- W empik go
Liczone w latach - ebook
Liczone w latach - ebook
Czy można kochać kogoś od wielu lat i wciąż nie być pewnym, że to odpowiedni człowiek? Można. Czy można wciąż do siebie wracać i wciąż znikać ze swojego życia? Można. Ale...czy tak da się żyć? Nie. Wkrótce przekona się o tym Anka, która nie potrafi uwolnić się od widma swojej nieszczęśliwej nastoletniej miłości. Chcąc raz na zawsze pogodzić się z bolesną przeszłością i rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu, będzie musiała skonfrontować się z tłumionymi przez siebie pragnieniami i spróbować znaleźć odpowiedzi na pytania, które dręczą ją od lat.
To książka dla tych, którzy próbują poradzić sobie ze swoimi demonami. Dla tych, którzy podejmują walkę o lepsze jutro i dla wszystkich, którym z miłością nie do twarzy.
Spokojna i szalona, mściwa i pobłażliwa, pracowita i leniwa, wrażliwa i nieczuła, niepewna swej pewności… Mogłabym tak wymieniać bez końca, ale istnieje ryzyko, że i tak nikt nie uwierzy w istnienie kogoś tak sprzecznego, tak skrajnego. Im słabsza jestem, tym silniejszą udaję. Idealnie żongluję swoimi problemami, tańcząc przy tym na granicy szaleństwa, perfekcyjnie manipuluję swoim wewnętrznym ja, które stworzyłam w głowie jako dziecko. Dziś mam dwadzieścia pięć lat, skończone studia, pracę w korporacji, której szczerze nie znoszę, wynajęte mieszkanie na obrzeżach miasta i wielkie marzenia. Mam na imię Anka, a to moja historia…
Ta książka to podróż do przeszłości poprzez niespełnioną miłość i wciąż żywe wspomnienia. To niezwykle poruszająca powieść, która przemówi do nawet najbardziej obojętnego serca.
Patrycja Sudoł, recenzjekrolewskie.blogspot.com
Wciągająca historia o niesłabnącym uczuciu, która sprawi, że zastanowicie się nad swoim życiem.
Polska autorka napisała książkę na miarę „Światła, które utraciliśmy”.
Gabriela Pawełkiewicz, bookish-shark.blogspot.com
„Liczone w latach” to krótka, lecz treściwa książka o poszukiwaniu szczęścia i spełnienia w życiu, nad którym nieustannie unosi się cień niespełnionej miłości.
Magdalena Zielińska, panipisarka.blogspot.com
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-011-7 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Wychodzisz? – zapytał, powoli budząc się ze snu. – Myślałem, że zjemy razem śniadanie.
– Może innym razem – westchnęłam i wyszłam z mieszkania nieznajomego.
Czekając na taksówkę, w myślach powtarzałam słowa ciotki, której porady jak zwykle w takich chwilach obijały mi się echem po całym ciele – Grunt to nie przywiązywać się do niczego. Do czego się przywiążesz, chcesz to zatrzymać, a zatrzymać w życiu nie można nic*. Wchodząc do mieszkania, które wynajmowałam z dwiema przyjaciółkami, chciałam jak najszybciej przemknąć do swojego pokoju, aby uniknąć rozczarowanych spojrzeń i krępujących pytań. Po cichu otworzyłam drzwi i na palcach przeszłam niezauważona przez ciemny korytarz. Nie zdążyłam nawet ściągnąć z siebie kurtki, kiedy usłyszałam charakterystyczne pukanie do drzwi. A niech to, pomyślałam.
– Spokojnie, nie jestem tu po to, żeby prawić ci morały. Mam dzisiaj rozmowę o pracę, pamiętasz? Chciałam pożyczyć twoją czarną marynarkę. – To tylko Marta, która weszła do pokoju w białej koszuli i cielistych pończochach. Martę znam już od podstawówki. Mam wrażenie, że przyjaźnimy się od zawsze. Przeszłyśmy razem wiele, ale może właśnie to sprawiło, że teraz nasza przyjaźń jest w stanie przetrwać wszystko. Marta ma około 165 centymetrów wzrostu, jest szczupła i ma krótko ścięte blond włosy. Jest skromna i czasami brakuje jej pewności siebie, ale dobrego serca zazdroszczę jej nawet ja.
– A, tak, jasne. Jest w szafie, weź sobie.
– Świetnie, dziękuję. – Na jej zestresowanej twarzy w końcu pojawił się uśmiech.
– Zamierzasz ubrać coś na nogi, prawda?
– Oczywiście! Po prostu jeszcze nie zdecydowałam, którą spódnicę włożyć.
– Marta?
– Tak? – Kiedy się obróciła, mogłabym przysiąc, że na twarzy miała wymalowane „Jestem tu, możesz ze mną porozmawiać”.
– Powodzenia!
– Nie dziękuję.
Chwilę później wyszła na spotkanie. To był idealny moment, żeby wskoczyć pod prysznic i oczyścić umysł oraz ciało… To, co wczoraj wydawało mi się jedynym rozwiązaniem, dziś powodowało gęsią skórkę i wprawiało w obrzydzenie. Intensywnie zmywałam z siebie każdy dotyk, spojrzenie, każde wyobrażenie wczorajszej nocy. Przetarłam ręką zaparowaną od wody kabinę i jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w odbicie, które widziałam. Przez głowę przelatywały setki myśli. Niektóre udawało mi się uciszyć, niektóre uderzały mnie po twarzy, krzycząc: „Co ty, do cholery, wyprawiasz?”. Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Robię to, co wydaje mi się w danym momencie jedynym wyjściem. Wychodząc z łazienki, zapominałam o wszystkim. Cały brud złych decyzji spłynął wraz z wodą w kanałach. Nie miałam do siebie żalu, nie chciałam rozpamiętywać swoich błędów. Musiałam pozbyć się poczucia winy, żeby z czystą głową móc wyjść dziś do pracy i zacząć kolejny, normalny dzień.
Spokojna i szalona, mściwa i pobłażliwa, pracowita i leniwa, wrażliwa i nieczuła, niepewna swej pewności… Mogłabym tak wymieniać bez końca, ale istnieje ryzyko, że i tak nikt nie uwierzy w istnienie kogoś tak sprzecznego, tak skrajnego. Im słabsza jestem, tym silniejszą udaję. Idealnie żongluję swoimi problemami, tańcząc przy tym na granicy szaleństwa, perfekcyjnie manipuluję swoim wewnętrznym ja, które stworzyłam w głowie jako dziecko. Dziś mam dwadzieścia pięć lat, skończone studia, pracę w korporacji, której szczerze nie znoszę, wynajęte mieszkanie na obrzeżach miasta i wielkie marzenia. Mam na imię Anka, a to moja historia…
—
– Kaśka, cześć. Spóźnię się jakieś piętnaście minut, utknęłam na Hallera. – Droga do pracy zajmuje mi przeważnie dwadzieścia pięć minut. Czasami, tak jak dziś, istnieje ryzyko spóźnienia. Korki w tym mieście są jak piasek na pustyni.
– Czy ty nie możesz wychodzić z domu wcześniej? Wiesz, że o dziewiątej masz spotkanie z potworem z Tech-Seku?
Kasia. Niepewna siebie, trzydziestoletnia kobieta, która prawdopodobnie boi się własnego cienia. Mieszka z rodzicami i od ośmiu lat spotyka się z jednym facetem, który moim skromnym zdaniem zdradza ją przy każdej nadarzającej się okazji. Jest niska, ma rude włosy i ubiera śmieszne garsonki, które, jak podejrzewam, odziedziczyła po swojej matce.
– Tak, wiem, zajmij go czymś. Będę najszybciej, jak to możliwe. – Rozłączyłam się szybko, chcąc uniknąć kolejnej rozmowy o tym, jak straszny jest Pan Potwór.
W trakcie studiów udało mi się wygrać konkurs, w którym główną nagrodą była możliwość odbycia stażu w RightSide. Zajmujemy się budowaniem wizerunku firm na rynku ogólnopolskim i zagranicznym. Do naszych głównych zadań należy między innymi łączenie elementów PR i marketingu oraz prowadzenie efektywnych działań w mediach oraz komunikacji wewnętrznej i kryzysowej.
Osiem minut po dziewiątej. Udało się. Nie jest tak źle, pomyślałam, poprawiając włosy i wygładzając ołówkową spódnicę. Ze stoickim spokojem weszłam do sali konferencyjnej, gdzie miało odbyć się dzisiejsze spotkanie. Z całego serca nienawidzę tego pomieszczenia. Typowa korporacyjna sala, białe ściany z wielkim logo firmy, wysokie okna z widokiem na miasto, a pośrodku okrągły stół, który rzekomo daje poczucie równości. Światło tylko dodawało wszystkim lat i uwydatniało niedoskonałości. Od kilku lat proszę o zmianę klimatyzacji, ale szef powtarza tylko: „Aniu, omówimy to na kolejnym spotkaniu”.
– Panie Robercie, przepraszam za spóźnienie. Ta miejska dżungla zastawiła dziś na mnie niejedną pułapkę. Mam nadzieję, że uda nam się sprawnie nadrobić stracony czas.
– Pani Anno, jak zwykle wygląda pani zjawiskowo. Pozwoliłem sobie wykonać kilka telefonów podczas pani nieobecności. Niestety, muszę stwierdzić, że wasza produktywność znacznie spadła od naszego ostatniego spotkania. Co się stało, pani Aniu? Chyba nie muszę mówić, że konkurencja depcze wam po piętach?
