Kurtyzana - ebook
Kurtyzana - ebook
Po bitwie pod Waterloo sir Jack Carrington opuszcza armię i powraca do rodzinnego majątku. Zamierza znaleźć odpowiednią żonę i zorganizować młodszej siostrze debiut towarzyski. Po przyjeździe do kraju przyjaciel zabiera go do miejscowej szkoły fechtunku na pokazowy pojedynek. Uwagę Jacka przykuwa piękna, bardzo utalentowana kobieta. Jest nią była kurtyzana, znana w towarzystwie jako Lady Belle, która porzuciła dawne życie. Jack wciąż o niej myśli. Tym chętniej przyjmuje zakład od przyjaciela i godzi się pojedynkować z Belle na jej następnej lekcji…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3568-6 |
Rozmiar pliku: | 827 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Dajże spokój, Jack! Swego czasu byłeś skory do każdej hecy!
Jack Carrington, kapitan Pierwszego Regimentu Gwardii Pieszej, podniósł wzrok znad sterty na wpół rozpakowanej odzieży i przyjrzał się uważnie stojącemu na progu młodemu elegancikowi, który go zagadnął.
– Posłuchaj, Aubrey, ja też się cieszę, że cię widzę – odparł z westchnieniem. – Pochlebia mi, że tak bardzo łakniesz mojego towarzystwa. To niepodobne do ciebie, byś zjawiał się przed śniadaniem. Cokolwiek jednak przyszło ci do głowy, nie jestem zainteresowany żadnymi wyprawami. Dotarłem do Londynu późnym wieczorem i jak widzisz, jeszcze nawet się nie rozgościłem. Czy ten wypad nie może zaczekać?
Niezrażony odmową Aubrey Ludlowe podszedł do przyjaciela i odsunąwszy jego neseser, nalał sobie piwa z dzbana na stole.
– Są pewne niecierpiące zwłoki sprawy – oświadczył z przekonaniem. – A poza tym, po cóż sam się zajmujesz porządkami? Masz od tego pokojowca.
– Gdy tylko dobiliśmy do brzegu, dałem wolne ordynansowi, by jak najprędzej mógł się spotkać z rodziną – odparł Jack. – Jeszcze nie znalazłem nikogo na zastępstwo.
Aubrey machnął ręką.
– No to szybko znajdź kogoś i niech on się zajmie twoimi łachami – zasugerował. – Lekcja zaczyna się lada moment, a jeśli się nie pośpieszymy, najlepsze miejsca będą już pozajmowane.
Zaskoczony Jack pociągnął spory łyk piwa.
– Postanowiłeś wyciągnąć mnie z domu niemal o świcie tylko po to, bym wziął udział w jakiejś lekcji? – spytał z niedowierzaniem. – Odkąd to u ciebie taki zapał do edukacji? W Oksfordzie podczas studiów nie pałałeś żądzą zgłębiania wiedzy!
Aubrey hałaśliwie odstawił kufel.
– Ależ to nie jest kwestia ślęczenia nad nudnymi książczynami! – zawołał. – Gdzieżby tam! To coś znacznie lepszego. To najważniejsze wydarzenie w Londynie, biorąc pod uwagę, że sezon jeszcze się nie zaczął. Wierz mi, przybędą na nie wszyscy szanujący się dżentelmeni. Jako dobry przyjaciel postanowiłem zadbać o to, by i ciebie tam nie zabrakło.
Jack wpatrywał się w Aubreya.
– Jakaś lekcja jest najważniejszym wydarzeniem w Londynie? – Starał się ogarnąć umysłem tok rozumowania starego druha i nagle coś zaświtało mu w głowie. – Aubrey, czy przypadkiem nie jesteś zawiany?
Ludlowe zachichotał.
– Ależ bynajmniej, choć nie przeczę, że przegryzłbym coś dla pokrzepienia ducha. Pieczona polędwica byłaby mile widziana, lecz czas nas goni. – Wyrwał z rąk Jacka starannie złożoną koszulę i cisnął ją na łóżko. – Idź w mundurze, i tak masz już na sobie regulaminowe spodnie. Szybko, fechmistrz zamyka drzwi punktualnie o wpół do ósmej.
– Nie wierzę, że zmuszasz mnie do lekcji szermierki! – Jack nagle przypomniał sobie kłęby dymu, wrzaski rannych, huk wystrzałów i szczęk oręża, kiedy znajdował się w środku wielkiej bitwy, siekąc z zapamiętaniem szablą na lewo i prawo. – Nie, dziękuję – burknął ponuro. – Mam pewne pojęcie o fechtunku i liczę na to, że już nigdy nie będę musiał doskonalić umiejętności.
– I ja mam taką nadzieję. – Aubrey nagle spoważniał. – Słyszałem, że pod Waterloo doszło do nielichej jatki. Proponuję jednak innego rodzaju rywalizację i jestem pewien, że powitasz ją z ochotą. Zaufaj mi, przyjacielu. Czy kiedykolwiek sprowadziłem cię na złą drogę?
Jack przypomniał sobie rozliczne wybryki, do których nakłaniał go Aubrey od dzieciństwa po czasy studenckie.
– Wielokrotnie – odparł z uśmiechem.
– Tym razem będzie inaczej. – Aubrey nie tracił dobrego humoru. – Jeśli uznasz, że cię zwiodłem, zażądasz dowolnej rekompensaty, ale jestem pewien, że będziesz mi dziękował. To, co zobaczysz, odmieni twoje życie! Wielu już tego doświadczyło. Ale dość gadania, musisz się przekonać na własne oczy! Będziesz mi dziękował, to pewne.
– Dobrze, już dobrze – ustąpił Jack, wyraźnie zaintrygowany, i pośpiesznie przywdział mundur. – Jako że przymuszasz mnie do pozostawienia rzeczy w nieładzie, czego nie cierpię, w ramach rekompensaty kupisz mi śniadanie.
– Natychmiast po pojedynku – obiecał Aubrey. – A teraz biegiem! Dorożka czeka.
Jack ruszył za nim, z wprawą wsuwając guziki w pętelki.
– Powiedz mi jeszcze, dlaczego zatrzymałeś się tutaj, w Albany? – zapytał Aubrey, kiedy zbiegali po schodach. – Dorrie szykuje się do debiutu, prawda? Dlaczego zatem nie wprowadziłeś się do rodzinnej posiadłości?
– Mama i Dorothy przyjadą do Londynu dopiero za miesiąc – odparł Jack. – Wiesz, że stary Quisford nie ruszy się z Carrington Grove, dopóki rodzina nie wyjedzie, i w żadnym razie nie pozwoli, by ktoś poza nim otworzył nasz tutejszy dom. Kiedy napomknąłem, że do ich przyjazdu zamierzam zatrzymać się u Grillona, pewien mój przyjaciel, oficer, którego regiment jeszcze nie powrócił z Paryża, zaoferował mi swoje pokoje w Albany.
– Zatem pozostaniesz w Londynie aż do przyjazdu rodziny? – drążył Aubrey, kiedy wsiadali do dorożki.
– Muszę tylko załatwić kilka spraw osobistych, a potem wyjeżdżam na wieś. Brakuje mi świeżego powietrza, a poza tym chcę, żeby mama i Dorrie nacieszyły się moim powrotem.
– Nie jestem przekonany, czy wygospodarują dla ciebie czas – zauważył Aubrey i dał znać dorożkarzowi, aby ruszał. – Kiedy moja mama ekspediowała moją siostrę, przygotowania były tak intensywne, jakby wyposażała całą armię. Słusznie mniemam, że powrócisz wraz z nimi na rozpoczęcie sezonu?
– Ma się rozumieć – przytaknął Jack. – Przyjedziemy, gdy tylko ustalę z Ericsonem wszystkie szczegóły wiosennego wysiewu. Obiecałem Dorrie, że będę towarzyszył jej na przyjęciach i przedstawię ją wszystkim moim towarzyszom broni, którzy pojawią się w stolicy. Muszę też dopilnować, by odwiedziło nas odpowiednio liczne grono atrakcyjnych kawalerów do wzięcia. Innymi słowy, ty nie wchodzisz w grę – dodał z szerokim uśmiechem.
– I tak by na mnie nie spojrzała, nawet gdybym się u was zjawił. Znamy się przecież od powijaków. – Aubrey wzruszył ramionami. – A poza tym nie mam jeszcze ochoty dać się zniewolić na resztę życia.
– Skoro będę musiał obracać się w towarzystwie jako opiekun Dorrie, zamierzam mieć oczy szeroko otwarte. Może znajdę jakąś uroczą pannę, która przekona mnie, bym się ustatkował… – Aubrey zarechotał z niedowierzaniem, na co Jack dodał: – Mówię poważnie. Kiedy człowiek wychodzi bez szwanku spod ostrzału muszkietowego i artyleryjskiego, zaczyna się zastanawiać nad swoją śmiertelnością. Może już nadszedł czas, bym dopełnił obowiązku i znalazł sobie żonę.
– Chyba rzeczywiście mówisz poważnie. – Aubrey wpatrywał się w niego z uwagą. – Dzięki Bogu, że jestem młodszym synem! Nie ciąży na mnie obowiązek spłodzenia potomstwa.
– Zdradzisz mi wreszcie więcej szczegółów na temat naszej dzisiejszej wyprawy? Powód musi być poważny, skoro zerwałeś się o tak pogańskiej porze. A może w ogóle jeszcze się nie położyłeś?
– Och, drzemałem kilka godzin – zapewnił go Aubrey. – Zawsze staram się dobrze wypocząć przed tym, w czym niedługo weźmiemy udział.
– Czyli? – naciskał Jack.
– Sam się wkrótce przekonasz.
Jack westchnął ciężko. Przez resztę drogi Aubrey konsekwentnie odmawiał podania mu jakichkolwiek szczegółów. Zaciekawiony i nieco poirytowany Jack odetchnął z ulgą, gdy jego przyjaciel w końcu kazał dorożkarzowi zatrzymać się przed raczej skromną kamienicą przy Soho Square.
Podążyli za grupką dżentelmenów po schodach na piętro, gdzie Aubrey wrzucił kilka monet do skrzynki przy drzwiach i wprowadził Jacka do przerobionej sali balowej. Pełno w niej było gawędzących z ożywieniem jegomościów, których większość stała pod ścianami, gdyż wszystkie krzesła zostały już zajęte.
– Do diaska, wiedziałem, że za bardzo się ociągaliśmy – mruknął Aubrey z niezadowoleniem. – Teraz będziemy musieli stać. – Rozejrzawszy się, ruszył między zebranymi w stronę wolnego miejsca pod ścianą z lewej strony. – Na więcej nie mamy co liczyć. O, zaczynają. Czy to nie imponujące?
Zapadła cisza, a po sekundzie Jack usłyszał pierwsze szczęknięcie stali i ujrzał starszego mężczyznę w stroju ochronnym. Przeciwnik stojący w pozycji en garde plecami do nich wydawał się ledwie młokosem, lecz z podziwu godną sprawnością ruszył do ataku.
Starszy jegomość, niewątpliwie instruktor, był wyższy i cięższy niż uczeń, który jednak okazał się godnym rywalem. Z połyskujących ostrzy sypały się iskry, kiedy szermierze wymieniali ciosy.
Jack w jednej chwili zapomniał o niechęci, którą żywił do pojedynków, i wraz z innymi krzyknął z aprobatą i podziwem, kiedy chłopak wyprowadził szybką kontrę, pozbawiając mistrza broni.
– Wyśmienicie! – Jack popatrzył na Aubreya. – Od jak dawna on…
Urwał w pół zdania, gdy chłopak odwiązał maskę i skierował ku nim twarz. Broń fechmistrza znajdowała się w dłoni… dziewczyny.
A raczej kobiety, poprawił się w myślach Jack, z aprobatą dostrzegając krągłości ukryte pod luźną koszulą i bryczesami. Dopiero teraz uświadomił sobie, że powinien był od razu zwrócić uwagę na kształtne biodra i zarys pośladków. Jak w ogóle mógł przypuszczać, że to chłopak?
No i jeszcze ta twarz… Jack wstrzymał oddech, spoglądając na ideał kobiecej urody. Oblicze nieznajomej miało owalny kształt, jej skóra zdawała się lśnić niczym chińska perła, a duże oczy kojarzyły się z klejnotami o ciemnoniebieskiej barwie pod wypielęgnowanymi brwiami. Choć na pełnych różowych ustach nie gościł uśmiech, a włosy o barwie świeżo wytopionego złota zostały surowo ściągnięte do tyłu i zaczesane w kok, owa dama była bez wątpienia najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział.
Z zadumy wyrwał go przyciszony chichot przyjaciela.
– A nie mówiłem? – spytał rozbawiony Aubrey.
Jack spojrzał na niego i uświadomił sobie, że bezwiednie otworzył usta. Zamknął je pośpiesznie, z cichym kłapnięciem.
– Któż to taki? – zapytał zwięźle.
– Lady Belle. Tak przynajmniej jest nazywana w wyższych sferach, na cześć lorda Bellingham, który opiekował się nią przez długi czas.
– Aktorka?
– Nie, kurtyzana. A od śmierci Bellinghama, czyli od miesiąca, kobieta ciesząca się największym zainteresowaniem w Londynie. Dżentelmeni bez zobowiązań na wyprzódki ubiegają się o jej względy, ale lord Rupert… – Aubrey dyskretnie wskazał wysokiego, chudego mężczyznę w czerni, którego mina była równie ponura jak jego odzienie – …przebija wszystkich. Plotka głosi, że swego czasu zaproponował Bellinghamowi dwa tysiące gwinei za odstąpienie praw do Belle, a prywatnie zaoferował tej niebanalnej damie dwukrotnie wyższą kwotę. Nigdy jednak nie opuściła Bellinghama, więc mogą to być bzdury wyssane z palca. Pomyślałem, że może zechcesz wziąć udział w rywalizacji.
– I na wstępie wyłożyć cztery tysiące gwinei? – Jack się roześmiał. – Nic z tego. W istocie jest olśniewająca, lecz niestety… – Ze zdumieniem poczuł ukłucie żalu. – Nigdy nie będzie mnie na nią stać.
– Jeśli to prawda, że już przy kilku okazjach odrzuciła Ruperta, to kto wie, czy nie zależy jej na czymś więcej niż tylko na pieniądzach. Przystojny z ciebie dżentelmen, a do tego jesteś bohaterem wojennym. Może miałbyś u niej szanse. Gdyby ci się powiodło, mógłbyś pozwolić staremu przyjacielowi od czasu do czasu paść jej do ślicznych stópek.
Coś w tonie Aubreya sprawiło, że Jack oderwał spojrzenie od Belle i skierował je na druha.
– Czyżbyś coś do niej czuł? – zapytał.
– Belle mnie nie zauważa… – Aubrey westchnął. – Jestem tylko nic nieznaczącym młodszym synem o banalnym wyglądzie i skromnej fortunie. Wysłuchaj jednak tego, co najciekawsze. Odkąd Wroxham odkrył, że Belle bierze lekcje, i to w bryczesach, na salonach zawrzało i zaczęły się tu schodzić tłumy. Chcąc zniechęcić ciekawskich, jak mniemam, Belle powiedziała Armaldiemu, żeby pobierał opłatę za wejście, lecz to jedynie zachęciło rozochoconych dżentelmenów.
– Jeśli Belle odpowiednio na tym zarabia, już nie potrzebuje protektora.
– Och, Belle nie zatrzymuje pieniędzy. Wszystko oddaje Armaldiemu, żeby wynagrodzić mu kłopot związany z zamieszaniem. Tak powiedziała Montclare’owi. Ansley, młodziak, który od ostatniego sezonu smali do niej cholewki, zauważył, że jej admiratorzy zasługują na premię za swoje oddanie. Skłonił Belle, by po każdej lekcji pojedynkowała się z jednym z absztyfikantów. Ten, kto ją pokona, zdobywa całusa.
W istocie, w trakcie przemowy Aubreya Jack zauważył, że kilku młodych mężczyzn z ożywieniem rozmawia z fechmistrzem. Lady Belle w tym czasie stała nieruchomo, podpierając się czubkiem floretu.
Jack uświadomił sobie, że jego spojrzenie uporczywie wędruje ku pięknej damie. Z pewnością przywykła do powszechnej atencji, gdyż sprawiała wrażenie całkowicie niewzruszonej zamieszaniem, które czyniła.
Im uważniej się jej przypatrywał, tym bardziej go fascynowała. Tajemnicza niewiasta wydawała się chodzącą doskonałością, przynajmniej z wyglądu. Skojarzyła mu się z pięknością wykutą w kamieniu przez Pigmaliona, którą na koniec ożywiła Afrodyta. Chociaż męskie odzienie leżało na niej raczej luźno, idealnie kobiece kształty musiały wzbudzić zainteresowanie każdego pełnokrwistego mężczyzny.
Jack mimowolnie wyobraził ją sobie w antycznych szatach, z odsłoniętymi ramionami i stopami, a do tego biustem oraz udami widocznymi pod cienkim materiałem. Nagła fala pożądania przetoczyła się przez jego ciało i rozpaliła je od środka.
Uspokój się, durniu, skarcił się w myślach i z wysiłkiem odwrócił wzrok. Ostatnie, czego mu było trzeba, to dać się zauroczyć kurtyzanie, której oczekiwania były zapewne równie niewiarygodne jak jej uroda. Podejrzewał też, że miała serce ciepłe i wrażliwe jak kamień.
– Nie wydaje się przejęta – zauważył tonem ostrzejszym, niż zamierzał. – Czy kiedykolwiek ktoś ją pokonał?
– Jeszcze nie – przyznał Aubrey. – To jednak nie zniechęca dżentelmenów. Jak widzisz, wielu chciałoby spróbować swoich sił. Spójrz, właśnie zaczynają.
W tym momencie fechmistrz z namaszczeniem wskazał palcem jednego z kandydatów, pozostali zaś się oddalili, nie kryjąc rozczarowania.
Szermierze ustawili się do walki. Wystarczyło kilka sekund, by lady Belle z łatwością oraz lekką pogardą rozbroiła oponenta. Następnie z konsekwentnie obojętną miną podniosła wzrok, powiodła nim po twarzach zachwyconych widzów i nieoczekiwanie skrzyżowała spojrzenia z Jackiem.
Po plecach Jacka przebiegły ciarki. Przez długą chwilę obserwowali się z uwagą, aż wreszcie lady Belle oderwała od niego wzrok. Ignorując chór mężczyzn, którzy ją przywoływali, ominęła upokorzonego przeciwnika, ukłoniła się fechmistrzowi i wymaszerowała z sali.
Belle spokojnym, równym krokiem ruszyła do drzwi, myśląc o wysokim, szczupłym oficerze o ciemnych włosach, którego szkarłatny mundur zwrócił jej uwagę. Nie rozpoznała tego człowieka, co oznaczało, że od niedawna bawił w Londynie. Jak sądziła, był to kolejny znudzony arystokrata, poszukujący jakiejś rozrywki. Tak bardzo pragnęła, by te bezużyteczne nieroby wreszcie dały jej spokój!
Już kilka razy odmówiła lordowi Rupertowi i nie potrafiła zliczyć, ilu innym kandydatom powiedziała stanowcze „nie”. Chyba nie mogłaby jaśniej dać wszem wobec do zrozumienia, że nie jest zainteresowana przyjmowaniem ofert od kogokolwiek.
Nie zamierzała rezygnować z niedawno odzyskanej wolności. Choć minął już miesiąc, ta świadomość nieustannie dodawała jej skrzydeł. Po prawie siedmiu długich, bolesnych latach jej życie należało wyłącznie do niej, choć musiała przyznać, że nie ma jeszcze konkretnego pomysłu na to, co z nim zrobić.
Najważniejsze, że była wolna! Uśmiechnęła się z satysfakcją na wspomnienie przeciwnika, który leżał u jej stóp, twarzą do podłogi. Tak, cokolwiek będzie robiła w życiu, z całą pewnością już nigdy nie zda się na łaskę żadnego mężczyzny.
Jej dama do towarzystwa, Mae, starsza, pulchna kobieta o spłowiałych blond lokach, pogodnych, niebieskich oczach i sukni o skandalicznie wyzywającym dekolcie, dobitnie świadczącym o poprzednim zawodzie, cierpliwie czekała w przebieralni.
– Czy lekcja się udała? – zapytała.
– Owszem – potwierdziła Belle, ściągając z siebie męski strój. – Armaldi zauważył, że powinnam nieco skorygować pozycję i dzięki temu poprawiłam pchnięcie.
– Szybko się uporałaś z przeciwnikiem. – Mae wręczyła jej suknię. – Któż nim był tym razem?
– Wexley. Równie dobrze mogłabym walczyć z rzepą. Ten człowiek ma drewniane nadgarstki, fatalną pozycję i nędzne pojęcie o taktyce. Szczęśliwie nigdy nie był w wojsku.
W tym momencie przypomniał się jej ciemnooki kapitan i poczuła ucisk w piersi. Nie, powiedziała sobie stanowczo i lekko pokręciła głową. Nie była nim zainteresowana.
– Och, niemal zapomniałam. – Mae wyciągnęła z torebki zapieczętowany list. – Jakiś chłopak przyniósł to dla ciebie.
Belle przejrzała pismo, kiedy Mae zajmowała się zapinaniem guzików na jej plecach.
– Napisał to pan Smithers, mój prawnik – powiedziała Belle i zmarszczyła brwi. – Mam udać się do niego jak najszybciej. Chyba odwiedzę go w drodze do domu.
– Czego on może chcieć, Belle? – zapytała Mae z lekkim niepokojem. – Ten człowiek zajmuje się twoimi finansami, prawda? Mam nadzieję, że wszystko w porządku.
– Bez obaw, moja droga. W ubiegłym miesiącu konsultowałam się z nim w pewnych sprawach. Wszystkie nasze inwestycje mają się całkiem dobrze.
– Jesteś taka inteligentna. Z pewnością masz rację. Fundusze i inwestycje! – Starsza dama westchnęła. – Za moich czasów damy interesowały się klejnotami, sukniami i powozami. Jesteś pewna, że nie byłoby bezpieczniej przyjąć jakąś propozycję? Tyle ich miałaś w tym miesiącu. A sama przyznasz, że niektórzy dżentelmeni są doprawdy uroczy.
Belle odpowiadała na to pytanie już wielokrotnie, więc z pewnym trudem powściągnęła irytację.
– Długimi latami odkładałam każdego pensa i przekazywałam wszystkie oszczędności Smithersowi, by lokował je w możliwie wiarygodne i pewne inwestycje. Nic nam nie grozi, zwłaszcza że otrzymałam w spadku dom z wyposażeniem. Nie potrzebuję następnego opiekuna.
– Wiem, że nie byłaś szczególnie szczęśliwa z lordem B., ale z pewnością mogłabyś znaleźć kogoś odpowiedniejszego. Doprawdy, chyba nie zamierzasz żyć bez mężczyzny?
Belle czuła, że traci resztki cierpliwości.
– Dlaczego wciąż się upierasz, bym wzięła sobie kochanka? – burknęła. – Przecież dobrze wiesz, jak niewiarygodne są ich miłosne przysięgi!
– W młodości to ja byłam kapryśna i niestała, nie moi mężczyźni. Zmieniałam ich jak rękawiczki, wystarczyło, że otrzymałam atrakcyjniejszą ofertę. Ale co do ostatniego… – Mae westchnęła. – Trudno winić Darlingtona za brak stałości. Przybywało mi lat, a tak to już jest na świecie, że mężczyźni zwracają się ku młodszym kobietom.
Belle pomyślała, że już nie musi godzić się na reguły tego świata.
– Wybacz, że cię upominam – oznajmiła pojednawczo, choć miała ochotę na kłótnię. – Darlington poniósł niepowetowaną stratę, gdyż z pewnością nigdy nie znajdzie nikogo o równie cudownym usposobieniu i wielkim sercu.
Mae uśmiechnęła się do Belle.
– Kochane z ciebie dziecko – powiedziała, a jej oczy zaszkliły się od łez wzruszenia. – Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś nie ulitowała się nade mną po tym, jak mnie porzucił. Nie byłam tak mądra jak ty i kiedy już sprzedałam wszystkie klejnoty…
– Byłaś jedyną kobietą, która odniosła się do mnie serdecznie, w pierwszym roku po tym, jak Bellingham przywiózł mnie do stolicy. Myślałam wówczas, że umrę z samotności. – I ze wstydu, dodała w myślach Belle. – Nigdy nie miałam tak dobrej przyjaciółki. A poza tym przecież to ty mi doradziłaś, żebym przyjmowała wszystkie prezenty, którymi mnie obsypywał, i odkładała je na później. Dzięki twojej mądrej radzie nie przymieramy teraz głodem.
– Miło, że tak uważasz – odparła Mae. – Ale tak naprawdę nie odróżniłabym funduszu od inwestycji.
– Dość już tego. Powiedz mi lepiej, czy nie miałabyś chęci iść na lody, kiedy będę rozmawiać z prawnikiem? Byłabym ci ogromnie wdzięczna, gdybyś wsiadła do powozu od frontu budynku i pojechała do Guntera, podczas gdy ja wymknę się tylnym wyjściem. Poprosiłam Meadowsa o sprowadzenie dorożki. Nie chcę, żeby ciągnęły za mną tłumy mężczyzn.
Jako wielbicielka wszelkich słodyczy Mae rozpromieniła się na wzmiankę o lodach.
– Czy na pewno nie chcesz iść tam ze mną? – zapytała. – Do prawnika mogłybyśmy zajrzeć później.
– Nie, kochana, gdyż dokądkolwiek pojedzie mój powóz, zawsze zbiera się przy nim tabun irytujących dżentelmenów. Poza tym powiem ci, że w tej nowej sukni wyglądasz po prostu rozkosznie. Jestem pewna, że ten i ów zechce się zatrzymać, by z tobą poflirtować. Niech Darlingtona zeżrą wyrzuty sumienia.
– Cóż, w czerwieni zawsze mi było do twarzy i szczęśliwie nie utraciłam figury. Powiadali o mnie, że mam najbardziej imponujący biust w stolicy i chyba nadal niczego mu nie brakuje. Prawda, że jesteście śliczne, moje słoneczka? – Mae z czułością pogłaskała się po pokaźnym, przypudrowanym dekolcie, który z daleka przyciągał zainteresowane spojrzenia. – I pomyśleć, że Frederic porzucił mnie dla tej smarkuli z opery, najbardziej pazernego i nieczułego dziewuszyska na świecie. Chcę wierzyć, że każdego dnia pluje sobie w brodę, nikczemnik jeden.
Belle uściskała przyjaciółkę.
– Jestem tego absolutnie pewna – odparła. – A teraz ruszaj odciągnąć ode mnie tłumy.
– Powiem ci tylko, skarbie, że najwyraźniej postanowiłaś uczynić z siebie kogoś pokroju kwakierki! – oświadczyła Mae z przyganą, lustrując Belle wzrokiem. – Rzecz jasna, zawsze wyglądasz pięknie, nieważne, co na siebie włożysz. Trochę jednak nie pojmuję, czemu chowasz się w szarościach, bez jednej wstążeczki, i w dodatku ze stójką, tak jakbyś w żadnym razie nie chciała pokazać choćby skrawka skóry!
Pokręciła głową, ewidentnie uznawszy zachowanie Belle za niezrozumiałe.
– Teraz mogę się ubierać tak, jak lubię najbardziej. – Belle wzruszyła ramionami.
Mae popatrzyła na nią z zadumą.
– Czy to ci wystarczy? – spytała cicho. – Nie chcę cię drażnić, ponownie poruszając ten temat, i możesz mnie nazwać niepoprawną romantyczką, za którą się zresztą uważam, ale nie wiem, jak zamierzasz żyć bez mężczyzny u boku. Przecież jesteś taka młoda! Nie skazuj się na coś, co jest tak… nienaturalne!
Belle podeszła do drzwi, uśmiechając się z wysiłkiem.
– Nie miałaś okazji słyszeć, co mówią nieżyczliwe mi osoby. Nie wiesz, że jestem najbardziej nienaturalną kobietą w Anglii?