Ku szczytom - ebook
Ku szczytom - ebook
Fascynująca podróż do serca gór. Opowieść o nierozerwalnej więzi między człowiekiem a naturą.
Góry odgrywały zawsze w dziejach świata niezwykle ważną rolę i budziły fascynację ludzi. Potężne masywy górskie i strome szczyty wywoływały lęk i obawę, ale dostrzegano w nich także piękno i symboliczne znaczenia. Przez wieki zmieniał się także stosunek ludzkości do gór: bywały obiektem kultu, stanowiły naturalną barierę, budziły zainteresowanie artystów i poetów, a także fascynację naukowców, podróżników i wspinaczy.
Autor opowiada w przystępny sposób nie tylko o bliskich mu od dziecka górach Norwegii, ale także o najpiękniejszych i najbardziej fascynujących masywach górskich na całym świecie. Dowiadujemy się między innymi o tym, jak istnienie gór interpretowali przez lata naukowcy oraz geolodzy i jakimi tropami próbowali dociekać przyczyn ich istnienia. W opowieść tą autor wplata również swoje osobiste zmagania związane z odkrywaniem gór, wędrowaniem na dużych wysokościach i pokonywaniem własnych słabości.
Góra stoi oto owiana białą, postrzępioną aurą tajemniczości, jakby jej wierzchołek zrodził się z samego błękitu nieba. Siły, które wyniosły ją z oceanu i ukształtowały, ulotniły się, nie pozostawiając po sobie śladu. Nie starcza nam słów, aby opisać znikanie tych sił, nie mamy też teorii na temat ich działania innych niż te, które wynikają z ciągłych i niezadowalających badań. John Ruskin (1904)
O autorze:
Henrik Svensen (ur. 1970), doktor geologii Uniwersytetu w Oslo. Obecnie pracownik naukowy i wykładowca Wydziału Nauk o Ziemi w Instytucie Dynamiki i Rozwoju Ziemi. Autor licznych artykułów naukowych oraz tekstów w norweskich gazetach i czasopismach popularyzujących wiedzę naukową. Za swoje osiągnięcia w dziedzinie popularyzacji nauki otrzymał w 2015 roku nagrodę od Norweskiego Towarzystwa Geologicznego, a w 2017 roku od Norweskiej Rady ds. Badań Naukowych. Autor bloga oraz książek popularnonaukowych tłumaczonych na wiele języków.
Kategoria: | Sport i zabawa |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66420-45-8 |
Rozmiar pliku: | 5,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
John Ruskin¹
------------------------------------------------------------------------
PRZYPISY:
¹ Ruskin (1904), s. 164. (Jeżeli nie podano inaczej, cytaty w przekładzie tłumaczki).WSTĘP
INSTRUKCJA OBSŁUGI KSIĄŻKI
Nim rozpocznie się górska przygoda, autor czuje potrzebę wyjaśnienia, w jaki sposób powstawała ta książka, o czym właściwie jest i jak czytelnik może z niej odnieść korzyści. Wszystkie informacje na temat historii i powstawania gór oraz łańcuchów górskich pochodzą z powszechnie dostępnych artykułów naukowych. Autor dodał od siebie bardzo niewiele. Poza tym autor przy niejednej okazji odwołuje się bezpośrednio w tekście do wypowiedzi znanych naukowców. Ci, z którymi rozmawiał osobiście, wiedzieli o pisanej przez niego książce oraz o tym, że ich słowa mogą zostać w jakiejś formie wykorzystane. Nieraz zdarzało im się powiedzieć coś, czego być może mówić nie powinni (pod wpływem usilnych starań autora, aby wydusić z nich jakąś osobistą lub krytyczną uwagę), ale zapewne wychodzili z założenia, że autor przecież i tak nigdy nie skończy pisać, więc nie ma powodów do obaw. Kwestia zachowania anonimowości osób pojawiających się w książce nigdy nie była poruszana. Imiona rozmówców nie zostały zmienione, aby uniemożliwić ich rozpoznanie. Wręcz przeciwnie. Autor na każdym kroku uparcie doprecyzowuje, z kim i kiedy rozmawia oraz gdzie ta osoba pracuje i w jakiej dziedzinie jest ekspertem. Wszystkie te osoby miały możliwość zapoznania się z treścią książki przed jej wydaniem, aby uniknąć ewentualnych skandalizujących wypowiedzi lub błędnych cytatów, ale większość nawet się nie pofatygowała, żeby to zrobić.
Uwzględnione w książce własne przeżycia, w tym liczne odtworzone z pamięci rozmowy, wrażenia z górskich wędrówek i najróżniejsze wydarzenia, zostały opisane na podstawie wspomnień autora (i dlatego, jak się czytelnik domyśla, prawdopodobnie nie są bardzo dokładne). Czy to może stanowić jakiś problem? Cóż, zgodnie z przekonaniem, że nieważne, jak o tobie mówią, byleby mówili, autor w głębi serca ma nadzieję, że publikacja wywoła burzliwą debatę, w wyniku której książka sprzeda się w rekordowym nakładzie, zostanie przetłumaczona na mnóstwo języków, stanie się przedmiotem wielu zaciekłych, entuzjastycznych dyskusji, a także elementem wyposażenia górskich wycieczek równie nieodłącznym jak czekolada czy pomarańcza.
Autor przyznaje, że w trakcie pisania książki przez chwilę nad projektem zawisły czarne chmury, a mówiąc konkretnie – o mało nie odłożył pracy nad nią na bliżej nieokreśloną przyszłość. Jednak autor jest zarówno wytrwały, jak i uparty. Przede wszystkim musiał stawić czoła następującym zagadnieniom: 1) Jaki jest motyw przewodni książki? Jej treść przeskakuje z jednego łańcucha górskiego na drugi, od wspinaczki poprzez geologię i znów powrót do wspinaczki. 2) Czy to absolutnie konieczne, żeby czytelnik wiedział aż tyle o geologii? 3) Pojęcie czasu. Nikt przecież nie rozumie, co autor ma na myśli, pisząc, że „łańcuch górski jest młodziutki, ma zaledwie dwadzieścia milionów lat”. Czym właściwie zajmują się ci geolodzy? Ich stosunek do czasu jest całkiem… cóż, zostawmy to. Ostatecznie autor stwierdził, że należy przepisać całą książkę. Jego wnikliwość i spóźniony refleks podpowiadają mu, że powinien był pokusić się o wprowadzenie zmian do treści znacznie wcześniej (to znaczy zanim zdążyły upłynąć trzy lata), jak również każą się zastanowić, dlaczego prędzej na to nie wpadł. Trzy naprawdę istotne wyzwania związane z pisaniem książki są jednocześnie kluczem do jej zrozumienia:
MOTYW PRZEWODNI. Autor przyznaje, że pomysł napisania książki był niezwykle ambitny. Bo jak w przystępny sposób opowiedzieć o historii wspinaczki górskiej, imperializmie i górach, filozofii, historii sztuki oraz religii, historii nauki o górach, różnicach między zachodnim i wschodnim stosunkiem do gór, własnych doświadczeniach wspinaczkowych, ekspedycji Amundsena na biegun południowy w 1911 roku, najnowszych interdyscyplinarnych badaniach nad górami? Jak dojść do nowych i zaskakujących spostrzeżeń oraz geologicznych odkryć, przywołać liczne wywiady z naukowcami, opisać procesy rozwojowe największych łańcuchów górskich w ciągu ostatnich 450 milionów lat – a wszystko to na niespełna trzystu stronach (co daje w przeliczeniu ponad półtora miliona lat na stronę), w dodatku z wyraźnym motywem przewodnim oraz tak, żeby z książki nie zrobił się podręcznik? Bo głównym celem było opisanie zjawiska „gór” ze wszystkich możliwych perspektyw, a także napisanie książki o historii kultury oraz historii naturalnej. Innymi słowy: autor pragnął wybudować most ponad straszliwą przepaścią między dwoma odmiennymi sposobami patrzenia na świat, jakie reprezentują nauki przyrodnicze oraz humanistyka. Czasem nie był pewien, dlaczego właściwie się w to wpakował. Nieraz nachodziła go chęć napisania książki o bardziej życiowej i konkretnej tematyce, jak na przykład: _Historia granitu z Drammen_; _Galdhøpiggen i ja_; _Rozmowy z kamieniem_; _Skały są super_ czy coś w tym stylu.
GEOLOGIA. Góry mają wiele wspólnego z geologią i nikt tak naprawdę do końca nie wie, czym jest geologia, nie licząc samych geologów. Nie da się ukryć, że było to dla autora spore wyzwanie. Jak nietrudno się domyślić, całkowicie oczywisty i powszechnie akceptowany jest fakt, że specyficzne tematy, takie jak a) skupienia biotytu w gnejsach (nawiasem mówiąc, nie jest konieczne, żeby czytelnik rozumiał wszystkie aspekty tego zagadnienia) czy b) deformacje minerałów w uskokach w skali nano, nie są dla większości wiedzą niezbędną. Co zabawne, poza obszarem zainteresowań ludzi pozostają także naprawdę ważne pytania dotyczące naszego świata, w tym kwestie takie jak początki życia na Ziemi, wiek oraz historia naszej planety, pochodzenie skał, jak również to, dlaczego właściwie Ziemia wygląda tak, jak wygląda. Autor postanowił wyjaśnić podstawowe zagadnienia prostym i łatwym do zrozumienia językiem, a także unikać wchodzenia w szczegóły dotyczące geologii, które – nie oszukujmy się – interesują wyłącznie geologów. Trzymając się więc własnych założeń, autor spieszy wyjaśnić, że: Gnejs to rodzaj szarej skały. Biotyt to minerał z grupy łyszczyków. Deformacja minerałów to innymi słowy ich uplastycznianie, zmiany struktury krystalicznej i kruszenie skał. A uskok to wąska (o szerokości od centymetra do metra) struktura tektoniczna w skorupie ziemskiej powstała w wyniku trzęsienia ziemi lub przemieszczenia warstw skalnych. Dla jasności autor stworzył krótką listę najważniejszych tematów, które odgrywają kluczową rolę w jego opowieści o górach:
1. Rozpowszechnienie się nauki o górach.
2. Postrzeganie gór oraz związki między teoriami a rozumieniem przyrody.
3. Złożoność natury i świata wokół nas.
4. Czego nie wiemy o górach, ale powinniśmy wiedzieć?
5. Jakie procesy zachodzą w głębi łańcuchów górskich?
6. Co wiemy o pradawnych górach? (Czy w zamierzchłych czasach w ogóle istniały góry?)
7. Powstawanie i niszczenie gór.
ROZUMIENIE CZASU. Niezwykle kłopotliwe, a zarazem bardzo proste. Góry rozwijają się zazwyczaj w tak wolnym tempie, że zmiany są dla nas praktycznie niezauważalne. Nowe badania wskazują, że łańcuchy górskie mają swoje sekretne życie, pełne dynamiki i gwałtownych zmian, których my nie widzimy. Nawet gdyby wziąć pod uwagę najbardziej skrajny przykład rocznego wzrostu góry rzędu aż 50 milimetrów, z perspektywy człowieka taki wzrost jest równoznaczny ze stanem całkowitego bezruchu. Góry są dla nas zupełnie nieruchome. To samo dotyczy zresztą większości zjawisk naturalnych. Wiesz doskonale, że twoje ciało starzeje się z roku na rok, ale twarz, którą widzisz każdego ranka w lustrze, wydaje ci się identyczna. Rozumienie upływu czasu w geologii można zobrazować następująco: Za pomocą linijki narysuj na kartce linię o długości 20 centymetrów i wyobraź sobie, że jeden centymetr odpowiada milionowi lat. Autor uważa, że to dobre wizualne przedstawienie czasu geologicznego. Łańcuch górski jest w stanie wyrosnąć z płaskiej ziemi w przedziale od pięciu do dziesięciu centymetrów na naszej skali. To bardzo szybko. Warto jednak pamiętać, że łańcuchy górskie powstają chaotycznie i mogą podnieść się o wiele metrów po dużym trzęsieniu ziemi, czyli w ciągu kilku sekund. Jako że przeciętne życie ludzkie (przyjmijmy, że trwa ono około 80 lat) odpowiada długości 0,00008 centymetra na naszej skali, można uznać, że zarówno człowiek, jak i łańcuch górski rosną w obłędnym tempie. Relatywnie rzecz biorąc. A ponieważ cała nasza skala odpowiada aż 20 milionom lat, powstaje potężna przepaść między całkowitym cyklem życia łańcuchów górskich a doświadczeniem człowieka z górami – mimo że widzimy na własne oczy, jak ulegają niszczeniu (przez strumienie, rzeki czy osuwiska). Może to tłumaczyć, dlaczego geolodzy mają tak nietypowe podejście do kwestii czasu. Obrazuje to bardzo dobrze pewna rozmowa między jednym z geologów a Edem Douglasem – himalaistą oraz autorem literatury podróżniczej. Geolog uczestniczył w wyprawie wspinaczkowej na słynną górę Ama Dablam w Himalajach i obawiał się, że trzęsienie ziemi może wywołać tam potężną lawinę lub spowodować osunięcie się zbocza:
– Ama Dablam się przewróci – stwierdził geolog.
– Kiedy? – spytał Douglas.
– Kiedyś w ciągu najbliższych czterech milionów lat.
– W takim razie najwyższy czas ruszać w drogę².
My również ruszajmy.
Książka jest podzielona na dwie części: pierwsza koncentruje się w dużym stopniu na historii. Druga część skupia się na tych naukowych aspektach gór, które zdaniem autora są najistotniejsze i najbardziej ekscytujące. Teraz, kiedy struktura książki oraz łańcuchów górskich została z grubsza omówiona, autor pragnie zwrócić uwagę czytelnika na fascynujący świat gór.
------------------------------------------------------------------------
PRZYPISY:
² Douglas (2001), s. 76.FASCYNACJA
AUTOR ZOSTAJE ZABRANY W GÓRY
I SPONTANICZNIE RUSZA NA POBLISKI SZCZYT
Mogłem mieć nie więcej niż dziesięć lat, kiedy obudziło się we mnie zainteresowanie górami. Moja rodzina zwykła wynajmować latem i jesienią górską chatkę w okolicach Golsfjellet. Podczas długiej podróży samochodem z pagórkowatego okręgu Østfold przez Oslo i dalej na północ przez dolinę Hallingdalen myślałem o tym, że góry i minerały już na mnie czekają. Na kolanach trzymałem jedną z moich pierwszych książek, _Steiner i farger_ , gotowy do zidentyfikowania wszystkich fantastycznych minerałów i rzadkich skał, które spodziewałem się odszukać. Pierwszym zwiastunem górzystego krajobrazu była miejscowość Sollihøgda oraz góra Norefjell, na której szczycie dostrzegłem przez szybę samochodu resztki śniegu. Góry były niczym czekające na otwarcie kufry ze skarbami, tak bardzo różne od szarego granitu, po którym stąpałem każdego dnia w rodzinnych stronach. Za jeziorem Krøderen, gdzie zaczynała się rzeka Hallingdalselva, doliny stawały się coraz węższe, a góry wyższe. Przyglądałem się im przez szybę oczarowany. Nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy podczas tej wycieczki, ale podejrzewam, że usilnie prosiłem tatę, aby trochę częściej się zatrzymywał i pozwolił mi szukać minerałów wśród przydrożnych skał. Oczywiście nie robił tego.
Wreszcie skręciliśmy z głównej drogi. Pojechaliśmy dalej w górę przez sosnowy las. Między pniami drzew były spore odstępy, a ziemia usiana była głazami narzutowymi przystrojonymi mchem i porostami.
Domek miał w sobie coś magicznego. Ciemne drewniane ściany, słodkawy zapach lamp naftowych, subtelne światło i wielka łąka rozciągająca się za budynkami. Tam w Golsfjellet, zaledwie kilka metrów poniżej granicy drzew, myślałem sobie, że nie ma na świecie nic ciekawszego niż góry i kamienie.
Czasem spacerowaliśmy całą rodziną po największej górze w okolicy. Dla moich małych stóp była to dość daleka trasa, prowadząca częściowo zarośniętymi drogami z usadowionymi na zboczach chatami pasterskimi i pojedynczymi domkami wakacyjnymi. Często bywało tak, że miałem dość i chciałem zawrócić, lecz mimo to zmuszałem się, by iść dalej. Na końcu drogi zaczynała się wąska ścieżka, a im wyżej się wspinaliśmy, tym bardziej otwierał się przed nami krajobraz. Nastrój się poprawiał, ktoś wspominał o termosie i ciastkach. Wystarczyło się odwrócić, aby zobaczyć wyłaniające się stopniowo od zachodniej strony szczyty górskie. Po dotarciu do punktu widokowego można było wreszcie usiąść i nacieszyć oczy scenerią. Góry majaczyły w oddali niczym niedostępne pomniki świata wolnego od ludzkiej gonitwy. Także mojej. Bo tamte szczyty były dla mnie całkowicie nieosiągalne. Nigdy nie wchodziliśmy dalej niż na wysokość około tysiąca metrów. Moi rodzice nie byli zainteresowani wspinaczką wysokogórską. Miałem wtedy dziesięć lat i dwójkę młodszego rodzeństwa. Nie mogłem mieć do nikogo żalu, a poza tym samo dotarcie na płaskowyż oraz widok szczytu były wielkim przeżyciem. Dodatkową korzyść stanowiła możliwość poszukiwania żył kwarcu lub egzotycznych minerałów w drodze powrotnej do naszego domku. Zdarzało mi się znaleźć kamienie podobne do tych, które widziałem w _Skałach w kolorze_. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, dlaczego krajobraz wygląda tak, a nie inaczej, i dlaczego w tej okolicy w ogóle są góry. Sądziłem, że pewnie ma to jakiś związek ze zlodowaceniami, ale temat ten był dla mnie równie wielką zagadką, jak zniewalające, rozgwieżdżone niebo, które mogłem podziwiać za każdym razem, gdy jesienią odwiedzaliśmy górską chatę. Im dłużej przypatrywałem się górom, tym częściej moje myśli niepostrzeżenie oddalały się od ważnego pytania: dlaczego wszystko wygląda tak, jak wygląda?
Dziesięć lat później mój stosunek do gór był podobny. Wybrałem się jesienią na weekend do górskiej chatki, tym razem już bez towarzystwa, żeby odpocząć i chodzić na długie wycieczki. Wczesnym rankiem – a może to było już popołudnie? – wyruszyłem do tego samego punktu widokowego co niegdyś. Okolica nieco zarosła i parę razy pomyliłem drogę, pojawiło się też kilka nowych domków wakacyjnych. Z daleka góry wyglądały tak samo jak zawsze. A mnie wciąż do nich ciągnęło. Rzecz w tym, że do tej pory jeszcze nigdy nie wszedłem na któryś z naprawdę wysokich szczytów w okolicy. Mało tego, nigdy w życiu nie zdobyłem którejś z dużych gór w Norwegii, nie przejechałem się też Drogą Trolli ani nie stałem na lodowcu. Nieraz powtarzałem sobie, że nie jestem do tego stworzony. Przecież żaden ze mnie człowiek gór. A jednak wciąż żywe było we mnie pragnienie z dzieciństwa, z czasów poszukiwania minerałów. Postanowiłem zostać geologiem. Wiesz, skały macierzyste i takie tam.
* * *
Miałem już koło czterdziestki, a moje nastawienie do gór było podobne jak moich rodziców w czasie, gdy byłem jeszcze mały. Lubiłem spędzać czas na powietrzu, lubiłem góry, ale zasadniczo trzymałem się z dala od dużych wysokości. A przecież sporo podróżowałem po górzystych terenach. Praca geologa zaprowadziła mnie do różnych krajów w poszukiwaniu skał. Nigdy jednak nie wchodziłem na szczyty, nie zajmowałem się wspinaczką, a moje podróże były raczej krótkie. W 2006 roku opublikowałem książkę o katastrofach naturalnych, której pisanie przez wiele lat pochłaniało cały mój wolny czas. Upojony radością z powodu ukończenia książki szybko wpadłem w pułapkę. Zaledwie kilka tygodni później przyszedł mi do głowy absurdalny pomysł, żeby napisać kolejną książkę. Wkrótce zabrałem się do nowego projektu. Chciałem pisać o tym, dlaczego na świecie są góry, jaką rolę odegrały – razem z przyrodą – w historii, a także co oznaczają dla ludzi obecnie. Za dnia prowadziłem badania geologiczne na Uniwersytecie w Oslo, a wieczorami i w weekendy pisałem. Nie podejrzewałem jeszcze wtedy, że pomysł na książkę o górach obudzi we mnie na nowo fascynację, którą od dawna zdawałem się mieć za sobą, i że to odświeżone zainteresowanie górami zaprowadzi mnie na nieodkryte dotąd ścieżki. Może to widok z Golsfjellet utkwił w mojej podświadomości, a może była to tęsknota za czymś innym. Zapragnąłem stać się człowiekiem gór. Ogromne wrażenie robili na mnie ludzie, którzy co weekend wyjeżdżali do Jotunheimen lub Rondane, żeby wspinać się albo po prostu wędrować po górach. Żeby spać w namiocie, zdobywać szczyty, zmagać się ze zmienną pogodą i krajobrazem, stać się częścią czegoś większego i żyć pełnią życia. Czy byłem gotów pożegnać się z weekendami w przytulnych kawiarniach, czytaniem sobotnich gazet i innymi wygodami, żeby wyprawić się w góry? Choć miałem partnerkę i dzieci? Prawdopodobieństwo było raczej niewielkie, bo nawet zwykłe wycieczki z namiotem do Nordmarka niedaleko Oslo (około 45 minut rowerem) często okazywały się niewykonalne. Najważniejsze było zatem odpowiednie planowanie. Nowy projekt książkowy mógł stać się szansą na świeży początek. Tak, zdecydowanie pragnąłem zostać człowiekiem gór.
