- promocja
Kufer tajemnic - ebook
Kufer tajemnic - ebook
Magdalena odkrywa na strychu zakurzony i zapomniany kufer. W środku znajduje list od dawno zmarłej matki. Okazuje się, że kufer niegdyś należał do Stefanii – młodej kobiety, która zaginęła w 1937 roku i nigdy jej nie odnaleziono. O samej Stefanii nie wiadomo prawie nic. Kim tak naprawdę była tajemnicza kobieta?
Próbując odkryć tajemnicę zniknięcia Stefanii, Magdalena wyjeżdża z córeczką na wakacje do pobliskich Błękitnych Brzegów. Czy mimo wielu lat, które upłynęły, rzeczy z kufra pomogą jej natrafić na jakiś ślad?
Na odkrycie czeka też sekret jej matki. Zaginięcie Stefanii to bowiem tylko część o wiele bardziej skomplikowanej historii, a stary kufer skrywa wiele tajemnic.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7630-6 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stefania, 1930
Zanurzyła dłoń w jeziorze. Woda była lodowato zimna. Umyła szybko ręce i twarz, przygładziła rozczochrane włosy. Spojrzała w kierunku wsi. Nawet stąd widać było unoszącą się burą strużkę dymu. W ustach czuła smak popiołu, w gardle suchość, jakby zjadła garść piasku. Nabrała trochę wody w dłonie i przepłukała usta. Rozejrzała się wokoło. Było pusto, nikogo jak okiem sięgnąć. Tylko ogołocone z liści jesienne drzewa zdawały się ją obserwować z wysoka. To dobrze – pomyślała. Nikt nie może się dowiedzieć, nikt nie może jej zobaczyć. Oni wszyscy nie żyli. Słyszała, jak ludzie gadali, schowana w swojej kryjówce. Nikt jej nie widział, nikt o niej nie wiedział. Przez myśl przemknęła jej rozmowa ciotki z wujem, którą usłyszała wieczorem. „Myślisz, że nie wiem, głupia, że ciągle ją wypuszczasz? Jeszcze nieszczęście na nas jakie sprowadzisz” – krzyczał wuj. „Daj temu już spokój – powiedziała pojednawczo ciotka. – Przecież to tyle lat, nikt już teraz…” – uspokajała. „Nie będę karku nadstawiał. Głupoty, babo, pleciesz, głupoty jak zwykle”. A potem tamto… W głowie rozbłysły niechciane obrazy, zabrzmiały głosy. Głosy duchów. Odgoniła je od siebie jak natrętne muchy. Oni nie żyli ‒ pomyślała. Wszyscy. Nie było do czego wracać. Nikt jej nie widział. I nikt jej nie będzie szukał. Przypomniała sobie ten moment, jak uciekała, widziała ścianę ognia za sobą, czuła w gardle duszący dym. I słyszała tamten płacz, rozpaczliwy, cichnący z każdą chwilą. A potem nieruchome ciało, bez życia. Do oczu napłynęły łzy. Serce zaczęło jej walić jak oszalałe, ścisnęło ją w gardle. Chciała wymazać tamte obrazy, uciec od nich jak najdalej. Wyrzucić je wszystkie z głowy. W uszach jej dudniło. Miała ochotę krzyczeć. I wtedy nagle coś się stało… Jakby coś pstryknęło w jej głowie. Po chwili ogarnęła ją zimna pustka. Czuła się, jakby na chwilę zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu, niczym ten szary dym w oddali. Rozejrzała się dookoła zdezorientowana. Jak się tu właściwie znalazła? Po co tu przyszła? I… kim właściwie była? Ogarnęła ją panika. Ta pustka w głowie była czymś przerażającym, jakby nagle przestała istnieć. Spadała w przepaść i nie miała się czego uchwycić. Spojrzała z rozpaczą na jedyną rzecz, którą ze sobą miała – niewielki stary kuferek. Otworzyła go i zaczęła gorączkowo przetrząsać zawartość. Te rzeczy nic jej nie mówiły, wydawały się jej kompletnie obce, jakby nie należały do niej. Ujęła w dłonie małe ozdobne lusterko, które znalazła w kufrze. Przez chwilę wpatrywała się uważnie w swoje odbicie. Patrzyły na nią duże, ciemne oczy. Widziała bladą twarz ciemnowłosej, może dwunastoletniej dziewczynki. Swoją twarz, choć zupełnie obcą. Czy to naprawdę była ona? „Kim jesteś?” – wyszeptała do odbicia. Milczało. Dziewczynka z lustra wydawała się równie zdezorientowana, jak ona sama.
Odłożyła lusterko i zamknęła z trzaskiem kuferek. Mocno zacisnęła powieki, usiłując coś sobie przypomnieć. Najpierw nie było nic, znowu pustka. Ale nagle coś rozbłysło jak nikłe światełko w ciemności. Imię. Ma na imię Stefania. To imię pojawiło się jak postać wyłoniona z mgły, a ona uczepiła się go jak koła ratunkowego, które nie pozwoli utonąć w tej pustce. Tak, na imię ma Stefania. Wiedziała tylko to ‒ i to, że musi uciekać jak najdalej. Coś pchało ją naprzód, przed siebie. Ścisnęła mocniej rączkę kufra, czuła, że ten kufer jest ważny, mimo że nie rozpoznawała rzeczy w środku. Czy należały do niej? Teraz nie ma czasu na rozmyślania. Musiała uciekać, iść przed siebie.
Ruszyła wzdłuż jeziora. Trzęsła się z zimna, wiatr szarpał jej włosy, a ona miała oprócz sukienki i pończoch tylko cienki, za duży płaszcz i nieodpowiednie na tę pogodę pantofle, które już przemiękły. Przecięła łąkę i zobaczyła tory kolejowe. Poszła wzdłuż nich. Stacja była opustoszała, tylko jeden mężczyzna siedział na ławce i czytał gazetę. Na jej widok uchylił kapelusza, ale zaraz znów zatopił się w lekturze. Stefania usiadła na drugim końcu ławki, mocno ściskając rączkę kufra. Zadygotała z zimna i mocniej zawiązała pasek płaszcza. Wpatrywała się w puste tory kolejowe. Mężczyzna w kapeluszu zaszeleścił gazetą, uniósł głowę i odchrząknął, jakby chciał coś powiedzieć. Na szczęście w oddali rozległo się pogwizdywanie i stukot. Po chwili na peron wjechała lokomotywa. Stefania przypatrywała się z fascynacją ogromnemu mechanizmowi, buchającej parze. Była przekonana, że widziała już kiedyś pociąg, ale nie miała pewności, czy nim podróżowała. Musi wsiąść do środka i jechać, jechać, jechać… Jak najdalej przed siebie.
Z pociągu wysiadło kilku podróżnych, a mężczyzna z gazetą wszedł po schodkach do wagonu. Stefania zerwała się z miejsca i pobiegła za nim. Przeszła na sztywnych nogach na drugi koniec wagonu, wymijając rzędy drewnianych siedzeń. Usiadła przy oknie i oparła głowę o szybę. Z pobliskiego pieca buchało przyjemne ciepło. Po chwili pociąg ruszył ze świstem i pogwizdywaniem. Nie wiedziała, dokąd jedzie, ale to nie miało znaczenia. Wpatrywała się w migające za oknem obrazy. Monotonny stukot działał uspokajająco, poczuła się senna, jakby od wieków nie zmrużyła oka. Nieważne dokąd – pomyślała jeszcze, zanim jej ciężkie powieki opadły. Byle dalej, przed siebie.