Kubilaj-chan. Wnuk Czyngis-chana - zapomniany twórca potęgi Chin - ebook
Kubilaj-chan. Wnuk Czyngis-chana - zapomniany twórca potęgi Chin - ebook
Był władcą największego imperium w dziejach świata. Zmienił bieg historii. Dlaczego tak mało wiemy o człowieku, który w XIII wieku rządził przez ponad 30 lat prawdopodobnie połową ludzkości?
Kim naprawdę był Wielki Chan mongolski i pierwszy cesarz Chin z dynastii Yuan?
Najpotężniejszy władca, jaki kiedykolwiek żył, aż do powstania współczesnych supermocarstw, nie urodził się, by rządzić. Zdobył tron dzięki podstępowi swojej niezwykłej matki. Ale utrzymał go nie tylko brutalną siłą i bezwzględnością, lecz mądrością i przebiegłością. Jako pierwszy chan Mongolii odebrał staranne wykształcenie, co pomogło mu spełnić wizję jego wielkiego przodka stworzenia światowej potęgi.
Obdarzony geniuszem Czyngis-chana, dostrzegł, że to Chiny stanowią klucz do budowy imperium i mogą stać się kamieniem węgielnym jego panowania nad światem zgodnie z nakazem Niebios. Z żelazną konsekwencją i bezlitośnie wyeliminował swoich przeciwników politycznych, zniszczył starą stolicę, by nową przenieść do Pekinu.
Po dwudziestu latach wojny jako pierwszy „barbarzyńca” zdobył i zjednoczył Państwo Środka w granicach, które do dzisiaj są granicami Chin. Jego władza rozciągała się od Pacyfiku po Ural i od Syberii po Afganistan. Obejmowała jedną piątą wszystkich zamieszkanych lądów świata. Pochód jego wojsk zatrzymał dopiero w 1281 roku u wybrzeży Japonii kamikadze, Boski Wiatr, potężny tajfun, który zniszczył mongolską flotę.
Jednakże Kubilaj-chan był nie tylko zdobywcą, ale i dalekowzrocznym politykiem. Z jego ambicji panowania nad światem zrodziło się coś niezwykłego: nie ponura dyktatura, lecz odrodzenie i rozkwit. Dał Chinom poczucie nowej tożsamości, która stanowiła podwaliny supermocarstwa XXI wieku.
JOHN MAN to wybitny angielski historyk, pisarz i podróżnik, wytrawny znawca dziejów Chin, Japonii i Mongolii, autor książek: „Czyngis-chan. Najokrutniejszy zdobywca wszech czasów”, „Attyla. Największy barbarzyńca – postrach Europy”, „Tajna historia ninja. 1000 lat wojowników cienia”. W tej plastycznej biografii maluje barwny, wyrazisty portret mongolskiego chana, który został cesarzem Chin i na zawsze zmienił ich historię.
„Trudno znaleźć lepszego pisarza, a zarazem przenikliwszego historyka niż John Man”. Simon Sebag Montefiore
| Kategoria: | Popularnonaukowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-241-7318-1 |
| Rozmiar pliku: | 10 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W roku 1215 świat nie był zjednoczony. Ludzie i zwierzęta wędrowali powoli. Podróż do najbliższego miasta zajmowała całe dnie, przebycie kraju – tygodnie. Rozległe przestrzenie kontynentów były izolowanymi kosmosami nieświadomymi nawzajem swego istnienia. Nikt nie dotarł z Azji do Australii poza nielicznymi mieszkańcami indonezyjskiej wyspy Sanana (Sulawesi), którzy przepłynęli morze Timor, by łowić trepangi, strzykwy stanowiące wtedy i teraz specjał wielce ceniony w Chinach. Nikt z Eurazji nie odwiedził Ameryk poza nielicznymi Inuitami, przeprawiającymi się w łodziach przez Cieśninę Beringa. Na Grenlandii społeczności Norwegów rozkwitały dzięki długiemu ociepleniu i choć morze nie zamarzało przez kilka kluczowych miesięcy, ci twardzi wędrowcy nigdy nie odczuwali pokusy powtórzenia wyczynu swych przodków, którzy dwa wieki wcześniej na krótko skolonizowali ląd amerykański. Statki trzymały się wybrzeży; jedynym wyjątkiem były polinezyjskie czółna, przemierzające Pacyfik od wyspy do wyspy, chociaż niewiele z nich stawiało czoło otwartemu oceanowi.
Pojawiały się jednak oznaki jeśli nie globalizacji, to przynajmniej regionalizacji. Europa i Azja wystartowały łeb w łeb; były przecież dwoma kontynentami w jednym. Więzi między nimi wydały niegdyś wielkie imperia i cywilizacje: Rzymu, Persji, Chin. Teraz więzi tworzyła religia.
W Europie chrześcijańscy uczeni z Irlandii (a nawet Islandii) gawędzili po łacinie ze swymi kolegami z Rzymu, a architekci od Asyżu po York rywalizowali o sławę swymi strzelistymi przyporami i maswerkami. W Reims od pięciu lat wznosili jedną z najwspanialszych gotyckich katedr Francji. Kościół nabrał nowej siły, zrujnowawszy większą część południowej Francji podczas zaciekłej krucjaty przeciwko heretyckim albigensom. W tym roku papież napiętnował ich na IV soborze laterańskim (na którym ekskomunikował przy okazji angielskich baronów za to, że zmusili króla Jana do wyrzeczenia się części jego boskich praw przez podpisanie Magna Charta).
Europa sięgała też dalej: Albert z Buxtehude w północnych Niemczech, szerząc chrześcijaństwo nad Bałtykiem, założył właśnie Rygę, gdzie wystawił sztukę opartą na motywach biblijnych, aby nawrócić miejscowych. Było to pierwsze przedstawienie, jakie zobaczyli Łotysze. Kiedy na scenie Gideon zaatakował Filistynów, widzowie uznali, że dzieje się to naprawdę, i uciekli, by ratować życie. Ten sam sobór, który napiętnował albigensów, patrzył też na południowy wschód, poza granice europejskiego chrześcijaństwa, gdzie leżał nieustanny kamień obrazy dla chrześcijańskich sumień: opanowana przez wyznawców islamu Ziemia Święta. Kolejna krucjata była nieunikniona.
Krzyżowcy przez ponad stulecie wykuwali nieprzyjazne więzi między chrześcijańską Europą a muzułmańskim Bliskim Wschodem, budując chrześcijańskie enklawy w dzisiejszej Syrii, Libanie i Izraelu. Wrogość kierowała się nie tylko przeciwko „poganom”. Dziewięć lat wcześniej wojownicy czwartej krucjaty, prawdopodobnie w drodze do Egiptu, okazali się szczególnie cyniczni, wydzierając Konstantynopol jego prawosławnym władcom. W 1215 roku nadal go posiadali, nieustannie podkopując wszelkie nadzieje na zjednoczenie chrześcijaństwa.
Islam był już wówczas nie tylko godnym przeciwnikiem chrześcijaństwa. Uczeni i kupcy wędrowali z Hiszpanii przez Afrykę Północną i Bliski Wschód do Azji Środkowej, znajdując wspólne korzenie w 500-letniej religijnej wspólnocie, w „boskim języku” (arabskim), w Koranie i w handlu – niewolnikami i złotem, płynącymi z Afryki Subsaharyjskiej. Muzułmański kupiec mógł podróżować od Timbuktu do Delhi i mieć pewność, że spotka tam podobnie myślącego kontrahenta; a jeśli pojechałby przez Bagdad – serce islamu – spotkałby żydów, zoroastrian, manichejczyków i chrześcijan wszelkich sekt: nestorianów, monofizytów, gnostyków i prawosławnych. Arabskim kapitanom opłacało się opływać wybrzeża przez rok czy dwa w drodze do południowych Chin, by zabrać stamtąd ładunek jedwabiu i porcelany.
Połączenia lądowe między zachodem a wschodem były niegdyś mocniejsze dzięki drogom handlowym znanym jako Jedwabny Szlak. Teraz w sześciomiesięczną podróż między światem islamu a Chinami ruszało mniej wielbłądów. Niedawno Mongołowie pod wodzą Czyngis-chana zaatakowali kluczowe buddyjskie państwo, Si Sia, na północ od Tybetu, w dzisiejszym Sinciang (Xinjiang), i mało kto wierzył, że karawany wielbłądów przejdą nietknięte.
Wszystkie więzi były bardzo słabe. Jednak te miejsca i kultury, tak odległe od siebie w czasie i przestrzeni, miały wkrótce przeżyć wstrząs z powodu dwóch wydarzeń, do których doszło w owym roku.
Pierwszym był szturm na wielkie miasto w północnych Chinach, dzisiejszy Pekin. Oblegali je Mongołowie pod wodzą Czyngis-chana. Czyngis pojawił się znikąd – był tylko nędznym uciekinierem – by stworzyć naród, a teraz zamierzał wypełnić swe przeznaczenie. Wielokrotnie uniknąwszy w młodości licznych niebezpieczeństw, odkrył, ku swemu zdziwieniu, że został wybrany przez Niebo, by rządzić. Ale rządzić kim i czym? Na pewno swoimi Mongołami. Lecz potem, gdy podbój gonił podbój, ujrzał, że państwo powierzone mu przez boski zew jest większe. Jak wielkie? Północne Chiny? Zapewne. Całe Chiny, chociaż żadnemu koczownikowi nigdy się to nie udało? Być może.
Północne Chiny, źródło bogactwa i potęgi, zawsze przyciągały wojowniczych nomadów zza pustyni Gobi i zawsze robiły wszystko, co mogły, aby się obronić – murami, armiami, łapówkami, dyplomacją i małżeństwami. Północne Chiny były tradycyjnym przeciwnikiem, kluczem do większego imperium, a Pekin, stolica miejscowych władców z dynastii Kin, był kluczem do północnych Chin. Powinien upaść rok wcześniej, po serii długich kampanii, podczas których Czyngis zneutralizował tanguckie imperium Si Sia, najechał kraj na północ od Żółtej Rzeki i oblegał Pekin, dopóki cesarz Kin nie skapitulował. W 1214 roku Czyngis porzucił Pekin niezdobyty i niezłupiony, uznając, że ma nowego wasala – by odkryć, że kiedy armie mongolskie wycofały się na stepy, cesarz Kin uciekł z 3000 wielbłądów i 30 000 wozów z dobytkiem do starożytnej chińskiej stolicy w Kaifengu, daleko na południe za Żółtą Rzeką.
Czyngis wpadł w szał. „Cesarz Kin nie zaufał mojemu słowu! – krzyczał. – Wykorzystał pokój, żeby mnie oszukać!”
Teraz Mongołowie wrócili, a tym razem mieli nie popuścić, dopóki Pekin nie upadł, a całe cesarstwo Kin nie stało się mongolskie. Przez całą zimę 1214–1215 roku mongolska armia blokowała miasto. Nie planowano bezpośredniego szturmu; miasto było zbyt silne, z 15-kilometrowymi murami, 900 wieżami strażniczymi, katapultami, które mogły miotać kamienie i bomby zapalające, oraz ogromnymi łukami oblężniczymi, zdolnymi wystrzeliwać strzały wielkości słupów telegraficznych. Nie: Pekin należało zmusić do kapitulacji głodem.
I tak się stało. Trzydziestego pierwszego maja Pekin otworzył swe bramy. W rzezi, jaka nastąpiła, zginęły tysiące; pożary szalały przez miesiąc. Rok później dokoła wciąż leżały ciała i srożyła się zaraza. Muzułmański poseł donosił, że ziemia była śliska od ludzkiego tłuszczu.
Upadek Pekinu w 1215 roku zapoczątkował serię wydarzeń, które zmieniły bieg euroazjatyckiej historii. Nie skończono jeszcze z północnymi Chinami; Czyngisa odciągnęły od ataku wydarzenia dalej na zachodzie. Cztery lata później zostało wymordowane poselstwo handlowe do nowego islamskiego państwa – Chorezmu. Po zneutralizowaniu północnych Chin Czyngis mógł swobodnie ruszyć na swych zachodnich sąsiadów, rozpoczynając zniszczenie na bezprecedensową skalę i zrównując z ziemią stare miasta na Jedwabnym Szlaku: Bucharę, Samarkandę, Merw i Urgencz. Potem usankcjonował nadzwyczajną kampanię zwiadowczą przez Gruzję i Ukrainę, otwierając epokę 200-letnich rządów mongolskich na południu Rusi. Dopiero kiedy jego ludzie wrócili z tej wielkiej wyprawy, Czyngis ponownie skierował się na ziemie za Gobi. Latem 1227 roku, prowadząc operację w górach na południe od Żółtej Rzeki, zmarł.
Jego wielka misja pozostała niezrealizowana. Większość islamskiego świata, włącznie z samym Bagdadem, wciąż nie była podbita, podobnie jak stepy rosyjskie, enklawy w północnych Chinach i całe południe tego kraju – oddzielne państwo pod rządami dynastii Sung – a jeszcze dalej ludy, które musiały nieuchronnie uznać zwierzchność Czyngisa: te ze wschodniego skraju imperium mongolskiego (Korea i Japonia) i te z południa (dzisiejsza Kambodża, Wietnam i Birma), a wreszcie i te wszystkie za bogatymi wyspami Indonezji. Na zachodzie natomiast węgierska puszta stanowiła drogę do chrześcijańskiej Europy.