Uzbrojony w wiedzę z dziedziny historii nauki oraz geologii zamierzałem dotrzeć do gór i łańcuchów na całym świecie, żeby na własne oczy zobaczyć najpiękniejsze krajobrazy. Pragnąłem zrozumieć góry, to, jak powstały, ile mają lat i jaką rolę odegrały w rozwoju Ziemi. Chciałem zdobyć szczyt w Andach, wybrać się do Prowansji, żeby pojeździć rowerem po Alpach, a także odwiedzić Himalaje i podziwiać największy masyw górski na świecie. Cóż za okazja! Jakież niezwykłe przeżycia na mnie czekały! Nie mogłem się wprost doczekać. Praktycznie z miejsca stałem się człowiekiem gór, jeszcze zanim zdążyłem wyruszyć w drogę. Więc czym właściwie jest góra?
W zasadzie każdy z nas widział kiedyś górę albo przynajmniej wie, co kryje się pod pojęciem „góry” i że ma to jakiś związek ze skałami, wysokością, geometrią i niedostępnością. Znacznie większy problem pojawia się, kiedy trzeba taką „górę” zdefiniować. Oto jakie definicje stosuje się zazwyczaj: 1) Góra to wszystko, co znajduje się powyżej granicy drzew. Tyle tylko, że poziom granicy drzew zmienia się zależnie od szerokości geograficznej i klimatu. 2) Wszystkie wzniesienia wystające ponad stosunkowo płaskim krajobrazem można nazwać górami. 3) Wszelkie elementy rzeźby terenu wznoszące się ponad określoną wysokość – przeważnie jest to 600 lub 700 metrów – nazywamy górami. Chętnie stosowana jest zwłaszcza ostatnia definicja, szczególnie w wypadku obszarów, gdzie otoczenie jest nisko położone. Potoczny język norweski obejmuje różne definicje gór, choć stosowane przez ludzi określenia nie zawsze są precyzyjne. Pojawiają się jednak również nieco bardziej specyficzne pojęcia, w tym między innymi turnie, wierzchołki, pagórki, kopy, góry zrębowe czy góry śnieżne. Zjawiskiem charakterystycznym dla Norwegii są płaskowyże: położone stosunkowo nisko (i niekoniecznie można je nazywać górami), lecz mimo to stanowiące składnik górskiego krajobrazu. Płaska rzeźba terenu na wysokości tysiąca metrów to jedna z przyczyn popularności górskich wędrówek wśród Norwegów. Oprócz tego mamy w kraju również sporo skały macierzystej, ale to już całkiem inny temat.
Rzuciłem się na wszystkie źródła, które miały jakikolwiek związek z historią nauki i górami. Może się to wydawać niezbyt interesujące, ale prawda jest taka, że skondensowana wiedza książkowa może nam pomóc odpowiedzieć na pytania, co czyni góry najbardziej fascynującą formą krajobrazu na Ziemi i skąd wzięły się w różnych miejscach na świecie łańcuchy górskie. Historia nauki pokazuje wyraźnie, że pytania były od zawsze jedną z największych sił napędowych nauk przyrodniczych. Mało który temat w świecie nauki przysporzył tylu kłopotów i doprowadził do powstania tylu odrzuconych teorii, jak właśnie geneza gór. Dlaczego Ziemia nie jest płaska i całkowicie pozbawiona rzeźby, skoro destrukcyjne siły erozji działają z taką mocą, że ich wpływ na krajobraz możemy obserwować gołym okiem? Rzeki drążą. Skały zapadają się. To zadziwiające, że gigantyczne masy skalne zdołały wbrew sile ciężkości wznieść się na wysokość nawet kilku kilometrów. Skąd więc się wzięły? W ciągu czterech lat poszukiwania materiałów do napisania tej książki natknąłem się na absolutną perełkę. Żadna teoria o górach nie jest piękniejsza niż ta spisana przez włoskiego mnicha Ristora d’Arezza w 1282 roku. W książce _Composizione del Mondo_ stwierdził, że góry wypiętrzyły się ze skorupy ziemskiej za sprawą oddziaływania gwiazd, na podobnej zasadzie jak magnes, który przyciąga do siebie opiłki żelaza. Zgodnie z tą teorią najwyższe góry zostały stworzone przez największe gwiazdy, a małe góry i wzniesienia zawdzięczały swoje istnienie gwiazdom mniejszym. Cała obecna na Ziemi materia, w tym różne rodzaje skał i metali, powstawała stopniowo w wyniku oddziaływania gwiazd oraz planet. Najciekawszym elementem teorii było jednak to, że topografia ziemskich gór stanowi lustrzane odbicie kształtu gwieździstego nieba. Znajdowało się na nim zatem dokładne przeciwieństwo szczytów górskich oraz dolin. Ristoro d’Arezzo zaprezentował także zarys innych możliwych przyczyn powstawania gór, dając tym samym wgląd w niezliczone teorie, jakie istniały już w XIII wieku: że woda i rzeki wydrążają łańcuchy, że fale tworzą małe góry w miejscu, gdzie zderzają się z lądem, że biblijny potop pozostawił po sobie w wielu miejscach góry albo że powstają one wskutek trzęsienia ziemi, które unosi partie lądu. D’Arezzo był jednak przekonany o słuszności swojej hipotezy o gwiazdach.
Jak czytelnik na pewno już się domyślił, pomysły d’Arezza prędko zostały pogrzebane na cmentarzysku odrzuconych teorii o górach. Od czasów d’Arezza proponowano niezliczone wizje, hipotezy, obserwacje i obrazy świata. Podczas gdy inne dziedziny nauki rozwinęły się znacząco jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, wśród geologów na początku XX wieku wciąż nie było zgody co do tego, w jaki sposób można wyjaśnić istnienie jednego z najbardziej podstawowych elementów rzeźby terenu. Góry są na każdym kontynencie, a mimo to nikt nie potrafił przekonująco wytłumaczyć, skąd się wzięły³. Jeszcze w 1938 roku historyk Frank Dawson Adams pisał, że procesy powstawania łańcuchów górskich pozostają niewyjaśnione, a poziom zrozumienia gór przez geologów jest niezadowalający⁴. Trudno się z nim nie zgodzić, biorąc pod uwagę dominującą w tamtym czasie teorię, która przedstawiała Ziemię jako kurczące się jabłko, na którego skórce powstają zmarszczki, czyli łańcuchy górskie. Adams nie mógł przewidzieć, że upłynie ponad trzydzieści lat, zanim zostanie powszechnie zaakceptowana nowa teoria o powstawaniu gór. Pomarszczone jabłka poszły w odstawkę, a od początku lat 70. ubiegłego wieku zaczęto mówić o „efekcie spycharki”, powstającym w wyniku zderzania się płyt tektonicznych.
* * *
Pierwsza część książki opowiada o tym, jak z biegiem czasu zmieniało się rozumienie gór. W dziejach ludzkości budziły one podziw, lęk i fascynację – zależnie od obowiązujących w danym okresie prądów myślowych. W XVIII wieku w Europie myślenie o górach przeszło prawdopodobnie największą transformację w historii. Jeszcze według Thomasa Burneta, siedemnastowiecznego teologa i przyrodnika, góry stanowiły przypomnienie ludzkich grzechów. Ale już sto lat później łańcuchy górskie zyskały status najbardziej niesamowitego zjawiska w dziejach świata, a naukowcy, poeci i artyści masowo wyruszali w góry w poszukiwaniu inspiracji. Leslie Stephen, żyjący w XIX wieku filozof-alpinista, był pod tak wielkim urokiem gór, że uważał Alpy za nieodłączny element swojego życia. Dążenie do perfekcji, do osiągania coraz wyższego poziomu w sferze politycznej, fizycznej, religijnej czy filozoficznej stało się tak blisko powiązane z wertykalnością, że pojęcia takie jak wysoki lub niski do dziś są stosowane w większości języków świata do określania przeciwległych punktów na skali wartości. Nie bez znaczenia był także aspekt użyteczności gór. W XVII i XVIII wieku toczyły się burzliwe dyskusje na temat pochodzenia gór w Europie. Zastanawiano się, jaką rolę odegrał w ich powstaniu Bóg. Rozważano, czy góry są zjawiskiem pozytywnym, a jeśli tak, to jaka jest ich wartość. W Anglii przyrodnik John Ray stwierdził, że owszem, góry są użyteczne pod wieloma względami. Bóg musiał przecież mieć jakiś plan, kiedy je tworzył. Oto niektóre z najważniejszych argumentów Raya, spisane w 1693 roku:
◆ Zbocza górskie są dobrym miejscem do budowania domów.
◆ Góry obejmują różne strefy klimatyczne ze zróżnicowaną florą i fauną.
◆ Są bogate w rudy i minerały.
◆ W górach jest roślinność, a zwierzęta znajdują tam pożywienie.
◆ Naturalne źródła wielu rzek znajdują się w górach.
◆ Góry służą jako naturalne granice i bariery między różnymi narodami⁵.
Nieco później, w 1754 roku, szwajcarski geolog Élie Bertrand znalazł jeszcze inne argumenty przemawiające za przydatnością gór i przedstawił je w dziele _Essai sur les usages des montagnes_ :
◆ Góry są piękne. Tylko osoby powierzchowne nie potrafią dostrzec uroku tego typu krajobrazu.
◆ Góry stanowią szkielet Ziemi i to im nasza planeta zawdzięcza swój kształt.
◆ Zwiększają powierzchnię Ziemi.
◆ Służą jako naturalne granice i bariery między różnymi narodami.
◆ Wpływają na cyrkulację wiatru i wody.
◆ Są pełne jaskiń i potencjalnych kryjówek dla prześladowanych chrześcijan.
Gdyby kogoś to interesowało, moje pierwsze skojarzenia z górami są następujące:
◆ Lodowce i zbiorniki wody pitnej.
◆ Zagrożenia i klęski żywiołowe w postaci walących się skał, pękających tam oraz osuwisk.
◆ Turystyka i rekreacja.
◆ Chciałbym mieć domek w górach, bo: W górach jest mało ludzi i łatwo się w nich skryć przed światem.
Tak, tak. Wielkie rzeczy skrywają się w górach.
Podczas pracy nad tą książką chciałem raz na zawsze ustalić, w jaki sposób powstają i rozwijają się góry. Nie miałem przy tym na myśli całkiem podstawowych informacji, jakich dostarcza nam teoria wędrówki płyt tektonicznych. To dla mnie za mało. Pragnąłem zrozumieć historię gór, to, w jaki sposób rodzą się, rozwijają i umierają. Chciałem dowiedzieć się wszystkiego, o czym wiedzą geolodzy – dlaczego najwyższe szczyty górskie znajdują się właśnie w Himalajach i dlaczego góry w Norwegii nie uległy zniszczeniu wiele milionów lat temu (a może uległy?). Najbardziej jednak chciałem się przekonać, czego wciąż nie rozumiemy i nie potrafimy wyjaśnić. Wiedza z zakresu nauk przyrodniczych bywa często przekazywana jako zestaw gotowych wniosków. Ale przecież nie na tym polega działalność badawcza. Tak najzwyczajniej nie jest.
A zatem czego nie wiemy?
* * *
W drugiej części książki skupiłem się głównie na badaniach gór. Jakie są największe kwestie sporne dotyczące Himalajów? Dlaczego w Norwegii są góry? Jak można poznać historię rozwoju łańcuchów górskich i jaki jest związek między nimi a klimatem? W obliczu tak monumentalnych pytań warto zacząć metodą małych kroczków. Wyłączyłem komputer, wyszedłem do sieni, włożyłem buty górskie i wyruszyłem na najbliższy szczyt. Miejsce? Niedaleko Oslo.
* * *
Wierzchołek góry leżał w oddali skąpany w delikatnym, jesiennym świetle, pociągający i zachęcający niczym piękna bogini. Od czasu do czasu zbaczałem ze szlaku, aby wytyczyć własną drogę przez pagórki i wzdłuż niewielkich wąwozów. Kiedy dotarłem na szczyt, od zachodniej strony kładła się nad horyzontem zasłona chmur, wyznaczająca granicę między ziemią a niebem. Im niżej opadała, tym bardziej dzień wymykał się z objęć słońca. Sam wierzchołek okazał się łatwy do zdobycia – była to wysoka na trzy lub cztery metry półka z czerwonego, wytartego granitu, wznosząca się nad resztą szczytu. Mogłem stamtąd obserwować krajobraz pełen fiordów, wzgórz, miasteczek i lasów. Łódki unoszące się na wodach fiordu były niczym nieruchome punkciki u stóp olbrzyma. Wszystko to w połączeniu z ciszą i jesiennym światłem tworzyło niezwykle podniosły nastrój. Jakbym był pierwszym człowiekiem na świecie, który ogląda krajobraz z tej perspektywy. Pierwszym, który go rozumie. Usiadłem na kamieniu. W czerwonym granicie dostrzegłem cienkie, rdzawe nitki. Taki rodzaj skały może się wydawać całkiem pospolity, ale dla łańcuchów górskich zarówno on, jak i jego bliski, blady krewniak, sjenit, ma absolutnie kluczowe znaczenie. Już w połowie XVIII wieku naukowcy odkryli bliski związek między kształtem gór a skałami, z jakich są zbudowane. Praktycznie wszędzie we wnętrzu łańcuchów górskich można odnaleźć skały magmowe, które są niezwykle twarde i najbardziej spektakularne pod względem morfologicznym, a niektóre z najwyższych szczytów zawdzięczają im istnienie: dumny Stetind w Norwegii, masyw Mont Blanc, pionowe wieże Trango Towers, ogromne K2 czy rozległe pasmo Sierra Nevada. Przykłady można by mnożyć bez końca. Masywy te zbudowane są z granitów lub sjenitów, które przed wieloma milionami lat zbierały się w wielkich komorach wulkanicznych w głębi skorupy ziemskiej. Miliony lat erozji i wietrzenia doprowadziły do powstania kotłów i iglic, grzbietów oraz pionowych wież, które swoje ekstremalne kształty zawdzięczają dużej twardości granitu.
Pokręciłem się trochę po wierzchołku, aż znalazłem pojemnik na listy zamontowany tam przez Turistforeningen (Norweskie Stowarzyszenie Turystyczne). Leżała w nim analogowa czarna skrzynka, czyli, innymi słowy, duży notatnik z ciemną, wytartą okładką. Rozejrzałem się dookoła, po czym wsunąłem zeszyt pod pachę i wróciłem na szczyt. Okazało się, że tego dnia, w październikowy poniedziałek, do notesu wpisało się już dziesięć osób. Poprzedniego dnia: 45 osób. Jakaś kobieta z północnej Norwegii zdobyła swój pierwszy w życiu szczyt w towarzystwie kogoś, kto był tu po raz dwudziesty. Wieczorem poprzedniego dnia po raz 94 był tutaj pewien Terje. Nie mam pojęcia, co robił tu po ciemku. Ale żeby było śmieszniej, tego dnia rano przyszedł tu ponownie. Jakiś Włoch wyznał miłość górom oraz dwóm różnym kobietom (nie zdradzę ich imion). Niektórzy zapisywali krótkie uwagi i ciekawostki dotyczące samej wspinaczki lub wrażenia ze szczytu: cudownie, imponujący widok, ciemno, przyjemnie, zimno, dobra pogoda do wędrowania, deszcz, wspaniały księżyc, nasza pierwsza wspólna wyprawa. Szczyt zdobywali głównie Norwegowie, ale przewijały się również wpisy osób z Islandii, Polski, Włoch, Danii, Niemiec czy USA. Ja również się wpisałem, po czym wróciłem do skrzynki i zostawiłem w niej notatnik. Zbliżała się godzina piętnasta, światło stopniowo nabierało coraz bardziej pomarańczowego odcienia i doszedłem do wniosku, że czas schodzić. Po raz ostatni popatrzyłem na fiord, starając się zapisać w myślach wrażenia z wyprawy.
* * *
Kiedy ponownie wybrałem się na tę górę, granit na szczycie i cały krajobraz wokół przykrywała cieniutka kołderka puszystego, świeżego śniegu. W ciągu ostatnich dziesięciu minut wspinaczki wiejący od południowego wschodu wiatr przybrał na sile. Zbliżała się godzina trzynasta. Po skrzynce z notatnikiem nie było śladu. Zapewne zabrali ją na dół ludzie z Turistforeningen, żeby zarejestrować liczbę odwiedzających w mijającym sezonie. Widać było tylko niewyraźne zarysy granitowych skał otulonych jedwabiście miękkim śniegiem. W zimie na pierwszy plan wysuwały się kształty i kontury, w odróżnieniu od października, kiedy w oczy rzucają się przede wszystkim takie rzeczy, jak rodzaje skał, ziarna mineralne i barwy. Góra wydaje się zupełnie inna, kiedy jej powierzchnia pokrywa się śniegiem lub szadzią. Wzdłuż skierowanych na południe urwisk i zboczy widoczny był wciąż nagi granit. Zdawał się całkiem bez życia niczym przykładny przedstawiciel pradawnych czasów. Przez niemal trzysta milionów lat granit zajmował to samo miejsce w skorupie ziemskiej, do czasu aż został w nim wyrzeźbiony obecny kształt gór. Ostatnie dwa miliony lat historii granitu wyznaczają również ramy czasowe historii gór w takiej postaci, jaką znamy dzisiaj. (Nie martw się – obiecuję, że cała książka nie będzie opowiadać o granitach. Pozwól tylko, że dokończę myśl.) Kiedy krajobraz uwolnił się od czapy lodowej, na powierzchni granitów nie było śladu roślinności ani życia, a skały znajdowały się mniej więcej na wysokości poziomu morza. Od tamtego czasu leżą tak wytarte, podatne na działanie pogody, mchu, korzeni, bakterii, fal, glonów i niszczenie przez tych wszystkich, którzy pragną wejść na szczyt.
Wokół mnie płatki śniegu spadały z gałęzi. Silny wiatr szarpał porastającymi zbocza drzewami, chaotycznie i niemal konwulsyjnie. Niebo zaczęło się zmieniać, a nisko zawieszona, cienka warstwa chmur, przez którą jeszcze chwilę wcześniej przebijały złote i pomarańczowe promienie słońca, stała się grubsza i pociemniała. Dopiero wtedy zauważyłem, że drzewa sięgają wyżej niż wierzchołek góry, unosząc się co najmniej cztery lub pięć metrów ponad miejscem, w którym stałem. Sądząc po odciskach butów, byli tu już dzisiaj inni. Mała ścieżka wydeptana w śniegu łączyła szczyt z miejscem, gdzie przedtem zamontowana była skrzynka. Zaczął mnie ogarniać niepokój i postanowiłem zejść z góry inną drogą, od południowej strony. Ale trudno było oderwać się od widoku. Musiałem patrzeć jeszcze przez chwilę, żeby uchwycić istotę tej góry i otaczającego ją krajobrazu. Pagórki, granitowe głazy, szczeliny w skałach, urwiska, ścieżki, oznakowane na niebiesko pnie drzew, jezioro pokryte warstwą lodu i śniegu, cichy poszum samochodów w oddali, ślady psich łap, widok na osiedla, domki jednorodzinne, parki przemysłowe, linie energetyczne, sklepy, szkoły. Czas zejść w dół. Z powrotem. Do nizin. Do ścisku.
------------------------------------------------------------------------
PRZYPISY:
³ Oreskes (1999), s. 52.
⁴ Adams (1954), s. 398.
⁵ Gohau (1990), s. 52.