- nowość
-
W empik go
Las - ebook
Las - ebook
„Las” to opowieść przeplatająca wątki psychologiczne oraz elementy horroru i erotyki. Cztery przyjaciółki jadą w Bieszczady, gdzie znikają w tajemniczych okolicznościach. Poszukiwania zamiast odpowiedzi przynoszą więcej pytań. Każdy krok bohaterów ujawnia coraz mroczniejsze sekrety, a koszmar kryje się w tytułowym lesie, jak i poza nim. Czy się odnajdą? A może nie chcą być odnalezione? Tutaj każdy następny strach jest większy niż poprzedni. Książka przeznaczona dla pełnoletniego czytelnika. +18
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8414-270-7 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poranek nadszedł leniwie, rozlewając ciepłe światło po pokoju. W powietrzu unosił się ciężki zapach alkoholu wymieszany z drewnianą wilgocią starego domu. Było duszno.
Monika przeciągnęła się pierwsza i zerknęła na telefon. Było grubo po jedenastej. Jęknęła i zakopała się z powrotem w kołdrę.
— Wstawajcie, umrzemy tu z kaca — mruknęła Ewelina, wciskając głowę w poduszkę.
Ewa przeciągnęła się leniwie, próbując zignorować pulsujący ból w skroniach. Wiedziała, że musi wstać, ale perspektywa rozmowy z Elwirą nie była dla niej szczególnie kusząca. Zdecydowanie unikała jej wzroku. Nie chciała nawet myśleć o ich nocnej rozmowie.
Elwira przeciągnęła się i przeciągle ziewnęła, jakby wcale nie czuła skutków wczorajszej imprezy.
Dziewczyny spały w dresach, jedna Elwira jak zwykle musiała się wyłamać i miała na sobie swoją piżamkę. Krótkie spodenki i nie zakrywającą brzucha krótką koszulkę. I tak dużo na osobę która zwykle spala nago.
— Ale się narąbałyśmy — podsumowała, zadowolona z siebie.
Ewa udała, że nie słyszy.
Dziewczyny zbierały się powoli, pijąc wodę, sięgając po pierwsze lepsze jedzenie, które znalazły pod ręką. Kawałek bułki, jogurt. Monika i Ewa próbowały ratować się mocną kawą, a Ewelina podchodziła do tego bardziej sceptycznie.
— Kawa tylko pogorszy sprawę, powinnaś wypić coś słodkiego — powiedziała, patrząc na Monikę.
— Kawa to życie — odparła Monika i wypiła kolejny łyk, krzywiąc się na gorzki smak.
Ewa miała nadzieję, że uda jej się uniknąć jakichkolwiek interakcji z Elwirą. Zwyczajnie wstydziła się i bała konfrontacji z osobą, która wstydu nie znała. Chciała się ukryć, ale życie postanowiło inaczej.
Weszła do łazienki, nie zwracając uwagi na odgłos wody. Sięgnęła do szafki po szczoteczkę do zębów, gdy nagle zza parawanu dobiegł ją głos Elwiry:
— Ej, podaj mi szampon.
Ewa zesztywniała. Zorientowała się, że Elwira jest pod prysznicem, a ona weszła tu nieświadomie.
Nigdy nie miały problemu z nagością, zresztą mieszkały ze sobą na szkolnych wyjazdach, chodziły razem na basen, ale dziś było inaczej.
Znalazła butelkę szamponu i wyciągnęła rękę tak, żeby wręczyć ją na ślepo, nie patrząc w stronę prysznica.
Elwira parsknęła śmiechem.
— Boisz się wody?
Ewa zacisnęła usta, nie odpowiadając.
— Zapraszam — Elwira nagle osunęła zasłonkę, eksponując się Ewie w całości i wyciągając rękę w zapraszającym geście pod prysznic. Ewa patrzyła na ciało Elwiry. Widziała je tyle razy. Ale tylko teraz stało się coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyła przy innej dziewczynie. Ewa poczuła, że się czerwieni, gwałtownie postawiła szampon na półce i niemal wybiegła z łazienki. Elwira zaśmiała się donośnie pod prysznicem.
W końcu zaczęły się zbierać do wyjścia. Pakowały plecaki — woda, przekąski, kilka jabłek, paczka papierosów Elwiry, powerbanki do telefonów.
Przed nimi cały dzień w lesie, a może i noc, jeśli rozbiją namioty. Z pokoju ruszyły wczesnym popołudniem.
***
Monika prowadziła, czując się najlepiej z nich wszystkich po ciężkiej nocy. Samochód toczył się wąską drogą, wijącą się między wzgórzami, otoczoną ściśle lasami.
Światło słońca przedzierało się przez korony drzew, tworząc plamy cienia na asfalcie. Droga była jak zielony tunel, ściany lasu rosły wysoko po obu stronach. Powietrze było świeże, rześkie po nocnym deszczu, nasycone aromatem mokrego igliwia i leśnej ściółki. Z każdym oddechem wdychały mieszankę zapachów żywicy, mchu i wilgotnej kory, która tworzyła niepowtarzalną woń bieszczadzkiego lasu.
— Boże, jaki ten las jest gęsty — rzuciła Ewelina, wyglądając przez okno.
— Czuć wilgoć, zobacz jak mech nasiąkł wodą — dodała Monika, zjeżdżając na boczną, leśną drogę prowadzącą do parkingu.
Elwira cały czas pisała coś w telefonie, Ewa była przekonana, że „ustawia się” z Bad boyem na kolejne spotkanie i trochę czuła się zazdrosna. Sama patrzyła też w telefon na ekran wiadomości, ale żadnych nowych nie było.
Im głębiej wjeżdżały w las, tym mniej było widać nieba. Wysokie świerki rzucały zwarte cienie, między nimi połyskiwały złote liście brzóz, które już zaczynały zmieniać kolor na koniec lata. Gdzieniegdzie dostrzegały promienie światła przeciskające się przez listowie, tworząc złociste plamy na leśnym runie. Wilgotne od porannej rosy paprocie kołysały się delikatnie, a z wysokich traw zwisały krople wody, mieniące się w słońcu jak drobne diamenty.
Gdy dotarły na leśny parking, silnik ucichł, zostawiając tylko dźwięk szeleszczących liści i cichego śpiewu ptaków.
— To co, gotowe na przygodę? — zapytała Monika, wysiadając z auta.
Ewa wzięła głęboki oddech. Las pachniał i zapraszał.
Szły wolno, ścieżką wiodącą przez gęsty las. Monika prowadziła, patrząc na telefon, by upewnić się, że idą w dobrym kierunku. Ścieżka była miejscami wąska, a konary drzew wyginały się nad ich głowami, tworząc naturalne sklepienie. Słońce przebijało się przez liście, rysując na ziemi mozaikę światła i cienia.
Elwira szła obok Eweliny i spojrzała na nią z lekką pretensją.
— Dlaczego idziemy tak daleko? — zapytała, machając ręką na otaczającą je zieleń.
Ewelina wzruszyła ramionami.
— Bo chciałyśmy być same. A jeśli rozpalimy ognisko przy głównym szlaku, to założę się, że za chwilę zjawi się jakaś ekipa chłopaków i będzie impreza.
