Kuszenie Iris - ebook
Po głośnym rozwodzie Elijah Vance pragnie wrócić do tego, co kocha: do grania muzyki na żywo. Jego zespół wyrusza w dwumiesięczną letnią trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych, na którą rockman zamierza zabrać swoich dwóch synów.
Matka chłopców stawia konkretny warunek – musi im towarzyszyć niańka, Iris Silverman. Początkowo Eli nie jest zachwycony, jednak z czasem ulega urokowi kobiety.
Iris wie, że ma kłopoty – zależy jej na pracy i nie powinna wdawać się w romans z szefem. Ale jak ma oprzeć się temu mężczyźnie?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Erotyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-272-9347-3 |
| Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Na cholerę mi ta pieprzona niańka, Heidi!
– Marzą ci się wakacje z chłopcami? W pakiecie jest też niania.
Elijah Vance przeczesał włosy dłonią i spojrzał w łazienkowe lustro, w którym odbijało się uparte spojrzenie niebieskich oczu jego byłej żony. Nakładała warstwę połyskującej czerwonej szminki i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że celowo starała się przykuć jego uwagę do swoich ust, choć musiała wiedzieć, że jej uroda już dawno przestała służyć za broń, którą mogła przeciw niemu wykorzystać. Zresztą był zbyt wkurzony, by myśleć o czymkolwiek poza swoim gniewem. Heidi szykowała się właśnie do wyjścia z nowym chłopakiem, gwiazdą filmową, lecz tym razem Eli nie zamierzał pozwolić jej na wykręcenie się z rozmowy, już zbyt wiele razy próbował ją przeprowadzić.
– Przecież chłopcy są bezproblemowi – stwierdził. – W sumie to nie wiem nawet, po co ci ta niańka. Pewnie tylko po to, byś miała na co wydawać moje pieniądze.
Heidi opuściła z irytacją dłoń, odrywając się od wykonywanej czynności. Może nie było to najlepsze posunięcie z jego strony, ale każda wzmianka na temat pieniędzy zdawała się niezmiennie przykuwać jej uwagę.
– Słucham?
– Nie będzie mnie przy nich tylko wtedy, gdy będę na scenie. A to zaledwie półtorej godziny. Zresztą mogą mnie obserwować zza kulis. Resztę czasu spędzę tylko z nimi. To na tym mi najbardziej zależy. A ta niańka… – zamilkł. Jak, do diabła, miała na imię? Za nic nie mógł sobie przypomnieć. Zawsze snuła się gdzieś w tle, milcząca, w okularach korekcyjnych na nosie, idąc jakieś dziesięć kroków w tyle, żeby paparazzi nie zdołali uchwycić jej w kadrze i nie mieli pretekstu, żeby zainsynuować światu, że Heidi Vence nie radzi sobie z dwójką własnych dzieci. – Jakkolwiek jej tam na imię. Ona nie będzie nam w ogóle potrzebna.
Heidi oderwała wzrok od lustra i obdarzyła Elijaha pogardliwym spojrzeniem.
– Ona nazywa się Iris i z pewnością okaże się niezwykle potrzebna, biorąc pod uwagę czas, który spędzisz na pieprzeniu groupies.
Eli zacisnął zęby. Najwyraźniej, po wszystkich tych latach, Heidi również wiedziała, jak przykuć jego uwagę.
– Nie będę pieprzył żadnych groupies – burknął.
– Och, naprawdę? Będą rozczarowane, gdy się o tym dowiedzą.
– Takie jest życie.
W trasach koncertowych zespołu Aesthetic Ruin nie chodziło już o stereotypowy, rockowy styl życia. Głównie dlatego, że Eli – i prawdopodobnie również reszta chłopaków z grupy – skupiał się bardziej na życiu niż na imprezowaniu. Przez ostatnie piętnaście lat wszyscy członkowie Aesthetic Ruin wyrządzili swoim ciałom wystarczająco dużo szkód, a co do groupies to… nadchodzi taki moment, w którym ma się wrażenie, że widziało się już wszystkie możliwe cipki.
Zakładał jednak, że stara i znudzona gwiazda rocka była tak samo stereotypowa, jak ta imprezująca na całego. W sumie „znudzona” brzmiała dużo lepiej niż „zmęczona”. Mimo że, zdaniem Elijaha, nie zaliczał się jeszcze do tej kategorii, co potwierdzali też jego zatwardziali fani, to w Internecie było mnóstwo dupków odmiennego zdania. Ale oni chuja o nim wiedzieli.
Na tym etapie jego życia liczyła się tylko muzyka. Jarała go bardziej niż cokolwiek innego. No i oczywiście magia tłumu. To były jedyne nałogi, jakim dawał się porwać. Miał też dwóch wpatrzonych w niego synów, jedenastoletniego Segera i dziewięcioletniego Dylana, którzy byli w tym niezwykłym wieku, kiedy dostrzega się dużo więcej, niż się powinno. W przeszłości wielokrotnie zdarzało mu się ich zawieść, nie zamierzał jednak nigdy więcej popełnić tego błędu. Nigdy.
– Zrozum, że Iris jest cudowna. Ufam jej – wyznała Heidi, spuszczając lekko z tonu. – Jeśli zabierzesz ją ze sobą, nie będę musiała się aż tak bardzo martwić, że nie ma mnie przy chłopcach. Wiesz dobrze, że wystarczy chwila nieuwagi, jedno mrugnięcie, żeby wydarzyło się coś złego.
– Aha, to ta superniania nie mruga, tak?
Ostatnie, czego potrzebował, to służki byłej żony nieustannie depczącej mu po piętach.
– Nie, nie mruga.
Zajebiście.
Westchnął. Nie było opcji, żeby mógł się z tego jakoś wykręcić. Heidi rezygnowała ze swojego czasu z dziećmi, pozwalając Elijahowi zabrać je w trasę, choć wątpił, by było to dla niej jakieś ogromne poświęcenie. Jedyne, co mógł zrobić, to ustąpić. Ale był już tak cholernie zmęczony ciągłym ustępowaniem.
– Uwierz mi, że ona naprawdę ułatwi ci życie – kontynuowała. – Iris zna rozkład ich dnia, wie, czego potrzebują, ogarnia wszystkie alergie Dylana. Możesz spędzać z chłopcami tyle czasu, ile tylko zapragniesz, a ona zajmie się całą resztą. Tą cięższą resztą. Co ci w tym nie pasuje?
– A może chcę zająć się wszystkim, co? Również tą cięższą resztą – powiedział Elijah, dodając w myślach: „W przeciwieństwie do ciebie”.
Heidi zaśmiała się, jakby wypowiedział te słowa na głos.
– Och, uwierz mi, że nie chcesz. Naprawdę potrafią dać w kość.
– Co cię w tym dziwi? To przecież dzieci. – Dużo lepiej radził sobie w kryzysowych sytuacjach niż Heidi, która miewała skłonności do ataków furii w momentach, gdy zwykły drobiazg zaburzał jej wyidealizowany świat. Doskonałym przykładem były alergie Dylana. Od chwili jego pierwszej reakcji anafilaktycznej rozpaczała nad tym, jak ogromny spoczywa na niej obowiązek, związany z pilnowaniem, żeby nie jadł tego, czego nie powinien, czyli głównie orzechów i skorupiaków. Potem użądliła go pszczoła i chłopiec spuchł do rozmiarów ludzika z logo Michelina, więc i to dopisano do wytycznych. Po drodze pojawiło się też swędzenie i problemy z oddychaniem, gdy w pobliżu przechadzały się psy lub koty, dlatego i one trafiły na czarną listę. – No i wiem tyle samo o potrzebach Dylana, co ty.
– Odpuść, Eli. Co mam zrobić z tą dziewczyną przez dwa miesiące, kiedy nie będzie tu chłopców?
– Daj jej wolne. Z pewnością się ucieszy. A co ja mam z nią zrobić przez te dwa miesiące, co?
– Chcę, żeby była wszędzie tam, gdzie będą moi chłopcy – odparła Heidi swoim zwyczajowym tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Chłopcy będą w moim autobusie.
– W takim razie ona też tam będzie.
– Nie ma, kurwa, takiej opcji.
– Cholera jasna, Eli. Jej pracą jest opieka nad naszymi chłopcami. Pozwól jej robić swoje, a obiecuję, że nie pożałujesz.
– Naprawdę sądzisz, że będzie ci wdzięczna za to, że zmusisz ją do życia w trasie, podczas gdy przywykła do tego wszystkiego? – rzucił Elijah, gestem wskazując na otaczające ich wnętrze wystawnego domu Heidi. Jego dawnego domu.
Heidi puściła jego komentarz mimo uszu, skupiając się na makijażu.
– Iris zajmuje się też edukacją Segera.
– Przecież są wakacje.
– Tylko że on ma problemy z nauką przez cały rok. Godzina dziennie nie uszczupli aż tak bardzo twojego cennego czasu z dziećmi.
W tej kwestii skłonny był ustąpić.
– A Seger nie ma nic przeciwko?
– Sprzedać ci newsa? Chłopcy ją uwielbiają! Iris ma do nich świetne podejście. Sam zresztą zobaczysz.
Wyczuł w jej głosie arogancką pewność siebie, która od zawsze działała mu na nerwy. Jak niby miał czerpać przyjemność z czasu z synami, kiedy wokół miała się kręcić jakaś pieprzona niania?
Elijah uznał w końcu, że najlepszym wyjściem będzie uziemienie opiekunki w autobusie lub hotelowym pokoju. Nic więcej nie mógł zrobić. Wyszedł z łazienki, zostawiając w niej byłą żonę i udał się do swojej dawnej sypialni, gdzie z pewnością zdarzało jej się zabawiać na ich małżeńskim łóżku z obecnym chłopakiem. Na samą myśl wezbrała w nim złość.
A zresztą, co mu do tego. Miał to wszystko gdzieś. Stwierdził, że nie będzie się tym przejmował, dopóki ta jej cała Iris nie będzie wchodziła mu w drogę. I dopóki nie nabierze pewności, że nie będzie biegać z jęzorem do swojej pracodawczyni, opowiadając o wszystkim, co zobaczy w trasie. Nie, żeby zamierzał jakoś (bardzo) zaszaleć, ale sama myśl o intruzie wpełzła mu pod skórę i zaczynała swędzić. Na nic mu były wścibskie ślepia, śledzące każdy jego krok, czy nastawione uszy, wyłapujące każde jego słowo.
Jebać to.
Szarpnął za drzwi od sypialni, a stojąca po drugiej stronie Iris straciła równowagę i wpadła prosto na niego. Niewiele brakowało, żeby Eli upadł, zaskoczony jej osuwającym się ciałem. Zdążył objąć ją odruchowo, powstrzymując przed runięciem na podłogę. Zamrugały do niego ogromne niebieskie oczy.
Sekunda, w której trzymał ją w ramionach, wystarczyła, żeby zdał sobie sprawę, ile doznań dostarcza jej ciało: miękkości piersi, jedwabistej delikatności włosów oraz siły rąk, gdy szamotała się, pragnąc uwolnić z jego objęć, jakby jego dotyk parzył jej skórę.
– Przepraszam – wymamrotała Iris, poprawiając przekrzywione okulary, gdy tylko udało jej się stanąć na własnych nogach. – Ja tylko…
„Podsłuchiwałam” – dokończył w myślach Elijah. „Zaczęło się”.
– …przyszłam zapytać, czy będziesz mnie jeszcze dziś potrzebować, Heidi! – zawołała Iris w kierunku łazienki.
– Nie, możesz już iść, Iris. Elijah wpadł tylko, żeby zabrać chłopców na noc. Dziękuję.
– Przynajmniej na tyle pozwala mi zostać z nimi sam na sam – mruknął.
Heidi przegapiła spektakularne wejście Iris i Eli nie miał wątpliwości, że gdyby tylko jej o nim powiedział, wywróciłaby jedynie oczami i uznała go za przewrażliwionego. On jednak wiedział, że niania solidnie napierała na drzwi. Czuł ciężar jej zdezorientowanego ciała.
Iris nie skomentowała słów Elijaha, on zaś wpatrywał się w nią przez chwilę spod przymrużonych powiek. Jej delikatna twarz w kształcie serca była niczym niezapisana kartka, a lśniące czarne włosy łapały miękkie światło okalające jej głowę, tworząc istną aureolę. Była drobna, a jej filigranowe ciało, które czuł na sobie zaledwie kilka sekund temu, skrywało się pod luźną różową koszulką i dżinsami.
Gdy zdała sobie sprawę, że Eli się jej przygląda, szybko odwróciła wzrok, momentalnie się rumieniąc i ponownie poprawiając okulary. Bardziej przypominała bibliotekarkę niż nianię. I to cholernie atrakcyjną bibliotekarkę. Dziwił się, że Heidi nie miała nic przeciwko zatrudnieniu tak urodziwej opiekunki.
– W takim razie do zobaczenia jutro! – powiedziała radośnie Iris, po czym wycofała się pospiesznie na korytarz. Elijah odczekał chwilę, po czym podążył za nią, dostrzegając zarys jej sylwetki, nim ta zniknęła za rogiem i pognała naprędce po schodach. Dotarłszy na dół, krzyknęła jeszcze: „Pa, chłopcy!” do Segera i Dylana siedzących w salonie. Usłyszał, jak jego synowie odkrzyknęli chóralne pożegnanie, przeplatane okrzykami ekscytacji związanej z grą, w którą grali.
– Poczekaj – powiedział Eli.
Iris zamarła z dłonią na klamce drzwi wejściowych i odwróciła się powoli, żeby na niego spojrzeć, gdy ten schodził powoli po krętych schodach.
– Ja?
Stojąc u podnóża schodów, Eli rzucił okiem w stronę salonu na ciemnowłosych chłopców siedzących przed telewizorem, po czym gestem zaprosił Iris, by udała się za nim do gabinetu znajdującego się w głębi korytarza. Otworzył przed nią drzwi do pokoju, po czym zamknął je za sobą, gdy ta nieśmiało weszła do środka. Wraz z nią przemknął przed nim również jej zapach, coś słodkawego i kwiatowego. Starał się nie wdychać tej woni, lecz nie mógł zaprzeczyć, że pobudzała ona jego zmysły.
I to cholernie go irytowało.DWA
Iris Silverman nigdy nie wpadłaby na to, że w jej życiu mogłoby wydarzyć się coś podobnego.
Kiedy Heidi oświadczyła, że Seger i Dylan spędzą lato ze swoim tatą, od razu zaczęła się zastanawiać, co zrobi ze sobą przez te dwa miesiące. Nie zdążyła jednak zbyt daleko wybiec myślami w przyszłość, gdyż Heidi poinformowała ją, że ta pojedzie z nimi.
Niemalże ugięły się pod nią kolana. I to nie z ekscytacji, a z mrożącego krew w żyłach przerażenia.
Heidi i Elijah Vance’owie rozwiedli się trzy lata temu, a Iris pojawiła się w życiu ich dzieci chwilę po tym, gdy byli małżonkowie zaczęli przezwyciężać targające nimi animozje. To Heidi ją zatrudniła i Iris nie miała zbyt dużej styczności z jej byłym mężem. Eli spędzał większość czasu w studiu nagraniowym, na co jej pracodawczyni bardzo często narzekała, twierdząc, że od zawsze był pracoholikiem i najwyraźniej nic się w tej kwestii nie zmieniło. Gdy nie stał przy mikserze studyjnym lub w kabinie wokalnej, był w trasie. Heidi wielokrotnie skarżyła się, że nie spędza on z chłopcami wystarczająco dużo czasu, ale gdy zaczął się bardziej starać, zdawała się niezadowolona ze sposobu, w jaki to robił.
Za czasów ich małżeństwa często ruszali z dziećmi w trasę. Jednak teraz, gdy tamte dni minęły już bezpowrotnie, Heidi zdawała się wychodzić z siebie na myśl, że nie będzie jej przy chłopcach przez tak długi czas. Nie podobały jej się pewne aspekty, nierozerwalnie związane z całym tym przedsięwzięciem, i obawiała się, że Eli okaże się niewystarczająco uważny lub opiekuńczy w stosunku do synów. Iris nie znała go na tyle, by potwierdzić obawy pracodawczyni. Przynajmniej na tamtym etapie. Wydawał się jednak dość zdenerwowany założeniami byłej żony.
Zdaniem Iris, Heidi była dużo bardziej troskliwą mamą, niż ktokolwiek z zewnątrz mógłby przypuszczać. Nie wyłączając z tego grona Elijaha. Miała jednak tendencję do ignorowania swoich matczynych instynktów na rzecz niczym nieskrępowanej wolności. Co zdarzało jej się aż nazbyt często.
Iris obserwowała Elijaha Vance’a zamykającego drzwi gabinetu, krzyżując ręce na piersiach w nagłym przypływie dreszczy. Był przystojny, niezwykle charyzmatyczny i po raz pierwszy znalazła się z nim sam na sam. Nawet przed tym, jak po raz pierwszy stanęła z nim twarzą w twarz, mogłaby przysiąc, że było w nim coś wyjątkowego. A nie była nawet fanką jego muzyki, jego warkliwego rocka, zdecydowanie zbyt hałaśliwego i ciężkiego jak na jej gusta. Nie mogła jednak odmówić mu uroku. Miał długie włosy, ciemny zarost, zmysłowe usta. I te przeszywające, nieprawdopodobnie zielone oczy.
A co gorsza, przyłapał ją przed chwilą na podsłuchiwaniu. Boże drogi! Na samą myśl zapłonęły jej policzki i z całej siły musiała się powstrzymać, by nie przytknąć do nich dłoni, starając się zetrzeć z nich ciepło.
– Wiem, w co pogrywasz – powiedział Elijah, przygważdżając ją ostrością swojego spojrzenia. Jego oczy stanowiły zaskakująco intensywny kontrast w porównaniu z kruczoczarnymi włosami, a gdy zbliżył się do niej, zauważyła, że ich zieleń była wyraźniejsza i bardziej soczysta wokół jego źrenic. Nie było wątpliwości, że Seger je po nim odziedziczył. Dylan zaś, poza ciemnymi włosami, dużo bardziej przypominał Heidi.
Iris odchrząknęła i przystąpiła z nogi na nogę, spuszczając wzrok na podłogę, kilka centymetrów od stylowo znoszonych czarnych butów Elijaha. Nie było sensu zaprzeczać, więc zrobiła tyle, ile mogła. Przeprosiła.
– Przepraszam.
– Co spodziewałaś się tam usłyszeć?
– Ja… – Co spodziewała się tam usłyszeć? Nie miała pojęcia. Wiedziała jednak, że jej zachowanie było absolutnie niedopuszczalne, całkowicie nieprofesjonalne i należało jej się kilka słów reprymendy. Tylko że on jej ich nie dał. – Prawdę mówiąc, cała ta sytuacja bardzo mnie stresuje. Spodziewałam się chyba, że… odrzuci pan tę propozycję.
W sumie byli po tej samej stronie, bo i ona próbowała wybić Heidi z głowy ten niedorzeczny pomysł.
– Uwierz, że gdyby zależało to ode mnie, w ogóle by cię tu nie było.
Zmarszczyła brwi, zaskoczona jego nieuprzejmym tonem. Nie popisała się, to prawda, i z pewnością zasłużyła na kilka gorzkich słów, niemniej nie spodobało jej się to, co powiedział, i nie zamierzała tego ukrywać. Spojrzała na niego ostro, świadoma, że stąpa po cienkim lodzie. Jednak to Heidi podpisywała jej czeki, nie Elijah.
– Proszę mi wierzyć, że to samo mogłabym powiedzieć o panu.
Gdy obrzucił ją piorunującym spojrzeniem, przypomniała sobie, że w sumie pieniądze Heidi pochodziły od niego. Mężczyzny stojącego przed nią. Heidi wystąpiła kilka lat temu w paru programach telewizyjnych i była wystarczająco ponętna, by złowić bogatego i sławnego męża, ale teraz, gdy jej małżeństwo dobiegło końca, stała się kimś w rodzaju pełnoetatowej dziewczyny kolejnego gwiazdora.
– Sugeruję w takim razie, żebyś powiedziała swojej szefowej, że to nie ma sensu. Ten pomysł jest absurdalny.
– Niestety nie mogę tego zrobić. To Heidi mówi mi, co mam robić, i ja to robię. Moja praca polega na dbaniu o tych chłopców i o ile, tak jak panu, nie podoba mi się ten pomysł, zamierzam wywiązać się ze swoich obowiązków.
– Przecież potrafię, do cholery, zadbać o własnych synów!
– Nikt nie sugeruje inaczej.
Elijah zaczął krążyć po pokoju, z trudem ukrywając irytację. Iris znała ten specyficzny chód. Widziała go na kilku filmikach z jego koncertów. Tam tak samo przecinał przestrzeń.
– Wiem doskonale, w co ona pogrywa. Szuka pretekstu, dowodów. Jeśli dopnie swego, nigdy więcej…
– Przepraszam, ale to nie ze mną powinien pan o tym rozmawiać. To mnie nie dotyczy.
Rzucił jej gniewne spojrzenie, a jego zielone oczy zapłonęły z wściekłości.
– Czyżby? To ciebie wysyła w roli szpieżki.
Iris cofnęła się o krok ze zdumienia.
– W roli szpieżki?
– A jak! I wygląda na to, że zabrałaś się już do pracy, tylko póki co fatalnie ci idzie. – Gestem wskazał na sufit, nawiązując do tego, co miało miejsce w sypialni.
– Mam świadomość, że to, co wydarzyło się na piętrze, było niezwykle niestosowne i bardzo pana za to przepraszam. Obiecuję, że to się już nie powtórzy. Nie zamierzałam też pana szpiegować… Nic takiego nie zostało mi nawet przez Heidi zasugerowane.
Iris miała nadzieję, że Elijah nie był kimś w rodzaju chodzącego wykrywacza kłamstw.
A to dlatego, że kilka dni temu usłyszała od Heidi następujące słowa: „Będziesz informować mnie, czy nie dzieje się tam coś podejrzanego, Iris. Obiecaj, że to dla mnie zrobisz. Chcę wiedzieć, co robi, gdzie chodzi…”. Litania tematów, o których miała jej raportować, nie miała końca. „Kogo bzyka” też znajdowało się na tej liście. I choć Iris nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, zgodziła się niechętnie, choć wątpiła, aby umiała się na to ostatecznie zdobyć. Przecież to, z kim sypiał ten mężczyzna, to wyłącznie jego sprawa, prawda? Iris pracowała tylko jako niania. I dopóki zachowanie Elijaha nie wpływało negatywnie na chłopców, po co Heidi te wszystkie informacje?
Tylko że jeśli Eli nie przestanie grać Iris na nerwach…
I jeśli nadal będzie wpatrywał się w nią w ten sposób…
Oblizała usta, pragnąc wydostać się z tej niewygodnej sytuacji. Czy tak miały wyglądać najbliższe tygodnie? Czy codziennie będzie się mierzyć z oskarżeniami i wrogością z jego strony?
– Naprawdę nie ma się pan o co martwić. Obiecuję. Rozumiem, że czas z dziećmi jest dla pana bardzo ważny i nie zamierzam w to ingerować. Jestem po to, by służyć pomocą. Ponadto Heidi upiera się, że będzie spokojniejsza, wiedząc, że jestem przy chłopcach.
– Tak twierdzi, choć według mnie, da jej to możliwość na beztroską ucieczkę ze swoim fagasem i doprowadzenie kilku paparazzi do szału. – Zdawał się mówić to z pewnym przekąsem, nutą zgorzkniałości i Iris zastanawiała się, czy nie ukrywa się w tym jakaś szczypta uczuć, którymi nadal darzył byłą żonę. Bywało, że rozmyślała też o tym, czy mimo wieloletniej obecności nowego chłopaka również Heidi nie skrywała w głębi serca czegoś podobnego do Elijaha. Wydawało jej się niezwykle smutne, że dwoje ludzi, którym ewidentnie na sobie zależało, nie mogło się dogadać. Z tego, co wiedziała, Eli od rozwodu nie spotykał się z nikim na stałe, a przynajmniej Heidi nigdy nic na ten temat nie wspominała, miała jednak pewność, że gdyby coś było na rzeczy, jej pracodawczyni nie omieszkałaby jej o tym poinformować.
Tak naprawdę ta sprawa jej nie dotyczyła i Iris miała świadomość, że nie powinna się w to mieszać. Heidi była dla niej dobra i tylko to się liczyło. Czuła też, że może jednym z jej dodatkowych zadań podczas tego wyjazdu będzie przekonanie Elijaha, że matka jego synów nie jest aż taka zła. Heidi bywała apodyktyczna. Często też samolubna. Ale nie ma przecież ludzi idealnych, czyż nie? Eli nie należał do ideałów, Iris zresztą też nie.
Koniec końców dla Heidi tylko pracowała; nie była z nią w związku, nie wiedziała o niej wszystkiego. Zresztą nie miało to większego znaczenia. Tu chodziło o tych chłopców, o te dzieci. Tylko oni się tu liczyli. A popracowanie nad stworzeniem miłej i stabilnej atmosfery między rodzicami mogło wyjść im wszystkim na dobre.
– Moim zdaniem zależy jej wyłącznie na tym, by Segerowi i Dylanowi nic się nie stało, panie Vance.
– Skończ wreszcie z tym cholernym „paniowaniem”.
– Dobrze – odpowiedziała Iris, choć cisnęło jej się na usta coś w stylu: „Dobrze, panie dupku”.
– Potrafię zadbać o własne dzieci, więc gdy z nimi będę, nie chcę cię ani widzieć, ani słyszeć, zrozumiano? Nie potrzebuję pieprzonej nadzorczyni. Nie pisałem się na to i z tego, co wiem, nie ma takiego zapisu w mojej umowie rozwodowej.
– Rozumiem, ale…
– Zrozum, że jeśli Heidi aż tak cholernie martwi się o to, co robię z dziećmi pod jej nieobecność, to niech, kurwa, sama z nami pojedzie. Szczerze wątpię, by miała na to ochotę, ale fakt, że ty tam będziesz i to z jej polecenia, nie jest dla mnie wcale lepszym rozwiązaniem.
– Ale ja nie jestem twoim wrogiem. Nie staram się nawet nim być.
– Nie jesteś też moją jebaną przyjaciółką.
Iris przełknęła zalegającą jej w gardle nerwową gulę. Nigdy jeszcze nie miała sposobności przebywać w jednym pomieszczeniu z gwiazdą rocka, a co dopiero z rozwścieczoną gwiazdą rocka. Tak naprawdę nie musiała tam być. To był dom jej szefowej. Nie jego. Już nie jego. Musiała jednak znaleźć jakiś sposób, by się z tym mężczyzną dogadać i to przez najbliższe dwa miesiące. Nie miała pewności, czy wie, jak to zrobić. Specjalizowała się w dzieciach, a nie ich durnych rodzicach.
– OK, w takim razie myślę, że możemy już skończyć tę bezcelową wymianę zdań. Jak widać, nie uda nam się dziś dojść do żadnego porozumienia – stwierdziła stanowczo Iris.
– To prawdopodobnie jedyna kwestia, w której jesteśmy zgodni – odpowiedział Eli. Odwrócił się, szarpnął za klamkę i wyszedł na korytarz. Iris dosłownie za nim wybiegła, czując, że dopiero po opuszczeniu tego mrocznego, ozdobionego ciemnymi panelami pomieszczenia, może znów wziąć głęboki oddech. Gdy tylko zdołała przekroczyć próg gabinetu, otworzyły się drzwi wejściowe i stanął w nich chłopak Heidi, Nicolas Steele, i to tak, jakby to miejsce należało do niego. Obaj mężczyźni znaleźli się niemalże twarzą w twarz.
O kurczaczki!
Po latach spędzonych w branży filmowej Steele był ulubieńcem Hollywoodu. Iris nie mogła uwierzyć, że oto znalazła się w jednym pomieszczeniu z dwójką szalenie sławnych facetów. I to takich, którzy lada chwila mogli skoczyć sobie do gardeł, jeśli tylko ich wzajemna niechęć osiągnęłaby krytyczny punkt. Panującą w przedpokoju atmosferę można było dosłownie ciąć nożem, lecz w momencie, gdy Iris chciała już biec na górę, by zawołać Heidi, Elijah oderwał wzrok od niższego od niego Nicolasa, westchnął głęboko i udał się do salonu.
– Dobra, chłopaki! Lećcie po swoje rzeczy! – rzucił, a w jego głosie można było wyczuć napięcie.
Nicolas zerknął na Iris i mrugnął do niej, jakby dając jej do zrozumienia, że wszystko jest w porządku, że panuje nad sytuacją. Odwzajemniła mu się uśmiechem i ruszyła ku wyjściu, chcąc jak najszybciej wydostać się z tego domu.
Zabierzcie mnie stąd.
Czym prędzej pognała do swojego srebrnego SUV-a zaparkowanego na szerokim, kolistym podjeździe, marząc tylko o tym, żeby znaleźć się w jego cichym i spokojnym wnętrzu. Uwielbiała przebywać w swoim aucie i nie obchodziło jej, że mogło się to komuś wydawać dziwaczne. Bywało, że jedyne, czego pragnęła, to wsiąść do niego i pędzić przed siebie. Jechać daleko, daleko. Z dala od wszystkiego. Gdyby miała taką możliwość, objechałaby cały kraj, przy okazji go zwiedzając. Kiedy o tym pomyślała, zdała sobie sprawę, że w pewnym sensie dostała taką możliwość, mimo że to nie ona siądzie za kółkiem. Nie miała jednak wątpliwości, że będzie jej brakowało własnego samochodu.
Przez najbliższe dwa miesiące nieustannie będą ją otaczać jacyś ludzie. Nieustannie będzie ją otaczał Elijah Vance. Boże, czy da radę to przetrwać?
Podczas gdy Iris się nad tym zastanawiała, z domu wyszedł uśmiechnięty Eli z chłopcami. Niósł na barana Dylana, który ramionami oplatał jego szyję i chichotał radośnie. Seger podążał tuż za nimi ze swoim typowym, jedenastoletnim wyrazem niesmaku na twarzy. Po raz pierwszy odkąd zobaczyła dziś Elijaha, wyglądał na szczęśliwego, niemalże beztroskiego. Przemiana, która w nim zaszła, była niebywała. Trudno było jej uwierzyć, że to ten sam mężczyzna, który zaledwie pięć minut temu stał przed nią w gabinecie, płonąc z wściekłości. Cała złość jakby z niego uleciała. Z tym pięknym uśmiechem było mu szalenie do twarzy. Wyglądał nieziemsko z lekko zmrużonymi oczami i chłopięcymi dołeczkami zdobiącymi policzki.
Iris wstrzymała oddech i spuściła wzrok na kolana, licząc, że Elijah jej nie zauważy i nie uzna, że znów go szpieguje. Wyciągnęła telefon z torebki i siedziała przez chwilę w bezruchu, wpatrując się w wyświetlacz, aż głosy na zewnątrz ucichły i dobiegł ją stłumiony dźwięk zamykanych drzwi od jego samochodu, Mustanga Fastbacka z 1967 roku. Obserwowała ukradkiem, jak matowo czarne auto – jedno z wielu klasycznych, świetnie zadbanych pojazdów, które posiadał – sunie po podjeździe i znika na jego skraju.
Kusiło ją, by za nim pojechać i na własne oczy przekonać się, jak z dala od presji związanej z byłą żoną i jej kochankiem zachowuje się przy swoich synach. Wiedziała jednak, że to nie najlepszy pomysł.
Zresztą niedługo będzie miała ku temu idealną okazję.