Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Kwiatki świętego Franciszka z Asyżu - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 stycznia 2018
4,18
418 pkt
punktów Virtualo

Kwiatki świętego Franciszka z Asyżu - ebook

Dzieło powstałe prawdopodobnie na przełomie XIII i XIV wieku, autor nie jest znany. Jest to zbiór krótkich opowiadań  o życiu świętego Franciszka z Asyżu.

 

Kategoria: Liceum
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-5640-9
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

W imię Pana naszego Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i Matki Jego, Dziewicy Maryi. Księga ta zawiera kilka kwiatków, cudów i przykładów pobożnych sławetnego biedaczyny Chrystusowego, świętego Franciszka, i kilku jego towarzyszy świętych. Na chwałę Jezusa Chrystusa. Amen

Na wstępie zważyć należy, że sławetny święty Franciszek we wszystkich czynach żywota swego podobien był Chrystusowi błogosławionemu. Jak Chrystus, kazać zaczynając, dwunastu wybrał apostołów, by wzgardziwszy wszelką rzeczą świecką, naśladowali Go w ubóstwie i w innych cnotach, tak i święty Franciszek, zakładając Zakon, z początku dwunastu wybrał towarzyszy, którzy najwyższe posiedli ubóstwo. I jak jeden z dwunastu apostołów Chrystusowych, odtrącon od Boga, obwiesił się w końcu, tak jeden z dwunastu towarzyszy świętego Franciszka, któremu na imię było brat Jan z Kapelli, odpadł i obwiesił się w końcu. Jest to dla wybranych pouczenie wielkie i powód do pokory i bojaźni, jeśli się zważy, że nikt pewien nie jest wytrwania aż do końca w łasce Bożej. I jak owi apostołowie święci zgoła cudowni byli świętością, pokorą i pełnią Ducha Świętego, tak i ci prześwieci towarzysze świętego Franciszka byli ludźmi takiej świętości, że od czasu apostołów aż dotąd świat nie widział ludzi tak cudownych i świętych. Jednego z nich bowiem porwał zachwyt aż w trzecie niebo, jak świętego Pawła, a był to brat Idzi. Innego, to jest brata Filipa Długiego, dotknął anioł węglem ognistym na wardze, jak proroka Izajasza. Inny, to jest brat Sylwester, mówił z Bogiem, jak mówi przyjaciel z przyjacielem, podobnie jak Mojżesz czynił. Inny wzlatał bystrością umysłu aż w światło mądrości Boskiej, podobnie orłu, Janowi Ewangeliście, a był to brat Bernard przepokorny, który bardzo głęboko wykładał Pismo Święte. Inny, uświęcon od Boga, kanonizowany był w niebie, kiedy żył jeszcze na świecie, a był to brat Rufin, szlachetnie urodzony, z Asyżu. Tak oto wszyscy odznaczeni byli szczególną cechą świętości, jak okazuje to, co nastąpi.ROZDZIAŁ 2

O bracie Bernardzie z Kwintawalle, pierwszym towarzyszu świętego Franciszka

Pierwszym towarzyszem świętego Franciszka był brat Bernard z Asyżu, który w taki nawrócił się sposób. Kiedy święty Franciszek świecką nosił jeszcze szatę – acz już pogardził był światem i chadzając w pogardzie umartwiał się pokutą, a choć wielu uważało go za głupca i wyszydzało jako szaleńca, krewni zaś i obcy wyganiali go kamieniami i brudnym błotem, on mimo wszelkie lżenia i szyderstwa chadzał cierpliwy, jakby był głuchy i ślepy – począł Bernard z Asyżu, jeden z najszlachetniej urodzonych, najbogatszych i najmędrszych w mieście, rozważać roztropnie tak ogromną świata pogardę, tak wielką wśród krzywd cierpliwość świętego Franciszka i to, że będąc już od dwóch lat u każdego we wstręcie i wzgardzie, zdawał się coraz stalszym.

Zaczął tedy rozmyślać i mówić sobie: „Nie może być zgoła, by brat ten nie posiadał wielkiej łaski Boga”. Przeto wieczorem zaprosił go na wieczerzę i na nocleg. Święty Franciszek przyjął zaproszenie i wieczerzał z nim, i został na nocleg. Wówczas Bernard postanowił w sercu zbadać świętość jego. Przeto kazał przysposobić dlań łoże w swej własnej komnacie, gdzie nocą zawsze paliła się lampa. Święty Franciszek wszedłszy do komnaty, chcąc ukryć świętość swoją, rzucił się na łoże i przyjął pozór śpiącego. Podobnie i Bernard rzucił się po chwili na łoże i począł mocno chrapać, jak gdyby spał bardzo twardo. Święty Franciszek, sądząc prawdą, że Bernard śpi, wstał w czasie pierwszego snu z łoża i począł się modlić, podnosząc oczy i ręce ku niebu, i z ogromną pobożnością i żarliwością mówił: „Boże mój, Boże mój!” Mówiąc tak i płacząc rzewnie, trwał aż do rana, powtarzając ciągle: „Boże mój, Boże mój” i nic więcej. A mówił to święty Franciszek, rozpamiętując i podziwiając wzniosłość Majestatu Bożego, który raczył zejść do ginącego świata i kazał biedaczynie swemu, Franciszkowi, nieść lek dla zbawienia duszy swojej i innych. Tak oświecony Duchem Świętym, czyli duchem proroczym, przewidując wielkie sprawy, których Bóg dokonać miał przezeń i przez Zakon jego, i rozważając niedostateczność i słabość swoją, wzywał i prosił Boga, by dobrocią i wszechmocą swoją, bez której nic nie sprawi ułomność ludzka, spełnił, poparł i zdziałał to, czemu on sam nie podoła. Bernard, widząc przy świetle lampy pobożne czyny świętego Franciszka, rozważał pobożnie słowa, które mówił. Wtedy dotknął go i natchnął Duch Święty, by zmienił życie swoje. Przeto z nastaniem ranka przywołał świętego Franciszka i rzekł: „Bracie Franciszku, postanowiłem silnie w sercu swoim porzucić świat i słuchać ciebie we wszystkim, co mi rozkażesz”. Święty Franciszek słysząc to ucieszył się w duchu i rzekł: „Bernardzie, to, co mówisz, jest tak wielkim i trudnym dziełem, że dobrze by było zasięgnąć w tej sprawie rady Pana naszego, Jezusa Chrystusa, i prosić Go, by raczył objawić nam wolę swoją i pouczyć nas, jak to w czyn wprowadzić. Przeto chodźmy społem do pałacu biskupa, gdzie jest ksiądz dobry, i każmy mszę odprawić. Potem będziemy modlić się do trzeciej, prosząc Boga, by przez trzykrotne otwarcie mszału objawił nam drogę, którą wybrać mamy”. Odrzekł Bernard, że mu to wielce po myśli.

Przeto ruszyli i poszli do pałacu biskupa. Kiedy wysłuchali mszy i przetrwali na modłach do trzeciej, ksiądz wziął mszał na prośbę świętego Franciszka i uczyniwszy znak krzyża świętego otworzył go w imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa, trzy razy. Za pierwszym otwarciem wypadło słowo, które rzekł Chrystus w Ewangelii do młodzieńca, pytającego o drogę do doskonałości: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, przedaj, co masz, rozdaj ubogim i pójdź za mną”. Za drugim otwarciem wypadło słowo, które rzekł Chrystus do apostołów, posyłając ich, aby kazali: „Nie bierzcie nic z sobą w drogę, ni laski, ni sakwy, ni obuwia, ni pieniędzy”, chcąc ich przez to pouczyć, że całą nadzieję życia winni pokładać w Bogu i starać się jedynie głosić Ewangelię świętą.

Za trzecim otwarciem mszału wypadło słowo, które rzekł Chrystus: „Kto chce iść za mną, niechaj się zaprze siebie i weźmie krzyż swój, i naśladuje mnie”. Wówczas rzekł święty Franciszek do Bernarda: „Oto rada, którą Chrystus ci daje. Idź więc i uczyń ściśle, co słyszałeś. Błogosławiony niech będzie Pan nasz, Jezus Chrystus, który raczył pokazać nam, jak żyć wedle Ewangelii”. Usłyszawszy to, poszedł Bernard i sprzedał, co miał. A był bardzo bogaty. I w rozradowaniu wielkim rozdał wszystko wdowom, sierotom, więźniom, klasztorom, szpitalom i pielgrzymom. A we wszystkim pomagał mu święty Franciszek wiernie i mądrze.

Człowiek niektóry, imieniem Sylwester, widząc, że święty Franciszek daje i każe rozdawać tyle pieniędzy ubogim, opanowany chciwością rzekł do świętego Franciszka: „Nie zapłaciłeś mi wszystkiego za kamienie, które kupiłeś ode mnie, aby odbudować kościół. Zapłać mi więc, skoro masz pieniądze!” Wówczas święty Franciszek, dziwując się jego chciwości i nie chcąc się z nim spierać, jako prawdziwy naśladowca Ewangelii świętej, włożył ręce w zanadrze Bernarda; i mając ręce pełne pieniędzy włożył je w zanadrze Sylwestra, mówiąc, że jeżeli chce więcej, da mu więcej. Zadowolony atoli Sylwester odszedł i wrócił do domu. Rozmyślając wieczorem o tym, co czynił za dnia, i wyrzucając sobie chciwość swoją, rozważał gorliwość Bernarda i świętość świętego Franciszka.

Nocy następnej i podczas dalszych dwóch nocy miał takie od Boga widzenie: z ust świętego Franciszka wychodził krzyż złoty, którego szczyt dotykał nieba, a ramiona sięgały od wschodu do zachodu. Skutkiem tego widzenia oddał gwoli Bogu wszystko, co miał, i został bratem mniejszym, i doszedł w Zakonie do takiej świętości i łaski, że mówił z Bogiem, jak mówi przyjaciel z przyjacielem, co święty Franciszek zauważył kilkakrotnie i o czym dalej jeszcze będzie mowa. Podobnie i Bernard doznał tyle łaski Bożej, że często wśród rozpamiętywania porywał go zachwyt do Boga. Święty Franciszek mawiał o nim, że godzien był czci wszelakiej i że on założył ten Zakon. Bowiem pierwszy porzucił świat, nie zachowując dla siebie nic, lecz oddając wszystko ubogim Chrystusa.

I dał początek ubóstwu ewangelicznemu, oddając się nago w ramiona Ukrzyżowanego, który błogosławiony niech będzie in saecula saeculorum. Amen.ROZDZIAŁ 3

Jak święty Franciszek gwoli złej myśli, którą żywił przeciw bratu Bernardowi, rozkazał temuż bratu Bernardowi, by mu po trzykroć nastąpił stopami na szyją i na usta

Pobożny sługa Ukrzyżowanego, święty Franciszek, oślepł prawie wskutek srogiej pokuty i ustawicznego płakania i ledwo widział. Pewnego razu wyszedł z klasztoru, kędy przebywał, i udał się do klasztoru, kędy przebywał brat Bernard, by mówić z nim o rzeczach Boskich. Doszedłszy na miejsce, dowiedział się, że ów modli się w lesie, zachwycony i zjednoczony z Bogiem. Wówczas święty Franciszek z drugim bratem poszedł do lasu i wołał owego. „Chodź – rzekł -i rozmawiaj ze ślepcem.” Lecz brat Bernard nic nie odpowiedział, gdyż, oddany głębokim rozpamiętywaniom i porwany zachwytem, tonął w Bogu duchem. A że miał szczególny wdzięk mówienia o Bogu, przeto święty Franciszek, który kilkakrotnie to poznał, pragnął z nim mówić. Po krótkiej chwili zawołał nań raz wtóry i trzeci i w ten sam sposób.

Żadnym razem nie słyszał go brat Bernard, zatem nie odpowiadał ani szedł do niego. Święty Franciszek odszedł nieco markotny, zdziwiony i obruszony, że brat Bernard, którego przecież po trzykroć wołał, nie przyszedł do niego. Odszedłszy z tą myślą, gdy oddalili się nieco, rzekł święty Franciszek do towarzysza swego: „Czekaj mnie tutaj”. I udał się opodal na miejsce samotne, padł do modlitwy i prosił Boga, by mu objawił, czemu brat Bernard nic nie odpowiedział .

Kiedy tak leżał, doszedł go głos Boga, który rzekł: „O biedny człeczyno, co cię wzburzyło? Winienże człowiek porzucać Boga dla stworzenia? Brat Bernard, kiedyś go wołał, zjednoczony był ze mną: przeto nie mógł przyjść do ciebie ani ci odpowiedzieć. Nie dziwuj się tedy, że odpowiedzieć ci nie mógł. Bowiem tak był zachwycony, że zgoła twych słów nie słyszał”. Otrzymawszy tę odpowiedź Boga, święty Franciszek wrócił natychmiast z największym pośpiechem do brata Bernarda, by oskarżyć się przed nim kornie za myśl, którą żywił przeciw niemu.

Kiedy brat Bernard ujrzał go, idącego ku sobie, wyszedł naprzeciw i rzucił mu się do stóp. Wówczas święty Franciszek kazał mu powstać i opowiedział z wielką pokorą myśl i wzburzenie, które żywił przeciw niemu, i co mu Bóg odpowiedział. I tak zakończył: „Rozkazuję ci w imię posłuszeństwa świętego uczynić, co ci rozkażę”. Brat Bernard bojąc się, by święty Franciszek nie rozkazał mu jakiejś ostateczności, jak zwykł to czynić, chciał w sposób przystojny uchylić się od posłuszeństwa, więc odrzekł: „Gotów jestem być wam posłuszny, jeśli mi obiecacie uczynić to, co ja wam rozkażę”. Kiedy mu święty Franciszek obiecał, rzekł brat Bernard: „Powiedzcie tedy, ojcze, co mam uczynić”. Święty Franciszek odparł: „Rozkazuję ci, w imię posłuszeństwa świętego, dla ukarania pychy mej i gniewu serca mego, kiedy na wznak rzucę się na ziemię, postawić mi jedną stopę na szyi, a drugą na ustach i przejść tak po mnie trzy razy, z jednej strony na drugą, hańbiąc mnie i ganiąc, a zwłaszcza mówiąc mi: »Leż, nędzniku, synu Piotra Bernardone, skądże ci ta pycha, najpodlejsze stworzenie ty?«“ Kiedy to brat Bernard usłyszał, choć bardzo srogim wydało mu się takie postępowanie, atoli w imię posłuszeństwa świętego spełnił, o ile mógł najgrzeczniej, co mu święty Franciszek rozkazał. A kiedy to uczynił, rzekł święty Franciszek: „Teraz rozkaż ty mnie, co mam uczynić tobie. Bowiem przyrzekłem ci posłuszeństwo”. Rzekł brat Bernard: „Rozkazuję ci w imię posłuszeństwa świętego każdym razem, kiedy społem będziemy, ganić mnie ostro i wieść do poprawy z błędów moich”. Przeto święty Franciszek dziwił się wielce: bowiem taka była świętość brata Bernarda, że żywił dlań cześć wielką i uznawał, że w niczym na naganę nie zasługuje. Odtąd wystrzegał się święty Franciszek przebywać długo z nim razem, by nie musieć rzec słowa nagany temu, którego świętość znana mu była.

Lecz kiedy zapragnął widzieć go lub słyszeć mówiącego o Bogu, oddalał się znów od niego, jak mógł najszybciej, i uchodził. I budujące było widzieć, z jaką miłością, czcią i pokorą święty Franciszek, ojciec, obcował i rozmawiał z bratem Bernardem, synem pierworodnym. Na cześć i na chwałę Jezusa Chrystusa i biedaczyny Franciszka. Amen.ROZDZIAŁ 4

Jak Anioł Boży zadał pytanie bratu Eliaszowi, gwardianowi klasztoru w dolinie Spoleta, a gdy mu brat Eliasz z pychą odpowiedział, odszedł i udał się w drogę do Świętego Jakuba, gdzie zastał brata Bernarda i rzecz tę mu opowiedział

Pierwszych czasów i na początku Zakonu, kiedy mało było braci i żadne nie istniały jeszcze klasztory, udał się święty Franciszek w pobożności swojej do Świętego Jakuba do Galicji. Wiódł z sobą kilku braci, wśród których był także brat Bernard. Kiedy szedł z nimi drogą, ujrzał na ziemi biedaczynę chorego i zdjęty litością rzekł do brata Bernarda: „Synu, zostań tu i służ temu choremu”.

Brat Bernard ukląkł kornie i skłoniwszy głowę usłuchał rozkazu świętego ojca i pozostał w tym miejscu. Święty Franciszek zasię z resztą towarzyszy poszedł do Świętego Jakuba. Kiedy tam przybyli i noc spędzili na modłach w kościele Świętego Jakuba, Bóg objawił świętemu Franciszkowi, że winien wybrać miejsc mnogo na świecie, gdyż Zakon jego ma wzmóc się i wzróść w wielką liczbę braci.

Na rozkaz Boga święty Franciszek zaczął obierać w tych okolicach miejsca. I wracając tą samą drogą odnalazł brata Bernarda i chorego, z którym go zostawił, już uzdrowionego. Przeto święty Franciszek pozwolił bratu Bernardowi udać się roku przyszłego do Świętego Jakuba. Święty Franciszek zaś wrócił do doliny Spoleta i przebywał w odludnym klasztorze, z bratem Maciejem, bratem Eliaszem i innymi. Wszyscy wystrzegali się bardzo narzucać mu się i przeszkadzać w modlitwie; a czynili to z wielkiej czci, którą dlań żywili. Bowiem wiedzieli, że Bóg objawiał mu rzeczy wielkie podczas modłów jego. Zdarzyło się dnia pewnego, że kiedy święty Franciszek na modłach trwał w lesie, przyszedł do bramy klasztoru młodzian piękny, zdający się być wędrowcem, i pukał tak niecierpliwie, mocno i długo, że bracia dziwili się wielce tak niezwykłemu pukaniu. Wyszedł brat Maciej, otworzył bramę i rzekł do młodziana: „Skąd przybywasz, synu? Zda się, że tu jeszcze nigdy nie byłeś, bowiem pukasz niezwykle”. Odrzekł młodzian: „Jakże pukać należy?” Rzekł brat Maciej: „Pukaj trzykrotnie, raz po raz w odstępach, potem czekaj, póki brat nie odmówi Ojcze nasz i nie wyjdzie do ciebie. Jeśliby pod ten czas nie przyszedł, zapukaj po raz wtóry”. Odrzekł młodzian: „Spieszno mi bardzo, przeto pukałem tak silnie. Czeka mnie bowiem długa jeszcze droga, a przyszedłem, by mówić z bratem Franciszkiem. Atoli trwa on teraz w lesie na rozpamiętywaniu, przeto mu nie chcę przeszkadzać. Lecz idź i przyślij mi brata Eliasza, któremu chcę zadać pytanie. Wiem bowiem, że wielce jest mądry”. Idzie brat Maciej i mówi bratu Eliaszowi, by wyszedł do młodziana. Lecz ten oburza się tym i iść nie chce. Brat Maciej nie wie, co czynić ni co odpowiedzieć tamtemu. Jeśli bowiem powie, że brat Eliasz przyjść nie może, skłamie. Jeśli powie, że jest wzburzony i wyjść nie chce, to lęka się, że zgorszy owego.

Kiedy brat Maciej marudził z powrotem, młodzian zapukał raz jeszcze, jak wprzódy. Bez namysłu wrócił brat Maciej do bramy i rzecze młodzianowi: „Nie słuchasz mojej nauki co do pukania”. Odrzekł młodzian: „Brat Eliasz wyjść nie chce do mnie. Idź więc i powiedz bratu Franciszkowi, że przyszedłem, aby z nim mówić. Lecz jako że nie chcę przeszkadzać mu w modlitwie, rzeknij, by przysłał do mnie brata Eliasza”.

Poszedł tedy brat Maciej do świętego Franciszka, który modlił się w lesie z twarzą do nieba wzniesioną, i oświadczył mu zlecenie młodziana i odpowiedź brata Eliasza. A młodzian ten był aniołem Bożym w postaci ludzkiej.

Święty Franciszek, nie ruszając się z miejsca ani nie zniżając twarzy, rzekł do brata Macieja: „Idź i rzeknij bratu Eliaszowi, by w imię posłuszeństwa natychmiast wyszedł do tego młodziana”.

Brat Eliasz, słysząc rozkaz świętego Franciszka, wyszedł wzburzony bardzo do bramy i otwarł ją z rozmachem wielkim i hałasem, i rzekł do młodziana: „Czego chcesz?” Odparł młodzian: „Bacz, bracie, i nie bądź tak gniewny, jak się wydajesz. Gniew bowiem przeszkadza i nie pozwala duszy rozpoznać prawdy”. Rzecze brat Eliasz: „Powiedz mi, czego chcesz ode mnie”. Odparł młodzian: „Pytam cię, czy naśladowcom Ewangelii świętej wolno jeść wszystko, co im podadzą, jak Chrystus uczył uczniów swoich? I pytam cię jeszcze, czy człowiekowi wolno podać drugiemu rzecz przeciwną wolności ewangelicznej?” Odparł z pychą brat Eliasz: „Wiem to dobrze, lecz nie chce mi się odpowiedzieć tobie”. Rzekł młodzian: „Mógłbym odpowiedzieć na to pytanie lepiej niż ty”. Wówczas brat Eliasz wzburzony i wściekły zatrzasnął drzwi i odszedł.

Potem jął rozmyślać nad pytaniem i powątpiewać w sercu, a nie wiedział, jak rozwiązać pytanie. Był bowiem wikarym Zakonu i poza Ewangelią i regułą świętego Franciszka zarządził i ustanowił, by żaden z braci Zakonu nie jadł mięsa. Więc pytanie owo było wyraźnie przeciw niemu zwrócone. A nie umiejąc sobie tego wyjaśnić i rozważając skromność młodziana i to, co mu rzekł, że mógłby na to pytanie lepiej niż on odpowiedzieć, powrócił do bramy i otwarł ją, by prosić młodziana o rozwiązanie pytania.

Atoli ów był już odszedł, gdyż pycha brata Eliasza niegodna była rozmawiać z aniołem.

Kiedy się to stało, wrócił święty Franciszek, któremu Bóg wszystko objawił, z lasu i na głos cały ganił mocno brata Eliasza mówiąc: „Niedobry bracie, pyszny bracie Eliaszu, który wypędzasz od nas anioły święte, przychodzące, aby nas nauczać. Powiadam ci, że lękam się, byś dla pychy swojej nie musiał skończyć poza Zakonem”.

I stało się też potem, jak mu rzekł święty Franciszek. Bowiem umarł poza Zakonem.

Tegoż dnia i tejże godziny, kiedy anioł odszedł, zjawił się w takiej samej postaci bratu Bernardowi, który powracał od Świętego Jakuba i znalazł się na brzegu wielkiej rzeki. I pozdrowił go w swej Boskiej mowie: „Bóg darz cię pokojem, dobry bracie”. A dobry brat Bernard, zdumiony wielce, dziwując się piękności młodziana i gwarze jego ojczyzny, jego pozdrowieniu pokojowemu i twarzy radosnej, zapytał: „Skąd idziesz, dobry młodzieńcze?” Odparł anioł: „Idę z miejsca, gdzie bawi święty Franciszek. A poszedłem tam, by z nim mówić; lecz nie mogłem, był bowiem w lesie i rozpamiętywał rzeczy Boskie, a jam mu nie chciał przeszkadzać. Przebywa tam także brat Maciej i brat Idzi, i brat Eliasz. Brat Maciej uczył mnie pukać do bramy sposobem braci. Ale brat Eliasz nie chciał mi odpowiedzieć na pytanie, które mu zadałem. Potem żałował tego i chciał mnie usłyszeć i widzieć, a nie mógł”. Po tych słowach rzekł anioł do brata Bernarda: „Czemu nie przechodzisz na drugi brzeg?” Odrzekł brat Bernard: „Boję się niebezpieczeństwa, dla głębokości wody, którą widzę”. Rzekł anioł: „Przejdźmy razem, nie wahaj się”. I ujął jego dłoń i w mgnieniu oka postawił go na drugim brzegu rzeki.

Wonczas brat Bernard poznał, że to anioł Boży, i z wielką czcią i radością rzekł głośno: „O błogosławiony aniele Boży, powiedz mi, jakie jest imię twoje”. Odparł anioł: „Przecz pytasz o imię moje, które jest cudowne?” I rzekłszy to, anioł znikł i zostawił brata Bernarda tak bardzo ucieszonego, że całą drogę przebył pełen wesela. I zapamiętał sobie dzień i godzinę, kiedy anioł mu się ukazał. Przybywszy na miejsce, gdzie bawił święty Franciszek z pomienionymi towarzyszami, opowiedział im wszystko po kolei. I poznali zaprawdę, że ten sam anioł, dnia tego samego i tej samej godziny, zjawił się im i jemu.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij