Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Łajdak w garniturze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 marca 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Łajdak w garniturze - ebook

Ustabilizowane życie Melanii legło w gruzach, choć ostatnimi czasy nie należało do lekkich. Musiała porzucić dobrą pracę i własny dom, by odzyskać poczucie bezpieczeństwa. Usiłuje zbudować dla siebie nową rzeczywistość z daleka od dotychczasowych problemów. Czy małe senne miasteczko będzie dla Melanii ostoją spokoju po odejściu od męża-brutala?
Jak Mela odnajdzie się wśród nowych znajomych, z których każdy mam jakąś tajemnicę?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68261-49-3
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

– Za­częło się zu­peł­nie nie­win­nie – Me­la­nia wy­pro­sto­wana jak struna sie­działa w miesz­ka­niu brata i bra­to­wej na świeżo za­ku­pio­nej w Ikei ka­na­pie. Cho­ciaż jej głos był twardy, to mu­zyczne ucho bra­to­wej wy­czuło ner­wowe drże­nie ni to hi­ste­rii, ni to wście­kło­ści.

Gdyby Me­la­nii przy­szło okre­ślić, ja­kie uczu­cia nią w tej chwili mio­tają, za­pewne mia­łaby z tym kło­pot. Mie­sza­nina stra­chu przed przy­szło­ścią i dumy z sie­bie, że od­wa­żyła się na tak ra­dy­kalne po­su­nię­cie. Ulgi, że tam­ten świat ma już za sobą, zdzi­wie­nia, że po­szło tak gładko... Chyba...

Nie wda­jąc się w au­to­ana­lizę, re­la­cjo­no­wała da­lej:

– Pierw­sze sy­gnały zwia­sto­wały na­dej­ście eska­la­cji, ale je zlek­ce­wa­ży­łam. Pew­nego dnia tak się zde­ner­wo­wał z po­wodu ja­kie­goś klienta, że trza­snął drzwiami. Kilka ty­go­dni póź­niej, gdy sy­tu­acja się po­wtó­rzyła, rzu­cił te­le­fo­nem o ścianę.

– Czym się tak wku­rzył? – Kac­per po­sta­wił przed nią szklankę do po­łowy wy­peł­nioną whi­sky. – Na­pij się, do­brze ci zrobi – za­chę­cił sio­strę.

– W pierw­szym przy­padku cho­dziło o ubez­pie­cze­nie ca­łej firmy – wy­ja­śniła i upiła łyk. – Hmmm... Za­cna – po­chwa­liła. – Pra­cow­ni­ków ode zła wszel­kiego, a wła­ści­cieli głów­nie od od­po­wie­dzial­no­ści cy­wil­nej. W dru­gim przy­padku... czyli do­peł­niacz i wła­śnie do­peł­nił... miał przy­go­to­wane NW dla szkoły. Circa 700 dzieci plus ka­dra. Jedni i dru­dzy go wy­sta­wili, bo zna­leźli in­nego ubez­pie­czy­ciela. Gdyby udało mu się łyk­nąć te po­lisy, do­piąłby przy­dzie­lony bu­dżet z pa­lusz­kiem w tym... no... A że do trans­ak­cji nie do­szło, pre­mia prze­szła koło nosa. O tak – tu Me­la­nia, prze­bie­ra­jąc pal­cami na wy­so­ko­ści oczu, za­de­mon­stro­wała, jak się ta pre­mia prze­cha­dzała.

– Ale to chyba nie po­wód, żeby rzu­cać te­le­fo­nami? – obu­rzyła się Ame­lia.

– Nie mo­głaś już wtedy ostrzej za­re­ago­wać? – upo­mniał Me­la­nię brat.

– Cie­kawa je­stem, jak wy by­ście za­re­ago­wali. Po­wstrzy­maj fu­riata.

– Na pewno bym nie od­pu­ścił – Ka­per był świę­cie prze­ko­nany do swo­jej ra­cji.

– Tia­aaa... Ty byś nie od­pu­ścił i już dawno do­szłoby do rę­ko­czy­nów – Me­la­nia po­cią­gnęła ze szkla­neczki.

– I tak w końcu do­szło – wtrą­ciła Mela.

– Tro­chę to po­trwało... Po­cząt­kowo wy­ży­wał się na przed­mio­tach. Mar­twa na­tura nie wno­siła sprze­ci­wów, cho­ciaż sporo po­nisz­czył. W tym te­le­wi­zor... Mó­wiąc szcze­rze, z tego aku­rat to się ucie­szy­łam, bo na­sze ży­cie mał­żeń­skie po­le­gało ostat­nio głów­nie na ga­pie­niu się w ekran przez Ty­mona, kiedy ja za­bi­ja­łam czas, skro­lu­jąc in­ter­net.

– Ale to mu nie wy­star­czyło? W końcu za­brał się do bi­cia żony? – Kac­per ni­gdy nie lu­bił szwa­gra i był prze­ko­nany, że wła­śnie tego na­le­żało się po nim spo­dzie­wać. Mó­wiąc szcze­rze, dzi­wił się, że tak długo po­tra­fił ukry­wać swoją praw­dziwą twarz.

– Za­brał się. Ale się nie do­brał – uści­śliła Me­la­nia. – Kiedy któ­re­goś wie­czoru za­mach­nął się na mnie, udało mi się go po­wstrzy­mać sa­mym tylko spoj­rze­niem.

– Znam je – ro­ze­śmiał się Kac­per. – Na­wet ojca po­tra­fi­łaś za­hip­no­ty­zo­wać. Te dwa szty­lety w oczach.

– Po­wie­dzia­łam mu wtedy – kon­ty­nu­owała Mela – żeby za­pa­mię­tał so­bie do końca ży­cia, że mnie można ude­rzyć tylko raz. Ręka mu za­wi­sła w po­wie­trzu, ale się po­wstrzy­mał. Nie wy­żył się na mnie, to wie­cie, co zro­bił? – za­wie­siła głos, a że py­ta­nie było z ga­tunku re­to­rycz­nych, sama od­po­wie­działa: – Pie­prz­nął ta­le­rzem z cia­stecz­kami o pod­łogę. Wtedy nie wy­trzy­ma­łam. Po­szłam do kuchni, otwo­rzy­łam szafkę i wy­tłu­kłam cały ze­staw obia­dowy... Nie mar­tw­cie się, por­ce­lana ze zło­tym ran­tem z Ćmie­lowa, którą od was do­sta­łam, oca­lała. Znisz­czy­łam te, które już dawno po­win­nam wy­au­to­wać. Efekt był taki, że tro­chę się mo­jego wy­bu­chu prze­stra­szył i przez ja­kiś czas za­cho­wy­wał się jak czło­wiek. No i od tej pory je­dli­śmy przy ele­gancko na­kry­tym stole.

– Je­śli wszystko do­brze się skoń­czyło, to co tu ro­bisz? – spy­tał Kac­per.

– A kto po­wie­dział, że to był ko­niec? Ak­cja do­piero się roz­wi­jała. „Żeby za­po­mnieć o swo­ich pro­ble­mach”, bo w pracy mu nie szło – cu­dzy­słów Mela po­kre­śliła ge­stem – za­czął pić. Prze­stał da­wać pie­nią­dze na dom. Ro­bił awan­tury z byle po­wodu, ob­wi­nia­jąc mnie o złą po­godę i prze­graną re­pre­zen­ta­cji. We­dług niego je­stem głu­pia, wredna, nie umiem go­to­wać, prze­pusz­czam kasę i do tego je­stem kiep­ska w łóżku. Co do tego ostat­niego, to ja­sne – prze­stał mu sta­wać, pew­nie przez stres i al­ko­hol, ale to i tak moja wina. Długo to wszystko nie trwało... To zna­czy pew­nie na­dal bę­dzie trwać i bę­dzie mu szło co­raz go­rzej. W każ­dym ra­zie ja w tym już nie będę brała udziału. No i wczo­raj po al­ko­holu... A, żeby nie było. To nie były żadne bełty, tylko wy­so­ko­ga­tun­kowe trunki. Schle­wał się whi­sky, te­qu­ilą, w naj­gor­szym przy­padku wó­deczką z gór­nej półki. Wczo­raj się ja­śnie pan już cał­kiem za­po­mniał. Do­mo­ro­sły au­to­krata... I po­pchnął mnie na szafę... Bo tak! – wy­ja­śniła po­wód. – Zbi­łam so­bie bio­dro o róg. Pew­nie mam si­niaka, ale nie spraw­dza­łam. I tego już było za dużo. Mam świa­do­mość, że nie pój­dzie się le­czyć, bo już o tym była mowa, i że z dnia na dzień skrzy­dełka i au­re­ola mu nie wy­ro­sną. A nie mogę do­pu­ścić, żeby to się dla mnie skoń­czyło ja­kąś tra­ge­dią. I tak długo cier­pli­wie zno­si­łam prze­moc słowną i eko­no­miczną. Nie będę żyła pod jed­nym da­chem z bru­ta­lem.

– Słusz­nie – przy­tak­nęła Ame­lia.

– Mo­żesz się u nas za­trzy­mać, ile chcesz – za­pew­nił brat.

– Dzięki, ale wcale nie chcę. Wasz dom to pierw­sze miej­sce, w któ­rym bę­dzie mnie szu­kał. A nie może mnie zna­leźć. Nie wiem, jak by się to skoń­czyło.

– Ja­koś cię ukry­jemy – Kac­per był pe­łen do­brych in­ten­cji.

– Ka­cuś – Me­la­nia zwró­ciła się do brata zdrob­nie­niem z dzie­ciń­stwa. – Nie mogę wam tu sie­dzieć na gło­wie ani po­zwo­lić, by was cią­gle na­cho­dził. Nie na­rażę was na awan­tury. Zaj­rza­łam tylko na chwilę, żeby za­pew­nić, że nic mi nie jest i za­czy­nam nowe ży­cie. Nie chcia­łam o tym roz­ma­wiać via łą­cza, bo przy­znaj, że to nie jest roz­mowa na te­le­fon.

– Ale tak po pro­stu po­zwo­lił ci odejść? – dzi­wiła się Ame­lia.

– Chyba nie są­dzisz, że go pro­si­łam o po­zwo­le­nie?

– To jak to się od­było?

– Jak się od­bi­łam od tej szafy, to go zmro­zi­łam wzro­kiem i ostrze­głam, żeby tej nocy le­piej nie za­sy­piał.

– Dla­czego? – do­cie­kał Kac­per.

– Też nie ro­zu­miał, co mam na my­śli, ale mia­łam mord w oczach i sam się prze­stra­szył i tego, co zro­bił, i mo­jej re­ak­cji. W każ­dym ra­zie po­krę­cił się tro­chę po miesz­ka­niu, a że był już na nie­złej bani, to w końcu za­legł do snu. Mia­łam już swoje plany, więc ja się nie kła­dłam, tylko usia­dłam na­prze­ciwko łóżka na krze­śle i cze­ka­łam, aż za­śnie. Kiedy mnie za­py­tał, czemu nie idę spać, od­po­wie­dzia­łam, że już tego nie zo­ba­czy. Jesz­cze pró­bo­wał ob­ró­cić sprawę w żart i stwier­dził, że zo­ba­czy rano, ale go spy­ta­łam, czy jest pe­wien, że rana do­żyje? „Pa­mię­tasz – przy­po­mnia­łam – mó­wi­łam ci kie­dyś, że mnie można ude­rzyć tylko raz. Wła­śnie to na­stą­piło. Wię­cej tego nie zro­bisz... Ni­gdy”. Pew­nie my­ślał, że chcę go za­bić, a że był na­wa­lony, to w końcu go prze­trzy­ma­łam i oczy same mu się za­mknęły. Od­cze­ka­łam, czy się nie obu­dzi, zgar­nę­łam naj­po­trzeb­niej­sze rze­czy i oto je­stem, ale do­słow­nie tylko na chwilę.

– Je­śli mó­wisz, że nie chcesz się u nas za­trzy­mać, to masz ja­kiś plan? – Kac­per po­now­nie na­peł­nił szkla­neczki.

Za­nim Mela zdą­żyła wspo­mnieć o swo­ich pla­nach, roz­legł się dźwięk te­le­fonu brata.

– Stresz­czaj – za­chę­cił sio­strę do zwie­rzeń, igno­ru­jąc dzwo­nek.

Ktoś po dru­giej stro­nie nie od­pusz­czał.

– Od­bierz wresz­cie, może to coś pil­nego – Me­la­nię iry­to­wał ten dźwięk.

Kac­per się­gnął po apa­rat.

– Ty­mek – stwier­dził, spo­glą­da­jąc na wy­świe­tlacz.

– Mnie tu nie ma – za­strze­gła sio­stra.

– Po tym, co usły­sza­łem, mu­siał­bym na głowę upaść, żeby mu coś wy­kle­pać... Cześć, szwa­gier – rzu­cił do słu­chawki uda­nie bez­tro­skim gło­sem. – Dawno cię nie sły­sza­łem. Wpad­nie­cie z Melą na week­end? Nie, nie ma. A wy­bie­rała się do nas? A ja my­śla­łem, że ra­zem się wy­rwie­cie. Zmon­tu­jemy ja­kie­goś grilla. Wresz­cie się ze szwa­grem na­pi­jemy wó­deczki... Jak to szu­kasz Meli? Żona ci zgi­nęła? – ro­ze­śmiał się sztucz­nie. – Pew­nie wy­brała się z tymi swo­imi psiap­sió­łami w mia­sto i o bo­żym świe­cie za­po­mniały. Wiesz, jak to jest, jak ko­bitki wejdą mię­dzy ciu­chy... No fakt, tro­chę późno się zro­biło. Może po­szły do któ­rejś i się za­ga­dały. Gdyby coś złego się stało, to już by do cie­bie dzwo­niła. Jak nie ona, to służby. Brak wia­do­mo­ści to do­bra wia­do­mość... W każ­dym ra­zie daj znać, jak się znaj­dzie. Na­ko­pię jej w ten chudy ty­łe­czek, że się źle pro­wa­dzi. Trzy­maj się!

Kac­per rzu­cił te­le­fon na ka­napę.

– Tro­skliwy skur­wiel – wy­rwało się Ame­lii.

– W rze­czy sa­mej. Mar­twi się o cie­bie – Kac­per po­kle­pał Me­la­nię po ko­la­nie. – Mam na­dzieję, że uwie­rzył.

– By­łeś bar­dzo prze­ko­nu­jący. Nie po­wi­nien się do­my­ślić, że tu sie­dzę.

– To ozna­cza, że ra­czej nam się w naj­bliż­szym cza­sie nie zwali na głowę i spo­koj­nie mo­żesz się u nas za­trzy­mać, póki się nie ogar­niesz – ucie­szyła się Ame­lia. – To ja szyb­ciutko skom­po­nuję ja­kąś ko­la­cyjkę. Wy tu so­bie po­siedź­cie – za­pro­po­no­wała.

– Do­bry po­mysł – przy­tak­nął Kac­per. – Ale faj­nie – do­dał po chwili wielce za­do­wo­lony. – Będę tu miał obie swoje Melki... Do­lać ci jesz­cze?

Na­kryła szkło ręką.

– Wy­star­czy tego do­brego. Po­win­nam mieć trzeźwy umysł. I tak mi się już ro­ze­szło po człon­kach.

– I tak wła­śnie miało być. Po­win­naś się po tych swo­ich przej­ściach tro­chę wy­lu­zo­wać. Zjemy ko­la­cję, wy­śpisz się, a ju­tro po­my­ślimy, co z tobą zro­bić.

– Do­bić – mruk­nęła. – Niech się nie mę­czę.

– To za­wsze zdą­żymy. Do­brze, że mamy week­end, to rano nie mu­simy ni­g­dzie gnać. Bę­dzie czas na roz­k­minkę... Po­móc ci?! – krzyk­nął w stronę kuchni.

* * *

– On się tu po­jawi wcze­śniej, niż my­śli­cie – Me­la­nia nie po­tra­fiła wy­krze­sać z sie­bie bez­tro­skiego na­stroju przy nie­dziel­nym nie­spiesz­nym śnia­da­niu. – Jesz­cze dziś po­win­nam się stąd wy­nieść i to jak naj­da­lej.

– Może do ro­dzi­ców? – za­pro­po­no­wała Ame­lia.

– Tam też do­trze. Poza tym nie chcę ich obar­czać mo­imi kło­po­tami.

– My­ślę, że jed­nak po­win­naś ich uprze­dzić o sy­tu­acji – bra­towa z na­masz­cze­niem roz­sma­ro­wy­wała ma­sło na bułce. – Je­śli już do nich dzwo­nił, to jak znam mamę, od­cho­dzi od zmy­słów.

Me­la­nia uznała ar­gu­menty Ame­lii za słuszne i chwy­ciła te­le­fon.

– Tata? Ukry­wam się przed Ty­mo­nem – wy­pa­liła bez zbęd­nych wstę­pów. – Gdyby o mnie py­tał, to nie wie­cie, gdzie je­stem ani czy w ogóle żyję.

– A gdzie je­steś i czy w ogóle ży­jesz? – spy­tał przy­tom­nie oj­ciec.

– Chwi­lowo sie­dzę u Ka­cu­siów, ale jesz­cze nie wiem, gdzie będę. Dam znać, jak się gdzieś za­in­sta­luję.

– Przy­jedź do nas... Okej, od­wo­łuję, głupi po­mysł. Pew­nie bę­dzie cię tu szu­kał. Czyli gdyby Ty­mek-Sry­mek py­tał... Nie lu­bi­łem tego fa­ceta, ale gdy­bym się wtrą­cił, pew­nie byś się bu­rzyła... To nie ma cię, prze­pa­dłaś i wszelki słuch... ble, ble, ble... A gdyby po­li­cja py­tała, to nie win­szu­jesz so­bie być zna­le­ziona?

– Coś w tym stylu.

– A może jed­nak wpad­niesz do nas? Mama na­go­to­wała go­łąb­ków – tata nie da­wał za wy­graną.

– Wiesz, jak czło­wieka sku­sić. Ale go­łąbki mu­szą po­cze­kać. W każ­dym ra­zie nie mar­tw­cie się o mnie. Będę dzwo­nić. Pa!

– Uwa­żaj na sie­bie, có­reczko. Pa!

Me­la­nia z wes­tchnie­niem odło­żyła te­le­fon.

– Ba­łam się, że Ty­mon pierw­szy do nich za­dzwo­nił i już się mar­twią... A wra­ca­jąc do te­matu. My­śla­łam, żeby chwi­lowo za­trzy­mać się w ja­kimś mo­telu, póki nie znajdę choćby przej­ścio­wej kwa­tery. A może trafi się coś mniej lub bar­dziej do­ce­lo­wego.

– Mo­tel kosz­tuje – zwró­cił uwagę Kac­per.

– Li­czę się z tym. Na szczę­ście mam oszczęd­no­ści. I osobne konto. Żeby nie było, to nie był mój po­mysł. Przed ślu­bem każde z nas miało swój bank i już tak zo­stało. Po­win­nam być wdzięczna lo­sowi, bo jak znam Ty­mona, pierw­sze, co by zro­bił, to blo­kada środ­ków... Je­śli jesz­cze ja­kieś by tam były. Wy­star­czy tego na­wet na kilka mie­sięcy. Oczy­wi­ście, przy oszczęd­nym go­spo­da­ro­wa­niu. Cho­ciaż wo­la­ła­bym jak naj­szyb­ciej zna­leźć ja­kie­kol­wiek źró­dło do­chodu.

– Rzu­cisz do­tych­cza­sową pracę? – zdzi­wiła się Ame­lia. – Mó­wi­łaś, że świet­nie ci się tam żyje.

– Ow­szem, to było bar­dzo do­bre miej­sce... Było. Bo gdy­bym tylko się tam po­ja­wiła, na­stępną osobą, która prze­kro­czy­łaby próg la­bo­ra­to­rium, byłby Ty­mon. Prze­cież wła­śnie tam za­cznie po­szu­ki­wa­nia, li­cząc, że nie rzucę po­sady.

– Rzu­cisz? – Kac­per uniósł brew.

– A mam wyj­ście? Nie da mi tam zo­stać. Je­śli chcę się uwol­nić od Tymka, mu­szę ze­rwać z ca­łym do­tych­cza­so­wym ży­ciem.

– Jak ty to so­bie wy­obra­żasz? – Kac­per był re­ali­stą i oba­wiał się o przy­szłość sio­stry.

– A wiesz, z wy­obraź­nią to ja ni­gdy nie mia­łam kło­po­tów. Ko­lej­ność jest taka: naj­pierw po­szu­kać da­chu nad głową, po­tem pracy. I we­zmę się do tego, jak tylko uwol­nimy stół od resz­tek śnia­da­nia.

– Ja to szybko ogarnę – za­ofia­ro­wała się Ame­lia. – Mu­szę tylko za­dzwo­nić do dziew­czyn i uprze­dzić, że nie przyjdę. Mamy dziś spo­tka­nie po la­tach z ko­le­żan­kami z li­ceum. Uma­wia­ły­śmy się od pół roku, ale tu je­stem bar­dziej po­trzebna.

– No coś ty, Mela – żywo za­pro­te­sto­wała Me­la­nia. – Zro­bi­łam wam na­lot, a wy prze­cież ma­cie swoje ży­cie i swoje plany. Ni­czego nie od­wo­łuj.

– Leć, leć – po­parł ją Kac­per. – Nic nie robi, tylko cią­gle dy­żur za dy­żu­rem – wy­ja­śnił sio­strze. – Jak jest oka­zja, żeby prze­wie­trzyć kieckę, to sko­rzy­staj. My tu so­bie po­plot­ku­jemy o sta­rych Po­la­kach, jak to ro­dzeń­stwo, i spró­bu­jemy ja­koś ogar­nąć pro­blem.

– Wy­ba­czy­cie, że was po­rzucę? – zwró­ciła się do szwa­gierki. – Nie bę­dziesz mi miała za złe, że zo­sta­wiam cię z kło­po­tami?

– I z bra­tem – wtrą­cił Kac­per. – Damy so­bie radę bez cie­bie. Le­piej idź się ro­bić na bó­stwo, my zaj­miemy się tym po­bo­jo­wi­skiem. Tylko nie roz­trwoń sa­mo­chodu na ciu­chy – prze­strzegł w oba­wie o do­mowe oszczęd­no­ści.

Sprzą­ta­nie po śnia­da­niu od­by­wało się w zgod­nym mil­cze­niu. Kac­per zmy­wał, Me­la­nia wy­cie­rała, a że znała zwy­czaje, bo w nie­jed­nej im­pre­zie tu uczest­ni­czyła, więc wie­działa, gdzie po­cho­wać czy­ste na­czy­nia. Kiedy upo­rali się z po­rząd­kami, wy­jęła z torby lap­top i po­pro­siła brata o ha­sło do Wi-Fi.

– Ja pi­tolę! – roz­le­gło się po ja­kimś cza­sie znad kla­wia­tury. – Prę­dzej tu znajdę Bursz­ty­nową Kom­natę niż ja­kąś ro­botę. Je­śli coś jest, to tylko se­zo­nowe prace w rol­nic­twie.

– Kawa na po­prawę hu­moru? – za­pro­po­no­wał Kac­per.

– My­ślisz, że po­może? Chęt­nie – Me­la­nia zre­zy­gno­wana za­mknęła lap­top. – Za­re­zer­wo­wa­łam do­mek kem­pin­gowy w ośrodku nad je­zio­rem. Wy­ne­go­cjo­wa­łam śmieszną cenę. Jest po se­zo­nie, to się na­wet ucie­szyli, że mają klienta. Obie­cali mi wsta­wić fa­relkę, bo nie mają in­nego ogrze­wa­nia.

– Może bez niej też wy­trzy­masz. Noce jesz­cze są cał­kiem cie­płe, a ja­kąś koł­drę chyba ci tam da­dzą – ana­li­zo­wał po­ło­że­nie sio­stry Kac­per.

– Je­śli mo­żesz, to za­wieź mnie tam od razu. Boję się, że w każ­dej chwili Ty­mon może się tu po­ja­wić. Wolę jak naj­szyb­ciej znik­nąć.

– A je­śli znaj­dziesz ro­botę, to jak bę­dziesz do­jeż­dżać? – brat spy­tał za­tro­skany, ma­ca­jąc kie­sze­nie.

– Je­śli szu­kasz klu­czy­ków, to wi­dzia­łam je na ko­mo­dzie. A jak inni lu­dzie do­jeż­dżają do pracy? Nie­da­leko ośrodka jest przy­sta­nek PKS. Pa­mię­tam go z cza­sów, kiedy tam cho­dzi­li­śmy na grzyby. My­ślę, że da się to ja­koś usta­wić, że­bym po­go­dziła go­dziny od­jaz­dów au­to­busu z go­dzi­nami pracy. Je­śli ja­kąś znajdę – Me­la­nia się za­sę­piła.

– Znaj­dziemy coś na pewno. Zbie­raj się. Nie że­bym się chciał cie­bie po­zbyć, ale może fak­tycz­nie Ty­mon nie dał się tak ła­two na­brać. Hajda!

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: