Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Liść i drzewo. Powrót do wiary przodków - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
9 grudnia 2025
5399 pkt
punktów Virtualo

Liść i drzewo. Powrót do wiary przodków - ebook

Od dzieciństwa czuł, że jest inny. Niepodobny do rodziców. Czarne włosy, smagła cera, ponoć dlatego, że bocian wrzucił go przez komin. Gdy słyszał nadlatujący samolot, padał przerażony na ziemię.. Nie wiedział dlaczego.

„Miałeś wspaniałych rodziców. Bardzo ciebie kochali. Byli Żydami. Zostali zamordowani. My, tatuś i ja, tylko ratowaliśmy ciebie od śmierci”. Romuald Waszkinel miał trzydzieści pięć lat, gdy usłyszał te słowa od swojej polskiej matki. Od dwunastu lat był już wtedy katolickim księdzem.

Odkrywszy prawdę o swoim pochodzeniu zaangażował się w dialog tradycji, które go ukształtowały: chrześcijaństwa i judaizmu. Po siedemdziesięciu sześciu latach od swoich narodzinporzucił kapłaństwo i powrócił do wiary swoich żydowskich przodków.

Romuald Jakub Weksler-Waszkinel, dziecko dwóch matek i dwóch religii, zyskując życie, został skazany na zmagania z tajemnicą własnego losu. Dziś były już ksiądz i filozof na kartach Liścia i drzewa odsłania przed czytelnikami swoją skomplikowaną przeszłość. Ukazuje, jak tragizm jednego losu reprezentuje traumę całego pokolenia ocalonych z Zagłady.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8367-395-0
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_W Auschwitz_ _niemal doszczętnie unicestwiono wspólnoty religijne wschodniej Europy; to, co najlepsze z judaizmu, zostało zniszczone. Jakaż nadzieja pozostaje dla ludu żydowskiego po Auschwitz?_

Bernard Dupuy, _Préface_, w: Emil Fackenheim, _Penser après_ _Auschwitz_, Paris 1986, s. 101.

Ale teraz tak mówi Pan,

Stworzyciel twój, Jakubie.

I Twórca twój, o Izraelu:

„Nie lękaj się, bo cię wykupiłem,

wezwałem cię po imieniu; tyś moim!

Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą,

I gdy przez rzeki, nie zatopię ciebie.

Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się,

i nie strawi cię płomień.

Albowiem Ja jestem Pan, twój Bóg,

Święty Izraela, twój Zbawca (…)”.

Iz 43,1–32

1.

1 Jeżeli nie zaznaczono inaczej, tłumaczenia pochodzą od autora.

2.

2 Jeżeli nie zaznaczono inaczej, cytaty z Pisma Świętego za Biblią Tysiąclecia.WSTĘP

_Twoje matki obie_

Pod Torą nadaremną

pod uwięzioną gwiazdą

urodziła cię matka

masz dowód na nią

niezbity niezabity

bliznę pępka

znak rozstania na zawsze

które cię nie zdążyło zaboleć

(…)

I zaraz się zakrzątnął

koło twego snu

ktoś przygodny naprędce

i został już na długie zawsze

i obmył cię z sieroctwa

i spowinął w miłość

i stał się odpowiedzią

na twoje pierwsze słowo

To twoje matki obie

nauczyły cię

tak nie dziwić się wcale

kiedy mówisz

Jestem

To fragment wiersza _Twoje matki obie_, którego autorem jest Jerzy Ficowski. Cały utwór zadedykowany jest żonie poety Biecie_._ Został on zamieszczony w tomie _Odczytanie popiołów_. Zacytowałem wyżej tylko dwa fragmenty.

Znałem osobiście Jerzego Ficowskiego; znam jego żonę Bietę. W lutym 1994 roku otrzymałem z rąk autora egzemplarz tego tomu wraz z dedykacją. Opierając się na tej dedykacji, pozwoliłem sobie zacytować ów utwór tutaj w taki sposób, jakby był pisany z myślą o mnie. Pociąga to za sobą pewne następstwa – obliguje mnie do dokonania pewnych korekt. Mianowicie za Jerzym Ficowskim pragnę powtórzyć słowa o drugiej matce, która pozostała ze mną na długie zawsze i każdego dnia obmywała z sieroctwa oraz spowijała w miłość i była odpowiedzią na każde moje słowo.

Powinienem zaznaczyć różnice. Moja matka urodziła mnie bowiem pod „Torą nienadaremną”, chociaż w tamtym miejscu i czasie Tora oraz gwiazda były uwięzione, więcej – skazane na unicestwienie.

Uwaga następna: dla mnie „blizna pępka” wcale nie była dowodem na istnienie mojej rodzonej matki. Przez parę lat mego dziecięcego życia – jakkolwiek to zabrzmi infantylnie – blizna mego pępka była „śladem” po dziobie bociana, który przyniósł mnie z raju. Właśnie tak! Byłem o tym przekonany.

I wreszcie korekta najważniejsza, bo i tajemnica najgłębsza. Ostatnia strofka wyżej cytowanego utworu, ale pisana o mnie, powinna brzmieć:

To twoje matki obie

uczyły cię

_dziwić się_

kiedy mówisz

Jestem.

Bo najpierw moja druga matka uczyła mnie, pokazując każdego dnia, jak bardzo jestem kochany. A ja z lękiem patrzyłem w lustro i pytałem: „Kimże jestem?”. Niepodobny do rodziców, niepodobny do nikogo…

A gdy od drugiej matki dowiedziałem się, kim jestem, wówczas przekazała mi słowa tej pierwszej: „On wszystko widzi. Życie jest w Jego ręku”.

Mówiłem więc z nadzieją „jestem”, ponieważ Ty jesteś niepojętą Tajemnicą.

Dzisiaj wraz z Mojżeszem pytam o Twoje imię i wsłuchuję się w odpowiedź:

3היהא רשא היהא

JESTEM, KTÓRY JESTEM (Wj 3,14).

***

Gdy się urodziłem, trwała wojna. Niczego nie pamiętam z tamtych rozszalałych nienawiścią nocy i dni. Nie pamiętam uśmiechu mojej babci, oczu mojej matki, dłoni mojego ojca, płaczu mojego brata. Pocałunku powitania i… pożegnania.

Minął rok – samodzielnie siadałem, ale o chodzeniu nie było mowy. Zaczajony w mięśniach strach czy wrodzone lenistwo? A może zdziwienie samej natury, że pozostałem wśród żywych? Naprawdę mam wstać… wyruszyć w drogę życia?

Uśmiechały się do mnie dobre oczy mężczyzny i kobiety: Piotra Waszkinela i jego żony Emilii. Ich ciepłe dłonie masowały moje grube, leniwe łydki; ich kochające oczy zachęcały:

– Chodź, Romciu, chodź do mamusi…

– Chodź do mnie, do tatusia.

Pierwszy zapamiętany obraz – jakby we śnie, ale bardzo wyraźny: jakieś duże pomieszczenie; przy oknie matka, pochylona nad wiadrem, tłucze siekaczem gotowane kartofle – dla kur i świń. Stoję, trzymając się kurczowo jej sukienki; nogami dotykam niecki, w której znajdują się zanurzone we wrzątku uprzędzone z wełny nitki.

– Musiu, na rączki, na rączki!

– Zaraz, Romciu, już mamusia weźmie na rączki, już…

Niestety, zanim znalazłem się na jej rączkach, potknąłem się i wpadłem pupą do niecki z wrzątkiem. Przeraźliwy krzyk, piekący ból… I na tym film się urywa.

Nie pamiętam niczego, co było przedtem i bezpośrednio potem.

Działo się to w roku 1944, w majątku Cerkliszki, koło Starych Święcian. Byli tam już ponownie żołnierze sowieccy. Według mojej mamy opowiadane przeze mnie wydarzenie faktycznie miało miejsce w dniu, gdy zaczynałem chodzić; miałem rok i dwa miesiące4.

Czy dziecko, które przeżyło rok i dwa miesiące, może cokolwiek zapamiętać? Ja zapamiętałem.

***

Skoro opisane wydarzenie miało miejsce w roku 1944, więc urodziłem się w roku 1943, ale dokładna data moich urodzin pozostanie nieznana.

Pierwszym dokumentem, który pamiętam, była moja litewska metryka urodzenia – u góry okrągła pieczęć z pogonią w środku – wydana przez okupacyjne władze niemieckie. To na niej uczyłem się składać litery w słowa i cyfry w liczby. Napisane tam było: Romualdas Waszkinielis; syn Piotra i Emilii; urodzony 25 marca 1943 roku. Nie potrafiłem odczytać litewskiej nazwy mego miasta urodzenia. Od rodziców wiedziałem, że nazywało się ono Stare Święciany.

Gdy w roku 1949 w Pasłęku poszedłem do pierwszej klasy szkoły podstawowej, pani nauczycielka Helena Mojżuk przeczytała: Romuald Waszkinel, urodzony w Święcianach 28 lutego 1943.

Zaprotestowałem. Przecież widziałem moją metrykę i tam była inna data urodzenia.

Zdaniem pani nauczycielki powinienem porozmawiać o tym z rodzicami. Ona nie może zmienić niczego, co jest zapisane w dzienniku.

Oczywiście jeszcze tego samego dnia wieczorem przy kolacji powiedziałem tatusiowi, że pani w szkole nie wie, kiedy się urodziłem. Usłyszałem:

– Nikt nie wie, synku, bo to była wojna. Straszna wojna.

Otworzyłem usta.

– Tatuś, naprawdę nie wiesz, kiedy ci się urodził syn?

Nie, nie! Ja takiego pytania nie postawiłem. Nie przyszło mi w ogóle do głowy. Miałem inną wiedzę na ten temat.

Ja się nie urodziłem!

Tatuś, który przecież wiedział najlepiej, parę razy mi opowiadał, że mnie przyniósł bocian i wrzucił przez komin do mieszkania Waszkinelów, czyli moich rodziców.

Tak, tak właśnie. Przez komin, bo była zima. Okna i drzwi były zamknięte, jedynie komin – otwarty. Dlatego właśnie mam czarne włosy. Oboje rodzice byli szatynami. Moje włosy na trwałe „ufarbowały” sadze w kominie.

Bardzo mi się podobała historia z bocianem i kominem. Usiłowałem nawet opowiedzieć o tym mojej najbliższej koleżance, by jej wyjaśnić kolor moich włosów – inny niż moich rodziców. Zdaje się, że niewiele wytłumaczyłem, bo gdy opowiadałem, gdzie mnie bocian znalazł (w raju na ławce) i jak niósł (w dziobie, trzymając za pępek), jakoś dziwnie się uśmiechała. Wreszcie, wyraźnie zirytowana, puknęła się palcem w czoło i powiedziała: „Romek, proszę, przestań i nie mów tego nikomu”.

Nie mówiłem. Ale tatuś chyba dobrze wiedział…

Po drugim dniu pobytu w szkole, a zwłaszcza po krótkiej rozmowie z ojcem przy kolacji, zaczęło do mnie docierać, że chyba jednak się urodziłem, cokolwiek by to miało znaczyć… Tylko datę moich urodzin skryła na zawsze wojna. Straszna wojna.

A moja metryka urodzenia? Przecież widziałem ją na własne oczy, wiele razy. To ona była przyczyną całego zamieszania. Nie wiem, co się z nią stało. Więcej jej nie widziałem i nie pytałem o nią rodziców. Po prostu przestała być ważna wraz z rzekomą datą mego urodzenia, o której tatuś powiedział, że nikt nie wie, bo była wojna.

A może w tejże metryce wcale nie była ważna data urodzenia?

***

Data z mojej litewskiej metryki nigdy się już nie pojawiła. A i samej metryki już więcej nie widziałem. Data, z którą „zderzyłem się” na progu mojej szkolnej edukacji, na zawsze ze mną pozostała, nigdy nieweryfikowana ani niepodważana.

Czy można odnaleźć drogę do swojego rodzinnego domu, nie znając daty swojego urodzenia? Ja odnalazłem.

A czy liść może powrócić do drzewa, z którego został w czasie wichury zerwany?

W naturze to się nigdy nie zdarza. Nigdy spadający z drzewa liść do niego nie wraca.

Ja – niczym zerwany w czasie wichury liść – powróciłem do swego rodzinnego „drzewa”.

Niniejszy tekst jest próbą opisania owej drogi powrotu.

1.

3 W tłumaczeniu dosłownym: „Będę, który będę”.

2.

4 Początek tego rozdziału opublikowałem z nieznacznymi modyfikacjami pod tytułem _Gdzie jest moja Ojczyzna?_, miesięcznik „Znak”1995, nr 5 (maj).
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij