Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Kurier z Tivoli - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kurier z Tivoli - ebook

Mokrzycki – hrabia, dyplomata, szpieg, jednym słowem: polski Bond czasów II wojny światowej – otrzymuje kolejną misję. Zostaje wysłany przez generała Andersa i amerykański wywiad do ojczyzny z karkołomnym zadaniem zatrzymania powstania przeciw Niemcom i kontynuowania walki z Sowietami. Bierze udział w piekle powstania warszawskiego i ściera się z Niemcami, by zaraz potem przeciwstawić się komunistom z UB i NKWD. Nie wie jednak, że ubecja ma w swoich szeregach kogoś, dla kogo zabicie Mokrzyckiego staje się sprawą osobistą...

I jest jeszcze miłość, która przydarza się hrabiemu, choć ten bezwzględny cyngiel podziemia jest już sterany życiem i pozbawiony złudzeń.

I tym razem na drodze bohatera, znanego z dwóch poprzednich części cyklu – „Kuriera z Toledo” i „Kuriera z Teheranu” – stają niezwykli ludzie. Na kartach powieści spotykamy m.in. pisarzy: Jarosława Iwaszkiewicza, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Mirona Białoszewskiego, jednego z wyklętych – Tadeusza Zielińskiego „Igłę”, dowódców polskiego podziemia, jak choćby generał Antoni Chruściel „Monter”, ale też katów z UB: Julię Brystygierową „Lunę” oraz Józefa Czaplickiego. Znów pojawia się stary wróg Mokrzyckiego, generał „Walter”, oraz największy nieprzyjaciel hrabiego, którego istnienia on sam nawet nie przeczuwał…

 

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66730-62-5
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

WARSZAWA, 15 WRZEŚNIA 1944 ROKU

Walki na Czerniakowie trwały już od czterech dni. Były to chyba najzacieklejsze walki uliczne, w tej wojnie dorównujące jedynie walkom o Stalingrad. Niektórzy nie wytrzymywali tego psychicznie.

Młody chłopak, zaledwie osiemnastolatek, który pierwszego sierpnia poszedł jako dziecko do powstania, teraz był już osiemnastoletnim mężczyzną, mającym na sumieniu wiele śmierci. Mokrzycki patrzył na to dziecko i widział, że nic nie będzie już takie jak kiedyś. Nie zdziwił się więc, kiedy chłopak wyciągnął zdobycznego niemieckiego walthera pp, przeładował i strzelił sobie w usta. Mózg i kawałki czaszki zabarwiły na czerwono ścianę piwnicy, gdzie przebywali. Codziennie ktoś odbierał sobie życie. Wbrew pozorom samobójczą śmierć młodego żołnierza dało się objąć rozumem. Po doświadczeniu bezsensu wojny dla wielu lepsza była śmierć.

Mokrzycki już raz przeżył taką klęskę – we wrześniu 1939 roku, kiedy Polska została starta z powierzchni ziemi przez dwu wrogów: Niemcy i Związek Radziecki. Obecna była jednak gorsza, bo śmiertelni wrogowie prowadzący ze sobą wojnę z radością powitali polską gehennę. Od połowy września Sowieci stali na drugim brzegu Wisły i nic nie zrobili dla walczącej stolicy Polski. W tragedii powstańczej Warszawy sojusz niemiecko-sowiecki przeciw Polsce trwał mimo walk, jakie toczyły ze sobą te dwa krwiożercze reżimy.

Mokrzycki miał kiedyś marzenia. Chciał żyć normalnie. Odnaleźć żonę, która przebywała w niemieckim obozie koncentracyjnym. Odnaleźć ich dziecko wywiezione do Niemiec. Ale czuł, że normalność jest tylko mirażem.

Koniec powstania skierowanego przeciw Niemcom, ale politycznie przeciw Stalinowi oznaczał, że czeka go nowa wojna – taka, w której Polacy staną przeciwko Polakom; polskie podziemie narodowe i wolnościowe przeciwko komunistom. A on miał z komunistami i Sowietami niewyrównane rachunki.

I wiedział, że weźmie w niej udział.

Wiedział też, po której stronie będzie walczył.CZĘŚĆ PIERWSZA
STYCZEŃ – CZERWIEC 1944

ROZDZIAŁ I

Włoskie adagio

GDZIEŚ POD NEAPOLEM,
SZTAB 2. KORPUSU POLSKIEGO, STYCZEŃ 1944

Zima z roku 1943 na 1944 była we Włoszech jedną z najgorszych, jakie pamiętano. Owo niekończące się pasmo ulew, śnieżyc i gradu zamieniło wąskie drogi w Apeninach w niemożliwe do przejścia pułapki. Ileż samochodów transportowych, czołgów i lżejszych pojazdów zsunęło się po stromych, przepastnych zboczach gór, by ulec zniszczeniu. Kampania, która miała dać aliantom zwycięstwo w „miękkim podbrzuszu Europy”, jak o Włoszech mówił Churchill, zamieniła się w straszliwą rzeź w błocie. Amerykanie, Anglicy, Francuzi, Nepalczycy oraz 2. Korpus Polski utknęli. Linia Gustawa była nie do przejścia. Dwaj dowódcy, brytyjski marszałek Bernard Montgomery oraz amerykański generał Omar N. Bradley, rozumieli sytuację i poważnie traktowali pozycję, jaką Niemcy zajęli na froncie. Armią niemiecką we Włoszech dowodził feldmarszałek Albert Kesselring. Co ciekawe – był on dowódcą Luftwaffe i sprowadził na linię Gustawa elitarny korpus spadochronowy generała Kurta Studenta, który wsławił się zdobyciem Krety w roku 1941. Niemcy umocnili linię obrony i na kluczową pozycję wybrali niedostępny szczyt. Była to góra, którą od VI wieku zajmowali benedyktyni, wznosząc tam najpierw pustelnię, a potem klasztor Monte Cassino.

Dla polskiego korpusu, liczącego prawie siedemdziesiąt tysięcy żołnierzy, który właśnie się wyokrętował, Italia miała być miejscem prawdziwej walki. Generał Anders miał świadomość, że sprawa polska po tragicznej i niespodziewanej śmierci generała Władysława Sikorskiego stała się drugorzędna. Nowy premier z ramienia PSL, Stanisław Mikołajczyk, nie zdołał zyskać takiej pozycji jak zmarły generał Sikorski. Miał przeciw sobie poważną liczbę oficerów Wojska Polskiego i był gotowy na rozmowy ze Stalinem dotyczące statusu przyszłego państwa polskiego. A to stawiało w opozycji wobec niego wszystkich tych, którzy wyszli z piekła Związku Radzieckiego. W roku 1944 było już jasne, że Niemcy nie mogą wygrać wojny, choć otwarte pozostawało pytanie, ile jeszcze potrwają tytaniczne zmagania i ilu ludzi będzie musiało umrzeć w imię zbrodniczego nazistowskiego fanatyzmu. Anders pragnął, by jego armia, która przeszła tak długą i trudną drogę – od sowieckiego Kazachstanu przez Iran, cały Bliski Wschód i północną Afrykę aż do Włoch – odegrała wreszcie jakąś polityczną rolę. Pragnął zamanifestować przed światem, że polska sprawa nie jest jeszcze pogrzebana.

^(*)

Generał Anders siedział w sztabie, studiując mapę. Oficer i adiutant zarazem, porucznik Kopczyński, wiedział, kiedy można przerwać generałowi.

– Proszę wejść, poruczniku.

Anders spojrzał na młodą, przystojną twarz stojącego przed nim chłopaka. Nie pamiętał już, w którym momencie ten wychudzony i wycieńczony pobytem w sowieckim łagrze młody człowiek zgłosił się do jego armii. Z pewnością nie miał osiemnastu lat, ale wówczas wszyscy chłopcy deklarowali wyższy wiek, byle dostać się do wojska. Generał wiele przeszedł ze swoimi żołnierzami.

– Z czym przychodzisz, Kopczyk? – zapytał, zdrabniając nazwisko podwładnego.

– Do żandarmerii zgłosił się dziś wieczorem jakiś facet, panie generale. Ma paszport hiszpański, ale mówi świetnie po polsku i chce się z panem widzieć.

– To rzeczywiście dziwne – odparł generał.

– No właśnie – przytaknął porucznik Kopczyński. – Ale powiedział też, że pan go zna.

– Ja go znam?! – żachnął się Anders.

– Powiedział, że ostatni raz rozmawialiście pod piramidami w Egipcie.

Anders dopiero teraz skojarzył fakty. I kiedy zrozumiał, kogo przywiał mu wiatr historii w ów deszczowy, styczniowy wieczór, natychmiast kazał Kopczyńskiemu sprowadzić tego człowieka. Jak dostał się do Włoch, które od lata 1943 roku były terenem jednej z bardziej bezlitosnych kampanii tej wojny? To pozostawało tajemnicą. Człowiek ten nieraz dowodził swojego szóstego zmysłu w wyczuwaniu niebezpieczeństwa. Uciekł NKWD, a może też wywiadowi niemieckiemu, a generałowi Andersowi wydawało się, że może on być kluczem do zrozumienia tego, co się w ostatnich miesiącach wydarzyło w sprawie polskiej. Generał padł bowiem ofiarą oszczerczych plotek, których źródła trzeba by szukać w rządzie londyńskim. Głoszono mianowicie, jakoby maczał palce w śmierci generała Sikorskiego. Były to bardzo bolesne plotki i nie wiadomo, kto je rozsiewał: czy zawistny i nienawidzący Andersa profesor Stanisław Kot, czy może szara eminencja w otoczeniu nieżyjącego generała – Józef Retinger?

Kopczyński przyprowadził cywila. Był nim Antoni Mokrzycki.

– Witam pana, poruczniku. Kiedykolwiek pan się pojawia, oznacza to kłopoty – rzekł generał Anders na wstępie, ale podszedł i uścisnął gościowi dłoń.

Antoni Mokrzycki miał niewiarygodne szczęście, że dotarł do generała Andersa w czasie trwających we Włoszech walk. Posiadał paszport hiszpański, który okazał się dla niego bardzo wygodny, bo dawał mu wiarygodną tożsamość. Poza tym Antoni był wprawnym pracownikiem wywiadu i wiedział, jak się poruszać po świecie, by zapewnić sobie bezpieczeństwo.

– Wracam z Teheranu – odrzekł krótko.

Generał Anders wydawał się całkowicie zaskoczony.

– Czy pan generał wie, co się tam stało?

Anders pokazał Mokrzyckiemu, żeby usiadł.

– Proszę mówić. Jak pan się tam znalazł? Ostatnim razem widzieliśmy się podczas podróży świętej pamięci generała Sikorskiego na Bliski Wschód.

– Byłem na Gibraltarze – powiedział cicho Mokrzycki, obserwując uważnie, jakie wrażenie wywrze to na generale.

– Leciał pan z generałem Sikorskim?

– Nie zdążyłem. Jestem ostatnią osobą, która widziała córkę generała Sikorskiego, Zofię Leśniowską. Było to na chwilę przed tym, kiedy po południu czwartego lipca zabiłem w Gibraltarze agenta NKWD.

– Skąd pan wie, że to był agent NKWD?

– To ten sam człowiek, który znalazł się w moim oddziale w trzydziestym dziewiątym roku.

Mokrzycki opowiedział, co według niego wydarzyło się czwartego lipca na Gibraltarze. Gdy skończył, zapadła kłopotliwa cisza. Po chwili generał Anders zapytał:

– A wie pan, że w Londynie są głosy, jakobym to ja maczał w tym palce?

Mokrzycki pokiwał głową.

– Nie dziwi mnie to. Myślę, że NKWD dobrze zinfiltrowało środowisko brytyjskich służb i być może ma również agentów w naszym rządzie. To typowa dezinformacja sowiecka. Zrzucić winę na tych, którzy tego nie zrobili. Nie zdziwiłbym się też, gdyby po sprawie katyńskiej okazało się, że Polska od zawsze była sojusznikiem Hitlera albo brała masowy współudział w mordowaniu Żydów przez Niemców. I zapewniam pana, że na Zachodzie są ludzie, którzy w to uwierzą. Za wiele lat wielu w to uwierzy.

– Jak pan sądzi, kto to zrobił?

– Dla mnie to oczywiste. NKWD przy milczącym udziale Brytyjczyków, którzy po prostu wystawili im generała. Sikorski do końca się łudził, że współpraca jest możliwa. Ba, chciał nawet, by jego córka i sekretarz Adam Kułakowski spotkali się tamtego dnia z Majskim.

– Chwileczkę, przecież to sowiecki ambasador w Londynie – zauważył generał Anders.

– Ten sam.

Anders trwał w ostrym sporze ideowym z generałem Sikorskim, który do czasu sprawy katyńskiej szukał dróg porozumienia ze Związkiem Radzieckim. A teraz pozostawał w sporze z nowym premierem, człowiekiem z PSL, Stanisławem Mikołajczykiem. Chłód Brytyjczyków wobec polskiej sprawy, niemożliwość załatwienia kwestii, którymi jeszcze dwa lata temu Brytyjczycy zajmowali się na prośbę Andersa – to wszystko zdawało się układać w jedną całość.

Po chwili milczenia Anders zapytał:

– Co pan zamierza?

– Chcę wreszcie walczyć. Jednak nie powiedziałem panu generałowi tego, czego dowiedziałem się w Teheranie podczas konferencji wielkiej trójki. Widziałem wtedy Stalina po raz drugi w życiu bezpośrednio.

Anders się na to uśmiechnął. On też miał przyjemność widzieć sowieckiego dyktatora. I to niejeden raz.

– Zdecydowali tam o losie Polski, panie generale – wycedził wolno przez zęby Mokrzycki. – Mamy się stać satelitą Związku Sowieckiego. Decyzje w sprawie Polski będzie podejmował Stalin. Brytyjczycy nas sprzedali i dlatego chcieli uciszyć generała Sikorskiego wypowiadającego się w sprawie katyńskiej.

– A granice? – zapytał Anders.

– Polska ma zostać przesunięta na zachód, kosztem Niemców. Nie wiem, jak daleko, ale myślę, że prawdopodobna jest linia Odry i Nysy Łużyckiej.

– A co ze Lwowem? – zapytał generał. – U mnie jest mnóstwo Kresowiaków...

– Naszą granicą wschodnią ma być linia Curzona...

Anders zbladł. Nie miał powodów, by nie wierzyć Mokrzyckiemu, którego uważał za jednego z najzdolniejszych pracowników polskiego wywiadu na Zachodzie. Zastanawiał się teraz, patrząc na niego, jak może go wykorzystać. Generał chciał, aby 2. Korpus Polski włączył się do walki na froncie włoskim. Docierały do niego strzępy sowieckiej propagandy, powtarzane przez oficerów brytyjskich – o tym, że Polacy nie chcą walczyć z Niemcami. Bardzo go to raniło. Jednak wysłanie takiej klasy szpiega jak Mokrzycki do walki na linii frontu byłoby marnowaniem go. A Anders wiedział, że na to nie może sobie pozwolić. Póki tliła się jakakolwiek nadzieja, póty chciał oszczędzić Mokrzyckiemu działań na froncie. Ale Anders zdawał się już sam nie wierzyć, że nadzieja istnieje, dlatego powiedział:

– Porucznik Kopczyński, który pana do mnie przyprowadził, na mój rozkaz sprawdził w Kairze trop, na jaki wpadły nasze służby. W jednym z hoteli, z którego korzystała delegacja sowiecka podczas przelotów do Moskwy, znaleźliśmy bransoletkę, która według świadków należała do Zofii Leśniowskiej. Biedna dziewczyna – westchnął.

– To się układa w logiczną całość – odparł Mokrzycki.

– Jakie pan wyciąga z tego wnioski?

– Przerażające. Jeśli Sowieci są w stanie usunąć polskiego premiera za milczącą akceptacją naszego brytyjskiego sojusznika, to do czego jeszcze mogą się posunąć? Dla mnie najważniejsze jest w tej chwili to, by spróbować Polskę obronić przed najgorszym.

– A co jest według pana najgorsze, poruczniku?

Mokrzycki odpowiedział bez wahania:

– Wcielenie Polski do Związku Sowieckiego. Taki los czeka chociażby Litwę. Podobno, takie krążą plotki, Wanda Wasilewska, córka oficera Legionów Polskich, stała się teraz ulubioną totumfacką służką Stalina. Głosi poglądy, że Polska powinna zostać republiką związkową ZSRR. – Po chwili milczenia dodał rzeczowo: – Jakie rozkazy ma pan dla mnie?

Anders wstał i nerwowo przeszedł się po wnętrzu swojego namiotu. 2. Korpus Polski zimował pod Neapolem. Generał potrzebował zdolnych oficerów wywiadu i doceniał klasę Mokrzyckiego, który był niedoścignionym wzorem oficera polskiego wojska. Jednak Anders wciąż się zastanawiał, gdzie Mokrzycki jest teraz bardziej potrzebny. Czy tutaj, we Włoszech? Czy może jednak w kraju?

– Gdzie chciałby pan walczyć? – zapytał wprost.

– U pańskiego boku – odparł natychmiast Mokrzycki.

– Dziękuję. Rzeczywiście, potrzebuję oficera wywiadu. Jednak proszę pamiętać, że pan jest świadkiem Katynia i sowieckie służby nie dadzą panu spokoju. Dla nich zawsze będzie pan wrogiem. Dlatego nie będzie pana łatwo ukryć we Włoszech, w mojej armii. Na razie pozostaje pan na swoich hiszpańskich papierach.

Anders oczywiście nie znał mrocznej strony historii Mokrzyckiego. Nie wiedział o zabójstwie trzech brytyjskich żandarmów na Gibraltarze. Gdy tylko uda się znaleźć dla niego miejsce w samolocie do kraju, generał wyśle go tam bez wahania jako swojego osobistego kuriera. Na razie Mokrzycki był jednak wolny i po raz pierwszy mógł się wyspać. Dostał przydział, a porucznik Kopczyński szybko załatwił dla niego namiot i materac. Mokrzycki zwalił się na materac w ubraniu, w którym przyjechał z Hiszpanii. I zasnął kamiennym snem.

^(*)

OBÓZ KONCENTRACYJNY DLA KOBIET
W RAVENSBRÜCK, STYCZEŃ 1944

Od kilku dni nieustannie sypał gęsty śnieg. Monika Mokrzycka-Skirmunt zawsze uważała padający śnieg za zwiastun jakiejś nieokiełznanej siły, z którą w okresie zimy trzeba się pogodzić. Ale też widok prószących leniwie płatków rodził w niej uczucia przywołujące na myśl Boże Narodzenie, dom rodzinny, choinkę i prezenty. Monika nie zauważyła w obozie, kiedy nadeszła Wigilia. Ów dzień był jak każdy inny, piekielnie zimny, morderczo pracowity, przepełniony głodem – a Monika do tego wszystkiego już zdążyła się przyzwyczaić. Od lipca 1942 roku, czyli od czasu, gdy Niemcy zgarnęli ją wraz ze wszystkimi uczestnikami narady w dworku Mokrzyckiego, Monika przebywała w obozie koncentracyjnym dla kobiet w Ravensbrück. Niemcy zamienili ów obóz nie tylko w infernalne miejsce udręczenia, ale przede wszystkim w opłacalny dla III Rzeszy biznes. Więźniarki pracowały dla firmy Siemens & Halske, która zatrudniała kobiety w blisko czterdziestu podobozach na terenie Niemiec. Monika trafiła początkowo do komanda szyjącego ubrania. Umiejętność, którą zawdzięczała starej służącej swojego męża, Kłoskowej, teraz miała uratować jej życie.

Monika przeszła zdumiewającą metamorfozę: z próżnej istoty, która zajmowała się rzeczami z perspektywy obozu tak absurdalnymi jak pisanie pamiętnika, dyskusje z koleżankami nad najnowszymi trendami w modzie i fryzurach, teraz zmieniła się w kobietę walczącą każdego dnia o życie – o możliwość zjedzenia kilku łyżek obrzydliwej zupy obozowej czy zorganizowania gdzieś kromki spleśniałego chleba.

Stała się cieniem samej siebie.

Przy zdrowych zmysłach trzymały ją tylko dwie myśli: że odnajdzie po wojnie męża i może dane im będzie raz jeszcze ułożyć sobie życie oraz że odnajdzie Jasia. Jej syna zabrał Leszek Piotrowski i wysłał pod skrzydła organizacji Lebensborn, która zajmowała się niemczeniem polskich dzieci. O tym, że Piotrowskiego zabił Mokrzycki, Monika nie wiedziała. Tak jak nie wiedziała o wielu innych rzeczach...

Zauważyła, że z nowym rokiem 1944 w obozie w Ravensbrück zaszły zmiany. Na apelach funkcjonariuszki SS poinformowały, że teraz więźniarki będą lepiej traktowane, ponieważ będą pracowały dla słynnej niemieckiej firmy Siemens. Monika jednak nauczyła się, że nie należy wierzyć w to, co mówią Niemcy.

Po całym dniu pracy w fabryce Siemensa wracała do jednego z podobozów Ravensbrück. Wraz z Moniką w zwartej kolumnie maszerowały pozostałe więźniarki – kobiety upadlane przez inne kobiety, strażniczki w mundurach SS. Monika nauczyła się z nikim nie rozmawiać i szybko iść przed siebie w rytm kroków całej kolumny. Kto nie nadążał, padał ofiarą zajadłości psów pilnujących kolumny strażniczek. Były to owczarki niemieckie – rasa, którą Monika szczerze znienawidziła.

Przed bramą obozu zatrzymała je komenda:

– Halt!

Stał u bramy Niemiec ubrany w ciepły, wełniany płaszcz, pod którym nosił mundur z dwiema runami na kołnierzu. Z czapki spoglądały puste oczodoły trupiej główki. Widząc kobiety, skierował się w ich stronę.

Monika zauważyła, że do komanda zbliża się jeden z najokrutniejszych niemieckich katów z obozu. Był to SS-Unterscharführer Gustav Binder, który w obozie pełnił funkcję szefa szwalni. Zawsze czekał na swoje komando przed bramą, po czym wyżywał się na więźniarkach w charakterystyczny dla siebie sposób. Używał do tego szpicruty, ostrego drutu lub pejcza z twardej, skręconej skóry.

– Co, dziwki, napracowałyście się dla wielkiej Rzeszy? – zagaił po niemiecku.

Monika drżała. Już nieraz dostała pejczem od Bindera. Jego ciosy, zadawane z wielką siłą, zawsze przecinały skórę do krwi. Także teraz zaczął okładać kobiety pejczem, a one odruchowo kucnęły i zasłaniały się nawzajem przed ciosami, które spadały na nie jak grad – szybkie i mocne, rozdawane za darmo raz za razem. Była to kolejna tortura, którą Monika musiała znieść bez słowa, a jednocześnie cena za życie. Bycie szwaczką w tym komandzie oznaczało większe szanse na przetrwanie kolejnego dnia.

