- W empik go
Lena z 7a - ebook
Lena z 7a - ebook
Lena jest uczennicą siódmej klasy. To zdystansowana do ludzi i świata nastolatka. Z pozoru dzika i samotna. Nigdy nie miała chłopaka, nigdy nie była zakochana. Twierdzi, że miłość nie jest jej do niczego potrzebna.
– Czy pojawienie się w klasie nowego kolegi – Antka – coś zmieni w jej życiu?
– Czy zdoła ona odkryć skrywaną przez niego głęboko tajemnicę?
To także opowieść o przyjaźni trzech dziewcząt.
– Z jakimi trudnościami taka przyjaźń musi się zmierzyć?
– Czy ma szansę przetrwać?
"Lena z siódmej A" to opowieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.
Beata Andrzejczuk autorka bestsellerowych Pamiętników nastolatki teraz wraca na zupełnie nową serią. Dziewczyny pamiętajcie, coś się skończyło, coś się zaczyna…
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7569-766-7 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tuż za ogrodzeniem targowiska Antek nagle skręcił w prawo. Lena powinna przejść przez skrzyżowanie i skierować swoje kroki w lewą stronę. Podjęła jednak decyzję, że pójdzie za nim. Strach paraliżował ją coraz bardziej. Antek szedł w stronę mostu Trzebnickiego. Nagle zatrzymał się na światłach. Spojrzała. Świeciło się czerwone światło. Wiedziała, że gdyby się teraz obejrzał, to zobaczyłby ją jak na dłoni. Z jednej strony były tory tramwajowe, z drugiej duże połacie trawy dochodzące do osiedlowego parkingu. W tym miejscu nie było się gdzie ukryć. W końcu zapaliło się światło zielone. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Antek przeszedł przez jezdnię na drugą stronę. Lena widziała, że wszedł na most. Poczekała na kolejną zmianę świateł. Przebiegła szybko przez ulicę. Przyspieszyła. Zobaczyła go. Zdawała sobie sprawę, że na moście również może się obejrzeć za siebie. Nie było tutaj ścieżki rowerowej, a rowerzystów sporo. Używali dzwonka, by piesi zeszli na bok chodnika i ich przepuścili. Ludzie często w takich sytuacjach obracali się. Poczuła, jak szybko wali jej serce. Strach nie odpuścił ani na chwilę, a wręcz przeciwnie, potęgował się. Najwyżej powie, że idzie do hipermarketu znajdującego się po drugiej stronie rzeki. Każdemu przecież wolno iść do sklepu.
Antek przeszedł przez most. Ona także. Szedł jeszcze jakiś czas prosto. Wszedł do piekarni. Lena zatrzymała się i wpatrywała w witrynę sklepową z galanterią. Gdy wyszedł, zauważyła, że w ręku ma dodatkową lnianą torbę z zakupami. Ruszyła za nim. Przeszedł przez przejście dla pieszych. Ona znów musiała chwilę poczekać, ale tym razem miała go wciąż w zasięgu wzroku. Szedł teraz w kierunku stacji benzynowej. Potem skręcił w ulicę Zakładową. Zbliżał się do hipermarketu. Po kilku minutach minął go i wszedł w obszar nowo wybudowanego osiedla Promenady Wrocławskie. Jej mamie bardzo podobało się to osiedle. Nowoczesna architektura, bliskość Odry, zrewitalizowane nabrzeże i promenada ciągnąca się aż do mostu Warszawskiego. Część nabrzeża to marina przystosowana do cumowania i postoju jachtów oraz innych jednostek pływających. W lecie było ich tu całkiem sporo. Wzdłuż rzeki zielone łąki i rozłożyste stare drzewa. Nie brakowało ścieżek rowerowych i placów zabaw dla dzieci. Nad samą rzeką powstała plaża z leżakami, drewnianymi stolikami i ławami. Można było pograć w siatkówkę, a dzieci miały wydzieloną specjalną strefę do zabawy. Z głośników sączyła się muzyka. Razem z mamą i siostrą przyglądały się, jak to osiedle powstawało, jak rosło i z dnia na dzień piękniało. Ona po swojej stronie Odry też miała taką plażę, piękny park, siłownię na świeżym powietrzu, korty tenisowe i boiska. Teraz jednak była tutaj, tuż za Antkiem. Skierował swoje kroki w stronę jednego z nowoczesnych budynków usytuowanego nad samą Odrą. Widziała, jak wbił kod do domofonu i do której klatki schodowej wszedł. Poczekała, aż zniknął za szklanymi drzwiami. Wzięła głęboki oddech i podeszła. Odczytała numer i zawróciła. Szła najszybciej jak mogła, jakby się bała, że on zaraz wyjdzie i ją zauważy. Wiedziała, że to bez sensu, bo dopiero co udał się do domu, ale strach był silniejszy. Dopiero na moście odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się sama do siebie. Wiedziała już, gdzie mieszka. Znała ulicę i numer bramy. Brakowało jej numeru mieszkania. Wypełniła ją radość, choć w zasadzie nie była pewna, po co jej te informacje. Nawet nie miała pojęcia, po co go śledziła i co ją do tego skłoniło. Na głowę chyba upadła.
Zastanowiła ją jedna rzecz. Mieszkając po tej stronie Odry, powinien chodzić do szkoły numer siedemdziesiąt cztery przy ulicy Kleczkowskiej. Może się myliła, ale na pewno jej szkoła była poza rejonem jego miejsca zamieszkania. Nie miała czasu dłużej nad tym rozmyślać, gdyż dobiegł ją dźwięk telefonu. Wydobyła go i odebrała. To była Kaja.
– Jesteś na chacie? Jeśli tak, to wbijam zaraz do ciebie – mówiła podekscytowana. – Chcę ci coś pokazać.
– Co takiego? Nie ma mnie jeszcze, ale wracam – odparła.
– Jak to cię nie ma? Ze szkoły jeszcze nie dotarłaś? To gdzie ty się włóczysz?
– Byłam w hipermarkecie.
– To mogłaś powiedzieć. Zostawiłabym książki i poszła z tobą.
– Zdecydowałam się w ostatniej chwili – skłamała.
– To trzeba było plecak zanieść do domu i dopiero iść. Co kupiłaś?
– Nic. – Lena czuła się dziwnie. Zaczęła się obawiać, że zaraz Kaja domyśli się, że strasznie ściemnia.
– To po co tam poszłaś?
– Gdy byłam ostatnio z mamą i Majką, widziałam fajne koszulki. I tanie.
– To dlaczego od razu nie kupiłaś? – Kaja robiła się coraz bardziej podejrzliwa.
– Bo mamie się nie podobały, że niby słabe gatunkowo i po pierwszym praniu zrobi się z nich szmata – wymyśliła na poczekaniu. – Przecież wiesz, że mama nigdy tam ciuchów nie kupuje. Jeździ po kawę, wody, soki, a ja jej pomagam z Majką targać to do samochodu.
– I ma rację. Lepiej iść do lumpa. Kupisz za grosze, a można trafić na świetne marki. Nie wiem, co ci odbiło z tym hipermarketem. A kupiłaś w końcu coś czy nie?
– No mówiłam już, że nic nie kupiłam. Nie było ich – brnęła nadal w kłamstwa.
– I całe szczęście. To za ile będziesz na chacie?
– Za dziesięć minut – odpowiedziała.
– To ja się zbieram i lada moment będę u ciebie.
Lena zastanawiała się przez resztę drogi, co takiego niezwykłego chce jej Kaja pokazać, że aż musi do niej przychodzić. Dotarła do domu. Rodziców nie było. Majka leżała w swoim pokoju ze słuchawkami na uszach. Drzwi miała otwarte, więc zauważyła siostrę.
– Obiad masz w piekarniku. Ja już zjadłam. Podgrzej sobie! – zawołała. – Mama wczoraj przygotowała, więc na kuchnię taty nie masz co liczyć – roześmiała się i wciąż leżąc, wykonywała dziwne ruchy w rytm muzyki.
Lena zdjęła kurtkę, gdyż październik powitał ich chłodem i nie zamierzał zmieniać swego oblicza. Udała się do kuchni i zajrzała do piekarnika.
– Burgery buraczane i na dodatek wegańskie – powiedziała do siebie.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej