Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Lewandowski. Prawdziwy - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
17 listopada 2025
3249 pkt
punktów Virtualo

Lewandowski. Prawdziwy - ebook

Lewandowski. Prawdziwy to historia drogi na szczyt jednego z najwybitniejszych napastników w dziejach piłki nożnej, a jednocześnie opowieść o ludzkich słabościach, błędach, konfliktach i brudnej stronie sportu na najwyższym poziomie.

Sebastian Staszewski dzięki rozmowom z ponad 250 osobami, w tym ekskluzywnym wywiadom z ikonami futbolu: Thomasem Müllerem, Gavim, Joanem Laportą, Karlem-Heinzem Rummeniggem, Joachimem Löwem, Andrijem Szewczenką czy Wojciechem Szczęsnym, ujawnia nieznane fakty, ekscytujące kulisy transferów i najskrytsze sekrety Roberta Lewandowskiego, a także odsłania tajemnice szatni Borussii Dortmund, Bayernu Monachium, FC Barcelony i reprezentacji Polski.

Lewandowski. Prawdziwy ukazuje historię rodziny snajpera Barcelony, kuluary utraty kapitańskiej opaski i afery premiowej w Katarze czy sztuczki stosowane podczas walki o transfer do Hiszpanii. Autor zdradza, komu Lewy groził strajkiem, z kim pobił się na treningu Bayernu i dlaczego tajna umowa uniemożliwiła mu grę w Realu Madryt, analizuje też skomplikowane relacje snajpera z Xavim, Ancelottim, Brzęczkiem, Glikiem czy Błaszczykowskim, obalając przy tym mnóstwo mitów na temat kapitana polskiej kadry. Staszewski trudne pytania zadaje również samemu Lewandowskiemu. Wszystko to razem sprawia, że to najbardziej szczery, wnikliwy oraz kompletny obraz słynnego piłkarza, jaki kiedykolwiek powstał.

Po tej książce już nigdy nie spojrzysz na Lewandowskiego tak samo.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Sport i zabawa
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8406-036-0
Rozmiar pliku: 20 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Tego dnia znalezienie wolnego stolika graniczyło z cudem. Wszystko przez La Diadę, obchodzone 11 września Święto Katalonii, które mieszkańcy tej miłującej wolność i futbol krainy celebrowali winem pitym z dzbanka zwanego porró. Nie inaczej było w położonej na przedmieściach Barcelony Gavie. A właśnie tam czekało mnie spotkanie z Robertem Lewandowskim.

Obsesją jednego z najlepszych piłkarzy świata jest nie tylko strzelanie goli i zdrowy styl życia, ale także kontrola. Wraz ze swoim otoczeniem od dawna robi wiele, aby zbudowany z kolejnych pucharów i statuetek złoty cielec nie miał choćby rysy. Dlatego też pobłogosławione przez niego projekty – jak autoryzowana biografia czy film dokumentalny – były słodkie niczym wanilia. „Mój największy zarzut pod adresem Roberta jest taki, że nie poruszył w nich trudnych tematów” – powiedział mi kiedyś Wojciech Szczęsny, jeden z najbliższych kolegów gwiazdora Barcelony. Golkiper dodał także, że prawdziwego Lewandowskiego tak naprawdę zna mało kto.

Postanowiłem to zmienić.

O powstawaniu tej książki Robert dowiedział się dopiero kilka tygodni przed naszym pierwszym spotkaniem – w momencie, gdy na liście moich rozmówców byli już mistrzowie świata i Europy, zdobywcy Złotej Piłki, dawni selekcjonerzy, znajomi rodziny i koledzy z podwórka, partnerzy z klubów oraz reprezentacji, prezydenci, artyści, profesorowie, dziennikarze i wiele innych osób. Koncepcja stworzenia nieautoryzowanej biografii z założenia stała w sprzeczności z celami ludzi z najbliższego otoczenia kapitana reprezentacji Polski, więc przez kilka miesięcy pracowałem dyskretnie. Czasem to ja prosiłem informatorów, aby zachowali dla siebie fakt naszej rozmowy, czasem to im na tym zależało. Nigdy jednak nie miałem pewności, czy ktoś nie zadzwoni do piłkarza i nie powie mu o moich zamiarach. Ale tak się nie stało.

Dlaczego nikt się na to nie zdecydował? Czy to z powodu pancernej szyby, którą w drodze na szczyt odgrodził się od świata? Strachu przed jego reakcją? A może wskutek niechęci do niego? Teoria, w którą osobiście wierzę najbardziej, zawiera się w jednym tylko zdaniu wypowiedzianym przez bliską Lewandowskiemu osobę: „A może ludzie chcą, aby świat dowiedział się, jaki Robert jest naprawdę?”.

Nawet jeśli tak było, to wciąż nie miałem pojęcia, jak na wieść o książce zareaguje sam piłkarz. Przecież badałem dziesiątki niewygodnych dla niego wątków: nieznanej przeszłości rodziny, problemów zdrowotnych ojca, konfliktów z kolegami z kadry, nielegalnych umów z Bayernem, afery premiowej na mundialu w Katarze, brudnej walki o transfer do Barcelony, oskarżeń o kupno dyplomu wyższej uczelni, bójki z paparazzi czy nieprawidłowości podatkowych. Ale odpowiedź na propozycję spotkania przyszła szybko i była pozytywna.

Jednak gdy 11 września nieco spóźniony Robert zaparkował zielonkawego range rovera przed położoną tuż nad morzem restauracją Catalina, nie wyglądał na zadowolonego. Chłodne było również nasze przywitanie. Co prawda od blisko dwóch dekad przemierzaliśmy wspólnie piłkarski szlak – on jako zawodnik, ja jako reporter – ale połowę tego czasu nie mieliśmy kontaktu. Ostatni raz widzieliśmy się w 2023 roku, w pobliskim Castelldefels, gdzie szczęśliwy piłkarz Barçy opowiedział mi o zdobyciu pierwszego mistrzostwa Hiszpanii. Wtedy epatował pozytywną energią, teraz jednak był – to chyba najcelniejsze określenie – zdystansowany.

Chociaż lokal pękał w szwach, na widok Polaka sympatyczny właściciel natychmiast zaprosił nas do dyskretnej, utrzymanej w rustykalnym stylu salki, której ściany zostały wyłożone jasnym drewnem. Gdy już usiedliśmy, Robert zapytał:

– Kiedy wracasz do Polski?

– Przyleciałem z biletem w jedną stronę – odparłem zgodnie z prawdą. – Jeśli więc rozmowa pójdzie w złym kierunku, być może jeszcze dziś.

Warunki spotkania ustaliliśmy wcześniej: miałem prawo pytać o wszystko, a każde wypowiedziane przez Lewego słowo mogło zostać wykorzystane na potrzeby tej biografii. Ta była już niemal gotowa – brakowało w niej tylko wypowiedzi głównego bohatera. Chociaż Lewandowski wciąż patrzył na mnie nieufnie, widziałem, że jest ciekaw tego, co udało mi się dowiedzieć.

Cztery godziny później rozstaliśmy się z poczuciem ulgi. Przynajmniej ja. To nie była łatwa rozmowa, w jej trakcie śmiech Roberta zastępowała irytacja, a rozbawienie – złość i rozczarowanie. W pewnym momencie, lecz może to tylko moje wrażenie, w jego oczach pojawiły się nawet łzy. Chociaż poznałem go na długo przed tym, jak stał się tym Lewandowskim, i przeprowadziłem z nim wiele wywiadów, nigdy wcześniej nie słyszałem go tak szczerego. Tym razem nie chował się za okrągłymi zdaniami, odpierał trudne zarzuty, ale i sam je formułował, mówił o konkretnych ludziach oraz momentach, zdobył się również na samokrytykę. Nie znając treści książki, miał do dyspozycji tylko jeden oręż – swoją prawdę. I postanowił z niego skorzystać.

To było pierwsze z trzech naszych spotkań w Gavie między 11 a 19 września. W ich trakcie zarejestrowałem blisko dziesięć godzin rozmów, których najciekawsze fragmenty publikuję – tak jak się umówiliśmy, bez ingerencji piłkarza w ich treść. Dzięki nim Robert stał się czynnym uczestnikiem opowieści o samym sobie – historii niepozbawionej porażek, błędów i słabości, ale przede wszystkim historii pięknej: o chudym jak patyk dzieciaku z Leszna, który rzucił na kolana cały świat.

Od początku pracy nad tą biografią moim drogowskazem był jej tytuł – Prawdziwy. Bo prawdziwy miał być portret człowieka, którego niemożliwy do zrozumienia dla zwykłych śmiertelników perfekcjonizm przysporzył mu krytyków, a nawet wrogów, a jednocześnie pozwolił wejść na piłkarski olimp, gdzie czekali Leo Messi z Cristiano Ronaldo. Tworząc ten portret, odbyłem pięćdziesiąt podróży po trzech krajach i przeprowadziłem wywiady z ponad dwustu pięćdziesięcioma osobami. Niektóre z nich – jak Thomas Müller, Gavi, Wojciech Szczęsny, Joan Laporta, Karl-Heinz Rummenigge, ale też prezydent Karol Nawrocki, Cezary Pazura czy Quebonafide – regularnie wypowiadają się na pierwszych stronach gazet, inne z kolei po raz pierwszy w życiu pozwoliły zajrzeć dziennikarzowi do zakamarków swej pamięci. Z większością z nich spotkałem się twarzą w twarz. Wszystko po to, by dowiedzieć się, kim naprawdę jest Robert Lewandowski.

Wierzę, że udało mi się znaleźć odpowiedź na to pytanie.

W końcu – prawdziwą.

Castelldefels, 29 września 2025 rokuProlog

Świat, który znał, rozpadł się na tysiące kawałków po trzech słowach. Z prędkością światła przeszyły jego dziecięcą duszę, wypełniły każdą komórkę wątłego jeszcze ciała, jednocześnie zmroziły i rozpaliły serce, umysł przygniotły myślami ciężkimi jak głaz. Takie słowa potrafią skruszyć nawet prawdziwych twardzieli. Mówią wszystko, chociaż zawierają tylko krótką informację.

Za to najważniejszą.

Wypalającą znamię.

Po której oddałoby się wszystko, by móc cofnąć czas i sprawić, aby pewne zdania nigdy nie zostały wypowiedziane.

Ale tego popołudnia na wszystko było już za późno.

Chwilę wcześniej wszedł do mieszkania, otrzepał buty i odstawił plecak. Jak zwykle, gdy wracał z lekcji. Zresztą po ten plecak musiał wrócić do szkoły, bo zapomniał go zabrać. Gdy już go znalazł, zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz – mama. Poprosiła, aby szybko przyjechał, bo chce z nim porozmawiać. Wskoczył do tramwaju pełen złych przeczuć, przez całą trasę wpatrywał się w jeden punkt. Gdy tylko wszedł do mieszkania, od razu zauważył podkrążone oczy mamy. Poprosiła go, aby usiadł.

– Tata nie żyje.

Najpierw pomyślał, że chodzi o dziadka. Ale po chwili wszystko zrozumiał. Gdy dotarło do niego, że najbliższa mu osoba odeszła drogą wszystkich ludzi, zapadła w nim ciemność. Przez lata jego umysł będzie starał się wyprzeć to traumatyczne wspomnienie, a w relacjach z tamtej chwili pojawi się sformułowanie „o ile pamiętam”. A przecież o takim momencie nie da się zapomnieć, zostaje on z człowiekiem niczym blizna. Dlatego do tego bolesnego dnia będzie wracał przez całe życie.

Wszystkie najważniejsze bramki zadedykuje ojcu.

To dla niego zdemoluje Real Madryt, ośmieszy Wolfsburg i wygra Ligę Mistrzów.

Na jego cześć zostanie najlepszym napastnikiem na świecie i legendą futbolu.

Ale to wszystko wydarzy się dopiero za kilkanaście lat. W tamtej chwili były tylko łzy i bezradność. Mimo to próbował być twardy. Zacisnął zęby i odparł: „Tak myślałem”.

Wiedział o złym stanie ojca, który zmagał się z chorobą wieńcową i nadciśnieniem. Do tego przytył, zdarzało mu się też nadużywać alkoholu. Jakby tego było mało, wyrósł mu guz – jak podejrzewano – nowotworowy. A to zwaliło go z nóg. On – dusza towarzystwa, wodzirej, judoka, trener – stracił chęć do walki. Poddał się, opuścił gardę – a choroba tylko na to czekała. Po latach jego żona przyzna, że prawdopodobnie cierpiał na depresję. Znajomi także zapamiętali sugerujące to symptomy: zniechęcenie, zmęczenie, rezygnację.

Ratunkiem miała być operacja, której tak bardzo się obawiał. Zabieg przeszedł w szpitalu, w którym szesnaście lat wcześniej urodził się syn będący najważniejszym projektem jego życia. Ucieszył się po wyjściu z placówki, bo chłopak czekał na niego w samochodzie. Razem pojechali do Leszna, gdzie spędzili kolejne dwa dni.

Rozstali się w niedzielę. Syn spakował ubrania i wraz z matką wyruszył na warszawskie Bielany, skąd miał bliżej do szkoły i na treningi. Od jakiegoś czasu w mieszkaniu po babci pomieszkiwał z siostrą, która tym razem wróciła do domu. On został.

Pod ich nieobecność ojciec kręcił się po podwórku, wyszedł z psem na ulicę, zamienił też kilka zdań z sąsiadem, do którego miał wpaść na małą uroczystość. Ale choć uwielbiał wszelkiego ro-dzaju prywatki, po powrocie żony wybrał odpoczynek.

To ona zorientowała się nad ranem, że mąż, który zazwyczaj pochrapywał, w ogóle się nie porusza. I jest siny. Najpierw zaczęła krzyczeć, później chwyciła za telefon i roztrzęsiona wezwała pogotowie. Zadzwoniła też po sąsiadkę i kolejną znajomą, która pracowała jako pielęgniarka. Jedna z nich zapamiętała, że nikt się nie spieszył, nie było akcji ratowniczej jak w amerykańskich filmach. Ambulans w końcu dojechał, ale mężczyzna już nie żył. Ślady na głowie sugerowały, że zabójcą okazał się nie rak, a wylew. Prawdopodobnie spowodowało go to, że wieczorem napił się alkoholu i zapomniał wziąć tabletek.

Kiedy odchodził, jego nieświadomy tragedii syn jeszcze spał. Następnego dnia chłopak poszedł do szkoły, był przecież w pierwszej klasie liceum. Siedząc na lekcjach, nie miał pojęcia, że ojca już nie ma. A później odebrał telefon i wrócił do mieszkania, w którym czekała na niego zapłakana matka.

I usłyszał te trzy przeklęte słowa.

– Tata nie żyje.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij