- W empik go
Kusząca oferta - ebook
Kusząca oferta - ebook
Nicola Price przez pewien czas wiodła bardzo wygodne życie. Jej kariera świetnie się rozwijała. Kobieta miała idealnego faceta i mieszkanie na jednym z najbardziej luksusowych osiedli w San Francisco.
Nagle wszystko runęło. Straciła pracę oraz finansowe wsparcie rodziców. Na domiar złego jej partner postanowił się ulotnić, kiedy okazało się, że Nicola jest w ciąży.
Pięć lat później Nicola ledwo wiąże koniec z końcem. Wynajmuje lokum w najgorszej dzielnicy, a kiedy mężczyźni, z którymi się spotyka, dowiadują się, że ma dziecko, uciekają gdzie pieprz rośnie.
Niespodziewanie kobieta otrzymuje ofertę. Bram McGregor, brat jej przyjaciela Lindena, proponuje jej zamieszkanie w sąsiadującym z jego apartamencie, w dodatku za darmo. Nicola jest rozdarta, ponieważ nie wie, czego Bram oczekuje za pomoc. W końcu to kobieciarz, który non stop z nią flirtuje.
Nicola z pewnością przywyknie do nowej sytuacji. Nie może być tak źle, prawda?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-868-7 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sześć miesięcy wcześniej
Nicola
– Żyj i niczego nie żałuj.
– Co powiedziałaś, słońce?
Powoli oderwałam wzrok od miejsca na trawniku, w które wpatrywałam się przez ostatnie pięć minut, i zobaczyłam wysoką sylwetkę mężczyzny zmierzającą w moim kierunku w świetle reflektora. Zamrugałam kilka razy, po czym znowu utkwiłam oczy w ziemi. Jego twarz skrywał cień, ale wiedziałam, kto to. Szkocki akcent powiedział mi wszystko, co musiałam wiedzieć.
Odchrząknęłam, a następnie wypiłam resztkę wina z kieliszka, który trzymałam w dłoni. Odgłosy wesela powoli cichły i zdziwiło mnie, że Bram McGregor wciąż tu przebywał. Był drużbą, a ja druhną, ale nie miałam go za osobę, która zostaje długo na tego typu imprezach, nawet jeśli to ślub jego brata. Spojrzenie Brama spoczywało na każdej kobiecie przechodzącej w promieniu pięciu metrów, w tym na mnie, a podczas ceremonii wyglądał na tak znudzonego, jakby cały czas powstrzymywał ziewanie.
– Wybacz – powiedziałam, ponownie odchrząkując. – Mówiłam do siebie.
– Zauważyłem – odparł, po czym usiadł obok mnie na kamiennej ławce, przynosząc z sobą woń cygar i drzewa sandałowego.
Znajdowaliśmy się w ogrodzie przy Tiburon Yacht Club, gdzie odbywało się wesele. W tle migotały światła Zatoki San Francisco. Już wcześniej doczłapałam się do ławki, ponieważ chciałam wreszcie zakończyć tę noc i chwilę pobyć sama, zanim wrócę do mieszkania, żeby zwolnić opiekunkę do dziecka. Mimo że moja najlepsza przyjaciółka Stephanie, wzięła ślub ze świetnym facetem, bratem Brama, Lindenem – i naprawdę cieszyłam się jej szczęściem – to jednak był ślub. Przez moją samotność czułam się coraz gorzej z każdą mijającą minutą.
– Czyli mówisz, żeby żyć i niczego nie żałować – powtórzył, swobodnie opierając łokcie o kolana i splatając palce.
Gdybym była trzeźwa, pewnie poczułabym się zażenowana, że usłyszał, jak mówię do siebie, ale w tej sytuacji w ogóle mnie to nie obeszło. To, co Bram o mnie myślał, było najmniejszym z moich problemów.
Wzruszyłam ramionami.
– To moje motto.
Parsknął, a ja od razu spiorunowałam go wzrokiem.
– Hej – rzuciłam, czując, że pieką mnie policzki. – Większość ludzi ma jakieś motto.
Kącik jego ust zadrgał od powstrzymywanego uśmiechu. To przystojny facet, trzeba mu to oddać. Ale po tym, jak mój były kopnął mnie w tyłek, kiedy zaszłam w ciążę, i zostawił mnie samą z wychowaniem naszej córki, playboye – a Bram McGregor zdecydowanie się do nich zaliczał – znajdowali się na mojej czarnej liście. A to oznaczało, że był dla mnie wrogiem publicznym numer jeden i mógł ściągnąć tylko problemy.
Postawiłam sobie za cel w życiu unikać kłopotów. Nie zamierzałam zrobić odstępstwa, nawet dla tego szkockiego akcentu, szarych oczu, dołeczków i muskulatury. I innych okropieństw.
– Ja nie mam – oznajmił, a następnie spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się nieznacznie. – Chyba, że liczą się motta innych ludzi o tobie?
Nie chciałam pytać, co przez to rozumiał, a jednak jakimś sposobem moje usta same się otworzyły, a słowa po prostu z nich popłynęły.
– Ludzie mają motta o tobie? – zapytałam.
Jego uśmieszek się poszerzył.
– Kobiety.
– Rozumiem – powiedziałam, próbując wymyślić coś mądrego, co zbije go z tropu. – Kiedy raz spróbujesz z Bramem…
– Nie będziesz chciała innego – dokończył. Spojrzał w ciemne niebo, po czym przechylił głowę, zastanawiając się. – Słyszałem też, że jedna noc w moim łóżku, a już nigdy nie będziesz w stanie złączyć nóg.
Skrzywiłam się z lekkim niesmakiem.
– To okropne.
Wzruszył ramionami.
– Nie oceniaj, zanim nie spróbujesz, słońce. – Zrobił krótką pauzę. – To może być twoje kolejne motto.
Zerknął na pusty kieliszek w mojej dłoni, następnie na mnie i nagle zamrugał, jakby zobaczył mnie po raz pierwszy. Przez sekundę cieszyłam się, że Stephanie wybrała bardzo twarzową sukienkę koktajlową dla druhny z Anthropologie. A potem musiałam przypomnieć sobie, ponownie, że przecież nie obchodziło mnie, co myślał.
– Co? – zapytałam, skóra mnie zamrowiła pod jego spojrzeniem, omiatającym moje ciało trochę zbyt długo.
– Dlaczego jesteś tutaj sama i w dodatku trzeźwa?
Przetoczyłam nóżkę kieliszka między palcami.
– Nie jestem trzeźwa.
– Sama pewnie też nie – stwierdził. – Przynieść ci coś do picia?
– To propozycja? – Nie wiem, dlaczego mnie to zaskoczyło, ale tak się stało.
Wpatrywał się we mnie przez chwilę, ściągając ciemne brwi. Potem rozluźnił się, a leniwy uśmieszek wrócił na jego twarz. Przypominał mi kota przeciągającego się po drzemce.
