Las światła i cienia - ebook
W królestwie Selionu światło od wieków chroni przed Ciemnością. Ale kiedy pradawne przepowiednie zaczynają się spełniać, a cienie ożywają, nic nie jest już takie oczywiste.
Księżniczka Selene dostrzega rysy w idealnym świecie, który zbudowano wokół niej. Książę Helios pragnie wolności bardziej niż tronu, ale przed przeznaczeniem nie tak łatwo uciec. Reina, Nosicielka Klątwy Cienia, każdego dnia musi wybierać między tym, kim jest, a tym, kim boi się stać. Rosaline, wychowana na wojowniczkę, nie zamierza już spełniać cudzych oczekiwań, chce wykuć własną legendę.
Gdy światło przestaje chronić, a cień szepcze prawdy, których nie da się już ignorować, cztery ścieżki splatają się w jedną. Tę, która prowadzi przez zdradę, moc i wybory silniejsze niż magia. Nadchodzi wojna, a granica między światłem a ciemnością coraz bardziej się zaciera…
| Kategoria: | Fantasy |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-7995-830-6 |
| Rozmiar pliku: | 1 007 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Księżyc błyszczał na ciemnym sklepieniu, wytwarzając białą poświatę, która starczyła, by rozjaśnić całe królestwo. Dawno nie zdarzyło się, by jego srebrzysty blask spływał z nieba wystarczająco mocno, żeby rozświetlić każdą wioskę, ochronić ją przed mrokiem. Ludzie opuścili swe domy, wyszli na chłodną, wiosenną noc. Skrzypienie poruszanych mroźnym wiatrem okiennic i odgłosy dochodzące z dalekich zakątków lasu skutecznie zagłuszał gwar uradowanych rozmów. Mieszkańcy bawili się i śpiewali przy akompaniamencie wesoło grających na lutniach muzyków, nieświadomi czekającego ich losu.
Na niebie pojawiła się biała, rozmyta smuga oznaczająca, że wybiła północ. Tej jednej nocy, gdy Księżyc w pełni roztaczał wokół siebie więcej światła niż zwykle, nikt nie był przerażony. Strach odszedł, zastąpiony nieskończoną radością i nadzieją na zmianę, choć ta nie nadeszła od wielu poprzednich pokoleń.
Mieszkańcy królestwa Selion wierzyli, że są bezpieczni, że spędzająca im sen z powiek Ciemność nie dosięgnie ich w tak ważnej chwili. Jedynie niewielu ukryło za pasem ozdobny sztylet, aby mieć, nawet jeśli złudne, poczucie, iż zdołają się obronić przed czyhającymi w cieniu stworzeniami. Nikt się nie domyślał, że one również odprawiały mroczne, rytualne tańce w podzięce za przyszłość, która ma nastać. Przerwały codzienne łowy, by złożyć hołd własnemu patronowi. Wyły i syczały do nieba, niczym dzikie zwierzęta albo opętany szaleństwem człowiek.
Tej szczególnej nocy narodziła się księżniczka – drugie dziecko królewskiej pary – oraz pewna dziewczynka o oliwkowych oczach. Niewinne i czyste w chwili przyjścia na świat, wkrótce obiorą konkretną ścieżkę poprzez dokonanie wyborów kształtujących ich życie. Przeznaczone im zostały wielkie czyny, które miały wpłynąć na całe królestwo. Tylko jedna osoba zdawała się pojmować ogrom tego, co się wydarzyło, choć nie potrafiła odgadnąć niejednoznacznej przyszłości.
Kobieta ubrana w długą, jasną suknię stała na balkonie, wpatrując się w niebo. Do jej uszu dobiegały uszczęśliwione, pełne podekscytowania rozmowy służby królewskiej, która krzątała się po zamku w pośpiechu, a także odległe odgłosy zabawy dochodzące z pobliskiej wioski. Wiatr rozwiewał jej złociste loki, mające ten sam odcień, odkąd sięgała pamięcią. Nawet teraz, mimo jej sędziwego wieku, nie dało się w nich dostrzec ani jednego siwego pasma. Kobieta przeżyła już prawie całe swoje życie, pełne zarówno wielkich tragedii, jak i niesamowitych przygód. Jak większość członków rodziny królewskiej nie była zwyczajnym człowiekiem, choć na takiego wyglądała. Każdy w wiosce o tym wiedział i nikt przy zdrowych zmysłach nie śmiał przeciwstawiać się władzy królewskiej bądź w jakikolwiek sposób ją podważać. Nie przesądził o tym strach, lecz wiara, iż bez rodziny królewskiej poddanych czekałby przerażający los. Tylko oni mogli uratować mieszkańców królestwa przed Ciemnością.
Kobieta się odwróciła, gdy usłyszała głośny tupot. Na balkon wbiegł mały chłopczyk z rumieńcami na twarzy i szerokim uśmiechem. Zatrzymał się przy niej i głęboko odetchnął, a dłonie splótł ze sobą za plecami, kołysząc się na palcach u stóp.
– Babciu? Mamusia poprosiła, żebym po ciebie przyszedł – powiedział powoli, ostrożnie dobierając słowa.
Złotowłosa czuła wzruszenie, ilekroć maluch ją tak nazywał. Jako zaledwie trzylatek nie rozumiał, że była jego prababcią. Widziała w jego oczach ogromne szczęście, chociaż ukłuła ją nuta smutku na wspomnienie jej córki, do której niedługo miała dołączyć po drugiej stronie.
Chłopczyk niecierpliwie przestępował z nogi na nogę i co chwilę zerkał w stronę korytarza, jakby nie mógł się doczekać powrotu do mamy leżącej w swojej komnacie. Właśnie narodziła się jego siostrzyczka, którą pokochał od pierwszego wejrzenia. Nie chciał opuszczać jej ani na sekundę, ale mamusia ładnie poprosiła, żeby przyprowadził babcię. Przecież ona na pewno także marzyła o dotknięciu delikatnej rączki Selene.
Kobieta po raz kolejny zwróciła swój wzrok ku niebu. Ludzie się cieszyli i w tej radości zauważali jedynie, jak mocno świeci Księżyc. Nikt nie zwrócił uwagi na wielką, czarną gwiazdę. Sama przestała być trzecim z najważniejszych symboli religii królestwa w momencie pochłonięcia jej przez Ciemność. Teraz stanowiła przestrogę przed nieuchronnym losem nierozważnych, a zarazem główny znak zbuntowanych mieszkańców i ukrywających się w mroku przeobrażonych stworów. Roztropni nigdy nie powinni o niej zapominać. Tej nocy w szczególności trzeba było przyglądać się całemu niebu. Czarna gwiazda roztaczała wokół siebie ciemne chmury tworzące idealny kolczasty okręg. Wyglądała niczym znak śmierci, zły omen przepowiadający ponowne przelanie krwi w niekończącej się walce. Dzięki swym mrocznym obłokom była mocniej widoczna, choć wciąż nie dorównywała zwracającemu na siebie całą uwagę Księżycowi.
Starsza kobieta wreszcie odwróciła się do chłopca o włosach bardziej złocistych niż jej własne. Młody książę wrócił na ozdobny korytarz i szybko maszerował po podłodze lśniącej z czystości. Prababcia dumnym krokiem podążała za nim, a każda napotkana na korytarzu osoba zatrzymywała się i kłaniała, by okazać szacunek członkom rodziny królewskiej. Kobieta już dawno do tego przywykła. Szła przed siebie, nie przyglądając się beżowym kolumnom, między którymi wisiały bordowe tkaniny, powiewające od wiatru wpadającego przez otwarte okna.
Myślała o niezwykłości tej nocy. Mądrze byłoby powiedzieć rodzicom księcia i księżniczki o swym spostrzeżeniu. Dotychczas się nie zdarzyło, by równocześnie świętowali Księżyc i Cierń, czarną gwiazdę. Król i królowa powinni być świadomi tej anomalii, a sprawa nie mogła czekać do jutra. Kobieta wiedziała, że koniec jej życia się zbliża. To pewne, iż umrze w ciągu kilku następnych dni. Słońce, z którym była mocno związana, dało jej wczorajszego ranka znak. Mogła się przygotować, ostatni raz zobaczyć rodzinę i pożegnać bliskich. Nie czuła żalu. Zbyt wiele miała go w swym pełnym boleści życiu. Przeżyła swoich rodziców, własną córkę i męża. Straciła zbyt wiele, ale takie było jej przeznaczenie.
Chłopiec wyminął ją i wszedł do pokoju z zielonymi akcentami znacznie szybciej niż starsza kobieta. Podbiegł do wielkiego łoża, gdzie leżała jego zmęczona matka wraz z malutkim dzieciątkiem, które spało w jej ramionach. Wdrapał się na łóżko o złotym obramowaniu i dotknął różowego policzka Selene.
– Heliosie, znalazłeś babcię? – zapytała słabym głosem uśmiechnięta mama.
Chłopczyk pokiwał głową, nie odrywając wzroku od słodkiego noworodka, a do pokoju nareszcie dotarła prababcia. Była gotowa od razu o wszystkim powiedzieć Soanie, ale zobaczywszy, jak szczęśliwa jest z powodu narodzin dziecka, zrezygnowała ze swoich planów. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby została powodem zmartwień tej młodej dziewczyny. Opiekowała się nią w każdej chwili. Wiedziała, ile okropności przeżyła, gdy była w pierwszej ciąży. Widziała łzy w jej oczach, kiedy urodziła Heliosa, bo nie miała przy sobie rodziców.
Nie, nie mogła pozwolić, by cokolwiek niepokoiło Soanę w noc narodzin drugiego dziecka. Szczególnie że dziewczyna wyglądała na pozbawioną wszelkich udręk, a zdarzało się to bardzo rzadko.
– Jest śliczna – powiedziała kobieta, kiedy podeszła bliżej.
Soana wyciągnęła do niej delikatną dłoń, więc ją pochwyciła. W tym momencie do pokoju wszedł także król, który prezentował się dostojnie nawet bez królewskich szat. W ręku trzymał srebrny wisiorek kołyszący się na boki. Skinął głową starszej kobiecie i wręczył swojej żonie medalion, pocałował ją przy tym w czoło.
– Dziękuję, że mi go przyniosłeś. – Królowa czule spojrzała na męża, pieszczotliwie głaszczącego ją po lekko mokrych od potu włosach.
– Dla ciebie wszystko, moja droga – oświadczył, przyglądając się córce, której mała klatka piersiowa unosiła się i opadała w rytm pierwszych w jej życiu oddechów.
Heliosowi oczy się rozszerzyły z niedowierzania, kiedy zobaczył ozdobę, którą mama nałożyła jego siostrze. Medalion miał kształt Księżyca, gdyż to on był patronem Selene.
Chłopiec wyciągnął spod koszulki swój własny wisiorek, uformowany w Słońce, i ścisnął go w dłoni. Jego prababcia po raz kolejny uśmiechnęła się w sposób, który podsunął Heliosowi myśl, że skrywała tylko sobie znaną tajemnicę. Być może tak było, ale w tej chwili kobieta zwyczajnie cieszyła się na widok rodzeństwa połączonego więzią nie do rozerwania. Syna Słońca i Córki Księżyca.
Słyszała w swojej głowie głos szepczący jej o sekrecie niesionym tej nocy przez Cierń. Miała wielką nadzieję, że dożyje jutrzejszego dnia, by go wyjawić, chociaż czuła, iż nie będzie jej dane obudzić się kolejnego ranka. Mimo tego wybrała szczęście królowej ponad prawdę.
Nie spodziewała się, że Soana umrze, zanim się dowie, kim była tajemnicza dziewczynka urodzona w tym samym momencie co księżniczka Selene.Rozdział 1
Niecałe czternaście lat później
Szybciej.
To jedno słowo rozbrzmiewało w głowie młodej dziewczyny o niezwykle jasnych włosach, w które wplątały się kawałki ułamanych gałęzi i zbutwiałych liści. Biegła najprędzej, jak tylko mogła, ale wciąż za wolno, by dogonić swojego brata, który nieustannie się odwracał dla pewności, że wciąż gdzieś za nim była.
– Szybciej! – krzyczał, odgarniając kolejne przeszkody z drogi.
Dziewczyna czuła palący ból w klatce piersiowej i nogach. Dookoła panowała ciemność nocy, ledwo dostrzegała, co kryje się w otaczającym ich nieprzyjaznym lesie. Nie miała pojęcia, jak daleko się zapuścili, i w duchu przeklinała brata za jego lekkomyślność i pomysł, na który musiała się zgodzić, bo inaczej poszedłby sam. Wiedziała, że to głupie i niebezpieczne, ale Helios zawsze robił to, co chciał.
Słyszała szeleszczące krzaki, swoje stopy zderzające się z podłożem i bijące ze strachu serce, co zagłuszało pozostałe dźwięki. Głos w jej głowie podpowiadał, żeby się obróciła i spojrzała na to, co ich goniło, ale zbyt mocno obawiała się to zrobić. Znała historie o stworzeniach żyjących w mroku lasu, o kreaturach, które niegdyś były ludźmi, a za sprawą Ciemności stały się tym, czym się stały. Ani razu jednak nie widziała żadnego na oczy, co sprawiło, że podczas biegu tym bardziej bała się popatrzeć za siebie.
– Szybciej! – znowu ponaglił ją brat, jego również napędzał strach.
Nie myślał o konsekwencjach swojego planu. Skupił się przede wszystkim na ucieczce i próbie odnalezienia drogi, która wyprowadziłaby ich z lasu na bezpieczną, oświetloną księżycową poświatą polanę.
– Nie dam rady! – odkrzyknęła dziewczyna, jednak nie zwalniała tempa.
Odgięła gałąź pełną liści i wpadła na swojego brata, który złapał ją za ramiona i pomógł utrzymać równowagę. Serce biło jej tak głośno, że słyszała jego dudnienie w uszach i pulsującą w żyłach krew. Nie miała pojęcia, dlaczego Helios się zatrzymał, ale wtedy ujrzała, że znaleźli się na kolistej, niewielkiej polance, na którą przez korony drzew wdzierał się księżycowy blask. Las otaczał ich z każdej strony i wciąż byli zagrożeni. Musieli się dostać na wielką otwartą przestrzeń, z dala od drzew i krzewów zasłaniających światło. Nie mogli jednak biec przed siebie ani w żadnym innym kierunku. Między konarami dostrzegali poruszające się szybko cienie i niewyraźne w ciemności kształty. Byli w pułapce. Zostali okrążeni.
– I co teraz? – wyszeptała z paniką w głosie, kurczowo trzymając się brata, który nie wiedział, jak postąpić i jak ich uratować.
Chciała mu wykrzyczeć w twarz, że to przez niego znaleźli się w takiej sytuacji, ale to w żaden sposób by im nie pomogło.
– Nic nam nie mogą zrobić – odpowiedział jej Helios, rozglądający się czujnie dookoła.
Selene chciała mu wierzyć, jednak skoro te stworzenia nie mogły ich skrzywdzić, to dlaczego przed nimi uciekali?
To będzie tylko krótki spacer po lesie. Rozejrzymy się i zaraz wrócimy – przekonywał ją Helios, zanim wkroczyli do lasu. Chociaż ona nie chciała, on był przekonany co do swojego planu. Możesz poczekać tutaj, a ja zaraz wrócę. Ale wolała już wybrać się z nim do ciemnego lasu, niż zostać sama na rozświetlonej polanie, gdzie zwykli spędzać czas.
– Jesteśmy od nich silniejsi – dodał Helios, jednak Selene wcale nie czuła się silniejsza.
Byli królewskimi dziedzicami, ponoć dalekimi potomkami potężnej kobiety, która niegdyś wyzwoliła mieszkańców królestwa Selion z Ciemności, ale w tej chwili Selene czuła się po prostu jak dziecko, którym wciąż była i które po prostu się bało.
– Teraz, teraz – dobiegały ją niewyraźne szepty z głębi lasu. – Teraz, póki jest szansa.
– Nie, nie możemy, to jeszcze nie czas. – Coś zasyczało po lewej stronie. Coś, czego nie dostrzegała, bo kryło się w ciemnościach.
– Doskonała okazja. – Tym razem głos zabrzmiał po ich prawicy.
– To nie ich szukamy. Musimy znaleźć JĄ.
Dźwięków było zbyt wiele, co tylko pogłębiało przerażenie Selene. Jak mieli sobie poradzić w starciu z wrogiem przeważającym nad nimi liczebnie?
Zerknęła na brata, który w skupieniu starał się rozbudzić swoją magię. Posiadali umiejętności niedostępne zwykłym ludziom, ale nie umieli w pełni ich kontrolować. Do tego potrzeba mnóstwa treningów, zaś Helios nie wykazywał raczej chęci do nauki. Poza tym jego moc była silniejsza za dnia. W nocy, gdy na niebie królował Księżyc, a nie Słońce, niewiele mógł uczynić. Próbował, ale Selene po jego minie widziała, że bezskutecznie. Nie miało znaczenia, czy winę za to ponosiły strach, brak doświadczenia czy noc właśnie. Ważne było, że znaleźli się w pułapce i potrzebowali pomocy.
– Jak mamy ich pokonać? – zapytała Selene, a Helios zmrużył oczy i popatrzył w las, a następnie w górę.
– Tutaj jesteśmy bezpieczni – stwierdził, lekko się rozluźniając. – Światło je osłabia i odbiera im umiejętności.
To dlatego żyły w ciemności, preferując naturalny stan braku dostępu do światła, bowiem to czarna magia zwana Ciemnością je stworzyła i czyniła potężniejszymi.
– Ale mają przewagę– westchnęła ledwie słyszalnie Selene. Bała się, że i bez zabójczych umiejętności te kreatury mogły ich skrzywdzić.
Helios sięgnął po ukryty za pasem sztylet. Zdziwiło to jego siostrę, nie sądziła, że nosił przy sobie broń.
– To tobie patronuje Księżyc – oświadczył. Dał jej w ten sposób do zrozumienia, że to ona powinna znaleźć magiczny sposób, aby wydostać ich z pułapki.
Umysł dziewczyny wypełniała jednak pustka. Próbowała sobie przypomnieć, czego ją uczono, ale była zbyt sparaliżowana strachem, by się skupić.
– Nikt wam nie mówił, dzieci, że las to nasz teren? – odezwał się donośny głos, wybijający się ponad innymi szeptami.
Z lasu wyłoniła się dziewczyna, która już na pierwszy rzut oka nie przypominała człowieka, a jedynie stanowiła cień tego, kim była niegdyś. Miała nienaturalnie długie i zakrzywione paznokcie u rąk i u stóp, wbijały się w ziemię, aż zostawiały w niej wyraźne ślady. Jej sukienka była porozrywana i naznaczona plamami zaschniętej krwi. Postać kryła się w cieniu, ale mimo tego Selene dokładnie widziała jej czerwone oczy.
Helios wyciągnął przed siebie sztylet i delikatnie odsunął na bok siostrę. Zastanawiało go, jak ostre są pazury tej kreatury nocy, choć spodziewał się, że cięły lepiej niż niejeden miecz.
– Rozkazuję wam, abyście odeszli – powiedział głośno, nie okazując strachu, który odczuwał.
Datury – pomyślała Selene. Tak nazywają się te stworzenia.
Przymknęła powieki i zacisnęła pięści, wmawiając sobie, że to wszystko musi być koszmarem sennym. Ojciec zawsze im powiadał, iż poza granicami zamku czyha niebezpieczeństwo – zwłaszcza w lasach i ocienionych miejscach. To dlatego zakazano im zapuszczać się poza mury. Aby nie doprowadzić do takiej sytuacji, w jakiej się właśnie znaleźli.
– A kimże jesteś, by wydawać nam rozkazy? – zapytała prześmiewczo kreatura przypominająca dziewczynę.
Helios wątpił, czy warto ujawniać swoją prawdziwą tożsamość, więc nie odpowiedział. Nie sądził, aby to miało zapewnić im przeżycie. Bardziej prawdopodobne było, że te istoty mocniej zapragnęłyby przelewu krwi.
– Szukamy dziewczyny z lasu, ale ty nią nie jesteś, choć wiekiem pasujesz – uznała kreatura, jednak Selene jej nie słuchała, zajęta modlitwą do Księżyca o pomoc. Jej brat wyciągnął rękę w obronnym geście. – Tamtą dziewczynę wszędzie rozpoznamy, a skoro znaleźliśmy już was… – Umilkła i zrobiła krok do tyłu, by uciec przed światłem, które przesuwało się po trawie w kierunku drzew.
Stworzenia Ciemności nieco się spłoszyły, zaczęły szeptać między sobą gorączkowo. Helios odwrócił się w kierunku źródła blasku i gwałtownie cofnął, mrużąc z niedowierzania oczy. Jego siostra wciąż kurczowo zaciskała pięści i cicho się modliła, nie zauważywszy, że sama rozbłysła niczym najjaśniejsza gwiazda na niebie. Helios spojrzał w górę i dostrzegł Księżyc, który przedostając się przez gęste korony drzew, wyznaczał im ścieżkę przez las. Bał się dotknąć swojej siostry, bo nie wiedział, czym mogło to skutkować, ale po chwili wahania chwycił ją za rękę i pociągnął rozjaśnioną drogą. Coś za nimi się poruszyło, jakby w przygotowaniu do pościgu, ale zaraz usłyszał niewyraźny syk układający się w słowa: Zostawcie ich. A przynajmniej tak sobie wmówił, bowiem nic więcej rodzeństwa nie goniło. Dotarli wreszcie na otwartą przestrzeń, do miejsca, które wydawało im się bezpieczne.
Zatrzymał się i schylił, dyszał z wysiłku i śmiał się z radości równocześnie. Selene osunęła się na trawę, skąd przyglądała się Heliosowi z konsternacją.
– Co się stało? Jak udało nam się uciec? – zapytała, rozglądając się wokoło, jakby w poszukiwaniu leśnych kreatur.
Biegła tu z zamkniętymi oczami, ciągnięta przez brata, a jej pamięć wypełniała mgła. Pamiętała jedynie, że nie przestawała się modlić, a potem dalej pędziła przed siebie, aż przystanęli.
– Dzięki tobie – odpowiedział uradowany Helios.
Podniósł siostrę z ziemi i wziął ją w ramiona. Niezupełnie go rozumiała, ale była tak szczęśliwa, że wydostali się z lasu, iż nie zadawała więcej pytań. Jej modlitwa najwyraźniej została wysłuchana.
– Chodźmy już, proszę – wyszeptała, bowiem wciąż towarzyszył jej niepokój. Poczucie bezpieczeństwa zapewnić mógł jej tylko powrót do zamku, w którym mieszkali.
– Takiej przygody jeszcze nie przeżyłem – stwierdził Helios, który był w wyśmienitym humorze, jako że już nic im nie groziło. – Idźmy więc, pewnie jesteś wykończona. Ja także położyłbym się spać, poza tym im dłużej nas nie ma, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś odkryje naszą nieobecność.
– Ciągle łamiemy zasady…
– W tym cała zabawa – wszedł jej w słowo Helios, po czym zadowolony wyruszył w drogę powrotną do domu.
***
Przez wielkie okna o białych ramach do środka wlewało się światło słoneczne. Widoczne w promieniach drobinki kurzu wirowały w powietrzu. Wiatr dmuchnął w falbaniaste firanki, które zatańczyły nad podłogą. Przyjemny zapach gotowanego obiadu dostawał się do pomieszczenia przez uchylone drzwi, niedomknięte przez księżniczkę, która spędzała większość czasu w pokoju muzycznym.
Młoda dziewczyna o niezwykle jasnych blond włosach i porcelanowej cerze siedziała na fortepianowej ławie przed swoim umiłowanym instrumentem. Wygrywała szybką, żwawą melodię, bez problemu trafiając w klawisze. Oczy o intensywnie niebieskich tęczówkach przeplatanych cienkimi, srebrnymi nitkami były zamknięte, a głowa wraz z ramionami kołysała się w rytm muzyki. Lata praktyki sprawiły, że gra na fortepianie przychodziła jej z łatwością, a pokochała ją w momencie rozpoczęcia nauki.
Długie, kościste palce przenosiły się z jednego miejsca na drugie w sposób zawsze zadziwiający postronnych obserwatorów. Inne instrumenty, choć niezwykle pięknie brzmiące, według niej nie dorównywały wielkiemu, białemu fortepianowi. Fakt ten nie znaczył, że nie umiała zagrać także na nich. Lekcje muzyki pobierała od czwartego roku życia, co najmniej przez godzinę dziennie, jednak żadna melodia nie wprawiała widzów w tak wielki zachwyt jak śpiew dziewczyny, albowiem obdarzona była cudownym, melodyjnym głosem.
Księżniczka Selene wykonywała skomplikowane utwory na każdym balu organizowanym w zamku. Chwalono ją także za nienaganne maniery. Swoim urokiem potrafiła zjednać sobie wielu ludzi, spośród których nikt nie potrafił jednak dostrzec najważniejszego: Selene nieskazitelnie doskonała była tylko wtedy, gdy czuła skierowany na siebie wzrok. Musiała zachowywać pozory perfekcyjności, by nie przynieść wstydu ojcu i nie narazić się na karę. Święcie przy tym wierzyła, iż wydany dawno temu zakaz opuszczania zamku zostanie cofnięty, jeżeli będzie postępować jak posłuszna, godna zaufania córka. Brat zaś, wątpiący w zmianę poglądu ojca, starał się ją przekonać, że niczego nie wskóra w tym wypadku, lecz nadaremnie. Selene potrzebowała nadziei, głosu szepczącego jej, iż jeszcze kiedyś poczuje się jak w dzieciństwie, gdy mama wciąż żyła. Król nigdy nie przebolał śmierci królowej. Kochał swoją żonę przez całe życie, próbował ochronić ją przed zagrożeniem, które w końcu mu ją odebrało.
I które w nocy prawie odebrało mu obydwoje dzieci.
Drzwi do pokoju muzycznego otworzył przystojny młodzieniec o złocistych włosach. Wszedł do środka niemal niesłyszalnie. Jego skupiona na grze siostra, dalej pogrążona w swoim własnym świecie, nie zwróciła na niego uwagi. Tymczasem Helios stanął przy klawesynie, oparł się o niego łokciem. Wpatrzony w Selene, podziwiał jej oddanie muzyce, do której on nigdy nie czuł zamiłowania. Uważał, że istniało mnóstwo zajęć nieporównywalnie ciekawszych, a nawet ważniejszych. Mimo tego za każdym razem, kiedy widział swoją siostrę tańczącą, śpiewającą bądź grającą na instrumencie, nie mógł powstrzymać uśmiechu pojawiającego się na jego twarzy. Muzyka dawała jej największe szczęście.
Selene zakończyła wygrywany przez siebie rytmiczny utwór i równocześnie otworzyła oczy.
– Jak zwykle czuję się oczarowany twoimi umiejętnościami – odezwał się Helios, a siostra odwróciła głowę w jego stronę.
– Natomiast ja jestem niezwykle wdzięczna za twój komplement – odpowiedziała, próbując się nie roześmiać.
Odpowiednia tonacja i dobór słownictwa zamieniały proste zdania w nadzwyczaj poważne. Często stroili sobie żarty z tej całej formalności, aby umilić dzień pełen ściśle określonych, niezmiennych zasad.
– Czyżbyś znów uciekł ze swoich lekcji dyscypliny? – zapytała, wygładzając fałdy sukienki.
– Posądzasz mnie o opuszczenie tak ważnych zajęć, mających mnie nauczyć poprawnego zachowania i wyszukanej mowy oraz pokazać mi tysiąc różnych sposobów trzymania sztućców? Siostro, jak możesz? – Helios udał oburzonego oskarżeniami Selene, która spojrzała na niego z politowaniem.
Dziewczyna dobrze wiedziała, że jej brat notorycznie omijał zajęcia, które uważał za nudne. Lekcje dyscypliny zdecydowanie do tego kanonu należały.
– Uznam twoje wywody za odpowiedź twierdzącą.
– Skądże, byłem dzisiaj nauczany dworskiej etykiety. – Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i dodał: – Co innego zajęcia zielarstwa. Na cóż mi znajomość leczniczych roślin? Ta wiedza jest w zakresie królewskiego Hela, jak mniemam.
Helowie byli uzdrowicielami posiadającymi życiodajną moc, która pozwalała im na uleczanie nawet najgroźniejszych ran. Wyróżniającą ich spośród zwyczajnych ludzi cechą wyglądu były dwukolorowe, niespotykane tęczówki oczu. Jedna srebrna niczym stal, druga złota.
– Nigdy nie wiesz, kiedy owa mądrość ci się przyda. Być może pewnego dnia uratuje twe życie – oświadczyła Selene, wstając z białej fortepianowej ławy.
Księżniczka z chęcią brała udział niemal we wszystkich lekcjach, uważała je bowiem za ciekawe i cenne. Jedyne zajęcia, jakich szczerze nie znosiła, dotyczyły nauki walki. Unikała ich jak ogień wody, kiedy była młodsza, więc w końcu ojciec postanowił je wyeliminować z jej planu nauki. Natomiast Helios sądził, iż są jednymi z najprzyjemniejszych.
– Doprawdy? Selene, ośmielę się zauważyć, że z naszymi magicznymi umiejętnościami to nie roślina zwana lukrecją gładką pozwoliłaby mi przetrwać.
Helios nie spuszczał wzroku z wyprostowanej siostry, ubranej w długą, srebrną sukienkę wysadzaną klejnotami i przepasaną szeroką wstążką. Dolna, zwiewna część odzienia na pewno wirowała podczas obrotów. Na ramiona narzuciła krótką, delikatną pelerynę, która zawiązana zakrywała dekolt.
– Taką wiarę pokładasz w naszą magię… – westchnęła dziewczyna. – Wczoraj ledwo uszliśmy z życiem. Jak bardzo ta twoja magia ci pomogła?
Nie była zwyczajnym człowiekiem, podobnie jak jej brat. Wiedziała to od wczesnego dzieciństwa. Posiadała umiejętności, jakich żadne osoby niepowiązane z rodziną królewska nie miały. Właśnie te zdolności zadecydowały o ich niezwykłości i sprawowaniu władzy w królestwie zwanym Selion. Selene wierzyła, że magia płynąca w ich żyłach była tam z konkretnego powodu, by coś zmienić, tym razem naprawdę. Chciała, aby kiedyś ludzie przestali czuć zagrożenie obecne od wieków i ciążące nad nimi niczym zły omen.
– Nie moja, lecz twoja – zauważył słusznie, a ona ściągnęła usta w wąską kreskę. – Przyznam, muszę się jeszcze wiele nauczyć w kontekście swoich umiejętności, ale znów nie pomoże mi w tym większość zajęć, na które jestem skazany. Nie będę cię przekonywał do łamania zasad, ale nawet te twoje lekcje muzyki są przydatniejsze od zielarstwa.
– Zakończmy temat, proszę. – Nie zamierzała dalej ciągnąć tego wątku. Rozmowy z Heliosem były o tyle trudne, iż w kwestii nauki oraz rządów miał swoje własne zdanie, którego za nic nie zamierzał zmieniać. – Pragnę dowiedzieć się, jaki podarunek przygotowałeś dla mnie na czternaste urodziny.
– Nic z tego, siostrzyczko. Musisz się wykazać cierpliwością i poczekać te kilkanaście dni. Jednak mogę cię zapewnić, iż jest to coś, co niezaprzeczalnie wprawi cię w zachwyt.
Selene się nadąsała. Nie była w stanie odgadnąć, cóż takiego wymyślił dla niej brat, ale wiedziała, że prezent będzie wspaniały.
Książę długo się zastanawiał, co zadowoli jego siostrę. Księżniczka mogła przecież dostać wszystko, czego tylko zapragnęła. Chciał, by dar od niego znaczył dla niej więcej niż kolejna suknia. Podczas zwiedzania zakazanych zakątków zamku wreszcie natrafił na znamienity przedmiot.
– Niech będzie. Poczekam. – Selene wzruszyła ramionami, co miało oznaczać obojętność, ale w rzeczywistości nie mogła się doczekać swoich urodzin. – Do balu nie zostało dużo czasu. Ach, cudowna wydaje się perspektywa tańców i zabawy, gdy do naszego zamku zawitają ludzie. Zawsze opowiadają niesamowite historie, szczególnie po wypiciu zbyt dużej ilości wszechobecnego czerwonego wina. A za rok… Nareszcie będę pełnoletnia! – Księżniczka wykonała piruet, przez co zbliżyła się do spokojnie stojącego brata. – Z jednej strony pragnę już nadejścia tego dnia, z drugiej… niezupełnie…
Chłopak pokręcił głową, rozbawiony wyznaniami siostry. On sam, starszy od niej o trzy lata, osiągnął już wiek pełnoletni zatwierdzony przez prawo Selionu.
– Uwierz mi, Selene, w dniu ukończenia przez ciebie piętnastego roku życia nic się nie zmieni. O ile dorosłość czasem oznacza dla innych rozpoczęcie lepiej płatnej pracy, o tyle dla nas jest tylko formalnością. Nikt nie będzie cię traktował poważniej niż teraz.
Selene uwielbiała słuchać o wszystkim, co działo się w królestwie. Niekiedy miała odwagę wypowiedzieć swoje pomysły na głos, ale nikt nie przejmował się słowami młodej, niedoświadczonej księżniczki. Aby jej nie urazić, kiwali jednak głowami, udając zainteresowanych. Helios był dobrym obserwatorem, więc wiedział, kiedy także jego idei nie brano pod uwagę.
– Sugerujesz coś, bracie? Ja jestem traktowana poważnie.
– Nie zgadzam się – dodał cicho chłopak i choć Selene go usłyszała, postanowiła zignorować.
Do pokoju weszła służąca ubrana w złoto-srebrny uniform. Każdy w zamku posiadał strój w tych dwóch kolorach, gdyż były one barwami królestwa, symbolizującymi Słońce i Księżyc.
Dziewczyna z szacunkiem ukłoniła się rodzeństwu.
– Księżniczko Selene. Książę Heliosie – rozpoczęła z respektem służąca. – Król prosi panicza do swej komnaty pracy.
Selene spojrzała na brata ze zmartwieniem. Zwykle kiedy zrobiła coś źle, nie była pouczana przez ojca. Poprawiały ją tylko nauczycielki. Król całą swoją uwagę koncentrował na pierworodnym synu. Był on następcą tronu, więc zawsze musiał zachowywać się należycie.
– Heliosie… – Dziewczyna złapała go za ramię w nagłym przestrachu, że ojciec mógł się dowiedzieć o ich nocnej wycieczce.
– Nie denerwuj się, Selene. To pewnie dotyczy omijania przeze mnie zajęć – uspokoił ją książę.
Przybrał całkowicie obojętny wyraz twarzy. Była to jedna z wielu sztuczek, których rodzeństwo nauczyło się ze względu na swój status. Do innych należały udawane emocje, manipulowanie głosem i wystudiowana mowa ciała.
Pożegnał siostrę delikatnym pocałunkiem w czoło i wyszedł z pokoju, po drodze wyminął czarnowłosą służącą, która spojrzała na niego z rozmarzeniem. Blondyn miał piękne, bursztynowe oczy, przywodzące na myśl wschód i zachód Słońca. Ich odcień zawsze fascynował młode damy.
Helios udał się schodami, na których leżał ręcznie tkany dywan, na drugie piętro, gdzie znajdowała się komnata pracy ojca. Wiedział, że prędzej czy później zostanie tam wezwany. Właściwie się dziwił, iż ojciec postanowił zganić go za niegodne zachowanie dopiero teraz. Ostatnio omijał wiele nużących go zajęć i spędzał czas na tym, co zwykle – kręceniu się po zamku i podsłuchiwaniu rozmów nieprzeznaczonych dla jego uszu. W ten sposób dowiadywał się zdecydowanie więcej niż na lekcjach literatury, zupełnie go nieinteresującej.
Zamek od dawna nie miał przed nim żadnych tajemnic. Helios znał tu każdy kąt, znał tajne przejścia pozwalające na dyskretne przemieszczanie się z jednej strony budynku na drugą. Bywało, że jego siostra towarzyszyła mu w szpiegowaniu, ale zazwyczaj w porach wieczornych lub podczas przerw między zajęciami. Nie popierała opuszczania lekcji, więc zwykle nocami przesiadywali razem i chłopak opowiadał jej, czego nowego się dowiedział. Najczęściej dotyczyło to plotek służby. Nie mówił wszystkiego, choć Selene myślała inaczej. Niektóre informacje, a mianowicie te dotyczące królestwa, nie powinny do niej docierać. Była zbyt młoda i beztroska, by zaprzątać sobie umysł pewnymi nieprzyjemnymi sprawami dręczącymi króla i jego zaufanych doradców.
Helios wszedł do przestronnego pokoju o zielonych ścianach malowanych w złote wzory. Po obu jego stronach znajdowały się regały sięgające sufitu w kolorze kości słoniowej. Zapełniały je tematyczne księgi, zbiory istotnych informacji dotyczących poprzednich wieków. Każda półka została opatrzona tabliczką z widniejącymi na niej latami panowania konkretnych władców, by łatwiej było znaleźć dany egzemplarz.
Helios wiedział jednak, iż te niezliczone księgi nie były jedynymi przechowywanymi w zamku. Wiele nieopisanych znajdowało się również w bibliotece, a książę przeczuwał, że istniał ktoś, kto wiedział, gdzie znaleźć każdą z nich.
Na środku komnaty stało szerokie biurko zapełnione równo ułożonymi, zapisanymi kartkami papieru. Wygodne, wysokie krzesło było odsunięte, a król stał odwrócony tyłem, wpatrując się w ogromne okno. Usłyszawszy odgłos kroków syna, zwrócił się w jego stronę. Obdarzył go długim, surowym spojrzeniem, które na Heliosie nie wywarło żadnego wrażenia. Dawniej obawiał się ojca, gdy widział go tak niezadowolonym, lecz po latach błędów i ciągłych karceń przyzwyczaił się do wszelkich sposobów postępowania króla.
– Znów jesteś skrajnie nieodpowiedzialny, synu – zaczął król Aelius. – Twoi nauczyciele przychodzą do mnie z powiadomieniami o kolejnych ominiętych przez ciebie lekcjach. Nie jednej, nie dziesięciu, ale znacznie więcej. A kiedy już jesteś łaskawie obecny, nigdy nie słuchasz, co się do ciebie mówi. Myślisz, że mam czas na ciągłe wysłuchiwanie, jak naganne są twe poczynania? Ignorujesz swoje obowiązki, a w towarzystwie wciąż popełniasz wiele znaczących omyłek. Ludzie postrzegają cię nie jako pełnoletniego, dojrzałego mężczyznę, lecz niefrasobliwego młodzieńca. Czy takie chcesz sprawiać wrażenie jako przyszły król?
Aelius mówił spokojnie, ale w jego głosie słychać było zdegustowanie. Próbował przyzwoicie wychować swojego pierworodnego, a tymczasem okazało się, że po niecałych szesnastu latach jego syn odpuszczał sobie naukę i nie przejmował własnym wizerunkiem.
Król, podobnie jak Selene, uważał, że każda wiedza bywa istotna, choć on sam nie był szkolony od dziecka na przyszłego władcę. Choć wpajał synowi, jak ważna jest nauka, i nakazywał uczyć się całymi dniami, on sam akurat po prostu dobrze się wżenił. Helios uważał to nie tylko za niesprawiedliwe, lecz śmiał nawet twierdzić, iż w tejże kwestii ojciec okazał się hipokrytą.
– Nie, ojcze, chcę być godnym reprezentantem naszej rodziny – odrzekł chłopak, choć w gruncie rzeczy ta kwestia była mu obojętna. Często powtarzał to zdanie w rozmowach z królem Aeliusem. – Nie możesz jednak oczekiwać ode mnie kompletnego oddania nauce i zagadnieniom mnie nieinteresującym.
– Heliosie, być może opacznie zrozumiałeś zdania, które wiele razy do ciebie kierowałem. Czas oczekiwania na cokolwiek skończył się w dniu twych piętnastych urodzin. Od tamtej pory twoim obowiązkiem i mym rozkazem skierowanym do ciebie były godne zachowanie i wykonywanie wszelkich poleceń bez jakiegokolwiek słowa sprzeciwu. Zobligowany do tego jesteś do momentu, gdy uznam, że stałeś się wystarczająco przygotowany, by móc podejmować rozsądne decyzje. Wierzyłem, że twe usamodzielnienie nadejdzie szybko, tymczasem dzień po dniu pokazujesz mi, jak ogromnie się w tym aspekcie pomyliłem.
Król nie przejmował się urażeniem uczuć syna. Krytykował Heliosa tyle razy, że chłopak niekiedy się zastanawiał, czy faktycznie jest tak nieużyty i nieodpowiedzialny, jak to często słyszał. Mógł się zgodzić z tym, iż niektóre uczynki nie były najmądrzejszymi i zasługiwał na wymierzoną karę. Jednak w większości uparcie trwał przy swoim zdaniu, jakoby miał prawo do kierowania własnym życiem. Swoje wybory usprawiedliwiał między innymi faktem, że zanim zostanie władcą, minie dużo czasu, a na dodatek, gdyby zyskał więcej swobód i uprawnień, stałby się następcą, jakiego król Aelius pragnął.
– Z pewnością mogę zadeklarować, iż w zmianie mojej postawy zdecydowanie pomogłoby cofnięcie zakazu, którego ja i Selene mamy przestrzegać pomimo nieszczęścia, jaki on nam przynosi.
Król podszedł kilka kroków do Heliosa, nie spuszczając z niego spojrzenia jasnobrązowych, nieprzejednanych oczu. Czuł wzrastającą frustrację.
Nie przepadał za poruszaniem tematu zakazu. Wydał go z konkretnego powodu: chciał chronić swoje dzieci przed losem, jaki spotkał ich matkę. Dlaczego one nie potrafiły tego zrozumieć i wciąż sprzeciwiały się dawno wypowiedzianym słowom? Król uważał, że tylko w zamku były bezpieczne, że tylko w zamku mógł je ochronić.
– Zakaz pozostanie niezniesiony, a wy, dla własnego dobra, powinniście się z nim pogodzić. Nie będę więcej wysłuchiwał zażaleń twoich ani Selene i nie myślcie, ażeby mogły one cokolwiek zmienić. Nie sądź także, że nie wiem o waszych wspólnych nocnych wycieczkach – dodał, a Helios poczuł dreszcze na ciele, ale nie ukazał swego strachu. – Zapewniam cię, jeżeli sytuacja się powtórzy, oboje zostaniecie srogo ukarani.
Te słowa go uspokoiły, bowiem skoro ojciec nie kontynuował tematu, nie wiedział o ich wczorajszej przygodzie. Helios z trudem panował nad głosem. Rozmowy z ojcem zwykle doprowadzały go do wściekłości. Król Aelius nie potrafił pogodzić się z przeszłością, przez co karał też dzieci. Tłumaczył się chęcią ich obrony, lecz książę uważał ten sposób postępowania za zgubny. Zatracenie się w bezpieczeństwie i przezorności nie mogło przynieść niczego dobrego. Helios i Selene potrafili o siebie zadbać, a gdy byli razem, nikt nie mógł ich skrzywdzić. Król zdawał się tego nie widzieć, najprawdopodobniej nawet nie próbował.
– Nie możesz…
Aelius uciszył syna gestem dłoni.
– Mogę, Heliosie. Jestem królem – powiedział stanowczo. – Teraz pozwalam ci opuścić ten pokój i radzę, byś zaczął wykonywać swe obowiązki.
W ten sposób król zakończył rozmowę. Helios skierował się do drzwi, ale tuż przed wyjściem został jeszcze zatrzymany przez ojca:
– I naucz się wreszcie pukać, synu.
Chłopak zdał sobie sprawę ze swojego błędu, na który król oczywiście zwrócił uwagę. Książę w milczeniu skinął głową i wyszedł na korytarz. Od razu spostrzegł Selene, stojącą przy ścianie z dłońmi przy piersi. Miała współczujący wyraz twarzy, ale nie okazała choćby cienia skruchy.
– Podsłuchiwałaś? – Helios ruszył przed siebie, a siostra podążyła za nim.
– Tego mnie nauczyłeś. – Przyspieszyła kroku, próbując go dogonić. Zauważyła, iż był niezadowolony. – Dziękuję, że próbowałeś przekonać ojca, aby zmienił zdanie.
Helios doskonale wiedział, jak bardzo Selene pragnęła poznać codzienność zwyczajnych ludzi. Rozkaz ojca był jednak jasny: nie mogli opuszczać zamku. Odcięci od innych części Selion, chcieli zobaczyć swoje królestwo, zamiast tkwić w murach swojego pięknego więzienia. Marzyli o odrobinie wolności, choć obydwoje odmiennie rozumieli to pojęcie. Selene pragnęła lepiej poznać Selion i pomóc jego mieszkańcom, Helios natomiast się zastanawiał, jakby wyglądały jego losy, gdyby nie ograniczały go żadne zasady i mógł robić, czego dusza zapragnie. Chciał zaznać normalnego, ludzkiego życia.
– Cokolwiek powiedziane… Żadne słowa nie są zdolne zmienić jego przekonań.
– Być może nie słowa, lecz…
– Nie, Selene – przerwał jej Helios i gwałtownie zatrzymał się na korytarzu.
Wiedział dokładnie, co zamierzała powiedzieć. Uważała, że odpowiednie zachowanie mogłoby pomóc, ale się myliła. Ich ojciec był nieprzejednany.
– Mama nie pozwoliłaby ojcu wydać takiego zakazu – stwierdziła ze smutnym wyrazem twarzy.
Miała sześć lat, gdy zmarła królowa Soana, jednak doskonale pamiętała, jaką miłością darzyła swe dzieci. Kochała także podróże do wiosek, odbywała je dość często i tych właśnie dni Selene zawsze wyczekiwała.
– Tęsknię za nią, Heliosie.
Książę przytulił swoją siostrę. Nie zapomniał, jak wstrząsnęło nią odejście Soany. Dzień śmierci królowej głęboko zapadł mu w pamięć, choć Selene nic nie widziała. Sam, niesiony ciekawością, odsłonił wtedy ciemną firankę powozu, ale uchronił siostrę przed przerażającym widokiem.
– Wszyscy za nią tęsknimy – wyszeptał książę, uspokajająco głaszczący siostrę po plecach.
– Zamierzasz usłuchać ojca? – zapytała, zmieniając temat.
– Moja droga siostro, czy kiedykolwiek go usłuchałem?
Selene lekko się uśmiechnęła, bo przecież znała odpowiedź na to pytanie. Helios buntował się niezliczoną ilość razy. Polecenia wykonywał na opak, ze szczególną ostrożnością, by nikt go nie nakrył.
– Nie, jak sądzę – odparła, po czym wykonała dwa kroki do tyłu. – Dzisiaj?
Nie potrzebował usłyszeć niczego więcej, by wiedzieć, co Selene miała na myśli, choć zdziwiła go jej odwaga. Wcześniej sądził, że po ostatnich wydarzeniach już nie da się namówić na nocne wycieczki poza zamek.
– Dzisiaj – przytaknął, gotowy zaryzykować tego wieczora i każdego następnego. – I obiecuję, tylko na polanę.
Nieważne, jak sroga okazałaby się wymierzona przez ojca kara, książę oraz księżniczka byli gotowi ją ponieść. Ojciec, uparcie tkwiący przy swoim, nie rozumiał, jak niestrudzone mogły być jego dzieci w dążeniu do zyskania chociażby cząstki upragnionej przez siebie wolności.
A tej nocy po raz kolejny planowały uciec z zamku, by wrócić tuż przed świtem.