Lecznica na Pomorzu - ebook
Lecznica na Pomorzu - ebook
Czas postawić wszystko na jedną kartę!
Nina mimo młodego wieku odczuwa rozczarowanie własnym życiem. Przypadkowo znaleziona pocztówka staje się impulsem do podjęcia radykalnej decyzji. Dziewczyna stawia wszystko na jedną kartę i przeprowadza się na drugi koniec Polski. Na miejscu udaje jej się znaleźć pracę w lecznicy weterynaryjnej, lecz pech chce, że nie potrafi dojść do porozumienia ze swoim szefem. Niedługo później na drodze Niny pojawia się szarmancki Adam, który próbuje zaskarbić sobie jej uczucia. W międzyczasie dziewczyna zaprzyjaźnia się z Anitą skrywającą pewien mroczny sekret. Sekret ten, jak się okazuje, może doprowadzić do nieszczęścia i zaważyć na losach wszystkich bohaterów.
Poruszająca historia o życiu, przyjaźni i błędach, które mogą przekreślić wszystkie plany.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8280-529-1 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szczupła dziewczyna ubrana w wytarte dżinsy i sprany podkoszulek zatoczyła się, po czym z impetem wpadła na drewniany stół, który – jak się okazało – stał o parę kroków bliżej, niż to oszacowała na pierwszy rzut oka. Początkowo myślała, że jej problem z poprawną oceną sytuacji wynikał ze zmęczenia po ciężkim dniu w pracy. Teraz jednak dotarło do niej, że się myliła. Nie wypiła dużo, a przynajmniej tak jej się wydawało, ale najwidoczniej tego dnia taka ilość alkoholu wystarczyła, by uderzyć jej do głowy.
Przytrzymała się palcami okrągłego stołu, by odzyskać równowagę, a potem skierowała się do drzwi wyjściowych. Z trudem udało jej się przecisnąć przez tłum osób podskakujących w rytm muzyki. Gdy w końcu dopadła klamki i znalazła się przed domem, z ulgą odetchnęła lodowatym powietrzem. Przeszła kilka kroków i usiadła na mokrej ławeczce stojącej koło podjazdu do garażu. Niezdarnie otrzepała kolano ze śniegu. Pierwsze dni wiosny nie napawały optymizmem – ulice nadal pokrywały hałdy białego puchu.
Nie wyobrażała sobie zostać dłużej w tym miejscu, ale równocześnie wiedziała, że nie da rady dotrzeć do domu o własnych siłach.
Wyglądało na to, że dopóki nie wytrzeźwieje, będzie zmuszona siedzieć pod domem obcych ludzi w oczekiwaniu na cud. Wstyd się przyznać, ale nawet nie znała osobiście gospodarza.
Uświadomiła sobie, że drży z zimna, a puchowa kurtka, w której przyszła, została gdzieś w środku. Nie miała siły, by po nią pójść. Dygocząc na całym ciele, położyła się na ławce. Zamknęła oczy, próbując zapomnieć o tym, że temperatura powietrza wynosi mniej niż zero stopni, a ona znajduje się daleko od domu w towarzystwie nieznanych jej osób.
* * *
Kiedy Nina otworzyła oczy, wydawało jej się, że nadal śni. Opatulona ciepłą, pachnącą kołdrą po sam czubek nosa rozejrzała się po znajomo wyglądającym pomieszczeniu. Upłynęła dłuższa chwila, zanim rozbudziła się na tyle, by zrozumieć, gdzie się znajduje.
Znała to pomieszczenie. Godzinami przesiadywała w tym przytulnym pokoiku o beżowych ścianach. Problem tkwił w tym, że pomimo usilnych starań, nie potrafiła sobie przypomnieć, w jaki sposób tu trafiła. Wszystko, co zapamiętała z wczorajszej imprezy, ograniczało się do momentu, w którym wraz z grupką znajomych przekroczyła próg obcego domu i zgarnęła z komody, zaraz koło wejścia, czyjąś butelkę wódki. Później rozlała ją do jednorazowych kubeczków i rozdała po jednym każdemu, kto wyciągnął w jej stronę rękę. Pamiętała, że taka sytuacja powtórzyła się wielokrotnie, ale wspomnienia reszty wieczoru niknęły we mgle.
Poczuła zapach smażonego boczku. Zemdliło ją na samą myśl, że mogłaby włożyć cokolwiek do ust. Podciągnęła się do pozycji siedzącej i oparła głowę o chłodną ścianę. Czuła się paskudnie. Być może nie umiała odtworzyć w pamięci zdarzeń minionego wieczoru, ale jedno było pewne: alkoholu sobie nie żałowała, a to skutkowało gigantycznym kacem.
W przedpokoju dało się słyszeć czyjeś kroki. Drzwi uchyliły się i w przejściu stanął młody mężczyzna o muskularnej sylwetce. Błękitna koszulka, opinająca umięśnione ramiona, podkreślała kolor jego oczu.
Mężczyzna przysiadł na skraju łóżka, przeczesując ręką jasne kosmyki. Mimo iż był młody, jego włosy zdążyły się dość mocno przerzedzić, tworząc lekkie zakola, co bynajmniej nie ujmowało mu urody. Damian był naprawdę atrakcyjny. Nina nawet teraz, zażenowana całą tą sytuacją, musiała to przyznać w duchu.
– Myślałem, że jeszcze śpisz – odezwał się.
– Nie śpię… – odpowiedziała niepewnym głosem. Po głowie krążyło jej mnóstwo pytań, ale nie wiedziała, od czego zacząć.
– Zjesz coś? Zrobiłem jajecznicę.
– Obawiam się, że nie dam rady nic przełknąć. Damian, czy ja… – zawahała się. – Jak ja tu trafiłam? To znaczy… co się stało po tej imprezie?
– Przesadziłaś z alkoholem…
Nina z trudem przełknęła ślinę.
– Tak, to wiem… – wymamrotała ze wzrokiem wbitym w swoje dłonie, ściskające skrawek kołdry.
– Nie wiem, ile dokładnie wypiłaś, i chyba nie chcę wiedzieć. Sądząc po twoim stanie, na pewno więcej niż poprzednim razem. Jedna z twoich koleżanek znalazła cię przemarzniętą na ławce w ogrodzie i natychmiast do mnie zadzwoniła. Gdyby nie ona, chyba zamarzłabyś tam na kość. Od razu po jej telefonie przyjechałem po ciebie.
Dopiero teraz do jej świadomości zaczęły docierać wspomnienia wydarzeń, które miały miejsce przed tym, zanim zasnęła.
– Ale się urządziłaś, Nina… – Usłyszała, kiedy zwinięta w kłębek leżała na ławeczce i mętnym wzrokiem wpatrywała się w sztyblety koleżanki. – Zaczekaj tu, zaraz zadzwonię po Damiana.
Nagle poczuła wzbierające w niej torsje. Wychyliła głowę zza ławki i zwróciła całą zawartość żołądka na chodnik, prosto pod nogi zgromadzonych wokół niej osób. Tymczasem jej wybawicielka wydobyła z kieszeni jej spodni telefon i wybrała spośród listy ostatnich połączeń numer do Damiana.
– Hej, mówi Sabina… Tak, znowu się spiła… Mhm… Dobra, to zaczekam tu z nią… Tylko się pośpiesz, bo zapaskudzi cały chodnik.
Na samą myśl o tych zdarzeniach Ninę oblała fala gorąca. Było jej wstyd za swoje niedojrzałe zachowanie, wręcz czuła do siebie narastające obrzydzenie. Choć obiecywała sobie, że dopuściła do takiej sytuacji po raz ostatni, w głębi duszy wiedziała,, że tylko próbuje siebie oszukać. Zawiodła swoje własne zaufanie tak wiele razy, że nie miała powodu, by sobie wierzyć.
– Czy… czy coś jeszcze robiłam?
– Upiłaś się do nieprzytomności. To chyba wystarczy – uciął z surową miną, lecz ton jego głosu nadal pozostawał łagodny.
Był wyjątkowo spokojnym mężczyzną – nigdy nie wpadał w furię ani nie podnosił na nią głosu. Nina nie miała więc powodu, by obawiać się jego reakcji, ale po tylu różnych wybrykach nietrudno było przypuszczać, że jego olbrzymie pokłady cierpliwości kiedyś się wyczerpią. Tymczasem Damian od pięciu lat nieustępliwie przy niej trwał, troszczył się o nią i wspierał ją. To sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej, niż gdyby zwyczajnie na nią nakrzyczał. Czasem nawet próbowała go do tego sprowokować, ale ten człowiek bez wątpienia miał nerwy ze stali.
Mimo iż mieszkali w tym samym mieście, poznali się dopiero na studiach. Oboje zdecydowali się na biotechnologię, jednak na co dzień nie uczęszczali na te same zajęcia. Ona była na pierwszym roku, podczas gdy on przygotowywał się do obrony licencjatu. Po raz pierwszy udało im się porozmawiać dopiero na juwenaliach, a gdy okazało się, że studiują na tym samym kierunku, od razu znaleźli wspólny język.
Mężczyzna po studiach rozpoczął pracę w wielkiej firmie farmaceutycznej i spełniał się zawodowo. Można rzec, że wygrał los na loterii. Nina z kolei utknęła w miejscu. Pracowała jako kelnerka i od piętnastego roku życia regularnie dokładała się do domowego budżetu ze względu na trudną sytuację finansową swojej matki.
Często zastanawiała się, co taki facet jak Damian w niej widzi. Mógł mieć każdą. To ten typ wysportowanego, pewnego siebie kolesia, któremu nie umiała się oprzeć żadna studentka na roku. A on oddał swoje serce właśnie jej, Ninie.
Wprawdzie odznaczała się szczupłą sylwetką i wysokim wzrostem, bo mierzyła aż metr siedemdziesiąt osiem, lecz nic poza tym nie wyróżniało jej w tłumie. Była typem chłopczycy: nosiła bardzo jasne, krótko obcięte włosy z dłuższą grzywką opadającą na czoło i miała po kilka kolczyków w każdym uchu. Jej lewą rękę zdobiły liczne tatuaże wykonane przez znajomego, który doskonalił na niej swoje umiejętności. Nigdy nie trudziła się nakładaniem makijażu ani nie posiadała modnych ubrań. Zamiast tego co rano wciągała na siebie pierwsze z brzegu dżinsy i o dwa rozmiary za dużą koszulkę.
Lubiła siebie w takim wydaniu – uważała, że ten wizerunek idealnie odwzorowywał jej zadziorny i buntowniczy charakter. Nie mogła jednak narzekać na powodzenie u płci przeciwnej. Co takiego Damian w niej dostrzegł? Odpowiedź na to pytanie chyba już zawsze miała pozostać dla niej zagadką.
– A co z moją kurtką? – wydukała przez ściśnięte gardło.
– Bez obaw, znalazłem ją w środku – wyjaśnił. – Swoją drogą, ciężko mi uwierzyć, że poszłaś w takie miejsce. Tam kręciło się mnóstwo podejrzanych typów. Co druga osoba ćpała. Nina, to się nie może powtórzyć. Nigdy więcej. Rozumiesz?
– Nie powtórzy się – obiecała, szczerze wierząc w to, że tym razem uda jej się dotrzymać danego słowa. – Nie chcę po raz kolejny cię zawieść.
Damian w zamyśleniu potarł dłonią czoło. Podniósł wzrok na dziewczynę i odrzekł:
– Mam taką nadzieję, ponieważ coraz gorzej to znoszę i zaczynam się obawiać, że nasz związek nie ma żadnej przyszłości, skoro ty nawet własnego życia nie traktujesz poważnie.
* * *
Delikatnie nacisnęła klamkę, po czym przecisnęła się przez wąską szparę w drzwiach. Nie mogła otworzyć ich szerzej, bo czasem donośnie skrzypiały. Była dość wczesna godzina, więc zamierzała zakraść się po cichu do swojego pokoju na piętrze, by uniknąć pytań ze strony matki.
Ledwo zdążyła przekroczyć próg domu, a ujrzała kobietę, przed którą próbowała się schować – Beatę. Trudne doświadczenia odcisnęły nieodwracalne piętno na jej twarzy. Skóra zorana zmarszczkami, duże worki pod oczami oraz jasne włosy zbite w strąki zwisające wokół jej szyi sprawiały, że wyglądała na zaniedbaną. W tym roku skończyła pięćdziesiąt lat, ale wyglądała na znacznie starszą. Zapewne mocno się do tego przyczynił brak finansów, lecz na próżno można było u niej szukać oznak tego, że przywiązywała wagę do swojego wizerunku.
– Dobrze wiedzieć, że żyjesz – odezwała się do Niny ochrypłym głosem.
– Nie przesadzaj – warknęła dziewczyna. – Traktujesz mnie jak dziecko.
– Wcale nie. Po prostu byłoby miło, gdybyś łaskawie poinformowała mnie, że nie zamierzasz wrócić na noc do domu. Albo gdybyś chociaż odbierała ode mnie telefony.
– Po co? Żebyś mogła skontrolować, co robię? To nie twoja sprawa.
– Daj spokój, przecież nie jestem nadopiekuńcza.
Wcale nie zamierzała spierać się o to z matką. Całe swoje dzieciństwo i nastoletnie lata była pozostawiona samej sobie. Nikt nie wpoił jej podstawowych wartości, nie pomagał w odrabianiu lekcji ani nie wytłumaczył, czym jest menstruacja. Aż dziw, że bez trudu udało jej się zdobyć wykształcenie i ukończyć studia. Dzięki umiejętności szybkiego przyswajania wiedzy nie tylko bez problemu otrzymywała promocję z klasy do klasy, ale też osiągała satysfakcjonujące wyniki w nauce. Matura poszła jej tak dobrze, że gdyby chciała, mogłaby aplikować na medycynę.
Z całą pewnością nie była to jednak zasługa jej matki, która traktowała swoje dziecko jak kulę u nogi. Beata nie stanowiła dobrego materiału na rodzica. Los zwyczajnie z niej zadrwił, ofiarowując jej potomka.
– Zawsze dawałam ci dużą swobodę – ciągnęła matka – ale nie chcę dopuścić do tego, żebyś powieliła moje błędy z przeszłości.
– Ach, czyli tym dla ciebie jestem – odparła ponuro Nina. – Błędem z przeszłości.
Matka posłała jej smutne spojrzenie.
– Może gdybyś była rozsądniejsza, nasze życie wyglądałoby inaczej? – Nina wskazała ręką obskurne pomieszczenie odarte z tapet, które wręcz prosiło się o generalny remont.
– Gdybym była rozsądniejsza, ciebie nie byłoby na tym świecie – odgryzła się matka, czym skutecznie wyprowadziła córkę z równowagi.
– Zrozumiałam za pierwszym razem. Nie musisz ciągle powtarzać, że jestem tu przez pomyłkę. Myślisz, że sama się prosiłam na ten cholerny świat? Gdyby to ode mnie zależało, wolałabym się nigdy nie urodzić! A już na pewno nie w takiej rodzinie, o ile w ogóle mamy prawo tak się nazywać. Ojciec widmo i matka widząca tylko czubek własnego nosa! – wykrzyczała jednym tchem, po czym biegiem pokonała schody na górę i zamknęła się w swoim pokoju, z hukiem zatrzaskując drzwi.
Położyła się na wersalce i zapatrzyła w sufit.
A zatem była tylko cudzym błędem. Niczym więcej. Od lat zdawała sobie z tego sprawę, niemniej słowa matki ją ubodły. Uzmysłowiła sobie, że jej istnienie nie niosło ze sobą żadnego większego sensu. Znalazła się na tym świecie przypadkiem i nadal pozwalała, by przypadek decydował o wszystkim, co ją spotykało.
Damian miał rację. Nie traktowała swojego życia poważnie. Zadowalała się jakimiś nędznymi ochłapami od losu, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć mierzyć nieco wyżej. Egzystowała, ale nie żyła tak naprawdę. Najgorsze było jednak to, że nie miała nawet nadziei na nic więcej, a przecież podobno nadzieja umierała ostatnia. Wszystko, co w sobie kiedyś nosiła – pomysły na siebie i swoją przyszłość, plany, by wyrwać się z tej wiochy zabitej dechami pod Opolem, nieśmiałe marzenia, by coś osiągnąć – wszystko to umarło. Nie zostało jej nic poza uczuciem bezsilności, żalem do całego świata i tym koszmarnym zażenowaniem własną osobą. Dała sobie przyzwolenie na to, by przestać walczyć o lepsze życie. Słowem: poddała się.
Kiedy zaczęła się nad tym głębiej zastanawiać, nie mogła znieść myśli, że tak miała wyglądać reszta jej dni. Zaczął w niej narastać bunt przeciwko tej szarej rzeczywistości. Nie chciała dłużej tak żyć. Musiała podjąć jakieś działania, by temu zapobiec. Jakiekolwiek. Zrobić coś, co pozwoli jej zacząć wszystko od nowa. Z czystą kartą.
Czy to było właściwie możliwe?
Jej rozważania przerwało pukanie do drzwi. Nie czekając na odpowiedź, matka weszła do środka i przysiadła na skraju wersalki.
– Przecież wiesz, że nie to miałam na myśli. Zostałam z tym wszystkim sama. Człowiek, z którym zaszłam w ciążę…
– Dobrze, daruj sobie. Znam już tę historię – odparła lekceważąco Nina. – Zostawił cię, kiedy się o mnie dowiedział.
– Nie mówię tego, żeby sprawić ci przykrość. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie było mi łatwo.
– Co ty nie powiesz? – prychnęła dziewczyna. – Jakbyś nie zauważyła, to mnie też nie.
Kobieta puściła tę uwagę mimo uszu i mówiła dalej:
– Próbowałam jakoś to udźwignąć, ale popełniłam wiele błędów. Gdybym mogła cofnąć czas…
– To co? To nie dopuściłabyś do tego, żeby zajść w ciążę?
– …to bym postarała się być dla ciebie lepszą matką. Sprawić, żebyś była szczęśliwa.
– Trochę za późno na takie wnioski, nie sądzisz? A poza tym… jak się żyje w takim bagnie, to pojęcie szczęścia nie ma prawa bytu, mamo.
W oczach matki zalśniły łzy. Żaden rodzic nie chciał usłyszeć takich słów z ust dziecka. Czy dało się jeszcze sprawić, by dziewczyna odzyskała wiarę w szczęście?ROZDZIAŁ 2
Nadszedł kolejny dżdżysty poranek. Po tym, jak marcowy śnieg stopniał, niemal nieustannie padał deszcz. Tylko pojedyncze promienie kwietniowego słońca przebijały się przez ciemne obłoki i wpadały przez szyby lokalu, w którym pracowała Nina.
Restauracja była jasna i przestronna. Ściany pomalowane na biało oraz jasne drewno mebli i framug okiennych idealnie kontrastowały z zielenią roślin stojących na parapetach. Wnętrze urządzono w duchu minimalizmu, ale wbrew pozorom restauracja sprawiała wrażenie przytulnej.
Mimo iż praca kelnerki nie była szczytem jej zawodowych ambicji, Nina lubiła to zajęcie. Początkowo miała to być posada „na przeczekanie” – zanim nie skończy studiów i nie znajdzie czegoś lepszego. Lecz nieoczekiwanie mijał już trzeci rok, odkąd się tam zatrudniła, i nic nie zapowiadało jej rychłego odejścia. Zarabiała nie najgorzej, bo klienci często zostawiali sowity napiwek, a atmosfera wśród pracowników była swobodna i przyjazna. Nie mogła narzekać, choć czasem przez jej głowę przemykała myśl, by rzucić tę pracę i znaleźć coś bliższego swoim zainteresowaniom.
Sęk w tym, że Nina nadal nie odkryła, co sprawiałoby jej radość. Nie miała żadnego hobby, a jej wolny czas wypełniały spotkania towarzyskie. W szkole najlepiej radziła sobie z biologią i chemią, stąd wybór padł na biotechnologię, ale nie mogła się zdecydować, czy chce wiązać z nią swoją przyszłość. Nie było to coś, co pochłaniałoby ją bez reszty i przynosiło oczekiwaną satysfakcję, dlatego przerwała studia na pierwszym roku magisterki. Co dalej? Na to pytanie próbowała sobie odpowiedzieć od kilku miesięcy. Bez skutku.
Przewiązała w pasie czarny fartuszek z wyszytym logo restauracji, po czym zaczęła przecierać stoliki wilgotną ścierką. O tej porze w lokalu nie było żywej duszy. Szefostwo jednak uparło się, żeby wprowadzić do oferty menu śniadaniowe, co stanowiło jedną z wielu nieudolnych prób przyciągnięcia nowych klientów. Mimo tych starań pracownicy zdawali sobie sprawę, że lokal nie przynosił oczekiwanych zysków, a lata swojej świetności miał już dawno za sobą.
Nina polerowała sztućce, gdy do lokalu wszedł elegancko ubrany mężczyzna i zajął miejsce przy stoliku pod oknem. Odczekała chwilę, zanim do niego podeszła, bo klient zaczął przeglądać zawartość przyniesionych ze sobą kopert. Przez kilka minut wertował kartki, a potem odłożył je na blat i wyjął ze swojej walizki laptopa.
– Można przyjąć zamówienie? – zapytała uprzejmie, zatrzymując się obok jego stolika.
– Tak, poproszę kawę. Czarną, bez mleka.
– Nie ma problemu. To wszystko?
– Tak.
Zaparzyła kawę, po czym zaniosła ją mężczyźnie, a następnie wróciła do swoich zajęć. Mężczyzna był jedynym klientem, więc siłą rzeczy Nina ciągle zerkała w jego stronę. Kątem oka widziała, jak skoncentrowany dodawał do swojej prezentacji kolejne slajdy z napisami, a potem z uwagą analizował ich treść. Ewidentnie czuł się w tym jak ryba w wodzie. Uśmiechnęła się kącikiem ust.
Gdy wypił kawę, podeszła do niego, by zabrać pustą filiżankę.
– Podać panu coś jeszcze? – zapytała uprzejmie.
– Czy uważa pani, że każdy z nas jest kowalem swojego losu i tylko nasz sposób myślenia powstrzymuje nas przed działaniem? – wypalił niespodziewanie, ignorując jej pytanie. Ani na moment nie oderwał wzroku od ekranu.
– Słucham? – Nina, zdezorientowana, zamrugała gwałtownie.
– Bardzo przepraszam… – Mężczyzna natychmiast się zreflektował. – Nie chciałem wprawić panią w zakłopotanie. Tworzę spot reklamowy dla pewnej firmy i zastanawiam się, czy mogę użyć takiego frazesu, żeby zachęcić klientów do zakupu produktu.
– Och, no cóż… – Nina zagryzła wargę.
Rozejrzała się po sali, ale poza nimi nikogo więcej nie było, więc pozwoliła sobie odsunąć drugie krzesło i przysiąść się do mężczyzny. Na blacie wśród sterty kopert dostrzegła identyfikator z jego imieniem i nazwiskiem. Tymon Szczepański.
– Nie jestem pewna… Myślę, że wiele rzeczy nie jest od nas zależne, ale… – urwała.
– Tak? – Mężczyzna podniósł na nią zaciekawione spojrzenie.
– Myślę też, że strach przed nieznanym często powoduje, że zamykamy się na nowe możliwości, i przez to długimi latami tkwimy w czymś, co tak naprawdę nas unieszczęśliwia.
– O, ładnie to pani ujęła – pochwalił. – Nie pogniewa się pani, jeśli użyję pani słów?
– Nie, śmiało.
– Czyli, idąc tym tropem, upieramy się przy czymś tylko dlatego, że to znamy? – dopytywał, stukając w klawiaturę.
– Tak… – odparła niepewnym głosem. – To, co już znamy, zawsze wydaje się bezpieczniejszą opcją, a każda zmiana wiąże się z pewnym ryzykiem. Stąd obawy.
– Nawet, jeśli nie mamy nic do stracenia?
Nina zastanowiła się nad tym głębiej.
– Dobre pytanie… Ale tak, chyba nawet wtedy się obawiamy… Choć w zasadzie to bez sensu, prawda? – Spojrzała na niego pytająco, szukając potwierdzenia dla swoich słów.
– Też mi się tak wydaje. Człowiek to jednak dziwna istota, nie uważa pani? – zaśmiał się krótko z własnej wypowiedzi. – No nic. Na mnie pora. Dziękuję. Nie ma pani pojęcia, jak bardzo mi pomogła. Jestem pani ogromnym dłużnikiem.
Zostawił banknot znacznie przewyższający kwotę zamówienia, pozbierał swoje rzeczy i wyszedł. Nina nie ruszyła się z miejsca. Zapatrzona w przestrzeń przed sobą, odtwarzała w głowie rozmowę z nieznajomym.
Czyżby, odpowiadając na jego pytanie, przyznała sama przed sobą, że uciekała od odpowiedzialności za swoje życie? Dotąd zrzucała winę za swoje nieszczęście na karb niesprawiedliwego losu. Na matkę, na nieudane dzieciństwo, na brak perspektyw w rodzinnym mieście. Czuła narastającą złość i frustrację, ale nigdy nie przyszło jej do głowy, by coś z tym zrobić – by podjąć ryzyko i odmienić swoje życie.
Podniosła się, by posprzątać naczynia, a wtedy jej wzrok padł na widokówkę leżącą na stoliku. Mężczyzna przeglądał tu swoją pocztę, więc musiała umknąć jego uwadze, kiedy pospiesznie zbierał swoje rzeczy. Na próżno było go teraz szukać. Wyszedł kilka minut temu.
Podniosła kartkę i przebiegła wzrokiem po zapisanych linijkach.
Nie przypuszczałam, że zmiana środowiska tak dobrze na mnie wpłynie. Już dawno nie czułam się tak szczęśliwa i spokojna. Bałtyk ma na mnie kojący wpływ – teraz wiem, że to moje miejsce na ziemi. Każdy człowiek choć raz w życiu powinien zobaczyć wschód słońca nad morzem. Tęsknię za Tobą, choć zarazem nie widzę dla siebie możliwości powrotu. Zawsze zostaniesz w moim sercu.
Twoja S.
Odwróciła pocztówkę i przyjrzała się krajobrazowi nadmorskiej miejscowości. Spienione fale uderzały w piaszczysty brzeg, zaś błękit Bałtyku współgrał z ciepłą barwą słońca wychylającego się zza linii horyzontu. Pobierowo. Rodzinne strony jej matki. Nina sama była tam kilkukrotnie w dzieciństwie.
Może właśnie tego potrzebowała? Zmiany otoczenia? Szumu morza i odgłosu mew, zimnej wody obmywającej jej stopy podczas wieczornego spaceru, dotyku morskiej bryzy na skórze…
O dziwo, nie poczuła strachu na myśl o wyjeździe, lecz pewnego rodzaju ekscytację. Nie euforyczną, tylko taką, która napawała odrobiną nadziei. „Szczęśliwa i spokojna” – to mieszanka emocji, jakiej Nina nie zaznała od lat. Może nawet nigdy.
Schowała pocztówkę do bocznej kieszonki swojej podręcznej torebki.
Zaczęło do niej docierać, że nic nie trzymało jej w rodzinnym mieście. Restauracja powoli, aczkolwiek nieuchronnie chyliła się ku upadkowi, jej kontakty z matką pozostawiały wiele do życzenia, zaś dom, w którym mieszkała, przypominał zwykłą ruinę. Został jej tylko Damian, ale nawet on nie był wystarczającym powodem, dla którego chciałoby się jej wstawać rano z łóżka.
Ta myśl uderzyła w nią z całym impetem.
Była sobie winna szczerość: nie kochała Damiana. Bez wątpienia stanowił jej ostoję w trudnych chwilach, ale mylnie wzięła swobodę, którą odczuwała w jego obecności, za miłość. Był wspaniałym człowiekiem i zarazem jej najlepszym przyjacielem, ale czy pragnęła spędzić z nim resztę życia? Oczami wyobraźni próbowała zobaczyć swoją przyszłość u jego boku. Bezskutecznie. Choć ich drogi się krzyżowały, w pewnym momencie musiały się bezpowrotnie rozejść. Teraz widziała to bardzo wyraźnie.
* * *
Damian potarł brodę w zamyśleniu. Nie był zły. Wyglądał raczej na zawiedzionego i przygnębionego. Mimo to Nina nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wydawał się pogodzony z tym, co od niej usłyszał. Nie oczekiwał żadnych wyjaśnień, nie drążył tematu, nie zasypywał jej pytaniami. Zwyczajnie przyjął jej słowa do wiadomości, a teraz próbował je przetrawić. Być może już sam wcześniej doszedł do podobnych wniosków, ale tak samo jak ona odrzucał je od siebie, nie będąc gotowym stawić im czoła.
– Powiesz coś? – zapytała Nina po kilku minutach przedłużającego się milczenia.
Cisza, która wypełniła pomieszczenie po tym, jak powiedziała mu, że ich związek nie ma przyszłości, stawała się nieznośna.
– Co zamierzasz? – odpowiedział pytaniem na jej pytanie.
– Nie wiem jeszcze. Wiem tylko, że muszę coś zrobić ze swoim życiem. Cokolwiek. Nie jestem szczęśliwa.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Wiem. Znam cię. Wiedziałem, że toczysz ze sobą wewnętrzną walkę.
– Wiedziałeś? – zdziwiła się, patrząc na niego badawczo.
– Oczywiście. Przecież znam cię od pięciu lat. Nie jesteś tą samą dziewczyną, którą poznałem. Od dawna coś cię gnębi i nie umiesz się z tym uporać. Wiele razy zastanawiałem się, jak mogę ci pomóc, ale nie sądziłem, że będziesz chciała się ze mną rozstać…
– Damian, myślę, że nikt nie może mi pomóc. Poza mną samą. Pogubiłam się i czuję, że potrzebuję czasu, by odnaleźć sens… tego wszystkiego. – Zatoczyła ręką koło.
– A związek ci w tym przeszkadza? – Po raz pierwszy od początku ich rozmowy pozwolił sobie wbić jej małą szpileczkę, lecz Nina wyczuła, że w gruncie rzeczy rozumiał jej decyzję.
– To chyba nie jest najlepszy czas na jakiekolwiek związki. Dopóki nie odpowiem sobie na kilka pytań i nie zaakceptuję samej siebie, nie będę w stanie dać z siebie tyle, ile partner. Potrzebuję pobyć sama ze sobą, ze swoimi myślami, lepiej siebie poznać i zrozumieć.
– Nie jestem szczęśliwy, że mi to mówisz, ale… – zawahał się. – Cieszę się, że w końcu podjęłaś jakieś kroki, by pogodzić się ze sobą. Widziałem, jak bardzo się męczysz, i to mnie zasmucało. Chciałem coś zrobić, ale bałem się, że swoimi radami tylko pogorszę sytuację.
– Chyba masz rację… Źle znoszę krytykę. Musiałam dojść do tego sama. Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli opuszczę to miasto – powiedziała ze wzrokiem wbitym w swoje dłonie.
Choć Damian okazał jej większą wyrozumiałość, niż mogła oczekiwać, nie umiała wytrzymać jego oceniającego spojrzenia. Mężczyzna otwarcie przyznał, że zauważył, iż z Niną dzieje się coś niepokojącego. Czy czuł ulgę, że zdecydowała się od niego odejść? Może sam zamierzał to zrobić, ale nie umiał zebrać się na odwagę? Przebywanie z nią, kiedy zmagała się z depresyjnym nastrojem, musiało być męczące.
– Czyli uciekasz stąd? – spytał łagodnie Damian, nakrywając palcami jej dłoń, by dodać jej otuchy. – Ale wiesz, że przed sobą nie uda ci się uciec?
– Nie zamierzam uciekać – odrzekła prędko, mimo iż sama w to nie wierzyła. – Chcę tylko zacząć wszystko od nowa z czystą kartą.
– Czyli tabula rasa?
– Tabula rasa.
* * *
Im dłużej rozważała pomysł wyjazdu, tym bardziej zaczynał jej się on jawić jako jedyna słuszna opcja. Czuła, że potrzebuje radykalnej odmiany swojego dotychczasowego życia. Dokładnie takiej, o jakiej pisała tajemnicza kobieta na pocztówce przeznaczonej dla Tymona. Nina łudziła się, że widok morza ukoi jej zmysły i nauczy ją czerpać radość z życia. Wątły płomyczek nadziei znów zatlił się w jej sercu.
Dziwny zbieg okoliczności sprawił, że Pobierowo nie było jej zupełnie obce, dlatego pocztówkę odebrała w pewnym sensie jako znak od losu. Jej matka pochodziła z tej nadmorskiej miejscowości – tam się urodziła i dorastała, lecz w młodości zdecydowała się przeprowadzić na drugi koniec Polski. Jeszcze zanim urodziła Ninę, osiadła w małej miejscowości pod Opolem i wynajęła tę starą ruderę w niskiej cenie.
Nina całe dzieciństwo spędziła sama z matką. Nie utrzymywały zażyłych stosunków z rodziną. Pamiętała, że w przeszłości parę razy odwiedziły w Pobierowie starszą siostrę mamy, ciocię Alinę, ale nie miała pojęcia, dlaczego ich stosunki uległy rozluźnieniu. Czy dało się to jeszcze naprawić? A może ciotka zechciałaby przygarnąć siostrzenicę pod swój dach na kilka nocy?
Oszczędności, które Nina poczyniła w ciągu ostatnich lat, pozwoliły jej w ogóle wziąć ten pomysł pod uwagę. Gdyby faktycznie udało jej się znaleźć schronienie w domu ciotki, zamiast wynajmować pokój w gospodarstwie agroturystycznym za horrendalną kwotę, nie musiałaby się martwić o pieniądze przez co najmniej kilka następnych tygodni. W międzyczasie mogłaby się rozejrzeć za jakimś lokum i poszukać pracy. O to nie powinno być trudno – w miejscowościach obleganych przez turystów nie brakowało knajpek, a ona miała doświadczenie w tej branży.
Niewiele myśląc, złożyła w pracy wypowiedzenie i wzięła resztę zaległego urlopu. Spakowała tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka par szortów i długich spodni, tuzin koszulek, sportową bluzę, kurtkę przeciwdeszczową, ulubione trampki i parę najpotrzebniejszych kosmetyków do pielęgnacji. Resztę przecież mogła dokupić na miejscu. Darowała sobie te wszystkie bibeloty gromadzone latami, które nic nie wnosiły do jej życia.
Nadal tylko nie wiedziała, jak poinformować matkę o swojej decyzji. Nie umiała z nią otwarcie rozmawiać o swoich uczuciach. Obawiała się, że Beata zasypie ją gradem pytań i zacznie namawiać do tego, by porzuciła swoje plany, więc uznała, że zostawi jej list, w którym pokrótce opowie o powodach swojej wyprowadzki. Potem, kiedy emocje już opadną, mogą się zdzwonić – zawsze to łatwiej niż rozmawiać ze sobą twarzą w twarz.
Postanowiła wymknąć się z domu bladym świtem. W nocy nie mogła zmrużyć oka, a mimo to wstała niemal równo z dźwiękiem budzika. W pokoju panował jeszcze mrok. Cichutko zeszła po schodach, ostrożnie stąpając po stopniach tak, by żaden z nich nie zaskrzypiał. W rękach dźwigała ciężką walizkę. Brakowało jej tylko kilka kroków, by znaleźć się po drugiej stronie drzwi, gdy usłyszała za swoimi plecami zaspany głos.
– Nina? Co ty robisz? Gdzie się wybierasz o tej porze?
Matka wyrosła jak spod ziemi tuż obok niej.
– Ja… – Nina błądziła wzrokiem po ścianach, szukając w głowie odpowiednich słów – …zostawiłam ci list.
– Boże, Nina! Wyprowadzasz się? To przez tę kłótnię?!
Do Beaty zaczynała docierać powaga tej sytuacji. Nina dostrzegła w jej oczach przerażenie. Zrobiło jej się żal matki.
– Nie, mamo. Ja po prostu dużo myślałam…
– O czym?
– O życiu… O moim życiu.
– A co z nim nie tak? I gdzie ty się zatrzymasz?
– Czegoś sobie poszukam – odparła wymijająco Nina. – Wyjeżdżam nad morze.
– Boże, dziecko – lamentowała Beata. W jej oczach pojawiły się łzy. – Może dogadamy się jakoś? Zostań, proszę. Porozmawiajmy ze sobą, wyjaśnijmy sobie wszystko.
– Mamo, rozmawiałyśmy setki razy… To nie ma sensu. Zresztą nie wyjeżdżam z twojego powodu. Potrzebuję czasu, by pobyć sama i przemyśleć sobie wiele rzeczy.
– Nie możesz tego zrobić tutaj, na miejscu?
– Zmiana środowiska dobrze na mnie wpłynie. – Nina zacytowała słowa z pocztówki. Czytała ją tak wiele razy, że znała jej treść na pamięć.
Matka schowała twarz w dłoniach.
– Może napijesz się herbaty? Porozmawiamy i dopiero wtedy pojedziesz – poprosiła.
– Mamo… – Nina dotknęła jej dłoni. Przykro było jej patrzeć na cierpienie matki. Mimo trudnych relacji między nimi nie zamierzała sprawiać jej przykrości. – Dla mnie to też jest trudne, ale podjęłam już decyzję i żadna rozmowa tego nie zmieni. Nie chcę tego odwlekać. Zdzwonimy się, dobrze? Muszę iść, nie chcę utknąć w korkach.
Zostawiła matkę zupełnie odrętwiałą i wsiadła do swojego rozklekotanego szarego fiata punto.
Zanim ruszyła w drogę, ostatni raz rzuciła okiem na pocztówkę, by przypomnieć sobie, dlaczego zdecydowała się na tak radykalny krok. Słowa nakreślone na odwrocie dodały jej odwagi.
Odpaliła silnik.
Ciąg dalszy w wersji pełnej