- W empik go
Lato drugich szans - ebook
Lato drugich szans - ebook
Czasami wsparcie nadchodzi z najmniej oczekiwanej strony…
Iris przez wiele lat zmagała się z presją toksycznego środowiska. Jednak gdy w końcu kontrolująca matka znika z jej życia, kobieta podejmuje decyzję o rozwodzie, by uwolnić się także od przemocowego męża.
Scott na co dzień mierzy się z trudami dotykającymi samotnego ojca dwóch córek i nadal próbuje uporać się z zaborczością swojej byłej żony.
Na pierwszy rzut oka tych dwoje nie łączy zbyt wiele. Jednak Iris i Scott spotkali się już wcześniej, a teraz los ponownie postanawia skrzyżować ich ścieżki. Szybko się okazuje, że mimo upływu czasu uczucia między nimi nie wygasły – zarówno te ciepłe, jak i te wywołujące ból.
Teraz oboje muszą uporać się z byłymi partnerami, którzy nie ułatwiają im życia. Iris i Scott stają też przed o wiele trudniejszym zadaniem, jakim jest skonfrontowanie się z błędami przeszłości. Czy wystarczy im sił, by wybaczyć zarówno sobie, jak i innym?
Iris i Scott muszą zmierzyć się z niełatwymi emocjami i jeszcze trudniejszymi rozmowami, nim zdecydują, czy są gotowi dać sobie drugą szansę. A latem może wydarzyć się wszystko…
Z sercem w gardle weszłam do apartamentu, w którym mieszkałam od początku małżeństwa. Apartamentu, gdzie w każdym kącie czaił się ból, wspomnienie sińców i popękanych kości. Na szczęście Antonia jeszcze nie było, więc odważyłam się odetchnąć z ulgą. Sięgnęłam do szafy w sypialni i wyciągnęłam z niej szmaragdową, długą suknię. Od upragnionej wolności dzielił mnie jeszcze jeden koszmarny bankiet. Jedno przyjęcie. Jedno. Byłam tym tak zaaferowana, że straciłam czujność i niestety nie wszystko poszło po mojej myśli.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-208-4 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Scott
Od czasu do czasu wyjścia do klubu nocnego stanowiły dobry sposób na to, żeby na chwilę oderwać się od szarej codzienności. Jednak niektóre ich konsekwencje… Cóż, te były już mniej pożądane. Zwłaszcza jeśli jedną z nich okazywał się gigantyczny kac dosłownie rozłupujący czaszkę na dwoje.
Narastający tępy ból, drażniące dźwięki ulicy dobiegające zza uchylonego okna i ciepłe promienie słońca na twarzy – wszystko to towarzyszyło mi, gdy powoli wybudzałem się ze zdecydowanie zbyt krótkiego snu. Chciałem tylko lekko unieść powieki, ale ostre światło natychmiast wywołało u mnie przeciwną reakcję i odruchowo zacisnąłem je jeszcze mocniej. Ból rozlewał się falami po moim ciele, aż w końcu poczułem, że boli mnie dosłownie wszystko – od dużego palca u nogi aż po ostatni włosek na głowie. Paradoksalnie, nawet leżenie bez ruchu było bolesne.
W tej sytuacji podniesienie się do pionu stanowiło tytaniczny wysiłek. Tępe pulsowanie w skroniach sprawiało, że każdy ruch urastał do rangi wyczynu godnego olimpijczyka. Pokój nadal lekko wirował, jednak już nie tak jak wtedy, gdy kładłem się spać. W ustach czułem paskudny, kwaśny posmak wypitego alkoholu. Podrapałem się po kłującej świeżym zarostem szczęce, próbując odzyskać jasność myślenia i jakoś poukładać sobie w głowie minione wydarzenia.
Jak przez mgłę przypomniałem sobie, że poprzedniego wieczoru do mieszkania Holdena w Queens wracaliśmy w towarzystwie jakiejś ładnej blondynki, którą poznał w klubie. Mogłem się założyć, że dziewczyna jeszcze nie opuściła jego sypialni. Odruchowo zrobiło mi się jej odrobinę szkoda, bo wiedziałem, że Holden usunie ją ze swojego mieszkania i życia równie szybko, jak ją do niego wpuścił. Mój przyjaciel był przystojny jak sam diabeł, podobał się kobietom, ale krył się w nim jakiś cień. Coś, co nie pozwalało mu się angażować w relacje dłuższe niż jedna noc. Czasem jego postępowanie mnie zastanawiało, ale pulsujący ból w skroniach chwilowo podpowiadał mi, że to nie jest dobry moment na analizowanie życia uczuciowego Holdena. Rozpaczliwie potrzebowałem czegoś, co choć w niewielkim stopniu postawiłoby mnie na nogi. Lodowata woda na twarzy nie okazała się zbyt skuteczna, więc miałem nadzieję, że chociaż mocna kawa mi pomoże. Nie przypuszczałem jednak, że na przeszkodzie stanie mi sam ekspres.
I gdy tak stałem nad tym nieszczęsnym urządzeniem, usłyszałem zgrzytanie klucza w zamku drzwi wejściowych. Najwidoczniej ktoś zrobił użytek z zapasowej pary i właśnie wchodził do mieszkania. Na swoje nieszczęście byłem jeszcze zbyt otumaniony, żeby sobie uświadomić, że po pierwsze nie powinienem się nikomu pokazywać w tym stanie, a po drugie stoję w kuchni prawie nagi, zionąc z ust jak po trzydniowej, nieprzerwanej libacji. Miałem na sobie tylko czarne bokserki, na twarzy wypisane zaś wszystkie nieprzespane godziny i kieliszki tequili, które wypiliśmy z Holdenem w klubie. Byłem w koszmarnej formie. Mimo to moje zmysły w jakimś szaleńczym zrywie wyostrzyły się, gdy tylko zobaczyłem, kto postanowił nas odwiedzić.
Do środka wpadła młoda dziewczyna w letniej sukience, z burzą kasztanowozłotych włosów na głowie. Pod pachą trzymała papierową torbę wypełnioną zakupami. Dopiero gdy zamknęła za sobą drzwi, spojrzała w moją stronę i dosłownie zamarła w pół kroku. W jej zielonych oczach błysnęło zdumienie. I zaciekawienie. Tak, zdecydowanie nie byłem w odpowiedniej formie, żeby pokazywać się komukolwiek, a zwłaszcza tej długonogiej nimfie. Uśmiechając się lekko, postawiła zakupy na blacie koło ekspresu i dopiero wtedy po raz pierwszy się do mnie odezwała.
– No więc czyżbyś był najnowszą zdobyczą Holdena?
Jej głos był delikatny, przyjemnie śpiewny. Głos, który byłby w stanie doprowadzić do szaleństwa każdego mężczyznę, ze mną na czele. Wpatrywałem się w nią jak w obrazek i dopiero gdy się wyraźnie zarumieniła, zrozumiałem, że moje spojrzenie mogło być jednak zbyt intensywne. A patrzenie na nią było na tyle angażujące, że w pierwszym momencie nie usłyszałem, co właściwie do mnie powiedziała.
– Nie – zaśmiałem się trochę nerwowo. – On zdecydowanie woli płeć piękną.
– Faktycznie, masz rację, nie jesteś w jego typie. – Uśmiechnęła się uroczo, wprawiając moje serce w niespokojne drżenie. – Jestem Iris. – Wyciągnęła dłoń na powitanie. Od razu, mimo utrudnionych procesów myślowych, zauważyłem, że jej palce były smukłe jak u artystki.
– Scott, mam na imię Scott. – Najpierw poczułem drobny dreszcz sunący w górę ramienia, a potem rozlewające się po skórze ciepło. Moje zmysły, mimo wciąż krążącego w żyłach alkoholu, były wyostrzone do granic możliwości. W powietrzu czułem delikatny, konwaliowy zapach jej perfum. Miałem wrażenie, że świat wokół nas na chwilę się zatrzymał.
Szybko zostałem sprowadzony na ziemię.
Jak na zawołanie usłyszeliśmy huk tłuczonego szkła i odgłos gwałtownych ruchów dobiegający zza zamkniętych drzwi sypialni Holdena. Sielanka i nocne szaleństwa najwyraźniej dobiegły końca. Iris spojrzała na mnie porozumiewawczo i uniosła kącik ust w kolejnym delikatnym uśmiechu. Oboje z zainteresowaniem zaczęliśmy śledzić rozwój wydarzeń.
Drzwi trzasnęły o ścianę z taką siłą, że o mało nie wyleciały z zawiasów. Z pokoju Holdena jak z procy wystrzeliła ta ładna, acz ewidentnie wściekła blondynka, ubrana w kusą sukienkę z cekinami. Nie zaszczyciła nas nawet jednym spojrzeniem – wybiegła na zewnątrz i równie mocno trzasnęła drzwiami wyjściowymi. Dopiero kilka minut później z sypialni wyszedł Holden – w stanie równie złym jak mój własny.
– No proszę – rzekła moja towarzyszka. – Czy to był dźwięk tłuczonej lampy, czy to roztrzaskane serce tej biednej dziewczyny?
Holden, mimo ewidentnego kaca, spojrzał na nią bystrym wzrokiem i uśmiechnął się półgębkiem.
– Lampa – odparł swobodnie. – To na pewno była lampa. Takie jak ona nie mają serc.
Iris tylko pytająco uniosła brew i parsknęła śmiechem.
– Każda dziewczyna ma serce, nawet jeśli jest z lodu. Dobrze cię widzieć. – Objęła Holdena i przytuliła się do niego. Odwzajemnił uścisk, a ja poczułem lekkie ukłucie zazdrości, które pojawiło się dosłownie nie wiadomo skąd. – Przyniosłam wam piwo i jakieś jedzenie. To jest chyba to, czego najbardziej teraz potrzebujecie.
– Dzięki Bogu. – Holden sięgnął do torby i dopiero wtedy zorientował się, że nadal tkwię obok jak kołek i przyglądam się im obojgu. – Zapomniałem. Ris, to jest Scott, poznaliśmy się na obozie przygotowawczym. Scott, to jest Iris, moja ulubiona siostra. Pamiętasz, opowiadałem ci, że jestem jednym z trojaczków.
– Ulubiona, tak? Może dlatego, że jestem twoją jedyną siostrą. I spóźniłeś się, już zdążyliśmy się poznać.
Zaśmiała się uroczo, a do mnie w końcu dotarło, co powiedział Holden. Siostra. Jego siostra. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że przez ostatnie kilka minut wstrzymywałem oddech, ciągle wpatrując się w to zielonookie zjawisko i zastanawiając się, co właściwie łączy ją z moim przyjacielem.
– Hej, Scott! – Holden pstryknął mi palcami przed nosem. – Może byś się tak ubrał?
– Powiedział to człowiek, który sam jest raczej w negliżu. – Jej głos brzmiał swobodnie, ale zauważyłem, że końcówki drobnych uszu poczerwieniały, jakby ta sytuacja jednak wprawiała ją w lekkie zakłopotanie. – Wpadłam tylko na chwilę sprawdzić, czy żyjecie. Muszę już iść, umówiłam się z Jenną na obiad.
I już jej nie było – w powietrzu pozostał tylko zapach jej konwaliowych perfum. Przez chwilę wpatrywałem się w te zamknięte drzwi, jakby czekając na to, że jednak postanowi wrócić. Nie słyszałem też tego, co mówi o mnie Holden. Dopiero gdy trochę podniósł na mnie głos, zorientowałem się, że stojąc jak ten słup soli, musiałem wyglądać co najmniej dziwnie.
– Może od razu dam ci do niej numer, co?
Jedyne, na co było mnie stać w tamtym momencie, to kilka kiwnięć głową. Wszystkie moje myśli nadal były skupione na tym delikatnym uśmiechu rzuconym na pożegnanie, który ciągle miałem przed oczami, a którego wtedy nie byłem w stanie i nie chciałem wymazać ze swojej pamięci.ROZDZIAŁ I
Scott
Dziesięć lat później…
To był długi i męczący dzień. Byłem skonany, a przecież jeszcze rano nic nie zapowiadało takiej kulminacji zdarzeń. Nasz mały policyjny posterunek dawno nie był aż tak ruchliwy.
Wszystko zaczęło się tego słonecznego poranka od kilku postrzelonych, niepilnowanych przez nikogo nastolatków, którzy mieli trochę za dużo wolnego czasu i nieco za mało instynktu samozachowawczego. Uznali, że rzucanie z balkonu baloników napełnionych wodą pod nogi niczego niespodziewających się przechodniów będzie świetną zabawą. Skończyło się to niezbyt przyjemnie dla pewnej staruszki, która przestraszona nieszczęśliwie upadła i rozbiła głowę. Dzieciaki chyba zrozumiały, co zrobiły źle, gdy surowym tonem pouczałem ich o skutkach takiego zachowania. Miałem nadzieję, że mój wykład i reprymenda od rodziców przemówią im do rozsądku i uświadomią ich, że takie zabawy bywają bardzo niebezpieczne.
Niestety, dalej było już tylko gorzej. Najpierw starszy pan McLeod zgłosił, że sąsiedzi zakłócają mu spokój, a potem zdarzyło się kilka kradzieży w nadmorskich kawiarniach. Jednak i tak najbardziej brzemienny w skutkach i wyczerpujący psychicznie był karambol kilka mil za miastem. Kobiecie w zaawansowanej ciąży spadł poziom cukru we krwi, w związku z czym straciła przytomność za kierownicą. Niestety zjechała na przeciwległy pas ruchu i uderzyła w nadjeżdżające z naprzeciwka auto. Wszystko stało się tak nagle, że kierowcy ani jednej, ani drugiej strony nie wyhamowali na czas. Wskutek zderzenia młoda kobieta odniosła na tyle poważne rany, że zmarła zaraz po przewiezieniu do szpitala. Jej dziecko jakimś cudem udało się uratować – widziałem ojca płaczącego nad łóżeczkiem z noworodkiem. Znałem go jeszcze ze szkoły, porządny gość, współczułem mu śmierci żony. Nie byliśmy jednak w stanie zrobić nic, aby ją uratować. Pozostali uczestnicy wypadku przeżyli. Mężczyzna, którego samochód przyjął główne uderzenie, miał połamane nogi, ale nic poza tym nie zagrażało jego życiu. Inni mieli drobne otarcia, trochę stłuczeń.
Zawsze po takich zdarzeniach czułem się bardzo nieswojo. Za każdym razem uświadamiałem sobie, że śmierć czai się dosłownie na każdym kroku, ciągle w gotowości. Bardzo często ludziom zdarza się myśleć, że są nieśmiertelni, że tego typu wypadki przytrafiają się innym, ale nie im. A potem w jednej sekundzie to przeświadczenie zostaje brutalnie zmiażdżone przez los.
Przez chwilę po prostu siedziałem w kojącej ciszy samochodu, odpoczywając z głową opartą na zagłówku. Miałem pięć minut dla siebie przed wpadnięciem w wir domowego życia i wieczornych rytuałów dziewczynek. Wraz z kolejnymi długimi oddechami czułem, jak moje ciało i umysł się uspokajają. W końcu pozbierałem swoje rzeczy z siedzenia, jeszcze raz sprawdziłem, czy urodzinowe prezenty są dobrze zabezpieczone, i powlokłem się do drzwi wejściowych. Rozświetlone okna sugerowały, że mimo późnej pory wszyscy są jeszcze na nogach. Jako odpowiedzialna głowa rodziny musiałem porozmawiać z moimi dziewczynami o tym, ile właściwie powinny sypiać dzieci w tym wieku.
Ledwie zdążyłem przekroczyć próg, od razu usłyszałem radosny pisk i dwie małe kulki szczęścia wpadły w moje objęcia. Na mojej twarzy, mimo całego zmęczenia, od razu pojawił się uśmiech. Bliźniaczki ciasno objęły mnie ramionami za szyję, pokazując, jak bardzo tęskniły.
– Tato, tato, babcia zabrała nas dzisiaj do wesołego miasteczka!
Vicky z prędkością karabinu maszynowego zaczęła relacjonować, jak im minął dzień. Starałem się nie gubić wątku tej historii, ale momentami ciężko było mi nadążyć. Dopiero gdy moja córka przeskoczyła płynnie z tematu wesołego miasteczka na szczeniaczka, włączyła mi się lampka alarmowa.
– Pszczółko, rozmawialiśmy już o zwierzątkach.
– No wiem, tato – westchnęła przeciągle, układając usta w podkówkę. – Ale przecież opiekowałybyśmy się nim, prawda?
Vicky odwróciła się w stronę siostry, ewidentnie szukając jej poparcia. Podczas gdy ona błyskawicznie wyrzucała z siebie informacje, Ally spokojnie stała z boku. Zawsze cicha, bardziej nieśmiała niż jej bliźniaczka, momentami zbyt spokojna jak na dziecko w tym wieku. Nie ulegało wątpliwości, że w tym duecie to Vicky jest liderką.
– Tato, obiecujemy, że będziemy się nim opiekować. – Ostatecznie Ally stanęła po stronie siostry.
Teraz wpatrywały się we mnie dwie pary szarych, niecierpliwych oczu, tak podobnych do moich. Westchnąłem.
– Posłuchajcie, zastanowię się nad pieskiem, jeśli będziecie grzeczne i będziecie słuchały taty, dobrze?
Dwie ciemnowłose główki kiwnęły zgodnie i dziewczynki znowu się do mnie przytuliły. Ich obecność rekompensowała mi nawet najcięższe dni. W zasadzie córki były jednym z niewielu jasnych punktów w moim życiu – i zdecydowanie najważniejszym.
– Dobrze, to teraz umyć zęby i spać. W końcu jutro wasz wielki dzień.
Dziewczynki, na samą wzmiankę o swoim przyjęciu z okazji piątych urodzin aż pisnęły z zachwytu i pobiegły korytarzem do łazienki. Podniosłem się z kolan i wtedy napotkałem wzrok mojej mamy.
– Cześć, mamo. Jak minął dzień? – Pocałowałem ją w policzek na powitanie.
– Bardzo dobrze, dziewczynki świetnie się bawiły w wesołym miasteczku. – Postawiła przede mną szklankę zimnej lemoniady, a sama usiadła przy stole. – Miałam nadzieję, że ta wycieczka bardziej je zmęczy.
– One nigdy się nie męczą.
– Są dokładnie takie same, jak ty w ich wieku. Też nie mogłeś usiedzieć w miejscu dłużej niż pięć minut. – Mama przeczesała palcami ciemne włosy przyprószone siwizną. Anna Castlewright była jedną z tych kobiet, których upływ czasu prawie wcale się nie imał. – A jak w pracy? Tata dzwonił jakiś czas temu i mówił, że nie był to najłatwiejszy dzień.
– Faktycznie, nie był. – Pokrótce opowiedziałem jej, co się działo. Gdy wspomniałem o tym koszmarnym wypadku, mama spojrzała na mnie współczująco. – Ale już po wszystkim. Położę dziewczynki spać i pewnie sam odpocznę. W końcu jutro będzie tu spory ruch.
– W takim razie i ja się będę zbierać. Tata pewnie też nie wróci do domu w najlepszym stanie. – Poklepała mnie po dłoni i wstała od stołu. Nagle zatrzymała się w pół kroku, jakby coś sobie przypomniała. – Dzwoniła Beatrice.
No tak. Tego piekielnego dnia brakowało mi jeszcze mojej stukniętej byłej żony i jej wyssanych z palca życzeń. Przymknąłem na chwilę oczy. Beatrice mogła być ostatnią osobą, o której chciałbym słuchać tego dnia, ale z drugiej strony była też matką moich dzieci.
– Czego chciała?
– Przyjdzie jutro, żeby dać dziewczynkom prezenty i z tobą porozmawiać. Nie powiedziała o czym. – Mama wrzuciła swoje rzeczy do torebki, szykując się do wyjścia.
– Pewnie zechce znowu coś poprzestawiać w planie opieki nad bliźniaczkami. Jak zwykle. – To była cała Beatrice. Jej plany zawsze były najważniejsze.
– Najpewniej, chociaż mam nadzieję, że tym razem nie wytnie ci żadnego numeru. Do zobaczenia jutro. Celine przywiezie tort z samego rana. – Pomachała mi ręką na pożegnanie i już jej nie było.
W czasie, gdy rozmawiałem z mamą, bliźniaczki umyły już buzie i zęby. I jak przystało na żywiołowe prawie pięciolatki, zdążyły również wysmarować pół łazienki pastą. Nie miałem jednak siły się na nie o to denerwować. Gdy w końcu udało mi się zapędzić je do łóżek, dziewczynki przytuliły się do moich boków i poprosiły o przeczytanie im do poduszki jednej z ich ulubionych bajek.
To był taki nasz mały wieczorny rytuał. Zdarzało mi się, że pracowałem w różnych dziwnych porach, czasem byłem pilnie wzywany na komendę nawet w czasie wolnym, więc jak już przebywałem w domu, poświęcałem dziewczynkom maksimum swojej uwagi, żeby zrozumieć je i otoczyć opieką. Czasami było to dość trudne dla samotnego ojca, ale starałem się ze wszystkich sił, żeby jakoś rekompensować im brak drugiego rodzica w domu.
Vicky w końcu zasnęła, Ally trzymała się nieco dłużej, ale też szybko opadły jej powieki. Starając się ich nie obudzić, wstałem i wziąłem Ally na ręce, żeby odłożyć ją do jej łóżka. Żadna z nich nawet nie drgnęła, gdy gasiłem światło i przymykałem drzwi. Dopiero gdy w domu zapadła cisza jak makiem zasiał, poczułem, jaki jestem wykończony. Nie miałem już siły sprzątać łazienki, więc upewniłem się tylko, że zamknąłem drzwi wejściowe i nawet nie myśląc o kolacji, po prostu padłem na swoje łóżko i odpłynąłem.
***
Następnego ranka budzik zadzwonił zdecydowanie zbyt wcześnie. Ale że był to dzień urodzin bliźniaczek, nie miałem czasu zbyt długo wylegiwać się w łóżku. W końcu trzeba było przygotować dom na obecność kilku żywiołowych dzieciaków i garstki dorosłych, którzy mieli tej gromady pilnować. Słysząc za drzwiami tupot dwóch par małych stóp, dźwignąłem się z łóżka, zanim moje dzieci postanowiły wparować do sypialni bez pukania.
Zdążyłem im tylko zrobić późne śniadanie i samemu coś przegryźć, gdy rozległ się pierwszy tego dnia dzwonek do drzwi. Nie spodziewałem się jeszcze nikogo z gości o tej porze, więc mogła to być moja mama albo siostra z tortem, albo najmniej pożądana osoba w tym towarzystwie.
Bingo.
Otworzyłem drzwi i napotkałem spojrzenie Beatrice, mojej byłej żony, która najwyraźniej też nie za bardzo miała ochotę mnie oglądać. Przynajmniej nie w tym momencie. Beatrice była piękną blondynką z nieco paskudnym charakterem, ale gdy zaczęliśmy się spotykać, skrzętnie to ukrywała. Potem ślub, za chwilę była w ciąży z bliźniaczkami i na wierzch powoli wychodziły pierwsze problemy. A gdy zaczęło się to odbijać na dzieciach, zagrażając ich bezpieczeństwu, zdecydowałem się na rozwód. I to chyba była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu.
– Scott.
– Beatrice. – Wpuściłem ją do środka.
Dziewczynki natychmiast podbiegły do matki, żeby móc się przytulić, ale moja była uścisnęła je sztywno i od razu się odsunęła. Nie miała za grosz instynktu macierzyńskiego, a dzieci traktowała jako ładny dodatek do swojego życia. To ja byłem tym, który ocierał łzy i opatrywał zadrapania, gdy którejś działa się krzywda. Beatrice po prostu… była.
– Mama mówiła, że masz do mnie jakąś sprawę.
– Tak, w zasadzie tak. Wolałabym na osobności. – Nie miałem czasu ani ochoty z nią rozmawiać, ale gestem zaprosiłem ją na taras z tyłu domu, żeby dziewczynki nas nie słyszały. Podskórnie czułem, co się zaraz wydarzy, ale jeszcze miałem nadzieję, że to tylko złe przeczucia.
– Dobra, jesteśmy sami. Możesz mówić. – Twarzą w twarz nie musiałem być dla niej miły. Za dużo złych rzeczy się między nami wydarzyło i zbyt poważne konsekwencje miało to dla dzieci.
– Nie zabiorę jutro bliźniaczek do FAO.
Zdębiałem, a potem poczułem, jak krew w moich żyłach zaczyna się gotować ze złości. Od miesiąca obiecywała dziewczynkom, że w niedzielę po ich przyjęciu urodzinowym zabierze je do Nowego Jorku, do najstarszego sklepu zabawkowego w Stanach. W zasadzie od miesiąca niemalże o niczym innym nie mówiły.
– Serio, Beatrice? I mówisz mi o tym w dniu ich urodzin? Przecież wiesz, jak na to czekały!
– Nie wrzeszcz na mnie, Scott. – Spojrzała mi w twarz lodowato błękitnymi oczami, jakby nie rozumiała, dlaczego zaczynam się denerwować. – Im wcześniej się nauczą, że nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem, tym lepiej dla nich. Pozwolę, żebyś sam im o tym powiedział.
– O nie! – Chwyciłem ją szybko za ramię. Ewidentnie zamierzała uciec i zostawić wszystko na mojej głowie. – Ty im to powiesz i może w końcu nauczysz się ponosić konsekwencje swoich decyzji dotyczących dzieci. One mają pięć lat, Beatrice. Nie możesz im czegoś obiecać, a potem te obietnice łamać.
– Wal się, Scott. Nie będziesz mi mówił, co mam robić. – Próbowała wyszarpać rękę z mojego uścisku, ale jednak okazałem się nieco silniejszy.
– Owszem, będę. A teraz pójdziesz i powiesz im o tym osobiście.
Z perspektywy czasu sam zadawałem sobie pytanie, co ja w niej wtedy widziałem. Po tym, jak w końcu pozbierałem się po poprzednim związku, chyba potrzebowałem kogoś, kto byłby w stanie zapełnić pustkę w moim sercu. Beatrice początkowo wydawała się dobrą kandydatką, ale po latach okazało się, że to tylko maska. Jej beztroska i egoizm skutecznie zabiły we mnie wszystkie cieplejsze uczucia, jakie kiedyś do niej żywiłem.
– W porządku – wysyczała wściekle. – Powiem im o tym.
Puściłem ją w końcu i odetchnąłem głęboko. Wiedziałem, że za kilka sekund rozpęta się piekło, więc musiałem być gotowy na to, żeby po Beatrice posprzątać. Miałem nadzieję, że moja była spróbuje przynajmniej w jakiś delikatny sposób przekazać córkom informację o zmianie planów. Jednak z czystej złośliwości postanowiła narobić jak najwięcej szkód.
– Dziewczynki, mamusia musi wam coś powiedzieć. – Jej przesłodzony głos przyprawiał mnie o mdłości. Vicky i Ally spojrzały na nią uważnie znad swoich misek z płatkami. – Niestety nie będziemy mogły jechać jutro do FAO. Mamusi zmieniły się plany.
Bliźniaczki przez chwilę patrzyły na nią bez słowa, jeszcze nie do końca rozumiejąc, co tutaj się wydarzyło. Wcześniej niż Beatrice dostrzegłem jednak moment, w którym zaczęło to do nich docierać – szkliste oczy, drżące podbródki, pierwsze łzy na policzkach. Moja była jak zwykle postanowiła się po cichu ulotnić i zostawić mnie z problemem. Dziewczynki nawet nie zauważyły, że zanim wyszła, rzuciła jeszcze w kąt ich urodzinowe prezenty.
Za każdym razem, gdy Beatrice łamała daną dzieciom obietnicę, to ja musiałem się mierzyć z ich łzami i rozczarowaniem. Nie chciałem otwarcie krytykować przy nich matki, bo cóż… w końcu była ich jedyną matką. Ale do szewskiej pasji doprowadzały mnie jej kolejne wybryki i to samo bezrefleksyjne podejście do dzieci. Bliźniaczki płakały rzewnymi łzami, mocząc mi koszulę, a ja próbowałem zrobić cokolwiek, żeby je uspokoić.
– A co tu się wydarzyło?
Szloch dziewczynek skutecznie zagłuszył dźwięk otwieranych drzwi i nawet nie zauważyłem, że ktoś wszedł do domu. Odetchnąłem, gdy zorientowałem się, że to tylko moja siostra z tortem urodzinowym. Celine nie potrzebowała odpowiedzi na swoje pytanie, żeby w mig pojąć, co się stało, i przejść w tryb działania.
– Gdzie są moje ulubione bratanice? Uściskacie ciocię? – Bliźniaczki, mimo że jeszcze chlipiące i wciąż nieszczęśliwe, podreptały do Celine, żeby się przywitać. – Przyniosłam wam pyszny tort i kogoś przyprowadziłam. Znalazłam go za drzwiami, chyba bał się wejść.
– Wujek Holden! – Vicky rzuciła się w ramiona mojego najlepszego przyjaciela i swojego ojca chrzestnego.
Ally, choć nadal pochlipywała, bardzo szybko poszła w ślady siostry.
Holdena poznałem na obozie przygotowawczym w armii i od tamtej pory utrzymywaliśmy stały kontakt. Nasza przyjaźń sporo przeszła, zwłaszcza w okresie, gdy rozpadł się mój związek z Iris. Jakoś udało mi się rozdzielić te dwie rzeczy i trzymać się myśli, że Holden nie jest winny temu, co się wtedy stało. On też nie do końca wiedział, dlaczego tak to się potoczyło, ja nie chciałem tego drążyć. Zawarliśmy wtedy milczącą umowę, że nie będziemy tego tematu poruszać – nigdy więcej nie wracaliśmy do tego, co się wydarzyło między mną a jego siostrą. Tak było po prostu łatwiej. Holden przyjeżdżał co jakiś czas do Provincetown, znał moją rodzinę, został chrzestnym bliźniaczek. Nikt jednak nie wiedział, kim była Iris. I wolałem, żeby tak zostało.
– Dobrze cię widzieć – powiedziałem, ściskając mu dłoń.
– Wzajemnie, Scott. Twoja była chyba zdążyła już dostarczyć ci sporo atrakcji z samego rana. – Holden, podobnie jak moja siostra, nie darzył Beatrice sympatią już od pierwszego spotkania. On uważał, że jest fałszywa, a ona myślała o nim jako o nadętym dupku z wielkiego miasta. Oczywiście nie przeszkodziło jej to w tym, żeby próbować go poderwać, gdy nasze małżeństwo było już praktycznie martwe, ale mocno się przeliczyła. Holden spławił ją już w pierwszym podejściu, a Beatrice znienawidziła go jeszcze bardziej. Holden, jak to Holden, absolutnie się tym nie przejął.
– Szkraby, co powiecie na dmuchanie balonów?
– Jak zwykle znalazł sobie najlepszą robotę. – Celine postawiła na stole w kuchni kolejne torby z zakupami. – Co tym razem nawywijała Beatrice?
– Złamała kolejną obietnicę.
– FAO? – W odpowiedzi tylko pokiwałem głową. – Wszyscy wiemy, że twoja była to wredna jędza. Na szczęście bliźniaczki mają ciebie. Chodź, Scott. Zrobimy im najlepsze urodziny na świecie!