Kupidyn - ebook
Kupidyn - ebook
"Co zrobisz, gdy osobie, którą kochasz, zostanie kilka dni życia? Brooke James jest odnoszącą sukcesy agentką FBI. A przynajmniej do czasu pewnej sprawy, która staje się jej osobistym koszmarem. Co roku w walentynki równo o dziesiątej Brooke otrzymuje prezent. Piękne pudełko z ludzkim sercem. Nie można zidentyfikować sprawcy, który już od jakiegoś czasu bawi się z nią w kotka i myszkę. Mijające godziny to kolejne ofiary, a agentka zupełnie nie zbliża się do rozwiązania sprawy. Czternasty lutego, dzień zakochanych, to dla pięknych blondynek zamieszkujących stan Kolorado dzień śmierci. Brooke jest w stanie pokonać wszystko, by tylko zdążyć, ale czy jej się uda? W tym roku walentynki nie będą szczęśliwe, lecz krwawe. A ty uważaj, komu oddajesz serce. Wciągający, szorstki, krwawy i pełen napięcia ,,Kupidyn"" wyzwoli w waszej duszy najgorsze pragnienia. Monika Rępalska w zupełnie innej, mrocznej odsłonie sprawi, że będziecie chcieli więcej. - Gypsy_Girl_Recenzuje - Ewelina Pańczyk Kolejna, intrygująca i niepokojąca książka autorki bestsellerów ""Zniszczona"" i ""Anioły ciemności. Piekielna miłość"" bez reszty wciągnie Was w swój świat!
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67024-37-2 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oparłam łokcie na biurku, zamknęłam oczy i kolistymi ruchami zaczęłam masować skronie. Ten dzień dopiero się rozpoczął, a ja chciałam, żeby już się skończył. Dzisiaj były walentynki. Nienawidziłam tego święta, przypominało mi ono o jednym – mojej porażce.
– James, co jest?
Na dźwięk głosu swojego partnera powoli uniosłam głowę i odwróciłam się w jego stronę.
– To, co zwykle, Cole. Ale za dwie minuty powinno się to zmienić. – Mówiąc to, zerknęłam na zegar wiszący na ścianie tuż za nim.
Eliot Cole był moim wieloletnim partnerem w pracy, najlepszym agentem FBI, i tak się składa, że również byłym mężem. Zawieranie związków z kimś z tego samego wydziału nie było dozwolone, ale jeśli chodziło o nas dwoje, góra zrobiła wyjątek. Byliśmy zgraną parą, która rozwiązywała najwięcej spraw, odnosząc sukcesy dla naszej jednostki. Dlatego też szef często przymykał oko na nasze niekonwencjonalne rozwiązania.
Nie musiałam wyjaśniać, co miałam na myśli, Cole dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
Gdy zegar wskazał dziesiątą, zadzwonił telefon na moim biurku.
Tego dnia wszystko odbywało się w ten sam sposób co zawsze. Najpierw informacja o martwej kobiecie, potem dostarczano jej serce zapakowane w ozdobne pudełko niczym prezent. Do tego był dołączony cytat o nieszczęśliwej miłości. I tak od pięciu lat.
– Zasługiwała na to jak one wszystkie.
Nie zdążyłam nawet się odezwać, kiedy w słuchawce usłyszałam bardzo dobrze znany mi już głos.
Zapętlone nagranie. Nie dałam znaku Eliotowi, by namierzył naszego rozmówcę, to do niczego nie prowadziło. Przy pierwszej ofierze sprawdzaliśmy każdy szczegół, czyściliśmy nagranie, żeby usłyszeć coś, co naprowadziłoby nas na trop.
Nic.
Kompletnie niczego nie było.
– Zaczyna się.
Słysząc głos Eliota, przytaknęłam tylko, potwierdzając to, co oczywiste.
– Trzeba iść do szefa, powiedzieć mu, żeby zwołał konferencję prasową. Po raz kolejny musimy ostrzec mieszkańców, a przede wszystkim kobiety. Ten dzień będzie dniem krwawych żniw.
Eliot miał rację. Tylko w chwili przekazania informacji do mediów zacznie się szaleństwo. Ludzie będą wydzwaniać do najbliższych komisariatów, że widzieli coś podejrzanego. Oczywiście nie będziemy mogli tego zignorować, wyślemy tam patrol. Chłopaki sprawdzą „podejrzanego”, a ten tak naprawdę okaże się napalonym kolesiem, który naoglądał się pornosów, by sprawić swojej kobiecie niezapomniane walentynki. W raporcie przeczytamy, że do żadnego przestępstwa nie doszło, że to była tylko zabawa, która miała podkręcić atmosferę.
Tak jest każdego roku. Połowa społeczności Denver będzie chowała się w swoich domach, wychylając przez okno wyłącznie czubek nosa, trzymając w pogotowiu telefon, by zawiadamiać odpowiednie służby o tym, co zobaczyli, a przynajmniej tak im się zdawało w strachu. Inni będą drwili z losu, nie przyjmując do wiadomości tego, że mogą znaleźć się w stanie zagrożenia. A tak naprawdę jedna osoba, kobieta, brązowooka blondynka około trzydziestki, mówiąc szczegółowo, zostanie w tym czasie zamordowana.
