Legion - ebook
Legion - ebook
Mieli być wyklęci
Okazali się zwycięzcy
Walcząc z Sowietami i Niemcami, dawali dowody, że państwo polskie trwa – karze przestępców, likwiduje zdrajców, chroni ludność i przygotowuje kadry dla niepodległego kraju. Byli solą tej ziemi, wyrośli
w polskich lasach – liczyli tylko na siebie. Nie mieli broni ani z Londynu, ani z Moskwy. Ich jedynym orężem była odwaga. Kiedy wielu upadło na duchu i rozpoczęło pertraktacje z Sowietami, oni postanowili nie poddać się nikomu i przedrzeć do armii polskiej na Zachodzie. Ponad tysiąc karnych zdecydowanych na wszystko żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej dotarło do Czech. W Holiszowie brawurowo oswobodzili zaminowany i przygotowany do spalenia niemiecki obóz koncentracyjny dla kobiet. Setki uratowanych od śmierci Polek, Żydówek i Francuzek w dowód wdzięczności podarowały im serduszka uszyte z pasiaków. Najwyższe odznaczenie, jakie dostali w życiu. Razem z Amerykanami wzięli do niewoli sztab XIII armii niemieckiej.
Generał Patton przywitał ich słowami:
„Na Boga, powinniśmy podrzeć te cholerne,
podłe porozumienia z Sowietami i ruszyć prosto na wschodnie granice”.
W tak fascynujący, emocjonalny i pełen humoru sposób, może pisać tylko Elżbieta Cherezińska. O patriotyzmie bez patosu, o prawdziwych bohaterach bez bohaterszczyzny. Powieść z iście filmowym nerwem.
Niczym Bękarty wojny i Złoto dla zuchwałych.
Powieść o tych, którzy nie poddali się nikomu
„Brygada Świętokrzyska – największy związek taktyczny NSZ, utworzony w sierpniu 1944 roku na Kielecczyźnie w celu realizacji programu polityczno-militarnego.
Dowódcą był płk Antoni Szacki «Bohun-Dąbrowski». Liczyła 800-1200 żołnierzy, walczyła równolegle z Niemcami (m.in. pod Brześciami, Zagnańskiem, Cacowem, Marcinkowicami) i bandami komunistycznymi (m.in. pod Fanisławicami i Rząbcem). W styczniu 1945 roku rozpoczęła marsz przez Śląsk i Protektorat Czech i Moraw, aby dotrzeć do PSZ na Zachodzie. Od 15 stycznia 1945 roku nie walczyła z Niemcami, ale nie została rozbrojona. Pod koniec wojny wznowiła walki z Niemcami, wyzwoliła obóz koncentracyjny dla kobiet w Holiszowie, została uznana za formację aliancką u boku Armii USA. W sierpniu 1945 roku, gdy Wlk. Brytania odmówiła jej wcielenia do PSZ, została zdemobilizowana i przekształcona w Kompanie Wartownicze w amerykańskiej strefie okupacyjnej Niemiec”.
Leszek Żebrowski
„Dzieje Brygady Świętokrzyskiej to w najlepszym razie domena literatury faktu, a najczęściej po prostu – badań historycznych. Pasjonujący temat lękliwie pomijany zarówno przez film, jak i tzw. literaturę piękną. Polacy nie cenią Realpolitik, wiadomo. A Elżbieta Cherezińska ma zwyczaj przyglądania się polskim sprawom w momencie kryzysu, w chwilach decydujących, w całej, bardzo ciekawej złożoności. Tak jest i tym razem”.
Łukasz Modelski, autor Dziewczyn wojennych
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7785-268-2 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stacja Zborna Oficerów, Pińsk. 20 września 1939 roku
------------------------------------------------------------------------
– Tak się zastanawiam, panie kolego... – Mundur źle leży na wydatnym brzuchu emerytowanego oficera. – Panie kolego? A, przepraszam, pan śpisz. To może pan, panie kolego? Bo tak się zastanawiam, właściwie...
– Koniaczku, doktorze? – Z polowego łóżka naprzeciwko podnosi się szczupły, lecz za to całkiem siwy oficer rezerwy. Utyka.
– Nie odmówię, nie odmówię. Frontowe jedzenie mi nie służy.
– To po maluchu! Za wolną Polskę!
– Za aliantów!
– Za świętej pamięci Marszałka!
– To może po jeszcze jednym? Ja stawiam! – przyłącza się pięćdziesięciolatek z końca sali. Rozpiętą bluzę munduru nosi z elegancją tużurka. – Sawicki jestem. W cywilu botanik. A koniak dobry, francuski!
– To za Francuzów, żeby się pospieszyli!
– Za Anglików, niech nie piją herbaty, tylko idą z Hitlerem wojować!
– Tak się właśnie zastanawiam, tak chciałem się panów kolegów poradzić... – kontynuuje ten, który zaczął rozmowę. – Załuski jestem, z wojskowej komendy uzupełnień, no, już na emeryturze, ale wiadomo, wojna, nie wypadało się nie zgłosić...
– A ja się nie pchałem! – przerwał mu szczupły i siwy. – Gdyby nie wezwanie, bym nie poszedł. Wojna, panowie, jest dla młodych!
– No to ja w tej kwestii – odważył się emerytowany z komendy uzupełnień. – Jak się panom widzi, lepiej nam będzie poddać się Niemcom czy Sowietom?------------------------------------------------------------------------
Bocznica kolejowa w Złotnikach, poznańskie. 30 sierpnia 1939 roku
------------------------------------------------------------------------
– Panie poruczniku! Mógłbym przymierzyć pański płaszcz?
Porucznik Jaxa – lat 33. Szczupły blondyn o trudnej do zapamiętania twarzy. W cywilu inżynier, współwłaściciel Zakładów Instalacyjnych Urządzeń Zdrowotnych Józef Kamler i S-ka i Wytwórni Maszyn Pralniczych DKM. Zaręczony.
– Przymierzaj, Wacek, jak ci nie gorąco.
Jaxa leży na plecach w mundurowych spodniach i podkoszulku. Słońce w ostatnim dniu sierpnia praży niemiłosiernie. Major Majewski, jego dowódca w Dywizjonie Pociągów Pancernych, podaje butelkę ciepłego piwa. Stukają się. Jaxa nie mruży oczu przed słońcem. Przeciwnie, patrzy w nie, a potem powoli przymyka powieki, jak jaszczurka.
– Opalimy się jak na wczasach. Żony nie uwierzą, że na wojnie byliśmy. No, pan, poruczniku, masz narzeczoną, to może ci jakoś ujdzie. Ale moja mnie wyspowiada jak nic – sennym głosem zagaja major.
– Panie poruczniku – Wacek, młodszy mechanik, okręca się w czarnym skórzanym płaszczu Jaxy. – Pasuje mi? Trochę jak niemiecki, co? Tylko okulary na motor by się jeszcze przydały... – Wacek zerka na Jaxę i Majewskiego, widząc, że oficerowie nie zwracają na niego uwagi i dalej opalają się z zamkniętymi oczami, pręży się pod pancerniackim płaszczem i robi sobie dla żartu Heil Hitler. Zawstydzony wkłada ręce do kieszeni, pyta: – To z przydziału oficerom takie płaszcze dają?
– Zamówiłem sobie na miarę, jak zaczęli gadać, że wojna będzie. Buty też...
– Panie majorze! – Jak spod ziemi wyrasta przy nich adiutant i trzaska obcasami nad opalającymi się. – Dzwonią ze sztabu z Poznania! Że nas znaleźli. To znaczy, że my się zgubiliśmy, chciałem powiedzieć! Strasznie klną, każą panu majorowi w te pędy się w dowództwie zameldować!
– O wojnie coś mówili? Będzie? – Major Majewski podnosi się z trawy powoli, leniwie otrzepując spodnie.
– Nie, nie mówili. Sztabowiec tak się darł, że radiotelegrafista odmeldować się zapomniał.
– To nieładnie. Nagana. – Majewski dopina guziki munduru.
– Tak jest, panie majorze! Tak właśnie mówili: nagana!
– Dla radiotelegrafisty nagana, gamoniu. Słuchaj, jak dowódca do ciebie mówi.
Adiutant stropił się.
– Tamten, co dzwonił, to też był dowódca, panie majorze...
– Ale nie twój, gamoniu, tylko mój. Z kim ja muszę pracować. – Wzdycha flegmatycznie major i prosi: – Jedź pan ze mną, poruczniku, dla podniesienia poziomu.
Po chwili Jaxa wskakiwał już do kosza motocykla. Majewski ruszył, pył wyschniętej drogi uniósł się tumanem i opadł za nimi.
– O rany! Prawdziwa wojna... – westchnął z podziwem major, kiedy zatrzymali się przed komendą w Poznaniu. Miasto było jednym wielkim obozem wojskowym. W parkach i na placach rozbite namioty. Żadnych rozpiętych mundurów, żadnych włóczących się żołnierzy. Pełna mobilizacja.
– Gdzieście się podziewali, do jasnej cholery! – wrzeszczał dowódca komendy. – Żeby pociąg pancerny się zgubił? Dziecinada, nie wojsko!
– Melduję, że po manewrach dostaliśmy rozkaz udania się na bocznicę – spokojnie odpowiedział niewzruszony major. – I rozkaz wykonaliśmy.
– Na most na Borownicy, dopływie Orli, przy granicy w Zdunach pociąg pancerny odprowadzić! Natychmiast!
– Tak jest, panie pułkowniku!
W drodze powrotnej z motocykla wycisnęli więcej. Pociąg pancerny do Zdun też jechał jakby szybciej. Maszynista w podkoszulku i wojskowej czapce. Pot po plecach. Z mijanych po drodze pól chłopi spędzają bydło.
– Zaminować most!
– Tak jest. Zaminować!
– Melduję, że po drugiej stronie rzeki widać zgromadzenie niemieckich ciężarówek.
– Wojsko?
– No tego nie widać, panie majorze!
– To czekamy.
– Poruczniku Jaxa! Poruczniku! Niech się pan zbudzi! Przyszedł rozkaz. Jest wojna!
– Wojna, Wacek?
– Tak jest! Wojna!
– No i z czego się cieszysz, głupi? – Jaxa oprzytomniał szybko.
– A, bo myślałem, że tak po próżnicy będziemy tu stali.
Potem poszło szybko. Artyleria pociągu pancernego ostrzelała ciężarówki po drugiej stronie Obry. W porannym słońcu okazało się, że wojska tam żadnego nie było, sam tabor. Dobre i to. Zaminowanego mostu wysadzić nie pozwolili.
Rozkaz: „Wycofać pociąg na Warszawę”. Krotoszyn, Jarocin, Września, Kutno.
Za Kutnem samoloty niemieckie bombardują stację. Lecą nisko, gubią bombę za bombą. Major Majewski ordynuje:
– Maszynista! Cała naprzód i cała wstecz! Będziemy się bujać w przód i w tył, to nas łajzy nie trafią!
Bomby spadają na tory, na nasypy, na pola po bokach pociągu. Gruba, pancerna gąsienica unika trafień. Samoloty znikają.
– Melduję, panie majorze, że nie pojedziemy. Tory zniszczone. Znajdują dróżnika, który klnąc Niemców, reperuje tory. Spluwa przy tym raz po raz, gwiżdże cicho i się modli. Udało się. Pancerny kolos wolno rusza po załatanych torach. Lokomotywa puszcza parę, dróżnik macha na pożegnanie.
– Panie majorze! Przed nami Sochaczew, ale dalej nie pojedziemy!
– Bo co?
– Bo zator na parę kilometrów. Pięć pociągów, w tym cztery pasażerskie utknęły, ich lokomotywom zabrakło wody.
– Daj mi się wykazać, majorze. – Jaxa zapiął pas. – Jestem inżynierem od pomp. To znaczy w cywilu byłem.
– Idź, poruczniku. A jak nas odkorkujesz, stawiam piwo. Zimne! Jaxa ze swoim plutonem ochrony pociągu wyskoczył ze składu.
– Co to jest? Wojna czy piknik? – Jęknął na widok pasażerów z pociągów osobowych, którzy wylegli z wagonów przed nimi i obsiedli pobliską łąkę z koszami pełnymi jedzenia. Pokręcił głową.
– Pompy ręczne! – krzyknął, zajmując się swoją robotą.
To nie było trudne. Wsadzili pompy do płynącej obok Bzury. Tendry pociągów napełniały się wodą. Jeden po drugim, pociąg po pociągu, ze świstem pary, ruszały.
Pasażerowie w pośpiechu zbierali manatki i dzieci, biegnąc z krzykiem do swoich wagonów.
– Pan poczeka chwilę! – krzyczała do maszynisty kobieta w kapeluszu, której uciekł synek.
Na łące zostały pojedyncze zagubione koce, garstka śmieci i klatka z zapomnianą przez kogoś papugą. Po uwolnionych torach toczyły się pociągi. Pancerny ruszył z basowym sygnałem lokomotywy.
– Jaxa, twoje piwo! – Major Majewski dotrzymał słowa. – Szkoda cię na wojnę, poruczniku. W rozładowywaniu zatorów jest pan nie do zastąpienia. Może powinieneś pan karierę robić w zarządzie kolei?
– Za co toast? – Jaxa stuknął się z majorem piwem.
– Za błyskawiczną wojnę, oczywiście! Pod Ożarowem pociąg pancerny stanął.
Tym razem są bez szans. Tory zapchane. Tunel trasy średnicowej uszkodzony, nie pojadą dalej. Gdzieś z Błonia dochodzą strzały, odległe odgłosy bitwy. Majewski bierze garść żołnierzy i spieszy na pomoc.
– Jaxa, jesteś dowódcą plutonu ochrony pociągu. Ty musisz zostać! Pilnuj tu wszystkiego, a ja biegnę wygrać wojnę!
Wieczorem porucznik Jaxa zakłada swój czarny skórzany płaszcz, bo ciągnie chłodem. O zmroku przybiega zdyszany oficer łącznikowy, mówiąc:
– Major Majewski rozkazał, by wziął pan ludzi i czekał na niego rano na rozwidleniu dróg, pod krzyżem.
– Walczycie? – z zazdrością pyta Jaxa.
– Walczymy! – śmieje się oficer i znika.
Rano ich nie ma, odgłosów bitwy też. Nawet pojedyncze strzały nie dochodzą od strony Błonia. Żołnierze leżą w rowie, pod krzyżem, na rozwidleniu dróg, podsypiają. W południe następnego dnia Jaxa wie, że Majewski nie przyjdzie.
– Idziemy do Warszawy! – podrywa chłopców. Z dziesięciu zostało dwóch.
– Gdzie reszta?
– Zwiali – kiwają głową w stronę krzaków.
Idą przez Młociny, bo na głównej drodze Niemcy.
Warszawa hałaśliwa, gwarna. Wszędzie grupki żołnierzy. Większość zmierza w tym samym kierunku, do Komendy Miasta Warszawy. Ewakuowana na Pragę. Tramwaje nie chodzą. Telefony nie działają. Dziewczyny ładne, jak miesiąc temu.
– Proszę meldować się w Mińsku Mazowieckim – tak mówią w Komendzie na Pradze.
– Do Mińska!
Drogi zapchane, bo ten sam rozkaz usłyszeli wszyscy zdolni nosić broń. Furmanki, bryczki. Pojedyncze samochody. Rowery. Jakaś dama konno. Wygląda, jakby jechała na polowanie. Pył. Skwar. Śmiechy.
– Pan porucznik do Mińska? – Szofer polskiego fiata zatrzymuje się przed Jaxą. – Chętnie podwiozę.
W Mińsku już po ewakuacji; meldować się trzeba w Siedlcach.
W Siedlcach bombardowanie, komenda w schronach, zgłoszeń nie przyjmuje.
– Do pułku piechoty się pan zgłosi – pobladła urzędniczka tylko uchyliła drzwi. – Stacjonują w lesie.
– W którym lesie? – Jaxa czuje, jak narasta w nim złość.
– Nie mogę powiedzieć, to tajemnica wojskowa. – Drzwi zamykają się szybko.
Bomba spada trzy ulice dalej. Szyby lecą z okien.
– Czy ktoś wie, w którym lesie stacjonuje pułk piechoty?! – wrzeszczy Jaxa na całą ulicę. I robi mu się niedobrze, bo pierwszy raz w życiu przeklął w myślach.
Spod murów kamienic odrywają się ludzie, patrzą w niebo. Nie widząc samolotu, ruszają w swoją stronę. Nikt mu nie odpowiada.
– Czy ktoś...
– Ja wiem, proszę pana oficera, i ja chętnie zawiozę. – Żyd dorożkarz cmoka na chudą kobyłkę, uchylając czapki. – I drogo nie wezmę – zastanawia się chwilę i uśmiecha szeroko – albo i nic nie wezmę, ku chwale Ojczyzny!
Jaxa wskakuje do dorożki, przeciera spocone czoło.
– Jedź! – mówi. – Byle szybko.
I myśli zdruzgotany: Przecież ja jestem antysemitą...
Mijają rogatki, Żyd zręcznie manewruje na pełnej ludzi drodze. Przerzedza się, powietrze chłodne od majaczącego w dali lasu. Przed nimi na drodze patrol. Mundury piechoty. To już? Uff, nareszcie wojsko.
Jaxa wyskakuje z dorożki, Żyd uchyla czapki, uśmiecha się i, jak obiecał, nie bierze zapłaty.
– Niech ta panu poruczniku będzie na zdrowie! Wio!...
Ale nos miał krzywy, bardzo krzywy – myśli Jaxa na pocieszenie.
– I uśmiechał się tak jakoś. Chytrze? Uhm. Chytrze. Może to szpieg? – przychodzi mu nagle do głowy. – Może szpieg, który wywiózł mnie niby do naszych, a prosto w ręce Ruskich?
– Stój, kto idzie? – zatrzymuje go ostro dowódca patrolu.
Podporucznik Jakub – lat 27. Blondyn o atletycznej sylwetce i nieodpornej na słońce karnacji. W cywilu nauczyciel matematyki. Teraz dowódca patrolu.
– Stój, kto idzie? – zatrzymuje Jaxę ostro dowódca patrolu.
– Swój – odpowiada Jaxa niepewnie i podejrzliwie patrzy na zbudowanego niczym bokser blondyna o czerwonej twarzy.
Legitymują go, dowódca patrzy na Jaxę spode łba.
– Szef ochrony pancernego pociągu? Tutaj? – pyta nieufnie blondyn. – Proszę poczekać.
– Na co? – stara się opanować Jaxa. – Na co mam czekać? Dowódca nie odpowiada, bo właśnie od strony zabudowań nadbiega goniec, drąc się:
– Alaaarm! Alaaarm! Nieeemce idą, Nieeemce! Będziemy się bić!
– No nareszcie! – uśmiecha się do żołnierzy Jaxa i mówi:
– Postrzelam sobie, bo wojna trwa w najlepsze, a jakoś nie było okazji... Co jest? Panowie, co jest?
W jego pierś wycelowane cztery karabiny.
– Żądam oddania broni – mówi dowódca patrolu, mrużąc bardzo niebieskie oczy w bardzo czerwonej twarzy. – Uwaga pana porucznika wydaje mi się podejrzana.
Jaxa nie wierzy, że to się dzieje naprawdę. Ale żołnierze nie opuszczają luf, a dowódca wyciąga rękę po jego rewolwer takim ruchem, jakby chciał wyprowadzić prawy sierpowy.
Zgodnie z regulaminem wojskowym ma tu władzę. Jaxa oddaje mu rewolwer, kręcąc głową.
– Alarm odwołany! Odwołaaany! Niemce nie idą! Nie idą! Nie będziemy się bić! – wrzeszczy nowy goniec, choć kto wie, może to ten sam?
– Odprowadzić tego szemranego porucznika do dowódcy, ale pod bronią – mówi blondyn, ściągając brwi z powagą.
Jaxa ubliża mu w myślach.
Całą noc trzech gamoni prowadza go po lesie. Zmylili drogę, tak się złożyło. I to nie raz, niestety. Ale do dowódcy trafiają w porze śniadania.
– Pan wybaczy, poruczniku, młode, gorące głowy – uśmiecha się kapitan znad jajecznicy. – Dużo dezerterów się kręci, mętów różnych. Ostrożności nigdy za wiele, wojna jest!
Oddaje Jaxie rewolwer. Wyciera usta.
– Panu trzeba się zameldować w Brześciu. Ale od nas w południe rusza ciężarówka, nie będzie pan z buta szedł, no i zawsze to jakieś towarzystwo. Oni też z pociągów pancernych, ino z Puszczy Niepołomickiej. Spod Siedlec się wymknęli, a dalej, jak i pan, tory mieli potrzaskane w drzazgi. Będziecie jechać wolno, za pułkiem. No, to z Bogiem! – Macha mu na pożegnanie pajdą chleba z masłem.
Wśród pancerniaków z ciężarówki Jaxa jest najwyższy stopniem. Dostaje miejsce w szoferce. Kierowca pali papierosa za papierosem, a szyby w oknach się zacięły. Silnik na wolnych obrotach rzęzi, ale jadą, jak przykazano, za pułkiem piechoty.
– Jedź i jakby co, mnie budź. – Jaxa wymyka się na tył wozu. Odespać noc spędzoną na błądzeniu w lesie, uciec od papierosowego smrodu. Układa się między śpiącymi pancernikami.
Ale budzi się sam. Cisza, śpiew ptaków. Słońce praży przez plandekę ciężarówki.
Co jest, u licha? – myśli i zimny pot zalewa mu czoło, bo nie słychać warkotu silnika. Wyskakuje.
Kierowca oparł głowę o okno. Śpi, czapkę zsunął na oczy. Rozpiął mundur. Na drodze pusto. Gdzie zniknął pułk piechoty? Jaxa budzi chłopaka waleniem w drzwi.
– Do Brześcia! Człowieku! Do Brześcia!...
Kierowca otwiera oczy, nieprzytomny i odpala silnik. Jaxa wskakuje w biegu.
W Białej nie ma wojska. Za to zostały magazyny wojskowe. Szturmuje je ludność. Potem bombardowanie szosy, skręcają w las, ostro, w ostatniej chwili chowając się przed lecącymi nisko samolotami.
– Stój! Hamuj! – krzyczy Jaxa, gdy nieprzytomny kierowca skaczącą na leśnej drodze ciężarówką omal nie najeżdża na śpiących ludzi.
Bo na polanie biwak. Cywile, mężczyźni z żonami.
– Idziemy do Brześcia – machają im wesoło. – Bo było wezwanie, by każdy zdolny do służby stawił się tam, w komendzie!
Samoloty ucichły, wracają na szosę.
W Brześciu tłum mężczyzn w różnym wieku i wszyscy stoją pod komendą miasta. Komenda ewakuowana.
– Trzeba się meldować w Pińsku! – krzyczy ochrypła już kobieta w granatowej garsonce i kapeluszu. – Takie było polecenie odjeżdżającego komendanta! Wszyscy do Pińska, proszę państwa! Do Pińska!
Po drodze Kobryń, komenda przejściowa. Pułkownik Epler prosi Jaxę.
– Pan porucznik ma ciężarówkę, wróci pan do Brześcia, bo psia jucha, w twierdzy mieli wielki zapas paliwa, a nic, psia jucha, nie wzięli i my tu uziemieni, psia...
– To rozkaz? – upewnia się Jaxa.
– A jakże, rozkaz! – pułkownik Epler gładzi wąsy. Wracają. Ale benzyny w twierdzy nie ma.
– Była, ino rozkradli, jak tylko wojsko wyjechało – kiwa głową stróż. Nie zna tych, co rozkradli.
Na opuszczonej stacji benzynowej Jaxa zdobywa jeden kanister. Wiozą ją do Kobrynia. Pułkownik Epler z komendy przejściowej gładzi wąsa.
– Nie, już mi nie trzeba, weźmie ją pan porucznik do Pińska. Bo porucznikowi teraz się trzeba odmeldować do Pińska. Do Piń-ska.
Kierowca prowadzi i śpi, jednocześnie.
– Bo jak nie palę, to zaraz zasypiam – tłumaczy się Jaxie. Jaxa kaszląc, mówi:
– To już lepiej pal, wieziemy galon benzyny.