– Kimś, kto ma milion fanów na Facebooku i drugie tyle na Instagramie – wyjaśniła łagodnie towarzysząca jej agentka Justyna Kiljańska, szczupła i znacznie od niej młodsza szatynka – oraz nagrała kilkanaście piosenek, które mają po kilkadziesiąt milionów wyświetleń na YouTube...
– To wszystko jedno wielkie oszustwo! Fanów można sobie kupić na Allegro! Wyświetlenia też! – wykrzyczała Marta, po czym wzięła kilka głębokich oddechów i popatrzyła na swoją towarzyszkę z nieco mniejszym gniewem, a większą ciekawością. – A ilu ja mam właściwie fanów na Facebooku?
– Czternaście tysięcy czterystu czterech – odpowiedziała agentka. – Wczoraj było jeszcze czterystu ośmiu, ale po tym, jak się wieczorem pokłóciłaś z ciotką, odlajkowała cię ona, jej mąż, córka i kot.
– Jak to kot..?! Kot lubił moją stronę? Jakim cudem?!
– Twoja ciotka założyła mu profil na Facebooku.„Pusik, mały fajfusik”. Też był w gronie twoich fanów, ale od wczoraj przestał.
– Chcesz mi powiedzieć, że ta mała po roku śpiewania dziadowskiego „umpa-umpa” i machania silikonami ma milion fanów, a ja po dwudziestu pięciu latach spektakularnej kariery – czternaście tysięcy, wliczając w to jakiegoś wyliniałego sierściucha?! – wykrzyczała blondynka. – Za co ja ci płacę?!
– Za to, żebym załatwiała ci takie wieczory jak dzisiejszy... – wyjaśniła cierpliwie Justyna.
Marta wstała z fotela. Przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby miała ochotę spoliczkować swoją agentkę, po czym sięgnęła po stojącą na stole kryształową karafkę z wodą i z furią cisnęła nią o podłogę.
– Nienawidzę jej..! – wrzasnęła, nie precyzując, czy ma myśli karafkę, wodę czy też swoją rywalkę, po czym teatralnym gestem przyłożyła sobie rękę do serca, udając, że brakuje jej tchu. – O Boże, gdzie są moje krople?!
Justyna, najwyraźniej przyzwyczajona do podobnych scen, ze spokojem i niewyrażającą żadnego uczucia miną sięgnęła do swojej torebki. Wyjęła z niej i podała swojej pracodawczyni małą buteleczkę. Marta pozbyła się zakrętki, po czym łyknęła dziesięć kropli znajdującego się wewnątrz płynu. Agentka pomyślała z przekąsem, że według dołączonej do leku ulotki jest to dawka zbyt mała nawet dla nastolatków. Choć, z drugiej strony, w rozwoju psychicznym jej pracodawczyni znajdowała się, jej zdaniem, na etapie mniej więcej ośmiolatki, więc w sumie nawet i taka ilość mogła jej pomóc. Nie wspominając już o tym, że serce miała jak dzwon, i to co najmniej Zygmunta, zatem równie dobrze mogłaby je leczyć sokiem porzeczkowym albo „Mazowszanką”.
– Przypominam ci, że za ten wieczór zainkasowałaś dziesięć tysięcy – powiedziała uspokajająco. – To chyba nieźle, biorąc pod uwagę, że zaśpiewałaś na gali tylko trzy piosenki...
– Gali?! – Piosenkarka opadła na fotel, przybierając zrezygnowaną pozę. – „Wędliny roku”?! To nie gala, tylko jakaś żenada. Nawet nikt tego nie transmitował! Miały być media, fotoreporterzy i gwiazdy. A był jeden paparazzi-alkoholik, który nachlał się i zasnął, zanim zrobił jakiekolwiek zdjęcie, i jeden dziennikarz-emeryt, do którego musisz wszystko wywrzaskiwać, bo jest głuchy, a czego nie usłyszy, to potem zmyśli. A nie, przepraszam! Były jeszcze gwiazdy. Dwie osoby, które odpadły z programu „Rolnik szuka żony”, i jedna dziewuszka, która zgłosiła się na casting do „Mam talent!”, ale jej nie przyjęli. Gwiazdy..! A poza tym widziałaś publiczność?! Skąd oni wytrzasnęli tych ludzi? Dowieźli z noclegowni albo izby wytrzeźwień?!
– Przesadzasz!
– Można było chociaż nie podawać im wcześniej jedzenia – westchnęła Marta, już z mniejszą złością, a większą rezygnacją. – Jak zaczęli siorbać flaczki, to zagłuszyli mojego pianistę! Musiałam się domyślić, kiedy zacząć śpiewać, bo nie słyszałam muzyki. Poza tym to jest właśnie to, o czym mówię. Ta plastikowa wywłoka dostanie sto tysięcy za występ na festiwalu, który obejrzy kilka milionów ludzi, a ja za dziesięć tysięcy muszę śpiewać na gali ku czci krakowskiej podsuszanej, w dodatku dla jakichś leśnych dziadków, którzy uważają, że antyperspirant to nazwa środka chwastobójczego...
– Nie było tak źle – uśmiechnęła się Justyna. – Poza tym sama popatrz! Dostaliśmy tyle salami i kabanosów, że wystarczy do lata...
– Wypchaj się! – Marta sięgnęła po wacik, nawilżyła go płynem do zmywania make-upu i zaczęła pozbywać się warstwy tapety, którą godzinę wcześniej nałożyła jej zaprzyjaźniona makijażystka. – I zabierz to wszystko. Wiesz, że nie jadam takich świństw...
– Czasami zastanawiam się, czy w ogóle cokolwiek jadasz... – mruknęła Justyna, pakując do dużej torby prezenty od organizatorów. – Zamówiłam ci taksówkę. Jeśli pozwolisz, nie będę cię dziś odwoziła. Chcę jak najprędzej wrócić do domu...
Piosenkarka oderwała wacik od twarzy i spojrzała na swoją towarzyszkę z niepokojem.
– Nie jest lepiej..? – zapytała ze współczuciem.
– Nie. – Justyna pokręciła głową. – Jest znacznie gorzej. Namawiam go, żeby jednak poszedł do szpitala, ale nie da się przekonać. Uparty jak osioł!
– Mam nadzieję, że zacznie mu się polepszać.
Dość długo to już trwa...
– Za długo... – westchnęła agentka. – To co?
Poradzisz sobie?
– Jasne, przecież nie jestem małym dzieckiem!
„Małym z pewnością nie...”, pomyślała z rozbawieniem Justyna. Podeszła do swojej pracodawczyni i ucałowała ją w policzek.
– I nie przejmuj się Lilian – powiedziała pocieszającym tonem. – Poznałam ją ze dwa miesiące temu na jakimś przyjęciu. To głupiutka, naiwniutka dziewuszka, która po prostu spotkała na swojej drodze odpowiednich ludzi i ma teraz swoje pięć minut. Ale brak jej potencjału, żeby zrobić z nich kwadrans. A do tego jest złośliwa i arogancka, więc szybko straci zwolenników. Zobaczysz, za rok, dwa nikt już o niej nie będzie pamiętał, a ty nadal będziesz gwiazdą. Głowa do góry!
Minutę później Marta została w pokoju sama. Skończyła zmywać makijaż. Do przyjazdu taksówki miała jeszcze dziesięć minut. Podniosła sponiewieranego pilota z podłogi i ponownie włączyła telewizor. Zmieniła kilka razy kanał, aż wreszcie dotarła do jakiegoś muzycznego, na którym, ku jej złości, prezentowany był teledysk Lilian. Przez chwilę oglądała z obrzydzeniem, jak jej młodsza koleżanka po fachu, ubrana jedynie w bardzo kuse body, wygina się w seksownych pozach na łóżku, tuląc się do przystojnego modela.
– Za rok, dwa nikt nie będzie o tobie pamiętał... – powiedziała na głos, czując, jak wzbiera w niej kolejna fala nienawiści, po czym zmrużyła oczy i dodała: – Już ja tego dopilnuję...
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------