– Nigdy nie pozwalam, żeby piękna kobieta płaciła za drinki – oznajmił.
Chociaż część mnie (bardzo maleńka) poczuła ekscytację na myśl, że nazwał mnie piękną – zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak kiepsko ostatnio wyglądało moje randkowanie i że jedyną osobą, która aktualnie nazywała mnie piękną, była Ava (dobra, Steph też, przed ślubem, kiedy zostałam magicznie przemieniona mocą makijażu i fryzury) – to nie miałam zamiaru pozwolić, by jego gadka mnie oczarowała.
Spojrzałam na niego pewnie.
– Naprawdę sądzisz, że złapię się na ten tani tekst?
Zaśmiał się, a jego oczy zabłyszczały w ciemności.
– Tani tekst? To już drużba nie może postawić druhnie drinka? Wiesz, słyszałem, że nie ma z tobą zabawy, ale nie uwierzyłem. Nie z takim ciałem.
Zarumieniłam się zdumiona.
– Kto ci powiedział, że nie ma ze mną zabawy? – udało mi się wydusić.
Jego uśmiech nieco złagodniał, ale nadal wyglądał, jakby miał świetną zabawę, drocząc się ze mną.
– To bez znaczenia. Wątpiłem w to i chciałem sam się przekonać, ale widać mieli rację.
– To Linden? – zapytałam, czując mdłości.
Bardzo lubiłam Lindena i chociaż jego opinia na mój temat nie miała znaczenia, nie podobała mi się sama myśl, że jestem znana z czegoś negatywnego, zwłaszcza jeśli to było coś, czego się bałam. Kiedyś naprawdę potrafiłam zaszaleć, przysięgam na Boga, ale kiedy życie staje się ciężkie, dobrą zabawę po prostu zamiata się pod dywan, razem z manikiurem, jednonocnymi przygodami i jedzeniem w fajnych restauracjach.
Bram nic nie odpowiedział, więc wiedziałam już, że to jego brat.
– Trudno stwierdzić, ale… czy dobrze widzę, że się rumienisz? – zapytał, przyglądając mi się uważnie.
Znowu dotarła do mnie łagodna woń cygar.
– Umiem się bawić – powiedziałam, odsuwając się nieznacznie. Nie miało to większego sensu, ale i tak musiałam się bronić.
– I właśnie dlatego siedzisz tu sama z pustym kieliszkiem?
– To, że nie upijam się do nieprzytomności i nie rozkładam nóg w twoim łóżku, nie znaczy, że jestem sztywniarą.
Jezu, sztywniara? Zaczęłam gadać, jak w latach pięćdziesiątych.
– Nie – stwierdził powoli, a następnie nachylił się bliżej. – Ale to brzmi jak dobra zabawa, nie sądzisz? – Poczułam jego gorący oddech na policzku i zwalczyłam potrzebę, żeby się odwrócić i na niego spojrzeć. W jego oczach kryło się coś takiego… jak rentgen, jakby potrafił przejrzeć cię na wylot. Byłam pewna, że już sobie wyobrażał, jak wyglądam nago pod tą sukienką. Nie potrzebowałam, żeby zaglądał głębiej i dowiedział się, jakim niezabawnym wrakiem byłam w rzeczywistości. – Podoba mi się, kiedy wyglądasz na zawstydzoną – powiedział niskim głosem, a jego akcent wyostrzał każdą sylabę. – Założę się, że wyglądasz tak samo tuż przed tym, zanim dojdziesz. Zaskoczona i odsłonięta.
Ponownie odebrało mi mowę. Zrobiłam wielkie oczy i już miałam przyłożyć mu w twarz, a następnie uciec, bo tak właśnie uczono mnie robić z facetami jego pokroju. Odpychać ich. Pokazać im, czego nigdy nie będą mieć, na co nigdy nie zasłużą.
Ale nie zrobiłam tego. Ponieważ wbrew wszystkiemu, co mi drogie, jego słowa zrobiły coś z moim mózgiem, wśliznęły się do serca, a potem między nogi. Miałam ochotę zacisnąć uda, żeby powstrzymać falę gorąca, która się tam gromadziła, chociaż i tak nie miała ujścia.
Wyzwoliło się we mnie coś, co starałam się z całej siły ignorować.
Przełknęłam głośno, skupiając wzrok na krzakach przede mną. Wesele wydawało się jeszcze odleglejsze, jakby wszyscy wychodzili, żeby zostawić nas samych.
Bram delikatnie wsunął dwa palce pod mój podbródek, po czym powoli odwrócił mi głowę, więc nie miałam innego wyjścia i musiałam na niego spojrzeć.
– Jeśli znowu ci powiem, że jesteś piękna – wyszeptał – zarumienisz się? Czy może uwierzysz?
Cholera. Cholera, cholera, cholera. Byłabym głupia, gdybym poleciała na taki kiepski podryw, ale, kurde, chciałam mu uwierzyć.
Przynajmniej się nie zarumieniłam. Nie miałam na to czasu.
Zanim zorientowałam się, o co chodzi, Bram pochylił się nieznacznie i pocałował mnie. Jego usta były miękkie i wilgotne, smakował jak droga tabaka i mięta. Wciągnęłam powietrze i zamarłam zaskoczona, dokładnie tak, jak chciał. Z tyłu głowy słyszałam krzyk: „Drużba i druhna bzyknęli się na ślubie, co za banał!” i „On jest graczem i właśnie z tobą pogrywa”, podczas gdy moje usta, napędzane alkoholem i głęboko zakorzenioną potrzebą czegoś, odpowiadały na jego pocałunek.
Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Głos w mojej głowie ucichł, zmienił się w pomruk, a pozostał tylko ogień płonący w moim wnętrzu. Dłonie mężczyzny objęły moją twarz, przytrzymując mnie silnymi, ciepłymi palcami. Jego język wsunął się do moich ust i zaczął wirować wraz z moim w idealnym rytmie. Gdybym potrafiła uformować w tej chwili jakąś myśl, uznałabym, że nie tak wyobrażałam sobie pocałunek z Bramem McGregorem. Ten był delikatny, zmysłowy i zaryzykowałabym stwierdzenie, że znaczący.
Akurat kiedy zaczęłam rozluźniać się przy jego ciele i, pragnąc więcej dotyku, chciałam wsunąć się pod jego marynarkę, żeby poczuć twardość mięśni, on odsunął się z zamkniętymi oczami i nierównym oddechem.
– Jesteś piękna – powiedział, odchrząkując. Otworzył oczy, spoglądając na mnie leniwie przez długie, ciemne rzęsy, za które mogłabym zabić. – Ale wciąż się rumienisz. W zasadzie, to mi wygląda na coś więcej. – Uniósł brew, a jego twarz nadal dzieliły zaledwie centymetry od mojej. – Podnieciłem cię?