Przez te pięć lat poznałam chyba każdy scenariusz, który może się wydarzyć tego dnia. I to mnie cholernie dobijało.
– Znowu dostaniemy po dupie, ta sprawa już za długo się ciągnie. Ten psychol nie może być mądrzejszy od nas, coś przeoczyliśmy. – Z totalnej niemocy, że nie potrafię tego rozgryźć, zaczęłam nerwowo podrygiwać nogą.
– Tym razem nam się uda, Brooke.
Gdy usłyszałam stanowczy, a zarazem kojący głos Eliota oraz poczułam jego dłoń na swoim kolanie, chcącą powstrzymać drżenie, zrobiło mi się nieco lepiej.
Choć nie byliśmy już razem, zawsze mogłam na nim polegać. W tym momencie dawał mi siłę, której potrzebowałam.
Słysząc nad nami znaczące chrząknięcie, oderwałam wzrok od twarzy Eliota.
– To przyszło przed chwilą, zaadresowane do ciebie.
Nie musiałam pytać, kto jest nadawcą. Doskonale wiedziałam, od kogo była przesyłka i co miałam znaleźć w środku, gdybym tylko uchyliła wieko.
Podniosłam się z krzesła, tym samym zmuszając Eliota, by się odsunął i zabrał rękę. Od razu poczułam zimno w miejscu, gdzie leżała jego dłoń dająca mi pocieszenie. Otworzyłam szufladę z pierdołami i wyciągnęłam parę lateksowych rękawiczek. Choć byłam przekonana, że nasz złoczyńca nie zostawił żadnych śladów, nie chciałam dorzucać swoich odcisków palców. Paczka i tak, patrząc na jej stan, przeszła przez wiele rąk. To było zaplanowane jak wszystko inne, co do tej pory nastąpiło i co będzie się odbywało aż do jutra, kiedy ucichnie. Ta bezsilność za każdym razem przynosiła gorzki smak porażki i niestety będzie trwała, dopóki nie dorwę tego skurwiela i go nie zamknę.
– Idź pogadaj ze starym, ja zaniosę to do laboratorium – rzuciłam przez ramię do Eliota.
Nie odwróciłam się, by ponownie na niego zerknąć, bo wiedziałam, że w tej chwili był wkurzony. To on dostanie opieprz za to, co powie szefowi. Gdy ja do nich dotrę, będzie już po sprawie. Wystawienie Eliota na pożarcie złemu wilkowi było perfidne. I mimo paskudnego dnia musiałam uśmiechnąć się pod nosem.
***
Po niespełna dziesięciu minutach znalazłam się w laboratorium. Jakby jazda windą z ósmego piętra do piwnicy nie mogła być szybsza. Przebijając się przez labirynt biurek, za którymi siedzieli z pochylonymi głowami ludzie w białych fartuchach, udało mi się w końcu dotrzeć do Susan.
Susan była niską, krągłą hiszpanką, która kiedy coś nie szło po jej myśli, wyklinała wszystkich po kolei; nieważne, czy osoba była winna przewinienia, czy nie. Jej charakterek był jak papryczka habanero – najostrzejsze cholerstwo, jakie może być. Wiem, bo próbowałam.
– Cześć, Sue.
Na dźwięk mojego głosu odwróciła się na pięcie. I wtedy, dokładnie sekundę po tym, jak jej oczy wylądowały na pudełku w moich rękach, dostrzegłam zachodzącą w niej zmianę. Skuliłam się w sobie i przymknęłam oczy. Jeszcze najchętniej zakryłabym uszy, ale trzymając paczkę, chwilowo nie miałam jak tego zrobić.
– De puta madre1, James. Znowu to samo. Kiedy ten cabrón2 zostanie zamknięty?!
– Też tego chcę, Sue, dlatego potrzebna mi twoja pomoc. – Położyłam pudełko na blacie jej biurka.
Susan zmarszczyła nos, jakby jej coś śmierdziało. Oparłam się biodrem o stół laboratoryjny i obserwowałam, jak Susan pobiera materiał. Odciski palców wrzuciła na skaner, który od razu rozpoczął przeszukiwanie w bazie danych. Resztę śladów poddała szczegółowej analizie.
– Gotowa zobaczyć, co kryje się w środku? – zapytała.
Wiedziałyśmy, że znajdziemy tam serce, ale to cytat był zawsze kluczem do miejsca, gdzie spoczywało ciało.
Susan uchyliła wieko pudła. I tak nie byłyśmy zaskoczone tym, co zobaczyłyśmy. Machnięciem dłoni przywołała kogoś ze swoich podwładnych.
– Irma, zanieś to, proszę, do doktora Patta. – Przekazała dowód, umieściwszy go w kolejnym pojemniku.
Wcześniej stałam i obserwowałam wszystko z boku, ale w momencie, gdy Susan złapała coś przypominające szczypce, zrobiłam krok do przodu.
– Dedykacja dla ciebie, James.
„Miłość jest skrzydłem, które Ten dał człowiekowi, aby ten mógł wzlecieć do Niego”.
Szczęśliwych walentynek, agentko.
Mam nadzieję, że będziemy się bawili tak uroczo jak co roku.
Twój Kupidyn ♥
– Pieprzona zagadka. – Byłam zła. Zamiast zacząć działać i znaleźć ciało, będę musiała teraz marnować czas na jej rozwiązanie. – Bawi się ze mną i przy okazji sobie ze mnie kpi. On nie może być taki cwany. Dzisiaj go dorwę i zakończę jego pojebaną grę.
– Poradzisz sobie z tym, James. – Sue poklepała mnie po ramieniu. – Zajmę się dowodami, a jak tylko coś znajdę, niezwłocznie dam ci znać.
Wyjąwszy telefon, zrobiłam zdjęcie kartki, po czym pożegnałam się z Susan i wróciłam do biura. Nie zamierzałam marnować czasu, każda sekunda mogła świadczyć o ludzkim życiu, za które byłam odpowiedzialna.
***
Stukałam nerwowo ołówkiem w blat, wpatrując się w ekran komputera, na którym wyświetlone było zdjęcie zrobione przeze mnie w laboratorium. Analizowałam tę wiadomość chyba już na wszystkie sposoby. Wpisałam tekst w wyszukiwarkę, autorem był Michał Anioł. Poszłam od razu w religię, skupiając się na Kościołach, ale po zastanowieniu się uznałam, że nie tędy droga. Wracając pamięcią do poprzednich lat, uświadomiłam sobie, że Kupidyn uwielbiał przyciągać uwagę, więc miejsce, w którym zostało porzucone ciało, musiało być zauważalne i ruchliwe.
Sfrustrowana potarłam twarz dłonią. Słysząc zbliżające się kroki, wiedziałam, że zaraz usłyszę marudzenie Cole’a.
– Musiałem przez dobre pół godziny wysłuchiwać, że ten psychopatyczny morderca robi z nas kretynów. Czy mam ci powiedzieć, czego oczekuje stary?
Nawet nie zaszczyciłam go odpowiedzią. Dokładnie wiedziałam, co wykrzyczał szef. Tyle razy byłam tego świadkiem przy innych sprawach, że miałam przed oczami jego czerwoną, wściekłą twarz i zaciśnięte pięści, kiedy wydaje rozkazy.
– Co tam masz? – Cole w końcu zwrócił uwagę na dowód wyświetlony na ekranie.
– Coś, co daje mi w kość – mruknęłam pod nosem.
Eliot nachylił się nade mną i wlepił wzrok w ekran. Usłyszałam, jak czytał pod nosem.
– Wpisywałaś słowa w przeglądarkę? Może będzie jakaś interpretacja, która nam trochę rozjaśni.
– Taa. Bawię się z tym, odkąd wyszłam z laboratorium. Cholernie mnie to frustruje. Czas nam ucieka, a musimy jeszcze podjąć jego pieprzoną grę, by znaleźć ciało.
– Hmm, miłość jest skrzydłem, które ten dał człowiekowi, aby ten mógł wzlecieć do niego. Skrzydło, wzlecieć, chodzi o lotnisko?
Cholera, faktycznie mogło tak być.
– Trzeba zebrać ludzi i jechać na nasze w Denver. On lubi rozgłos, więc to może być dobry trop. Jest tam mnóstwo osób, idealne miejsce.
– Bierz spluwę, ja idę zebrać ludzi, za dziesięć minut widzimy się na parkingu.
Kiwnęłam głową.
– A, Cole, dzięki. Rozgryzłeś to.
Uśmiechnął się jeszcze do mnie, po czym złapał za komórkę, by zorganizować wyjazd.
Czytając ostatni raz wiadomość, pokazałam środkowy palec Kupidynowi. Złapałam swojego glocka 19, kaliber 9 i szybko sprawdziłam, czy był naładowany. Kiedyś będę musiała zmierzyć się z tym sukinsynem, a wolałam mieć pewność, że będę w stanie wpakować mu kulkę w łeb. Jeszcze tylko kamizelka kuloodporna pod kurtkę i byłam gotowa.
Siedząc w samochodzie, nerwowo poruszałam nogą. Oby to rzeczywiście było to miejsce. Czas nam uciekał, dochodziła już dwunasta. Jak Kupidyn będzie w tym roku trzymał się planu, o czternastej powinna być kolejna przesyłka. Musiałam mieć jakiś punkt zaczepienia, niewielki ślad, odcisk palca, cokolwiek.
– James, znajdziemy go.
– Cole, od pięciu lat każdego roku słyszę to samo. Chciałabym w to uwierzyć.
Przez resztę podróży zatraciłam się w myślach, wyglądając przez okno. Pochmurne niebo idealnie opisywało mój stan. Czułam, że niepowodzenie w tej sprawie staje się moim przeznaczeniem.
------------------------------------------------------------------------
1 Z hiszpańskiego: cholera.
2 Z hiszpańskiego: bydlak.