-
nowość
-
promocja
Leśni czarodzieje. Górska wyprawa. Tom 4 - ebook
Leśni czarodzieje. Górska wyprawa. Tom 4 - ebook
Kiedy młody książę Estrii zostaje porwany, a Galduria oskarżona o to porwanie, do akcji wkracza Jarzębinka. Dziewczynka próbuje uratować księcia, ale też obronić dobre imię swoich rodaków. Czas jednak ucieka. Czy Jarzębince uda wyrwać księcia z rąk porywaczy, utrzymać kruchy pokój między Estrią a Galdurią i uratować kolejne magiczne zwierzę w potrzebie?
„Leśni czarodzieje. Górska wyprawa” autorstwa Liz Flanagan to czwarty tom serii pełnej przygód, smoków i czarów. Książki powstały z myślą o dzieciach w wieku 6-8 lat: to fantastyka dla młodszej grupy wiekowej, idealne wprowadzenie do niezwykłej krainy, zarówno dla dziewczynek, jak i dla chłopców.
Krótkie rozdziały, większy font i szybka narracja sprawiają, że czyta się je błyskawicznie, a piękne ilustracje autorstwa wielokrotnie nagradzanego Joe Todda Stantona przenoszą prosto do świata czarodziejów i magicznych stworzeń.
To opowieść, która rozbudza wyobraźnię, uczy odwagi i pokazuje, jak wielką moc ma przyjaźń. „Leśni czarodzieje. Górska wyprawa” zabiera młodych czytelników w świat pełen niespodzianek, gdzie każdy rozdział przynosi nową dawkę magii i niezwykłych przygód.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Dzieci 6-12 |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8425-791-3 |
| Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jarzębince śniło się, że zgubiła drogę w zamieci śnieżnej. Była sama i bardzo się bała. Spomiędzy drzew wypadł na nią rozpędzony koń – wielki i przerażający. Nie mogła dostrzec twarzy jeźdźca, ale słyszała jego słowa: „Porwano królewicza. Zrobili to Estryjczycy! Myliłaś się co do nich! W niczym nie miałaś racji!”.
Obudziła się wczesnym rankiem bez tchu, z mocno bijącym sercem. Popędziła na dół, żeby napić się wody. A potem podeszła do kuchennego okna chatki dziadka przy Ciemnym Borze.
Śnieg już przestał padać. Na zewnątrz wszystko było oślepiająco białe: niebo, drzewa, dachy stajni. Nawet z zamkniętymi oczami dawało się stwierdzić, że świat pokryła gruba warstwa puchu – bo dźwięki brzmiały inaczej. Były przytłumione, cichsze niż zwykle.
Jarzębinka też czuła się inaczej niż zwykle. Przepełniały ją smutek i zmartwienie, jakby wszystko, co dobre, pokryła warstwa śniegu.
Nagle coś kudłatego otarło się o jej dłoń i ją polizało.
– Dzięki, Arton – powiedziała, głaszcząc białego wilka po łbie. Napierający na nią ciepły ciężar dodał jej otuchy. – Masz rację – szepnęła. – Ja też nie chcę wyjeżdżać. Przecież ledwo zdążyłam pobyć trochę w domu.
Wróciła do Galrenii dopiero poprzedniej nocy, po długiej i niebezpiecznej podróży. Ostatniego wieczoru wszystko wydawało się idealne, bo zdążyła na zimowe święta i mogła je spędzić z dziadkiem i rodzicami. A potem posłaniec od królowej Sylwany przywiózł straszne wieści.
Porwano królewicza Dawida. A tatę Jarzębinki wezwano z powrotem do Harduty, żeby pomógł w jego poszukiwaniach.
– Dzień dobry, kochanie. – Do kuchni weszła zaspana mama. Stanęła obok córki i otoczyła ją ramieniem, patrząc na zimowy las. – Na pewno chcesz jechać z tatą? – spytała łagodnie.
– Muszę – odparła dziewczynka. – Nie tyle chcę, ile muszę.
Znała królewicza, bawili się razem w pałacowych ogrodach. Zdawało się, jakby to było przed wiekami! Wiedziała jednak, że musi pomóc sprowadzić go do domu.
– W takim razie pojedziemy wszyscy – rzekła mama.
– Naprawdę? – Jarzębinka obróciła się w jej stronę.
Poczuła ulgę, bo bardzo nie chciała znów się żegnać z mamą i dziadkiem. Po chwili jednak zaczęła się martwić. Czy to nie będzie niebezpieczne? Co zrobią, jeśli komuś coś się stanie?
– Pospieszmy się – powiedziała mama. – Jeśli chcemy dziś dotrzeć na miejsce, musimy brać się do roboty.
Potem nie było czasu, żeby się martwić. Wszyscy się spieszyli: prędko zjedli śniadanie i włożyli najcieplejsze ubrania – kilka warstw wełnianej odzieży, grube skarpety i wysokie buty. Każdy musiał odnaleźć swój zimowy płaszcz oraz czapkę i rękawiczki.
– Ty przynajmniej nie zmarzniesz, mając takie futro! – wysapała Jarzębinka do Artona. Zgrzała się, biegając po domu w tylu warstwach odzieży. – Tylko trudno cię będzie dostrzec na śniegu! Nie oddalaj się, proszę!
Arton pisnął i polizał ją po policzku.
Najpierw udali się do gospodarstwa sąsiadów, gdzie mieszkali Kama i Witek, znajomi Jarzębinki. Drzwi otworzył im Witek, a przy nim stała jego wielka cętkowana kotka Sabina, z ogonem owiniętym wokół jego kolan.
Chłopiec wydawał się bardzo zmęczony. Jarzębinka domyśliła się, że pewnie całą noc nie spał, bo opowiadał rodzinie o swoich przygodach w Estrii. Miała nadzieję, że wspomniał, jaki był odważny. Owszem, kiedyś ją zdradził, ale potem uratował. Uważała go teraz za prawdziwego przyjaciela.
Kama przecisnęła się obok brata i przytuliła do Jarzębinki. Długie ciemne włosy spływały jej na plecy.
– Dzień dobry! – zawołała. – Wcześnie dziś przyszliście. Chcieliśmy was odwiedzić po śniadaniu i pokazać Leonowi Ciemny Bór.
Zaprosiła sąsiadów do środka, żeby się ogrzali.
Jarzębinka usiadła przy stole, na którym piętrzył się stos bułek i stał talerz z jajkami. Rodzice Witka i Kamy właśnie pili kawę i pomachali do przybyłych dzieci.
– Potem możemy pójść do Jabłońców – ciągnęła Kama – na ciasteczka i napój korzenny. A później…
– Nie, Kama. Przestań. – Jarzębince przykro było psuć atmosferę złymi wieściami. Wiedziała, że uśmiechy z twarzy domowników zaraz znikną. Przeniosła wzrok z Kamy na Leona, swojego przyjaciela z Estrii.
Leon miał jasnobrązowe oczy i kręcone złotokasztanowe włosy – jak jego matka Elena Kruczoleśna, nowa władczyni ich kraju. Ledwie kilka dni temu odzyskała władzę dzięki pomocy Leona, Witka, Nurii, Jarzębinki i zielonej smoczycy imieniem Gałązka.
– Co się stało? – spytał chłopiec.
Jarzębinka wzięła głęboki oddech. Wiedziała, że Leon nie powinien dłużej tkwić w niewiedzy. Musi mu przekazać wiadomość, która może na zawsze zmienić ich życie.ROZDZIAŁ DRUGI
Jarzębinka patrzyła uważnie na swojego estriańskiego przyjaciela.
– W nocy przyjechał do nas wysłannik królowej – zaczęła.
Chciała od razu przybiec i wszystko Leonowi opowiedzieć, ale rodzice przekonali ją, żeby poczekała do rana, aż posłaniec przekaże im więcej szczegółów.
– Królewicz Dawid został porwany – wyjaśniła. – Królowa sądzi, że odpowiadają za to władze Estrii.
Wszyscy wstrzymali oddech.
– Na pewno nie moja mama! Ona nigdy by czegoś takiego nie zrobiła! – Leon był wyraźnie wstrząśnięty i głęboko zraniony.
– Wiem – zapewniła go Jarzębinka. – Przecież znam twoją mamę i wiem, że na pewno to nie ona za tym stoi.
W tym momencie do środka weszli bliscy dziewczynki. Jarzębinka szybko przedstawiła sobie tych, którzy jeszcze się nie znali.
– Zamierzam więc teraz wraz z moją rodziną udać się do Harduty i przekazać królowej, jak sprawa wygląda – wyjaśniła Jarzębinka.
– Ja też pojadę! – zawołał Leon.
– Nie możesz! Dla każdego Estryjczyka byłoby to zbyt niebezpieczne, ale dla ciebie szczególnie – zaprotestowała Jarzębinka. – To chyba oczywiste? Jeśli wrócisz teraz prosto do domu, unikniesz kłopotów.
Dzień wcześniej dzieci przyjechały tu w asyście mężczyzny imieniem Johan. Mama Leona mówiła, że to pracownik stajenny, lecz Jarzębinka widziała, że ma on ukrytą broń. Podejrzewała więc, że tak naprawdę jest żołnierzem.
– Musimy się pospieszyć – rzekł pan Johan do Leona, podrywając się. – Trzeba powiadomić Elenę Kruczoleśną.
– Nie! – Chłopiec zrobił zaciętą minę. Na jego twarzy malowała się mieszanka strachu i uporu. – Sam ją pan powiadomi. Ja jadę z Jarzębinką. To chyba oczywiste? – powtórzył słowa wypowiedziane wcześniej przez dziewczynkę, patrząc jej w oczy. – Porozmawiam z królową Sylwaną i dowiodę, że to nie moja matka stoi za porwaniem.Gdybyśmy byli wrogami, nie wchodziłbym przecież do Harduty – tłumaczył gorączkowo, żywo gestykulując. – Dlatego muszę to zrobić. Udowodnię, że jesteśmy przyjaciółmi. Mama chciałaby, abym postąpił, jak należy. – Odczekał chwilę, po czym dodał: – Znam ją lepiej niż ty.
W zatłoczonej kuchni zapadło milczenie.
– Chłopak ma rację – odezwał się dziadek Jarzębinki.
Ignicjusz Tkacz był wysokim staruszkiem o gęstej siwej czuprynie, śnieżnobiałej brodzie i błyszczących brązowych oczach. Gdy mówił, wszyscy go słuchali.
– Leonowi z pewnością nie brakuje odwagi – ciągnął dziadek. – Będziemy musieli zrobić, co w naszej mocy, by skłonić obie strony do wysłuchania swoich racji. Nie chcemy powrotu do działań wojennych. Jeśli Leon pragnie z nami jechać, będziemy się o niego troszczyć, obiecuję – zwrócił się do pana Johana. – W zamian za to proszę o przekazanie Elenie Kruczoleśnej, by cierpliwie oczekiwała dalszych wieści.
– Czy to ostateczna decyzja? – spytał pan Johan.
Leon założył ręce na piersi.
– Tak – odparł z pełnym przekonaniem.
Mężczyzna westchnął i powiedział:
– No dobrze, skoro tak. Proszę tylko napisać wiadomość do matki, żeby wiedziała, że to nie był mój wybór. Ani mieszkańców Galrenii.
Poszedł się spakować, a wkrótce potem wyjechał z wiadomością od Leona.
Pozostali zasiedli do planowania i zdecydowali, że Jarzębinka i Leon pojadą na koniach, którymi dotarli z Estrii. Jej rodzice pożyczyli wierzchowce od rodziców Witka i Kamy. Dziadek wziął swojego czarnego Gwiazdora.
Wkrótce wszyscy byli w siodłach, a konie na dziedzińcu przebierały niespokojnie kopytami, czekając na sygnał.
– Powodzenia! – Kama uścisnęła mocno Jarzębinkę.
– Też chciałbym pojechać – rzekł cicho Witek. – Ale tyle czasu nie byłem w domu… – Jego wzrok powędrował ku rodzicom.
Jarzębinka widziała, jak na niego patrzą. Dopiero co do nich wrócił.
– Twoje miejsce jest tutaj – oznajmiła.
A potem pięcioro jeźdźców – Jarzębinka, jej mama, tata, dziadek oraz Leon – ruszyło w drogę. Arton zataczał kręgi: wyprzedzał ich i zawracał, sprawdzając, czy wszystko w porządku. Na tle śniegu był niemal niewidoczny.
Wyjechali o poranku i w mrozie podróżowali przez cały dzień. Gdy zbliżali się już do Harduty, śnieg stał się mokry i brejowaty. Jarzębinka zwróciła uwagę, że Leon coraz bardziej milknie. Na zmianę z mamą pytały go o życie w Estrii, aż w końcu skończyły im się pomysły.
Potem jechali w milczeniu.
Mury Harduty były szare, wysokie i zdawały się nieprzystępne. Jarzębinka przez cały ostatni rok rozpaczliwie tęskniła za swoim rodzinnym miastem. Teraz jednak wydało jej się ono obce i dość nieprzyjazne. Jakby coś im tam groziło.ROZDZIAŁ TRZECI
Jarzębinka miała wrażenie, że utknęła w koszmarnym śnie. Zbliżała się do rodzinnego miasta, ale wszystko było jakieś dziwne. Wiedząc, że jej przyjaciel Leon patrzy na to miejsce po raz pierwszy w życiu, sama też starała się spojrzeć na okolicę świeżym okiem. Harduta zdawała się szara, zimna i brudna, zwłaszcza pośród topniejącego śniegu, którego wielkie hałdy piętrzyły się po obu stronach bramy wjazdowej.
Gdy się do niej zbliżyli, drogę zagrodziło im czterech strażników.
– Nie wpuszczamy obcokrajowców! – warknął jeden z nich, piorunując wzrokiem Leona i Jarzębinkę, którzy siedzieli na estryjskich siodłach z bogato haftowanej skóry. Dziewczynka miała na sobie długi zielony płaszcz, który otrzymała od mamy Leona przy wyjeździe z Estrii.
Czy tyle wystarczy, by kogoś nie wpuścić do miasta? Wpatrywała się w strażników zdumiona i zdezorientowana.
– Ale jak to? – spytała.
– Jestem pracownikiem pałacowych stajni i przybyłem tu na rozkaz królowej Sylwany! – warknął tata. – Gdy się dowie, że nas odprawiliście, okropnie się rozgniewa. Naprawdę chcecie jeszcze bardziej pogorszyć jej humor?
Tata podał swoje nazwisko, a strażnicy przez chwilę rozmawiali po cichu ze sobą, aż w końcu przepuścili całą grupę przez bramę.
– Bardzo przyjazne to twoje miasto – szepnął do Jarzębinki Leon, gdy ich konie ruszyły.
– Dawniej było inaczej! – odparła.