Mój Boże, ten facet nie owijał w bawełnę. Wiedziałam, że Linden był sprośny i lubił opowiadać Steph niegrzeczne rzeczy, ale Bram przenosił to na zupełnie nowy poziom.
Otworzyłam usta, starając się znaleźć jakieś słowa, a on przesunął kciukiem po mojej dolnej wardze.
– Takie piękne usta. Co jeszcze mogłabyś nimi zrobić?
W końcu zamrugałam, bo zdałam sobie sprawę z jego prostackiego podejścia. Wzdrygnęłam się, odsuwając głowę.
Zmarszczył brwi.
– Nie spinaj się tak – powiedział, kładąc dłoń na moim ramieniu. – Obserwowałem cię przez cały wieczór.
– O to akurat nietrudno, skoro jesteśmy na weselu – odparłam, mój głos nagle stał się suchy, jakby pocałunek wyciągnął ze mnie wszystkie siły. Cóż, na pewno zabrał mi zdrowe zmysły.
– Nie potrafisz przyjmować komplementów – stwierdził.
Tego akurat byłam świadoma. Nie byłam brzydka ani jakaś zwyczajna, ale macierzyństwo – a także porzucenie przez byłego – odebrały mi całą pewność siebie. Kiedyś potrafiłam wejść do pomieszczenia i nim zawładnąć, a przynajmniej wiedziałam, co miałam do zaoferowania, ale już od dawna nie czułam tej pewności siebie.
Nawet atencja Brama, zamożnego, pożądanego Szkota, nie pomogła. Prawdopodobnie dlatego, że znałam jego reputację kobieciarza i, chociaż w tej chwili nie pił, czułam smak szkockiej na jego ustach.
Och, te cholerne usta. Szybko oderwałam od nich wzrok, starając się zapomnieć o miękkim dotyku oraz słodkim, upajającym smaku.
– Czy ten chłoptaś surfer powiedział coś, w co uwierzyłaś?
Surfer? Musiałam zastanowić się przez chwilę, o kim mowa.
– Aaron? – zapytałam. – To były Stephanie.
Wzruszył leniwie ramieniem.
– Ona jest teraz mężatką, więc on z pewnością jest do wzięcia. Uderzał do ciebie przez całą noc.
Zauważyłam to, choć Aaron miał tak swobodny, wyluzowany sposób bycia, że wcale mi to nie przeszkadzało.
– Naprawdę mnie obserwowałeś.
Uśmiechnął się delikatnie.
– Jak większość pięknych kobiet na weselu. – Przerwał. – Oczywiście poza panną młodą. – Położył dłoń za moją głową, a ja starałam się nie wzdrygnąć na myśl o tym, że zacznie bawić się moją fryzurą. – Co powiesz na to, żebyśmy się ulotnili? Stephanie i Linden już poszli, a noc jest jeszcze młoda.
Wszystko działo się o wiele za szybko. Jego słowa wydawały się luzować więzy w moim wnętrzu, te, dzięki którym byłam poczytalna i szanowana. Jego szorstki głos sprawiał, że włosy stawały mi dęba. Ale miałam swoje obowiązki, a one nie zakładały jednonocnej przygody z Bramem McGregorem. Mimo że ten mały głosik, ten który lubił „zabawę” i tak często był tłumiony, trącał mnie od środka, żądając, żebym coś przeżyła, nie mogłam. Poza tym to przecież nie mogło być nic więcej niż tylko bzykanie, nie z kimś takim jak on.
Znowu się pochylił i delikatnie musnął wargami moje, wywołując wrzenie w moich żyłach.
– No chodź – wymruczał. – Wiem, że gdzieś w tobie drzemie dzikuska. Widzę to. Uwolnij ją. Pozwól, że ci pomogę.
O Boże. Gdyby tylko mógł.
– Nie mogę – odpowiedziałam cicho. – Muszę wracać do domu.
Uśmiechnął się przy moich ustach. To było wspaniałe uczucie.
– Więc zabierz mnie z sobą. Obiecuję, że będę się zachowywał. – Pocałował mnie delikatnie, długo i przeciągle, zanim powoli, prawie boleśnie, się odsunął. – W zasadzie obiecuję, że będę się bardzo źle zachowywał – dodał ochryple. – Ale wiem, że ci się spodoba.
Wykorzystałam chwilę, żeby oddalić się odrobinę.
– Nie rozumiesz. Muszę zapłacić opiekunce. Będzie chciała niedługo wyjść.
Nie spodziewałam się, że tak go zamuruje, bo zakładałam, że wiedział o moim dziecku. Ale po sposobie, w jaki jego brwi się ściągnęły, odgadłam, że to dla niego nowość.
– Opiekunkę? – zapytał, odkasłując. – Masz dziecko?
Przytaknęłam, czując, jak moje mury obronne wznoszą się ponownie, kawałek po kawałku.
– Ava. Ma pięć lat.
– Nie wiedziałem tego o tobie – oznajmił, mrugając kilka razy. Dlaczego faceci zawsze panikowali, kiedy dowiadywali się, że byłam samotną matką? Można by pomyśleć, że w dzisiejszych czasach będą przynajmniej trochę bardziej otwarci, bo przecież to coraz częstsza sytuacja. Poza tym miałam trzydzieści jeden lat, nie byłam nastolatką.
Nie mogłam powstrzymać się od posłania mu szyderczego uśmiechu.
– Jest wiele rzeczy, których o mnie nie wiesz. – Kiedy się nad tym zastanowiłam, stwierdziłam, że spotkałam go wcześniej tylko kilka razy, zwykle w towarzystwie, i zawsze wymienialiśmy jedynie uścisk dłoni albo skinienie głową. Chyba nie rozmawiałam z nim wcześniej sam na sam.
Zerknął na zegarek, którego wcześniej nie zauważyłam. Zabłyszczał srebrem w świetle latarni.
– Cóż, więc lepiej już się zbieraj, Kopciuszku.
– Już prawie północ? – zapytałam, czując się z tym wszystkim niezręcznie.
Podniosłam się powoli i aż krzyknęłam z bólu wywołanego przez sandałki od Rossa Atwooda, które podarowała mi Steph. Seksowne owszem, wygodne ani trochę.
Stanął przy mnie i, nawet mimo szpilek, które dodawały dziesięć centymetrów do moich stu siedemdziesięciu, nadal był ode mnie sporo wyższy. Starałam się nie zauważać, jak obłędnie wyglądał w smokingu, jak bliska byłam poczucia twardych linii jego ciała. Wszystko, co próbowałam w nim wcześniej ignorować, teraz widziałam wyraźnie, błyszczące jak neonowy znak, który krzyczał: „Gorący seks, tylko na jedną noc”.
– Tak – powiedział z akcentem. – Wezwać ci taksówkę?
Pokręciłam głową.
– Pojadę uberem.
Wpatrywał się we mnie przez chwilę, jakby się nad tym zastanawiał, w końcu przytaknął.
– Szkoda, że nie mogę cię przekonać do wyluzowania, nawet jeśli tylko na jedną noc.
Spojrzałam na niego, zaciskając palce na pustym kieliszku.
– Wyluzowanie nie zawsze jest opcją dla samotnej matki.
– Racja – odparł. – Pozwól, że przynajmniej zaprowadzę cię na przyjęcie. – Wyciągnął do mnie ramię, które po chwili wahania przyjęłam. Musiałam przyznać, że to było miłe uczucie, kiedy prowadził mnie przez ogród z powrotem do sali, jakby był moją parą.
Ale gdy tylko zbliżyliśmy się do ludzi, opuścił rękę i posłał mi szybki uśmiech.
– Bezpiecznego powrotu do domu, słońce.
Czyli to by było na tyle.
Patrzyłam jak wchodzi w tłum, a następnie kieruje się w stronę baru. Przyjęcie nadal trwało, chociaż zapewne miał rację, że Stephanie i Linden już odjechali, bo nigdzie ich nie widziałam. Zauważyłam rodziców ich obojga, a także Aarona, Kaylę, Penny, Jamesa i kilku innych znajomych. Większość tańczyła, dobrze się bawiąc. Byli pijani w sztok, przypominając łódki przy pomoście, które kołysały się na wodzie poruszane falami.
Czasami Kopciuszek ma naprawdę przerąbane.
Westchnęłam, wyjęłam telefon i zamówiłam ubera. Była ruchliwa, sobotnia noc, więc kierowca znajdował się piętnaście minut drogi ode mnie. Ruszyłam w kierunku bramy, po czym usiadłam na metalowej ławce przy marmurowej kotwicy, pozwalając nogom odpocząć. Starałam się obserwować drogę, żeby zobaczyć, czy samochód podjeżdża, ale kiedy usłyszałam głośny chichot, musiałam odwrócić głowę w stronę sali.
Właśnie tam, w oddali dostrzegłam Brama oplatającego ramionami jakąś chudą blondynę, którą już wcześniej widziałam. To chyba jakaś dalsza kuzynka Steph. Wyglądała na bardzo młodą, bardzo pijaną i ewidentnie leciała na Brama.
Niestety wyglądało na to, że on miał do niej podobny stosunek. Kiedy jej szpilka zapadła się w trawie i dziewczyna prawie upadła, złapał ją, a następnie przyciągnął bliżej. Zaśmiała się, po czym go pocałowała, a on ochoczo odpowiedział, przyciskając do siebie jej maleńkie ciałko. Jej dłoń zsunęła się niżej i przycisnęła do czegoś, co musiało być całkiem pokaźną erekcją.
Uśmiechnął się do niej tym głupim, niecnym uśmieszkiem, a potem zabrał ją w stronę ogrodu, z którego chwilę wcześniej wyszliśmy, i oboje zniknęli za krzewem różanym. Jej chichot wypełniał powietrze, a ja nie mogłam przestać wyobrażać sobie, jak rozbiera ją do naga, opiera o ławkę i rozpina spodnie.
Obserwowałam przez chwilę krzaki, widziałam, jak się poruszają. Czułam przy tym zarazem mdłości i dziwne podniecenie.
To mogłam być ja.
Ale nie byłam. A kiedy usłyszałam jej zduszone jęki, odcięłam się. Jezu, szybko znalazł sobie chętną, kiedy zobaczył, że ze mną mu nie wyjdzie.
Zanim kierowca podjechał, wszystkie moje uczucia zmieniły się w wir wstydu i gniewu. Co za pieprzona świnia! Miałam cholerne szczęście, że nie straciłam rozumu – ani majtek – i nie przespałam się z tym oślizgłym, szkockim dupkiem. Cały czas miałam rację. Był niebezpieczny i sprowadzał problemy, musiałam trzymać się z daleka od takich facetów. Teraz żałowałam tylko, że się z nim całowałam, a nawet że w ogóle z nim rozmawiałam.
Siedząc na tylnym siedzeniu ubera, kiedy przekraczaliśmy Golden Gate Bridge, wróciłam myślami do mojego motto. Żyj i niczego nie żałuj? Zdecydowanie żałowałam, że pozwoliłam mu choćby pomyśleć, że mógł spędzić ze mną tę noc.
Miałam też inne motto: Zwiedziesz mnie raz, mój błąd. Drugi raz ci się nie uda. Moja duma nigdy nie pozwoli dać się nabrać na to samo ponownie.
Jeśli Bram McGregor wcześniej nie był na mojej czarnej liście, teraz zdecydowanie się na niej znalazł.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nicola
– Nicolo Price, jesteś zwolniona – mówi do mnie mój szef z miną przypominającą Donalda Trumpa. Tyle że wcale się przy tym nie uśmiecha, jakby opowiadał dowcip, a jego głowa jest tak upstrzona kępkami ohydnych kłaków, że zawstydziłby nawet pana Trumpa.
Jestem też prawie pewna, że powiedział „Nicolo, przykro mi to mówić, ale będziemy musieli się pożegnać.” Ale co za różnica, skoro w zasadzie znaczy to samo? W jednej cholernej sekundzie straciłam pracę, dochód i stabilizację.
Moją przyszłość.
Aż dziwne, że nie dostałam histerii, jak Ava, kiedy nie może znaleźć ulubionego pluszaka, Snuffy’ego. Nie uroniłam nawet jednej łzy. Zamiast tego siedzę tam jak idiotka, zmrożona, z rozdziawioną gębą, podczas gdy mój szef Ross (teraz chyba już były) biadoli, jak to mu przykro i jak bardzo chciałby, żeby mogli mnie zatrzymać, ale firma ma kłopoty i likwidują jedno z pięter, bla, bla, bla.
Ale to nie ma żadnego znaczenia, skoro brakowało mi zaledwie tygodnia do pełnych trzech miesięcy pracy dla nich. A wtedy skończyłby się mój okres próbny i dostałabym ubezpieczenie zdrowotne. Daliby mi podwyżkę. Miałabym spokój ducha i karierę w dziedzinie, o której marzyłam.
A teraz jestem wściekła, bo te dupki wiedziały, że nigdy nie zaoferują mi stałej posady, chcieli tylko pieprzonej taniej siły roboczej. Od początku taki był ich plan, żeby ściągnąć mnie tu pod fałszywym pretekstem, a potem wykopać na bruk, zanim zrobi się poważnie.
Jak się nad tym zastanowić, bardzo przypomina to moje życie uczuciowe.
– Czy możemy coś dla ciebie zrobić? – pyta, przyglądając mi się ze zmartwieniem, możliwe, że doszukując się w mojej twarzy oznak nieuniknionego wybuchu.
Ava. Zawsze wszystko sprowadza się do mojej córki. Gdyby nie ona, prawdopodobnie po prostu machnęłabym ręką. Przyjęła to z godnością, jak wszystko, co przygotowało dla mnie życie, tak jak nauczono mnie w młodości. Nigdy nie pozwalaj im widzieć twoich łez, niech nie zobaczą cię inaczej niż absolutnie poprawną. Zaciśnij zęby i do przodu, ucieleśnienie spokoju.
Ale moje życie w tej chwili w niczym nie przypomina spokoju i jestem daleka od poprawności. Czynsz w moim gównianym mieszkaniu ostatnio znowu poszedł w górę. Mój samochód potrzebuje części, na którą mnie nie stać, więc po prostu stoi na ulicy i zachodzi rdzą, co jest spowodowane wszechobecną w San Francisco mgłą. W dodatku Ava ostatnio bez przerwy chorowała. Nie ma się czym martwić, jak stwierdził lekarz, po prostu w niektóre dni jest nieco ospała, ale dla mnie to niekończąca się porcja zmartwień. Do tego nie zawsze mam pieniądze, żeby opłacić wizyty lekarskie. Że nie wspomnę o beznadziejnych lekarzach. Naprawdę liczyłam na to cholerne ubezpieczenie zdrowotne. Dla niej, nie dla mnie.
Więc zupełnie jak Bruce Banner, kiedy zamienia się w Hulka – bez rozrywania koszuli – wylałam wszystkie swoje żale na byłego szefa. Przez trzy miesiące harowałam jak wół, byłam na każde zawołanie, zawsze grzeczna, biegałam po wszystkich piętrach jak niewolnica, a wszystko to z uśmiechem na twarzy. Nigdy nie pokazuj, że się pocisz. Bądź zawsze opanowana.
Pieprzyć to.
Nie jestem nawet pewna, co powiedzieć. Jakbym wpadła w wielką, głęboką, czarną dziurę niechęci. Myślę, że nawet na chwilę straciłam świadomość. Wiem tylko, że zanim sobie to uświadomię, już stoję, celując palcem w stronę byłego szefa i wypluwając z siebie mnóstwo okropieństw.
– Wiesz co, gdybyście po prostu wyruchali tylko mnie, w porządku. Ale krzywdzicie też moją córkę. Jak możecie ot tak mnie wyrzucić tydzień przed tym, jak dostałabym ubezpieczenie! – wrzeszczę na niego. – Nie macie pieprzonego sumienia?
Ale ze sposobu, w jaki Ross spokojnie podnosi telefon i wzywa asystentkę Meredith, jakbym potrzebowała eskorty, widzę, że on w ogóle nie ma serca.
Meredith nigdy mnie nie lubiła, więc ostatnie, czego potrzebuję, to pyskówka z nią. Zatem wychodzę z biura szefa z podniesioną głową, zanim zdążą zauważyć moją zaczerwienioną i zrozpaczoną twarz. Szybko zabieram torebkę ze swojej szafki w pokoju dla personelu, przynajmniej raz zadowolona, że chociaż byłam stylistką wizualną firmy przez ostatnie trzy miesiące, nie otrzymałam własnego biurka. Teraz dostałabym szału, gdybym musiała je uprzątać.
Nie żegnam się nawet z Priscillą, zaopatrzeniowcem, z którą całkiem się zbliżyłam, ani z Tabby, któ®a jest sprzedawcą regionalnym. Miałam nadzieję zająć to stanowisko w przyszłości. Za bardzo wstydzę się powiedzieć im, co właśnie zaszło, a czuję się jeszcze gorzej, podejrzewając, że mogły od początku o wszystkim wiedzieć.
Kiedy dostałam pracę w popularnej sieci ubrań do jogi, Rusk, myślałam, że wreszcie mi się udało. Już dość czasu zajęło mi robienie dwóch kroków w przód i jednego w tył. Duże miasto nie zawsze ułatwia, niezależnie od branży, w jakiej pracujesz. A moda to zdecydowanie jedna z bardziej wymagających dziedzin.
Uczęszczałam do college’u ze Stephanie, do Art Institute w centrum San Francisco, gdzie spotkałyśmy się znowu po wielu latach rozłąki. Dorastałam niedaleko niej w Petalumie, miasteczku na południu stąd. Chodziłyśmy razem do szkoły podstawowej aż do czasu, kiedy moi rodzice się rozwiedli, a ja wyprowadziłam się z mamą do Pacific Heights w San Francisco, by zamieszkać z jej okropnie nadzianym, nowym mężem. Mówiąc w skrócie, chodziłam do liceum z bogatymi dzieciakami – i byłam jednym z nich – więc poszłam do college’u, żeby zająć się swoją pasją, jaką była moda. Ostatecznie, ubrania, które projektowałam i tworzyłam w wolnym czasie, z nadrukami i szalonymi napisami, nigdy nie przyniosłyby mi pieniędzy ani nie otworzyły drogi kariery. Były dobre, ale nie „aż tak dobre” (jak zauważył mój były ojczym). Dlatego uznałam, że praca jako sprzedawca mody będzie drugim najlepszym rozwiązaniem.
I tak rzeczywiście było. To znaczy, szkoła okazała się świetna. W końcu czułam się na swoim miejscu, wśród ludzi, którzy rozumieli mnie i moją pasję. Jednak znalezienie pracy po skończeniu nauki to już nie taka łatwa sprawa. I chociaż udało mi się wkręcić na staże w kilka ważnych miejsc (jednym z nich było Banana Republic), ciężko było znaleźć pracę, która wiązałaby się z moimi zainteresowaniami i była na tyle dobrze płatna, żeby zapewnić Avie wszystko, czego potrzebowała.
Zwykle wszystko sprowadzało się właśnie do niej – mojej córki. Jej narodziny były jak podkręcona piłka w moim idealnie zaplanowanym życiu, ale postanowiłam być silna i kochać ją całym sercem. I tak właśnie jest, nawet przez sekundę nie żałowałam, że ją mam. Dopiero odejście Phila, ojca mojego dziecka, naprawdę mnie dobiło. A później wszystko jakoś po kolei się sypało. Ja i Ava przeciwko całemu światu.
Jednak pewnego dnia, kiedy jeszcze byłam z Philem, wydawało mi się, że moje modlitwy zostały wysłuchane. Dostałam pracę w internetowym sklepie z biżuterią, jako sprzedawca i autor tekstów reklamowych. To było naprawdę niesamowite. Pensja była wspaniała i wszystkie znaki wskazywały na długą, owocną współpracę. Jednak sprzedaż online jest podstępna i nieprzewidywalna, więc po kilku latach strona zbankrutowała. Straciłam pracę. Potem pozbyłam się też chłopaka. Następnie moja matka zdradziła nowego męża, więc straciłam również dodatkowe wsparcie finansowe, musiałam przenieść się z ładnego apartamentu do byle jakiego mieszkania w dzielnicy Tenderloin i ponownie przyszło mi szukać pracy w branży.
W końcu, po rocznym macierzyńskim, złapałam posadę jako sprzedawczyni w sklepie obuwniczym (nie tego chciałam, ale przynajmniej dało się opłacić rachunki), a nastepnie trafiłam do Rusk. Myślałam, że znalazłam coś zgodnego z moimi zainteresowaniami, co jednocześnie zapewni mi odpowiedni status finansowy dla Avy. Nie chodziło o to, że ona o coś prosiła, ale chciałam być w stanie dać jej wszystko, czego zapragnie. Mogłam nawet zaharować się na śmierć, byle tylko zagwarantować jej wszelkie możliwości w życiu.
Rusk obiecywał wspaniałą karierę, świetną płacę i niesamowite benefity. Mimo że moja pensja na stażu była niewiele wyższa od najniższej krajowej, to kusiły mnie ich obietnice na przyszłość. Rzuciłam Nordstorm i postanowiłam skorzystać z okazji. Naprawdę myślałam, że wszystko się zmieni.
I zmieniło się. Tyle że na gorsze. A teraz… właśnie w tej chwili pędzę pomiędzy ludźmi na Sutter Street i jestem na granicy ataku paniki. Twarz każdego człowieka jest zamazaną plamą, a od czasu do czasu wzrok przesłaniają mi napływające do oczu gorące łzy. Jednak żadna nie spływa na policzki, a to chyba coś znaczy. Jestem silna. Przetrwam to.
Znajdę nową pracę. Znajdę kolejną szansę.
Czasami mam wrażenie, że całe życie polega na szukaniu nowych dróg. Zastanawiam się, co będzie, jeśli pewnego dnia odkryję, że nie ma już innego wyjścia.
Idę dalej ulicą Leavenworth, docierając do punktu, gdzie ulica staje się bardziej brudna, a ludzie mniej przyjaźni. A może nazbyt przyjaźni, zależy, jak na to spojrzeć. Jak co dzień ten sam mężczyzna z bezzębnym uśmiechem prosi mnie o drobne przy monopolowym, ale tym razem nie daję mu ani centa. Ze spuszczoną głową szybkim krokiem przemierzam okolicę, miejsce, którego nie znoszę, odkąd stało się moją jedyną opcją w tym horrendalnie drogim mieście, aż otwieram drzwi do mojego budynku.
Zatrzymuję się, nie zamykając ich, i przez chwilę się w nie wpatruję. Są szklane, a szybę zabezpieczają kraty, co wiele mówi o tej okolicy. Pamiętam, kiedy Phil się wyprowadził, a ja straciłam pracę w sklepie internetowym, nie stać mnie już było na życie w Noe Valley, uroczej dzielnicy niedaleko Castro. Tamto mieszkanie było dla mnie wszystkim, ale nie mogłam sobie na nie pozwolić, utrzymując jeszcze Avę. Przenosiłyśmy się z miejsca na miejsce, a standard życia obniżał się za każdym razem, aż w końcu stanęłam przed popękaną fasadą tego budynku. Z jednej strony chciałam dostać to lokum, a z drugiej obiecywałam sobie, że opuścimy je najszybciej, jak się da.
Wyglądało na to, że taka szansa nie pojawi się jeszcze przez jakiś czas.
Wzdycham, serce ciąży mi w piersi jak twardy głaz, kiedy ruszam na górę. Moja mama zwykle zajmuje się Avą w czwartki i piątki, a w resztę dni płacę opiekunce, Lisie. Starałam się znaleźć córce miejsce w jakimś przystępnym cenowo przedszkolu, ale w tym mieście to praktycznie nierealne. Listy oczekujących ciągną się w nieskończoność i naprawdę trzeba uważać, gdzie umieści się swoją pociechę. Przed Avą nie zdawałam sobie sprawy, jak trudno jest o bezpieczne miejsce dla dziecka. Myślałam, że przedszkola, opiekunki, edukacja i opieka zdrowotna to łatwe sprawy, może dlatego, że w takich warunkach dorastałam, a może po prostu jako dziecko nie zwraca się uwagi na takie rzeczy. Ale teraz mam bardzo dużą wiedze na ten temat.
Nikt nie zajmie się tobą ani twoim dzieckiem, tylko ty sama.
Wsuwam klucz do zamka, po czym cichutko otwieram drzwi, na wypadek gdyby Ava akurat miała drzemkę. Mieszkanie ma jedną sypialnię i tylko pięćdziesiąt metrów kwadratowych. Urządziłam je najładniej, jak to było możliwe, i według mnie wygląda teraz równie dobrze jak mieszkanie w Noe Valley. Szczerze mówiąc, jest praktycznie pokazowym pokojem z Anthropologie. Już mnie nie stać na zakupy w tym sklepie, więc wszystkie stare rzeczy traktuję, jakby były ze złota – sklejam filiżanki, jeśli odpadnie uszko, i zszywam zasłony, jeśli Ava pociągnie za nie zbyt mocno (co zdarzyło się już nieraz).
Ava i Lisa bawią się lalkami na dywanie. W chwili gdy wchodzę, córka wstaje i podbiega do mnie, obdarzając mnie swoim wielkim, cudownie promiennym uśmiechem. Oplata rączkami moje nogi, zanim jeszcze zdążę zamknąć drzwi, więc kucam do jej poziomu, a następnie przytulam ją mocno. Samo przebywanie w jej pobliżu poprawia mi humor i podnosi puls. Dzięki temu wszystko jest zarazem trudniejsze i łatwiejsze, czasami samej ciężko mi zdecydować. Myślę, że, kiedy kochasz zbyt mocno, jeszcze bardziej zdajesz sobie sprawę, ile masz do stracenia. Przytulanie mojej dziewczynki daje mi spokój, ale jednocześnie uświadamia, że muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby zapewnić jej przyszłość.
Kiedy się odsuwam, Ava patrzy na moją twarz z otwartą ciekawością.
– Mamusiu, dlaczego płaczesz?
Nawet tego nie zauważyłam. Szybko ocieram łzy i obdarzam małą drżącym uśmiechem.
– To nic takiego, aniołku – odpowiadam.
Lisa wstaje, wycierając dłonie w dżinsy. Ja również się podnoszę i zamykam za sobą drzwi. Kładę rękę na popielatych blond włosach Avy. Moje zwykle są długie, w kolorze ciemnego brązu, o wiele ciemniejsze niż Avy, ale ostatnio Steph skróciła je do ramion i dodała sporo jasnych refleksów. Powtarzam ciągle, że kiedy znudzi jej się własny interes, powinna zostać fryzjerką.
– Wszystko w porządku? – pyta Lisa, zerkając na mnie przez swoje okulary. Jest wysoka, bardzo szczupła i zawsze ma włosy zebrane w kucyk. Jest bardzo bystrą studentką i wydaje się wyjątkowo dojrzała na swój wiek, czasem nawet bardziej niż ja. Opiekuje się Avą już od dwóch lat, kiedy tylko uda jej się wpasować małą w swój grafik. Nie chcę z niej rezygnować i nie mam pojęcia, jak w ogóle zacząć ten temat, ale fakt jest taki, że nie będzie mnie stać, żeby jej płacić, skoro nie mam pracy.
Cholera, gdybym rozwiązała to trochę lepiej, może mogłabym chociaż popracować do końca tygodnia i dostałabym więcej pieniędzy. Wątpię, czy mogę teraz w ogóle wpisać Rusk do CV po tym, jak nawrzeszczałam na Rossa. Nikt nie chce zatrudniać wariatki.
Kiwam lekko głową w stronę Lisy, następnie mówię do córki, żeby poszła do naszej sypialni i położyła lalkę do łóżka. Ava wybiega, a ja opadam na kanapę z ciężkim westchnieniem.
– Co się dzieje? – pyta Lisa, przysiadając na oparciu sofy.
Przez chwilę przygryzam wargę, unikając jej spojrzenia.
– Zwolnili mnie.
Gwałtownie wciąga powietrze.
– Mówisz poważnie? Dlaczego?
Wzruszam ramionami.
– Gadali jakieś bzdury o zamykaniu niektórych sklepów, ale przecież ja i tak w nich nie pracowałam. Myślę, że szukali tylko taniej siły roboczej.
– Stara, to beznadziejne – stwierdza. – Co teraz zrobisz?
Zerkam na nią przepraszająco.
– Poszukam nowej pracy. Ale do tego czasu nie będzie mnie stać, żeby ci płacić. Będzie teraz u mnie krucho z forsą.
Krzywi się na moment, ale już po chwili na jej twarzy dostrzegam współczucie. Możliwe, że ona polega na mnie tak samo jak ja na niej.
– Rozumiem. I jestem pewna, że szybko coś znajdziesz.
– Mam nadzieję – mówię. – W zasadzie muszę.
Delikatnie klepie mnie po ramieniu.
– Cóż, pójdę już. Rozumiem, że nie będziesz mnie potrzebowała jutro wieczorem?
Patrzę na nią z zaskoczeniem, ale po chwili sobie przypominam.
– Cholera – klnę głośno, mając nadzieję, że Ava tego nie słyszy.
Linden ma jutro urodziny i świętuje je we wtorek, zamiast w weekend, jak zrobiłby każdy normalny człowiek. Spoglądam na Lisę.
– Nie, raczej nie. Lepiej zostanę w domu.
Przytakuje, po czym podnosi torebkę z blatu. Przez moment wygląda, jakby sama też miała się rozpłakać.
– Napiszę, kiedy tylko coś sobie zorganizuję – mówię, na co ona posyła mi szybki uśmiech, a potem wychodzi, zamykając za sobą drzwi.
Przez krótką chwilę w mieszkaniu panuje cisza, nie słyszę nawet bawiącej się Avy. Potem dobiega mnie jej głosik:
– Mamusiu?
Wstaję z kanapy i wlokę się do sypialni. Nagle mam wrażenie, że jestem bardzo stara. Opieram się o framugę, patrząc, jak Ava kładzie lalkę do łóżka. Córka podnosi na mnie wzrok, rozpromieniona i dumna z siebie.
– Widzisz, opiekuję się nią. Tak jak ty mną.
Potrzebuję wszystkich sił, żeby nie załamać się na jej oczach.
***
Poprzednią noc spędziłam w stanie oszołomienia, zwinęłam się w kłębek na kanapie razem z Avą i oglądałyśmy jej ulubione programy, a ja starałam się nie myśleć o niczym innym poza okropną fryzurą i fatalnym gustem Dory poznającej świat. Kiedy Ava poszła spać, wypiłam pół butelki wina, przejrzałam „Vogue” i „Harper’s Bazaar”, unikałam wiadomości od Steph i Kayli, a nawet pozwoliłam, by połączenie od mamy zostało przekierowane do poczty głosowej. Żadna nie wiedziała, co się stało, i chciałam, żeby tak zostało jak najdłużej. Mój ojciec, jeszcze zanim matka go zostawiła, a on wyjechał do Indii, żeby pracować charytatywnie (szkoda, że ja nie mogłam tak zrobić po tym, jak rzucił mnie Phil), często żartował sobie z mojej dumy. Obie z mamą takie jesteśmy, nigdy nie przyznajemy się do błędów i nie prosimy o pomoc.
Ale teraz, w chłodnym, szarym świetle dnia, kiedy wyjaśniam Avie, że mama zostanie z nią w domu na jakiś czas, wiem, że muszę się z tym zmierzyć. Muszę poukładać swoje życie najlepiej, jak się da. Jeśli uda mi się zrobić to bez niczyjej pomocy czy współczucia, jeszcze lepiej dla mnie.
Większość poranka przeglądam strony z ofertami pracy. Gdy niepokój staje się zbyt dokuczliwy, zabieram Avę na plac zabaw w Little Saigon. Potem zamawiamy sobie zupę Pho, a ja ciągle sprawdzam telefon w nadziei, że już otrzymałam jakąś wiadomość. Aplikowanie o pracę to czyste szaleństwo. Za każdym razem, kiedy czytam ofertę pracy, w której się zakochuję, dostaję na jej punkcie obsesji. Pokładam w niej wszelkie nadzieje, jakby mogła sprawić, że moje życie stanie się milion razy lepsze, jakbym w ogóle miała jakąś szansę. Niemożność dołączenia Rusk do CV cofnęła całą moją karierę o krok.
Kiedy zignorowałam już jej piątą wiadomość, Steph w końcu do mnie dzwoni – akurat w chwili, gdy kładę Avę na drzemkę. Zamykam drzwi do pokoju, po czym odbieram, biorąc głęboki wdech.
– Hej – mówię radośnie. – Przecież ty nigdy nie dzwonisz.
– Bo zwykle odpowiadasz na wiadomości – stwierdza szybko. – Gdzie byłaś?
– Tutaj – odpowiadam.
– Czyli w Kalifornii, czy może jakimś bardziej konkretnym miejscu?
– Po prostu… tutaj.
– Wszystko w porządku?
Właśnie dlatego nie chciałam rozmawiać ze Steph. Zwykle ma szósty zmysł do różnych rzeczy.
– Mmm. – Wymijająca odpowiedź jest najlepsza.
– Ale przyjdziesz dzisiaj wieczorem, prawda?
– Cóż…
– Nicola! – krzyczy. – Nie widziałam cię od tygodni.
To prawda, chociaż wina leży głównie po jej stronie. Była bardzo zajęta swoim nowym sklepem internetowym. Kiedyś prowadziła sklep stacjonarny, później jednak weszła do sieci, żeby iść z duchem czasu. Ale tak jak w przypadku firmy, dla której pracowałam, nie było łatwo. To bardzo konkurencyjna branża, a Steph ma obecnie tylko jedną osobę do pomocy w magazynie. Dlatego rzadko ją widuję, a już zwłaszcza przy zbliżającym się sezonie letnim.
– Słuchaj – mówię, zakładając włosy za ucho, po czym zerkam na butelkę wina na kuchennym blacie. Oddałabym lewy cycek, żeby w tej chwili wypić lampkę, ale nie śmiałabym, mając pod opieką Avę. – Coś mi wypadło i nie mam Lisy, żeby została z małą.
– Co się stało?
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Ale ja chcę wiedzieć.
Wywracam oczami.
– Ty zawsze chcesz wiedzieć. – Biorę głęboki wdech. – Dobra, ale obiecaj, że nie będziesz robić z tego afery.
– Tak…
– W zasadzie obiecaj, że nie będziesz o tym mówić. W ogóle.
Cisza.
– Może.
– Więc nie powiem.
– Oj dawaj, do cholery.
– Hej, język, wściekła kobieto. Twój mąż ma na ciebie zły wpływ.
Chichocze, a ja ponownie wywracam oczami. Wierzę, że nawet jeśli ktoś nie widzi, jak wywracasz oczami, wie, że to robisz.
– Nieważne – rzucam szybko.
– Serio – przekonuje. – Nie będę o tym mówić. Tylko powiedz.
Więc zaczynam opowiadać. Muszę jej oddać, że nie wypowiada ani słowa. Gdy kończę, brakuje mi tchu i znowu czuję wściekłość.
– Wow – mówi. – To… cóż, nie będę o tym rozmawiać. Ale… serio?
– Stephanie – ostrzegam.
Jęczy.
– Dobra, w porządku. Ale musisz dzisiaj przyjść. Nie możesz siedzieć tam sama.
– Może nie usłyszałaś części o tym, że nie mam opiekunki.
– Weź Avę ze sobą!
Prawie zaczynam się śmiać.
– Tak, jasne. Do baru?
– Cóż, może nie do baru, ale najpierw spotykamy się u nas na godzinę lub dwie, na rozbiegówkę. Przynajmniej do domu przyjdź.
– Nie stać mnie nawet na taksówkę, a auto nadal stoi zepsute.
– Nie martw się tym – mówi. – Zostaw to mnie.
– Nie chcę, żeby ktoś się mną zajmował – odpowiadam, czując, jak włoski jeżą mi się na karku.
– Wiem, ale i tak to zrobię, dobrze? Po to ma się przyjaciół. Załatwię samochód, który przywiezie cię tutaj, spędzimy miło czas w gronie przyjaciół i nie będziemy rozmawiać o niczym, na co nie masz ochoty. Proszę. Nie każ mi błagać.
– Ale ja lubię, kiedy błagasz.
– Linden też.
– Dobra, za dużo informacji. Rozłączam się.
Znowu chichocze.
– Wybacz. W porządku, bądź gotowa o osiemnastej. Będziemy mieć tu przekąski, więc nie martw się kolacją. Zorganizuję też coś dla Avy. Oczywiście chcę przez to powiedzieć, że Linden zorganizuje, bo tylko on umie gotować. Do zobaczenia i trzymaj się tam. Wszystko będzie dobrze.
Rozłączam się, ale wcale nie mam ochoty przebywać wśród ludzi, nawet jeśli to moi przyjaciele. Choć nie chcę też wpatrywać się w do połowy pustą butelkę wina przez cały wieczór, pogrążając się w uczuciu paniki i niedostosowania.
Na szczęście, kiedy biorę szybki prysznic i przygotowuję się na wieczór, nastrój nieco mi się poprawia. To pewnie dlatego, że nie wychodziłam nigdzie od bardzo dawna, a strojenie się zawsze sprawia, że czuję się na swoim miejscu. Na włosach robię fale, wciskam się w obcisłe dżinsy i cienką bluzkę odsłaniającą ramię, dorzucam odrobinę czerwonej pomadki i señorita gotowa, chociaż z moimi piegami i bladoróżową, angielską cerą w niczym jej nie przypominam.
Ava nie posiada się z radości, mogąc pójść na „przyjęcie dla dorosłych”. Naśladuje mnie, spędzając mnóstwo czasu na wybieraniu stroju, mimo że ostatecznie chce założyć poszewkę na poduszkę ze Sponge Bobem. Ubieram ją w fioletową sukienkę, potem schodzimy na dół, żeby poczekać na taksówkę. Pod pachą niosę fotelik samochodowy.
Kiedy widzę granatowego mercedesa podjeżdżającego do krawężnika, zastanawiam się, czy Stephanie zamówiła najdroższego ubera w mieście.
Samochód parkuje, a ja trzymam Avę za rękę i nie ruszam się spod wejścia do naszego budynku, dopóki nie przekonam się, że przyjechał po nas. Kiedy otwierają się drzwi od strony kierowcy i z auta wysiada wysoki mężczyzna w garniturze, już wiem, że to na pewno nie po mnie. Żaden kierowca ubera nie ubiera się w ten sposób.
A potem dostrzegam jego twarz.
Bram. Pieprzony. McGregor.
Mrugam. Na policzki występują mi rumieńce i zaczynam pragnąć, by to wszystko okazało się wielką pomyłką. Bram nie mógł po mnie przyjechać. Ostatni raz widziałam go na weselu Steph i Lindena i chociaż mieliśmy małą, gorącą schadzkę, minęło niewiele czasu, zanim znalazł sobie inne usta, do których mógł się przyssać. I mówiąc „niewiele czasu”, mam na myśli kilka minut.
– Nicola – mówi z tym swoim szkockim akcentem. Wygląda niezwykle wytwornie, opierając się o swój elegancki samochód. – Jesteś gotowa?
O cholera. On naprawdę przyjechał po mnie.
Prawie upuszczam fotelik.
Ściskam rączkę Avy, biorąc głęboki wdech. Mam ochotę zamordować Stephanie, chociaż nigdy nie powiedziałam jej o sytuacji z jej szwagrem, więc nie mogła wiedzieć, jak bardzo nienawidzę Brama.
To, co mówiłam o dumie i o tym, jak wielka jest ona w moim przypadku, było prawdą. Cóż, Bram zranił ją o wiele bardziej, niż sobie wyobraża.
A teraz muszę wsiąść z nim do samochodu, z moją córką, akurat w chwili, gdy jestem w największym dołku w życiu.
Zerka na ciężki fotelik w moich rękach.
– Potrzebujesz pomocy?
Jestem o krok od powiedzenia „Dzięki, ale nie, dzięki” i że zmieniłam zdanie w kwestii imprezy, ale Ava ciągnie mnie w stronę mercedesa, jakbym nigdy nie uczyła jej, żeby uważała na nieznajomych.
– Chodź, mamusiu – mówi. – To auto jest takie błyszczące.
Już czuję, że moja córka będzie miała sporo kłopotów, kiedy dorośnie.
Przez moment zerkam na Brama i widzę na jego twarzy cholernie cwaniacki uśmieszek, który sprawia, że krew wrze mi w żyłach.
Okazuje się, że jadę na imprezę z Bramem McGregorem.
Cholera.