^(*)

ROKITNO, 3 NA 4 STYCZNIA 1944

Szpica pancerna Lwa Gumilowa, złożona z dwu czołgów T-34 oraz transportera opancerzonego, wjechała do Rokitna, małej miejscowości zamieszkanej przez zaledwie kilkaset osób. Była to pierwsza miejscowość po polskiej stronie przedwojennej granicy polsko-sowieckiej. Do 1942 roku znajdowało się tam getto, ale gdy Niemcy wymordowali wszystkich Żydów, getto zostało zlikwidowane. W roku 1943 miejscowość zaroiła się od Polaków uciekających przed rzeziami ukraińskich nacjonalistów.

Gumilow spodziewał się oporu, ale oddział nie natknął się nocą na żadnych niemieckich żołnierzy. Mimo to Lew zachował czujność. Zbyt wiele razy, nawet gdy w pobliżu nie było Niemców, żołnierze Armii Czerwonej natykali się chociażby na ukraińskich nacjonalistów, uzbrojonych przez hitlerowców. Dla Lwa oczywiście byli zdrajcami.

Nie wiedział dokładnie, gdzie się znajdują. Wrócił do czołgu i kazał podać sobie mapę. Nazwę miejscowości odnalazł szybko. Rokitno. Lew Gumilow zdał sobie sprawę, że przekroczył granicę przedwojennej Polski. Z zawodu był etnografem i historykiem, doskonale pamiętał, gdzie przed 17 września 1939 roku przebiegała granica polsko-sowiecka. Przekroczenie jej przybliżało Rosjan do wygrania wojny. Uświadomiwszy sobie, gdzie się znalazł ze swoim oddziałem, natychmiast pomyślał o Mokrzyckim: co robi i gdzie teraz jest? Był przekonany, że Mokrzycki musi przebywać w polskim wojsku utworzonym przez komunistów. Takie ponoć walczyło już na froncie wschodnim. Dla Lwa, choć był synem napiętnowanej Anny Achmatowej, było naturalne, że choć w łagrze się cierpi, to potem z równą pasją walczy się za Stalina i wielką radziecką ojczyznę w wojnie z Niemcami. Trwał w przekonaniu, że Mokrzycki myśli podobnie, pozostając w komunistycznym polskim wojsku.

Lew jeszcze tej samej nocy kazał swoim ludziom odszukać burmistrza, którym okazał się Polak, niejaki Mielczarski.

– Dacie jeść mnie i moim ludziom – rzucił Rosjanin.

Mielczarski popatrzył spode łba na sowieckiego oficera. Sam od siebie dawać nie zamierzał niczego.

– Tutaj jest Polska – odparł.

– No i co z tego?

– Trzeba powiedzieć „proszę”.

Gumilow się zadumał. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi po człowieku, któremu w swoim przekonaniu przyniósł wolność. Jego zachowanie było nie tylko prowokacyjne, ale miało charakter konfrontacyjny, wręcz antysocjalistyczny. Całe szczęście dla tego Polaka, że nie było z nimi oficera politycznego, bo wówczas polski burmistrz znalazłby się niechybnie w opałach.

– Jedzenie dla moich ludzi i to szybko – powtórzył kapitan Gumilow. – Jak nie dacie po dobroci, burmistrzu, to sami weźmiemy. A wy tego pożałujecie.

Burmistrz szybko zweryfikował swoje opory wobec Armii Czerwonej. Wszystko było lepsze od krwiożerczych ukraińskich band grasujących w okolicy.

Tymczasem Lew Gumilow, podobnie jak w łagrze, gdy spotkał Mokrzyckiego, znów poczuł ten niemożliwy do wyrażenia słowami fluid – swoiste przeczucie, że on, łagiernik i ofiara Stalina, a zarazem teraz żołnierz Armii Czerwonej i wykonawca jego woli, oto wprowadził historię w swoisty zakręt. Nikt nie mógł przypuszczać, że Armia Czerwona, wchodząc po raz kolejny na tereny przedwojennej Polski, rozpoczęła proces, który miał zmienić kraj nad Wisłą na całą epokę.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: