Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kwitnące niebo - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kwitnące niebo - ebook

Autorka w swoim najnowszym tomiku pragnie przekonać Czytelnika do zastanowienia się nad jego rolą w teraźniejszości. Zachęca, aby Odbiorca poezji przystanął i (choć przez chwilę) głębiej się zamyślił, intensywniej niż na co dzień. Treść tej książki dotyczy przede wszystkim samotności wśród tłumu, nieurzeczywistnionej miłości, schematyzowania, melancholii, niekiedy nawet śmierci i tego, co może mieć po niej miejsce. Wiersze są trudne w odbiorze, ale raczej warto poznać je nieco bliżej.

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8351-678-3
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

kościste serce

powracasz

choć niebieskookie gwiazdy

nie wskazują dziś dalszej drogi

znów jesteś

mimo że ból przynosi spokój i ukojenie

nie wiem czy warto

budować kolejny mur

kochać się w świetle które przydaje

moim oczom uśmiechu

ciało

rozpięte na plastikowym krzyżu

wciąż nie jest przyzwyczajone

do walki

słowa nadal udowadniają

pocałunki także mogą być

przegadane

zmysły truchleją

pod kolejną warstwą powietrza

kłócą się z dotykiem

jaki sercem nanosisz na nadgarstki

proszę pomóż mi

odszukać człowieka

pośród tych ociężałych produktów ubocznych

pośród drzazg tkwiących

w kościstym sercu

nie reaguj na smutek

jeszcze większym szczęściem

nie sprzeczaj z cierpieniem

które zawsze kończy się

w twoich ramionach

boli

przeszywa mnie twój oddech

słońce odbiera resztkę

pieczołowitej pieszczoty

serce faluje na wietrze

dusza pokrywa się gęsią skórką

to będą dobre czasy

to będzie dożywotnia chwila

wytchnieniasny występują z brzegów

przepraszam nie mogę obiecać

twojemu powszedniemu życiu

zbyt wielu jaśniejących słów

nie przysięgnę młodzieńczej wieczności

że muszę kochać dożywotnio

usiłuję przedostać się

przez tę granicę

między melancholią a niebem

staram się aby sny

były gotowe do bezsennych złudzeń

czas wzlatuje

ponad człekokształtnymi pytajnikami

gardzi gwiazdami

które pragną prawdziwych wzruszeń

wiem

przepełnia mnie bezkres

kończący się w moich ustach

szukający drogi ucieczki

z zaciśniętej pięści serca

w ciele

znów kotłuje się nieporządek

sny występują z brzegów

niebiosa różowieją

choć słońce pękło jak zbyt słona myśl

niedostosowany do nadziei krzyk

wołanie

którego nie sposób usłyszeć

które odziera ciało z cierni

samotności nie zrozum źle

moje zmysły dryfują

w twoich łapczywych dłoniach

łza przepędza nieskromną tęsknotę

namiętność płoszy lęk

zadomowiony w moim świecie

zmartwychwstały na piedestale

przegranych pocałunkówiść pomalutku

bolą mnie odciski twoich ust na skroniach

bolą słowa które wycelowałeś

prosto w niepokonany sen

nie chcę słyszeć

twojego przyśpieszonego oddechu

przestrzelona tęsknoto

nie chcę czuć obaw

które wznoszą we mnie czerstwe usta

zapisuję na marginesie

moje kolejne epitafium

papier przesiąka łatwowiernym oddechem

ołówek kruszeje w za dużej dłoni

znów marnuję łzy

jakie kolekcjonowałam

przez tyle pokoleń

śnię na przełaj o sensie teraźniejszości

składam ciało w zbyt dużej kołysce

moje myśli

skąpane w cierpieniu

stają na baczność

kiedy tuż obok przemyka

zjełczała wina

jątrzą się we mnie bezludne godziny

sumienie nie potrzebuje już spełnienia

nicość usycha

od nadmiaru ciszy

znów kocham się w bezsensownej jawie

znów delektuję straconą wiecznością

samolubnym niebem

uczącym mnie iść pomalutkuczarna perła namiętności

nie wiem czy to warto śnić

wciąż pod prąd

nie mam pewności czy opłaca się

żyć kiedy dusza jest

przeciwna ciału

chciałabym zostawić w spokoju

ten przeklęty czas

lecz obojętność znów drąży

prześwietlone serce

gładzi niedokończone zmysły

zamiast popielatych łez

pozostało mi niebo

naiwnie zielone

o cytrynowym smaku

kłębią się we mnie nieskromne chwile

kiedy to dusza zrzuca ciało

pod powieką lęgnie się

czarna perła namiętności

jestem bezpieczna dopóki gwiazdy

nucą mi tę samą balladę

której nauczyły mnie

twoje rozpostarte usta

tańczę

choć moje wspomnienia

nie mają poczucia rytmu

choć nie należę do snu co jątrzy się

we mnie niby stracona epoka

niby odblask drażniący sumienie

współistniejący z nadzieją

pękła we mnie gwiazda

popłynął miąższ

oddech stał się zbyt przypadkowy

odnajdę drogę

nawet jeśli będzie to droga ostatniadroga powrotna Boga

czy to co zwiemy

przypadkowym pocałunkiem

kwitnie równie dobrze

jak wiosenne niebo

czy to o czym marzyliśmy

przez całą przyszłość

musi skończyć się na wstępie

iskrzy się nasza wspólna krew

lśni noc której utrącono

wszystkie najwykwintniejsze konstelacje

uzurpatorski wieczorze

ześlij mi odrobinę smutnego dotyku

podaruj ból który da

najpiękniejsze owoce

na wstępie mojego listu

pożegnalnego

chciałabym ująć myśli

które odebrała mi nadzieja

jakie przepadły bez słowa wyjaśnienia

zamiast kochać

chciałabym poczuć smak twojej duszy

wywęszyć krztynę świetlistego raju

wiem

wieczność zatruwa mój strach

nadaremne spojrzenia

prosto w usidlony chaos

proszę wykradnij mi samotność

umieść łzy na cokole wspomnień

pokaż słońce

którego dotąd nie znałam

nie trzeba myśleć zbyt wiele

pamięci jest dość

żeby umknąć z oków cienia

pokazać Bogu drogę powrotnązbyt trudne nazwisko

moje łzy

wzdęte od głuchoniemego smutku

mój uśmiech gasnący wraz

z gwiazdami o poranku

samotność posępna jak niebo przed burzą

ciało pozbawione snów

marzenia bez prawa do spełnienia

melancholio znów wprosiłaś się

do mojej autobiografii

do niewyczerpanych myśli

którym nikt jeszcze nie nadał przynależności

którym tak trudno uwierzyć

w przeznaczenie

niestety wciąż szukasz dłoni

by rozgarnęła łzy

nadal brak ci blasku

żeby osuszył sumienie

w moim sercu roi się od cieni

którymi usiłowałam cię nakarmić

nasycić czas

który nie doczeka się świtu

nie pojmie bezmiaru mojej pamięci

boli

tak bardzo boli los

co nie może wyprzeć się nadziei

nie potrafi umrzeć tak

by nikt tego nie dostrzegł

po twoich niedokonanych pocałunkach

pozostało tylko współczucie

wyrok jakiego nigdy nie zrozumiem

z jakim się nie zjednoczę

proszę pozwól

żeby zdeptał mnie tłum

a samotność na przeludnionej wyspie

nadała mi zbyt trudne nazwiskotwój lęk jest dowodem

nie potrafię zaczekać

na ciepłolubny poranek

nie potrafię wskrzesić sennego światła

aby kojarzyło mi się z milczeniem

zadanym twoim krzykiem

nie

zbyt wiele przeszkód czeka

abym wierzyła w istnienie nadziei

żebym ufała niebu

że aż do końca pozostanie lazurowe

tak dotkliwie cytrynowe

zanim jeszcze jedna godzina

wprosi się do mojego życiorysu

zanim świat przestanie kręcić się

wokół własnej osi

zagasną ostatnie morskie latarnie

odejdą gwiazdy

osierocone przez Boga

twój lęk jest dowodem

jak wiele snów

może zmieścić się w sercu

jak wiele prawdy mieści się

w jeszcze jednym przypadkowym słowie

cicho

cicho jest dziś w moim niebie

jeszcze ciszej niż tam gdzie sny

nie martwią się o swój los

gdzie wieczność roni kolejną nienarodzoną łzę

zanim lęk potoczy się echem

po moich sennych przywidzeniach

podzielę się z tobą moją wiarą

wyczekiwaniem na przeklętą nocpopadam w sen

smutek zgubił drogę powrotną

do domu

noc odarta z ostatniej leciwej gwiazdy

przybiera barwę zasępionych ust

boję się

tłamsi mnie cisza

to co niepokonane odleci

z ostatnim letnim tchnieniem

przepadnie bez wieści

bez skrupułów

bez ceregieli nadajesz imię

moim urojeniom

bez słowa skargi akceptujesz życie

które zesłała ci niepamięć

boli mnie sen

co zastąpił mi własny świat

dokucza krzyk

wydarty z sideł nocy

zanim przestanę posłusznie lśnić

zanim wzniosę kolejny mur

zadaj mi dotyk zadaj pokutę

z jaką boję się pojednać

za którą tęsknię choć niedosyt

odbiera mi resztkę samotności

popadam w marazm

zagłębiam się w porannych mgłach

jednak to co tkwi w spojrzeniu

nie jest szaleństwem

a prawdą

wyjątkową w swoim urodzaju

nieprzejednaną niby cień

co wiedzie mnie poza granice fantazji

zanim dzień uśmierzy mój szept

zanim przeklnę tutejszy czas

przyjrzyj się piętnu moich kroków

skazom na powiekachpokryj mnie dotykiem

na wstępie tego ostatniego listu

pragnę podarować ci

kilka moich niespełnionych marzeń

garść bezludnych pragnień

krztynę świeżego powiewu

łyk zdrowej melancholii

wielokrotnie usiłowałam liczyć

na przeklęte słowa

pragnęłam czuć nostalgię tutejszej galaktyki

ból okazał się silniejszy

lęk zaczął kojarzyć się

z moim życiorysem

wielokrotnie usiłowałam obłaskawić

natrętny oddech

natarczywe bicie serca

ale moje myśli ginęły pośród tłumu

moja wieczność stawała się skargą

na zbyt dosadną duszę

na odległość z którą zdążyłam się zżyć

w mojej krwi rozgościł się

zbyt prawdziwy poranek

żeby nieść obojętność

dla przerysowanych uśmiechów

żeby pozwolić nostalgii narodzić się

od nowa

i nie chcę płakać

choć moim wrogiem jest cień

a wiatr odbiera ostatnią krztynę powietrza

nie mogę iść dalej

wbrew łzom zasianym twoją dłonią

wbrew wspomnieniom

jakie nie noszą jeszcze imienia

pokryj mnie dotykiem

przykryj szczelnie kochającym słowem

będzie jak dawniej pośród licznych serc

pośród ciał które tak walczą

o odrobinę swobodyznoszony kir

pragnę przykryć się marzeniami

niby mocno znoszonym kirem

wyblakłym całunem

pragnę schować się za plecami samotności

aby strzegła wejścia do przyszłości

jaśniała niby pierwszy wiosenny sen

czuję wyraźniej jak świt

stopniowo pozbawia mnie ciała

jak poranek przedziera się

do umysłu

miłości

co ty wyprawiasz z nadzieją

jak możesz podchodzić tak blisko

zaglądać w czeluści nieba

nie mogę ci uwierzyć

bowiem to co mam

jest ostatnim tchnieniem wiatru

ostatnim spojrzeniem prosto w twarz

kłamstwem któremu należy się prawda

prowadzę nierówną walkę

z gwiazdami

usiłuję przypodobać się światu

nucąc znów tę słoną balladę

marząc o ciszy która dorówna

moim wspomnieniom

stanie się niepodrobionym czasem

wręczam ci bez okazji

mój życiorys

zrób z nim co tylko zechcesz

podarowuję ci lęk i niepewność

że to w co wierzy człowiek

nie świadczy o jego człowieczeństwiew nieznanych objęciach

sercem namalowałeś na ścianie

piękniejszy doskonalszy świat

duszą zburzyłeś niepokonany mur

który wznosiłam w sobie

przez całą kadencję

pozostałam radośnie naga

do bólu szczęśliwa

że ten sam los wskrzesił

pod powiekami wierne łzy

identyczne słońce

zarysowało dla mnie świeży czas

to co najuboższe

powróci pod postacią idyllicznych myśli

niepowtarzalnych słów

za jakie nie będę musiała płacić

które otrzymam w podziękowaniu

za parę posępnych pocałunków

dziś jaśnieje we mnie niebo

z pozoru stracone

lecz tak oddane naszej wędrówce

po nietutejszych czarno-białych łąkach

po pustyniach gdzie każde ziarenko

rozkwita niby łza

po oazach które nie są przywidzeniem

po archipelagach okrutnie bezludnych

tam jątrzą się

nasze wyśmienite rany

pewnego razu zaczerpnę powietrza

serce pójdzie dalej

bez pośpiechu

miłość zatraci swoje źródło

samotność ocknie się

w nieznanych objęciachczerstwa gleba

od kiedy odległość przypomina ciało

któremu odmówiono posłuszeństwa

od kiedy czas przewyższa

najwyższe wzgórza

pagórki strome jak milczące pragnienia

brakuje mi snów by nakarmiły mnie

chlebem powszednim nadziei

które podałyby kielich

pełen martwych cieni

moje łzy jak zwykle milczące i pokorne

stają dziś w gardle

nie sycą czerstwej gleby języka

smutek

ten obrazoburczy hipochondryk

znów posiadł moją przesuszoną duszę

zaczął kojarzyć się z godzinami

które pozostały do wybuchu

kolejnego szeptu

do nawoływania wiatru o odrobinę ciepła

krztynę szczęśliwej samotności

chciwe są moje kolejne dni

jeszcze trudniejsze od poranków

dających jedynie okruchy

dawnych skojarzeń

dzielących się przestrzenią

która rani moje stopy krzywdzi ciało

zaginione w tym ciasnym korowodzie

zagubione w kolejce

po wyrzuty sumienia

kiedy już znikniesz za zakrętem

nie oglądaj się za przyszłością

nie patrz w niebo przebite

samotną strzałą

horyzont przekłuty cierniem

niedopasowanego słowanie chcę cieszyć się kłamstwem

odnalazłam cię pośród łez

do których nie pasuje żaden smutek

odnalazłam między snami

które nigdy nie kojarzą się z prawdą

byłeś tam

schowany we własnym ciele

z wrakiem duszy w objęciach

z twoich oczu ziała śmierć

na ustach ciążył niepokonany lęk

dawno zapomniałeś

na czym polega życie

jakimi zasadami kieruje się pustka

twoje serce nie chciało zmartwychwstać

obojętność przezierała

z każdej łzy

świeży ból

obezwładniał moje stracone kroki

nadszedł taki dzień

kiedy rozpierzchły się mgły

kiedy księżyc taktownie

odwrócił twarz

a niebo pękło od przesytu gwiazd

pośród niepotrzebnych marzeń

odnalazłam zarodki strachu

który pragnęłam ci zadedykować

w moim oku ugrzęzła kolejna łza

od ust odpadł przywłaszczony uśmiech

nie chcę potulnie kochać się

ze snami

nie chcę cieszyć się

kłamstwem

polegać na ciszy

pewnego świtu odrzucę całun

odnajdę zadurzony w sobie świat

odszukam to co zostało mi

po twoich myślach

co pragnę ukryć przed światłem nocyurodzić się na wszelki wypadek

zostawiłam

po drugiej stronie światła

moje najczystsze łzy

osamotnione wspomnienia z czasów

kiedy życie było proroczym snem

opuściłam mimo wszystko

najcudowniejsze myśli

które mogły stać się nieznanymi słowami

smutkiem nie do pary

wiesz nawet życie nie potrafi zrozumieć

jak wiele czasu potrzeba

by wskrzesić uśmiech pogodzić się

z kłamstwem

jak zwykle ciepłolubnym

do bólu znikomym

w moich za ciasnych ustach

jątrzy się ziarenko obietnicy

rozkwita nieznany element

który mógłby wręczyć mi

niewidomą przyszłość

zaprzepaszczone wyobrażenia o tym

co ludzkie lecz okrutnie samotne

nie wiem jak należy śnić

aby ciało przestało odmawiać posłuszeństwa

wieczności

spoliczkuj moje serce

stań się duszą dla jakiej opłaca się

urodzić na wszelki wypadek

i choć trawi mnie obłęd

choć zniewala szaleństwo

przykryj się moim cieniem

otul melancholią

która przybyła tu nie w poręwidmo ostateczności

światło zgasło

wraz z pierwszym uderzeniem serca

z niedokończonym listem

pożegnalnym

odblask zginął pośród mętnych złudzeń

pomiędzy słowami bez prawa bytu

oddech moich snów

jest ciężki lecz spokojny

tak jakby cisza wybudziła je

z cierpienia

jakby w sercu zagnieździł się świeży lęk

cóż począć kiedy krwawi sumienie

kiedy życie przechodzi

na drugą stronę czarnej rzeki

dziś nazywam moje łzy po imieniu

wymyślam sobie prawdę

by strzegła naiwnych wzruszeń

pomagała zapomnieć o przyszłości

to co bolesne

nie jest dziś mrzonką tylko idyllą

w której wdzięcznie się pogrążam

w jakiej szukam odległej

teraźniejszości

płonie we mnie zarodek duszy

lecz to co obojętne

nie przychodzi ze skargą

nie objawia się niesprawiedliwym

zakochana w tęsknocie

proszę o jeden księżycowy uśmiech

o jedną słoneczną łzę

aby pomagała lśnić dalej

bez skrupułów

bez widma ostatecznościod dziś będzie inaczej

jak uciec przed życiem

które wyraźnie się nastręcza

jak pozbyć się duszy

co wciąż odmawia zmysłom posłuszeństwa

przepełnia mnie gorycz

zanurzam się w łzach zmieszanych z ciszą

czas nie chce odejść

osierocona przez pragnienia

pozbawiona wiary w czułostkowy sens

błąkam się między bólem a radością

usiłując uciec

przed przeterminowanym powietrzem

pragnąc pozbawić śmierć

resztkę zdrowego rozsądku

pozostanie we mnie niedokończona noc

łasa na obolałe przywidzenia

zadurzona w milczeniu

które tłamsi zeschnięty liść języka

nie kojarzy się już

z nowo narodzonym lękiem

od dziś będzie inaczej

wzejdą ostatnie w tych stronach gwiazdy

wzejdzie prostoduszne niebo

aby zachwycić nas resztką pamięci

nauczyć naszą rzeczywistość

powolnej nadziei

smutku który znajdzie uosobienie

w twojej duszy

w twoim nadszarpniętym oddechu

nie będzie już ani wiary ani obojętności

wszystko stanie się ciałem

przesiąkniętym tęsknotą za czymś

co nigdy nie przebudzi się z marzeńbezdzietna dusza

poczęty z niewiadomego

oddany niepokonanej pamięci

czy słyszysz blask spadających gwiazd

czy rozumiesz ile słów potrzeba

aby ubrać w nie milczenie

doskwiera mi niebo

skażone lustrzanym odbiciem snów

przeobrażone w przestrzeń

do której trudno dopasować duszę

do jakiej prowadzi

tak uroczyste pobocze

boli mnie spojrzenie szkarłatnych oczu

dolega uśmiech na przekór świetlisty

ogołocony z cierni

twoje objęcia

posępne niby ostatnia gwiazda o poranku

zbyteczne jak kończący się dzień

przygarniają mój strach

okrutną bliskość

wiarę w to co powróci

w niewłaściwych modlitwach

przyjdź w ostateczności

oderwij smutek z naszych twarzy

pozbaw źródła tęsknoty

zanim pokonam w sobie wieczność

zakocham się w twoim cieniu

w bezdzietnej duszyprzekląć czas

przybywasz tu znów na próbę

kojarzysz się ze snem wyzbytym

oków ciała

czy jesteś tutaj aby przekląć czas

narodzony nieposłusznie

w moich dłoniach

wskrzeszony z pustki wypełniającej

niebo co czai się

w bezsennych myślach

ustąp miejsca straconym

nikt nie ufa twojej obecności

nikt nie ucieka

przed ciernistym odbiciem

w lustrze

nikt nie boi się odblasku piekła

w rozszerzonych źrenicach

choć jesteś nikt nie słyszy

szeptu twoich śladów

na sumieniu życia

choć jesteś nikt nie czuje

czarnej krwi

nie doświadcza dożywotniej skazy

na rozległej piersi

utknąłeś w kolejnym śnie

z jakim tak trudno się pogodzić

tak ciężko przyozdobić w imię

ukryłeś głęboko swój ból

z dala od nieba

z dala od ziemi

i ja tego lęku będę pilnować

dopóki wystarczy oddechu

nie zabraknie purpurowych chmurniedowład życia

oboje cierpimy na niedowład życia

dokucza nam niestałość łez

obojętność duszy

boję się moich wynaturzonych zmysłów

które mogłyby zaatakować

szkarłatną nadzieję

nie chcę przypisywać tobie

przypadkowego oddechu

pogrążać w tłumie czekającym

na strach

o nie mój niewinny śnie

już nigdy więcej nie odzyskasz

moich pragnień

nie wyrzekniesz się kamienia

do którego się przytulam

w chwilach szczęścia

nie rozbieraj mnie z resztek ciała

nie próbuj doszukać się ballady

karmiącej moje serce

przeobrażającej się w nową rzeczywistość

wiem że warto zakochać się

w samotności

zapoznać z gwiazdami

którym skończyło się dzieciństwo

zanim odmierzysz mi pokutę

pokryję myśli płaszczem pasji

z lekka przedziurawionym

ale wciąż pełnym wiary

obudzimy się w nowym świecie

gdzie nie będzie już złudzeń

nie będzie prawdy rzuconej na żer

rychłej tęsknotyucieczka przed dotykiem

nie chcę aby moje ciało

stało się pożywką

dla najlepszych snów

nie chcę aby światło z moich ust

utkwiło w drzwiach

ograbionych z dziurki od klucza

boję się

że czas ten naiwny obrazoburca

będzie oczyszczał z łez moje skazy

że stanie się siedliskiem

nowo narodzonych wyobrażeń

boli mnie twoja gwiazda

samotne słowa nie wywierają

na nikim wrażenia

jestem tutaj tylko po to

aby przyśnić naszą proroczą teraźniejszość

zaufać kłamstwu

wbitemu po rękojeść

w moje najlepsze myśli

pewnego razu zabrakło mi serca

aby ocknąć się w twoim bólu

żeby przekonać się do gwiazd

które wciąż czekają

na powrót nocy

moje przygnębione ciało

szuka ucieczki przed dotykiem

omija twoje dłonie

gotowe do namiętności

przesycone skargą

na oddalenienadeszła nie w porę

nie znam takich milczących słów

które zamiast cienia

niosłyby porzucone naprędce paragrafy

nie rozumiem myśli

mogących zastąpić prawo do szczęścia

bolesnym przyzwyczajeniem

do kłamstwa

moja smutna cytrynowa rzeko

potęgo rozrzewniona lękliwie i obco

dlaczego jesteście tak bolesne

tak nieprzygotowane

do jeszcze jednego poranka

przemawia przeze mnie siła

znana doskonale najsłabszym

słońce pokryte skazami lęku

wzejdź proszę nad moją pustelnią

dodaj siły przetrąconym płucom

obiecaj bezkres

w którym tak łatwo się zanurzam

nie rozpoznaję

skąpa pamięci

zadedykuj moim wspomnieniom

kilka naiwnych wzruszeń

parę marzeń wykrzyczanych mimochodem

twoja noc przyszpiliła mnie

do zakrzywionego nieba

skrupuły przeminęły z martwym wiatrem

rozebrana do samych myśli

kocham się w twojej przeszłości

podziwiam niepełnosprawną duszę

co nadeszła nie w poręprośba o strach

poczęty ze światła spadających gwiazd

zrodzony z bólu bez uśmierzenia

nie do twarzy ci

ze współczesnym uśmiechem

do ust nie pasuje ten podryg pogardy

pełen żałoby grymas

co przeistacza się w rychłe proroctwo

wydarte z warg

uniżonych i pokrzepionych

nie rozglądam się

za konającymi łzami

nie szukam na twoim obliczu rysy

co zawistowałaby poczęcie

pierworodnego wszechświata

który pilnujesz mojej tęsknoty

przypomnij mi o prawdziwszej rzeczywistości

zapoznaj z ciałem

jakiego wciąż jeszcze nie rozumiem

w moich krętych żyłach

płonie czarna krew

na jałowej glebie języka dogorywa

ostatnie ziarno miłości

szukam twojego szkarłatnego oddechu

szukam śmiechu

który brzmi jak najpiękniejsza melodia

proszę

pozwól zacząć wszystko

od środka

zgódź się abym zamieszkała

na chwilę na tej wyludnionej planecie

tak smutne twoje oblicze

tak ponura noc

co zrodziła cieniste serce

budzę się z prawdy nanoszonej

chłodnymi dłońmi na ciało

kolejny świt przestał kojarzyć się

z prośbą o strachkrzykliwe milczenie gwiazd

krzykliwe milczenie gwiazd jest dziś

twoim sprzymierzeńcem

to co przypomina ból stanowi świt

skąpany w bezkrwistych mgłach

słowa płynące z twojej duszy

są bezludne i martwe

tak jak konające i puste bywa

słoneczne światło

dopóki lśni we mnie cień

a samotność przynosi smutne pocałunki

będę kojarzyć się światu

z twoim imieniem

z purpurowym dotykiem spojrzenia

nie nadejdzie taka pora

gdy miłość i życie

podadzą sobie ręce

nie powrócą chwile dzięki którym

zmartwychwstały uroczyste sny

podaj mi swą duszę

niech zawiodę ją na wrzosowiska

gdzie zostawiłam wołanie o czas

powróci taka dekada

kiedy rozwieją się wymarłe myśli

kiedy na ciasne niebo wstąpi życie

za którym tak się uganiamy

a jakie nie pasuje do kształtu

naszych marzeń
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: