- W empik go
Kwadrans. Furtka poza czas - ebook
Kwadrans. Furtka poza czas - ebook
Filip, który dopiero co przeprowadził się z rodzicami do nowego mieszkania, nie może zasnąć – przeszkadza mu w tym dziwny dźwięk, podobny do szeptu. Ten zagadkowy szept zaczyna go prześladować, podobnie jak melodia starej piosenki. W dodatku chłopiec znajduje tajemniczy, misternie wykonany przedmiocik, niby-kluczyk, a niedługo potem w jego ręce trafia stary zegar z ornamentem labiryntu… Co to wszystko może znaczyć i dokąd go zaprowadzi?
Sto lat wcześniej o poranku czternastoletni Jeremi przedziera się przez śnieżne zaspy do zakładu zegarmistrzowskiego. Przyucza się tam do zawodu, by wspomóc matkę ciężko pracującą na utrzymanie rodziny i leczenie chorej na serce córki - Ludwiki. Jeremi jest gotów zrobić wszystko, by tylko jego siostrzyczka poczuła się lepiej. Za sprawą tego pragnienia młodzieniec trafia na trop legendy o Zegarmistrzu Zegarmistrzów opiekującym się zegarami, które odmierzają czas ludzkiego życia…
Jak zazębiają się te dwie, pozornie odległe, historie? Czy to, co było, na pewno minęło, a to, co będzie, już jest, tylko o tym nie wiemy? Co może się zdarzyć w ciągu kwadransa i jak długo może on trwać?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67406-14-7 |
Rozmiar pliku: | 5,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sufit wydawał się taki wysoki! W świetle latarni, wpadającym przez gołe okno, znaczyły się na nim długie pęknięcia, jak pajęcze nitki. Pośrodku sufitu, ze stiukowego kwiatu, który przypominał Filipowi główkę kapusty, zwisał smutno kabel zakończony żarówką.
Filip obudził się jakiś czas temu i nie mógł już zasnąć. Leżał w łóżku, przykryty kołdrą po uszy, bo w pokoju panował chłód. To była pierwsza noc w nowym mieszkaniu. Wprowadzili się właśnie dziś – przewieźli ostatnie drobne sprzęty, które zmieściły się do ich własnego samochodu, i już tu zostali. Mimo że mieli trochę czasu na to, by oswoić się z mieszkaniem, chłopiec nadal czuł się w nim obco.
Leżąc, Filip nasłuchiwał. W ciągu dnia pełno tu było ruchu, przesuwano meble, kartony, otwierano i zamykano drzwi i okna, nawoływano. Dopiero teraz, w nocnej ciszy, mógł posłuchać starej kamienicy.
Trzasnęła deska w podłodze. Coś na strychu, tuż nad głową Filipa, zaskrzypiało. Zatrzepotał skrzydłami niespokojny gołąb na okiennym parapecie. W kaloryferze stukało coś rytmicznie. Ale poza tymi domowymi dźwiękami było cicho. Tak bardzo cicho.
Zupełnie jakby spadł śnieg, pomyślał Filip.
Wstał z łóżka i podszedł do okna.
Rzeczywiście – wielkie płatki opadały z nieba, które wcale nie było czarne, tylko perłowoszare, mimo że był chyba środek nocy. Śnieg szybował w powietrzu, zabarwionym na pomarańczowo od światła latarni, i miękko kładł się na wszystkim wokół.
Filip uchylił okno i wystawił głowę. Na zewnątrz pachniało świeżością i mrozem.
Chłopiec zadrżał, zamknął okno i szybko wskoczył z powrotem pod kołdrę. Chwilę trwało, zanim na nowo się ogrzał. Wsunął ręce pod kark i zamknął oczy, żeby nie widzieć tego obcego, wysokiego sufitu. Znów nadstawił uszu.
Stuknięcie. Świst wiatru. Skrzypnięcie. I kolejne stuknięcie, podwójne. Cisza.
Już zaczął usypiać, kiedy nagle jego uszy wychwyciły nowy dźwięk. Słychać go było w tle wszystkich pozostałych i chłopiec w jednej chwili uświadomił sobie, że ów dźwięk był tam przez cały czas, tyle że niezauważony. Brzmiał jak szept, ale nie zwykły, tylko odległy i przenikliwy; jak gdyby wiele, wiele osób recytowało wiersz. Albo kilka wierszy, różnych. Był w tym głosie rytm i była melodia – ale Filip nie potrafił ustalić, skąd on dochodzi.
Otworzył oczy. Im dłużej próbował dopasować do czegoś ten szept, tym bardziej narastał w nim niejasny lęk.
Filip pospiesznie zapalił nocną lampkę i zasłonił uszy rękami. Teraz słyszał tylko własny przyspieszony puls. Rozejrzał się. Opuścił ręce.
Cisza.
Nieco uspokojony wyszedł na palcach z pokoju i zapalił światło na korytarzu. Uchylił drzwi i zajrzał do sypialni rodziców. Oboje spali, zakopani pod ciepłą kołdrą.
Chłopiec się cofnął, ale deska pod jego stopą zaskrzypiała głośno. Mama się poruszyła, a potem podniosła głowę.
– Filip? – spytała zaspanym głosem, osłaniając oczy od światła. – Coś się stało?
– Nie, nic. Nie chciałem cię obudzić.
– Mmhm – mruknęła mama nieprzytomnie i znów położyła głowę na poduszkę.
Chłopiec zamknął drzwi do sypialni. Wszystko w porządku. Nie było się czego bać.
Obrócił się i znieruchomiał, przestraszony, bo dostrzegł ruch w końcu korytarza. Zaraz jednak odetchnął z ulgą. To było wiszące lustro, a w nim – ruchome odbicie jego samego: piegowatego chłopca z zadartym nosem i zielonymi oczami. Brązowe włosy miał poskręcane w sprężynki i był nieco za gruby. Czy też: za pulchny, jak to ostatnio określiła jedna z jego koleżanek. Filip westchnął i z lekką obawą zerknął w stronę drzwi do swojego pokoju. Ciekawe, czy znów usłyszy tam te szepty.
– Masz dziesięć lat – powiedział półgłosem do swojego odbicia. – Nie zachowuj się jak smarkacz.
Zegarek stojący pod lustrem wskazywał drugą trzydzieści. Późno. Jak dobrze, że właśnie zaczęły się ferie zimowe i nie trzeba rano wstawać do szkoły.
Filip wrócił do swojego pokoju, otulił się kołdrą i dodatkowo jeszcze kocem i zamknął oczy, odwrócony plecami do okna – nie chciał, żeby latarnia świeciła mu w twarz.
Nie minęło nawet pięć minut, kiedy skądś znów popłynął ten rytmiczny, zbiorowy szept. Chłopiec jednak już go nie słyszał. Zasnął.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------