To było wskazane przez Niebo przeznaczenie Mongołów. Czemu tak miało być, nie wnikał w to ani Czyngis, ani jego dziedzice; po prostu akceptowali ten fakt.
Tak więc wiele spraw pozostało niedokończonych: ale już w chwili śmierci Czyngis zmienił swój świat. Nigdy wcześniej Wschód i Zachód nie były tak ściśle związane. Mongolscy wodzowie doskonale wiedzieli o rywalizacji ruskich książąt; wiedzieli też, jak ich dodatkowo skłócić, gdy nadejdzie czas. Szybcy jeźdźcy, pokonujący po 150 kilometrów dziennie, wielokrotnie zmieniając konie, mogli dostarczyć wiadomość z Pekinu do Afganistanu – odległych o 4000 kilometrów – w sześć tygodni, a było to możliwe dzięki temu, że Mongołowie władali tymi rozległymi ziemiami.
Czegóż więc nie można było osiągnąć, biorąc pod uwagę rozmiary imperium? Kupcy przywozili bogactwa Wschodu i Zachodu, artyści garnęli się, by służyć Zdobywcy Świata, duchowni wszelkich wyznań prezentowali swe religie, uczeni zbierali i tłumaczyli księgi z największych bibliotek, ambasadorzy przybywali od władców Wschodu i Zachodu, oferując posłuszeństwo. Świat miał być jednością pod Niebem i żyć w pokoju. Taka wizja wypełniała umysły dziedziców Czyngisa.
Było to, rzecz jasna, nierealne marzenie, jak miał pokazać czas. Jak wszystkie imperia, i to miało sięgnąć swych granic, podzielić się i rozpaść.
Jednak 23 września 1215 roku, niemal cztery miesiące po upadku Pekinu, gdzieś w mongolskiej ojczyźnie urodziło się królewskie dziecko. Chłopiec ten po latach, jako chan chanów, Wielki Chan, miał podjąć wizję Czyngisa i uczynić więcej niż jakikolwiek inny przywódca, by ją urzeczywistnić. Z władzą, jaką osiągnął – chociaż chwiejną – od Pacyfiku do południowej Rusi, miał się stać najpotężniejszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek żył – aż do powstania współczesnych supermocarstw. Nominalnie rządził jedną piątą zamieszkanych lądów, być może połową ludzkości. Jego imię miało wykroczyć poza podbite przez niego ziemie, do Europy, Japonii, Wietnamu, Indonezji – zbieracze trepangów, gromadzący ów specjał u wybrzeży północnej Australii, mogli słyszeć o jego próbie najazdu na Jawę w 1292 roku. To legenda o jego bogactwie dwa wieki później zainspirowała Kolumba do popłynięcia na zachód w rejs, który skończył się nie odkryciem nowego szlaku do starożytnego kraju, ale szansą ponownego odkrycia ziemi dawno zapomnianej. Gdyby nie istniał, gdyby nie mongolskie imperium w Chinach, kto – zadaję sobie pytanie – odkryłby ponownie Amerykę?
Dziedzictwem Wielkiego Chana były powiększone i zjednoczone Chiny, w ich dzisiejszych granicach, nie licząc niewielkich obszarów pogranicznych. Ironia losu sprawiła, że jednym z tych obszarów jest sama Mongolia, ojczyzna Wielkiego Chana. W Chinach niechętnie się przyznaje, że owa azjatycka współczesna superpotęga zawdzięcza swą geograficzną całość – jałową północ, bujne południe, wielkie zachodnie pustynie, wysokie szczyty Tybetu – mongolskiemu chłopcu urodzonemu w roku zniszczenia Pekinu.
Tym chłopcem był wnuk Czyngisa, Kubilaj.¹ Ata-Malik Juvaini Genghis Khan: The History of the World Conqueror, wyd. J.A. Boyle.
² Wszystkie cytaty z Tajnej historii Mongołów w przekł. Stanisława Kałużyńskiego, Warszawa 1989 (przyp. tłum.).
³ Jan di Piano Carpini, Historia Mongołów, przekł. Stefan Młodecki, rozdz. V, 20, w: Spotkanie dwóch światów. Stolica Apostolska a świat mongolski w połowie XIII wieku, Poznań 1993 (przyp. tłum.).
⁴ Miał na myśli matkę Gujuka, Töregene, o której będzie mowa w dalszej części rozdziału.
⁵ I z tego też powodu może odrodzić się jako siedziba mongolskiego rządu. W 2005 roku najwyżsi urzędnicy omawiali propozycję, popieraną przez premiera, aby wybudować nową stolicę w Karakorum.