Lech Kaczyński. Opowieść arcypolska - ebook
Lech Kaczyński. Opowieść arcypolska - ebook
„Lech Kaczyński. Niełatwo pisać o nim po jego śmierci w pobliżu katyńskiego lasu. W latach swojej kadencji chciał być traktowany z szacunkiem jako symbol prestiżu Rzeczypospolitej. Chciał być kimś w rodzaju nowoczesnego króla. Często zarzucano mu zbyt poważny stosunek do prestiżu prezydenckiej funkcji, w prymitywny sposób składano to na rzekomą pychę i małostkowość. Był to jednak szacunek dla majestatu i powagi Rzeczpospolitej, który brał się ze świadomości, jak ogromnym darem jest wolność. Z gotowości wzięcia moralnej odpowiedzialności za losy Polski przed wszystkimi generacjami, które wcześniej za tę wolność oddały życie. Dlatego tak ostro, niekiedy brutalnie, zadawał pytanie o polską podmiotowość w polityce europejskiej, bał się, że odpowiedzialność za Polskę zastąpiona zostanie płytką chęcią podobania się wszystkim…”
(fragment wstępu)
Tragiczna śmierć Lecha Kaczyńskiego zmieniła charakter książki, która pierwotnie miała być tylko monografią jego prezydentury. W obecnej sytuacji stać się musiała podsumowaniem dokonań jednego z najważniejszych polityków polskich pierwszego dwudziestolecia III RP. Piotr Semka sprostał temu zadaniu. Otrzymaliśmy książkę poważną i niezwykle ciekawą. Autor maluje wyjątkowo uczciwy portret prezydenta, pokazując jego ułomności, ale przede wszystkim jego wymiar, który uczynił go jednym z twórców polskiej najnowszej historii.
Bronisław Wildstein, publicysta, pisarz
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7700-076-2 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Powodowały nimi skomplikowane i niełatwe do wytłumaczenia racje.
Żywili oni nieokreśloną nadzieję na jakąś lepszą i sprawiedliwszą formę egzystencji.
Rycerskie marzenia i niewytłumaczalny, swoisty romantyczny oportunizm, który pcha ludzi do ślepego rzucania się w niebezpieczeństwa, pozornie po to, aby coś na tym zyskać, a w istocie tylko dlatego, by jakimś jednym bodaj gestem zaprotestować przeciw krzywdom i zniewagom całego życia, by raz jeden wykrzyknąć coś w swoim imieniu”.
Maria Niemojowska, „Ostatni Stuartowie”Lech Kaczyński. Niełatwo pisać o nim po jego śmierci w pobliżu katyńskiego lasu. W latach swojej kadencji chciał być traktowany z szacunkiem jako symbol Rzeczypospolitej. Chciał być kimś w rodzaju nowoczesnego króla. Często zarzucano mu zbyt poważny stosunek do prestiżu prezydenckiej funkcji, w prymitywny sposób składano to na rzekomą pychę i małostkowość. Był to jednak szacunek dla majestatu i powagi Rzeczypospolitej, który brał się ze świadomości, jak ogromnym darem jest wolność. Z gotowości wzięcia moralnej odpowiedzialności za losy Polski przed wszystkimi generacjami, które wcześniej za tę wolność oddały życie. Dlatego tak ostro, niekiedy brutalnie, zadawał pytanie o polską podmiotowość w polityce europejskiej, bał się, że odpowiedzialność za Polskę zastąpiona zostanie płytką chęcią podobania się wszystkim.
Polityczni rywale wyczuwając marzenia o wypełnianiu roli „króla polskich serc i sumień”, włożyli wiele wysiłku, by prezydencki prestiż i status ograniczyć i wykpić. Nie było upokorzenia, nie było insynuacji, których oszczędzonoby Lechowi Kaczyńskiemu w ciągu ostatnich czterech lat kadencji. Kreowano go na człowieka nienawistnego, pysznego, pogardzającego zwykłymi ludźmi. Z rozmów z prezydentem, którego poznałem jeszcze w drugiej połowie lat 80., w czasach gdańskiej „Solidarności”, wiem, jak bardzo bolała go taka linia dyskredytowania jego osoby.
A jednak tragiczna śmierć pierwszego obywatela RP 10 kwietnia 2010 roku przyniosła mu hołdy tłumów. Miał królewski pogrzeb, w trakcie jego pochodu na Wawel bił dzwon Zygmunta. Spoczął wśród królów, u boku tak uwielbianego przez siebie marszałka Józefa Piłsudskiego w krypcie Srebrnych Dzwonów.
Jak za dziesięć lat będzie pamiętana prezydentura Lecha Kaczyńskiego? Czy była to ostatnia próba reformy państwa polskiego, czy, jak chcieli jego przeciwnicy, próba ograniczenia ładu obywatelskiego? Czy nazwisko Kaczyńskiego kojarzone będzie z romantycznymi złudzeniami, czy też traktowane będzie jako dowód determinacji i realizmu, który ocalił Gruzję przed rosyjskim najazdem. Jakie sceny zostaną w zbiorowej pamięci, a jakie zbledną i zostaną zapomniane po roku czy dwóch? Na pewno tydzień żałoby z kwietnia 2010 roku. Ale co jeszcze? Ryzykowna szarża dyplomatyczna do Tbilisi w sierpniu 2008 roku? Defilada wojskowa w Alejach Ujazdowskich z 2007 roku? Przemówienia na Westerplatte stanowiące polemikę z Putinem z 1września 2009 roku? Spory z Donaldem Tuskiem o wyjazdy na unijne szczyty? A może słynna fraza: „Panie prezesie, melduję wykonanie zadania!” pochodząca z nocy wyborczej w 2005 roku?
Ta książka ma pogłębić wizję rządzenia Lecha Kaczyńskiego. O śmiesznostkach głowy państwa, o kiksach, o Borubarze i Benhauerze, media donosiły każdemu. O niełatwych wyborach, jakich musiała dokonać polska polityka zagraniczna za jego kadencji, wiedzieli nieliczni.
A może niezrozumienie pierwszego obywatela za życia było jego winą, bo nie umiał Polakom o tych problemach opowiedzieć? A może było jednak odwrotnie? Może zawiniło zdziecinnienie Polaków, którzy naiwnie uznali, że historia już się skończyła. Że czas na jedno wielkie grillowanie.
To książka o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego, ale także historia próby pewnej rewolucji. Reformy państwa, jaką przezwano „projektem IV RP”. Czy były powody do takich planów? Czy miały one szansę na realizację? Jeśli projekt zawiódł, to z czyjej winy? Czy była to wina samych braci, czy wrogiej im kampanii polityków Platformy i niechętnych mediów? A może PO nigdy nie zależało na jego wejściu w życie? Nie ukrywam, że projekt ten budził moje nadzieje. Dziś chcę jeszcze raz zanalizować go, rozliczyć z przystawalności do realiów – krajowych i zagranicznych.
Jest to opowieść „arcypolska” o próbie reformy państwa, do której bliźniacy dążyli przez wiele lat, która stała się możliwa właściwie przypadkiem i której losy podzieliły nie tylko Polaków, ale i samą polską prawicę. Jest to opowieść o porażce tej próby, ale także o nieoczekiwanym renesansie popularności Lecha Kaczyńskiego po jego śmierci. O wyrzutach sumienia Polaków, którzy nie reagowali na szarganie jego imienia za życia. To książka o chwiejnej równowadze między możliwościami politycznymi, o sensie ciężkiej pracy politycznej i znaczeniu wytrwałości, o zmaganiu się z ograniczeniami charakteru i kaprysami losu. O sukcesie, który potrafi przyjść za późno i mozolnym zmienianiu świata pojęć.
I jeszcze jedno pytanie. Czy nadszedł już czas, aby podsumowywać prezydenturę Lecha Kaczyńskiego? Zacząłem pisać tę książkę w styczniu 2010 roku z zamiarem podsumowania jego urzędowania tuż przed końcem konstytucyjnej kadencji. Gdy doszło do tragedii w Smoleńsku, zmieniła się optyka wielu spraw. Przeglądałem już napisane rozdziały. Inaczej pisze się o żywym człowieku, a inaczej o kimś, kto od nas odszedł. Wiele czysto ludzkich konfliktów z przeszłości przybladło wobec majestatu śmierci. Zadawałem sobie pytanie, czy machnąć ręką na opisy wielu słabości głowy państwa? Czy wygładzić krytyczne opinie np. o funkcjonowaniu prezydenckiej kancelarii? Czy nie poczekać na osłabnięcie emocji, jakie spowodowała śmierć prezydenta? Czy nie lepiej odłożyć pióro na czas nowej kampanii prezydenckiej, w której startuje brat prezydenta?
A jednak postanowiłem nic nie zmieniać. Przyjmuję do wiadomości wszystkie zagrożenia wynikające z „pisania na gorąco”. Tym niemniej wierzę w dojrzałość, ale i wyrozumiałość czytelnika.