Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lek na serce - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
5 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
11,99

Lek na serce - ebook

Lily postanowiła nie zakładać rodziny. Chorowała na serce, więc uznała, że skoro jej zdrowie może w każdej chwili się załamać, poświęci się bez reszty pracy. Po ukończeniu medycyny organizowała różne akcje, by nieść pomoc ludziom z problemami kardiologicznymi. W jednym z projektów pracowała z Finnem, samotnym ojcem dwóch córeczek. Zaskoczyła ją chemia, która pojawiła się między nimi. Oboje nie chcieli jednak związku, każde z innych powodów. Ale przelotny romans? Czemu nie. Finn po jakimś czasie stwierdził, że nie odpowiada mu spotykanie się ukradkiem. Zaczął namawiać Lily na prawdziwy związek, bo należy w pełni cieszyć się życiem, póki trwa...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8342-850-5
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Do śmierci nie można się przyzwyczaić.

Lily podniosła z piasku kilka kamyków i wrzuciła je do kieszeni. Były to wygładzone przez piasek i fale odłamki seledynowego szkła i białych ceramicznych naczyń z niebieskim chińskim wzorem. Wyrzucone kiedyś do morza, teraz były jej skarbami. Jak znajdzie wolny czas, przerobi je na biżuterię, na coś pięknego.

Wiatr się wzmógł, więc mocniej owinęła się swetrem, choć zimno jej nie przeszkadzało. To był jej azyl, gdzie mogła zapomnieć o zmartwieniach i skupić się na wypatrywaniu małych skarbów, którym ofiaruje nowe życie. W prawdziwym świecie nie było to takie łatwe.

Strata pacjenta zawsze jest trudna. Lily była kardiologiem i wiedziała, że choć za każdym razem robi wszystko, co w jej mocy, nie zawsze można wygrać ze śmiercią. Zdarzenia takie jak to, z którym miała do czynienia dziś, sprawiały, że jej praca stawała się jeszcze trudniejsza, i przypominały o jej własnej śmiertelności.

Wybrała tę ścieżkę kariery, by dawać ludziom drugą szansę, jednak czasami się nie udawało, i to nie z jej winy.

Karetka jechała zbyt długo do położonej na odludziu wioski Glen Nesbitt na wybrzeżu hrabstwa Antrim w Irlandii Północnej. Z kolei śmigłowce lotniczego pogotowia ratunkowego nie miały w pobliżu lądowiska, nawet gdyby zdążyły na czas.

W chorobach kardiologicznych liczy się każda sekunda. Z punktu widzenia Lily trzydziestoośmioletnia matka dwójki dzieci nie powinna umrzeć. Zawiedli ją lekarze, a także rodzina, która zbyt późno wezwała pomoc.

Wiedziała, że uratowałaby tę kobietę, gdyby dotarła do niej wcześniej, i to nie pozwalało jej zasnąć.

Zazwyczaj powodem jej bezsenności były myśli o ojcu i siostrze, o tym, że nie była w stanie ich uratować. A także o matce, która przed laty zmarła z powodu złamanego serca, choć nie odziedziczyła choroby, która zabrała połowę jej niedużej rodziny. Nie wspominając już o tykającej bombie w piersi Lily, która kiedyś i ją zabierze z tego świata.

Odziedziczyła po ojcu wadliwe geny, a po zdiagnozowaniu kardiomiopatii rozstrzeniowej musiała brać pod uwagę przedwczesną śmierć. Serce cierpiących na to schorzenie za słabo pompuje krew, by jej wystarczająca ilość została rozprowadzona po organizmie.

Siostra Lily nie miała nawet objawów, które by wskazywały na tę chorobę. Któregoś dnia, gdy biegały plażą, po prostu upadła i zmarła, zanim ktokolwiek się zorientował, że jest chora.

Lily była młodszą z sióstr. Strata dziesięcioletniej Iris i ojca dosłownie kilka dni później z powodu szoku, jaki przeżył po śmierci córki, oznaczała, że od siódmego roku życia Lily była jedynaczką. Mając lat siedemnaście, straciła też matkę i została sierotą.

Jej bliscy byli nieświadomi widma choroby, które wisiało nad ich rodziną. Lily nie wiedziała, czy uznać to za błogosławieństwo czy przekleństwo, gdy badanie, które przeprowadziła we wczesnej młodości, pokazało, że ma ten sam gen co siostra.

Od tamtej pory żyła w strachu, że powtórzy jej los. Matka także się o nią bała, nie pozwalała jej na zbyt duży wysiłek, starała się, by Lily unikała stresu, na skutek czego młoda Lily prowadziła dość samotne życie.

Choć strata matki była traumatyczna, dała jej też pewną niezależność i pozwoliła na wyjazd na uniwersytet i naukę zawodu, dzięki któremu miała pomagać innym.

Diagnozę poznała, kiedy zaczęła doświadczać charakterystycznych objawów – zmęczenia, puchnięcia nóg w kostkach i wzdęć brzucha. Prawie poczuła ulgę, kiedy po latach oczekiwania jej podejrzenia się potwierdziły. Mogła się wtedy sobą zająć, zamiast zamartwiać się tym, co ewentualnie może się wydarzyć.

Na razie dzięki lekom choroba była pod kontrolą. Gdyby jej stan się pogorszył, mogłaby potrzebować rozrusznika, którego elektryczne impulsy regulowałyby rytm jej serca. Najgorszy scenariusz – gdyby leki i rozrusznik nie pomogły – obejmował transplantację serca. Stale miała tę myśl z tyłu głowy.

Pewnie dlatego było dla niej ważne, by jak najdłużej móc pomagać innym, i właśnie z tego powodu jedna niekonieczna śmierć była o jedną za dużo.

Dźwięk syren i migające niebieskie światła przebiły się przez półmrok, kiedy tuż obok przemknął wóz lokalnej straży pożarnej. Lily miała nadzieję, że zdążą na czas i uratują tych, którzy są w potrzebie.

Wracając plażą do swojego niedużego domu, w którym od czasu diagnozy mieszkała sama, przypomniała sobie dwa zdarzenia. Bliskie związki z mężczyznami nie są prostą sprawą dla kobiety, która nie chce mieć dzieci.

Owszem, poznała kilku mężczyzn, którym nie marzyło się ojcostwo, niestety z biegiem czasu zmieniali zdanie. Dla niej egoizmem byłoby sprowadzanie na świat kolejnego pokolenia tylko po to, by mu przekazać chorobę, którą ojciec bezwiednie przekazał jej i siostrze.

Świadomość własnego stanu zdrowia była jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Rodzice wiedli spokojne życie, dopóki nie przerwała go choroba. Lily od wczesnego wieku była świadoma zagrożenia. To wpływało na jej decyzje. Jej praca, związki, przyszłość – wszystko kręciło się wokół choroby i było powodem samotności. Nie miała rodziny ani partnera, bo nie chciała zostawić nikogo w takiej rozpaczy, jaką przeżyła matka i ona sama.

Charlie „Finn” Finnegan usłyszał stukot obcasów na długo zanim dojrzał kobietę, która ostatnio stała się jego utrapieniem. Po raz pierwszy spotykali się osobiście, lecz sądząc z rozmów telefonicznych i mejli, czekał ich poważny konflikt.

Spotkanie służące mediacji odbywało się w miejscowym ośrodku kultury, wszyscy czekali na to, aż odłożą na bok różnice i zaczną współpracować. Rozmowa wydawała się bezcelowa, skoro ta kobieta bez wiedzy Finna zwróciła się do wyższego szczeblem dowódcy straży pożarnej, by dostać zielone światło dla niedorzecznego planu, któremu Finn się przeciwstawił.

Zamierzał bronić swojego stanowiska przez wzgląd na kolegów i współpracowników.

Lily Riordan miała niewiele ponad sto pięćdziesiąt centymetrów wzrostu – była o jakieś trzydzieści centymetrów niższa od Finna – mimo to zdawała się emanować siłą i pewnością siebie. Miała na sobie granatową obcisłą sukienkę pasującą do koloru oczu. Rozpuszczone miodowe włosy tańczyły wokół jej ramion przy każdym kroku. Pełne czerwone wargi zacisnęła w wąską linię, wyglądała, jakby szykowała się do bitwy.

Na ten widok Finn nie mógł powstrzymać uśmiechu.

- Miło panią widzieć, pani Riordan.

Choć uścisnęła jego wyciągniętą dłoń, nie wydawała się z tego powodu szczęśliwsza niż on.

- Wolałabym, żebyśmy spotkali się w przyjaźniejszych okolicznościach. Nie lubię marnować niczyjego czasu, panie Finnegan, także swojego.

Najwyraźniej nie należała do osób, które cierpliwie znoszą ludzką głupotę, i to akurat mu się w niej spodobało. Łatwiej rozmawiać z człowiekiem, który jasno wyraża swoje opinie, niż z kimś, kto ukrywa, co naprawdę myśli.

Na moment wrócił pamięcią do ponurych wspomnień, do których starał się nie wracać zbyt często. Do obrazu swojej śpiącej żony, a przynajmniej wydawało mu się, że śpiącej, dopóki się nie okazało, że nie może jej dobudzić.

Wiedział, że była zmęczona i miała problemy ze snem, nie przyznała się jednak do tego, jak wiele kosztuje ją praca w szpitalu. Gdyby to wiedział, uważniej by ją obserwował, sprawdziłby leki, które zażywała po kryjomu.

Choć już się nie dowie, czy przedawkowała je przypadkiem, wolał myśleć, że nie zrobiła tego celowo, nie zostawiła z rozmysłem męża i dwóch córek. Wolał sobie wyobrażać, że była tak umęczona, iż omyłkowo połknęła większą dawkę tabletek.

Tak czy owak strata żony go zdruzgotała i zostawiła z poczuciem winy, że zawiódł rodzinę. Doceniał zatem, że Lily bez obaw mówi to, co myśli.

- Rozumiem, ale proszę mi mówić Finn. Wejdziemy? – Odsunął się na bok, pozwalając, by pierwsza weszła do pokoju. Na końcu do środka wszedł mediator.

Lily i Finn usiedli po dwóch stronach dużego stołu, mediator zajął miejsce u jego szczytu.

Siedzieli naprzeciwko siebie, więc trudno im było unikać swojego wzroku. Lily pochyliła się nad stołem, składając ręce, gotowa do rozmowy.

- Nazywam się Joe Mussen, spotkaliśmy się tu dziś, żeby przedyskutować zaangażowanie lokalnej straży pożarnej w nową inicjatywę związaną z opieką nad pacjentami kardiologicznymi. Chcemy rozwiązać kwestie sporne i rozwiać obawy, żebyśmy mogli kontynuować pracę. – Mediator wyjął z torby notatki i położył je na stole.

Finn zastanowił się, czy nie powinien był również zapisać wcześniej swoich uwag, ale nie wyglądało na to, by Lily miała przy sobie listę statystyk czy faktów, którymi chciałaby go zaskoczyć.

Zadaniem spotkania było wyłącznie załagodzenie nieporozumień, gdyż zarząd szpitala i dowództwo straży pożarnej już zdecydowały o podjęciu współpracy.

Finn nie chciał brać odpowiedzialności za przepracowanych i zestresowanych członków swojego zespołu, wiedział, jak to może się skończyć. Gdyby ktoś zastąpił jego żonę, widząc skutki nadgodzin i odpowiedzialności, jaką brała na swoje barki, jego życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej.

- Więc, Finn, zarząd szpitala oczekiwałby od pana współpracy.

Finn zwrócił uwagę na to, że kobieta nie mówi we własnym imieniu.

- Nie rozumiem dlaczego, skoro wszystko i tak dzieje się niezależnie od mojej aprobaty czy dezaprobaty.

Dano mu do zrozumienia, że nie ma w tej sprawie ostatniego słowa, a biorąc pod uwagę, że plan tej kobiety spotka się zapewne z dobrą prasą, jego sprzeciw był w mniejszości.

- To prawda, a jednak oczekują pańskiego zaangażowania.

- A tak, mam być twarzą kampanii – zadrwił.

Z jakiegoś powodu uznano, że najlepiej nadaje się do tej roli. Najwyraźniej miałby dodać kampanii powagi. Pewnie chodzi o siwiejące włosy. W jednostce byli młodsi atrakcyjniejsi mężczyźni, którzy bez chwili wahania wykorzystaliby tę szansę.

On najchętniej w ogóle by się nie angażował, ale musiał słuchać służbowych poleceń. Co nie znaczy, że ma być miły.

Lily uniosła brwi.

- Nic o tym nie wiem, ale skoro jest pan dowódcą jednostki, wyglądałoby dziwnie, gdyby pan się nie pojawił. Ja będę reprezentować szpital.

- To pani pomysł… - Byłby zdziwiony, gdyby pozwoliła komuś innemu przypisać sobie ten pomysł, zwłaszcza że traktowała go poważnie.

Nie mógł mieć jej tego za złe, a jednak nie zgadzał się z jej planami. Nie zrobiłby nic kosztem zdrowia psychicznego kolegów.

- Tak, to mój pomysł, ale jestem też głównym kardiologiem w naszym szpitalu. Pan także zajmuje w tej społeczności wysoką pozycję, więc chcą, żebyśmy oboje byli obecni podczas rozpoczęcia działalności.

- Podobno w dzień świętego Walentego. Nie sądzi pani, że to trochę banalne?

Nie znosił skomercjalizowania tego święta, a teraz, gdy nie miał już żony, z którą mógłby je celebrować, wolałby traktować ten dzień jak każdy inny. Tymczasem spodziewano się, że weźmie udział w kampanii bez wątpienia pełnej serc i kwiatów, promującej nowe przedsięwzięcie.

Lily miała dość przyzwoitości, by się zaczerwienić. Jej blada cera przybrała ładny odcień różu.

- To już nie mój pomysł, ale rozumiem, że zarząd szpitala chce dotrzeć do jak największej liczby ludzi. Nasza pomoc w nagłych wypadkach kardiologicznych nie stanie się faktem w ciągu jednego dnia. Ja też nie mam ochoty paradować przed kamerami, zrobię to dla wyższego dobra.

Finn prychnął. „Dla wyższego dobra” sugeruje, że ktoś inny musi się poświęcić.

Jego żona była pielęgniarką, rezygnowała ze spędzania czasu z rodziną, by wziąć dodatkowe dyżury i opiekować się chorymi. Swoim brakiem egoizmu niewątpliwie wielu z nich uratowała, ale zapłaciła za to cenę. Nie chciał, by spotkało to ludzi, z którymi pracował.

Mediator zakasłał.

- Może powinniśmy się skupić na pana zastrzeżeniach, panie Finnegan, i odnieść się do nich po kolei.

Lily przekrzywiła głowę i z zadowolonym z siebie uśmiechem na twarzy czekała, aż Finn zacznie mówić.

- Po pierwsze, i co najważniejsze, moja załoga to nie są pracownicy medyczni. Oczekiwanie, żebyśmy udzielali pomocy chorym na serce, wykracza poza zakres naszych kompetencji i odpowiedzialności.

- Mamy strażaków przeszkolonych w udzielaniu pierwszej pomocy i defibrylatory w dostępnych miejscach w okolicy. Proponuję, żeby to połączyć. Możemy odpowiednio wyposażyć pana ludzi, będą udzielali pierwszej pomocy w przypadku, kiedy karetka z ratownikami nie może dotrzeć wystarczająco szybko. Dla chorych to wielka różnica, jeśli otrzymają pomoc, zanim trafią do mnie do szpitala. To może być kwestia życia i śmierci.

- Doceniam ważność problemu, jednak muszę mieć na uwadze dobro załogi. Czy to ich nie naraża na pozwy i oskarżenia, jeśli coś pójdzie nie tak? To dodatkowa odpowiedzialność, na jaką żaden z nas się nie pisał. Co wielokrotnie pani powtarzałem. – To właśnie z tego powodu jego pierwsza reakcja na jej pomysł była negatywna.

- Mówiłam, że pana ludzie przejdą szkolenie z posługiwania się defibrylatorem. Będziemy od nich oczekiwać jedynie, żeby postępowali zgodnie z instrukcjami na urządzeniu. Zapewnimy też dodatkowe wsparcie telefoniczne, dopóki chorym nie zajmą się ratownicy. Nie oczekujemy cudów, Finn. Oczekujemy tylko, że poświęcicie chorym trochę czasu, a czas w opiece kardiologicznej jest wyjątkowo ważny. Rozumiem pana obawy, ale mówimy o ratowaniu życia. Jestem przekonana, że znajdziemy sposób, żeby chronić pana ludzi przed niechcianymi konsekwencjami.

- Przykro mi, ale to nie dość. To dla nich dodatkowy stres, a także dodatkowe godziny pracy. Podziwiam pani oddanie pracy i pacjentom, ale ja za nich nie odpowiadam.

Miał dość zajęć, pracę i wychowanie córek, bez dodatkowego stresu, jaki chciała mu zafundować Lily.

- Pani Riordan, czy może pani zapewnić jeszcze jakieś wsparcie oddziału kardiologicznego dla załogi pana Finnegana? Byłoby dobrze, gdyby ktoś z pani podwładnych był dla nich dostępny, przynajmniej dopóki wszystko nie zacznie sprawnie działać – odezwał się mediator.

Jego sugestia była dość rozsądna. Ku niezadowoleniu Finna.

- Jeśli ja czy ktoś z moich kolegów będziemy wolni, możemy uczestniczyć w akcji. Zrobię wszystko, co trzeba, żeby to się udało. – Lily oczywiście wyskoczyła z ofertą pomocy, zmuszając Finna do szukania kolejnych powodów do sprzeciwu.

- A co z dodatkową pracą? Rozumiem, że ta ma być nieodpłatna. – Choć sam nie zgłosił się do pomocy, wyglądało na to, że musiałby ją koordynować.

- Tak, ale chciałam, żeby pańscy ludzie robili to w ramach swoich godzin pracy.

- Nie mogę pozwolić na to, żeby gdzieś utknęli, możemy akurat dostać wezwanie do pożaru.

- Więc może udałoby się wyznaczyć jedną osobę z każdej zmiany, z samochodem, która będzie odpowiadała na wezwania pacjentów, współpracując z medykami.

- To ogromna odpowiedzialność dla jednej osoby i pozbawia nas jednego człowieka z każdej zmiany.

Lily westchnęła zniecierpliwiona i zirytowana przeszkodami, jakie wciąż znajdował.

- Proszę przedstawić to swoim ludziom, dowie się pan, co oni na to. Jestem przekonana, że znajdą się ochotnicy. Niewykluczone, że pan sam będzie mógł się tym zająć.

Do obowiązków Finna należało koordynowanie akcji ratunkowych i dbanie o to, by wszyscy w bezpieczny sposób wykonali swoje zadanie. Tylko tak mógł zagwarantować córkom, że jego też nie stracą.

Jeśli ktoś miał poświęcić się nowemu zadaniu, powinien to być właśnie on, ale to oznaczałoby bliską współpracę z Lily Riordan, a nie był przekonany, czy to przeżyją. Wiedział, że wystarczy jeden zły ruch z jego strony, a ta kobieta go zniszczy.

Ta myśl nie pomagała mu w decyzji o wsparciu jej planów.

Jak na dwie obce osoby dość szybko zaczęli działać sobie na nerwy. Dla Finna było to równie irytujące, co intrygujące. Przywykł do tego, że wszystko kontroluje, także swoje emocje.

- Oczywiście.

Gdy już zdawało się, że zrobili jakiś postęp, a Finn zdał sobie sprawę, że toczy beznadziejną walkę, mediator chwycił brzeg stołu i pochylił głowę, a na jego czole pokazały się kropelki potu.

- Źle się pan czuje? – Lily poderwała się na nogi.

Mężczyzna wydukał coś niezrozumiale. Finn także się podniósł i ruszył z pomocą.

- Może powinien pan usiąść. Przyniosę panu szklankę wody.

- Nic mi nie jest. Trochę mi się w głowie zakręciło.

- Pobladł pan. Finn ma rację, powinien pan usiąść i rozluźnić krawat. – Lily starała się przekonać mężczyznę, by jej posłuchał, ale on tylko kręcił głową.

- Nic mi nie jest – upierał się i pokazał im, by wracali na miejsca.

Finn i Lily niechętnie się wycofali i znów usiedli po przeciwnych stronach stołu, nie spuszczając wzroku z mężczyzny, który wyraźnie niedomagał.

- Na czym to skończyliśmy?

Zaczął przeglądać swoje papiery, potem nagle złapał się za lewe ramię i osunął się na podłogę.

- Mężczyźni są tacy uparci, kiedy chodzi o zdrowie. – Lily podbiegła do mediatora.

- Dlatego potrzebujemy kompetentnych ludzi, którzy o nas dbają. – Finn wykorzystał tę chwilę, by sobie powtórzyć, dlaczego wystąpił przeciwko jej pomysłom.

Lily prychnęła, klękając obok leżącego mężczyzny. Finn miał nadzieję, że ich dyskusja nie była przyczyną jego nagłego zasłabnięcia.

- Joe? Słyszy mnie pan? Finn, on nie oddycha. – Lily rozluźniła mu krawat i rozpięła górne guziki koszuli.

- Wydaje mi się, że widziałem na zewnątrz defibrylator. Przyniosę go. Może pani zacząć uciskać mu klatkę?

Ufał, że Lily wie, co robi, w końcu jest lekarką. Wybiegł z pokoju po sprzęt ratujący życie, po drodze dzwoniąc po karetkę.

Gdy wrócił, Lily uciskała klatkę piersiową mężczyzny i odliczała.

- Nie reaguje. Niech pan działa zgodnie z instrukcjami na defibrylatorze, może uda się uruchomić serce.

Skinął głową. Przeszedł podstawowe szkolenie z pierwszej pomocy, lecz po raz pierwszy miał do czynienia z tym urządzeniem. Wydawało się dość proste w obsłudze, więc kiedy już rozpiął do końca koszulę mężczyzny, bez problemu przykleił elektrody do jego piersi.

Defibrylator był wyposażony w głosowe instrukcje informujące o kolejnych czynnościach.

Podczas wyładowania Lily i Finn odsuwali się od pacjenta. Po każdym wyładowaniu Lily sprawdzała mu puls, aż w końcu oboje zobaczyli, że pierś mężczyzny unosi się i opada.

- Joe? Jestem Lily. Może pan otworzyć oczy? Finn, musimy go ułożyć na boku do czasu, aż przyjedzie karetka.

Finn odłączył defibrylator i pomógł jej obrócić pacjenta na bok. Gdy nabrali pewności, że na razie nic mu nie grozi, oboje odetchnęli.

Siedzieli oparci o ścianę, obserwując mężczyznę, którego chyba przyprawili o nagłe zatrzymanie krążenia.

- Zadzwonię jeszcze raz na pogotowie – oznajmił Finn. – Karetka powinna już tu być.

Lily posłała mu półuśmiech.

- Rozumie pan już, jak ważny jest czas reakcji dla pacjentów kardiologicznych? Gdyby nas tu nie było, mógłby nie przeżyć.

Finn nie mógł dyskutować z faktami, w końcu przyczynił się do uratowania mediatora, a zrobił to bez wahania. Wiedział też, że w razie konieczności po raz drugi zrobiłby to samo. Ani przez moment nie pomyślał o ciężarze odpowiedzialności, oboje z Lily działali instynktownie. Miał również świadomość, że koledzy z pracy w podobnych okolicznościach zachowaliby się identycznie.

- Okej, wyraziła pani swoją opinię. Choć uważam, że doprowadzając tego człowieka do zawału, żeby udowodnić swoją rację, posunęła się pani za daleko. – Nie mógł się powstrzymać przed kolejnym docinkiem, za który został wynagrodzony przesadnym westchnieniem.

Ten człowiek chce ją wykończyć. Dotąd nie spotkała nikogo, kto znajdował taką przyjemność w sprzeciwianiu się i zrażaniu jej do siebie. Nikomu dotąd nie pozwoliła się tak zdenerwować.

Zwykle nie traciła energii na ludzi, którzy przynosili jej tylko kłopoty. Skoro jej czas na tej planecie jest ograniczony, nie chciała go marnować na toksyczne relacje. Zresztą była przekonana, że uruchomiliby ten projekt bez zgody Finna.

- I co, zmienił pan zdanie? – spytała z uśmiechem, bo jednak zaangażował się w pomoc potrzebującemu.

Gdyby trwał w przekonaniu, że osoby bez odpowiednich kwalifikacji nie powinny udzielać pilnej pomocy pacjentom kardiologicznym, znalazłaby się w naprawdę w trudnej sytuacji. A jednak Finn nie tracił czasu na rozważanie konsekwencji i działał instynktownie.

Na to właśnie liczyła.

Gdy Finn odpowiedział jej uśmiechem, po raz pierwszy zauważyła intensywnie niebieski kolor jego tęczówek. Wreszcie patrzył na nią, nie mrużąc oczu.

Wyglądał dobrze na swój wiek, a zgadywała, że był dobrze po czterdziestce. W jego włosach pokazały się ledwie widoczne srebrne nitki.

Tak, był przystojny i pewnie cieszył się powodzeniem u kobiet, na których jego męskość robiła wrażenie.

Lily nie należała do kobiet, które wpadają w zachwyt na widok urodziwego mężczyzny. Zwłaszcza jeśli był typem macho.

To jego chęć pomocy mimo wcześniejszych zastrzeżeń kazała jej spojrzeć na niego inaczej. Co prawda, jeżeli jeszcze kiedyś zdecyduje się na ostatni romans, wybierze mężczyznę, który będzie tu przejazdem i którego nigdy więcej nie zobaczy, dzięki czemu oboje unikną zranienia.

- Jestem chętny do pracy, jeśli pani też się zaangażuje.

To nie była jednoznaczna odpowiedź na pytanie, ale wystarczająca, by urzeczywistnić jej plany.

Czas pokaże, czy uda im się współpracować, nie powodując większego zamieszania.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: