- W empik go
Łajdak z Urodzenia - ebook
Łajdak z Urodzenia - ebook
Pikantna powieść obyczajowa. Oj, dzieje się w środowisku młodzieży zainteresowanej seksem! Owym ludziom przyszło żyć w opętanym katolicko kraju, gdzie tzw. „wartości”, dzięki księżom, sięgnęły dna. Obserwując hipokryzję, patologicznie prokościelną propagandę medialną i manipulacje stosowane przez władze, młodzi postanawiają wyręczyć państwo w edukacji seksualnej. Aby poznać realia towarzyszące bohaterom, warto sięgnąć po wciągającą, nietuzinkową, sprawnie napisaną, chwilami przekomiczną lekturę.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8324-727-4 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wśród innych, nudziłem się wielokrotnie.
Preferując ciekawsze towarzystwo,
wybrałem życie… singla.
_(PAC, czyli Podhorodecki A.C:_
_„Mądrości zasłyszane w pubie”)_
„Ładne, naprawdę atrakcyjne dziewczyny, nigdy nie
powinny się rozmnażać. Inaczej ich boskie ciała,
momentalnie popadną w koszmarną ruinę.
Po czorta dewastować piękno. Nonsens!”
_(PAC, czyli Podhorodecki AC:_
_„Mądrości zasłyszane w pubie”)_(ang.) bezdomny
Chujosław, to staropolskie… imię męskie, podobnie jak: Miłochuj, Boguchuj, Sławochuj czy kilkanaście zbliżonych, lecz zapomnianych już dziś czcigodnych mian. Chujosław, był także bohaterem „Piczomiry, królowej Branlomanii”, Aleksandra Fredry. Ów utwór, klasyk literatury polskiej zakończył słowami: _„Niech żyją długie lata wśród ciągłej swobody, Nadobna Piczomira i Chujosław młody”_.
(łac.) „Idź precz, szatanie”. Sformułowanie, często używane przez kościelnych egzorcystów.
Fragment tekstu piosenki, nie jest mojego autorstwa. Nie potrafię podać twórcy, ani źródła, w którym można całość odnaleźć. Treść przepisałem z kartki, od dawna znajdującej się w mej prywatnej kolekcji śmiesznych, cudzych utworków, na które gdzieś, kiedyś trafiłem.ROZDZIAŁ II
Młodzieńczość
_______________________________ 1
Po kilku miesiącach, Darek na dobre zadomowił się w naszym mieszkaniu. Świadczył o tym choćby fakt, iż niemal codziennie paradował rano po chałupie bez jakichkolwiek gaci na sobie, z wiotkim, dyndającym dzyndzlem, na wierzchu. Wątpię, aby się nim przechwalał. Jak na moje oko wprawione na kolegach, oglądanych pod zbiorowymi prysznicami oraz licznych, zakazanych obrazkach w necie, posiadał sporawy, ale raczej standardowy rozmiar wisiorka. Jajek, także. Do murzyńskich gigantów, jakie czasami widywałem w sieci, jego penis ze sporym piegiem na napletku, na pewno się nie zaliczał.
Matce w ogóle nie wadził jego przedśniadaniowy nudyzm, zaś ja bezproblemowo obserwowałem, jak niestandardowo zachowuje się jej nowy, kompletnie bezwstydny facet. Wcześniej nie miałem specjalnie okazji na dłuższe studiowanie pełnej nagości dorosłego mężczyzny, na żywo. Owszem, ze dwa lub trzy razy przyuważyłem Szczepana pod prysznicem. Lecz wówczas błyskawicznie odwracał się do mnie plecami, albo łapą osłaniał męskie skarby. Może dlatego się wstydził, że miał dość ciekną i maławą kutasinkę. Nie wiem. No, a Darek, nie zamierzał przede mną niczego kamuflować.
_„Okay. Chcesz, patrz. Spoko, mnie nie wadzi. A bo to gołego chłopa, w życiu nie widziałeś?”_ — informowało jego swobodne, pozbawione wstydu oraz jakiejkolwiek pruderii, beztroskie zachowanie.
Skoro mogłem, na początku zerkałem na jego samczy zestawik. W przeciwieństwie do mnie, bardzo dokładnie wygalał się na dole. Ja, wprost przeciwnie. Byłem niezwykle dumny z ciemnego futerka okalającego wacusia. Wszak z utęsknieniem, długo czekałem na ów zarost. Kiedy się wreszcie pojawił, nie zamierzałem zacierać oznak informujących otaczający mnie świat, iż dojrzewam płciowo. Moi koledzy postępowali podobnie. Owłosieni łonowo, po ściągnięciu kąpielówek w basenowej przebieralni, przeważnie długo zwlekali z założeniem suchych majtek, obracając się kilkakrotnie wokół własnej osi, aby zainteresowani mogli dostrzec istotne szczególiki. Wyraźnie duma chłopaków rozpierała, a nie peszył wstyd, niczym tych, którzy na dolne kłaczorki, nadal musieli jeszcze oczekiwać. W podobnej sytuacji przypadkowy, nawet częściowy tylko wzwód penisa, stawał się jedynie ukoronowaniem oraz unaocznieniem męskiego jestestwa oraz rodzącej się, samczej sprawności, czy doskonałości. Nic, tylko podziwiać naprężającego się i rosnącego dżentelmena, a nie skromnie zakrywać przed zaciekawionym sprawą otoczeniem wszelkie anatomiczne detale, względnie reakcje fizjologiczne. Nie wypada przecież wstydzić się przed znajomymi chłopakami własnego kutasa, bezdyskusyjnie trzymającego europejską normę. Istna niedorzeczność. Ale fakt, gdybym posiadał byle pizdryka, zapewne także nikomu, karzełka nie zamierzałbym pokazywać. Toż to rysa i ujma, na męskim honorze. No i siara, kuźwa.
Po pewnym czasie, kiedy na dobre oswoiłem się z kompletną golizną Darka, zaś matki rano nie było w domu, także zacząłem odgrywać beztroskiego, domowego ekshibicjonistę. Wychodziłem spod prysznica, wycierałem ręcznikiem, zerkałem z uznaniem w lustro na swe dyndające przymioty i przełamując wstępny, drobniutki opór, nagi oraz bosy, zwyczajem Darka, wędrowałem do kuchni, aby napić się surowego mleka, wprost z butelki. Chciałem aby spostrzegł, że naprawdę dorośleję i nie posiadam już mini siusiaczka, tylko prościutką, dyndającą, całkiem fajową zabaweczkę. Wprawdzie jeszcze ciut skromniejszą niż jego, ale jednak.
Szczerze mówiąc, za pierwszym razem nawet zależało mi, aby zerknął na konkretne szczegóły i orzekł ostatecznie, czy wszystko jest ze mną w porządku. No, bo któż może się lepiej znać na rzeczy, niż facet z pełnosprawnym sprzętem, mający dojrzewanie już dawno za sobą. Pozytywna opinia kolegów, zdecydowanie mi nie wystarczała. Zaś babie, czyli nowej, młodej, niebudzącej zaufania lekareczce, która przy rutynowym badaniu nastolatków niespodziewanie opuściła mi majtki do kolan i obmacała calutki, z wrażenia rosnący w jej palcach ekwipunek, zwyczajnie nie dowierzałem.
_„Chłop, to zawsze chłop, jakby nie patrzeć. Ma identyczny sprzęt. Od lat, stale go używa z dobrym skutkiem. Nockami nawet sporawo słychać przez cienką, gipsową ściankę, gdy mamuśka się w łóżeczku raduje. Ktoś taki, zapewne zna się na sprawie znacznie lepiej, niż niedawno dyplomowana studentka medycyny, która podjęła pierwszą w życiu pracę zawodową…”_ — główkowałem, maksymalnie logicznie.
Nie wiem jakim cudem, ale Darek spostrzegając mnie kompletnie nagiego, momentalnie skapował się, o co tak naprawdę mi biega. Porozumiewawczo puścił do mnie oko, przez chwilę popatrzył na samcze ozdoby, po czym unosząc do góry kciuk, rzekł z uśmiechem na twarzy:
— Nieźle jest. Fajny osprzęt.
— Wacek, nie przymały aby, twoim zdaniem? — zapytałem, ciut niepewnie.
— Daruj sobie troski. Akuratna aparatura.
— Jajka, także w normie? Powiedz szczerze.
— Wyluzuj, chłopie. Są okay. Masz proporcjonalny komplecik. Nawet ładny, a z tym, różniście się przydarza. Nie wszyscy tak mają. U ciebie, mucha nie siada. Do tego flet, idealnie prościuteńki, super. Nie masz się czego obawiać, ani wstydzić, małolacie. Robi się z ciebie chłop na schwał. Tak trzymaj.
— Dzięki. Ale mam nadzieję, że wszystko jeszcze trochę urośnie — odparłem, z lekką niepewnością w głosie.
— Bez obaw. Masz, jak w banku. Jajka i tak są już spore. A znam dorosłego faceta, który wacka ma mniejszego, niż ty obecnie. Powtarzam, już jest dobrze, a będzie pewnie jeszcze lepiej. Nie panikuj niepotrzebnie.
— Nie panikuję. Na ostatnich badaniach okresowych nowa lekarka wszystko obejrzała, wymierzyła miarką i też uspokajała, że całość mieści się w normie. Ale niektórzy koledzy z klasy, mają już naprawdę większe wisiory, niż ja.
— Aż tak szczegółowo, medycy was badają? Z centymetrem, na wacku? Naprawdę? — zdziwił się.
— No, ale dopiero od teraz. Poprzednia, stara medyczka przenigdy nie zaglądała człowiekowi w gacie. A ta młoda zołza, kazała położyć się na kozetce w samych majtach i pouciskała brzuch. Potem poleciła unieść biodra i nagle, bez uprzedzenia, cabas za majtki i błyskawicznie ściągnęła mi je do kolan. Oniemiałem. Wszyściutkie skarby na wierzchu, a ta pochyla się i z bliska wlepia gały, w wiadomą aparaturę. Za momencik każde jajko, cholernica, dokładnie obmacuje. Spociłem się z wrażenia, zrobiłem się purpurowy na twarzy, a ta dla odmiany kutasa w łapki, skórkę z bananka ściąga, maca, uciska i ogląda ze wszystkich, możliwych stron.
— Wyłącznie tobą, tak się gorliwie zajęła, czy innymi chłopakami, także?
— Wszystkim po kolei, ruda zołza majtki pościągała. Obejrzała wacki i jajka, a potem bardzo dokładnie, calutki sprzęt obmacała. Co poniektórzy próbowali protestować, ale nie pomogło. Nie było wyjątku, musieli wszyściutko pokazać. Tylko, po co?
— Nie wiem. Być może o jakąś profilaktykę w tym chodzi. W sumie może dobrze, że tak się teraz dzieje.
— Dobrze? Cholerny kutas siary mi, kuźwa, narobił.
— W jakim sensie?
— Nagle obudził się i zaczął rosnąć, w jej palcach. W końcu z nadmiaru nadprogramowych wrażeń, stanął na dobre. A baba za centymetr i bezpardonowo mierzy nabrzmiałą fujarę, po długości. Na domiar złego, jeszcze pielęgniarka tuż przy mnie siedziała w gabinecie i wszystkiemu się bacznie przyglądała. Kuźwa, nie wiedziałem gdzie oczy podziać. Potem przy ponownym obmacywaniu jajek, drań sterczący kompletnie na maksa, o mało nie wypalił. Cudem sprawę powstrzymałem, siłą mocno przerażonej woli. Ale trzem chłopakom, to się nie udało. Nie dotrwali biedacy do końca wyjątkowo szczegółowych oględzin i spuścili się w gabinecie, przy cholernych babsztylach. Po ścianie, z jednego poszło. Masakra, kuźwa, wyszła.
— Fakt, żadnemu z was, miło zapewne nie było. Ale nie przejmuj się zbytnio. Różnie się czasem przydarza, przy medycznych badaniach — przyznał.
— Oby, jak najrzadziej przytrafiały mi się podobne przygody. Tylko za rok, te lub inne cholery, ponownie zajrzą mi pewnie w gacie. Żeby chłop badał rozebranego do naga człowieka, jeszcze by uszło. Ostatecznie nosi w gaciach to samo, więc przy pokazywaniu, wstyd raczej znikomy. Ale jak dwie baby ci sprzęt oglądają, mierzą i oceniają całość? Obciach, psia mać. Szczególnie, jak stanie na baczność, podczas niechcianej, przymusowej zabawy z doktorką.
— Spokojnie. Zapewne przetrzymasz.
— No, łatwo ci mówić…
— A z tego urządzenia — wskazał wacka — będzie kutas pierwsza klasa, przekonasz się. U mnie, było podobnie. Potrwało nieco, zanim przybrał ostateczne rozmiary. Lecz oprócz kilku zaprzyjaźnionych i zaciekawionych sprawą kumpli, nikt mi go w gabinecie medycznym, nigdy nie wymierzał. Ale pamiętam z wczesnej młodości, że czasami w najdziwniejszych okolicznościach, czy sytuacjach, również sprawiał mi stójkowe psikusy. W nastoletnim wieku, normalka — rzekł uspokajająco.
— Serio? Też sztywniał ci czasem, bez powodu? Bez żadnych macanek, czy oglądania rajcujących obrazków? — niedowierzałem.
— Zdarzało się. Lecz z czasem, o takich sytuacjach po prostu się zapomina — odparł z uśmiechem.
— Kurde, nawet wczoraj tak miałem, na wf-ie. Spodenki obcisłe, pada klasyczna komenda: baczność!. A ten nagle wziął sprawę na siebie i stanął w gaciach, zwrócony frontem do nauczycielki. Jak wariat się zachował. Z mety zauważyła, jestem pewien.
— W młodym wieku, to żaden ewenement, naprawdę. Ona zapewne o tym dobrze wie. Nie przejmuj się. Kutas, miewa fanaberie. Z czasem mu przejdzie i wiecznie nieokiełznana bestia, złagodnieje.
— Średnia pociecha. Dziewczyny siedzące na ławce pod ścianą w sali gimnastycznej, chichotały wczoraj, patrząc na mnie. Mnie do śmiechu nie było, zapewniam cię.
— Kiedy będziesz z jakąś w cztery oczy, zamiast rechotać, zapewne ucieszy się z tego powodu — rzekł wesoło, puszczając oko.
— Oby… — westchnąłem życzeniowo.
— Przekonasz się. Kiedy laska ma autentyczną chęć na bzykanko, raduje się, jeśli facet się przy niej podnieca. Nawet czynnie w tym uczestniczy i chętnie pomaga usztywnić wiotkawą pałeczkę.
— Nierzadko, buźką. Wiem, z wiadomych filmików, w sieci.
— Czyli prawidłowo się doszkalasz. Jak widać, czasem to także filmy edukacyjno-oświatowe — zaśmiał się.
— Kuźwa, tylko przypadkiem, przed matką mnie z taką oświatą nie wydaj — zaznaczyłem poważnie.
— Bez obaw. Ale jak znam życie, zapewne domyśla się, że nazbyt święty nie jesteś. Ot, mieścisz się w ogólnej normie rozwojowej, i tyle.
— Różniste filmiki erotyczne, naprawdę są chłopakowi konieczne. Nawet zwałka przy podobnych obrazkach, łatwiej i szybciej idzie. Wiesz zapewne.
— Aż za dobrze. Póki co, jak cię najdzie musik, zwalaj śmiało. Zaś wszystko, co złego pieprzą o masturbacji, chromol. To starodawna, porąbana, kościelna głupota, niemająca nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, ani z realną rzeczywistością. Zapewniam cię.
— Też kiedyś waliłeś?
— Oczywiście. Zwariowałbym bez tego. Moi koledzy, także. A i teraz czasami mnie nachodzi. Takie życie faceta. Czasem musi sobie ulżyć, proste i oczywiste chyba.
— Przecież dymasz matkę. Przydarza się, że nawet codziennie i na ostro.
— O! Skąd wiesz tak dokładnie?
— Mogę szczerze?
— Wal śmiało.
— Czasami, zużyty kondom napowietrzy się zbytnio, nie spłynie od razu i dryfuje w kiblu. Albo z waszego pokoju, nieco radości do mnie dolatuje. Stąd wiedza.
— Wina kanalizacyjnych niedoróbek oraz współczesnego budownictwa. Najwyraźniej ściany zbyt cienkie teraz robią oraz kiepsko sprofilowane odpływy sedesowe — odparł, z lekkim przekąsem.
— Może racja…
— Jaja sobie robię. Wolisz, abyśmy z mamą, ciutkę ograniczyli się… w ekstazach? — spojrzał na mnie badawczo.
— Spoko. Mnie wasze odgłosy, nie wadzą. Przyjemna, ludzka sprawa. Grunt, że razem jest wam dobrze ze sobą — podkreśliłem.
— Miło, że wyrozumiały jesteś. Zanim poznałem twą mamę, przez blisko pół roku byłem sam. Zamiast latać na ruskie kurwy do burdelu w sąsiednim budynku, systematycznie ćwiczyłem nadgarstek, strzelając do plastikowego naczynka. Taka brutalna, ale szczera prawda. Innego wyjścia nie miałem, bo jajka mi rozsadzało z nadmiaru gęstej i lepkiej śmietanki.
— Byłeś kiedyś w agencji towarzyskiej?
— Raz, we wczesnej młodości. Kolega mnie wówczas na eksperymenty namówił.
— Fajnie było?
— Raczej beznadziejnie. Osobiście, nie polecam. Sprawdziłem na sobie. Seks z fajną laseczką za free, jest naprawdę znacznie przyjemniejszy, aniżeli z byle kurwą, która przed tobą, już pół miasta tego dnia zdążyła zaliczyć.
— Super, że szczery ze mną jesteś.
— Bo prawie mężczyzna już z ciebie, a nie, byle brzdąc. Ostatecznie obaj mamy kutasy oraz nieustannie zapracowane fabryczki plemniczków, tuż pod nimi. Cóż, nadmiar nasionek, domaga się upustu. Oczywista sprawa. Nie ma sensu przekłamywać rzeczywistości, albo dla pieprzonych pozorów, czegokolwiek owijać w bawełnę — znów porozumiewawczo puścił do mnie oko.
— Czyli jakby nie patrzeć na jajeczno-wackowe zagadnienie, w wieku dorosłym, facet też ciągle musi?
— Nie inaczej. Jedynie potrzebuje tego nieco mniej oraz rzadziej, niż za młodu. U zdrowego chłopa, to normalka.
— Czemu więc każdy ksiądz na religii wciska chłopakom durnoty i totalne pierdoły, o masturbacji i seksie?
— Cóż, taki zawód wybrał. Ustawicznie szerzy ciemnotę, zabobony, i tyle. Ale cichaczem, obłudnik, także robi sobie dobrze, choć pieprzy wokół, że to grzech, sodoma, czy inna gomora. Klecha, powinien zajmować się wyłącznie swoją świętą bozią, niebem oraz duszą, a nie ludzkim ciałem i seksem. Tylko ci maksymalnie zakłamani hipokryci wolą inaczej, więc najchętniej dymają chłopców, albo nieletnie dziewczynki. To jest dopiero totalna zgroza, wołająca o pomstę do ichniego nieba, kurwa mać.
— Szkolny klecha, wciąż opieprza chłopaków za onanizm.
— W seminarium tak wyszkolili nieboraczka, a w zasadzie, wytresowali. Zrozum, tylko jacyś ułomni, mózgowo pierdolnięci, albo ogólnie zaburzeni faceci, w ogóle się nie onanizują. Takich trzeba by ewentualnie leczyć, a nie, prawidłowo rozładowującą się resztę ludzkich samców. Toż wyłącznie przyroda odpowiada za nadmiar plemniczków, a nie my, a tym bardziej, jakaś tam bozia. Okresowy upust cholerstwa, bywa wręcz przymusowy. Inaczej jajka cię rozbolą. A to, miłe nie jest.
— Poznałem problem. Właśnie dlatego, zwalam regularnie. Ale czasem profilaktycznie, także mi się przydarza — przyznałem szczerze.
— Czyli wszyściutko w normie. Tak trzymaj, póki w końcu chętnej dupci sobie nie przygruchasz. We dwoje, bywa zdecydowanie ciekawiej. Człowiek, to przecież stadne zwierzę. Nie dziwota, że woli pogimnastykować się w figlarnym dueciku, niż wyłącznie masować swój oręż, w pojedynkę — podsumował wesoło, poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu i wyruszył do pracy.
Cóż, w przeciwieństwie do szkolnego, zdrowo porąbanego sukienkowca, Darek przynajmniej upewnił mnie, iż rankiem, albo wieczorami zabawiając się wackiem, niczego złego nie wyczyniam pod kołderką. Facet w ogóle wydawał się otwarty na różnorakie problemy. Od początku akceptował mnie, a do tego okazał się szczery, wyrozumiały, całkiem sympatyczny i w ogóle wporzo. Nie miałem w swym otoczeniu innego, dorosłego mężczyzny, z którym mógłbym bez obaw szczerze porozmawiać o istocie intymnego zagadnienia. A stanąć kompletnie na golasa przed kimkolwiek innym, licząc, że sam wpadnie na to, o co mi chodzi, a potem oceni rzeczowo, co posiadam i rozwieje wszelkie dręczące mnie wątpliwości, to już w ogóle wydawał się istny kosmos. Z Darkiem, poszło mi, jak z płatka. Choć początkowo, wychodząc kompletnie nago z łazienki, naprawdę miałem drobną tremę, przyznaję otwarcie.
Sądzę, iż jego kompletna golizna, którą wcześniej niejednokrotnie widziałem w domu, nieco ułatwiła mi sprawę. Pod nieobecność matki po prostu zmałpowałem człowieka, który zaimponował mi swym wyluzowaniem oraz totalną swobodą. Przy mamuśce, tak otwarcie, raczej bym tego nie uczynił, choć wcześniej kilkakrotnie zdarzyło się, iż przypadkowo widziała mnie w łazience, całkiem rozebranego.
Nowego partnera matki, nawet szybko polubiłem. Jednak pomny nagłego, silnego zawodu emocjonalnego, jaki spotkał mnie jakiś czas temu z powodu Szczepana, stale traktowałem Darka z drobną, lecz wyraźną rezerwą. Nie zamierzałem się z nim zaprzyjaźniać na zawsze, tak na amen. Stałem się bardziej ostrożny. Obawiałem się kolejnego, nagłego odtrącenia przez człowieka, któremu bezgranicznie zaufam. Po zaliczonym dole, wolałem się asekurować. Oczywiste chyba.
A matka? Cóż, wyglądała na zadowoloną z nowego związku. Była chyba nawet szczęśliwa, bo żyćko, ponownie się jej do kupy fajnie posklejało. Wiecznie tuliła się do Darka. Bzykała się z nim chyba znacznie częściej, aniżeli dawniej, ze Szczepanem. Z dolatujących odgłosów wnioskowałem, iż bywało jej naprawdę odlotowo. Kiedyś, nawet chciałem podejrzeć, jak oni to robią, ale po dłuższym namyśle, odpuściłem.
_„Ostatecznie, to najbliższa rodzina, a nie byle porno-show, czy sceniczna burleska, w której w dzieciństwie widywałem czasem matkę topless, na scenie. Aktualnie, to jej prywatne życie w sypialni, a nie, praca zawodowa, więc wyluzuj nazbyt ciekawski palancie”_ — pomyślałem trzeźwo, logicznie oraz wyjątkowo lojalnie wobec rodzicielki.
Za to ciutkę później babka i ja, nieoczekiwanie zawarliśmy nowe, ciekawe, a nawet nieco ekscytujące znajomości z… facetami. Stosownymi do naszego wieku, ma się rozumieć. Czyli staruszka, znalazła sobie do towarzystwa dziarskiego dziadka-dewota, zaś ja, nowego kolegę, z którym wyjątkowo szybko się zaprzyjaźniłem.
*****
W ciasnawej kawalerce, należącej do niezwykle długowiecznej dewotki systematycznie odżywiającej się nieomal wyłącznie chemią, czyli garściami różnorakich tabletek działających kojąco na wszelakie starcze dolegliwości, począł często przesiadywać ponad osiemdziesięcioletni Marceli. Świeżo upieczony wdowiec oraz równie zapalony lekoman, jak i ona. Co prawda na co dzień chadzał ze smukłą, ręcznie rzeźbioną laseczką, lecz bynajmniej nie służyła mu do ciągłego podpierania się, lecz raczej do swoistej… ozdoby dodającej, w głębokim przekonaniu starszego dżentelmena, swoistego uroku osobie, znajdującej się w słusznym wieku. Staruszek znacznie częściej zabawnie nią wymachiwał, względnie żonglował w powietrzu, aniżeli wykorzystywał, jako oprzyrządowanie typowo inwalidzkie. Natomiast na schodach, gdy ignorując windę, wspinał się czasami na czwarte piętro (jak twierdził, dla polepszenia oraz podtrzymania zdrowotności), trzymał ją zazwyczaj pod pachą, aby zanadto nie przeszkadzała w wędrówce, która bynajmniej nie wykańczała niezwykle dziarskiego dziadzia, a wyraźnie pokrzepiała go, na starczym duchu:
_„Ho ho, widzi pani? Jeszcze ze mnie chłop, jak się patrzy, pani Genowefo. Do tańca, szczególnie przy współczesnej muzyce, może już nie za bardzo. Ale do różańca, pierwsza klasa. Zapewniam…”_ — witał z uśmiechem babkę, oczekującą nań w otwartych drzwiach swoich gościnnych progów.
Poznali się przypadkowo, w trakcie zorganizowanej przez dwie zaprzyjaźnione parafie, pełnopłatnej, autokarowej, misyjnej, a konkretnie antyunijnej, pielgrzymko-wycieczki do Częstochowy oraz do Lichenia. Zaś polubili ciut później, w parafialnym kółku różańcowym, podczas gorliwych modłów o rychłe wyjście Polski z bezbożnej Unii Europejskiej, w której kościoły, od dawna świecą pustkami. Zaś okresowo zaludnione bywają wyłącznie te, które poprzerabiano na dyskoteki, względnie kluby nocne, z mocno nieobyczajną rozrywką, gorszącą przyzwoitych obywateli.
Pobożnym staruszkom najwyraźniej mało było standardowych spotkań modlitewnych w bożnicy, więc owdowiały niedawno dziadzio przyczłapywał popołudniami do babki i wspólnie, z lubością oddawali się starczej rozryweczce, czyli dalszym modłom, kończącym się zawsze monotonnym zaśpiewem: _„A z Unii Europejskiej, wyprowadź nas Panie!”_. Owe ustawiczne, tęskne błagania zainicjowane przed rozpoczęciem wspomnianej pielgrzymki przez nowego księdza do spraw wymierających staruszków, wyraźnie zaniepokojonego o własną przyszłość zawodową, przerywane bywały jedynie łykaniem tabletek, popijanych ziółkami na trawienie świeżo zaparzonymi w tureckim, pojemnym tygielku do kawy. Z tym, że całkiem jeszcze dziarski, pogodny dziadzio, piekł jeszcze jedną pieczeń, przy wspólnym ogniu. Rozkoszując się antyunijną modlitwą, towarzystwem babki oraz aromatyczną, ciepłą, ziołową popitką, przy okazji prasował przytargane w torbie spodnie, przeznaczone na poranną wyprawę do kościoła, w kolejnym dniu.
Standardowe żelazko bynajmniej nie było mu potrzebne. Wszak biedny polski emeryt, prąd, stale musi oszczędzać. Wystarczyły dwie grube tektury przytargane z osiedlowego śmietnika. Jedną, układał Marceli na siedzisku starego, drewnianego krzesła pozbawionego tapicerki. Umieszczał na niej starannie złożoną w kant nogawkę spodni od czarnego garnituru, po czym przykrywał materiał kolejną tekturą. Z różańcem w garści sadowił się na niej, zamykał oczy i mamrocząc coś pod nosem modlił się, przesuwając wolniutko w palcach czarne koraliki. Co kilka paciorków nagle omiatał pokój przytomnym wzrokiem, wznosił do bozi antyunijne błaganie, uśmiechał się do babki, wstawał, zdejmował górną tekturę, przesuwał nogawkę spodni kawałeczek w bok, troskliwie okrywał materiał kartonem i ponownie sadowił się na nim, rozmodlony. I tak, aż do skutku, czyli dokładnego wyprasowania własnym ciężarem wytwornych, ciemnych gaci. Babka siedząc w tym czasie w fotelu tuż obok, żałośnie zawodziła kolejne kościelne szlagiery wychwalające pod niebiosa bozię, względnie wszystkich świętych. Bardziej urozmaicony scenariusz dość specyficznego, starczego romansiku, nie wchodził w rachubę. Nie te lata, najwyraźniej, psia kostka.
W międzyczasie okazało się, iż Marceli był niegdyś wziętym tapicerem. Kiedyś na specjalne zamówienie biskupa, skonstruował nawet niezwykle oryginalne siedzisko, w rodzaju wielce wytwornego tronu ociekającego złotem oraz przyozdobionego gęstymi, purpurowymi frędzlami. Tyle, że kieckowy sknera, w ogóle nie zapłacił mu za kosztowny materiał oraz mocno nietypową robociznę. Przybył do skromnej pracowni tapicera, łaskawie zaakceptował gotowy mebelek, poczym kazał wstawić go do oczekującego na zewnątrz trupo-busa, który zaraz odjechał. Potem chwilkę pogadał z Marcelim, o jakichś świętych bzdetach, poświęcił mini kropidełkiem tapicerski warsztacik, wypowiedział formułkę: „Bóg zapłać” i zniknął w swym wielkim, nowiutkim, czarnym mercedesie. Widać taka była wola boża, i tyle, w temacie zapłaty.
Mocno zaskoczony tapicer nie za bardzo wiedział, jak powinien zareagować. Poniósł spore koszty na zakup niezbędnych materiałów. Był ewidentnie stratny na pechowym biznesie, z kieckowym hochsztaplerem. Nie śmiał zgłosić jawnego nadużycia na świecką policję, gdyż ta, i tak niczego by przecież w owej sytuacji nie uczyniła. Wszak na siłę wyższą, nie ma rady na tym padole łez, pełnym kościelnej obłudy, zachłanności oraz świątobliwej, bezkarnej, odwiecznej rozpusty. Owa mocno niemiła przygoda z zachłannym biskupem, przenigdy nie zniechęciła jednak tapicera do kościoła oraz wiary w obiecywane, przyszłe szczęście pozagrobowe, czyhające ponoć w zaświatach.
Pewnego deszczowego popołudnia, gorliwie modląc się wraz z babką o dobre zdrowie, znacznie tańsze leki, atrakcyjniejsze promocje w osiedlowej Biedronce, wyższą emeryturę pozwalającą na znaczące zwiększenie datków dla proboszcza, a także o upragnioną, bezunijną przyszłość dla ukochanej ojczyzny oraz tradycyjnie prasując tyłkiem spodnie, Marceli, przecierając zdumione oczy, wypatrzył w kawalerce ciemną, błyszczącą trumnę, cierpliwie oczekującą we wnęce obok szafy, na przyszłe zwłoki babki. Kiedy ochłonął z pierwszego, nieco szokującego wrażenia, z nieukrywaną radością dokładnie wymierzył centymetrem sosnową skrzynię oraz jej nieco przygarbioną, przyszłą lokatorkę. Zaś po kilku dniach, pojawił się z wyjątkowo nietypowym prezentem. A konkretnie, z trzema poduszeczkami zrobionymi z materiału upstrzonego ciemnozłotymi, przenajświętszymi krzyżykami. Jedna, przeznaczona była pod zadek oraz lędźwie, niedoszłego jeszcze nieboszczyka. Druga, pod ramiona. Trzecia, pod siwą, nieco łysawą główkę. Konkretne miejsce ułożenia poszczególnych darów w wieczystym legowisku, w brew pozorom, nie było obojętne. Wszak każda rzecz została precyzyjnie skrojona oraz sprofilowana przez Marcelego, pod wymiar babuni ulokowanej w trumnie, na wieki.
_„Na czymś tak wyjątkowo przytulnym, będzie pani znacznie wygodniej, a przede wszystkim przyjemniej umościć się, pani Genowefo. Na mojej tapicerce, do sądnego dnia, spokojnie można przeleżeć. Przynajmniej odleżyn się pani nie nabawi, ani reumatyzmu. A tym bardziej, pobolewających korzonków. Cholernej podagry, od nieustającej, ziemnej wilgoci, także nie będzie. Na podobnym zestawiku, pod mym czujnym okiem i nadzorem, ułożona została przez grabarzy moja własna żonka. Jedynie tamta trumna była sporo obszerniejsza, jak i nieboszczka. Zapewniam, solidnego materiału w święte krzyżyki, sporo mi jeszcze pozostało. Krajowe mole, póki co, tego chińskiego czortostwa, jakoś nie ruszają, więc na pewno wystarczy i dla mnie, na elegancką i przytulną wyściółkę, do trumienki”_ — zapewnił, zadowolony oraz niezwykle dumny z podarunku, przeznaczonego na wieczną drogę swej nowej, jakże pobożnej, sympatycznej dlań, dewotko-lekomanki.
Cóż, taka jest kolej rzeczy. Babka troszcząc się o swą przyszłość, stopniowo i wytrwale, lecz niestety dość ślamazarnie, szykowała się do opuszczenia tego świata, zaś ja, przystępowałem do poznawania go od stron, których z racji młodego wieku, jeszcze nie miałem okazji doświadczyć. A jak wspominałem wcześniej, wiele doczesnych, ziemskich spraw zapowiadało się całkiem ciekawie i obiecująco, nie powiem…
*****
Moją, wcześniej w ogóle nieplanowaną znajomością, niespodziewanie okazał się Arek, o nieco obciachowym, jak dla niektórych nazwisku, Hodupski. Pisanym przez samo ”H”, w odróżnieniu od reszty Chodupskich plebejuszy, piszących się standardowo, przez „Ch.”.
Z niemałym zaskoczeniem dowiedziałem się wkrótce, iż Arkadiusz Hodupski pochodził ze szlachetnego, wielce szanowanego rodu, mającego swe korzenie oraz rozliczne, rozległe majątki ziemskie, na terenach bezprawnie ukradzionych ongiś Polsce przez barbarzyńskich, ruskich najeźdźców. W owym, spokojnym zazwyczaj zakątku ojczyzny, nagle wykwitły wówczas nieprzebrane hordy prymitywnych szabrowników, wynaturzonych morderców oraz brutalnych gwałcicieli niewinnych, dziewiczych jeszcze młódek. I rozpoczął się, istny koszmar.
Nieludzkie kacapskie bandziory, najpierw kastrowały na żywca wszystkich pojmanych, młodych, rozebranych publicznie do naga, polskich chłopaków. Pozawieszano ich na okolicznych trzepakach głowami w dół, z szeroko rozsuniętymi nogami, aby z dowolnego miejsca, brutalny zabieg był dobrze widoczny. Niektórym rozcinano mosznę nożem i pojedynczo, wycinano oba jądra. Innym nieszczęśnikom, jednym ciachnięciem sierpa odżynano calutki męski komplecik, łącznie z penisem. Tak przecież znacznie prościej i szybciej się działa. W tym samym czasie, znacznie więcej pojmanych osób, udaje się wykastrować.
Następnie dla kretyńskiej rozrywki hordy napastników, młodziutkie dziewczęta pozbawiano cnoty. A wszystko działo się również publicznie, na oczach przerażonych mieszkańców oraz rodziców, hańbionych przy świadkach dziewcząt. Płaczliwe, bezsilne wołania o pomstę do nieba, wyraźnie zobojętnianego na drańskie okrucieństwo oraz przemoc, żadnego skutku nie przynosiły.