Kuklany las - ebook
Kuklany las - ebook
Gdy pięcioletni Maciek wraca z wycieczki do lasu, wydaje się matce nieswój. Czy coś się mu przydarzyło? Coś, o czym chłopiec nie chce rozmawiać?
Paweł idzie nocą przez las. Zna go jak własną kieszeń, lecz tym razem gubi drogę. Czy na zawsze?
W chatce pod lasem mieszka stara kobieta. Z jej ust wylatują muchy…
Anna Musiałowicz stworzyła baśniową opowieść, oplątującą czytelnika grozą. Na polskiej scenie literackiej pojawia się bardzo obiecujący głos! I nawołuje do kuklanego lasu! Kroczcie za nim!
Rekomendacje:
Kuklany las to gęsta od znaczeń, pięknie napisana i przede wszystkim bardzo niepokojąca powieść, która zostaje z czytelnikiem na długo po zakończeniu lektury. Polecam.
Anna Kańtoch
Niesamowita powieść, a w zasadzie oniryczna baśń. Nie mogłam się od niej oderwać do ostatniej strony. Długo jej nie zapomnę i na pewno jeszcze do niej wrócę.
Katarzyna Berenika Miszczuk
Po lekturze przeszedł mnie dreszcz. Co, gdyby śmierć przyszła ze strony najukochańszej osoby? Co, gdybym ja sama zagubiła się na tyle, by stać się dla ukochanej osoby śmiercią?
Marta Krajewska
Kuklany las to groza z rodzaju tej szczerej, baśniowej, odwołująca się, tak w treści jak i często w formie, do ludyczności i obrazków rodem z nieocenzurowanych Grimmów. Korzystając z nich, Musiałowicz jednak nie tyle po prostu straszy czy poucza, co subtelnie i konsekwentnie wzbudza uczucie surrealistycznego niepokoju. Od czytelnika zależy natomiast, co z nim w swojej głowie zrobi.
Jakub Ćwiek
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66013-50-6 |
Rozmiar pliku: | 932 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lalki, kukły, manekiny... Ciała martwe, nieożywione, jak pozbawione duszy marionetki. Anna Musiałowicz snuje oniryczną, niepokojącą opowieść, w której miesza się obawa, mieszają lęki z pełną czułości matczyną miłością. To piękna, subtelna groza i piękna proza.
Olga Kowalska
www.domi-czyta.pl
Kiedy leśne ostępy przytulą cię do siebie, kiedy pierwotne siły przyrody przykują twoją uwagę, wiedz, że to dopiero początek zabawy w niebezpieczne podchody. Anna Musiałowicz ożywiła las i stworzyła niepokojącą opowieść, której fabuła przeplata się w dwóch równoległych wymiarach. W którym z tych wymiarów zostaniesz? Polecam!
Dominika Matuła
@kachna.books.quality
Cienka granica między matczyną miłością a obłędem mnie przeraża. W tej książce zmieścił się cały strach i niepokój, który mieści się w moim sercu. Matka kocha, na zabój. Dla swojego dziecka zrobi dosłownie wszystko! Pełna skrajnych emocji, rozpłomieniająca wyobraźnię powieść żyjąca w środku gęstego lasu, wstrzymaj oddech i ruszaj śladem tajemnicy.
Katarzyna Zienkiewicz
@czerwonakaja
Autorka potrafi trzymać czytelnika w napięciu, jak w imadle i gwarantuję Wam, że nie będzie słodko, a wyprawa do lasu już nie będzie tym samym po przeczytaniu tej książki.
Katarzyna Raczkowska
@aellirenn
Kuklany las pochłania bez reszty. Ocknęłam się dopiero przy posłowiu. Kawa wystygła, za oknem ściemniało, lęk jednak wciąż we mnie tkwi.
Katarzyna Ziembicka
@pani_ka_czyta
Co to za książka, ten Kuklany las! Psychodeliczna, surrealistyczna, z gałgankowym voodoo, które uwalnia... no właśnie, co lub kogo?
Katarzyna Kmieć
@krolowa_aragonii
Ta książka przypomina mi baśnie braci Grimm i ich creepy drzewa, których bałam się jako dziecko i boję się do dziś. Klimat jest niesamowity, gęsty, podobnie jak las, główny bohater powieści. Miałam ciarki. Polecam i czekam na więcej.
Agnieszka ŻukowskaROZDZIAŁ 1
Biegł. Goniły go zmory, potwory, złośliwe krasnoludy. Stopy odbijały się od miękkiego podłoża zbyt szybko i lekko, by w nim ugrzęznąć. Pędził przed siebie bez wytchnienia, a bestie podążały jego śladem. Czasem drobne gałęzie chłostały go w twarz, a kamień czy konar pod butem zakłócały rytm biegu. Nic to. Mknął pomiędzy drzewami, miażdżył grzyby, szarpał liście paproci, rozgniatał mech. Jakaś muszka wpadła mu do oka, przetarł je, popłynęły łzy, ale nie spowolnił biegu. Muszka chyba wyleciała. Chłopiec gnał co sił w nogach, uciekając przed strzygami, czupakabrami i czym tam jeszcze, co tata wymyślił. Dogonił go ryk. Tak straszny, że chłopiec aż się wzdrygnął, ale zaraz parsknął śmiechem. Tata umiał udawać potwora.
Obejrzał się za siebie. Nie zobaczył nikogo, lecz nie miał wątpliwości. Goniły go. Biegły po niego wszystkie obrzydliwe stworzenia: metrowe pająki, duchy, zombiaki. Da im radę. Zatrzymał się. Miał nadzieję, że zanim tata go dopadnie — to znaczy, zanim dopadną go te wszelkie bestie — znajdzie odpowiednią gałąź, która dzięki magii zamieni się w miecz. Taki Ekskambir. Ekskalindr. Ekskaliber. Nie mógł sobie przypomnieć nazwy usłyszanej wczoraj pierwszy raz w opowieści, którą mama przeczytała mu przed snem. Rozejrzał się. Chłodne jesienne powietrze owiało mu spoconą twarz. Rozluźnił szalik. Zgrzał się. Najchętniej zdjąłby teraz kurtkę, ale tata nie byłby zadowolony. Marudziłby o przeziębieniu. Czym jest katar w porównaniu z inwazją leśnych krasnoludów z kosmosu? Albo mikrobazyliszków kłujących w brzuch, żeby wywołać kolkę? Chyba jeden go dopadł. Chłopiec głęboko wciągnął powietrze. W oddali dostrzegł czerwoną kurtkę ojca, migającą pomiędzy brzozami.
— Maaaacieeeek! Dopaaaaaadnęęęę cięęęęę!
Czym był teraz tata? Chyba skrzydlatym gadem z krainy mroku. Ech, Ekskaliber, trzeba znaleźć Ekskaliber. Chociaż na gada lepsza byłaby wyrzutnia. Szybka analiza otoczenia pozwoliła chłopcu stwierdzić, że odpowiedniego na miecz patyka nie ma w zasięgu wzroku, natomiast pod nogami wala się bez liku szyszek. Czerwona kurtka była coraz bliżej. Ryk stawał się głośniejszy. Potworny gad zwęszył zwierzynę. Maciek szybko napchał szyszek do kieszeni i schował się za drzewem. Wprawdzie zmęczenie rosło, ale chęć zabawy wciąż była silniejsza niż potrzeba złapania oddechu. Przecież potwór wykorzysta każdą chwilę słabości!
Chłopiec usiadł na wilgotnym konarze, opierając się plecami o pień drzewa. Pomimo grubej, ocieplanej kurtki czuł chropowatość kory. Odchylił głowę, przymknął oczy. Potworny gad zniknął z pola widzenia, więc tak jakby nie istniał. Głos taty rozbrzmiewał echem, lecz cichszy, mniej groźny. Czyżby gad opadł z sił? Maćkowi zrobiło się błogo. Ogarnęła go senność. Włożył ręce do kieszeni, upewniając się, że szyszki znajdują się na swoim miejscu. Wiatr szumiał mu do uszu słowa, których chłopiec nie rozumiał, ale brzmiały tak delikatnie, że głowa zakołysała mu się do snu; miał ochotę wtulić się w mech niczym w ciepły koc. Bazyliszek pod żebrem przestał dziobać. Powiew uderzył drobnym piaskiem w twarz. „Jak gwiezdny pył" — pomyślał Maciek. „Jakby Piaskowy Dziadek tu przyszedł".
* * *
— Zaraz cię dorwę, mały wojowniku! — Karol Mielec ledwie oddychał. Bolący kręgosłup zaczął dawać mu się we znaki, więc Karol truchtał, goniąc syna, na wpół przygnieciony bólem do ziemi. Męska wyprawa do lasu była jego pomysłem, nie przewidział tylko, że nadaktywne dziecko wymyśli zabawę w rycerza i potwory. Zapomniał też, że siedzenie za biurkiem oraz jeżdżenie wszędzie autem nie wpływają dobrze na kondycję, ale biegł, starając się nie dostać po drodze zawału. Zacznie uprawiać sport — dziś mijały dwa lata od dnia, kiedy to sobie obiecał. Może trzy. Cóż, gry na PSP wymagały innego rodzaju aktywności.
— Strzeż się, zła bestia nadchodzi! — wycharczał, bo krzyczeć już nie mógł. Gęsta ślina zapchała mu gardło. Splunął.
Gdzie ta mała cholera się podziała? Maciek schował się pomiędzy drzewami, pozostając niewidoczny dla oczu ojca. Czyżby Karol go zgubił? W lesie to może okazać się problemem, a jeśli spóźnią się na obiad, Martyna go zabije. Wspiął się na palce, jakby to mogło poszerzyć pole widzenia.
— Maciek! — zawołał. Cisza. Nic prócz wiatru obijającego się o drzewa. Karol poczuł ukłucie niepokoju, ale zaraz dostrzegł między konarami jaskrawopomarańczowy kolor, w który żona ubrała ich syna. Gdy pierwszy raz zobaczył małego w tej kurtce, z dezaprobatą pokręcił głową. Przecież Maciek to chłopak! Potrzebuje ubrań w chłopięcych barwach i wzorach: moro, czerń, zgniła zieleń. Ale jaskrawy pomarańcz? Dzieciak na kilometr będzie świecił jak żarówka! Teraz jednak docenił pomysł żony. Może niezbyt stylowy, ale praktyczny. Karol pobiegł w stronę syna.
Kręgosłup doskwierał mu coraz bardziej. Mężczyzna marzył, by jak najszybciej znaleźć się w domu i położyć na kanapie. Dać odpocząć plecom. Roześmiał się, gdy ujrzał chłopca opierającego się o drzewo, z przymkniętymi oczami, rozdziawionymi ustami i ze śliną spływającą z ich kącików. Maciek zasnął. Delikatnie, tak by nie zbudzić dziecka, Karol wziął je na ręce, jego głowę oparł na swoim ramieniu. Był zaskoczony ciężarem syna. Młody rósł jak na drożdżach, a bolący kręgosłup dotkliwie odczuł dodatkowe kilogramy.
— Oj, chłopie, chłopie — jęknął Karol. — Jak długo jeszcze dam radę cię nosić?
Droga do samochodu wydała mu się nadzwyczaj długa. Gdy dotarli do czerwonego opla, Karol, wyginając się na wszystkie strony, umieścił śpiącego chłopca w foteliku. Przypiął go pasami, poprawił zagłówek, tak aby podczas jazdy małemu nie kołysała się główka. Nie przyznałby się nikomu do łez, które zebrały mu się w oczach. Widok syna go rozczulił. Pocałował dziecko w czoło i zasiadł za kierownicą. Wyciągnął z kieszeni komórkę i sprawdził aplikację. Przeszli osiem i pół kilometra! Jakim cudem? Nie dziwota, że Maciek padł.
Natalia zbierała grzyby. Nuciła przy tym cicho słowa wymyślanej właśnie piosenki. Przedzierała się pomiędzy gałęziami, co i rusz pochylała się, by wziąć to, co dał jej las. Odziana w stary dres, znoszoną kurtkę i niewygodne kalosze, pociągała nosem, przerywając melodię, którą natura pisała w jej głowie. Głos miała ciepły, radosny, choć fałszywe nuty wybrzmiewały co chwilę w jej śpiewie. To nic. Cieszyła się jak dziecko, że wieje wiatr, że liście czerwienieją, że igły kłują, że ptaki ćwierkają. Gdy miała siedem lat, koń kopnął ją w głowę. Urosły jej stopy, urosły piersi, zakrzywił się nos, a ona tam w środku wciąż była dziewczynką, która z radością i niewinnością kroczyła przez świat. Mówili o niej czasem „ta nieszczęśliwa Natalka", ale ona dziwiła się tym słowom, ponieważ zazwyczaj odczuwała właśnie szczęście. Choć widząc pełne zgryzot i niepokoju twarze innych, zastanawiała się, czy odpowiednio nazywa to uczucie. Być może szczęście to jedynie te krótkie chwile, gdy oblicza ludzi się rozjaśniają. Natomiast ona lśniła radością przez cały czas. I chciała, by tak pozostało. Może i wypadek z koniem poprzestawiał jej w głowie, ale porządek panujący w niej obecnie zdawał się zgodny z tym, czego chciała matka natura. A Natalia była jej córką, jej częścią, jej głosem.
Chłopca dostrzegła, jak biegł pomiędzy drzewami. Poruszał się niepewnie, potykał o wystające korzenie, wszędobylskie gałęzie spowalniały go, chwytając za kurtkę. Jednak w jego ruchach była zwinność. Natalia pomyślała, że mógł urodzić się w lesie, ale zapomniał, jak w nim chodzić. Teraz się uczy. W oczach chłopca, błyskających, gdy się rozglądał na odgłos trzasku gałęzi czy stukania dzięcioła, nie dojrzała strachu. Była w nich ciekawość.
Trzymała się z daleka, nie chciała, by ją dostrzegł. Jeszcze chwilę obserwowała, jak chłopiec biegnie. Nie myślała o tym, co taki malec robi tutaj sam. Zapragnęła podejść do niego, wziąć go w ramiona, które aż się rwały do przytulania ludzi. Niewielu osób dotykała, większość bała się jej zachłanności i uczuć, jakie potrafiła przelać. Jeszcze raz zastanowiła się, czym jest szczęście. Czy ludzie obawiają się je przyjmować? Czy przyjemność płynąca z bliskości wprawia ich w zakłopotanie?
Natalka nie chciała przestraszyć chłopca. Pokochała go od pierwszego wejrzenia, tak jak się kocha widok słońca o świcie. Obserwowała go jeszcze przez chwilę, po czym odwróciła się i oddaliła niespiesznie. Zostawiła dziecko lasowi.
Przez całą drogę Maciek nie przebudził się nawet na sekundę. Spał jak zabity, gdy ojciec wyciągał go z fotelika i mocno tuląc do siebie, niósł do mieszkania. Chłopiec nawet się nie ruszył, gdy Karol, mając zajęte ręce, kopnął kilka razy w drzwi, zamiast zapukać. Mimo najszczerszych chęci nie byłby w stanie wyjąć kluczy z kieszeni.
— Co ty wypra… — Martyna otworzyła gwałtownie, po czym zobaczyła śpiące dziecko i urwała w pół słowa. — Daj mi go. — Odebrała Maćka z rąk męża. Obaj pachnieli lasem. — Zdejmij buty, właśnie podłogę umyłam — szepnęła, obrzucając krytycznym spojrzeniem ubłocone obuwie Karola.
Mocno przytuliła syna. Maciek ani drgnął. Niosąc go do pokoju, zanurzyła nos w jego włosach, powąchała niczym samica dzikiego zwierzęcia swoje młode.
— To nie moje dziecko — powiedziała niegłośno.
— Co? — Karol nie dosłyszał. W przedpokoju walczył z błotem odpadającym od butów, znaczącym pstrokatymi plamami świeżo umyty parkiet.
— Co co?
— Co mówiłaś?
— Nie pamiętam. — Przystanęła w pół kroku. Rozszerzonymi ze zdziwienia oczami popatrzyła na męża. Uświadomiła sobie, że choć wypowiedziane słowa zdawały się bardzo ważne, zapomniała je.Kiedy tłumaczka Sonia przeprowadzała się do osady Białe, leżącej w Kotlinie Kłodzkiej, spodziewała się ciszy i spokoju. Stary dom oczarował ją atmosferą, a dziki ogród dawał iluzję harmonii z przyrodą. Jednak już kilka dni później okolica zaczęła odkrywać przed nową mieszkanką swoje sekrety.
Karina to młoda policjantka, która po znajomości dostała pracę w kłodzkim wydziale kryminalnym. Trafia do zespołu niezbyt pracowitych samców alfa. Jeden z nich postanawia zawładnąć jej życiem.
Sprawdź, czy ktoś za tobą nie stoi. Bo nie wszystkie historie mają dobre zakończenie.Jedna z najważniejszych powieści grozy ostatnich lat.
WIELE NAGRÓD I NOMINACJI. PIERWSZY THRILLER W FINALE NAGRODY BOOKERA!
Dziewiętnastowieczna Szkocja. Wyżyny zapomniane przez Boga i ludzi. Potrójne morderstwo.
Do zbrodni przyznaje się młody rolnik – Roderick Macrae. Czy naprawdę jest winien? I co tak właściwie oznacza wina? Obrony Rodericka podejmuje się pan Sinclair, prowincjonalny adwokat. Robi wszystko, by dowieść, że Roderick nie zasłużył na szubienicę.
_Jego krwawe zamiary_ to trzymająca w napięciu powieść, która nikogo nie pozostawi obojętnym. W obliczu ludzkiej tragedii autor szuka prawdy o zbrodni. Tylko czy prawda istnieje?Scenarzysta serialowy postanawia spędzić Boże Narodzenie w górskiej chacie, by uciec od problemów w domu i w pracy. Jedno pozornie niegroźne zdarzenie zmienia jego pobyt w cyklon porywający głównego bohatera i czytelników!
JOZEF KARIKA – autor thrillerów, horrorów i powieści sensacyjnych, laureat wielu nagród literackich, najpopularniejszy pisarz słowacki. Jego powieść Szczelina przekroczyła nakład stu tysięcy egzemplarzy. Stała się najpopularniejszą książką w historii literatury słowackiej i zdobyła trzecie miejsce w plebiscycie Lubimyczytać.pl na Książkę Roku w kategorii Horror.Trybecz, pasmo górskie na Słowacji. Od dziesięcioleci krążą o nim legendy z powodu tajemniczych zaginięć. Niektóre ofiary zostały znalezione martwe. Niektóre zniknęły bez śladu. A jeszcze inne powróciły – ranne i niezdolne do życia. Igor zdobył tytuł magistra. Po pięciu latach wreszcie może zacząć karierę jako… robotnik budowlany. Na swojej pierwszej budowie odkrywa tajemniczy sejf. Znajduje w nim płyty gramofonowe sprzed kilkudziesięciu lat. Słyszy na nich głos człowieka, który przez ponad trzy miesiące błąkał się w górach Trybecza.
Legenda, mistyfikacja czy przerażająca rzeczywistość? Świetna powieść najpopularniejszego słowackiego pisarza. Jozef Karika staje twarzą w twarz z legendą Trybecza.
_SZCZELINA_ ZDOBYŁA NAJWAŻNIEJSZĄ SŁOWACKĄ NAGRODĘ LITERACKĄ ANASOFT LITERA W KATEGORII NAGRODA CZYTELNIKÓW!W lasku miejskim na peryferiach Pragi zostaje zamordowana młoda kobieta. Czy jej podobieństwo do córki mieszkającej w pobliżu dziennikarki jest przypadkowe? Śledztwo rozpoczyna inspektor Bergman.
Powieść Michaeli Klevisovej to doskonałe studium psychologiczne i obraz społeczeństwa, w którym pod powłoką pozornej normalności skrywają się tajemnice i pragnienia.
Inspektor Bergman – dwukrotnie rozwiedziony miłośnik kotów, wielbiący porządek i rzeczowość. Empatyczny, stanowczy i systematyczny. W pracy pomagają mu podwładni: Sylwia Rolnik i Adam Danesz.
_Kroki mordercy_ to pierwsza część cyklu z inspektorem Bergmanem.Anna Walenta to główna scenarzystka najpopularniejszego czeskiego serialu telewizyjnego „Podwórze". Dzięki pracowitości i ambicji odnosi duże sukcesy, lecz pod powłoką wielkomiejskiego blichtru skrywa sekrety, których nie wyjawia prawie nikomu.
Ester Czarna prowadzi pensjonat na peryferiach Pragi. Kiedy pewnego dnia odwiedza ją przyjaciółka Anna, w nocy zostaje popełnione morderstwo. Na jaw zaczynają wychodzić demony przeszłości oraz tajemnice teraźniejszości, a śledztwo prowadzi inspektor Bergman. Jak poradzi sobie w środowisku niekończącego się serialu telewizyjnego, w którym trwa nieustanna walka o władzę i wpływy? Czy mordercą okaże się gwiazda srebrnego ekranu, czy może prawda leży gdzie indziej?
Intryga bez nadmiaru brutalnych scen i z rozbudowaną psychologią postaci to znak firmowy Michaeli Klevisovej – królowej czeskiego kryminału, dwukrotnej zdobywczyni nagrody dla najlepszej powieści detektywistycznej!Mroczna Anglia, 1867. Po śmierci ojca Eliza Caine postanawia porzucić Londyn i objąć stanowisko guwernantki w posiadłości Gaudlin Hall. W starym domu nie zastaje jednak pracodawcy. Wita ją tylko… dwoje dzieci.
Tajemnica, o której nikt nie chce mówić. Klaustrofobiczna atmosfera angielskiej prowincji. I seria wypadków wskazujących na siły nadprzyrodzone. Kiedy na jaw wychodzi tragiczny los poprzednich guwernantek, Eliza Caine pojmuje, że w Gaudlin Hall stoczy bój o życie swoje i swoich podopiecznych.
„Świetnie opowiedziana klasyczna historia. Boyne celowo bawi się tradycjami literackimi i zabiera nas w zupełnie nową, ekscytującą podróż, która – jak wszystkie dobre opowiastki o duchach – trzyma w napięciu do ostatniej strony”.
„The Sunday Independent”