Robert Kos. Czterdziestoletni prezes spółki Tech-Sek, która jest warta mniej więcej sto trzydzieści miliardów euro na aktualnej giełdzie. To lider wśród firm zajmujących się tworzeniem nowych rozwiązań technologicznych. Obecnie pracują nad rozwinięciem swoich wynalazków i rozpoczęciem współpracy z amerykańską firmą o pochodnych działaniach. Nasz najważniejszy kontrahent i główne źródło przychodu RightSide. Pech chciał, że to mój zespół był odpowiedzialny za współpracę i obsługę tego giganta. O prowadzeniu projektu z Tech-Sek zadecydowała moja ówczesna szefowa, która najwidoczniej tylko czekała, aż powinie mi się noga. Lubię, kiedy ktoś rzuca mnie na głęboką wodę, bo wbrew pozorom daje to jedynie dłuższą drogę na dno. Szybko udało mi się jednak awansować na konsultanta do spraw wizerunku, a następnie na menadżera PR, co doprowadziło połowę pracowników biura do nadciśnienia. Spotykałam się z wieloma komentarzami, nie zawsze przyjemnymi. Żyjemy w XXI wieku, a umiejętności wyżej postawionych kobiet nadal są porównywane jedynie do ilości obciągniętych kutasów. Nieważne, ile uczelni skończyłaś, ile nadgodzin wypracowałaś ani jak wiele poświęciłaś, żeby znaleźć się dokładnie w tym miejscu. W oczach innych i tak prawdopodobnie dałaś się wyruchać prezesowi i kilku kontrahentom. Zlecenie dla Tech-Seku realizujemy już trzeci rok. Pięć osób codziennie śledzi poczynania spółki i ich pracowników oraz dba o ich dobry wizerunek w mediach i sieci. Ta praca wymaga zaangażowania 24/7. Prasa nie robi sobie wolnych weekendów, nie kończy pracy po szesnastej.
– Niełatwo utrzymać media z dala, kiedy wycieka informacja o współpracy z amerykańskim rynkiem. I jeszcze te plotki o ciągłych awariach w siedzibie Seku i afera z mobingiem. Pana podwładni nie ułatwiają nam pracy.
– Gdyby ta praca była łatwa, nie płaciłbym wam takich pieniędzy! FS zaproponowało znacznie mniejszą stawkę za współpracę. – Na jego twarzy pojawiła się charakterystyczna żyłka, którą lubiłam nazywać żartobliwie Zochą.
– Panie Robercie, spójrzmy na sprawę racjonalnie. Opiekujemy się państwa wizerunkiem od kilku lat, w dorobku mamy sporo zamiecionych pod dywan skandali, wiele wygranych spraw i ogrom wyprostowanych błędów. Znamy się lepiej niż niejedno polskie małżeństwo. Rozumiem, że to trudny okres, mają państwo teraz dużo na głowie, ale proszę mi pozwolić jakoś wyprostować bieżące niedociągnięcia. Porozmawiam z moimi współpracownikami i postaramy się ustalić nową strategię działania, przedstawić ją państwu na kolejnym spotkaniu. Proszę mi wierzyć, że przejście do konkurencji to nie jest żadne rozwiązanie. – Widziałam, że mój głos powoli uspokaja Kosa. Zocha znikała z jego czoła, a twarz nabierała normalnych kolorów.
– Jest pani jedyną osobą, która trzyma mnie w tej firmie, pani Anno. Macie czas do poniedziałku.
Świetnie, jest czwartek. Jakim cudem mam zrobić to wszystko do poniedziałku, nie marnując przy tym całkowicie weekendu? Obiecałam Natalii, że pojawię się na jej urodzinowej imprezie…
– Słuchajcie, ludzie! Tech-Sek skarży się na niskie wyniki. – Wróciłam do biura, żeby przekazać relację ze spotkania. – Tomek i Milena, załatwcie konferencję i napiszcie oświadczenie w sprawie tego przeklętego mobingu. Trzeba to jakoś wyprostować. Izka i Michał, załatwcie opinię od technika Tech-Seku i przygotujcie materiał dla gazet o braku zasilania. Najlepiej będzie zrzucić winę na dostawcę. Kasiu, ty pracujesz ze mną. Do poniedziałku musimy ustalić nową strategię i przygotować szczegółowe raporty z ostatniego kwartału współpracy.
To był długi dzień. Do domu wróciłam po dwudziestej drugiej. Mieszkanie było puste. Marta pewnie została u Kuby, a Natalia ma nockę, wróci nad ranem. Znowu ominęła mnie moralna gadka, pomyślałam. Przebrałam się w piżamę i poszłam spać. Po takim dniu zawsze zasypiałam jak dziecko.
1 października 1998 roku
– Dlaczego jesteś taka smutna?
– Nie wiem, gdzie jest moja mama. Poprosiła, żebym sprawdziła tamtą salę, a gdy wróciłam, jej już nie było…
– Wróci po obiedzie. Zobaczysz!
Kiedy go poznałam, miałam sześć lat. Nie wierzę, że już wtedy Amor postanowił postrzelić mnie swoją przeklętą strzałą! Przecież byłam tylko dzieckiem, niewinnym dzieckiem, które nie miało o niczym pojęcia, które wcale nie chciało tak oberwać. Do dzisiaj ta scena odbija mi się czkawką. Porzucona przez własną matkę pierwszego dnia w przedszkolu spotkałam chłopca, który przewrócił mój świat do góry nogami…
------------------------------------------------------------------------
* Erich Maria Remarque, Trzej towarzysze, przekł. Zbigniew Grabowski, Dom Wydawniczy Rebis, 2013.