- W empik go
Letnicy 2: Historia Ulfa - opowiadanie erotyczne - ebook
Letnicy 2: Historia Ulfa - opowiadanie erotyczne - ebook
Ulf Viig spędza samotnie czas w swoim domku letniskowym, gdzie próbuje pisać książkę, po tym jak Solbjørg od niego odeszła. Domek stoi na uboczu w dość opustoszałej okolicy, ale w willi Havstuen za zasuniętymi zasłonami siedzi młodziutka Tove Svart i usiłuje pozbierać się po rozwodzie z Jensem. Przyjeżdża też nowy właściciel domku sąsiadującego z posiadłością Ulfa, pisarz Frederik Mørk.
Gdy tych troje się spotyka, Ulf odkrywa nieznane mu dotąd zakamarki własnego ja i tęsknoty, które poruszają nim do żywego.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-261-5389-7 |
Rozmiar pliku: | 221 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ulf zamknął drzwiczki piecyka stojącego w gabinecie. Ogień skwierczał i buchał. Pastor dostał urlop od parafian, aby w spokoju mógł napisać swoją książkę o mocy modlitwy. W domku był już od pięciu dni. Zaraz po tym, jak Solbjørg się wyprowadziła, okazało się, że jest z Jensem w ciąży. Jakiś czas później Ulf spotkał ją przypadkiem na placu Kongens Nytorv, tuż przed swoim wyjazdem nad Morze Północne. To spotkanie było dla niego dużym przeżyciem. Przede wszystkim dlatego, że widać było, że Solbjørg jest w ciąży, choć była dopiero w piątym miesiącu. Zamienili ze sobą kilka słów, uprzejmie i w spokoju. Dowiedział się od Solbjørg, że razem z Jensem znaleźli mieszkanie na Frederiksbergu. Ulf pogratulował jej, a ona miło się uśmiechnęła. Czuł ulgę, że to nie on jest ojcem. Poczuł to, kiedy był tam, w mieście. Czuł ulgę również teraz, kiedy myślał o Solbjørg i ich nieudanym małżeństwie. Prawdę mówiąc, całkiem dobrze sobie ostatnio radził. Pisał książkę, czytał Biblię i żywoty świętych, modlił się i znowu wracał do pisania. Od czasu do czasu chodził na spacery na plażę. Nikogo tam nie spotykał. O tej porze roku okolice domków letniskowych świeciły pustkami. Ale tego wieczora, kiedy siedział przy kominku, znowu poczuł jakiś dziwny wewnętrzny niepokój. Był to niepokój, którego nie mógł do końca zdefiniować, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy uczucie to od czasu do czasu powracało jak nieproszony gość. Było to uczucie pustki, uczucie nieprzystosowania, ale tak nieokreślone i niezrozumiałe, że nie mógł znaleźć na nie odpowiednich słów. Próbował prosić o pomoc Boga, ale to nie pomagało. Niepokój narastał.
Pewnego dnia wyszedł z domku. Wiał jesienny wiatr. Na zewnątrz było ciemniej niż się spodziewał. Była pełnia i niebo pokrywały chmury, a przez żółtawe szkła okularów nie był w stanie dostrzec nawet swojej ręki. Pomyślał, że musi kupić latarkę. Krążył po ciemku wokół domku. Wiatr smagał jego twarz i wył pod okapem. Można było odnieść wrażenie, że uwolniły się wszystkie demony świata. Zatrzymał się na brzegu tarasu. Stąd można było w oddali widać było sąsiedni domek. Było w nim światło. Widocznie Frederik Mørk wrócił do Danii. Dziwne, pomyślał Ulf. O tej porze roku, chyba o wiele przyjemniejszym miejscem dla pisarza jest Nowy Jork. Po chwili uśmiechnął się. Przecież on sam też siedział tutaj, a nie w Kopenhadze.
Następnego dnia pracował pilnie od ósmej do w pół do czwartej. Gdy skończył, znowu zaczęła go ogarniać melancholia. Musiał wyjść. To zwykle pomagało. Dzisiaj światło nad plażą było niestety bardzo ciemne, a fale szare nieprzyjemnie groźne ze swoimi białymi grzbietami. Czuł się coraz gorzej. Wtedy, w oddali plaży zauważył jakąś postać. Wyraźnie to był mężczyzna, wysoki, wyprostowany, wąski w biodrach i szeroki w barkach. Dopiero, kiedy był już całkiem blisko, Ulf rozpoznał, że to jego sąsiad Frederik. Latem Frederik często odwiedzał go po tym, jak Ulf stracił przytomność. Siedział przy nim w szpitalu, a potem przychodził do niego do domku. To również on zajął się Ulfem tamtego wieczora, kiedy odeszła od niego Solbjørg. Latem Frederik był opalony i nosił lekkie ubrania, a teraz Ulf zobaczył obcego, bladego, sztywnego mieszczucha, chociaż miał teraz dłuższe włosy. Ulfowi nie podobała się ta fryzura na Beatlesa. Surowa twarz Frederika nagle nabrała łagodnego wyrazu, kiedy pojawił się na niej uśmiech.
– No proszę! Czy to pan, panie Viig? Nie poznałem pana. To chyba przez to grube ubranie.
– Wzajemnie, panie Mørk, wzajemnie – powiedział radośnie Ulf, ale natychmiast pomyślał, że jego ton był zbyt serdeczny, a przystojącą pastorowi powagę zastąpił zbyt szeroki uśmiech. Odchrząknął więc i spoważniał, próbując przybrać dostojny wyraz twarzy.
– Cóż pan tu porabia o tej porze roku? – zapytał Frederik. Ulf wyjaśnił, że pisze książkę. – No to płyniemy na tej samej łodzi – uśmiechnął się Frederik.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.