Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Leybe i Siora czyli Listy dwóch kochanków: Tom 1-2 romans. - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Leybe i Siora czyli Listy dwóch kochanków: Tom 1-2 romans. - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 375 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ro­mans przez

J. U. N.

Tom I.

Da­le­ką iest ode­mnie myśl, Lud Sta­ro­za­kon­ny, na wy­tę­pie­nie, lub wy­gna­nie wska­zy­wać: po­pra­wić go, przy­wieść do upa­mię­ta­nia, do po­zna­nia wła­sne­go do­bra, to iest, co na­uka Chrze­ściiań­ska po­da­ie.

W War­sza­wie.

W Druk: Za­wadz­kie­go i Węc­kie­go Uprzy:

Dru­ka­rzy i Księ­ga­rzy Dwo­ru Kró­le­stwa Pol­skie­go

1821.

Wol­no dru­ko­wać.

W War­sza­wie d. 30. Li­sto­pa­da. 1820.

Czar­nec­ki Cenz: Woi: Maz:DO CZY­TEL­NI­KA.

Lud obcy, roz­la­ny po ca­łey prze­strze­ni kra­iu na­sze­go, skła­da­ią­cy szó­stą część lud­no­ści na­szey ogól­ney, a całą pra­wie lud­ność miast po­mniej­szych, lud od­dziel­ny nie tyl­ko wia­rą ale ię­zy­kiem, ubio­rem, oby­cza­ia­mi, lud, co od­bie­gł­szy pra­we­go za­ko­nu Moy­że­sza na­po­ił się dzi­kie­mi za­go­rzal­ców swo­ich prze­są­da­mi, nie uzna­ie praw cy­wil­nych, ni są­dów kra­io­wych, nie uzna­ie chrze­ścian za biź­nich, za lu­dzi, co z dzie­ciń­stwa wpa­ia w mło­dzież swo­ią za­wzię­tą ku nam nie­na­wiść, sło­wem lud skła­da­ią­cy nie­bez­piecz­ne sta­tum in sta­tu, nie dziw, że wzbu­dził w in­nych kra­iach, i u nas nay­żyw­szą i naj­tro­skliw­szą oba­wę. Każ­dy się u nas pyta, co bę­dzie z imie­niem Po­la­ka, co się sta­nie z chrzę­ściiań­stwem, ie­że­li lud ten zo­staw­szy przy swey od­dziel­no­ści, przy swo­iey nie­na­wi­ści, i gru­bych prze­są­dach, mno­żyć się i da­ley bę­dzie w ta­kiey iak dzi­siay pro­gres­syi.

Wie­lu oby­wa­te­li ude­rzo­nych tym nie­bez­pie­czeń­stwa wi­do­kiem, ieło w tak wa­zney ma­te­ryi ogła­szać dru­kiem my­śli i zda­nia swo­ie. Miło nam iest wi­dzieć, iż wy­iąw­szy bar­dzo małą licz­bę, wszy­scy trzy­ma­iąc się na­uki Zba­wi­cie­la na­sze­go, da­le­cy od prze­śla­do­wa­nia, i środ­ków su­ro­wych, od­da­iąc po­li­to­wa­nie za nie­na­wiść, zba­wien­ne ży­cze­nia za prze­klę­stwa, kre­śląc ob­raz szko­dli­wych prze­są­dów ży­dow­skich, po­da­wa­li ra­zem spo­so­by, iak im za­po­biedz, iak lud obłą­ka­ny przez star­szych swo­ich na­pro­wa­dzi? na dro­gę roz­sąd­ku, i wła­sne­go ich do­bra.

Mię­dzy wie­lu ziom­ka­mi na­sze­mi; co nay­daw­niey, i nay­do­kład­niey rzecz tę zgłę­bi­li, za­słu­żo­ny oy­czy­znie swey mąż s. p. Tad: Czac­ki, Sta­ro­sta No­wo­grodz­ki, JW. Wo­dzic­ki Pre­zes Rzpl­tey Kra­kow­skiey, JW. Rad­cą Sta­nu Sta­szyc, Kacz­kow­ski, JW. Pan Ra­do­miń­ski, i wie­lu in­nych na naysz­cze­gól – niey­szą za­słu­gu­ią uwa­gę (1). Wi­dać w dzie­łach ich praw­dzi­wy duch oby­wa­tel­ski, mó­wią oni o szko­dli­wych prze­są­dach ży­dow­skich z zna­io­mo­ścią rze­czy, i do­świad­cze­niem, po­da­iąc spo­so­hy do po­praw (peł­ne roz­sąd­ku i ludz­ko­ści), prze­ko­na­li Chrze­ściian, prze­ko­na­li­by za­pew­ne i ży­dów, gdy- – (1) Oprócz wy­mie­nio­nych Au­to­rów, na­stę­pu­ią­ce pi­sma o ży­dach wy­szły w ię­zy­ku na­szym. O Ży­dach i Ju­da­izmie w Sie­dl­cach r. 1820. Uwa­gi pew­ne­go, ofi­ce­ra w r. 1818. o Ży­dach w Pol­sz­cze r. 1816. Spo­sób na ży­dów. Je­ro­bal czy­li mowa o ży­dach. Proź­ba czy­li uspra­wir­dli­wie­nie się ludu Sta­ro­za­kon­ne­go, dzieł­ko waż­ne w r. 1820.

Niem­cy, któ­rzy każ­dą przed­się­wzię­tą przez sie­bie ma­te­ryą do­sko­na­le zgłę­bia­ją, wie­le o ży­dach pi­sa­li. Dzie­ła ich, z któ­rych, nie umie­ią­cy po he­bray­sku, nie raz z ko­rzy­ścią czer­pa­łem, są na Stę­pu­ią­ce: 1 Ju­di­sche Au­gen­gläser durch Ro­blik Könik-gratz 1743. 2. Tom… in fo­lio. 2. Ra­bi­ni­smus oder Tal­mu­di­sche Thor­lie­iten Am­ster­dam 1789. 3. Die Ju­den und das Ju­den­tum Köhln r. 1816. Etwas Cha­rak­te­ri­stik der Ju­den von La­za­rus Ben­da­wid. Przy­dać do tego na­le­ży Ziom­ka na­sze­go Sta­ro­za­kon­ne­go Da­wi­da Frie­dlän­de­ra, Ja­ku­bo­wa Kal­mau­so­na z Ru­bie­szo­wa.

by so­bie po­chle­biać moż­na że praw­da do fa­na­ty­zmu, i za­sta­rza­łych prze­są­dów, kie­dy­kol­wiek przy­stęp zna­leźć może.

Czy­ta­iąc ze sma­kiem i zbu­do­wa­niem dzie­ła tych mę­żów, uzna­łem, iż do ro­zur­no­wa­nia ich nad tak wal­nym Przed­mio­tem, do spo­so­bów, któ­re do po­lep­sze­nia złe­go po­da­ią, nic pra­wie przy­dać nie moż­na, chęć ato­li przy­czy­nie­nia się z mo­iey stro­ny do tak waż­ne­go dzie­ła, po­da­ła myśl, czy­li prze­są­dy ży­dów, nie ludz­kie star­szych ich na­uki i rzą­dy, wy­sta­wio­ne na wi­dok w spo­so­bie, iż tak rze­kę, dra­ma­tycz­nym, nie uczy­nią ich iaw­niey­sze­mi iesz­cze, i w sa­mym kształ­cie swo­im, przez sam ty­tuł Ro­man­su, wia­do­mość o tylu prze­są­dach nie uczy­nią po­wszech­niey­szą, a co nay­bar­dziey do ży­cze­nia, śmiesz­no­ścią swo­ią nie prze­ko­na­ła ży­dów sa­mych, iak prze­ciw­ne pi­smu, błęd­ne i szko­dli­we są Tał­mu­do­we na­uki, na­uki, któ­re star­si dla wła­sney tyl­ko ko­rzy­ści, z dzie­ciń­stwa wpa­iać w nich nie prze­sta­ią, Ten był ie­dy­nie po­wód, dla któ­re­go, po tylu świa­tłych pi­sa­rzach, od­wa­ży­łem się w tak waż­ney ma­te­ryi coś iesz­cze po­wie­dzieć.

Da­le­ką iest ode­mnie myśl, by lud ten nie­szczę­sny na wy­tę­pie­nie, lub wy­gna­nie ska­zy­wać, po­pra­wić go, prze­wieść do upa­mię­ta­nia, do po­zna­nia wła­sne­go do­bra, to iest, co na­uka Chrze­ściiań­ska po­da­ie.

Każ­dy roz­sąd­ny sta­ro­za­kon­ny, co dzieł­ko to czy­tać bę­dzie, uzna, iż wszyst­kie wy­tknię­te w niem nie­ludz­kie prze­są­dy, śmiesz­ne za­bo­bo­ny, wier­nie z Tał­mu­du i Ko­men­ta­rzów owe­go wy­ię­te są: zwy­ka­za­niem na­wet Roz­dzia­łów i kart, gdzie ich szu­kać. Do kil­ku To­mów ogrom­nych, mógł­bym był dzie­ło to po­więk­szyć, gdy­bym chciał wię­cey wy­pi­sy­wać nie­po­ię­tych ich ba­śni: lecz lę­ka­iąc się znu­dze­nia czy­tel­ni­ków są­dzi­łem, że dość bę­dzie i na tych. Nie pro­wa­dzi mię nien­wiść, ie­że­lim nie­po­chleb­ne­mi ko­lo­ra­mi od­ma­lo­wał Jan­kie­la i za­go­rzal­ców, co lud bied­ny w błę­dach i uci­sku trzy­ma­ią, praw­dzi­wą było dla mnie roz­ko­szą w oso­bie Abra­ha­ma skre­ślić ob­raz sza­now­ne­go i cno­tli­we­go Jzra­eli­ty, któ­ry ści­śle trzy­ma­iąc się za­ko­nu swo­ie­go, po­tra­fił roz­róż­nić sło­wa Boga, od na­uki przez obłą­ka­nych i za­go­rza­łych lu­dzi po­da­ney. Cha­rak­ter Ley­by,

Sió­ry, Ra­che­li, słu­żyć mogą za wzo­ry dla Jzra­el­skiey mło­dzie­ży.

Po­wró­cić ży­dów do praw­dzi­we­go świa­tła, ule­czyć ich od prze­są­dów, wska­zać im, iż trzy­ma­iąc się nie­ludz­kich star­szy­zny swóy pra­wi­deł, sami się po­grą­ża­ją w upodle­niu i nę­dzy, sar­ni ta­mu­ią so­bie dro­gę do wszyst­kich w spół­e­czeń­stwie ludz­kiem ko­rzy­ści, to iest, co dzieł­ka tego iest ie­dy­nym przed­mio­tem. Szczę­śli­wy, ie­ze­li choć w czę­ści do­pnę za­mia­ru mego.LIST I – SZY. SIÓ­RA DO LEY­BY.

Miły Ley­bu­siu!

z Ber­dy­cze­wa dnia Igo Jgier.

Po roz­sta­niu się na­szem, nie mia­łam i ied­ney chwi­li we­so­łey; tę­sk­no­ta na­peł­nia du­szę moią, nie mię ro­ze­rwać nie może. Ach cze­muż wy­ie­cha­li­śmy z War­sza­wy, cze­muż go­rącz­ka spe­ku­la­cy­ina, po­ry­wa­ią­ca ustaw­nie oyca mego, przy­mu­si­ła go po­rzu­cić do­bre i pew­ne mie­nie w sto­li­cy, i pusz­czać się na nie­bez­piecz­ne ha­zar­dy. Wiesz, iż się on te­raz bawi prze­my­ca­niem to­wa­rów, i koni, mię­dzy Ra­dzi­wi­ło­wem a Bro­da­mi. Co za nie­bez­piecz­ne rze­mio­sło, iak nie­pew­ne zy­ski! a iak okrop­ne stra­ty. Że po­zy­skaw­szy Straż­ni­ków uda­ło mu się raz prze­my­cić na tam­tą stro­nę 72. koni, że wie­le na­tem prze­my­ce­niu za­ro­bił, iuż ro­zu­mie, że za­wsze tak bę­dzie, iuż mu się ma­rzą kro­cie i mi­lio­ny. Pa­mię­tam, iak zdro­we­mi uwa­ga­mi, od­wra­ca­łeś go od tego, pa­mię­tam sro­gie obu­rze­nie się iego. Nig­dy, nig­dy, chwi­la ta nie wy­y­dzie z pa­mię­ci mo­iey. Jak mu się za­iskrzy­ły oczy, na­ie­ży­ły czer­wo­ne pey­sa­ki. Precz, precz za­wo­łał z uwa­ga­mi temi, wi­dzę w nich skut­ki no­wey edu­ka­cyi wa­szey; gdy­bym nie miał In­nych przy­czyn po­rzu­ce­nia War­sza­wy, to i ta ied­na by­ła­by do­sta­tecz­ną, by Sió­rę moią od­da­lić od prze­wrot­ne­go Ley­by: dłu­gom się na nim za­wo­dził, lecz wi­dzę, że przez nie­go za­gi­ną sta­ro­daw­ne pra­wi­dła na­sze, a może i cały za­kon Moy­że­sza. Oszu­ku­ię Chrze­ścian, bo mi to Tal­mud po­zwa­la: wy­wio­zę Sió­rę moią, bo wi­dzę, ie i iey chwy­ci­ły się no­wo­ści. Tu su­ro­wy wzrok rzu­ciw­szy na cie­bie, po­ca­ło­wał cy­ce­lę, wpadł do ko­mo­ry, drzwi sil­nie za­trza­snąw­szy za sobą.

Na to ofuk­nie­nie bied­na mat­ka moia po­szła od­szu­mo­wać łok­szyn, go­tu­ią­cy się w ko­mi­nie, a ia siadł­szy na ła­wie pła­ka­łam. I cóż po­my­śla­łam so­bie tak szko­dli­we­go było w wy­cho­wa­niu mo­iem? przez trzy lata tru­dy Ley­by nad oświe­ce­niem mo­iem, na­uczy­ły mię wię­cey roz­sąd­nych, i po­trzeb­nych rze­czy, niż się na­uczą wszyst­kie ba­chu­ry na­sze przez lat sie­dem mo­zol­ne­go mę­cze­nia się nad księ­ga­mi, któ­rych, że nie są zro­zu­mia­ne, nie zro­zu­mie­ią nig­dy. Niech in­ney nie by­ło­by ko­rzy­ści iak ta, że miły móy Ley­be­le! pi­sać do cie­bie, wy­nu­rzyć ci czu­cia moie moge, ia­każ, iuż nie­po­ię­ta ro­skosz. I cóż­bym wy­ra­zić mo­gła wtey po­ka­le­czo­ney nie­miecz­czyż­nie pi­sa­ney he­bray­skie­mi li­te­ra­mi, któ­rą my ię­zy­kiem ży­dow­skim zo­wie­my. Nig­dy Abra­ham, Jza­ak, i Ja­kób, nig­dy pra­wo­daw­ca nasz Moj­żesz, ię­zy­kiem tym nie mó­wi­li. Rodo – wi­tym każ­de­go ię­zy­kiem, iest ię­zyk tey zie­mi, na któ­rey się czło­wiek uro­dził: my się ro­dzi­li w Pol­sz­cze, Pol­ska więc mowa, iest oy­czy­stą mową na­szą; tą pisz­my, w tey roz­ma­wiaj­my.

Speł­ni­ły się w krót­ce okrop­ne za­po­wie­dze­nia oyca mego: po dłu­giey w ko­mo­rze z Cha­imem roz­mo­wie, wy­szedł móy oy­ciec bar­dzo czer­wo­ny i po­mię­sza­ny, i dał nam roz­kaz, by­śmy do po­dró­ży były go­to­we. Do­bra, mat­ka moia, wzór sło­dy­czy i po­słu­szeń­stwa, wraz po­wy­cią­ga­ła skrzy­nie, łap­sar­da­ki męża, swo­ie, moie, ba­chu­rów i ba­chu­rząt ru­pie­cie, po­pa­ko­wa­ła w nie. Wy­szedł oy­ciec do mia­sta, by ostat­ki in­te­re­sów po­koń­czyć. To wy­iście, za­trud­nie­nia mat­ki mo­iey oko­ło wy­bie­ra­nia się w dro­gę, dały nam spo­sob­ność wi­dze­nia się, raz iesz­cze na chwi­le, a może po­że­gna­nia na za­wsze. Na za­wsze! coza okrop­ne sło­wo: ach nie, Ley­be­le móy luby, ta przy­się­ga na ustach two­ich stwier­dzo­na, trwać bę­dzie, aż póki cię Bóg do oy­ców two­ich nie przy­łą­czy: prze­wi­du – ię ia ty­sią­cz­ne prze­ciw­no­ści; oy­ciec móy śle­po przy­wią­za­ny do wszyst­kich daw­nych prze­sa­dów, nie ze­chce mię nig­dy wy­dać za cie­bie. Bóg ied­nak Abra­ha­ma czu­wać bę­dzie nad bied­ną Sió­rą, zmięk­czy ser­ce za­gnie­wa­ne­go oyca, da mię to­bie, po­bło­go­sła­wi, iak bło­go­sła­wił oy­com na­szym, i roz­mno­ży ple­mie na­sze, iak gwiaz­dy na nie­bie, iak pia­sek na brze­gach mo­rza. Ta ied­na na­dzie­ia utrzy­mu­ie mię przy ży­ciu.

Na­za­iutrz rano bar­dzo za­ie­chał wóz z ogrom­ną budą, po ob­rę­czach płót­nem po­kry­tą. Mosz­ko, sza­now­ny móy oy­ciec, opa­saw­szy trzos oko­ło sie­bie, na­ło­żyw­szy lul­kę, wsiadł w nią, przy nim Leie mat­ka moia: mnie ka­za­no się w ci­snąć we śro­dek, dó­pie­roż Cha­im za­czął pa­ko­wać ba­chu­ry, mię­dzy skrzy­nie, mię­dzy pie­rzy­ny, mię­dzy wory: ze­wsząd wy­glą­da­ły głów­ki, rącz­ki, nóż­ki, pey­sacz­ki, tych pięk­nych stwo­rzeń. Nie­zmier­nie na­ła­do­wa­na buda ru­szy­ła na­ko­niec nie bez cięż­kiey od Cha­ima chło­sty.

Nie będę ci opi­sy­wa­ła, miły móy Ley­be­le, bli­sko dwu­nie­dziel­ney po­dró­ży na­szey: ła­two so­bie wy­sta­wić mo­żesz, iak spiesz­nie wóz tak ob­ła­do­wa­ny, przez dwie wy­chu­dłe szka­py cią­gnio­ny, mógł po­stę­po­wać. W pia­skach, mu­sie­li­śmy nie raz wy­sia­dać, w ten czas ia rada, że dużo w bu­dzie ści­śnię­tey, co­kol­wiek ode­tchnąć moż­na, bie­ga­łam iak ie­lon­ka, lecz i w tem kło­po­ty; ba­chu­rzę­ta za ia­go­da­mi wy­sy­pa­ne po le­sie, na mnie zda­no szu­kać i zbie­rać; raz Jcyk tak był gdzieś za­lazł, żem go le­d­wie za do­brą go­dzi­nę zna­leść mo­gła. Po­dróż na­sza nie była wy­dat­ną: za­trzy­my­wa­li­śmy się w karcz­mach po­stron­nych, Cha­im wy­przę­gał ko­nie, oy­ciec móy acz bo­ga­tym, wstrze­mięź­li­wym iest i skrzęt­nym, kwa­śny ogu­rek, lub głów­ka czosn­ku i ka­wa­łek chle­ba, były iego obia­dem, na wie­cze­rzę mi­ska ko­zie­go mle­ka na­sy­ca­ła mnie, mat­kę i ba­chu­rzę­ta. Zda­ie się, że Cha­im żył sa­mym dy­mem od lul­ki, karcz­ma­rze za­tem, nie bar­dzo się zbo­ga­ci­li z na­szych noc­le­gów. Oy­ciec móy prócz ran­nych pa­cie­rzy, głę­bo­kie cho­wał mil­cze­nie, zda­ie się że knu­ie wiel­kie ia­kieś za­my­sły: raz tyl­ko nie­ostroż­ność moia, nie­ste­ty! przy­krym na­der spo­so­bem, prze­rwa­ła iego po­sęp­ność. Upał nie­zmier­ny spra­wił we mnie nie­zno­śne pra­gnie­nie, ko­nie "le­d­wie iuż dy­sza­ły, szczę­ściem, czy nie­szczę­ściem tra­fił się przy dro­dze nie­wiel­ki lecz chę­do­gi do­mek, pod cie­niem roz­ło­ży­ste­go wią­za. Dla wy­tchnie­nia ko­niom wstrzy­ma­li­śmy się w cie­niu. Zsko­czy­łam z budy, i za­le­d­wie we­szłam w przy­sio­nek, gdy wi­dzę hożą mło­dą dziew­kę Chrze­ściian­kę, nio­są­cą wia­dro czy­stey kry­nicz­ney wody: dla spra­gnio­ney wi­dok ten stał się praw­dzi­wym ra­iem, po­ry­wam sto­ią­cy na ła­wie ku­bek drew­nia­ny, czer­pa­mi piię z nie­wy­mow­ną ro­sko­szą, iesz­czem nie wy­chy­li­ła do dna, gdy sły­szę na ple­cach mo­ich razy twar­de­go cy­bu­cha. Ob­ra­cam się, po­strze­gam za­py­rzo­ne­go oyca, od­zy­wa­ią­ce­go się w te sło­wa: "Nie­god­na imie­nia Jzfa­elit­ki śmiesz pić z kub­ka, któ­re­go się do – ty­ka­ły obrzy­dli­we usta Goi (1). Czy nie­wiesz, ze po­dług ksiąg na­szych i Tal­mu­du, ży­dzi tyl­ko po­cho­dzą od Boga, i maią du­szę, inni zaś lu­dzie po­cho­dzą od Sy­tra Achra, nie­przy­ia­cie­la Bo­skie­go, nie maią du­szy, i są obrzy­dli­wi, iak gady, i pła­zy po­zio­me… Nie czy­ta­łam ia ka­ba­li­stycz­nych ksiąg, od­par­łam, lecz dzi­ko mi się wy­da­ie, by Bóg, tyle na­ro­dów, tyle mi­lio­nów lu­dzi stwo­rzył bez du­szy, a dał ią, tyl­ko bied­nym i nędz­nym wy­gnań­com z ca­łe­go świa­ta, nie wi­dzę, ia­ką­by mia­ła bydź zbrod­nia, że ia spra­gnio­na, w czy­stym kub­ku, czy­stey na­pi­łam się wody: gdy­by to, cze­go się Chrze­ścia­nin do­ty­ka, było za­ra­żo­nym, to­by­śmy się iuz daw­no po­du­si­li, gdyż i po­wie­trze, któ­rem od­dy­cha­my, iest Iak­że za­ra­żo­nem, bo od­dy­cha­nem przez Chrze­ściian…. Schwe­ige du fer­fluch­te ka­na­lie , za­wo­łał Mosz­ko, po dru­gi raz pod­no­sząc cy­buch swóy…. szczę­ściem, że mat­ka wpa­dła mię­dzy oyca i mnie, i łza- – (1) Tak ży­dzi na­zy­wa­ią wszyst­kich Chrze­ści­jan.

mi i proź­by swe­mi, cięż­kie od­wró­ci­ła chło­sta­nia. O ko­cha­ny Ley­be­le móy, iak smut­nem iest po­ło­że­nie moie, iak okrop­ną przy­szłość moia. Wi­dzieć w tym, któ­re­go mi Bóg prze­zna­czył za oyca, któ­re­go wszyst­kie pra­wa ko­chać mi każą, a któ­re­go ser­ce moie tak ła­two­by ko­cha­ło, wi­dzieć mó­wię w tym oycu tak nie­ludz­kie, tak dzi­kie prze­są­dy, być co­dzień wy­sta­wio­ną na fu­ka­nia i razy, iest to zbyt­nim dla bied­ney Sio­ry two­iey cię­ża­rem. Szu­kay spo­so­bów miły móy Ley­be­le, ia­kie­mi­by oświe­cić, uła­go­dzić oyca mego, albo drżyi, by Sió­ra two­ia nie­ule­gła pod tylu tro­sków brze­mie­niem. Zmę­czo­na do ostat­ka na sile i umy­śle, uy­rza­łam się na­ko­niec w Ra­dzi­wił­ło­wie, za­ie­cha­li­śmy do na­ię­te­go dla nas domu z ko­rzen­nym skle­pem, i nie­zmier­ną stay­nią. Krew­ni i przy­ia­cie­le oyca mego spo­tka­li go, nie z tą, czu­łą ra­do­ścią, któ­rą przy­iaźń, po­kre­wień­stwo, dłu­gie na­ko­niec nie­wi­dze­nie, w ser­cach czu­łych wzbu­dzać zwy­kły, lecz z zim­nem, ci­chem, i krót­kiem po­zdro­wie­niem. Praw­dzi­wie ser – ce moie, nie poy­mu­ie tey odrę­twia­ło­ści, i praw­dzi­wie nie raz my­ślę so­bie, że prócz nas dwoy­ga, nie masz, zda­ie się, w na­ro­dzie na­szym dwóch osób, któ­re­by zna­ły co mi­łość: że­nią się nie­ko­cha­iąc, nie zna­jąc ied­no dru­gie­go, nig­dy sie­bie nie wi­dząc. Nie mi­łość, nie wza­iem­ne po­zna­nie, nie skłon­ność, nie sza­cu­nek, ko­ia­rzy sta­dła na­sze. Dwóch oy­ców umó­wi się z sobą o cenę, to iest o po­sag, ie­den z nich przeda­ie syna, któ­ry nig­dy ob­lu­bie­ni­cy swo­iey nie wi­dział, dru­gi przeda­ie cór­kę, któ­ra nie sły­sza­ła nig­dy o na­rze­czo­nym swo­im. W ugo­dzo­nym dniu zwo­żą te mło­de bied­ne stwo­rze­nia na umó­wio­ne miey­sce, każą po­tań­co­wać na śmie­ciach, stłuc szklan­kę pan­to­flem, i po­tem żyć z sobą na za­wsze. Ach Ley­be­le, Ley­be­le, nie ta­kie uczu­cia wprzę­gać nas będą w sta­dło mał­żeń­skie, mi­łość, wza­iem­ny sza­cu­nek, wza­iem­ne skłon­no­ści, te nas po­łą­czą: z temi wziąw­szy się za ręce, złe i do­bre ży­cia ko­le­ie, ra­zem prze­cho­dzić bę­dzie­my.

Oy­ciec móy z ra­bi­nem, i star­szy­zną tu­tey­szą czę­ste od­pra­wia kon­fe­ren­cye, cza­sem i cel­ni­cy przy­pusz­cze­ni są do tych ukła­dów: pod­nie­sio­ne glo­sy, acz nie­wy­raź­nie prze­cho­dzą z ko­mo­ry do izby, w któ­rey ia sie­dzę: sło­wa gil­den, tha­ler, ru­bel, usta­wicz­nie obiia­ią się o uszy moie, idzie za­pew­ne o ia­kieś fa­cy­en­dy, prze­my­ca­nia, Bóg wie o co, lecz mniey­sza oto, bar­dziey mnie ob­cho­dzą ta­iem­ne z Ra­bi­nem szep­ty, w któ­rych imie moie Sió­ra nie raz sły­szeć się daie, za­pew­ne to zmo­wy na mnie drżę cała, któż mię wes­prze, któż mię od za­ma­chów za­sło­ni, ty po­cie­cho ży­cia mo­ie­go, słod­ki Ley­be­le, tyś da­le­ko, po­cie­szay mię przy­naym­niey li­sta­mi swe­mi, wspie­ray ra­da­mi, cie­bie ied­ne­go o… bra­łam za prze­wod­ni­ka ży­cia mo­ie­go, to­bie ia, dro­gi przy­ia­cie­lu! wszyst­ko win­ną ie­stem, ty upodo­baw­szy mię w dzie­ciń­stwie mo­iem, oświe­ca­łeś mię, na­ucza­łeś, ty w nie­ska­żo­ne iesz­cze ser­ce moie rzu­ci­łeś cno­ty i uczci­wo­ści na­sio­na. Ser­ce, i umysł móy, wszyst­ko iest two­ie, ach bo­day – bym za nie­mi, co ry­chley, i rękę moią od­dać ci mo­gła.

Bądź zdrów i szczę­śliw.

Two­ia na za­wsze

Sió­ra Mosz­ke­łe.

P. S. Pi­szę po­kry­jo­mu przez Cha­ima fur­ma­na oyca mego, któ­ry z za­ię­cze­mi skó­ra­mi ie­dzie do War­sza­wy; przez tęż samę spo­sob­ność, od­pi­sać mi mo­żesz.

Adios.LIST II – GI. MOSZ­KO DO HERSZ­KA.

z Ra­dzi­wił­ło­wa… d. 31. Nis­sen.

Bło­go­sła­wień­stwo Abra­ha­ma, Iza­aka, i Ja­ko­ba niech bę­dzie z tobą.

List ten da ci wie­dzieć przy­ia­cie­lu, żem od ty­go­dnia przy­ie­chał do Ra­dzi­wił­ło­wa. Czę­ste fa­cien­dy, któ­re­śmy z sobą mie­wa­li, do­zna­ne w nich two­ie ob­ro­ty, zręcz­ność, bie­głość two­ia, w ka­ba­li­stycz­nych i Mi­sty­czych na­ukach, nie­po­ię­ta mą­drość syna twe­go Jan­kie­la, zu­peł­ną uf­ność każą mi w to­bie po­kła­dać, otwo­rzyć ci na­ko­niec my­śli moie, tak wzglę­dem in­te­re­sów han­dlo­wych, iak i wzglę­dem za­my­słów ty­czą­cych się dzie­ci mo­ich. Za­czniy­my od tego, co iest… waż­niey­szem: na­ucz się, żem po­rzu­cił War­sza­wę, nie dla tego, żeby mi się w niey źle po­wo­dzi­ło, ale że w tych stro­nach więk­szych zy­sków od­kry­wa­ło się pole. Za­kaz wy­pro­wa­dza­nia to­wa­rów za gra­ni­cę, sta­ie się dla nas nie­zmier­nych za­rob­ków. zrzó­dłem: to praw­da, znacz­na ich część, iść musi na Cel­ni­ków i ko­za­ków, lecz to, co zo­sta­ie, iesz­cze się pięk­nym gro­szem, na­zwać może. Słu­chay, coć po­wiem; mam z tam­tey stro­ny kon­trakt na spro­wa­dze­nie 200. koni. Za­mó­wio­nym iuż Straż­ni­kom, przy­rze­czo­no po dwa ru­ble od ko­nia, a za to wszyst­ko bio­rą na sie­bie: ko­nie te na par­tye po­dzie­lić trze­ba, bo ra­zem prze­pro­wa­dzić cięż­ko. Po­sy­łam ci w bo­masz­kach 9000 ru­bli, ty dru­gie tyle do­ło­żyw­szy kup rze­czo­ne ko­nie, niech będą i dzi­kie, byle po­zor­ne, naym­niey­sze­go zy­sku, co się spo­dzie­wać mo­żem, bę­dzie ośm ru­bli na ko­niu. Przy prze­pro­wa­dze­niu za gra­ni­cę, sam będę przy­tom­nym.

Dru­gi ko­mis, któ­ry ci daię, móy dro­gi Hersz­ko, iest za­ku­pie­nie dla mnie, ile bę­dziesz mógł, skó­rek za­ię­czych, po­trze­bu­ią ich w War­sza­wie dla ka­pe­lusz­ni­ków. Na­ła­duy skó­ra­mi temi wóz iak nay­ogrom­niey­szy, ale wy­bie­rzesz co nay­więk­sze skó­ry, za­szy­iesz w nie ze sto fun­tów her­ba­ty, po­wierz­chu do­brey, we środ­ku pod­łey, a za­tem nay­tań­szey, skór­ki te z her­ba­tą po­win­ny być nie­znacz­nie we śród wozu wło­żo­ne, ieź­li się prze­my­ce­nie uda, (o czem nie­wąt­pię) bę­dziesz miał trzy pro­cen­tu na­gro­dy.

W od­po­wie­dzi na list móy, w któ­rym i o wy­nie­sie­niu się mo­iem z War­sza­wy do – no­szę, dzi­wisz się przed­się­wzię­ciu memu, wiedz, że bez roz­my­słu nie czy­ni­łem tego; zda­ie się wam War­sza­wa Hie­ro­zo­li­mą dru­gą; pew­nie, są w niey kwia­ty, ale też są i cier­nia. Miiam usta­wicz­ne po­sty, któ­re nam star­si ka­hal­ni na­ka­zu­ią, a lubo z po­stów tych, to iest ze skła­dek ze 25, 000. ży­dów, znacz­ne zbie­ra­ią się sum­my, lubo z wiel­kich obie­cy­wa­nych nam z tąd ko­rzy­ści, nic się iesz­cze nie po­ka­za­ło; prze­cież ze to się czy­ni dla do­bra za­ko­nu na­sze­go, nie szem­rzę.

Ale ty­sią­cz­ne noże, iak iuż prze­bo­dły ser­ce moie, tak prze­biią i two­ie, gdy się do­wiesz, ze te skar­by nay­pierw­szey mą­dro­ści na­szey, owe to Tal­mu­dy, owe ko­men­ta­rze nad nie­mi, owe to ka­ba­li­stycz­ne i Mi­stycz­ne księ­gi, sło­wem te wszyst­kie słod­kie zrzó­dła my­stycz­ney ro­sko­szy, w któ­rych nay­pierw­si Ra­bi­no­wie nasi bro­dzi­li po uszy, a któ­re bło­go­sła­wio­na na wie­ki Dru­kar­nia w Sła­wu­cie tak hoy­nie mię­dzy lu­dem Izra­el­skim roz­sie­wa, wszyst­kie te, mó­wię, świę­te księ­gi, pod do­zor ob­mier­z­łych Go­imow są od­da­ne. Ci w prze­pusz­cza­niu onych Ksiąg ty­sią­cz­ne sta­wią nam prze­szko­dy.

Jak­że gwałt taki znieść mo­głem, patrz iak te Go­imy roz­go­spo­da­ro­wa­li się na zie­mi, iak gdy­by ona dla nich była stwo­rzo­ną (1). Nie­do­sta­tek tych ksiąg iest dla mnie nie­zno­śnym. Po roz­ko­szy, iaką wzbu­dza we­mnie oszu­ka­nie Go­ima ia­kie­go, na to­wa­rze lub fa­cy­en­dzie, da­nie mu ko­nia śle­pe­go, lub chro­me­go, nie masz dla mnie przy­iem­niey­szey chwi­li, iak kie­dy w dzień sza­ba­su, zjadł­szy do­brze upie­przo­ne­go szczu­pa­ka, i ka­wał tłu­ste­go ku­gla, we­zmę fi­lo­zo­ficz­ny Tal­mud, Sa­ifer, Je­cy­re, lub Mysz­na , i Ga­mu­ra i za­nu­rzam się w głę­bo­kiey onych mą­dro­ści. W ten czas nay­więk­szą spo­koy­ność w domu: żona i dzie­ci ba­wią się spa­niem w ko­mo­rze, słu­dzy gdzieś leżą na sia­nie, tak głę­bo­ka pa- – (1) Te sło­wa po­wie­dzia­ne były przez żyda ied­ne­go, gdy Król Jmść woj­sko swo­ie na dzie­dziń­cu sa­skim oglą­dał.

unie ci­sza, iż sły­szę mu­chę la­ta­ią­cą po izbie. Ja ie­den czu­wam, ia ie­den uno­szę się w nie­bie­skie sfe­ry, i na­pa­wam się słod­ką nie­na­wi­ścią ku tym nie­zli­czo­nym dzi­siay na­ro­dem, co na chwi­lę okrąg zie­mi okry­li, śmie­ię się nad ich głup­stwem: O za­śle­pie­ni! są­dzą że są ludź­mi, że maią du­szę, nie wie­dząc że są tyl­ko plu­ga­we­mi zwie­rzę­ta­mi, że żyd ie­den po­sia­da udział du­szy Bo­skiey, i że p o zwal­cze­niu Sy­tra Achra , cząst­ka ta po­łą­czy się z sa­mym Bo­giem (1). Nie­raz tak się głę­bo­ko za­ta­piam w tym oce­anie My­stycz­no­ści, iż cał­kiem głu­pie­ię, i nic nie­ro­zu­miem, co czy­tam. Ale wtem wła­śnie praw­dzi­wa mą­drość.

Te to dzie­ła, te w nich tu­czą­ce umy­sły na­sze roz­ko­szy po­kar­my, sta­ły się szcze­gól­nym przed­mio­tem za­ka­zów ob­mier­z­łych w War­sza­wie Go­imów; iak­że mo­głem żyć dłu­żey w tem mie­ście. Wy­nio­słem się więc z nie­go, a za przy­by­ciem tu­tay, pierw­szem – (1) Wszyst­kie te ma­sxy­my wy­pi­sa­ne są z Ka­ba­li­stycz­nych ksiąg ży­dow­skich dzie­łem mo­iem było, spro­wa­dzić so­bie z Sła­wu­ty, cały zbiór ksiąg ka­ba­li­stycz­nych i My­stycz­nych, wszyst­kich dzieł ku Go­imóm nie­na­wi­ścią tchną­cych. Nie dłu­go Sy­tra Achra (1) prze­wo­dzić bę­dzie.

Nie­do­syć na­tem: na ło­nie wła­sne­go rodu mo­ie­go, czy­ste Jzra­ela dzie­wi­ce w ia­do­wi­te żmiie za­czy­na­ią się prze­mie­niać. Sió­ra, cór­ka moia, przez nowo mod­ne wy­cho­wa­nie, przez spo­łe­czeń­swo z Ley­bu­siem, sy­nem Ben Rabi, któ­ry się nie wsty­dzi cho­dzić do szkół Chrze­ściiań­skich, któ­ry ostrzygł pey­sa­ki i cy­ce­le nie nosi. Sió­ra moia na­po­iła się wsze­tecz­ne­mi. Go­imów pra­wi­dła­mi: o wsty­dzie! o hań­bo! od­wa­ża się pić wodę z Chrze­ściań­skie­go kub­ka, po­wia­da, że Chrze­ścia­nie maią du­szę, i rów­nie iak my są stwo­rze­nia­mi Je­ho­wy. Osłu­pia­łem na te wsze­tecz­ne sło­wa. Czas iest praw­dzi­wie po­ło­żyć tamę złe­mu, wy­rwać cór­kę moię z ot­chła­ni, w któ­rą ią prze­wrot­ność po­grą­ża. Jak za po­ka­za­niem się – (1) Nie­przy­ia­ciel Boga.

dżu­my w Cho­ci­miu lub Ben­de­rze, miesz­ka­niec Zwań­ca, lnb Mo­hi­lo­wa, za­bie­ra sprzę­ty swo­ie, i w głąb się kra­iu wy­no­si, tak ia wi­dząc za­ra­zę War­szaw­ską, za­braw­szy dru­ży­nę moią, wy­ie­cha­łem z za­gro­żo­ney prze­klę­stwem So­do­my. Nie usta­ło ied­nak nie­bez­pie­czeń­stwo. Sió­ra trwa upo­rczy­wie w prze­są­dach swo­ich. I oso­ba i pra­wi­dła Ley­by, z dzie­ciń­stwa sil­ne na niey uczy­ni­ły wra­że­nie. Za­trud­nio­ny za­wsze sza­chro­wa­niem, wy­zna­ię, żem nie miał ba­cze­nia, ia­kie on cór­ce mo­iey da­wał na­uki, rad by­łem, że mię to nic nie kosz­to­wa­ło, nie­bacz­ny po­strze­głem się zbyt póź­no. Smut­ną iest i za­my­ślo­ną cór­ka moia, stra­ci­ła spo­koy­ność, sen, i ape­tyt. Lę­kam się o nią, ach iak wprzó­dy miłą mi była! Choć cór­ka moia, śmia­ło ci po­wie­dzieć mogę, że Ra­chel ob­lu­bie­ni­ca Ja­kó­ba, na wey­rze­nie pięk­niey­szą nad nię nie była. Ki­bić ey iak w łani le­śney wy­bie­gła, i gięt­ka, oczy duże, świe­cą­ce, iak dwie gwiaz­dy na nie­bie, ru­mia­ne usta, zęby, iak kość sło­nio­wa. Przy­tym w gło­sie i w każ­dem ru­sze­niu ma coś nad­zwy­czay mi­łe­go i po­cią­ga­ią­ce­go. Przy niey sław­na Es­ter nie by­ła­by ład­ną. Mo­żeż się Jzra­el­ka ta­kie­mi ubo­ga­co­na da­ra­mi do­stać wrę­ce Ley­by, w ręce prze­wrot­ne­go od­szcze­pień­ca, któ­ry po­gar­dza świę­te­mi usta­wy na­sze­mi, w któ­re­go oczach czy żyd czy Goim rów­nem iest Boga stwo­rze­niem? Nie: przy­się­gam na cy­ce­le moie, nig­dy się tak nie sta­nie.

Słu­chay co, po­wiem. Sió­ra moia, i po­sta­cią i po­sa­giem nay­pierw­sze­go, w Brze­ściu, w Bro­dach, w Amsz­ter­da­mie na­wet Ra­bi­na uszczę­śli­wić­by mo­gła. Lecz rzecz ta nie mo­gła­by się uczy­nić bez zwło­ki, atu nie­bez­pie­czeń­stwo na­gli. Słu­chay więc raz iesz­cze. Wiem, że masz do­ro­słe­go iuż syna, że brzyd­ki, że gar­ba­ty, że bez Ura­zy two­iey dość z nie­go oso­bliw­sze stra­szy­dło, wszyst­ko to mniey­sza, po­sia­da on wyż­sze, waż­niey­sze nad to wszyst­ko dary, głę­bo­ko, iak mó­wią, na­ucz­nym iest, w Mysz­nie, w Ga­mu­ra, w Tał­mu­dzie, w wszyst­kich ka­ba­li­stycz­nych i My­stycz­nych ta­iem­ni­ca­eh na­szych; za­pa­łem swo­im, nie­na­wi­ścią ku Chrze­ścia­nom, cel­nie on, iak mó­wią, cala mło­dzież dzi­siey­szy; z gor­li­wo­ścią i na­uką, ia­kie po­sia­da, Ra­bi­no­stwo chy­bić go nie może. Je­zli więc chcesz, dam Sió­rę moię sy­no­wi twe­mu Jan­kie­lo­wi. Tyl­ko niech się to sta­nie na­tych­miast. Ja wraz dam w po­sa­gu 10, 000. ru­bli kar­bo­wa­nych, i dość spo­ry wo­rek ob­rzyn­ków ho­len­der­skie­go zło­ta.

Wy­zna­czam na to dzień Igo Sy­won: strzeż się, by przed cza­sem Jan­kiel twóy nie po­ka­zy­wał się tu­tay, oby­cza­ie na­sze po­słu­żą nam do tego wy­bor­nie, po­dług nich ob­lu­bień­cy, ni znać się, ni wi­dzieć nie po­win­ni. Przy­wie­ziesz więc Jan­kie­la do mnie, ia z za­wią­za­ne­mi oczy­ma wy­pro­wa­dzę Sió­rę, Ra­bin bę­dzie go­to­wy, po su­tem we­se­lu, weź­mie­cie do sie­bie Sió­rę, a w ten­czas wszyst­kie­go do­kła­day­cie sta­ra­nia, by wy­bić z iey gło­wy dzi­siey­sze ba­ła­muc­twa, i na­pro­wa­dzić na dro­gę Tal­mud­du, Mysz­ny, i Ga­mu­ry.

Na te moie tak zy­skow­ne pro­po­zy­cye, iuż co do han­dlu, iuż co do mał­żeń­stwa, od­pisz co prę­dzey i bądź zdrów.

Mosz­ko.LIST III – CI. RA­CHEL DO SIÓ­RY.

31. Nis­seu

Jleż bło­go­sła­wię nie­bom, luba Sió­ra moia, że cię wte stro­ny za­wio­dły, i dały mi to­wa­rzysz­kę po­dług my­śli i ser­ca mo­ie­go, tyle ubo­le­wam z ca­łey du­szy mo­iey, że ta, któ­rąm z pierw­sze­go po­zna­nia tak szcze­że po­ko­cha­ła, nie iest tyle szczę­śli­wą, ile iey cno­ty, do­broć, i oświe­ce­nie daią pra­wa do szczę­ścia. Wyż­szość two­ia nad za­rdzie­wia­łe­mi nie­ste­ty; prze­są­dy dy na­ro­du na­sze­go, ie­dy­ną iest cier­pień i prze­śla­do­wań two­ich przy­czy­ną,. Ze wszyst­kich cho­rób umy­słu ludz­kie­go, prze­są­dy i za­bo­bon­ność są nay­bez­pie­czhiey­sze­mi. Upór od­py­cha świa­tło, nie­ro­zu­mu­ie nig­dy, prze­ciw nay­ocze­wist­szym praw­dom szu­ka w za­cię­to­ści schro­nie­nia: nie prze­sta­wa­iąc na za­cho­wa­niu prze­ko­na­nia swe­go, od­mien­ne­go nie cier­pi w dru­gich. Ta­kie są skut­ki żar­li­wo­ści star­szy­zny na­szey, żar­li­wo­ści ko­rzyst­ney im tyl­ko sa­mym, naysz­ko­dliw­szey o Boże ca­łe­mu ple­mie­niu na­sze­mu. Za­pu­ści­li oni za­sło­nę na oczy ludu Izra­el­skie­go, żeby bied­ny lud ten nie po­znał, iak smut­nem iest igrzy­skiem zdzierstw, i oszu­kaństw ich. Lecz do­syć tych uwag, dzi­wić się za­pew­ne bę­dziesz, że mło­da dziew­czy­na, tak się w nie da­le­ko za­pę­dza, lecz uspo­kóy się: nie są te uwa­gi moie, są to uwa­gi sza­now­ne­go oyca mego, praw­dzi­we­go syna Jzra­ela, któ­ry nie raz rzew­ne łzy wy­le­wa nad ciem­no­tą, upo­ko­rze­niem, spodle­niem ludu wy­bra­ne­go, ludu ulu­bio­ne­go nie­gdyś od Boga. Mimo prze­śla­do­wań, i ty­sią­cz­nych prze­szkód, nie tra­ci on na­dziei. Obym mówi on nie­raz, miał w usi­ło­wa­niach mo­ich po­moc­ni­ków god­nych tak wiel­kiey spra­wy, oby wspól­no­wier­cy moi po­zna­li wła­sny swóy in­te­res, po­zna­li że za­bo­bon­ność, ciem­no­ta i upór, w któ­rych star­szy­zna ich trzy­ma, są ie­dy­ną przy­czy­ną nę­dzy, i upodle­nia ich, po ca­łey świa­ta prze­strze­ni.

Tych to mó­wię nay­dzik­szych prze­są­dów, i ty luba Sió­ro moia nie­szczę­sną ie­steś ofia­rą, nie mogą ci da­ro­wać, ze rze­czy le­piey wi­dzisz od resz­ty za­śle­pio­ney tłusz­czy. Prze­wi­du­ię, ia­kie cio­sy wi­szą nad tobą, ile ota­cza cię sprzy­się­żeń. Kon­fe­ren­cye oyca twe­go z Ra­bi­nem tu­tej­szym Jo­sie­lem, nie są bez przy­czy­ny. Ra­bin… ten, iest to nay­po­pę­dliw­szy, nay­sza­leń­szy, ze wszyst­kich fa­na­ty­ków, śle­pe, na­rzę­dzie za­go­rzal­sze­go iesz­cze od sie­bie Jan­kie­la, ka­pła­na sek­ty Cha­zi­di­mów; ileż on klą­tew, ile prze­śla­do­wań wy­mie­rzył na oyca mo­ie­go. Gdy­by nie za­cny i świa­tły Gu­ber­na­tor, rzą­dzą­cy Pro­win­cyą Wo­łyń­ską, iuż oy­ciec móy z ca­łym swym ro­dem był­by daw­no za­gi­nął. Jmie Jan­kiel, któ­re po­wia­dasz, ze w tych kon­fe­ren­cy­ach czę­sto iest wspo­mi­na­nem, prze­ra­ża mię trwo­gą o cie­bie. Po związ­kach i spo­so­bie my­śle­nia oyca twe­go, lę­kam się, by to nie­był prze­zna­czo­ny ka­wa­ler dla cie­bie. Gdy­by tak było, mia­ła­bym się za naj­niesz­czę­śliw­szą. Wie­szże, kto iest ten Jan­kiel, iest to syn ko­re­spon­den­ta oyca twe­go Hersz­ka, pierw­sze­go w Ber­dy­czo­wie fa­cien­da­rza. Wi­dzia­łam go, gdym tam nie daw­no ieź­dzi­ła od­wie­dzać ciot­kę moią. Wy­staw so­bie fi­gur­kę le­d­wie czte­ry sto­py wy­so­ko­ści ma­ią­cą, lecz z przo­du i z tyłu zbo­ga­co­ny nay­pięk­niey­sze­mi gar­ba­mi, nóż­ki cien­kie, i dłu­gie, spi­cza­sta gło­wa uto­pio­na mię­dzy bar­ka­mi, twarz wy­bla­dła, oczy od usta­wicz­ne­go nad Tal­mu­dem sie­dze­nia osa­dzo­ne w za­krwa­wio­nych po­wie­kach, mia­ta­ią­ce po­sęp­nym pło­mie­niem, świa­teł, co się nad mo­gi­ła­mi uno­szą. Taką iest ze­wnętrz­na po­stać stwo­rze­nia tego, lecz du­sza bar­dziey iesz­cze od­ra­ża­ią­ca niż cia­ło.

Jan­kiel dla ułom­no­ści swo­iey, do żad­ney nie­zdat­ny pra­cy, wcze­śnie przez oyca prze­zna­czo­nym zo­stał na na­ucz­ne­go: po­ięt­ność i pil­ność Jego były nad­zwy­czay­ne, w ie­de­na­stym roku nie tyl­ko bi­blią, ale Tal­mud, My-sznę, Ga­mu­rę, i kil­ka­na­ście Ko­men­ta­ry­uszó, w nad nie­mi, do­sko­na­le po­sia­dał: w trzy­na­stym na­pi­sał dzie­ło o tran­se­en­den­tal­no­ści ka­ba­ły, w czter­na­stym prze­stał ga­dać, i spać i ieść, cały za­to­pio­ny w mi­stycz­nych unie­sie­niach, prze­wra­cał oczy, i uśmie­chał się sam do sie­bie. Od­tąd za­czę­ły ży­do­wi­ny po­glą­dać na nie­go, iak na nay­pierw­szy Świecz­nik Jzra­ela. Ja­koż umie­ięt­ność iego, we wszyst­kich nie­zro­zu­mia­łych i nie­po­ię­tych rze­czach iest nie­ogra­ni­czo­ną, Ta nie­ru­cho­ma po­wierz­chow­ność zdra­dza się nie­raz przez opry­skli­wość, i po­pę­dli­we unie­sie­nia, przy­tem iest chci­wy, za­ro­zu­mia­ły, upar­ty w daw­nych prze­są­dach, go­tów iąć się nay­sroż­szych prze­śla­do­wań prze­ciw tym wszyst­kim, któ­rzy nie my­ślą, i nie­wie­rzą iak on. Uwa­ża­nym on iest dzi­siay, sza­no­wa­nym, słu­cha­nym, iak gdy – by był dru­gim Moy­że­szem. Ob­raz ten nie wy­ru­gu­ie za­pew­nie z ser­ca twe­go tak słusz­nie mi­łe­go ci Ley­be­le. Co za roż­ni­ca mię­dzy temi dwo­ma mło­dzień­ca­mi! i cóż roż­ni­cę tę spra­wi­ło, ieź­li nie wy­cho­wa­nie: z ży­wym dow­ci­pem, któ­ry Jan­kiel z dzie­ciń­stwa oka­zy­wał, gdy­by za­miast za­wi­kłań i nie­do­rzecz­no­ści ka­ba­li­stycz­nych uczo­ny był w rze­czach oświe­ca­ią­cych umysł ludz­ki, spo­so­bią­cych do po­ży­tecz­nych W to­wa­rzy­stwie ludz­kiem za­wo­dów, za­miast ga­da­ią­ce­go przez sen My­sty­ka, stał­by się uży­tecz­nym spo­łe­czeń­stwa na­sze­go człon­kiem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: