Like A Boss - ebook
Like A Boss - ebook
Kiedy dwudziestopięcioletnia Amalie White dostaje propozycję, aby zostać dyrektorem jednego z działów w międzynarodowej włoskiej korporacji, bez wahania ją przyjmuje. Jej głównym celem życiowym jest pięcie się jak najwyżej po szczeblach kariery. Już pierwszego dnia okazuje się, że praca w potężnej firmie nie jest najłatwiejsza, a z każdej strony czai się pokusa, którą bardzo trudno odeprzeć. Przystojni mężczyźni, piękne kobiety i on – jej szef, który przyciąga ją do siebie jak żaden inny. Wkrótce okazuje się, że ona sama nie do końca jest mu obojętna. Czy Amalie uda się poskromić własny temperament? Czy jej szef będzie miał czyste zamiary wobec niej? Czy wszystko, co się wydarzy w jej życiu, będzie dziełem przypadku? I co najważniejsze, jakie plany będzie miał wobec niej ten mężczyzna?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-274-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
PodziękowaniaRozdział 1
Kiedy dowiedziałam się, że dostałam nową pracę w głównej siedzibie ogromnej międzykontynentalnej korporacji zajmującej się nowymi technologiami i usprawnieniami istniejących, byłam dosłownie wniebowzięta. Dyrektor poprzedniej mniej prestiżowej firmy zwolnił mnie nagle i bez ostrzeżenia, a ja w sumie do samego końca nie wiedziałam dlaczego. W aktualnej korporacji zostałam dyrektorem działu do spraw PR. To brzmiało bardzo dumnie, a przynajmniej dla mnie. Od kiedy zdołałam sięgnąć pamięcią, zawsze zależało mi na tym, aby po ukończeniu studiów dostać dobrą pracę, bo wiedziałam że dzięki temu w jakimś stopniu będę czuła się spełniona. Prawdę mówiąc, przez całe moje dotychczasowe życie gnałam za byciem coraz lepszą w każdej możliwej dziedzinie, no, prawie każdej.
Jedyną, w której nie potrafiłam się odnaleźć, były relacje z mężczyznami, a tak konkretnie to związki. Najprościej ujmując – po prostu nie spotkałam nikogo odpowiedniego, komu mogłabym jakkolwiek zaufać, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się w mojej młodości. Posiłkowałam się więc głównie przygodnymi znajomościami, a to tak właściwie wystarczało mi do zaspokojenia potrzeb, które swoją drogą nigdy nie należały do najmniejszych. Emocjonalnie kompletnie nie byłam gotowa, aby cokolwiek budować z jakimkolwiek mężczyzną, więc nawet nie próbowałam.
Przejechałam zimnymi dłońmi po idealnie dopasowanej do mojego ciała marynarce, zupełnie jakbym chciała wyprasować nawet nieistniejące zagniecenia, po czym spojrzałam na swoje odbicie w wielkim lustrze windy, którą jechałam na jedno z najwyższych pięter budynku. W mojej mało skromnej opinii wyglądałam wręcz idealnie.
Włożyłam dziś czarną marynarkę oraz czarną ołówkową spódnicę kończącą się lekko przed kolanem, a do tego kremową koszulę z dwoma rozpiętymi guzikami, odsłaniającą delikatnie górę moich piersi. Ten zestaw razem z wysokimi czarnymi szpilkami wydłużającymi moje smukłe, kształtne nogi podkreślał wszystko to, co chciałam, aby podkreślił. Do stroju dobrałam klasyczne dodatki: złote kolczyki, zegarek i łańcuszek. Długie do pasa, jasne, blond włosy ściągnęłam w koński ogon.
Wzięłam głęboki oddech, aby nieco zniwelować stres, który ogarniał mnie z każdym szybko mijającym piętrem. Wyciągnęłam z małej torebki czerwoną markową szminkę i poprawiłam moje pełne, dosyć duże usta, których odbicie zostawiłam na papierowym kubku kawy z mojej ulubionej stacji, gdy jechałam tu autem. Uwielbiałam mieć pomalowane na czerwono usta, bo po pierwsze idealnie kontrastowały z moją jasną, prawie porcelanową cerą i moimi włosami, a po drugie od zawsze kojarzyły mi się z władzą i kobietami sukcesu.
Winda nagle zatrzymała się na ostatnim piętrze tego wysokiego biurowca, który górował nad innymi w pobliżu, a który oglądałam zza kierownicy mojego auta, kiedy szukałam wjazdu na parking. Spokojnie, ale również pewnym krokiem wyszłam na szeroki korytarz, na którego końcu mieściła się recepcja. Wszystko w tym miejscu miało bardzo jasne, a nawet nieco sterylne kolory. Białe jak śnieg, bez nawet najmniejszej skazy, ściany, jasnobeżowe kafle na wysoki połysk, a nawet biały szklany kontuar recepcji. Jedynym kolorowym elementem wystroju były idealnie równo rozstawione po obu stronach korytarza rośliny. W białych donicach stały drzewka na brązowych pieńkach z zielonymi, dosyć gęstymi kopułami na górze.
Przez krótką chwilę miałam wrażenie, że umarłam po drodze i nagle znalazłam się w niebie. Stanęłam przed idealnie czystą ladą recepcji. Młoda, ładna dziewczyna uśmiechnęła się do mnie szeroko i miło, jak na mój gust nieco zbyt miło. Wcale mi się nie podobała, bo od najmłodszych lat miałam w głowie radar, dzięki któremu wykrywałam fałszywych ludzi, i ona najwyraźniej należała do tej grupy, co oczywiście uważałam za spory minus.
– Dzień dobry, czym mogę służyć? – Jej głos był tak cukierkowy, że prawie dostałam ataku cukrzycy, chociaż na nią nie cierpiałam.
– Amalie White, przyszłam do pracy. – Starałam się być pewna siebie.
– Ach tak, pani White. – Szybko wertowała swój różowy kajet, w którym prawdopodobnie prowadziła wszystkie notatki. – Tak, mam panią. Już dzwonię do pana wiceprezesa, bo to właśnie z nim spędzi pani ten dzień.
Lekko i spokojnie pokiwałam moją głową, nie miałam nic do gadania w kwestii tego, kto miał się mną zajmować. Chwilę stałam, oczekując jakiegoś zapewne starego, spoconego pryka w tanim garniturze z równymi nogawkami maskującymi sporą otyłość brzuszną, a właściwie odwracającym uwagę od niej. Tacy właśnie ludzie byli zatrudniani na takich stanowiskach w ważnych firmach. Stukałam nerwowo pomalowanymi na wściekłą czerwień paznokciami o blat wysokiej, błyszczącej recepcji. To miejsce samo w sobie bardzo mi się podobało. Było w nim schludnie, nowocześnie, a przede wszystkim czysto. To wszystko zebrane razem dobrze świadczyło o prezesie, który zaakceptował projekt stworzony zgodnie z jego gustem i wizją.
– Dzień dobry, pani White. – Usłyszałam za plecami melodyjny męski głos z dziwnym akcentem, którego nie znałam.
Obróciłam się wolno i spokojnie, a moje serce nagle zabiło dość mocno. Cholera, takiego obrotu spraw wcale się nie spodziewałam. Młody, z całą pewnością niewiele starszy ode mnie lub w moim wieku, mężczyzna spoglądał na mnie swoimi błyszczącymi, ciemnymi, a właściwie może i czarnymi oczami. Był takim ciachem, że na chwilę zapomniałam języka w gębie, prawie obśliniając przy tym brodę. Miał ciemną karnację i oprawę oczu, wąskie usta, kilkudniowy zarost i mocno zarysowaną szczękę. Wszystko to sprawiało, że wydawał się wręcz idealny. Jego ciemne włosy zaczesane były do tyłu, a po bokach wygolone prawie przy samej głowie. Sądząc po napiętym materiale marynarki, musiał mieć ciało boga. Mięśnie aż chciały wydostać się na zewnątrz. Nie miał na sobie, tak jak sądziłam, szerokich spodni, tylko opinające i podkreślające jego długie nogi. Był cholernie seksowny i ewidentnie nie ukrywał tego przed nikim, a tak właściwie to miałam wrażenie, że bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę i się tym szczycił. Kiedy wyciągnął do mnie rękę, moją uwagę przyciągnęły jego starannie wypielęgnowane paznokcie. Miałam wrażenie, że lepiej od moich, które robiłam u znanej mi kosmetyczki.
– Nazywam się Federico Galante i jestem wiceprezesem firmy. Pani jest zapewne Amalie White, nasza nowa dyrektorka działu PR.
Bez najmniejszego zawahania chwyciłam jego dłoń i ją uścisnęłam. Była duża, delikatna, miękka, a zarazem dosyć silna. Kiedy nasz dotyk zaczął się przedłużać, a on spojrzał na nasze ręce, zabrałam swoją.
– To ja. – Ze wszystkich sił starałam się być pewna siebie, chociaż moje zimne serce gnało tym razem dosłownie jak spłoszony ptak. – Miło mi pana poznać, panie Galante.
Nie do końca rozumiałam dlaczego, ale sprawiał wrażenie kogoś należącego do gangu zajmującego się bardzo niebezpiecznymi sprawami i o dziwo w jego przypadku dosyć mocno mnie to kręciło. Na moje czerwone od szminki usta cisnęło mi się słowo „przestępca”. To jednak wcale nie było dla mnie ważne. Ja miałam szczerą nadzieję, że skoro był aż tak pewny siebie i dobrze wiedział, jak wygląda, to był również temperamentnym kochankiem, z którym w końcu wyląduję w łóżku.
Cholera jasna, musiałam się opanować i wyrzucić z głowy ten pieprzony pomysł. Jedna z moich głównych życiowych zasad brzmiała: żadnych romansów w pracy. To gwarantowało mi zachowanie posady, szacunku wśród pozostałych pracowników, zwłaszcza tych podlegających mi. Zdrowy rozsądek, którym zazwyczaj starałam się kierować, mówił mi „nie”, a zwierzęcy instynkt, który często w takich przypadkach brał nade mną górę, zachęcał przede wszystkim do ataku.
– Nie ukrywam, że mnie również jest miło panią poznać. Cieszymy się, że dołączyła pani do naszego grona, i kiedy zobaczyłem pani referencje, byłem zaskoczony, że mimo iż jest pani bardzo młoda, to są one imponujące. Oprowadzę panią po firmie, opowiem nieco o jej misji, funkcjonowaniu i hierarchii, a później przejdziemy do pani biura.
Mówiąc ostatnie słowa, spojrzał mi w oczy tak głęboko, że poczułam mrowienie w całym ciele. Miałam wrażenie, że sugerował, iż za drzwiami mojego biura może wydarzyć się między nami wiele przyjemnych rzeczy. Nagle przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz podniecenia.
Kiedy przechodziliśmy od działu do działu, jako nowy pracownik wysokiego szczebla wzbudzałam zainteresowanie innych ludzi. Lubiłam być w centrum uwagi, bo nigdy nie należałam do osób z niską samooceną i chyba właśnie dzięki temu tak wiele osiągnęłam już w wieku dwudziestu pięciu lat.
Przez całą drogę wiceprezes firmy opowiadał o niej, wyrzucając z siebie zbyt wiele zbędnych informacji, co mnie cholernie mocno nudziło. Prawdę mówiąc, docierało do mnie jedynie mniej więcej co piąte słowo, które starałam się skleić w logiczną całość. Federico zdawał się należeć do grupy tych nudnych mężczyzn, lecz jego urok osobisty działał nawet na mnie, na wprawioną w tych tematach kobietę. Skupienie się przy nim stanowiło nie lada wyzwanie. Nie mogłam wręcz oderwać wzroku od jego ciągle poruszających się ust, zastanawiając się, jak mogły smakować, ale on jakby tego nie zauważał.
– I proszę, dotarliśmy w końcu do pani biura. Proszę się rozgościć, a ja wrócę do pani za kilka godzin, ponieważ mam kilka ważnych spraw do załatwienia. – Intensywnie wpatrywał się w moje oczy. – Na zewnątrz, przed pani drzwiami, siedzi sekretarka, która ma za zadanie przekazanie wszystkich papierów i informacji.
– Dziękuję, panie wiceprezesie. – Wysiliłam się na najbardziej czarujący uśmiech, na jaki było mnie stać tego dnia. – Było mi miło pana poznać.
Jego ciemne oczy leniwie przesunęły się na moje usta, po czym na sekundę rozbłysły jak dwie pochodnie. Oczywiście, wiedziałam, że działałam na wszystkich facetów, nawet tych wysoko postawionych w różnych firmach, w końcu nieraz z nimi sypiałam. Uśmiechnął się do mnie zaczepnie, po czym odwrócił się i wyszedł spokojnym krokiem.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, rozejrzałam się po biurze, które od tego dnia miało należeć wyłącznie do mnie, być moją oazą spokoju i pracy. Samo pomieszczenie było ogromne i przestronne, a przynajmniej w porównaniu do klitki, w której pracowałam w poprzedniej firmie. Od razu widać było, że za wszystkie wnętrza odpowiedzialny był jeden projektant. W moim biurze oczywiście nie zabrakło wszechobecnych jasnych beżowych kafli na wysoki połysk, po których mogłam poruszać się w szpilkach, jakbym jeździła na łyżwach. Na samym środku stało białe szklane biurko z czarnym, skórzanym, pikowanym fotelem, a za nim mieściła się ogromna szyba, zza której widać było panoramę miasta. Po lewej stronie prawie na całej ścianie stała biała szafa z przesuwanymi frontami na wysoki połysk, a po prawej takie samo drzewko w białej donicy, jak to, które widziałam już na korytarzu. I to by było na tyle, kompletnie nic więcej nie znajdowało się w tym pomieszczeniu. Minimalizm i przejrzystość po całości, ale w jakiś dziwny sposób bardzo mi się to podobało. Miałam wrażenie, że prezes chciał pokazać tym, że nie ma złych zamiarów co do swoich pracowników.
Spokojnym krokiem podeszłam do szafy i odsunęłam jedno ze skrzydeł. Idealnie czyste i puste półki aż prosiły się o to, abym wypchała je różnego rodzaju broszurami, katalogami i papierami. Usiadłam na fotelu, który nie tylko dobrze wyglądał, lecz także był szalenie wygodny. Otworzyłam czarny laptop leżący na biurku, ale był zabezpieczony hasłem. Westchnęłam przeciągle, dziwnie zmarnowana. Nie wiedziałam, jak miałam pracować resztę dnia, skoro nawet nie mogłam włączyć cholernego komputera, a jedyna osoba, która mogłaby mi pomóc, czyli Federico, dokądś sobie poszła.
Nagle do mojego biura jak szalona – albo lepiej: poparzona – wpadła, ewidentnie nieco zbyt mocno pobudzona, sekretarka. Trzymała stertę papierów, z którą zapewne musiałam się zmierzyć tego dnia. Rzuciła je na biurko, dosłownie jakby były śmieciami przeznaczonymi do zniszczenia.
– Jestem Nina, pani sekretarka. – Wyciągnęła do mnie dłoń, której nie miałam ochoty nawet uścisnąć. – W razie gdyby pani czegoś potrzebowała, to proszę podnieść słuchawkę, a po kilkudziesięciu sekundach bez wciskania numeru przełączy panią automatycznie do mnie.
Dziewczyna nie należała do brzydkich, a tak właściwie to była całkiem ładna i chyba zdawała sobie z tego sprawę. Jej śniada cera idealnie pasowała do burzy brązowych loków i brązowych oczu. Była wysoka, szczupła i miała ogromne balony, z których musiała być szalenie dumna, bo eksponowała je za każdym razem, kiedy tylko się do mnie pochylała.
– Posłuchaj, Nina. Następnym razem, gdy będziesz chciała wejść do mojego biura, ładnie do mnie zadzwoń, a później zapukaj, pytając, czy możesz. – Mój głos był całkowicie chłodny, gdy do niej mówiłam. – W przeciwnym razie możesz być pewna, że nasza współpraca nie będzie przebiegała tak, jak powinna.
– Dobrze, pani White – odpowiedziała z fałszywym uśmiecham na ładnej twarzy.
Patrząc na jej styl bycia i to, jaką miała aurę, wiedziałam, że nasza współpraca nie będzie należała do najłatwiejszych, a z całą pewnością skończy się o wiele szybciej, niż dziewczyna mogła sądzić. Byłam przekonana, że poprzednia osoba, która piastowała moje stanowisko, najwyraźniej nie nauczyła jej dobrych manier, a mnie się to ewidentnie nie podobało. Chciałam porozmawiać o tym przy najbliższej okazji z Federikiem lub samym prezesem. W końcu to mnie powinno się z nią najlepiej współpracować.
– Teraz poproszę kawę z mlekiem. – Wskazałam na drzwi za jej plecami.
Dziewczyna, kręcąc swoim kształtnym tyłkiem tak mocno, że prawie wypadł jej z zawiasów, wyszła z pomieszczenia, aby zrobić mi kawę i zająć się tym, czym zajmowała się przed moim przyjściem. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, złapałam za stos kartek, które zostawiła na moim biurku. Na szczęście pierwsza z nich okazała się instrukcją, jak włączyć laptop i jak zmienić login oraz hasło. Odetchnęłam z ulgą na samą myśl, że będę miała już na czym pracować. W pierwszej kolejności chciałam sprawdzić najświeższe informacje z kraju i napić się dobrej kawy z ekspresu.
– Proszę, oto pani kawa.
Głos dziewczyny wyrwał mnie z zamyślenia.
Nina po raz kolejny weszła do mojego biura bez zapowiedzi ani bez pukania. Postawiła kubek, po czym bardzo szybko uciekła, nie dając mi nawet czasu na reprymendę. Zmieniłam hasło, napiłam się wyśmienitej, sponsorowanej przez prezesa kawy i przeczytałam wszystkie interesujące mnie artykuły z różnych witryn internetowych. Wzięłam głęboki oddech i złapałam za wcale nie taką małą stertę papierów. To był dobry moment na zapoznanie się z działaniem firmy.