- promocja
Laleczki skazańców - ebook
Laleczki skazańców - ebook
Stany Zjednoczone, rok 1998. W planie dwadzieścia egzekucji, jedna co osiemnaście dni. Rok 1999. Trzydzieści pięć egzekucji, jedna co dziesięć dni. Rok później jedna co dziewięć.
Obecnie kara śmierci może być zasądzona w 31 z 50 stanów USA. Zastrzyk trucizny, krzesło elektryczne, komora gazowa, powieszenie, rozstrzelanie. Rodziny oglądające egzekucję przez szybę, relacje w prasie, opis ostatniego posiłku podany do wiadomości publicznej. Pod więzieniem ramię w ramię stoją przeciwnicy kary i jej zwolennicy. Ci drudzy, przy akompaniamencie zespołu country, w piknikowej atmosferze popijają piwo i wręczają dzieciom papierowe chorągiewki z hasłami popierającymi karę śmierci.
Holenderska reporterka Linda Polman opisuje skomplikowaną sytuację teksańskich skazańców na tle amerykańskiego systemu karnego. Rozmawia z kobietami, które zdecydowały się na małżeństwa z osadzonymi w celach śmierci, z lewicowymi aktywistami walczącymi z niehumanitarnym systemem sądowniczym, z pastorami przymykającymi oko na brutalne metody rozstrzygania prawa, z kolekcjonerami „murderabiliów” z całego świata, a przede wszystkim z samymi więźniami, dla których kara śmierci jest często wybawieniem od trudnej codzienności więzienia.
To fascynująca, a zarazem przerażająca opowieść o tym, jak naprawdę działa amerykański system prawny i jak wiele emocji wzbudza kara śmierci w pozornie Zjednoczonych Stanach Ameryki.
„Polman opisuje kobiety i ich partnerów kryminalistów z ogromną empatią i bez cienia sarkazmu. Z autentyczną troską i zrozumieniem kreśli poruszający portret zamkniętego świata pozbawionego nadziei.” „Elsevier”\
„Polman łączy w swoim pisaniu solidne dziennikarstwo śledcze z niezwykłą umiejętnością przedstawiania intymnych portretów ludzi, których spotkała tragedia […]. Wspaniała książka.” „De Correspondent”
„Linda Polman zagląda w zakamarki dusz i serc kobiet wiążących się z więźniami skazanymi na śmierć. Od tej książki nie można się oderwać.” „De Telegraaf”
„To wciągająca książka, czasem dowcipna, niekiedy mrożąca krew w żyłach, a przede wszystkim doskonale napisana.” Jellie Brouwer, Radio Kunststof
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8049-693-4 |
Rozmiar pliku: | 892 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Patti Smith Poniedziałkowe dzieci
Jack Kerouac Allen Ginsberg Listy
Magdalena Rittenhouse Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero
Geert Mak Śladami Steinbecka. W poszukiwaniu Ameryki
Johnny Cash Cash. Autobiografia
Allen Ginsberg Listy
Bob Dylan Kroniki. Tom pierwszy
William S. Burroughs Jack Kerouac A hipopotamy żywcem się ugotowały
Lawrence Wright Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary
S. C. Gwynne Imperium księżyca w pełni. Wzlot i upadek Komanczów
Charlie LeDuff Detroit. Sekcja zwłok Ameryki (wyd. 2)
David Ritz Respect. Życie Arethy Franklin
Alysia Abbott Tęczowe San Francisco. Wspomnienia o moim ojcu
Jon Krakauer Pod sztandarem nieba. Wiara, która zabija
Kim Gordon Dziewczyna z zespołu
Dennis Covington Zbawienie na Sand Mountain. Nabożeństwa z wężami w południowych Appalachach
Rick Bragg Jerry’ego Lee Lewisa opowieść o własnym życiu
Scott Carney Śmierć na Diamentowej Górze. Amerykańska droga do oświecenia
Hampton Sides Krew i burza. Historia z Dzikiego Zachodu
James Grissom Szaleństwa Boga. Tennessee Williams i kobiety z mgły
Patti Smith Pociąg linii M
Billie Holiday William Dufty Lady Day śpiewa bluesa
Dan Baum Dziewięć twarzy Nowego Orleanu
Jill Leovy Wszyscy wiedzą. O zabójstwach czarnych w Ameryce
Tom Clavin Bob Drury Serce wszystkiego, co istnieje. Nieznana historia Czerwonej Chmury, wodza Siuksów
Brendan I. Koerner Niebo jest nasze. Miłość i terror w złotym wieku piractwa powietrznego
Hampton Sides Ogar piekielny ściga mnie. Zamach na Martina Luthera Kinga i wielka obława na jego zabójcę
Paul Theroux Głębokie Południe. Cztery pory roku na głuchej prowincji
S. C. Gwynne Wrzask rebeliantów. Historia geniusza wojny secesyjnej
Jon Krakauer Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim
James McBride Załatw publikę i spadaj. W poszukiwaniu Jamesa Browna, amerykańskiej duszy i muzyki soul
Dan Baum Wolność i spluwa. Podróż przez uzbrojoną Amerykę
Legs McNeil Gillian McCain Please kill me. Punkowa historia punka
David McCullough Bracia Wright
Lawrence Wright Wyniosłe wieże. Al-Kaida i atak na AmerykęPrzedmowa
W celach śmierci w Teksasie, gdzie rozgrywa się większość zawartych w tej książce opowieści, siedzi dwustu osiemdziesięciu skazanych. W 2014 roku doszło dziesięć nowych osób. Wykonano jedenaście wyroków. W pierwszej połowie 2015 roku uśmiercono już ośmioro skazańców – jednego na dwa–trzy tygodnie. Stres, w jakim żyją skazańcy, jest ekstremalny. Krewni ofiar odczuwają go nawet bardziej.
W celach śmierci żyje się jak w mikrokosmosie. Wszyscy się znają. Skazani słyszą każdy szloch, każde westchnienie i przekleństwo współtowarzyszy, a w pomieszczeniu dla odwiedzających tłoczą się razem rodzice, partnerzy, narzeczeni i dzieci. Prywatność nie istnieje. Trzeba ufać, że to, co słyszą i wiedzą, zachowają dla siebie, bo sami też tak robią.
Na prośbę niektórych osób lub w sytuacjach, gdy sama uznałam to za konieczne, opuściłam pewne informacje lub zmieniłam dane, żeby nie można było rozpoznać, o kim mowa. Są to przykładowo: nazwy miejsc zamieszkania lub nazwiska, pochodzenie, daty albo chronologia wydarzeń. Cytaty z listów to parafrazy, ponieważ listy są prywatne. W przypadku niektórych skazanych zmieniłam okoliczności popełnionego przez nich przestępstwa lub opuściłam szczegóły, również dlatego, że większość skazanych na śmierć znajduje się w stanie permanentnych apelacji. Wszystko, co mówią, może być i jest wykorzystywane przez oskarżycieli przeciwko nim, a poza tym mogą się o tym dowiedzieć strażnicy więzienni, od których więźniowie są zależni przez resztę swojego życia.
Amsterdam, kwiecień 20151
Panna młoda
Obywatele Huntsville w Teksasie mogli w tym dniu wybierać: uroczyste otwarcie nowej filii supermarketu Brookshire Brothers i skorzystanie z przecen lub egzekucja dwukrotnej morderczyni (zabiła przy użyciu siekiery) Karli Faye Tucker w więzieniu Walls Unit, w centrum wsi dwa kilometry dalej.
Mieszkańcy Huntsville masowo wybrali egzekucję. Wszyscy oprócz Hester. Ona w tym samym dniu, w tym samym Huntsville, poślubiła człowieka skazanego na śmierć.
Brytyjka Hester wstąpiła w związek małżeński dwie ulice od więzienia Walls. Kiedy o drugiej po południu zgłosiła się do urzędnika stanu cywilnego, w okolicy było cicho jak makiem zasiał.
Ślub z partnerem, który nie może być obecny na uroczystości, na przykład dlatego, że pełni służbę wojskową w innym kraju lub siedzi w celi śmierci, odbywa się „z rękawiczką”, per procura. Dawniej panna młoda rzeczywiście kładła na ołtarzu rękawiczkę jako symbol zgody nieobecnego partnera, dzisiaj zabiera ze sobą pełnomocnika. W czasie uroczystości rolę skazanego na śmierć przyjęła zatem Doreen, mieszkanka Huntsville, zawsze służąca pomocą i jednocześnie kierowca taksówki Hester.
Mimo obecności tylko połowy młodej pary ceremonia i tak trwała prawie dwie godziny. Pastor odczytał fragment Biblii, urzędnik stanu cywilnego udzielił ślubu, było zdjęcie i trzeszcząca muzyka z magnetofonu kasetowego. Hester również się przygotowała: poszła do fryzjera, kupiła nową sukienkę, zrobiła odświętny makijaż i zamówiła dla siebie bukiet kwiatów.
Po uroczystości, kiedy wyszła z urzędu jako małżonka, nie mogła dojrzeć końca ulicy z powodu licznych autobusów stacji telewizyjnych, z antenami satelitarnymi na dachu, zaparkowanych na ulicy zderzak w zderzak aż do więzienia Walls. Egzekucja miała się odbyć o szóstej wieczorem. Pod murem więzienia wysokim na siedem metrów zgromadził się tymczasem ogromny tłum ludzi żądnych krwi, najlepiej od razu. Scena przywodziła Hester na myśl średniowieczne ryciny egzekucji odbywających się na wiejskich placach, ale to był luty 1998 roku.
Wyroki w Huntsville rzadko zwracały uwagę mediów, jednak tej egzekucji nikt nie chciał przegapić. Karla Faye Tucker, lat trzydzieści osiem, była w Teksasie pierwszą kobietą od czasów biednej Chipity Rodriguez w 1863 roku, na której miano wykonać wyrok kary śmierci. Chipita, lat sześćdziesiąt trzy, właścicielka karczmy w San Patricio w południowym Teksasie, została oskarżona o zamordowanie jednego ze swoich gości, handlarza koni Johna Savage’a. Nie było żadnego, najmniejszego dowodu. Ława przysięgłych ją uniewinniła. Jednak miejscowy sędzia miał swoje zdanie na ten temat i kazał ją powiesić. Chipita do tej pory straszy w okolicach San Patricio, samotny duch ze sznurem na szyi.
Wina Karli Faye Tucker była bezdyskusyjna. Proces dwudziestoczteroletniej szalonej motocyklistki, groupie zespołu The Allman Brothers Band i podwójnej morderczyni, stanowił krajową sensację i uczynił z niej gwiazdę. Już w wieku dziesięciu lat Karla zażywała heroinę. Finansowała swój nałóg z prostytucji, tak jak jej matka. Zadawała się z gangiem motocyklistów z Houston. Feralnego dnia Karla Faye wraz ze swoim chłopakiem, członkiem gangu Dannym Garrettem, ćpali heroinę, valium, amfetaminę, kokainę, pili rum, tequilę i nie wiadomo co jeszcze. W środku nocy para postanowiła zażądać pieniędzy od swojego kolegi motocyklisty Jerry’ego Lynna Deane’a. Na wykładzinie podłogowej u Karli zostawił plamy oleju silnikowego i musiał za to zapłacić. Kiedy naćpana para sforsowała drzwi, Deane się obudził. Danny Garrett uderzył go od razu młotkiem w głowę. Charczenie ciężko rannego Jerry’ego bardzo zirytowało Karlę. Znalazła siekierę i wymierzyła mu dwadzieścia osiem ciosów. Następnie zaatakowała w pierś jego partnerkę Deborah Thompson, próbującą skryć się w pościeli.
Karla Faye oświadczyła policji, że przy każdym ciosie siekierą przeżywała orgazm.
Garrett i Karla Faye zostali skazani na śmierć. Garrett zmarł wkrótce z powodu choroby wątroby, a Karla przez czternaście lat pisała jedną apelację po drugiej. W międzyczasie nawróciła się na wiarę w Chrystusa. Opinia publiczna nie mogła się nasycić tą historią. Skazanej poświęcono książkę i film dokumentalny. Dziennikarze z całej Ameryki, włącznie z Larrym Kingiem z CNN, przyjeżdżali robić z nią wywiady. Żaden nie przepuścił okazji, żeby napisać o chochlikach w jej oczach i radośnie podrygującej szopie loków. „New Yorker” nie owijał w bawełnę i wskazywał na „bezpośredniość, bezwzględność i seksualny urok” podwójnej morderczyni, która wśród więźniów i strażników zyskała miano ulubionej pocieszycielki i duchowego doradcy.
Im bliższa była data wykonania wyroku, tym więcej napływało petycji, krajowych i międzynarodowych, z prośbą o zamianę kary śmierci Karli Faye na dożywocie, aby mogła dalej głosić Słowo Boże w więzieniu. Na próżno. Teksasem rządził gubernator George W. Bush. W swojej trzyletniej wtedy karierze zarządcy stanu podpisał pięćdziesiąt dziewięć nakazów egzekucji i nie uhonorował żadnego wniosku o odroczenie wyroku. Wszystkie wnioski o ocalenie życia Karli Faye wylądowały w koszu na śmieci, w tym te od papieża, Amnesty International, ewangelisty telewizyjnego Pata Robertsona, ONZ-etu i Bianki Jagger.
Strażniczka towarzysząca Karli w ostatnich godzinach poprosiła kuchnię więzienną, żeby ostatni posiłek skazańca dla Karli Faye (banany, zieloną sałatę i brzoskwinię) podano jej nie na brzydkim plastikowym talerzyku, ale na pięknym półmisku z kwiatami, który przyniosła dla niej z domu.
Na wykonanie wyroku przyjechało ponad dwustu reporterów i kamerzystów oraz kilka tysięcy widzów. Hester przemknęła po schodach sądu na ulicę. Była chora ze strachu, serce jej waliło.
– Ludzie oszaleli, byli jak psy węszące krew. Bałam się, że w jakiś sposób odkryją, zobaczą, że dopiero co poślubiłam mordercę, i rozerwą mnie na strzępy – opowiadała.
Panna młoda przecisnęła się przez tłum podnieconych nienawistników z transparentami: „KARLO FAYE, SMAŻ SIĘ W PIEKLE!”, i wpadła w grupę zwolenników skazanej, którzy krzyczeli: „Narodź się na nowo chrześcijaninem”, i apelowali, aby pozostawić Karlę przy życiu jako dowód dla innych przestępców, że warto uwierzyć w Pana. Przekrzykiwała ich trzecia grupa, grzmiąca, że Karla Faye Tucker jest potworem i nie ma prawa wierzyć w Boga, a tym bardziej głosić Jego Słowa. Były też nieśmiałe osoby, które przyniosły Biblię i świeczki, żeby pomodlić się za morderczynię.
Gdzieś w tym morzu ludzi, otoczeni mikrofonami i kamerami, pozowali członkowie rodziny i przyjaciele Deborah Thompson, kobiety zamordowanej przez Karlę Faye. Stali przed tablicą z napisem: „MIŁEGO DNIA, KARLO FAYE”. Rodzina ofiary miała jeszcze jedną wiadomość dla kobiety, która za murami Walls przygotowywała się do egzekucji: „Deborah czeka na ciebie w wieczności, i obiecujemy ci: to nie będzie przyjemne spotkanie!”, krzyczeli do mikrofonów.
Pijani studenci Sam Houston University w Huntsville machali transparentami z napisem: „KARLA, ZNÓW BĘDZIE OSTRA JAZDA”, nawiązując do orgazmów, które morderczyni odczuwała przy każdym uderzeniu siekierą. Na podium jakiś zespół country grał wesołe melodie. Największe zdumienie Hester budziły rodziny, które traktowały to wydarzenie jak piknik: matki wręczały dzieciom broszki i papierowe chorągiewki z napisem: „Bye, bye Karla”, a ojcowie z maluchami na ramionach wypijali półlitrowe piwa przy stacji benzynowej na rogu i z powrotem szli na zabawę pod więzieniem.
W drodze do taksówki Doreen, którą miała pojechać do Motelu 6, Hester musiała ustąpić miejsca rozwozicielowi pizzy. Przeciskał się przez tłum do bramy więzienia, żeby zaoferować Karli darmowy ostatni posiłek – trik reklamowy firmy Domino.
Tak szybko, jak pozwalały jej na to wysokie obcasy, panna młoda przemknęła obok parkanów, na które skakały wściekłe psy obronne. Wystawiały warczące pyski przez szpary, szczekały histerycznie, rozpryskując pianę. Zwierzęta zostały spuszczone z łańcucha, żeby terroryzować członków rodziny Karli. Po egzekucji mieli przechodzić tędy do Domu Gościnnego mieszczącego się kawałek dalej, gdzie nocowali.
O szóstej wieczorem skazana otrzymała śmiertelny zastrzyk. Świadkowie obecni przy egzekucji opowiadali, że Karla Faye kokietowała wszystkich do końca, szła do stołu egzekucyjnego z kokardą z papieru toaletowego w lokach. Hester, panna młoda, była już wtedy pogrążona w głębokim śnie w Motelu 6.
Dzień po ślubie Hester odwiedziła w celi śmierci swojego świeżo poślubionego męża Forresta. Nawet sobie nie pogratulowali, bo Forrest znajdował się w stanie całkowitej paniki. Tego ranka otrzymał list od swojego adwokata – napisano w nim, że jego egzekucja ma się odbyć za dziewięćdziesiąt dni. Hester przez godzinę próbowała go uspokoić, tłumaczyła, że nie jest tak tragicznie, że zadzwoni do adwokata i zapyta, o co dokładnie chodzi. Forrest, zdjęty panicznym strachem, był dla niej zupełnie niedostępny.
Po powrocie do Motelu 6 Hester rzuciła się z płaczem w ramiona przyjaciółek. Wszystkie sześć leżało w rzędzie na skraju basenu przy parkingu, wystawiając nosy i brody na wiosenne teksańskie słońce. W rękach trzymały kieliszki białego wina. Kobiety już słyszały o egzekucji czekającej Forresta. Same też właśnie wróciły z odwiedzin u swoich mężów w celach śmierci. Death Row, oddział cel śmierci liczący trzystu mieszkańców, przypomina wioskę – wszyscy wiedzą o sobie wszystko. W pokoju odwiedzin huczy od plotek i nowinek: kto siedzi w izolatce, kto się z kim kłóci, kto się w kim zakochał, komu wyznaczono datę egzekucji. Mężczyźni omawiają ze sobą wszystko w kabinach dla odwiedzających i dzielą się wiadomościami z kobietami po drugiej stronie szyby.
Sprawy dotyczące kar śmierci pełzają z jednego sądu do drugiego jak muchy w smole. Ukochane skazańców uczą się żyć w cyklach trwających latami, w oczekiwaniu na odpowiedź sędziego w sprawie odwołania, odmowy, daty egzekucji, ponownej apelacji; znowu czekanie, odmowa, nowa data i tak dalej. Umorzenie kary śmierci rzadko udaje się uzyskać choćby najlepszym adwokatom, ale nawet mało utalentowani prawnicy potrafią doprowadzić do odroczenia egzekucji, jeśli tylko złożą na czas stosowne formularze i dostarczą je do odpowiedniego sądu, za każdym razem wyższej instancji. Zanim nadejdzie odpowiedź na rewizję wyroku, skazany zyskuje kilka miesięcy lub lat życia.
Czas między ogłoszeniem wyroku śmierci po raz pierwszy a egzekucją to średnio szesnaście lat, ale w amerykańskich celach śmierci siedzą ludzie, którzy obracają się w tym systemie już dwadzieścia pięć lat, a nawet dłużej. Żony, narzeczone i członkowie rodzin czekają razem z nimi, czasami w zwątpieniu i śmiertelnym strachu, często opuszczeni przez wszystkich.
Łzy są na porządku dziennym, jeśli kocha się skazanego. Łzy Hester sprowokowały przyjaciółki do zadania pytań w kwestiach praktycznych.
– Czy tak można, powiedzieć komuś krótko przed wykonaniem wyroku, że będzie stracony? Dziewięćdziesiąt dni mija szybko – powiedziała Viv.
Viv, Angielka tak jak Hester, jest od pięciu lat żoną Arthura. Arthur siedział w celi śmierci już od szesnastu lat. Możliwości odwołań zostały wyczerpane trzy lata temu, ale do tej pory nie wyznaczono daty egzekucji.
– Pochowasz go czy skremujesz? – zapytała Renate z Niemiec, od kilku miesięcy zaręczona z mężczyzną, który przeżył w celi śmierci już osiemnaście lat.
– Chyba nie masz zamiaru uczestniczyć w egzekucji? – sondowała Margot z Holandii. – Nie pozbierasz się po takim przeżyciu.
Tylko Guikje nic nie mówiła. Jej twarz była biała jak ściana i błyszczała od zimnego potu.
– Głowa między nogi! – zakomenderowała Margot.
Renate zamoczyła róg ręcznika w basenie i ocierała czoło Guikje, której twarz powoli odzyskiwała zwykły kolor.
– Co się stało? – pytały kobiety.
– Hank siedzi czternaście lat, tak jak Forrest – wyszeptała Guikje. – Jeśli zabiorą Forresta, to Hank będzie następny w kolejce. – Ze złością spojrzała na Hester. – Ostrzegałam cię, kobieto. Nie bierz tego ślubu, bo zatrzęsiesz całym systemem i się ockną. Nagle się zorientują: „Co? On jeszcze żyje?”. Wezmą kalendarz i wyznaczą datę!
– Nonsens, ten system tak nie działa – odpowiedziała Hester, ale jej głos nie brzmiał przekonująco, bo właściwie nie wiedziała, jak ten system działa.
Kiedy wreszcie złapała adwokata Forresta, ten wyjaśnił jej, że Forrest źle zrozumiał list. Dziewięćdziesiąt dni to był termin złożenia jakiegoś dokumentu w sądzie. O dacie egzekucji nie było mowy.
Panika minęła, ale strach pozostał. Forrest był winny. Składane odwołania stanowiły tylko progi na drodze, która nieuchronnie prowadziła do śmiertelnego zastrzyku.
Hester czasami pytała Forresta, ale sam nie wiedział, co wolał bardziej: czy taki cyrk jak wokół Karli Faye, czy głuchą sześciodniową ciszę otaczającą wykonanie wyroku na sześciokrotnym mordercy Stevenie Renfro. W tym dniu przed więzieniem Walls zgromadziła się garstka demonstrantów. Dosłownie garstka – pięć osób, w tym Hester. Aktywiści przybyli z Houston czterdzieści pięć minut przed egzekucją i przez pół godziny wpatrywali się w wysokie mury więzienne, dopóki nie wyszedł szeryf, by ich poinformować, że już po wszystkim. Wtedy wsiedli do samochodu i pojechali z powrotem do Houston. Informacja o egzekucji Renfro znalazła się następnego dnia na trzeciej stronie lokalnej gazety „Huntsville Item”, ale pisano w niej wyłącznie o tym, jak smutna była cisza na ulicy. Gazeta dotarła do informacji: dwanaście tysięcy osób dzwoniło do gubernatora Busha z prośbą o odłożenie egzekucji Karli Faye Tucker. W sprawie Renfro Bush otrzymał tylko siedem telefonów. Nie było wśród nich telefonów od papieża ani od Bianki Jagger, żartował gubernator.
Zanim Hester poznała Forresta, mieszkała na przedmieściach Londynu ze swoim angielskim małżonkiem i robiła filmy reklamowe dla brytyjskich firm ogrodniczych. W jej nudnym życiu wszystko się zmieniło w chwili, kiedy obejrzała w telewizji film dokumentalny o Angielce, która poślubiła więźnia skazanego na śmierć w Stanach Zjednoczonych. Kobieta opowiadała, że była najważniejszą osobą w życiu skazanego, co: „ jest ogromną odpowiedzialnością, kończącą się dopiero w momencie egzekucji. Ale w zamian otrzymuję intensywny związek, wyrazy miłości, jakich nigdy wcześniej nie doświadczyłam”. O to chodziło Hester: być dla kogoś najważniejszą osobą w życiu. Jej mąż twierdził, że korespondencja z mordercą to idiotyczny pomysł, ale za idiotyczne uważał więcej rzeczy, które robiła Hester. Na przykład uprawianie hatha-jogi. Jej rodziców. Jej filmy dla firm ogrodniczych. Hester spędziła z nim dwadzieścia lat w małżeństwie. Jego związek z telewizorem był silniejszy niż związek z nią.
Zadzwoniła do organizacji obrony praw człowieka Amnesty International, która na całym świecie pomaga skazanym znaleźć nadzieję i korespondencyjnych przyjaciół. Otrzymała adres Forresta, siedzącego wtedy od ponad dziesięciu lat w celi śmierci w Teksasie. Amnesty przysłało jej też list Forresta: „Szukam kogoś, kto chciałby ze mną korespondować, najlepiej kobiety, ponieważ siedzę tu z samymi facetami. Mam 27 lat, 192 centymetry wzrostu, ważę 98 kilogramów, mam brązowe oczy, głowę ogoloną na łyso. Jestem native American, kocham koszykówkę oraz czytanie”.
Hester także lubiła czytać. Napisała do skazanego liścik, w którym spytała, co czyta najchętniej. Odpowiedział: „Historie o kowbojach i Indianach”. I dodał, jak wdzięczny jest, że podjęła trud, by do niego napisać i wysłać mu list.
Związek szybko się rozwijał.
– Skazany na śmierć nie ma czasu do stracenia. To tak, jakby znaleźć się w przyspieszonym filmie. Szybko pogłębialiśmy znajomość. W niedługim czasie pisaliśmy do siebie codziennie.
Po sześciu miesiącach korespondencji zarezerwowała bilet do Teksasu. Chciała spotkać Forresta. Jej małżonek uważał, że to idiotyczny pomysł, ale się nie sprzeciwiał.
– Forrest czekał na mnie w klatce, w pokoju odwiedzin, z uśmiechem od ucha do ucha. „Oto moja królowa”, powiedział. Stopił moje serce. Kolana się pode mną ugięły.
Kiedy w końcu spojrzała mu prosto w oczy, nie było już odwrotu. Minął rok, zanim znowu mogła się pojawić w Teksasie, ale wykorzystała ten czas na rozwód z mężem. Kiedy ponownie zobaczyła Forresta, ten poprosił ją o rękę. Natychmiast odpowiedziała „tak”.
– W związku ze skazanym na śmierć nie ma czasu, żeby się bez przerwy zastanawiać, czy to rozsądne, czy nie – powiedziała.
Kiedy się pobierali, on miał dwadzieścia osiem lat, Hester czterdzieści siedem. Zabił swoją sąsiadkę, miał pięćdziesiąt pięć tatuaży i bicepsy o obwodzie czterdziestu ośmiu centymetrów. W trzech czwartych był Apaczem.
– O co ci chodziło w tym związku? – zapytałam, kiedy spotkałam ją w Huntsville.
– Posłuchaj i spróbuj zrozumieć – odpowiedziała. – Przez całe swoje pierwsze małżeństwo miałam blond włosy do połowy pleców. Pewnego dnia ścięłam je na krótko i ufarbowałam na czerwono. Mąż nawet tego nie zauważył.
Forrest widzi wszystko.
– Kiedy wchodzę do pomieszczenia dla odwiedzających, patrzy na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami i mówi: „Ładna szminka. Nowy kolor?”, albo: „Chyba schudłaś jakiś funcik”.
Nigdy nie zapomina powiedzieć jej jakiegoś komplementu, o bluzce albo sukience, którą włożyła na wizytę. Ciągle jej powtarza, że jest piękna.
Jej Apacz różni się od innych mężczyzn na oddziale skazanych na śmierć. Poczynając od tego, że jest winny. Na Death Row niewiele osób uczciwie przyznaje się do swoich czynów. Forrest nie może inaczej, ponieważ na ciele osiemdziesięcioletniej staruszki znaleziono ślady jego zębów, a jego ubranie było przesiąknięte krwią z jej podciętego gardła. Starsza pani została także zgwałcona, ale tego fragmentu nocnych wydarzeń Forrest nie pamięta. W tamtym czasie nadużywał alkoholu i narkotyków.
– Chciałbym zabić dla ciebie – szepnął Hester niedawno.
Zachichotała.
– Dobrze, że cię znam, inaczej przestraszyłabym się, słysząc takie słowa z ust osoby siedzącej w celi śmierci.
Kiedy przestali się śmiać – „zawsze dobrze się razem bawimy” – przyznała, że od jego słów poczuła ciepło w podbrzuszu.
Tymczasem przegląda ogłoszenia w „Huntsville Item”, działy „Mieszkania” i „Zatrudnienie”. Chce tu zamieszkać.
– Nienawidzę wszystkiego i wszystkich w Teksasie oprócz niego. Nasz czas razem jest ograniczony, nie chcę przegapić żadnej wizyty.
Forrest nazywa ją „pawiem w klatce dla indyków”. Klatka dla indyków oznacza pomieszczenie odwiedzin na oddziale skazanych na śmierć w dniach, kiedy jest zatłoczone europejskimi małżonkami i narzeczonymi.
Norma dla skazanych na śmierć przewiduje jedną dwugodzinną wizytę na tydzień. Razem osiem godzin w miesiącu. Odwiedzający mieszkający w odległości większej niż pięćset kilometrów mogą się starać o specjalne wizyty, także osiem godzin w miesiącu, ale ściśnięte w jeden weekend: cztery godziny w sobotę i cztery godziny w niedzielę.
Jeśli ktoś musi pokonać Atlantyk, żeby przyjechać do Huntsville, tak jak narzeczone, przyjaciółki i małżonki z Holandii, Niemiec, Norwegii, Danii, Finlandii, Anglii czy Włoch, wybiera ostatni weekend jednego miesiąca i pierwszy następnego. W ten sposób zyskuje szesnaście godzin odwiedzin w czasie jednej podróży do Teksasu.
Motel 6 jest dla wielu pań tanią noclegownią. Czymś w rodzaju Wal-Martu wśród sieci hotelowych. Pokój zawsze kosztuje czterdzieści dolarów za noc i w całej Ameryce odznacza się takim samym surowym, posępnym wystrojem. Nie bez powodu Amerykanie używają wyrażenia „w stylu Motelu 6”, gdy mówią o obskurnym wnętrzu. Jedyną uciechą oddziału w Huntsville jest ptaszek zaganiacz, który z rana podskakuje żwawo na pasie wyschniętego trawnika biegnącego wzdłuż rzędu pokoi. Zaganiacz jest symbolem Teksasu – nie ze względu na podziw dla jego śpiewu, ale na dziób zawsze gotowy do walki. „Jak prawdziwy Teksańczyk” potrafi walczyć na śmierć i życie, jeśli trzeba bronić gniazda przed napastnikami.
Europejki dzielą motel przeważnie z koczowniczą gromadą meksykańskich robotników przemierzających stan w poszukiwaniu pracy, ze skłonnymi do żartów kierowcami cystern z ropą jadącymi z pól naftowych na wybrzeżu w kierunku północnym i z robotnikami budowlanymi oraz podwykonawcami firmy Brown & Root, która w Houston ma swoją siedzibę. Robotnicy przyjeżdżają do motelu późno w nocy i wyjeżdżają wcześnie rano, a pokoje wynajmują z jak największą liczbą kolegów, żeby zaoszczędzić pieniądze. Zabłocone i pobrudzone ropą buty z metalowymi noskami zostawiają w nocy przed drzwiami. Kosze na śmieci w ich pokojach są przepełnione opakowaniami po pizzach i puszkami po piwie.
Idziemy z Hester spacerem na śniadanie do Schlotzky’s, baru obok motelu. „NO SHIRTZKY, NO SHOEZSKY, NO SCHLOTZKY’S”, głosi napis na drzwiach wejściowych, pewnie przeznaczony dla bardziej nieokrzesanych klientów z Motelu 6.
– Skąd jesteście? – pyta kelnerka piskliwym głosem.
Hester tłumaczy, że przyjechała do Huntsville z Anglii, żeby odwiedzić skazańca w celi śmierci. Kelnerka cofa się z przerażeniem.
– Czy to nie jest niebezpieczne? – pyta.
– Pewnie – odpowiada Hester. – Jestem śmiertelnie przerażona, na szczęście on siedzi w celi.
Kelnerka kiwa głową. Oznajmia, że wszyscy mężczyźni powinni siedzieć w klatkach. Trzy razy wychodziła za mąż, wszyscy mężowie ją bili. Ostatni raz brała ślub w Las Vegas. Tam też pracowała jako kelnerka. Spotkała żołnierza i myślała, że jest zakochana. Dwa razy pobił ją tak, że wylądowała w szpitalu, ale spakowała walizki dopiero po trzech latach. Nigdy nie zażądała rozwodu, specjalnie.
– W ramach samoobrony – mówi. – Żeby nie wpaść po raz czwarty.
– Poślub skazanego na śmierć – radzi jej Hester. – To idealny mąż. Nie może cię uderzyć, nie chrapie ci do ucha i sam zbiera z podłogi brudne majtki i skarpetki.
Kelnerka mruga, mówi, że o tym pomyśli, i odchodzi, żeby przekazać nasze zamówienie do okienka przy kasie.
– Naprawdę trochę uważam, że są idealni – zwraca się do mnie Hester. – Nie mogą dotknąć niczego innego, tylko twojego serca. Mężczyzna z celi śmierci musi podbić kobietę listami i starać się podtrzymywać oczarowanie. Właściwie to wszyscy mężczyźni powinni spędzić trochę czasu w celach śmierci. Byliby o wiele bardziej przyjaźni dla kobiet.
To, że wyrok w końcu zostanie wykonany, jest gorzką pigułką, którą trzeba przełknąć, kiedy się oddaje serce skazańcowi.
– Ale mężczyźni, którzy nie siedzą w celach śmierci, też kiedyś umierają – dodaje.
Poślubiła Forresta ponad rok temu. Do tej pory nie wyznaczono daty egzekucji, jednak wczoraj znowu wyraził swoje ostatnie życzenie. „Uratuj moje dziecko”, błagał. Chce, żeby Hester odebrała jego syna matce uzależnionej od narkotyków, mieszkającej w slumsach Houston, i zabrała go do Anglii. Boi się, że syn skończy tak jak on. Syn ma szesnaście lat i już dwa lata siedział w poprawczaku. Hester wzdycha.
– Nie odważyłam się powiedzieć rodzicom, że koresponduję ze skazanym na śmierć, a tym bardziej że wyszłam za niego za mąż. Gdybym wróciła na Heathrow z dzieckiem… Mój ojciec by tego nie przeżył.2
Guikje i tamagotchi
W dniu odwiedzin kobiety wychodzą rano ze swoich pokoi wystrojone jak na jakiś uroczysty wieczorek: fryzury starannie ułożone, paznokcie pomalowane, odświętne sukienki i bluzki. Z okienek kabin w sali odwiedzin panowie mogą podziwiać panie tylko od pasa w górę. Panie poświęcają zatem wiele uwagi kolczykom, naszyjnikom i biustonoszom. Mężczyźni żyją w świecie gołego betonu, stali, białych kombinezonów więziennych i szarych mundurów strażników. Aby pobudzić zmysły, kobiety wybierają stroje w żywych kolorach, wyraziste wzory w lamparcie plamki, kropki, kratkę i kwiatki. Jednak przepisy więzienne są surowe. Przezroczyste materiały są zakazane, podobnie jak bluzeczki na ramiączkach, gołe brzuchy i koszulki z hasłami przeciwko karze śmierci. Doświadczenie uczy, że zbyt obcisłe sweterki i koszulki lepiej zostawić w domu – od chłodu w wiecznie klimatyzowanym pomieszczeniu dla odwiedzających twardnieją sutki. Jeśli strażnicy to zauważą, natychmiast przybiegają z brzydkim żółtym, plastikowym okryciem.
Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Sekretariat: ul. Kołłątaja 14, III p., 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93, fax +48 18 352 04 75
[email protected], [email protected],
[email protected], [email protected],
[email protected]
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
[email protected]
Sekretarz redakcji: [email protected]
Dział promocji: ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel./fax +48 22 621 10 48
[email protected], [email protected],
[email protected], [email protected],
[email protected]
Dział marketingu: [email protected]
Dział sprzedaży: [email protected],
[email protected], [email protected]
Audiobooki i e-booki: [email protected]
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, [email protected]
Wołowiec 2018
Wydanie I