- W empik go
Let’s fall in love - ebook
Let’s fall in love - ebook
(…)Poznaj historie, gdzie miłość jest główną bohaterką. Najpiękniejsze uczucie, które odkryjesz w każdej barwie i odcieniu. Od pierwszego wejrzenia, wolno dojrzewająca czy głęboko skryta, tutaj jest w każdej możliwej postaci. Nie wierzysz w nią? Nie znasz tego uczucia? A może właśnie Tobie przydarzyła się taka historia? Zakochaj się w opowiadaniach o sile miłości, pasji i pożądaniu. „Let’s fall in love” razem z nami! Książka jest przeznaczona dla osób pełnoletnich.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-558-8 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
P. D. Hutton
I don’t know you
But you make me wonder who you are
„I Don’t Know You” — The Rose
Spojrzałam w lustro i mimowolnie skrzywiłam się. Kobieta patrząca na mnie, wyglądała na przeciętną. Delikatne zmarszczki w kącikach oczu zdradzały, że nastoletnie lata ma już za sobą, zaś surowość jej spojrzenia obnażała to, że wcale nie podoba jej się to, co widzi. Lekko rozjaśnione włosy w kolorze zimnego blondu, wzbogacone szarymi refleksami, sięgały za łopatki. Drobne piersi oraz niewielkie wcięcie w talii absolutnie w żaden sposób nie wyróżniały jej spośród innych dziewczyn mijanych na ulicy. Była całkowicie zwyczajna.
Przestąpiłam z nogi na nogę i jęknęłam z frustracji.
Nie lubiłam siebie. Tego jak wyglądałam. Tego w jaki sposób się uśmiechałam. Mimo że nie należałam do słabych kobiet, bo wiele rzeczy, które osiągnęłam, można było uznać za sukces, to nie potrafiłam spojrzeć na siebie z podziwem. Tak, dawałam sobie radę w życiu, jednak moją piętą achillesową była potrzeba zadowolenia wszystkich dookoła. Lubiłam czuć się potrzebna, widzialna dla innych. Jednak w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że nic nie robię dla siebie.
Odhaczałam każdy etap po kolei, cały czas patrząc naprzód, zamiast żyć i doceniać to, co działo się wokół. Nim się obejrzałam, byłam samotna. Moi przyjaciele wiedli swoje życie, okazjonalnie sprawdzając co u mnie słychać, jednak nasza zażyłość już dawno przestała być na pierwszym planie. Dawniej to ja byłam matką grupy. To ja pisałam na czacie, proponowałam termin wyjścia, rezerwowałam stolik, a także pamiętałam o urodzinach każdego z nas i oczywiście zajmowałam się kupnem prezentów. Do pewnego momentu mi to odpowiadało. Jednak później zdałam sobie sprawę, że moje życie prywatne utknęło w martwym punkcie. Każdy poznał swoją drugą połówkę albo chociażby partnera, z którym chciałby spędzić kilka kolejnych lat i to właśnie na tych relacjach się skupiali.
Na świecie nie było miejsca dla osób niezdecydowanych, tych które nie potrafiły przeskoczyć tak błahego dla innych zadania jak randkowanie. Ludzie z natury łączyli się w pary, by przetrwać. Jednak pęd życia, który mną kierował, sprawił, że introwertyczna część charakteru stała się tą dominującą. Przestałam polegać na kimkolwiek, aby nauczyć się akceptować siebie, co stanowiło nie lada wyzwanie. Jak każda kobieta chciałam być kochana, doceniana, ale niestety nie było mi dane zaznać czułości, której tak wyczekiwałam.
Nie chodziło w tym wszystkim o jakiś feministyczny odruch, że byłam samowystarczająca i nie potrzebowałam mężczyzny. Potrzebowałam go. Naprawdę. Tylko że żaden z chłopaków, których spotkałam, nie potrafił sprawić, abym poczuła się dobrze. Abym patrząc w lustro mogła powiedzieć: jestem wystarczająco dobra.
Wiedziałam, że jeśli sama nie zatroszczę się o siebie, nikt inny o mnie nie zadba. Uświadomienie sobie tego, stanowiło dla mnie najboleśniejszą lekcję życia.
Sięgnęłam po kosmetyki i zaczęłam nakładać makijaż. Jasnozielone oczy pomalowałam w taki sposób, by wydawały się większe, a na górnej powiece nakreśliłam kreskę eyelinerem. Wymodelowałam brwi za pomocą paletki cieni oraz nałożyłam na policzki odrobinę różu. Przyjrzałam się krytycznie swojemu odbiciu, mrużąc oczy. Jeszcze usta. Wybrałam najbardziej czerwoną szminkę, jaką miałam.
Powinno mu się spodobać.
Facet, którego poznałam na randce w ciemno, zorganizowanej przez moją koleżankę, chyba lubił podobne dziewczyny. Wystylizowane, spontaniczne i uśmiechnięte. Nie byłam taką kobietą, ale chciałam choć przez moment za takową uchodzić. Aby chociaż przez chwilę ktoś zwrócił na mnie uwagę. Randkowanie w okolicach trzydziestki nie stanowiło najłatwiejszego zadania. Ci wszyscy „doświadczeni” mężczyźni zamiast oferować wsparcie, potrafili być jedynie zadufanymi w sobie dupkami, chcącymi szybko kogoś zaliczyć. A ja naprawdę potrzebowałam intymności czy ciepła drugiego ciała, dlatego niekiedy musiałam wyjść ze swojej strefy komfortu, licząc, że tym razem się nie zawiodę.
Wstałam od toaletki i poszłam do salonu by włączyć _Folklore_ na odtwarzaczu. Kochałam muzykę. Z ręką na sercu mogłam powiedzieć, że najszczęśliwsze momenty, które zdarzyły się w moim życiu, wiązały się właśnie z muzyką. Chodziłam na koncerty i lubiłam odkrywać nowe gatunki. Stanowiło to dla mnie niesamowite ukojenie. Ludzie, których spotykałam na występach, zawsze byli podekscytowani i ochoczo dzielili się pozytywną energią, której na co dzień tak bardzo mi brakowało.
Zdjęłam szlafrok z wątłych ramion i przyjrzałam się swojemu odbiciu.
_Czy wyglądałam seksownie?_
Poszłam po wyjątkowo wysokie szpilki i dopiero wtedy zobaczyłam światełko w tunelu. Zdjęcia powinny wyjść dobrze, jeśli odpowiednio je wykadruję.
Zapaliłam kilka świeczek, zmieniłam oświetlenie w sypialni i ustawiłam statyw z aparatem.
_Czy na fotografiach będzie widać, jak bardzo niekomfortowo czuję się, robiąc coś podobnego?_
Potrzebowałam rozluźnienia, dlatego poszłam do kuchni i otworzyłam czerwone wino. Nie lubiłam go, ale tylko takie stało się na półce. Pociągnęłam solidny łyk i przymknęłam oczy.
_Dlaczego innym kobietom przychodziło to tak naturalnie?_
Rozproszył mnie dzwonek do drzwi.
Rozejrzałam się spanikowana. Kto miałby do mnie przyjść? Nikogo nie zapraszałam. Pobiegłam szybko po szlafrok, którym szczelnie się okryłam i popędziłam do drzwi. O mały włos wyrżnęłabym orła na korytarzu, a to wszystko przez te przeklęte szpilki.
Otworzyłam drzwi i skrzywiłam się. Kurier.
— Dzień dobry — przywitał się.
Mężczyzna zlustrował mnie wzrokiem, przez co przeszył mnie dreszcz.
— Paczka do pani. — Wskazał na pudło, stojące przed nim.
Niczego ostatnio nie zamawiałam, dlatego zmarszczyłam brwi. Zerknęłam na etykietę i zobaczyłam dane mężczyzny mieszkającego obok, dlatego przytaknęłam.
Moje relacje z sąsiadem były raczej neutralne. Prawdę powiedziawszy Calum Williams trochę mnie przypominał. Uprzejmy, ale zdystansowany, jakby od razu założył, że nie mamy o czym rozmawiać. Nie przeszkadzało mi to tak naprawdę, bo właściwie niewiele czasu spędzałam w domu. Pracowałam do piątej, chodziłam na siłownię, by zminimalizować skutki podjadania słodyczy, a kiedy wracałam do siebie, jedyne, co byłam w stanie zrobić, to położyć się na kanapie przed telewizorem.
Wprowadziliśmy się mniej więcej w tym samym czasie i choć dzieliło nas kilka metrów, nigdy nie spędzaliśmy razem czasu, mimo podobnego wieku. Właściwie to chyba jego praca wiązała się z podróżowaniem, ponieważ często widziałam go na korytarzu z torbą podróżną, ale nigdy nie zapytałam o szczegóły.
— Dziękuję. — Podpisałam odbiór na tablecie i oddałam mu jego własność.
— Pomóc wnieść ją do mieszkania? — zapytał kurier, szczerząc się.
— Nie, dziękuję.
— Nalegam, karton jest bardzo ciężki i to aż wstyd, by sama musiała się pani z nim szamotać.
Zerknęłam na niego i znowu to dziwne uczucie niepokoju przemknęło wzdłuż kręgosłupa.
— Za chwilę przyjdzie mój chłopak, który mi pomoże — powiedziałam, siląc się na uśmiech.
Jakby na potwierdzenie tych słów usłyszałam:
— Kochanie, wróciłem.
Calum Williams we własnej osobie szedł w moim kierunku, a jego szeroki uśmiech, który widziałam chyba po raz pierwszy w życiu, sprawił, że zamarłam na moment. Mężczyzna był znacznie wyższy ode mnie. Miał smukłe, ale wyrzeźbione ramiona, które opinała skórzana kurtka. Ciemne loki niekiedy wyglądały, jakby dopiero wstał albo niespokojnie przeczesywał je palcami. Jednak to jego wzrok zawsze sprawiał, że moje wnętrzności skręcały się z oczekiwania. Jasnozielone tęczówki z żółtymi plamkami potrafiły wyrażać znacznie więcej emocji niż słowa.
— Nareszcie — westchnęłam zirytowana.
— Wybacz, słonko, lot się opóźnił. Wszystko ci wynagrodzę. — Uśmiechnął się leniwie i pocałował mnie w skroń. — Obiecuję, że będę bardzo delikatny. — Zniżył głos i popatrzył mi w oczy.
Rzadko kiedy zdarzało mi się dobrze reagować na obecność mężczyzny. Cechował mnie naturalny brak zaufania do ludzi. Dlatego moje ciało rozluźniało się dopiero mniej więcej na piątej randce. Choć nigdy nie byłam aż tak blisko Caluma, w tym momencie czułam, że nie stanowił dla mnie zagrożenia.
— Czasem lubię, gdy jesteś nieco niegrzeczny — odpowiedziałam podobnym tonem, czego najwyraźniej się nie spodziewał, bo jego oczy nieco się rozszerzyły. — Dziękujemy za paczkę, damy sobie radę — powiedziałam do kuriera, który nadal się na nas gapił.
Zmieszany mężczyzna odwrócił wzrok i odszedł w kierunku klatki schodowej.
— No, no, no, sąsiadko. — Calum popatrzył na mnie z uznaniem.
— Nie waż się tego komentować — zastrzegłam i odepchnęłam go od siebie. — Zabieraj to pudło sprzed moich drzwi.
— Ach, sama słodycz wydobywa się z twoich pięknych ust — zakpił i przesunął karton. — Swoją drogą, masz gościa albo spodziewasz się takowego?
— Nie. — Zmarszczyłam brwi.
Otworzył swoje mieszkanie i zabrawszy paczkę, zniknął mi z pola widzenia. Wróciłam do siebie i nagle poczułam się jak idiotka. W korytarzu popatrzyłam na własne odbicie w lustrze.
Co ja, do cholery, wyprawiałam? Czemu robiłam coś takiego, aby przypodobać się na siłę mężczyźnie, którego ani nie lubiłam, ani jakoś szczególnie mnie nie kręcił. Fakt, miał dobre wykształcenie, niezłe maniery i przyjazną aparycję, ale na jego widok nie czułam absolutnie nic. Czy to faktycznie mogłoby sprawić, że tym razem facet wybierze mnie, a nie inną przypadkową dziewczynę? A może naprawdę miałam tak mało do zaoferowania?
Wróciłam do sypialni i zdjęłam szpilki, kopiąc je w róg pokoju. Sfrustrowana wyjęłam spinki z włosów i pomasowałam skórę. Chyba nic z tego nie będzie. Zmyłam makijaż i nałożyłam szare spodnie od dresu oraz T-shirt z logo zespołu Stray Kids. Byłam ich wielką fanką, a trasa koncertowa _Maniac_, wypaliła w moim wnętrzu piętno. Zdarłam całe gardło, płakałam i wracałam do domu z ogromnym uśmiechem na twarzy. Następnie poszłam do kuchni zrobić sobie jakąś kolację. Nie pozostało mi nic innego, jak wieczór przed telewizorem w samotności.
Pół godziny później, najedzona oglądałam _Przyjaciół_, gdy nagle wszystko zgasło. W pomieszczeniu zrobiło się dziwnie cicho. Wyciągnęłam telefon, by poświecić sobie latarką, i zorientowałam się, że na zewnątrz nie działało nawet oświetlenie uliczne.
Zadzwoniłam do administracji, ale niestety było zajęte. Zapewne inni mieszkańcy również chcieli się dowiedzieć, co się stało. Wtedy usłyszałam pukanie do drzwi.
— Sąsiadko, poratuj! — Usłyszałam zbolały głos Caluma. — Porter, wpuść mnie, nie bądź taka!
Westchnęłam zirytowana i otworzyłam drzwi, świecąc w niego latarką.
— Ała! To nie jest żadne przesłuchanie! — Zakrył oczy aż nadto dramatycznym gestem.
— Czemu robisz takie zamieszanie?
— Zrób mi herbatę. U mnie wszystko jest na prąd, a jestem zmęczony po podróży.
— Nie kłam. — Przestąpiłam z nogi na nogę i popatrzyłam na niego zirytowana.
— Dobra, nudzi mi się. Posiedzimy razem? — Zatrzepotał rzęsami i uśmiechnął się głupkowato.
— Co takiego? — zdziwiłam się. — Nigdy nawet kawy razem nie piliśmy, dlaczego teraz mielibyśmy spędzać razem czas?
— Nie wiedzą, co się stało, a że mamy już wieczór, więc raczej dziś nie przywrócą nam prądu. Chyba nie zamierzasz iść spać o tej porze, co?
— Zamierzałam poczytać, ściągnęłam kilka świetnych książek na czytnik.
— Ajjj, teraz to ty oszukujesz. Słyszałem, jak oglądałaś telewizję. — Zacmokał karcąco i wyciągnął zza pleców butelkę. — Mam dobry alkohol, dostałem w prezencie i nie mam go z kim wypić.
Przechyliłam głowę patrząc na niego. Był świeżo po prysznicu. Wilgotne loki sterczały mu we wszystkie strony, a strój stanowił odzwierciedlenie mojego. Wygodne dresy i T-shirt z wizerunkiem Lewisa Capaldi’ego. Skoro miał jego merch, nie mógł być całkowicie do kitu, co?
— Jesteśmy sąsiadami od przeszło pół roku i niemal w ogóle się nie znamy. Czas to zmienić.
Zawahałam się.
— Okej.
Przepuściłam go i zaprosiłam do środka. W chwili, gdy wszedł za próg, wokoło zajaśniało światło.
— Z tą administracją też zmyślałeś? — zapytałam, choć odpowiedź była oczywista.
— Chyba mnie teraz nie wygonisz? — Błysnął uśmiechem i wszedł w głąb mieszkania, gdzie trafił do salonu łączonego z aneksem kuchennym.
Wskazałam na kanapę, a on od razu zajął miejsce, rozglądając się dookoła.
— Jestem nieco zaskoczony, ale nie do końca, jeśli mam być szczery.
— Jak mam to rozumieć?
— Mieszkanie jest odzwierciedleniem ich właścicieli. Wiedziałem, że bardzo lubisz muzykę, co potwierdza twoja kolekcja płyt winylowych, ale jestem zaskoczony tym, jak ciepło jest urządzone. Mnóstwo poduszek, koc i odpowiednie oświetlenie. Chyba nawet używasz świec zapachowych. Kiedyś zastanawiałem się czy to twoje perfumy, czy coś innego. I chyba po prostu ich zapach został na tobie.
— Obwąchiwałeś mnie ukradkiem? — Popatrzyłam na niego zaskoczona.
— Byłem po prostu ciekawy. Nie mów, że ty nie zastanawiałaś się, kto mieszka po sąsiedzku. — Spojrzał na mnie wymownie.
Miał rację, dlatego potaknęłam.
— Mogę wybrać płytę? — zapytał nagle.
— Pewnie — powiedziałam zaskoczona.
Poszłam do części kuchennej i zaczęłam szykować coś na ząb, a kiedy po kwadransie wróciłam, Calum nadal przeglądał płyty.
— Nie widzisz nic dla siebie? — zakpiłam. Lubiłam pop, choć wiele osób uważało go za kiczowaty. Nie wydawało mi się, aby mój sąsiad podzielał mój gust muzyczny. — Jak wolisz, możemy włączyć Spotify albo YouTube’a.
— Tom Odell czy James Bay? — Podniósł dwie płyty. — Nie potrafię zdecydować. W głowie nadal mam widok Toma na jego koncercie, gdy skakał po fortepianie, a z drugiej strony James i jego umiejętności czarowania własnym wokalem są totalnie na innym poziomie.
— Byłam na ich koncertach i doskonale wiem, o czym mówisz — powiedziałam z uśmiechem.
Rzadko wśród znajomych znajdowałam kompana do rozmów o muzyce, a naprawdę brakowało mi tego, dlatego z miejsca dodałam mu kilka punktów do atrakcyjności.
— Który kawałek Baya przemawia do ciebie najbardziej? — Zerknął na mnie przez ramię.
Podobała mi się jego pewność siebie i swoboda, którą wokół siebie roztaczał. Zawsze doceniałam ekstrawertyków, którzy pomagali mi przezwyciężać pierwsze lęki, albo pozwalali mi się w swoim tempie zaaklimatyzować w danym otoczeniu. Cieszyłam się więc, że Calum podejmował rozmowę pierwszy i nie zachowywał się jak nadęty zarozumialec. Właściwie jego przebywanie w mojej osobistej przestrzeni wydawało mi się naturalne.
— Wszystko, co śpiewa akustycznie — powiedziałam w zamyśleniu — ale największą słabość mam do _Need the Sun to Break._
— Tak jak podejrzewałem. — Uśmiechnął się i włączył winyl, po czym usiadł na kanapie, szykując dla nas drinki.
— Słuchasz popu? — Zerknęłam na niego.
Miał długie i ciemne rzęsy, a brwi wyrażały skupienie. Twarz świeżo ogolona nieco błyszczała po balsamie. Ładnie pachniał. Mój nos był bardzo wrażliwy, więc mocne zapachy często przyprawiały mnie o ból głowy. Jednak Calum posiadał coś w sobie, co zaskoczyło mnie samą. Chciałam usiąść bliżej i sprawdzić, czy będą między nami jakieś granice.
_Powinnam to zrobić? Po co właściwie dziś przyszedł?_
— Nie ma gatunku muzycznego, którego bym nie słuchał. Jednak to czego słucham, a co lubię, stanowi największą różnicę. Jestem dziennikarzem muzycznym, dlatego interesuję się wszystkim, co jest związane z moim zawodem.
— Poważnie? — zdziwiłam się. — To dlatego tyle podróżujesz.
Potaknął.
— Widziałem cię na kilku koncertach. — Zerknął na mnie, a w jego oczach dostrzegłam ciekawość. — Zawsze, gdy wychodzisz na miasto, jest wokół ciebie sporo ludzi, ale na koncerty chodzisz sama.
— Tak naprawdę jestem samotnym wilkiem — powiedziałam nieco żartując. — Wolę iść na koncert sama i dobrze się bawić, niż iść z kimś, kto nie rozumie mojego gustu muzycznego, albo co gorsza będzie krytykował muzykę, która w jakiś sposób mnie porusza.
Znowu się uśmiechnął, a ja mimowolnie odwzajemniłam gest. Był naprawdę przystojny, gdy jego usta rozciągały się, ukazując rząd ładnych zębów. W kącikach oczu pojawiały się niewielkie zmarszczki, a nos marszczył w zabawny sposób.
— Chyba cię polubię, Porter.
Podał mi jedną szklankę, wznosząc toast.
— Cholera, mocne — powiedziałam, biorąc pierwszy łyk.
— Odwołałaś plany ze swoim chłopakiem? — Wskazał na zmyty makijaż i mój strój.
— Nie. — Wykręciłam palce nieco zażenowana. — Jest ktoś, kto chyba mnie lubi, ale to dość skomplikowane.
— Porter — popatrzył mi w oczy — to wcale nie jest skomplikowane. O tym czy ktoś ci się podoba, decyduje kilka momentów i nie muszą to być chwile sam na sam. Jeśli po randce nie oczekiwałaś kolejnej, powinnaś dać sobie z tym spokój. Nie warto iść z kimś do łóżka, gdy jest się średnio zainteresowanym.
— To nawet nie jest na takim etapie! Tylko się całowaliśmy, nie wyobrażaj sobie za wiele.
— Chcesz wiedzieć, co sobie wyobrażałem? — Wskazałam dłonią, by kontynuował, choć czułam, że mogę tego pożałować. — Kiedy dziś zobaczyłem cię z tym kurierem, pomyślałem: musi mieć dziś seks-randkę. Kiedy kobieta tak bardzo się stara: układa włosy, robi makijaż i zakłada pończochy oraz szpilki, to oznacza jedno: ma ochotę na seks.
Zażenowanie zaczęło palić moje policzki. Mowy nie było, abym się przyznała przed nim, co chciałam zrobić.
— Miałaś bieliznę? — zapytał znienacka, a jego wzrok przesunął się po moim ciele.
— Oczywiście!
Wyglądał na zawiedzionego.
— Dla kogo tak się odstawiłaś? — Upił łyk drinka i ponownie skupił na mnie wzrok. — Chyba nie dla tego kolesia sprzed trzech tygodni.
— Skąd o nim wiesz? — zapytałam zaskoczona.
— Byłem w barze, kiedy mieliście, jak mniemam, randkę w ciemno. — Wyjaśnił. — Bawiłaś się chyba całkiem nieźle, dopóki nie położył ramienia na twoim krześle i nie przybliżył się do ciebie. Wyraźnie poczułaś się skrępowana. Wydaje mi się, że jego bajer nie do końca na ciebie działał.
Skrzywiłam się.
— Jake był w porządku — zaczęłam go bronić. Notabene nie zrobił nic, co mogłoby mnie urazić. Nie było jego winą, że zawsze tak reagowałam na mężczyzn. — Po prostu musimy się lepiej poznać.
— Pieprzenie — prychnął i pochylił się, zaglądając mi w oczy. — Czy powiedział ci, jak odjazdowo wyglądałaś tamtego wieczoru? Albo że czerwona szminka sprawia, że nie potrafi przestać patrzeć na twoje usta?
Powietrze między nami zgęstniało. I znowu te jego oczy! Miałam wrażenie, że kryje się w nich znacznie więcej, niż chce pokazać. Zagapiłam się na niego, delikatnie uchylając wargi. Był tak blisko, że musiałam wstrzymać oddech. Palce zaczęły mnie mrowić, aby jakkolwiek spróbować go dotknąć. Przeczesać tę niesforną czuprynę, albo po prostu pocałować.
— Serio? Nawet nie wysilił się na komplement? — zapytał, gdy nadal nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu.
— Powiedział, że bardzo ładnie wyglądam.
Wybuchł śmiechem po raz kolejny, roztaczając swój czar.
— Wcale się nie dziwię, czemu cię nie kręci. To jakiś totalny przegryw. Szkoda marnować czasu na takich facetów i kiepski seks.
Wiedziałam, że mnie podpuszcza, ale i tak wpadłam w jego sidła.
— Och, panie wszechwiedzący, a twoim zdaniem jak powinna potoczyć się nasza rozmowa?
Spoglądał na mnie z zawadiackim uśmiechem, po czym przysunął się w moim kierunku. Coś drapieżnego w nim było. Albo może ekscytującego? To, w jaki sposób na mnie patrzył, sprawiało, że wszystko wokół zamierało. Głos wokalisty rozmywał się w tle, a moje zmysły koncentrowały się na każdym jego geście i słowie.
— Strasznie lubię, kiedy kobiety noszą delikatną biżuterię — powiedział miękko i założył pasmo włosów za moje ucho, jakby podziwiał rząd kolczyków na moim płatku. — Wyjątkowo pasuje ci taki styl. I jeszcze te perfumy. — Obniżył ton. — Gdybyśmy nie byli w miejscu publicznym, z chęcią bym sprawdził, czy smakujesz tak samo dobrze, jak pachniesz.
Zaschło mi w ustach. W żołądku jakby stado motyli toczyło zaciekłą bitwę, chcąc wydostać się na zewnątrz. Podobało mi się to, co widziałam w jego oczach, dlatego podjęłam grę. Musiałam zrobić kolejny krok naprzód, bo oczekiwanie tego, co mogłoby się wydarzyć, ciążyło mi z każdą minutą.
— Muszę cię rozczarować, bo nie zamierzam wyjść stąd, dopóki nie zjem deseru. — Uniosłam zaczepnie brwi.
— A podzielisz się swoim ciastkiem? — Przechylił głowę, a jego wzrok spoczął na moich ustach.
Wow. Chciałam, by przysunął się jeszcze bliżej. Z tej odległości czułam zapach wyjątkowo przyjemnego żelu pod prysznic i nagle zapragnęłam sprawdzić, jak komponował się na jego skórze.
Zamrugałam kilka razy, po czym odchrząknęłam.
— Okej, to było w porządku — powiedziałam, odsuwając się od niego.
— Myślę, że podobało ci się bardziej, niż chcesz przyznać. — Puścił mi oczko. — Naprawdę jesteś nieśmiała?
— Zależy, o co pytasz. U mnie wszystko sprowadza się do poczucia komfortu. Bardzo trudno idzie mi otworzenie się na nową znajomość.
— Nam chyba nie wychodzi to wcale tak tragicznie — zauważył trafnie, a ja musiałam się z nim zgodzić. — Z jakiegoś konkretnego powodu nie akceptujesz swojego wyglądu? — Zmarszczył brwi, jakby sam ten pomysł mu się nie podobał.
— Wydaje mi się, że po prostu za bardzo uzależniałam poczucie własnej wartości od innych. Walczę z tym, starając się robić to, na co mam ochotę i co mi przynosi radość.
— Jak chodzenie samotnie do kina — wtrącił, a ja przytaknęłam.
— Chyba po prostu nie jestem typem kobiety, którą zaprasza się na randki. Musi być we mnie coś wyjątkowo odstraszającego, co nie pozwala mi zatrzymać faceta. Zawsze znajdzie się ktoś ładniejszy, fajniejszy albo bardziej _cool_. — Skrzywiłam się. — A mnie po prostu marzy się intymność zbudowana od podstaw. Abym czuła ekscytację podczas pocałunku, abym wiedziała, że komplement, który mówi, jest szczery i że naprawdę pragnie mnie — nie tylko w aspekcie fizycznym. Jasne, może oglądam żenujące filmy, słucham oklepanej muzyki, ale to część mnie.
Nie potrafiłam uciec od jego badawczego spojrzenia. Jeszcze nigdy nikt nie patrzył na mnie z taką mieszanką uczuć, która wyrażała zainteresowanie, jak i fascynację. Podniecenie łaskotało wnętrze mojego brzucha i z każdą chwilą czułam się jeszcze bardziej zrelaksowana.
— Jesteś naprawdę _cool_, więc nie widzę potrzeby, abyś miała się zmieniać. Gust to kwestia subiektywna, wiem o tym znacznie więcej niż wszyscy inni. Dla przykładu, kiedyś widziałem cię wychodzącą z kina, całą zasmarkaną i ogólnie… bardzo rozemocjonowaną. — Wykonał bliżej nieokreślony gest. — Chciałem podejść i zapytać czy wszystko okej. A wtedy ty zadzwoniłaś do kogoś i powiedziałaś: „Dobrze, że nie nałożyłam makijażu, bo to była absolutnie najpiękniejsza rzecz, jaką widziałam”.
Zakryłam twarz zażenowana.
— Szybko się wzruszam — potaknęłam. — Ja raczej miałam cię za odludka — powiedziałam szczerze, na co roześmiał się głośno. — Nigdy nie okazałeś chęci, by jakoś zapoznać się.
— Widywałem cię na randkach, dlatego raczej to nie moja bajka, by pchać się tam, gdzie nie potrzeba.
— To przez moich znajomych. Nie znoszę, gdy to robią — jęknęłam. — Ogólnie nie lubię niespodzianek i wszystkiego, co wiąże się z utratą kontroli, ale te randki najbardziej mnie denerwują. Lubię moich przyjaciół, ale te złote rady typu: umów się na randkę przez Internet, to totalna porażka. Gdyby to faktycznie było dla mnie takie proste, uwierz mi, zrobiłabym to.
— Więc po prostu nie potrafisz znaleźć odpowiedniego faceta do łóżka — podsumował.
— Jesteś bardzo dosadny.
— Lubię nazywać rzeczy po imieniu. Mnie również ciężko znaleźć odpowiednią partnerkę. Nie kryję tego, że przez większość moich związków wszystko było po prostu okej. Nawet w tej początkowej fazie. Zdaję sobie sprawę, że to nie była wina tych dziewczyn, bo były świetne. Posiadały listę samych zalet, ale, mimo wszystko, choć pod względem partnerskim dobrze nam się układało, tak łóżko nie zawsze było idealne. Prawdziwa intymność nie zdarza się zbyt często.
— Żebyś wiedział! — potaknęłam ochoczo. — Lubię się całować, lubię być dotykana, ale nie zawsze faceci zabierają się do tego w odpowiedni sposób. W dużej mierze to moja wina, bo zazwyczaj nie ma szans na macanki przed piątą randką i chyba nie jestem warta takiego zachodu, ale…
— Co takiego? — Zaśmiał się, przerywając mi. — To największa bzdura jaką kiedykolwiek usłyszałem. Chcesz usłyszeć, co sobie pomyślałem, kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem?
— Będzie to coś zboczonego?
— Rozmawiamy otwarcie. Wychodziłaś akurat na miasto, odstawiona, jakby cały Londyn miał należeć do ciebie. Pomyślałem, że ten, którego przyprowadzisz do domu, będzie cholernym szczęściarzem, bo ja oddałbym wszystko w tamtym momencie, nawet niesamowicie wysoką kaucję za tę żałosną chatę, abyś pozwoliła się pocałować. Tamtej nocy waliłem sobie konia, wyobrażając sobie twoje usta.
Po raz pierwszy coś takiego usłyszałam od faceta. Choć było to wulgarne, wydawało mi się znacznie bardziej prawdziwe niż zblazowane i wymuszone komplementy, które dostawałam od innych mężczyzn. Zapewne powinno mnie to urazić, jednak wyraz jego twarzy utwierdzał mnie w przekonaniu, że taki scenariusz faktycznie miał miejsce.
_Naprawdę podobałam mu się?_
— Czy teraz też chciałbyś mnie pocałować?
— Czy oddałabyś mój pocałunek, gdybym to zrobił?
Przybliżył się w moją stronę, zmniejszając dystans między nami. Wyciągnęłam dłoń, która była zimna za sprawą drinka, którego wcześniej trzymałam, i dotknęłam jego twarzy. Patrzył na mnie z niemym pytaniem, delikatnie marszcząc brwi. Wygładziłam pionową zmarszczkę i spojrzałam na usta.
— Podobasz mi się — powiedziałam cicho.
— Czemu wydajesz się być tym faktem zaskoczona? Całkiem atrakcyjny ze mnie mężczyzna.
— Chodzi o to, że moje ciało fizycznie uważa cię za pociągającego. Nie czuję niezręczności ani dyskomfortu, a to naprawdę miła odmiana.
Pochyliłam się ku niemu, delikatnie go całując. Nie odpowiedział. Patrzył na mnie otwartymi oczami, a kiedy wzięłam jego górną wargę między swoje, delikatnie ssąc, z jego gardła wydobył się bliżej nieokreślony dźwięk. Był to dla mnie kolejny sygnał, żeby posunąć się dalej. Przeniosłam ramiona na jego szyję, wsuwając dłonie w jego gęste loki, a wtedy on pocałował mnie tak, jak tego pragnęłam. Poczułam go aż w czubkach palców u stóp. Nie wiem, kiedy znalazłam się na jego kolanach, ale naprawdę chciałam więcej. Pieścił mnie w taki sposób, że całkowicie zapomniałam o tym, że jest kimś, kogo tak naprawdę nie znałam.
— Nic dziwnego, że lubisz się całować, skoro robisz to w taki sposób — powiedział niskim tonem. — Zaczynam żałować, że tak długo powstrzymywałem się przed przyjściem tutaj.
— Chcę więcej usłyszeć o twojej pracy — powiedziałam.
— Nie wiem, czy będę w stanie sklecić sensowne zdanie, kiedy siedzisz na mnie.
Roześmiałam się.
— Postaraj się.
Zniżyłam głos i possałam płatek jego ucha. Miałam rację, obłędnie pachniał.
— Czy to oznacza zgodę, bym mógł cię dotykać? Jestem bardzo ciekawy bielizny, którą miałaś na sobie wcześniej.
— Coś za coś. — Spojrzałam na niego przekornie. — Czemu akurat dziś przyszedłeś? — Zniżyłam głos i delikatnie polizałam zagłębienie pomiędzy jego obojczykami.
Wziął głębszy oddech zanim podjął.
— Podpisałem umowę na serię felietonów dla muzycznego czasopisma, dlatego sporo podróżuję. Przez minione pół roku więcej spałem w hotelowym łóżku niż w swoim, dlatego ostatnio dopadło mnie okropne zmęczenie.
Przesunął dłonie na moje uda, delikatnie je masując, a następnie przeniósł je na pośladki, jeszcze bardziej mnie do siebie przybliżając. Oparłam czoło o jego i przymknęłam oczy. Podobało mi się to, co robił z moim ciałem. Całkowicie poddawałam mu się, bez zbędnego skrępowania czy rozmyślania o kolejnym ruchu. Wszystko między nami wydawało się takie naturalne.
— Do wczoraj byłem w Manchesterze na koncercie — kontynuował cichym tonem, okazjonalnie składając drobne pocałunki na mojej twarzy. — Zostałem tam na kilka dni, by przeprowadzić wywiad z zespołem oraz wziąć udział w zaprzyjaźnionym podcaście muzycznym. Tam dziennikarz zapytał mnie o emocje, w związku z oglądaniem koncertów na żywo. I jasne, mogę się precyzyjnie wypowiedzieć o technicznych parametrach, warstwie tekstowej czy muzycznej. Tyle że to nie była odpowiedź na to pytanie. Zawsze, kiedy jestem wśród tłumu ludzi, obserwuję ich reakcje. Dlatego podczas naszej pogadanki przypomniała mi się pewna kobieta. Nazwałem ją _Dziewczyną w deszczu_.
— Ładna? — Pocałowałam go tuż za uchem, a jego dłonie niecierpliwie wkradły się pod mój T-shirt. Na mojej skórze automatycznie pojawiła się gęsia skórka.
— Śliczna.
— Podobał się jej koncert? — Głos mi się załamał, gdy uszczypnął sutek przez materiał biustonosza.
— Tańczyła jak wariatka i śpiewała każdą linijkę tekstu, nawet tego, który był w obcym języku — powiedział z uśmiechem błąkającym się po ustach. — Pomyślałem wówczas, że to musi być najlepszy czas w jej życiu.
— Czyj to był koncert? — Przeniósł usta na moją szyję, delikatnie mnie kąsając, a moje myśli zaczynały się zlewać w całość.
— The Rose, trasa _The Heal_.
Szeroki uśmiech wpełzł na moje usta.
— Byłam na ich koncercie w Londynie! Kochałam Woo-sunga od samego początku, zwłaszcza po usłyszeniu covera Lany _ILYSB_, ale to Do-joon skradł moje serce na żywo. Jego energia i prezencja na scenie to totalnie inny poziom.
— Są naprawdę świetni — potaknął i powrócił do moich ust. — Przygotowali niesamowity materiał, a trasa ma na ich fanów kojący wpływ.
— To prawda. Płakałam na koncercie, ale jednocześnie wyszłam z niego z takim lekkim sercem. Dlatego doskonale wiem, o czym mówisz.
Znowu spojrzał na mnie w taki sposób, że wewnątrz robiło mi się ciepło. Przesunął dłonią po moich włosach, po czym delikatnie ujął mój podbródek, cały czas patrząc mi w oczy. Nie panowałam nad własnym ciałem. Coraz większa ilość doznań sprawiała, że potrzebowałam czegoś więcej. Roztapiałam się pod jego spojrzeniem, a każdy pocałunek wypalał piętno na mojej skórze.
— Pytałaś czemu akurat dziś przyszedłem do ciebie. Widziałem cię na wielu wydarzeniach, obserwując z daleka, jakie wrażenia wywiera na tobie muzyka. Zastanawiałem się, jaka jesteś naprawdę. Zaintrygowałaś mnie od samego początku, ale nie było sposobności, aby poznać się bliżej. Dlatego musiałem takową wymyślić, by przekonać się, jaką osobą jest moja sąsiadka.
— I czego do tej pory się dowiedziałeś? — zapytałam na wydechu.
— Potwierdziło się, że jesteś niesamowicie seksowna. Twoje usta smakują jak niebo i naprawdę jesteś taka jak na koncercie.
— Czyli?
— Masz w sobie ogień, ale potrzebujesz iskry, aby się on rozniecił.
— Myślisz, że jesteś w stanie to uczynić? — Uniosłam jedną brew, patrząc na niego wyzywająco.
— Siedzisz na moich kolanach, a to nasza pierwsza randka. — Uśmiechnął się, ponownie łącząc nasze usta. Nie mogłam sobie odmówić jego pocałunków. — Twoje ciało mówi wszystko.
Ponownie wsunął dłonie pod mój podkoszulek i mocniej mnie do siebie przyciągnął, tak że stykaliśmy się torsami. Odchyliłam głowę do tyłu, pozwalając całować się po szyi. Pieścił wszystkie wrażliwe miejsca, doskonale wiedząc, jak mnie pobudzić na tyle, bym żądała więcej. Brakowało mi tego rodzaju bliskości. Szczerej uwagi, która przynosiła korzyści nam obydwojgu.
— Nie godzę się, aby to miała być randka.
Odsunęłam się od niego i odrzuciłam włosy na plecy.
— Więc jak to nazwiesz? — Uniósł brwi.
— Spotkanie zapoznawcze? — podsunęłam. — Chcę prawdziwych randek, a nie tylko ich imitacji. Jesteś w stanie mi to dać?
Przysunęłam się w jego stronę, a nasze usta dzieliły milimetry. Nie mogłam się powstrzymać. Nie, kiedy dłońmi badał krzywiznę mojego kręgosłupa, okazjonalnie pieszcząc brzuch oraz bawiąc się na granicy gumki paska od dresów. Nie marzyłam o niczym innym jak o tym, by w końcu dotknął mnie w moim najwrażliwszym punkcie.
— Tak — powiedział na wydechu.
— Bardzo chcesz mnie zaciągnąć do łóżka, co?
— Tak.
Obydwoje parsknęliśmy śmiechem.
— Więc chyba dziś jest więc twój szczęśliwy dzień. Przenieśmy się do drugiego pokoju.
Skinęłam głową w kierunku drzwi sypialni.
Nie musiałam mu dwa razy powtarzać. Jednym ruchem podniósł mnie, trzymając za pośladki, i ruszył w kierunku drugiego pokoju. Kiedy posadził mnie na łóżku, odsunął się na kilka chwil, przyglądając mi się.
— Jesteś naprawdę śliczna, Katie. — Pochylił się i mnie pocałował. Tym razem już nie tak delikatnie, co mi się spodobało. Miałam już coraz mniej cierpliwości na subtelne pieszczoty.
— Chyba po raz pierwszy wymawiasz moje imię — zauważyłam.
— Chciałem to sobie zostawić na wyjątkową okazję.
— Planowałeś więc od samego początku zaciągnąć mnie do sypialni.
Pomógł mi zdjąć mój T-shirt i to samo zrobił ze swoim, a następnie wylądowałam plecami na miękkim posłaniu. Chwycił mnie za nadgarstki i po raz kolejny pocałował, wydobywając z mojego gardła kolejny jęk.
— Jesteś fantastyczna pod każdym względem, Katie Porter — powiedział, schodząc coraz niżej. Moje dłonie znalazły się w jego włosach, a oddech stał się urywany. — Czy to zasmarkana po wyjątkowo łzawym filmie, czy fałszująca podczas sprzątania albo szalejąca na koncercie, jakby jutra miało nie być. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.
— Och, nawet nie wiesz jak mi teraz dobrze — jęknęłam, gdy zszedł na brzuch, obsypując go pocałunkami.
— Wszystko zrobimy powoli.
— Nie! Calum… ja… — Nie potrafiłam dokończyć, bo jego dłonie zsunęły moje dresy i zaczęły masować moją kobiecość.
— Obiecuję, że nie zrobię nic, czego nie będziesz chciała. W każdym momencie możemy przestać.
Spojrzał mi w oczy, a ja dostrzegłam, ile szczerości w nich było.
— Wszystko w porządku — zapewniłam.
— W takim razie uśmiechnij się do mnie i ciesz się z wszystkiego, tak mocno jak ja.
***
Obudziłam się nad ranem. Calum spał, cały czas ciasno mnie obejmując. Jego ciemne włosy leżały na poduszce obok, a niesamowicie długie rzęsy rzucały cień na lekko zaczerwienione policzki. Przeczesałam palcami te urocze loki i mimowolnie się uśmiechnęłam. Po raz pierwszy przeżyłam coś tak intymnego. Pod powiekami przeplatały mi się kolejne wspomnienia z wczorajszego wieczoru, ale nie potrafiłam ich żałować. To, co widziałam w jego oczach, sprawiało, że wreszcie poczułam się swobodnie. W żaden sposób nie czułam skrępowania ani zażenowania.
Wymknęłam się do łazienki i na chwilę usiadłam w salonie z telefonem w dłoni. Musiałam coś sprawdzić. Zaintrygowała mnie wspomniana wczoraj _Dziewczyna w deszczu._ Znalazłam odcinek podcastu, którego był gościem i na dźwięk jego głosu ponownie poczułam skurcz w podbrzuszu. Z uśmiechem na ustach słuchałam o tym, jak mówił o muzyce.
— Odwiedziłeś wiele miejsc, widziałeś setki koncertów — powiedział prowadzący. — Kto spośród publiczności najbardziej zapadł ci w pamięć?
— _Dziewczyna w deszczu_ — odpowiedział Calum bez zawahania. — Południowo-koreański zespół popowo-rockowy jakiś czas temu wypuścił piosenkę _She’s In The Rain_. Miałem okazję być na ich koncercie podczas trasy koncertowej _The Heal_. Wśród tłumu dostrzegłem dziewczynę, która płakała na tym utworze. Wydawało mi się, że utożsamiła się z tym tekstem, który jest bardzo piękny, ale jednocześnie niesamowicie smutny. By rozszerzyć kontekst trzeba powiedzieć, że Korea Południowa to kraj, w którym jest bardzo duży odsetek samobójstw. Dlatego mówi się, że owa kobieta właśnie chce odebrać sobie życie. Podmiot liryczny chce ją pocieszyć i być przy niej: _She’s in the rain; You wanna hurt yourself, I’ll stay with you; You wanna make yourself go through the pain; It’s better to be held than holding on._
— Wow, to piękne — powiedział w zachwycie prowadzący. — „_It’s better to be held than holding on_” — powtórzył. — Ta linijka daje takie uderzenie. Jakby podmiot liryczny mówił: to w porządku przyjąć czyjąś pomoc. To okej być przez chwilę słabym.
— Dokładnie — potaknął Calum.
— Wróćmy jednak do tytułowej _Dziewczyny w deszczu_. Co było w niej takiego wyjątkowego?
— Rzecz w tym, że to moja sąsiadka. Nie znamy się za bardzo, ale jest naprawdę zapierająca dech. Strasznie mnie wkurza, że chodzi na te aranżowane randki przez jej „życzliwych” znajomych. Żaden z tych kolesi nawet nie dostrzega tego, jak cudowna, niezależna i silna jest. A najgorsze jest to, że ani jeden facet nie zadaje sobie trudu, aby postawić ją na piedestale i sprawić, aby poczuła się doceniona i ważna. Zamiast tego zachowują się, jakby łapali zdobycz. Są raczej z tych kolesi, co wyśmiewają jej upodobania filmowe czy muzyczne, jednocześnie sprawiając jej przykrość. I to nie są żartobliwe przepychanki słowne, mające na celu flirt. Oni po prostu chcą pokazać, że są ważniejsi i niestety przez to jej poczucie własnej wartości spada. Gdybyś tylko widział, jak krzyczała na koncercie: _I know I don’t belong here; Why am I so insecure? _— Zacmokał niezadowolony. — To strasznie frustrujące, że właśnie tak wspaniałe kobiety kończą z totalnymi dupkami.
_Jak mógł tak wiele zauważyć, jednocześnie tak niewiele ze mną rozmawiając?_
Wyłączyłam telefon i wróciłam do sypialni. Położyłam się obok Caluma, a kiedy wyczuł, że znajduję się obok niego, jego ramiona zamknęły mnie w szczelnym uścisku. Jakby instynktownie przesunął ustami po moim czole, a mnie ogarnął błogi spokój. Zwyczajność tej sytuacji uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. On w moim łóżku, zero niezręczności i …
— Katie, jeśli nie przestaniesz się wiercić, na tym zakończy się nasze wspólne spanie i zajmiemy się znacznie aktywniejszymi rzeczami — powiedział niskim głosem, nie otwierając oczu.
— Widziałeś mnie na The Rose — zaczęłam cicho — i mimo wszystko nadal chcesz mnie lepiej poznać.
Uśmiechnął się leniwie i po raz kolejny pocałował moje w czoło.
— Do końca życia będę ci wypominał, że stałaś z transparentem: „Nadal czekam na wasz nagi teledysk do _Childchood”_.
Roześmiałam się.
— Bo naprawdę czekam.
— Mam nadzieję, że zawsze taka będziesz, Katie. Nieustraszona, zabawna i pełna tych wszystkich zwariowanych emocji, które tobą targają. Nigdy nie wstydź się ich okazywać, łącznie z tymi złymi. Ludzie muszą wiedzieć, że istnieją granice. Nie pozwól im się krzywdzić, ani nie rób rzeczy, które sprawiają, że czujesz się niekomfortowo.
— Naprawdę zaczynam żałować, że nie poderwałeś mnie podczas naszego pierwszego spotkania.
— Ta fantazja nadal mnie nawiedza — jęknął zbolałym tonem.
Wstałam na moment i podeszłam do toaletki w poszukiwaniu mojej czerwonej szminki.
— Chyba nadal jesteś zmęczony po podróży, więc będę na tyle dobra, że postaram sprawić, abyś poczuł się nieco rozluźniony.
Pomalowałam usta i zdjęłam podkoszulek przez głowę, pozostając w samych koronkowych majtkach.
— Ja pierdolę, mam nadzieję, że to nie sen — powiedział jedynie, a mnie całkowicie wystarczyła jego reakcja.FOLKLORE — ósmy album studyjny Taylor Swift.
MERCH (ANG) — dosłownie towar, jednak tak określa się gadżety, ubrania związane z jakimś zespołem bądź gwiazdą. Np. podkoszulki z logo zespołu, przypinki, magnesy itd.
HEAL (ANG) — uzdrowić.
Z angielskiego: „Ona jest w deszczu; Chcesz zrobić sobie krzywdę, zostanę z tobą; Chcesz sama przebrnąć przez drogę pełną bólu; Lepiej być trzymanym niż trzymać się”. The Rose, _She’s In The Rain_, rok wydania 2018, z EP _Dawn_.
Z angielskiego: „Wiem, że nie pasuję tutaj; Dlaczego jestem taka niepewna?” — fragment piosenki The Rose, _The definition of ugly is_, rok wydania 2022, z albumu _Heal_.