Elwira westchnęła.
— To źle?
Ewelina uśmiechnęła się z politowaniem.
— Nie po to wybierałyśmy się na “babski wypad”, żeby kończyć jak każda inna impreza, z obcymi typami pijącymi do upadłego.
— Czyli nie będzie też żadnego alkoholu… — Elwira uniosła brwi, a jej głos zabrzmiał jak wyraz największego rozczarowania.
— Dziś nie — potwierdziła Monika.
— Serio? — Elwira przewróciła oczami. — Najpierw każesz mi iść przez pół lasu, a teraz jeszcze mi mówisz, że nie będzie choćby wina?
Ewelina zaśmiała się.
— To dla odmiany nie upadniesz na twarz po drodze do namiotu.
Elwira pokazała jej język i poruszyła nim charakterystycznie, stukając kolczykiem o zęby, ale poddała się bez dalszych protestów.
Monika zerknęła na Ewelinę, jakby chciała sprawdzić, czy dobrze powtórzy to, co usłyszała od chłopaka, z którym Ewelina tańczyła na imprezie.
— To miejsce jest schowane, nie ma go na głównych szlakach.
— Powiedział Ci o nim ten chłopak z parkietu?
— Czyli jednak słuchałaś — zaśmiała się Ewelina.
— Może trochę — przyznała Monika z rozbawieniem.
Po kolejnych dziesięciu minutach marszu las wokół nich zaczął się rozrzedzać. Ścieżka stała się szersza, ziemia pod stopami suchsza, usłana igliwiem i miękkimi mchami. W końcu dotarły do niewielkiej polany otoczonej starymi drzewami. W jej środku widniał kamienny krąg, w którym ktoś kiedyś palił ognisko. Po dwóch stronach paleniska były ławki zrobione ze grubych okorowanych pni.
— Idealnie — powiedziała Monika, zatrzymując się i rozglądając z satysfakcją. — Jesteśmy na miejscu.
Dziewczyny od razu zabrały się do pracy. Rozpakowały namioty i rzeczy z plecaków. Zaczęły je rozkładać, mocując konstrukcje i umieszczając śledzie w ziemi. Było w tym coś przyjemnego — fizyczna praca, oderwanie od codzienności.
— To zostajemy tu na noc, czy wracamy? — zapytała Monika, spoglądając na resztę.
— Zobaczymy — odpowiedziała Ewelina. — Ale jak mamy zostać, to lepiej rozłożyć namioty teraz, niż po ciemku, gdy będziemy już zmęczone.
Po kilkunastu minutach dwa namioty stały już na miejscu, a prowiant był zabezpieczony. Nagle Ewelina, z szerokim uśmiechem na twarzy, oznajmiła:
— To my z Moniką bierzemy ten.
Ewie przeszedł po plecach dziwny dreszcz. Zamarła na chwilę, czując, jak jej serce przyspiesza. Przecież to oznaczało, że będzie spała z Elwirą w jednym, małym namiocie. Spały razem wielokrotnie, w jednym łóżku czy namiocie, ale teraz działo się coś dziwnego, nieokreślonego i niedopowiedzianego.
Nie była pewna, co ją bardziej niepokoiło — myśl o tym, że musi, czy myśl o tym, że może jednak tego chce. Uda znów zareagowały, a Ewa się lekko zaczerwieniła.
Elwira oczywiście od razu wykorzystała sytuację.
— No to super, to my z Ewcią bierzemy ten drugi.
Ewa czuła, jak gardło jej wysycha. Elwira musiała zauważyć jej wstyd.
— Oj, Ewa, nie bój się — dodała Elwira z szerokim uśmiechem. — Zajmę się tobą dobrze.
Ewelina i Monika parsknęły śmiechem, a Ewa zacisnęła usta i się zaczerwieniła.
Praca rozproszyła niezręczność. Dziewczyny zaczęły zbierać drewno na ognisko, szukając suchych gałęzi. Las wokół polany był wilgotny po ostatnich deszczach, a mchy na ziemi były sprężyste i miękkie. Gdy w końcu zebrały odpowiednią ilość drewna, Monika podeszła do kręgu kamieni i zaczęła układać stos na wzór tipi.
— Dobrze, że nie pada — zauważyła Ewelina, ocierając dłonie o spodnie.
Monika usiadła na piętach i sięgnęła po zapałki.
— Teraz tylko trzeba to jakoś rozpalić.
Kilka prób później pierwszy płomień zatańczył między gałęziami. Wolno, stopniowo, ogień zaczął pożerać drewno, rozprzestrzeniając ciepłe światło po polanie.
— I mamy ognisko — powiedziała Monika z satysfakcją.
Tymczasem Ewelina i Ewa zabrały się za przygotowywanie jedzenia. Wyjęły z plecaka przygotowane wcześniej kiełbaski i chleb.
— Czujesz to? — zapytała Ewelina, unosząc twarz ku dymowi. — Las, ogień, żadnych ludzi. Idealnie.
Monika i Elwira w tym czasie kręciły się przy ognisku, rozkładając śpiwory w namiotach. Światło ognia drżało na ich twarzach, a cienie drzew wokół tańczyły w jego blasku.
— Wiesz, że poważnie się przestraszyłam wczoraj? — powiedziała Monika, jej głos ledwie przebijał się przez trzask ognia. Jej dłonie, zwykle pewne i spokojne, teraz nerwowo skubały rąbek swetra.
Elwira podniosła wzrok, a w jej oczach zamiast zwykłej pewności siebie pojawiło się zaskoczenie, jakby nie spodziewała się takiego wyznania.
— Czego dokładnie? — zapytała ciszej, niż zamierzała.
— Tego twojego… flirtowania z tamtymi facetami. — Monika zawahała się. — Nie chodzi o samą sytuację, tylko o to, co mogłoby się stać. Nie znałaś ich, byli pijani, było ciemno…
— To były tylko żarty. — Elwira próbowała się uśmiechnąć, ale uśmiech ten nie sięgnął jej oczu. Widziała w spojrzeniu Moniki więcej niż tylko strach o własne bezpieczeństwo. Dostrzegała w nim troskę, niemal siostrzaną. Coś, czego zawsze potajemnie pragnęła, a co zawsze odrzucała, przekonana, że musi być tą silną, niezależną.
— Dla ciebie to były żarty. — Monika spojrzała w ogień, a płomienie odbijały się w jej szklących oczach. — Ale ja naprawdę się bałam. Nie o siebie… o ciebie. Nie puściłabym cię samej, ale jednocześnie bałabym się iść za tobą. — Jej głos się załamał. — Uwierz mi, w moim życiu więcej razy zostawiono mnie samą, niż chciałabym pamiętać. Nie wiedziałabym, co zrobić, gdyby i ciebie zabrakło.
Elwira siedziała w milczeniu, przytłoczona nagłą bliskością, którą czuła w słowach Moniki. Zawsze myślała o niej jak o tej “spokojnej”, “rozważnej”, nigdy nie zastanawiając się, jakie historie sprawiły, że stała się taką osobą. Pierwszy raz spojrzała na ich relację nie przez pryzmat rywalizacji czy zabawy, ale prawdziwej więzi.
Ogień trzaskał cicho, a las wokół zdawał się żyć własnym, spokojnym rytmem. Były same, otoczone naturą, daleko od świata. I to było zarówno piękne, jak i niepokojące.
***
Ognisko już się mocno paliło, rozświetlając polanę ciepłym, migotliwym światłem. Wielkie polana drewna trzaskały, rzucając cienie na twarze dziewczyn, które siedziały wokół na kocach. Kolacja była już za nimi, a teraz każda zajmowała się czymś dla siebie — Monika podkładała kolejne gałęzie, Ewelina wyciągnęła nogi i zapatrzyła się w ogień, a Elwira z Ewą leniwie wymieniały się spostrzeżeniami na temat imprezy.
— Gdzie są moje batoniki? — zapytała nagle Ewelina, marszcząc brwi i zaczynając przeszukiwać swój plecak.
Elwira podniosła wzrok.
— Włożyłam ci dwa do torebki Eweliny.
Ewelina spojrzała na nią zdziwiona.
— Ale ja nie mam torebki. Wszystko przełożyłam do plecaka, nawet nie sprawdzając co tam jest.
Zaczęła energicznie przerzucać rzeczy w środku, aż w końcu w jej dłoniach pojawił się mały woreczek. Na moment zamilkła, wpatrując się w niego z lekkim zaskoczeniem.
— A to co…? — mruknęła do siebie.
Przez chwilę wyglądała, jakby sama nie wiedziała, skąd to się tam wzięło, ale nagle jej oczy rozjaśniły się przypomnieniem.
— A, tak…
Podniosła głowę i spojrzała na dziewczyny.
— Pamiętacie tego chłopaka, z którym tańczyłam?
Elwira od razu się ożywiła.
— No i co z nim?
Ewelina uniosła woreczek w górę.
— Dał mi to.
Dziewczyny natychmiast okazały zainteresowanie. Monika podeszła bliżej i zmarszczyła czoło, przyglądając się zawartości woreczka.
— Świetnie, a co to właściwie jest?
Elwira zaśmiała się.
— Dlaczego nie pokazałaś nam tego wczoraj? Impreza byłaby znacznie ciekawsza!
Monika prychnęła.
— Czy ty naprawdę przyjmujesz nieznane substancje od przypadkowych mężczyzn?
Elwira wzruszyła ramionami.
— Lubię niespodzianki.
Ewelina przewróciła oczami, jakby uważała tę reakcję za przesadzoną.
— Nie dałam, ponieważ powiedział mi, że tego absolutnie nie wolno łączyć z alkoholem.
Zerknęła na resztę dziewczyn.
— A my wczoraj jednak sporo wypiłyśmy.
Elwira od razu się podekscytowała.
— W takim razie teraz możemy spróbować!
Monika spojrzała na nią z niedowierzaniem.
— Naprawdę? Nawet nie wiesz, co to dokładnie jest.
— Właśnie dlatego spróbujemy, żeby się przekonać. — Elwira uśmiechnęła się wyzywająco.
Ewa, która do tej pory milczała, spojrzała na Ewelinę niepewnie.
— A ten chłopak też to zażywał?
— Tak, twierdził, że efekt jest wyjątkowy.
Monika nadal miała wątpliwości.
— A jeśli to coś niebezpiecznego?
Ewelina wzruszyła ramionami.
— Wtedy nasza wycieczka w Bieszczady skończy się nieoczekiwanie szybko.
Elwira się roześmiała.
— Spokojnie, dziewczyny, bez paniki. Przecież nie weźmiemy wszystkich naraz.
Ewelina otworzyła woreczek.
— Jest dziewięć tabletek, każda weźmie po jednej. Mówił, że można połknąć albo rozpuścić w wodzie.
Ewa nerwowo ścisnęła dłońmi kolana.
— A może… może najpierw jedna osoba spróbuje i zobaczymy, jak działa?
Elwira pokręciła głową.
— To bez sensu. Jeśli działa powoli, to jedna dozna efektu, a reszta już nie będzie chciała próbować.
Monika zagryzła wargę, ale ostatecznie westchnęła ciężko.
— W porządku, ale jeśli za pięć minut zacznę doznawać drgawek, niech któraś poszuka pomocy.
Elwira roześmiała się, trzymając butelkę wody.
— Oczywiście, nie ma sprawy.
Każda wzięła swoją tabletkę. Połknęły je szybko, popijając wodą, i czekały.
Czas mijał, ale nic się nie działo.
Dziewczyny powoli zaczęły się rozluźniać. Monika, która wciąż była sceptyczna, zaczęła mówić o swoim byłym chłopaku.
— Kilka tygodni temu ze mną zerwał, bo nie chciałam z nim wyjechać.
— Co za palant — skwitowała Ewelina.
Elwira spojrzała na zegarek w telefonie.
— I jak, to ma w ogóle zadziałać?
— Nie mam pojęcia — odparła Ewelina, zerkając na pozostałe.
— Nieistotne — dodała Monika. — I tak już to wzięłyśmy, więc przynajmniej trzeba pić dużo wody, żeby to wypłukać.
Sięgnęły po butelki, które przemieściły się w międzyczasie w okolice Elwiry, i napiły się solidnych łyków. Elwira chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała i tylko uśmiechnęła się pod nosem.
***
Cisza nastała na polanie. Ogień wciąż palił się równomiernie, a cienie drzew poruszały się leniwie w świetle płomieni.
Nagle Ewa wstała i odłożyła swoją butelkę.
— Idę do lasu.
Monika spojrzała na nią zdziwiona.
— Teraz?
— Muszę.
Spojrzała na dziewczyny.
— Pójdziesz ze mną? Nie chcę iść sama.
Monika przewróciła oczami, ale podniosła się z miejsca.
— No dobra, ale szybko.
Weszły w ciemność. Las po zmroku był zupełnie inny niż w dzień — cichy, głęboki, czający się w każdym cieniu.
Ewa stanęła, dając pierwszeństwo Monice.
— Ty pierwsza, ja poczekam.
Monika zniknęła za drzewami. Po kilku minutach wróciła, ale wyglądała na wyraźnie zdenerwowaną.
— Szybko, załatw się, ja wracam.
Ewa spojrzała na nią zaskoczona.
— Co? Przecież miałaś czekać.
Monika pokręciła głową.
— Wolę być już przy ognisku. Trochę się boję.
Nie czekając na odpowiedź, ruszyła biegiem z powrotem.
Ewa spojrzała za nią i westchnęła.
— Świetnie, zostaw mnie samą. Niech mnie zeżrą niedźwiedzie.
Odwróciła się, kończąc swoje potrzeby. Kiedy wróciła na ścieżkę prowadzącą do polany, ktoś wyszedł jej naprzeciw.
Zatrzymała się gwałtownie, to była Elwira.
Stała kilka metrów dalej, nieruchoma, z twarzą ledwie rozjaśnioną blaskiem ogniska.
— Ewa… — odezwała się cicho.
Ewa poczuła dziwny niepokój.
— Co?
Elwira zrobiła krok bliżej.
— Musimy porozmawiać. Proszę, teraz.
Ewa nie wiedziała, dlaczego, ale nagle przeszedł ją chłód. Coś w głosie Elwiry sprawiło, że jej wnętrze ścisnęło się niepokojem.
Spojrzała na nią uważniej.
Las był niemal zupełnie cichy, tylko ogień trzaskał w oddali, rzucając drżące światło na pnie drzew. Ewa stała jak sparaliżowana, patrząc na Elwirę. To nie była ta sama Elwira, którą znała — pewna siebie, zadziorna, zawsze prowokująca.
Teraz jej twarz była inna. Łagodniejsza. Pełna niepewności.
A w jej oczach lśniły łzy.
Ewa chciała coś powiedzieć, ale Elwira była pierwsza.
— Ewa… proszę…
Głos Elwiry był inny niż zwykle — cichy, ostrożny, pełen drżenia.
— Wiem, że stałaś w drzwiach, dlaczego nie zostałaś do końca?
Ewa zesztywniała.
— O czym ty mówisz? — próbowała udawać obojętność, ale w jej głosie zabrzmiała nuta paniki.
Elwira zrobiła krok do przodu.
— Ja… wiedziałam, że przyjdziesz, celowo kazałam mu nie zamknąć drzwi….
Ewa nie cofnęła się, choć miała na to ochotę.
Elwira mówiła dalej.
— Wiedziałam, że za nami pójdziesz, czekałam i….
Serce Ewy biło mocno.
— To przypadek, po prostu cię szukałam…
Elwira pokręciła głową.
— Nie. — Zawahała się na chwilę, jakby nie była pewna, czy chce to powiedzieć, ale w końcu zebrała się w sobie. Jej głos, zawsze mocny i pełen pewności siebie, teraz stał się delikatny.
— Kiedy tam byłam, chciałam, żebyś była obok, proszę, zrozum to.
Ewa poczuła, jak coś ściska ją w środku.
Elwira patrzyła na nią z takim wyrazem twarzy, jakiego Ewa jeszcze nigdy u niej nie widziała.
— Ewa. Tu nie chodzi o niego, chodziło mi o ciebie….
Głos jej zadrżał.
— … tylko ciebie.
Ewa przełknęła ślinę.
— Elwira…
— Ewa, nie mów, wiem, że chciałaś tam być ze mną… — Elwira mówiła coraz szybciej, jakby bała się, że zaraz nie znajdzie w sobie odwagi, by dokończyć. — A ja chciałam być tam z tobą.
Zamilkła na dłuższą chwilę.
W jej oczach błyszczała mieszanka wstydu i pragnienia.
— Chciałam, żebyś czuła to, co ja.
Ewa poczuła dreszcz przebiegający jej ciało, a jej uda zacisnęły się.
— Nieważne, kto tam był ze mną, rozumiesz? Chciałam, żebyś była ty.
— Nieważne, kto by był i co z nim robiłam.
— Ważne, że ty byłabyś obok i czułam to, że jesteś.
Elwira mówiła coraz ciszej, ale każde słowo było jak uderzenie pioruna.
— Chciałam tylko móc cię trzymać za rękę, patrzeć w Twoje oczy….
— Słyszeć twój oddech…
Ewa chciała się cofnąć, ale Elwira złapała ją za nadgarstki. Nie mocno, ale wystarczająco, żeby ją powstrzymać.
— Elwira, puść mnie.
— Nie uciekaj, proszę.
Głos Elwiry był błagalny.
— Chcę tylko, żebyś to wiedziała.
Ewa drżała, jej oddech stawał się płytki.
Nie mogła oderwać wzroku od jej twarzy. Widziała w niej tyle emocji, tyle lęku, ale i tyle piękna i… pragnienia.
Elwira wzięła głęboki wdech, jakby zbierała resztki odwagi.
A potem szepnęła:
— Chciałam cię tam. Obok mnie.
Ewa poczuła, że jej oddech przyspiesza jeszcze bardziej.
Serce biło tak głośno, że zagłuszało ciszę lasu.
Czuła, jak Elwira przyciska ją do drzewa. Nie siłą, nie agresją, ale potrzebą.
— Elwira, ja…
Zawahała się.
A potem w końcu wyszeptała:
— Ja też… chciałam być przy tobie.
Elwira nie odpowiedziała nic.
Ewa zamknęła oczy.
I wyszeptała jeszcze raz:
— Ja też pragnęłam tam być. Obok ciebie.
Ewa poczuła, jak przez jej ciało przechodzi dreszcz, a uda znów napinają się.
Powiedziała to, co było tak głęboko skryte. Wcześniej każde słowo Elwiry było jak uderzenie, od którego nie mogła uciec, teraz się temu poddawała, mówiąc to samo.
Elwira wreszcie odezwała się i nie mówiła już cicho i nieśmiało.
Teraz jej głos był stanowczy. Pewny.
— Wiem, Ewa. Wiedziałam już wtedy.
Ewa wstrzymała szalejący wcześniej oddech.
Oczy Elwiry błyszczały. To nie był już ten błagalny wzrok sprzed chwili.
Teraz patrzyła na nią inaczej.
Zdominowała sytuację. Patrzyła jej w oczy, tak głęboko, tak intensywnie.
— Chodzi mi tylko o ciebie, Ewa.
Ewa poczuła, jak serce chce jej się wyrwać z piersi.
Elwira uśmiechnęła się kącikiem ust.
Ewa chciała coś powiedzieć, ale Elwira tylko przycisnęła ją mocniej do drzewa, napierając całym swoim ciałem. Ewa wielokrotnie zwierzała się Elwirze z tego intymnego szczegółu — reakcji swoich ud w momencie podniecenia. Teraz Elwira czuła na swoich udach to, co Ewa robiła ze swoimi, i wiedziała już wszystko.
— Ja wiem, Ewa. Wiem.
Teraz ponownie poczuła, jak robi jej się nienaturalnie gorąco. Bliskość Elwiry i jej słów sprawiała, że pragnęła czegoś, co do tej pory wzbudzało emocje, których się bała.
Ale to, co powiedziała Elwira później, uderzyło w nią jak cios.
— I wiem… — zawahała się na moment, jej twarz nagle nabrała delikatniejszego wyrazu, jakby przez chwilę czuła zawstydzenie — co robiłaś, kiedy drzwi były już zamknięte.
Ewa poczuła, jak jej oddech zamiera.
Elwira widziała jej reakcję i uśmiechnęła się. Teraz zamiast trzymać zaciśnięte dłonie na nadgarstkach Ewy, gładziła ją delikatnie swoimi dłońmi po okrytej części jej rąk i coraz mocniej napierała na jej ciało swoim.
— Wiem, że byłaś po drugiej stronie drzwi.
Las nagle zaczął wirować wokół Ewy.
Nie, to niemożliwe.
Nikt nie widział.
— Słyszeliśmy ciebie. Pewnie nie tylko my….
Ewa zamrugała.
— Co słyszeliście? To niemożliwe.
Elwira patrzyła na nią uważnie.
— Twoje jęki i potem jeden głośny krzyk.
Ewa zrobiła się blada. Nie zdawała sobie sprawy, jak była głośna tam na korytarzu.
— Nie bój się, też zrobiłabym to samo. Dla ciebie.
Ewa nie opanowała już swojego przyspieszonego oddechu. Czuła, że się coraz bardziej czerwieni.
Elwira pochyliła się do niej bliżej. Teraz ich twarze były zaledwie centymetry od siebie.
Uśmiechnęła się lekko.
— Chciałam, żebyś wiedziała, że wiem. I że bardzo się cieszę z tego, że to zrobiłaś.
Ewa wiedziała. że teraz całkowicie traci panowanie.
— Nikt się nie dowie. Nie bój się.
Głos Elwiry był cichy, ale pełen pewności.
Ewa poczuła, jak jej ręce dotykane przez Elwirę zaczynają drżeć.
Czując to Elwira przestała gładzić jej odsłonięte części przedramion i dotknęła jej dłoni.
— Chcę to usłyszeć jeszcze raz. Tylko ty i ja.
Ewa przestała walczyć z naporem Elwiry i całkowicie uległa, pozwalając w pełni przycisnąć się do drzewa. Wszystko, co próbowała ukryć — wszystko, co próbowała wyprzeć — nagle stało się odkryte i realne.
Elwira patrzyła na nią poważnie.
Las wokół nich zdawał się być zupełnie nieruchomy.
Cisza była przytłaczająca.
Ewa wzięła płytki oddech.
Nie wiedziała, co powiedzieć.
Mogła zaprzeczać, ale nie chciała, słowa Elwiry opowiadały najszczerszą prawdę.
Skrywaną, niedopowiedzianą prawdę.
Po raz pierwszy w życiu Ewa przyznała się przed sobą samą, czego pragnie.
Elwira wciąż trzymała Ewę za dłoń, jakby nie mogła się od niej oderwać.
Ich spojrzenia pozostawały zespolone, niczym splecione nici, które wciąż nie chciały się rozdzielić. Delikatnie rozluźniła chwyt, a ich opuszki palców wciąż przez moment się stykały. Elwira starała się nimi pieścić palce Ewy tak długo jak to możliwe, aż wreszcie Elwira zaczęła się oddalać.
Szła powoli, z każdym krokiem oglądając się przez ramię, jakby chciała upewnić się, że Ewa nadal na nią patrzy.
I patrzyła. Pełna tęsknoty, że ten moment nie trwał wiecznie.
Ewa wciąż opierała się plecami o drzewo, ale jej wzrok nie podążał za gałęziami, nie patrzyła na ognisko w oddali, tylko na odchodzącą Elwirę.
Na jej nieskazitelną sylwetkę, której nie zakłócało nawet noszenie surwiwalowych ubrań.
Zawsze Ewie imponowało, jak prezentuje się Elwira. Podziwiała ją. A teraz to, co czuła, było o wiele mocniejsze. Pragnęła jej, pożądała.
***
Ewa nadal stała oparta o drzewo, próbując uspokoić swój oddech. Serce wciąż biło jej za szybko, a myśli wirowały. Nie chciała teraz eskalować swoich emocji, nie chciała dać się ponieść. Przed nią była jeszcze noc. Noc, która nadejdzie i która nieuchronnie przyniesie moment, w którym przestanie mieć nad sobą kontrolę. Choćby tylko w myślach.
Zamknęła oczy, pozwalając chłodnej bryzie muskać rozpalone czoło. Powoli jej dłonie zaczęły odzyskiwać chłód, a puls w końcu się uspokajał.
— Jeszcze chwilę, jeszcze chwilę — myślała i zamknęła oczy.
Wiatr odpowiadał jej, tańcząc między gałęziami, dając chłodne ukojenie. Gdy otworzyła oczy, zauważyła, że była już na granicy zasypiania. Potrząsnęła głową i ruszyła w stronę ogniska, gdzie jej koleżanki były pogrążone w rozmowie.
Na przeciwległej stronie ogniska do Eweliny i Moniki, siedziała Elwira. Sama. Czekała.
Ewa bez słowa podeszła i usiadła obok niej, a Elwira, również w milczeniu, objęła ją ramieniem. Odruchowo ich ciała przylgnęły do siebie, dopasowując się w naturalny sposób.
Ogień rzucał na nie pomarańczowe refleksy, a w powietrzu unosił się zapach palonego drewna i coraz bardziej wilgotnej ziemi.
Po drugiej stronie ogniska Ewelina właśnie tłumaczyła Monice, jak radzić sobie w lesie, jak dezynfekować wodę i jak radzić sobie z ekwipunkiem. Jej ekscytacja była niemal namacalna.
— Widzę, że ten las i ognisko sprawiają wam wielką przyjemność — powiedziała cicho Ewa, przerywając ich rozmowę.
— Oczywiście! — odpowiedziała natychmiast Ewelina, rozpromieniona.
Ewa poczuła, jak ramię Elwiry mocniej przyciska ją do siebie, jakby chciała w ten sposób wyrazić coś, czego nie wypowiadała na głos.
Ewa zarzuciła leżącą obok kurtkę na nogi swoje i Elwiry. Pod jej materiałem położyła dłoń na udzie Elwiry, ściskając je mocno. Elwira odpowiedziała, kładąc na jej dłoni swoją, która dyskretnie wsunęła się pod kurtkę.
* * *
Monika patrzyła, jej spojrzenie skupione było na dziewczynach siedzących naprzeciwko. Przez moment zupełnie nie słyszała, co mówiła Ewelina. Coś było między Ewą i Elwirą. Jakieś niezrozumiałe emocje. Nigdy wcześniej u nich tego nie widziała.
— Zawsze się o nas martwisz — powiedziała cicho do niej Ewelina.
Monika przyjęła kubek, ich palce zetknęły się na moment.
— Ktoś musi. — Spojrzała na Ewę i Elwirę siedzące po drugiej stronie ogniska. — Widzisz to między nimi?
Ewelina przytaknęła.
— Zawsze było coś niewypowiedzianego. Pamiętasz, jak w drugiej klasie Elwira rozpłakała się, gdy Ewa zachorowała i nie przyszła na jej urodziny?
— I jak potem zaprzeczała, że płakała — dokończyła Monika z uśmiechem.
Pod płaszczem nocy, w blasku ognia, Monika zauważyła, jak Ewa często nachyla się lekko do Elwiry i szepcze jej coś do ucha. Coś, co sprawiło, że Elwira promieniała bardziej niż płomienie ogniska. Potem Elwira odwzajemniała się jej takimi samymi szeptami, a Ewa robiła się czerwona na twarzy.ROZDZIAŁ III — NOC
Było grubo po północy i las coraz bardziej atakował chłodem, więc dziewczyny ruszyły do namiotów. Już w środku namiotu Ewelina zawahała się na moment, przygryzając wargę. Patrzyła na Monikę w półmroku, gdzie jedyne światło wpadało przez materiał i było odbiciem nikłego blasku dopalającego się ogniska.
— Wiesz co… — zaczęła powoli, jakby ważyła każde słowo.
— Z jednej strony mnie to nie obchodzi, a z drugiej… dziwne to jest, nie? One nigdy tak nie były. Takie bliskie sobie. — Monika poprawiła się w śpiworze, wciągając ramiona do środka.
— No właśnie. I ja nie wiem, czy coś się zmieniło, czy po prostu to my nigdy nie zauważyłyśmy. — Ewelina przekręciła się na bok, oparła głowę na dłoni i westchnęła.
— No i co, myślisz, że one stały się jakieś takie nierozłączne czy coś? — Monika spojrzała w górę namiotu, na materiał rozciągnięty nad nimi, jakby próbowała zobaczyć coś, czego nie było.
— Nie wiem. Ale widziałaś, jak Elwira ją objęła? Tak po prostu. To nie była przypadkowa rzecz, tylko coś, co zrobiła celowo. I to spojrzenie… nie wiem, ja nie widziałam, żeby Elwira tak na kogokolwiek patrzyła. — Ewelina westchnęła i przewróciła oczami.
— Może Ewa jej się podoba. Albo odwrotnie. Albo obie. A może po prostu mają swoją fazę, wiesz, jaki mamy klimat… ognisko, las, coś tam sobie uroiły w głowach. — Monika milczała przez chwilę.
— Nie, no co ty. To niemożliwe. Ale to i tak dziwne. Bo jeśli to tylko jakaś faza, to czemu dopiero teraz? — Ewelina prychnęła i zakopała się w śpiworze.
— Jakby się na to zapatrywać, to czemu cokolwiek dzieje się właśnie teraz? Nie wiem. Może po prostu wcześniej nie było takich emocji, może coś to ma wspólnego z historią z chłopakiem, znaczy się byłym chłopakiem Elwiry? Może to ten ich “nowy drag”, skoro nie działa tak, jak myślałyśmy, to może działa inaczej? — Monika przewróciła się na plecy i zamknęła oczy.
— Dobra, nie wiem. Może masz rację. Może po prostu sobie to wkręcam. Może też narkotyk sprawia takie rzeczy. Ale moim zdaniem nie działa wcale.
Ewelina już z zamkniętymi oczami wymruczała:
— A może nie. Ale serio, nie przeszkadza mi ich spokojniejsze zachowanie. Niech robią, co chcą. Dopóki nie każą mi słuchać ich rozmów całą noc jak kiedyś, to mi wszystko jedno. I dopóki nie zgłaszają się jako ochotniczki na gwałt zbiorowy do grupy podpitych facetów.
Monika uśmiechnęła się lekko, ale coś w jej głowie wciąż nie dawało jej spokoju. Nie umiała tego nazwać, ale wiedziała jedno: coś się zmieniło.
I choć Ewelina teraz machnęła na to ręką, czuła, że jeśli jutro okaże się, że ta nowa sytuacja nie zniknęła po jednej nocy, to będzie pierwsza, która zacznie zadawać pytania. Za ścianą namiotu usłyszała szelest. Drugi namiot, zamykanie suwaka. Zacisnęła oczy, wsłuchując się w ciszę lasu.
* * *
Ewa i Elwira pakowały się do swoich śpiworów, śmiejąc się cicho, kiedy po raz kolejny przekładały rzeczy z jednej strony namiotu na drugą.
— To twoje śmieci, nie moje — rzuciła żartobliwie Elwira, przesuwając leżącą bluzę w stronę Ewy.
— Sama je tu zostawiłaś — odparła Ewa, odpychając materiał w drugą stronę.
Przez kilka minut jeszcze się przekomarzały, aż w końcu zmęczenie zaczęło wygrywać, a w namiocie zapadła cisza. Elwira przełączyła turystyczną lampkę nocną w tryb przygaszony, rzucając miękkie, ciepłe światło na ich twarze. Położyły się, patrząc na siebie nawzajem.
Cisza między nimi nie była niezręczna, przeciwnie — wydawała się naładowana czymś, czego żadna z nich nie potrafiła do końca nazwać. Oczy Elwiry błyszczały w półmroku, a jej spojrzenie było intensywne, świdrujące, zniewalające. Ewa czuła je na sobie, jakby przyciągało ją i nie pozwalało oderwać wzroku. Oddychała głęboko, starając się zachować spokój, choć czuła w sobie jakieś wewnętrzne napięcie, którego nie rozumiała.
— Nie mogę tak spać — odezwała się nagle Elwira, wiercąc się w śpiworze.
— Duszę się w tym wszystkim. — Zaczęła się rozplątywać z warstw odzieży, poruszając się niespokojnie. Dresowe spodnie wylądowały gdzieś obok śpiwora, potem skarpetki.
— Nie wytrzymam w tych rzeczach. Zawsze śpię nago, drugiej nocy w ubraniach nie wytrzymam — dodała, poprawiając się w śpiworze.
Ewa uśmiechnęła się półgębkiem, czując, jak napięcie powoli przechodzi w lekki absurd.
— No to może ja też? — Ewa rzuciła prowokacyjnie, zdejmując skarpetki i spodnie, a potem kolejne części garderoby.
— W końcu mamy ciepłe śpiwory.
Elwira uniosła brew, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Ewa już pozbywała się kolejnych warstw odzieży. W końcu ich rzeczy leżały w nieładzie w kącie namiotu, a one śmiały się po cichu jak dawne kumpelki z dzieciństwa, które urządzały bitwy na poduszki podczas szkolnych wyjazdów. Potem poleciała bielizna i w końcu żadna nie miała niczego, co jeszcze dałoby się zdjąć. Było w tym coś znajomego, jakby wróciły do czasu, kiedy nic nie miało większego znaczenia.
Ale teraz było tak inaczej. Ich śmiech powoli ucichł, a jedyne, co pozostało, to wzajemne spojrzenia. Elwira wyciągnęła rękę i dotknęła policzka Ewy. Potem długo milczała, bawiąc się kosmykiem jej włosów.
— Pamiętasz nasze pierwsze wspólne wakacje? — zapytała nagle Elwira.
— Miałyśmy po czternaście lat. Pojechałyśmy nad jezioro z twoimi rodzicami. Ewa uśmiechnęła się w ciemności.
— Jak mogłabym zapomnieć? Po raz pierwszy poczułam, że ktoś mnie naprawdę rozumie. Siedziałyśmy na pomoście całą noc i mówiłyśmy o wszystkim.
— O naszych lękach — dokończyła Elwira.
— O snach, o których nigdy nikomu nie mówiłyśmy. — I o tym, że nigdy się nie rozstaniemy — dodała Ewa cicho.
Elwira przysunęła się bliżej, jej głos stał się prawie niesłyszalny.
— Bałam się, że to nieprawda. Że kiedyś znajdziesz kogoś ważniejszego.
— Nie znalazłam — odpowiedziała Ewa, dotykając jej policzka.
Patrzyły na siebie, rozumiały się wzajemnie i czuły swoją bliskość. W półmroku Ewa widziała, jak oczy Elwiry błyszczą w ciepłym świetle latarki. Wtedy zauważyła coś, czego się nie spodziewała — łzy.
— Co się stało? — zapytała szeptem, ale Elwira tylko uśmiechnęła się lekko, choć jej usta drżały. I wtedy Elwira rozpięła śpiwór. Nie całkowicie — tylko tyle, by dać Ewie do zrozumienia, że jest otwarty. Jej spojrzenie było wymowne.
— Chodź… zimno mi teraz — powiedziała cicho.
Ewa poczuła, jak coś ściska ją w żołądku. Nie była pewna, czy to przez słowa Elwiry, jej ton, czy może po prostu przez to, co działo się między nimi tej nocy. Cokolwiek to było, miała wrażenie, że przekracza granicę, której jeszcze nie rozumiała.
Jej dłoń, niemal odruchowo, sięgnęła do suwaka. Śpiwór otworzył się cicho, jakby świat zewnętrzny nawet nie miał prawa tego usłyszeć. Ewa wyszła ze swojego śpiwora i całkiem naga przesunęła się ostrożnie. Czuła, jak spojrzenie Elwiry wędruje po jej nagim ciele, także w tych intymnych miejscach.
Ewa przymknęła oczy i klęcząc z szeroko rozchylonymi nogami pozwoliła jej na siebie patrzeć. Jej uda napięły się, Elwira musiała to wyraźnie widzieć.
Wyciągnęła rękę i złapała za dłoń Ewy, przyciągając ją do siebie. Ewa posłusznie wsunęła się do środka śpiwora Elwiry.
Ciepło ciała Elwiry natychmiast ją otoczyło. Ich ciała zetknęły się, Ewa poczuła chłód stóp, ale zaraz potem ciepło skóry jej ud. Elwira zapięła śpiwór za plecami Ewy, a jej ramię delikatnie objęło Ewę, jakby chciała ją otulić sobą.
Nie było w tym nic gwałtownego — tylko ciepło, bliskość, coś, co nie wymagało słów. Ich oddechy się wyrównały. Obie były całkowicie nagie, ich ciała napierały wzajemnie na siebie, Elwira wpuściła nogę Ewy pomiędzy swoje nogi. Patrzyły sobie w oczy przez długie minuty, w całkowitej ciszy, jakby każde słowo było zbędne.
* * *
Ewelina budziła się i zasypiała. I znów budziła się. Coś nie pozwalało jej wpaść w głęboki sen. Miała wrażenie, że coś nieustannie wyrywa ją z drzemki. Coś, co za każdym razem przychodziło z innego miejsca.
To były odgłosy z drugiego namiotu. Przez sen nie od razu je zarejestrowała, ale z każdą chwilą stawały się coraz bardziej wyraźne. Szepty, przyspieszony oddech, urwane westchnienia, jęki rozkoszy. Urwane w pół głosy Ewy i Elwiry.
Przez moment nie rozumiała, co słyszy, ale wkrótce dźwięki same się ułożyły w coś, czego nie chciała analizować.
— Nie, nie, nie. To niemożliwe. — myślała. To musiało być jej zmęczone ciało, które na pół jawie, na pół we śnie, podsuwało jej błędne wnioski.
Była pewna, że albo to ich kolejny żart, albo dzieje się coś, czego nie chciała być świadkiem. Ewelina zacisnęła powieki i wsunęła się głębiej w śpiwór, tak aby nie słyszeć dobiegających z sąsiedniego namiotu dźwięków. Dźwięków rozkoszy, ekstazy, nieokiełznanej przyjemności.
— Nie słyszę, nie słyszę, nie chcę tego słyszeć. — Ale dźwięki docierały do niej nawet przez warstwy materiału, przez ciemność nocy. Ewa i Elwira. Nie hamowały się, nie bały się, że ktoś usłyszy, osądzi, zdradzi ich tajemnicę. Głosy pełne uniesienia, miękkie, rozkoszne, rozedrgane.
Ewelina poczuła, jak robi jej się gorąco, ale nie tak jak wtedy, kiedy pierwszy raz słyszała Elwirę ze starszym wychowawcą w pokoju obok, na szkolnej wycieczce. Tu gorąco było duszące, nie sprawiało zainteresowania i podniecenia, ale przygniatało, nie pozwalało uciec.
To nie było coś, co ją bawiło, to przygniatało i nie pozwalało się łatwo akceptować.
Co się z nimi działo? Co one wyprawiały? Przecież faceci to ich całe życie, a teraz one ze sobą? Nie mogła tego słuchać, a jednocześnie nie mogła przestać nasłuchiwać, licząc, że skończą i dadzą zapomnieć. I spać.
Spojrzała na Monikę. Na szczęście spała. Jej spokojny, miarowy oddech oznaczał, że niczego nie usłyszała. I dobrze. Monika by tego nie przeżyła. Ewelina przewróciła się na drugi bok, zaciskając dłonie na materiale śpiwora.
— Zaraz się uspokoją. Zaraz się skończy. — Ale minuty mijały, a one wciąż… Nie. Nie mogła tego słyszeć. A potem nagle cisza. Tak po prostu. Zniknęły wszystkie dźwięki z drugiego namiotu. — Zasypiam, tak, to to. — Uspokajała się w myślach. Jutro niczego nie będę pamiętać. I zasnęła.
Znów budził ją kolejny dźwięk. Ale tym razem to nie były one. Raz. Raz. Raz. Początkowo myślała, że to serce bijące jej w skroniach. Miarowy rytm, jednostajny, ostry, jakby przecinający powietrze. Otworzyła oczy i wstrzymała oddech. Raz. Raz. Raz. Nie. To dochodziło z każdej strony, z lasu. Przez chwilę leżała nieruchomo, próbując odnaleźć wzrokiem Monikę. Spała. Dlaczego tylko ona nie słyszy tego hałasu? Raz. Raz. Raz. Miarowy, dziwnie mechaniczny dźwięk. Zbyt idealnie powtarzalny, zbyt ostry, by mógł być czymś naturalnym. Jak wielka turbina wiatraka, takiego, który produkuje energię elektryczną. Widziały takie po drodze, ale tu ich nie było. Miała pewność. To wiatr, to tylko wiatr… — powtarzała w myślach. Ale sama w to nie wierzyła.
Po plecach przebiegł jej zimny dreszcz. Czuła, jak każda komórka jej ciała się napina. Nie otwieraj namiotu. Nie wyglądaj. Leżała w bezruchu, nasłuchując. Raz. Raz. Raz. Bardzo metaliczne, przypominające teraz wielkie ostrze tnące powietrze. A potem… Cisza. Zniknęło.
Ewelina wstrzymała oddech. Zamknęła oczy, próbując skupić się na własnym oddechu. Nic tu nie ma. To tylko zmęczenie. To nic. Jeszcze kilka sekund. Jeszcze chwila i… Sen, muszę zasnąć. I w końcu sen przyszedł. Ale był płytki i niespokojny.
* * *
Ewa leżała wtulona w Elwirę, ich ciała skryte w ciasnym śpiworze, nogi splątane, tak blisko, że mogły czuć każdy ruch, każdy oddech, każde bicie serca. Cisza wypełniała przestrzeń namiotu, tylko szum wiatru w koronach drzew przypominał, że poza tym małym, ciepłym kokonem istniał jeszcze chłodny świat.
Z początku nie mówiły nic. Po prostu patrzyły na siebie. Oczy Elwiry skrzyły się w półmroku turystycznej lampki, rozszerzone źrenice odbijały blade światło, jakby coś w nich płonęło.
Może to nowy narkotyk, może to było coś więcej — coś, co w Elwirze zawsze tkwiło pod powierzchnią. Ewa czuła, że w tej chwili nie było już miejsca na żarty, na kokieterię, na zaczepki, sprośne zabawy. To, co się działo między nimi, było czymś innym i czymś bardzo realnym, prawdziwym, nieuniknionym.
Elwira patrzyła na nią z czymś pomiędzy czułością a niepokojem, jakby bała się, że zaraz ten moment pryśnie, rozpłynie się jak sen. Zwykle była pewna siebie, nieustępliwa, zawsze kontrolowała sytuację, ale teraz… teraz wyglądała tak, jakby nie była do końca pewna, czy może zrobić ten krok, czy powinna.
W końcu przemówiła pierwsza, jej głos był cichy, niepewny, prawie niesłyszalny.
— Wiesz, ja… — zaczęła, ale urwała, zacisnęła usta, jakby bała się wypowiedzieć kolejne słowa.
Ewa nie odzywała się, czekała, aż Elwira sama znajdzie w sobie odwagę, choć sama nie była pewna, czy chce usłyszeć, co ta ma do powiedzenia. W końcu Elwira westchnęła i zaczęła mówić dalej, niemal szeptem:
— Ja bym chciała, żebyśmy my dwie… — zawahała się. — Ty i ja… żebyśmy były… razem.
Ewa wstrzymała oddech. Nie musiała słyszeć końca zdania, już czuła, o czym mówi Elwira.
— Ja też — wyszeptała Ewa, bo cokolwiek miało to znaczyć, cokolwiek miało się wydarzyć tej nocy, ona również tego chciała. I nie tylko tej nocy, tej i następnej i każdej kolejnej.
Ale Elwira chciała czegoś więcej.
— Chciałabym, żebyśmy były jednym ciałem.
Ewa patrzyła na nią, próbując zrozumieć.
— Nie po prostu razem — kontynuowała Elwira, jej głos drżał, ale oczy błyszczały — ale jedną osobą. Jedną myślą, jedną duszą. Chciałabym, żebyśmy przestały być osobno ty i ja, żeby było już tylko my.
Ewa zamrugała, jej serce przyspieszyło. Czy to narkotyk? Czy mówi serio?
— Ja też — powiedziała jednak, czując, że w tej chwili nie istnieje inna odpowiedź.
I wtedy Elwira szepnęła najważniejsze słowa tej nocy:
— Wpuść mnie do siebie.
Jej ręka, która dotąd leżała na plecach Ewy, wsunęła się między ich ciała. Delikatnie chwyciła dłoń Ewy i pociągnęła ją za sobą. Teraz nie mówiły już nic, wszystko działo się tak, jakby musiało się tak dziać, jakby było od dawna zaplanowane, przygotowane i spisane.
Elwira złapała dłoń Ewy i położyła ją na swoim płaskim, idealnym brzuchu. Następnie złapała ją za nadgarstek i powoli przesuwała dłoń Ewy niżej, by ta prowadzona napierała teraz na uda Elwiry. Ewa poczuła, że Elwira lekko rozchyla uda i przesuwa jej dłoń jeszcze niżej, aż znalazła się między udami Elwiry. Była wilgotna. Bardzo rozpalona i wilgotna.
Cały czas patrzyły sobie w oczy, Elwira rozchyliła lekko usta i wydała ciche jęknięcie w odpowiedzi na dłoń i palce Ewy, które osiągnęły swój cel. Teraz Elwira położyła dłoń na brzuchu Ewy, powoli przesuwając ją niżej. Gdy jej dłoń naparła na uda Ewy, ta odruchowo je zacisnęła.
— Wpuść mnie do siebie — wyszeptała ponownie Elwira, a jej rozchylone usta dotknęły ust Ewy. Ewa poczuła szybki oddech Elwiry, rozsunęła uda, a dłoń Elwiry znalazła się na miejscu.
Najpierw Elwira delikatnie wyszukała właściwe miejsce. Wtedy dopiero jej palce zaczęły tańczyć, podobnie jak palce Ewy. Najpierw wolno, ostrożnie, delikatnie, aby przyzwyczaić się wzajemnie do swojego dotyku, a potem szybciej, mocniej i intensywniej, by czuć ten dotyk całą sobą. Ich ciała naprężały się, ocierały o siebie, usta spotykały się, żeby za chwilę dotknąć szyi lub policzków. Pragnęły siebie, spajały się w jedność i czuły siebie nawzajem.
Ewa wpiła się w szyję Elwiry, robiąc jej dużą malinkę, Elwira w ramach rewanżu za tę mieszankę bólu i przyjemności jeszcze bardziej przyspieszyła ruch swoich palców. Teraz obie były już jednością, jednym prężącym się i napinającym ciałem. Elwira czuła, jak twarde sutki Ewy dotykają jej piersi, jak jej uda miarowo napinają się i rozluźniają.
Obie czuły swoje ciepło, wilgoć i tańczące szalonym tempem palce. Były nierozerwalne jak jedno ciało. Ewa wygięła swoją szyję do góry i przez szeroko otwarte usta wydała z siebie absurdalnie głośny jęk, jej ciało zadrżało, plecy przebiegło mrowienie ścigane przez falę ciepła biegnącą z dołu do góry, jakby chciała uciec z jej ciała wraz z niesamowitym krzykiem.
Elwira wkrótce do niej dołączyła serią krótkich, intensywnych i równie głośnych westchnień idących w parze ze skurczami jej ciała. Teraz obie wiły się i prężyły, jęcząc. Trwało to w nieskończoność, aż wreszcie nastąpiła cisza, przerywana tylko ich szybkimi oddechami.
Leżały przy sobie, ich ciała jeszcze lekko drgały, Ewa nie mogła opanować mimowolnych drżeń prawej nogi. To było coś. Coś tak intensywnego, coś wielkiego. Teraz ich dłonie mogły odpoczywać, zmęczone szaleńczym tańcem palce już spokojnie gładziły uda, pośladki, biodra, plecy. Ich ciała dotykały się i wzajemnie pieściły.
I znów patrzyły sobie w oczy, rozedrgane, rozszerzone źrenice, pełne wzajemnego pożądania. Obie przymknęły oczy i zbliżyły swoje usta do siebie, ich języki się spotkały, pieszcząc się wzajemnie. Ewa dotykała swoim językiem kolczyka, który Elwira miała w języku, bawiąc się nim i zdradzając możliwości, które mogła wykorzystać wobec innych części rozpalonego teraz ciała Elwiry.
Jednak teraz potrzebowały oddechu, odpoczynku i kontemplacji wzajemnej bliskości
— Jesteśmy jednym ciałem — wyszeptała Ewa.
— Jesteśmy jednością — odpowiedziała Elwira.
Jeszcze długo patrzyły w swoje oczy, po czym zaczęły zasypiać. Elwira zręcznie odwróciła się i przyparła plecami do piersi Ewy. Leżały teraz na łyżeczkę, Ewa za Elwirą.