List miłosny - ebook
List miłosny - ebook
Właściciel luksusowych salonów samochodowych Seth Broden kupuje starą rezydencję w Anglii, w której kiedyś mieszkała jego ukochana. Dnie mijają mu na rozmyślaniach o niespełnionej miłości i przedwczesnej śmierci narzeczonej. Któregoś wieczoru zjawia się u niego mieszkanka pobliskiego miasteczka Imogen Hayes. W zakupionej w antykwariacie książce pochodzącej z tej rezydencji znalazła list miłosny, który on napisał przed dziesięciu laty. Seth nie chce już nigdy ani kochać, ani cierpieć, lecz Imogen rozpala w nim nową iskrę…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2995-1 |
Rozmiar pliku: | 658 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Nieważne, ile to potrwa… Będę na ciebie czekać. Nic i nikt nas nie rozdzieli. Na tej ziemi nie liczy się dla mnie nikt poza tobą. Tylko ty potrafisz sprawić, że w mojej duszy zapanuje pokój. Kocham cię bardziej niż własne życie i zawsze będę…”.
Imogen przeczytała te słowa, porażona ich głębią. Była szczerze poruszona i coś w jej wnętrzu jakby się zaczęło rozpuszczać…
Zanim się zorientowała, co się dzieje, na kartkę papieru, którą trzymała w dłoni, skapnęła gorąca łza.
W wolnym czasie lubiła zaglądać do sklepu z używanymi rzeczami, w nadziei, że znajdzie coś interesującego. Karteczkę, którą trzymała w ręku, znalazła pośród stron tomiku poezji. Kiedy go wertowała, kartka wysunęła się i upadła do jej stóp.
Nie była podpisana nazwiskiem, a jedynie inicjałami: SB. Ciekawe, czy napisała to kobieta, czy mężczyzna? Jednego była pewna: chciałaby być tak kochana, jak osoba, która była adresatem tego wyznania. Ona sama zwątpiła już w to, że na świecie istnieją mężczyźni, którzy potrafią prawdziwie kochać. Gdzieś głęboko w duszy chciała w to wierzyć, choć nie było to łatwe.
Z ciężkim westchnieniem zamknęła oczy. Trudno jej było dojść do ładu z uczuciami, których w tej chwili doświadczała. Bała się, że zabiją w niej resztkę pewności siebie, jaką jeszcze miała.
Była ciekawa, jak potoczyły się losy tej pary. Z jakichś względów wiele by dla niej znaczyło, gdyby się dowiedziała, że im się udało. Oznaczałoby to, że marzenia czasem się spełniają i że istnieje coś takiego jak prawdziwa miłość, aż po grób.
Zdecydowanym gestem wsunęła kartkę pomiędzy strony tomiku i poszła do kasy zapłacić.
Siedząca w niej starsza kobieta uśmiechnęła się do niej ciepło.
– Widzę, że znalazła pani coś interesującego?
– Tak. Chciałabym wziąć tę książkę.
Wyjęła z portfela pieniądze i zapłaciła.
– A tak przy okazji, nie wie pani, kto ją tu przyniósł? Byłam tu kilka dni temu i nie wydaje mi się, żebym ją widziała.
– Tego nie wiem, moja droga, ale wiem, że moja koleżanka przyjmowała wczoraj dostawę książek z tego dużego domu na wzgórzu. Na pewno wie pani, o który dom mi chodzi. Mam na myśli tę okazałą rezydencję pod lasem. Evergreen, tak się chyba nazywa. W przeszłości należała do rodziny Siddonsów, ale teraz chyba nikt tam nie mieszka. Ktoś tylko zajmuje się tą posesją, ale nie wiem tego na pewno. Plotka głosi, że dom kupiła jakaś korporacja, żeby przeprowadzać tam szkolenia personelu… Zawsze może pani dopytać. Czy te informacje w czymś pani pomogą?
Imogen uśmiechnęła się, choć w głębi duszy była smutna. Ileż by dała, aby móc wrócić do świata żywych, z wygojonym sercem i optymizmem, który zawsze potrafiła w sobie jakoś znaleźć na przekór okolicznościom.
Przycisnęła do siebie torbę z książką.
– Tak, bardzo dziękuję. Życzę pani miłego dnia. Być może nawet zaświeci nam dzisiaj słońce – dodała, wyglądając przez szklane drzwi sklepu.
– Miejmy nadzieję. Miło by było, gdyby wyszło choć na chwilę. A gdyby nawet nie wyszło, to ma pani tomik poezji, który zapewne umili pani czas.
Wracając do niewielkiego wynajmowanego mieszkanka, mieszczącego się przy jednej z bocznych uliczek wiktoriańskiej dzielnicy, przechodziła obok katedry, która była mekką turystów. Osobiście nie przepadała za nią. Ogrom tego budynku przytłaczał ją.
Była w niej tylko raz i nie zamierzała iść tam ponownie. Jak można znaleźć spokój w takich posępnych, przygnębiających wnętrzach? Imogen jakoś nie mogła sobie tego wyobrazić.
Gwałtowny podmuch wiatru rozwiał jej włosy. Zrobiło jej się chłodno. I tyle, jeśli chodzi o słońce! Zima na dobre zadomowiła się w mieście. Nie mogła się już doczekać, kiedy się znajdzie w mieszkaniu, rozpali piecyk i pogrąży w lekturze. Kto wie? Może znajdzie w książce coś więcej, co pozwoli jej ustalić tożsamość autora listu.
A jeśli nie, to może sama postara się go odnaleźć? Choć konfrontacja z takim listem mogłaby wprawić jego ewentualnego autora w zakłopotanie. Westchnęła ciężko. Cała ta historia chyba za bardzo poruszyła jej wyobraźnię…
Seth schodził szerokimi mahoniowymi schodami, rozglądając się wokół siebie. Tykanie ogromnego starego zegara miarowo odmierzało czas, przywodząc na myśl wspomnienia, których wcale nie chciał.
Kiedy po raz pierwszy przekroczył próg tego domu, miał zaledwie dziewiętnaście lat. Miał poznać ojca swojej dziewczyny i poprosić go o jej rękę. Był nim znany finansista, James Siddons, wzbudzający strach we wszystkich wokół, a cóż dopiero w młodym chłopaku, który nic jeszcze w życiu nie osiągnął.
Choć znał Louisę zaledwie od paru miesięcy, oboje wiedzieli, że są sobie przeznaczeni. To, co do siebie czuli, nie było zwykłą miłostką. Seth doskonale jednak zdawał sobie sprawę z tego, jak trudną drogę będą musieli pokonać. Louisa była studentką, podczas gdy on pracował jako mechanik samochodowy w pobliskim warsztacie. Z całą pewnością nie był odpowiednim kandydatem na zięcia Jamesa Siddonsa.
W tym dniu musiał zebrać w sobie całą swoją odwagę, aby stawić mu czoło. Jak tylko stanął twarzą w twarz z budzącym grozę bankierem, zrozumiał, że nie ma u niego żadnych szans. Kiedy mu oznajmił, że zmierza poślubić jego córkę, natychmiast został sprowadzony do parteru.
– Louisa doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie z naszej sfery zawierają związki małżeńskie jedynie z osobami z tej samej klasy, panie Broden. Pan, jak sądzę, nie jest jedną z takich osób, więc powinien pan rozumieć, że nie ma tu czego szukać.
– Nie chciałeś nawet dać mu szansy! – wybuchnęła Louisa. – Kocham go i nie chcę nikogo innego! Nie masz prawa traktować go w ten sposób! Seth nie ma się czego wstydzić. Przyszedł do ciebie, bo chciał załatwić wszystko jak należy. Mogliśmy się pobrać w tajemnicy przed tobą, ale to on nalegał, żeby oficjalnie poprosić cię o moją rękę.
James Siddons rzucił córce ostrzegawcze spojrzenie.
– Nie mam pojęcia, co sobie myślałaś, wiążąc się z takim chłoptasiem. Doskonale wiesz, że któregoś dnia poślubisz kogoś odpowiedniego, żeby kontynuować rodzinną tradycję. Jesteś ostatnią z rodu Siddonsów i dlatego tym staranniej powinnaś wybrać sobie męża. Nalegam, żebyś jak najszybciej zakończyła znajomość z tym człowiekiem. Jeśli tego nie zrobisz, dopilnuję, by wypłata twoich pieniędzy została wstrzymana do czasu, aż wydam inną dyspozycję.
W ten sposób James Siddons złamał swojej córce serce. Nie tylko zresztą jej. Seth także nie był już tym samym człowiekiem co przed rozmową z nim. Jego serce stało się twarde jak kamień.
Nie pozwolił jednak, by ta odmowa go zdruzgotała. Wcale nie uważał, że jest nikim. Poprzysiągł sobie, że udowodni Jamesowi Siddonsowi, że wcale nie jest gorszy od niego, a nawet lepszy. Zamierzał zdobyć większy majątek i wpływy, niż miał ojciec Louisy, tak żeby jego żona nigdy nie cierpiała niedostatku.
Jednak James Siddons postarał się, by jego córka nigdy więcej nie miała okazji się z nim spotkać. Groził Sethowi, ostrzegając go, aby pod żadnym pozorem nie zbliżał się do Louisy.
– Jeśli mnie nie posłuchasz, sprawie, że nikt w całym kraju cię nie zatrudni – zakończył swoją tyradę.
Louisa ze łzami w oczach ubłagała go, by posłuchał ojca.
Seth zatrzymał się i wolno wypuścił powietrze z płuc. Po co kupił ten dom? Po co rozdrapywał stare rany, które dawno temu powinny się zabliźnić? Już nic nie musiał nikomu udowadniać.
James Siddons nie żył już od ponad roku, a Louisa… Louisa zginęła w wypadku samochodowym niedługo po tym, jak się jej oświadczył. Seth nigdy nie doszedł do siebie po tym wydarzeniu.
Kiedy pół roku temu rezydencja Siddonsów pojawiła się na rynku nieruchomości, nie potrafił się oprzeć pokusie jej kupna. To tu dorastała Louisa. Opowiadała mu, że jeszcze kiedy żyła jej matka, Clare Siddons, ten dom był pełen radości i śmiechu.
– Matka była wspaniałą kobietą. Była niezwykle ciepła, cierpliwa i zawsze mi powtarzała, żebym kierowała się w życiu tym, co dyktuje mi serce, a nie rozum – wyznała mu. – Ona na pewno nie odrzuciłaby cię z powodu twojego „niewłaściwego” pochodzenia. Po jednym spojrzeniu wiedziałaby, co masz w sercu. – Jej błękitne oczy rozjaśniały się, kiedy wspominała matkę.
Seth zdawał sobie sprawę, że kupno tego domu może się stać przyczyną jego cierpienia. Mimo to pragnął udowodnić okolicznym mieszkańcom, że nie jest gorszy od Jamesa Siddonsa. A może chodziło jedynie o zaspokojenie własnego ego?
Od śmierci Louisy minęło dziesięć długich lat. Przez te lata mieszkał z dala stąd, chcąc odbudować swoje życie i osiągnąć to, co zamierzał.
Naturalnie miał w tym okresie różne kobiety, ale żadnej z nich nie pokochał. Jego serce było wypalone i nigdy już nie rozpali go namiętne uczucie.
Kupno domu było zapewne złym pomysłem. Zupełnie, jakby posypywał solą świeżą ranę.
Zaklął pod nosem i zszedł do salonu, kompletnie pozbawionego mebli.
Louisa pokazała mu kiedyś ten pokój pod nieobecność ojca, wiedział więc, jak wyglądał. Teraz w domu pozostało jedynie kilka sprzętów, książek i patelni. Wszystko inne zostało sprzedane, by pokryć zobowiązania, jakie pozostawił po sobie James Siddons. Po śmierci córki zaczął on prowadzić życie ponad stan i kiedy umarł, pozostawił po sobie długi.
No cóż, ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Seth mógł zrobić z tym domem, co tylko zechce. Był jego właścicielem i od niego zależał dalszy los tej posiadłości.
Wiedziony niewiadomym impulsem podszedł do okna. Ku swemu zdziwieniu w zapadającym zmierzchu ujrzał nieopodal młodą kobietę zaglądającą na teren posiadłości przez żelazne sztachety bramy. Przez chwilę miał wrażenie, że patrzy na ducha. Kim jest i co sobie wyobraża? Dlaczego go szpieguje?
Nie namyślając się, co robi, ruszył prosto do drzwi. Otworzył je szeroko i zbiegł po granitowych schodach, pokonując po dwa stopnie naraz.
– Kim pani jest i czego tu pani szuka? – spytał ostrym tonem, kiedy znalazł się przy bramie.
Kobieta spojrzała na niego zaskoczona. Jej kasztanowe włosy rozwiał wiatr, a smukłe palce, którymi odgarniała je z twarzy, wyraźnie drżały. Przez krótką chwilę patrzył na nią zauroczony jej delikatną urodą.
– A więc? – ponaglił ją, sądząc, że ma do czynienia z jakąś dziennikarką szukającą sensacji.
– Bardzo przepraszam… Nie chciałam pana niepokoić.
Jej głos brzmiał miękko jak letni deszcz. Słysząc go, miał wrażenie, że kobieta rzuciła na niego jakiś czar.
– Już to pani zrobiła. Proszę odpowiedzieć na moje pytanie. Co pani tu robi?
Zawahała się.
– Czy pan jest właścicielem tego domu?
– A dlaczego pani pyta? Co chce pani wiedzieć?
– Zaraz wyjaśnię. Jeśli jest pan właścicielem, chciałabym, jeśli można, zamienić z panem słowo.
Seth spojrzał na nią podejrzliwe spod zmrużonych powiek.
– O czym?
– O historii tego domu. A tak przy okazji, nazywam się Imogen Hayes.
– Niech zgadnę. Interesuje panią historia starych domów i chciałaby się pani dowiedzieć czegoś o tym, żeby napisać szkolną pracę?
Kobieta zarumieniła się lekko.
– Nie chodzę do szkoły. Mam dwadzieścia cztery lata.
– W takim razie może jest pani z lokalnej gazety?
– Nie. Proszę posłuchać. Niech pan poświęci mi kilka minut. Obiecuję, że nie zabiorę panu dużo czasu.
Choć coś w środku mówiło mu, że to nie jest dobry pomysł, zaczął się zastanawiać, czy nie ulec jej prośbie. Wiedział, że jego osoba będzie wzbudzać zainteresowanie tutejszych mieszkańców. Ta dziewczyna zapewne nie jest jedyną osobą, która będzie go tu nachodzić. Jednak podobała mu się i go zaintrygowała. Postanowił więc ją wpuścić. W końcu co ma do stracenia?
– Proszę, niech pani wejdzie.
Uchylił bramę i wpuścił ją do środka.
– Dziękuję, to bardzo miło z pana strony.
– Tak pani myśli? Ogólnie nie jestem postrzegany jako miła osoba.
Kącik jej ust drgnął, po czym odwróciła się i ruszyła za nim.
Kiedy otworzył drzwi, wraz z podmuchem zimnego wiatru do środka wpadło za nimi kilka zeschniętych liści.
Seth zamknął drzwi. Był pewien, że ich rozmowa nie potrwa długo, ponieważ on sam niewiele wiedział na temat historii tego domu, ponad to, że od pokoleń należał do rodziny Louisy. Co go więc podkusiło, żeby tu wpuścić tę kobietę? Czy zrobił to dlatego, że już od dawna żadna go nie zaintrygowała?
– Zaprosiłbym panią do salonu, ale nie ma w nim żadnych mebli. Przyszedłem tu tylko się rozejrzeć. Miała pani szczęście, że mnie zastała.
– Ale to pan jest właścicielem, tak? – Dziewczyna nerwowo przygryzła wargę.
– Tak, niech się pani nie obawia. Nie zaprosiłem tu pani pod fałszywymi pozorami.
Na jego ustach pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
– Nie to miałam na myśli. Może powie mi pan, kim pan jest?
– Nazywam się Seth Broden. O co jeszcze chciałaby mnie pani zapytać, panno Hayes?
Imogen wsunęła opadający kosmyk włosów za ucho. Odczuła ulgę, że jej gospodarz nie zmienił zdania i nie powiedział jej, że jednak nie znajdzie dla niej czasu.
Sama dobrze nie wiedziała, co nią kierowało, ale wzięła książkę do kieszeni i wyszła na spacer. Nogi same przyprowadziły ją pod bramę tej posiadłości i nie mogła się oprzeć pokusie, aby nie zajrzeć przez nią do środka.
– Ktoś z mieszkających tu ludzi powiedział mi, że poprzedni właściciele nazywali się Siddons.
Kiedy dostrzegła, jaki wyraz przybrały jego oczy, serce niemal zamarło jej w piersi. Niemniej jednak ten mężczyzna był tak charyzmatyczny, że nie mogła oderwać od niego wzroku. Kierując się instynktem, postanowiła zostać i dowiedzieć się, kim jest.
– Tak, dobrze pani słyszała.
– Znał ich pan, kiedy tu jeszcze mieszkali?
– Dlaczego pani o to pyta? Jak zrozumiałem, to sam dom jest przedmiotem pani zainteresowania.
– To prawda, ale to ludzie tworzą dom. Niezależnie od tego, jak duży i onieśmielający jest sam budynek.
– Uważa pani, że ten dom jest onieśmielający?
– Tak myślę, ale może wynika to z tego, że jest tak inny od tego, do czego przywykłam. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak to jest mieszkać w takim domu, nie wspominając już o jego utrzymaniu.
– Posiadanie majątku nie jest wyznacznikiem szczęścia. Nie zmienia to tego, jakim się jest człowiekiem: dobrym czy złym. Zresztą… ta rozmowa donikąd nas nie zaprowadzi. Nie wydaje mi się, żebym mógł pani pomóc. Jeśli chciałaby się pani dowiedzieć czegoś więcej o samym domu, to proszę spytać w lokalnej agencji.
– Informacja, której szukam, jest bardziej osobistej natury, panie Broden. Byłabym wdzięczna, gdyby mógł mi pan pomóc.
– Nie wątpię… problem jednak polega na tym, że nie na wszystkie pytania w życiu można znaleźć odpowiedzi, panno Hayes.
Imogen zalało poczucie winy i zakłopotanie. Zastanawiała się, czy nie posunęła się za daleko.
– Wiem. Może jednak byłby pan w stanie powiedzieć mi, dlaczego rodzina Siddonsów się stąd wyprowadziła?
– Ich losy potoczyły się zupełnie inaczej, niż się spodziewali.
Dla Imogen stało się jasne, że Seth Broden nie jest chętny do udzielania jakichkolwiek informacji na temat rodziny poprzednich właścicieli domu. Jeśli będzie chciała się czegoś dowiedzieć na temat losów autora listu, będzie musiała postępować bardzo ostrożnie.
– To dotyczy nas wszystkich. Rzadko kiedy nasze marzenia się spełniają.
– Rozumiem, że mówi to pani na podstawie własnego doświadczenia?
Na pewno nie miała zamiaru opowiadać zupełnie nieznajomemu człowiekowi o swoim życiu, niezależnie od tego, jak był interesujący. Doskonale wiedziała, do czego może doprowadzić nadmierne ufanie ludziom…
– Cóż, moje życie, podobnie jak życie większości z nas, nie zawsze przebiegało gładko…
W jego oczach pojawiło się coś na kształt współczucia. Skrzyżował ręce na piersi i westchnął.
– Przynajmniej jest pani młoda i, jak to mówią, wszystko jeszcze przed panią.
Imogen wzruszyła ramionami. Przez chwilę zatopiła spojrzenie w głębi intensywnie błękitnych oczu, których spojrzenie sugerowało, że ich właściciel nie powinien mieć najmniejszych trudności w nakłonieniu jakiejkolwiek kobiety do podzielenia się z nim swoimi sekretami.
Kim on jest? Jeśli rzeczywiście ten dom należy do niego, musi być kimś ważnym. W jego sposobie bycia było coś, co pozwalało myśleć, że należał do ludzi lubiących brać sprawy w swoje ręce.
– Zapewne ma pan rację, choć nie tak łatwo jest podjąć w życiu konkretne działania, które coś zmienią.
– W takim razie dam pani radę, Imogen. Niech się pani skupi na robieniu tego, co jest pani w stanie zrobić. O resztę proszę się nie martwić. A teraz może mi pani powie, po co tu pani tak naprawdę przyszła?
Zaskoczył ją. Po pierwsze dlatego, że odezwał się do niej po imieniu, a po drugie dlatego, że przeczuwał, że jej zainteresowanie rodziną Siddonsów było bardzo specyficznej natury.
Zdała sobie sprawę, że wcale nie pali się do tego, by podzielić się z kimkolwiek znalezioną notatką. Wiedziała jednak, że będzie musiała mu o niej powiedzieć, nawet jeśli zażąda jej zwrotu.
– Niedawno kupiłam coś w sklepie z używanymi rzeczami – zaczęła. – Powiedziano mi, że ta rzecz najprawdopodobniej pochodzi z tego domu.
Seth podszedł do okna i wyjrzał na ogród. O czym myślał? Wciąż milczał i nic nie wskazywało na to, że ma ochotę przerwać to milczenie.
Już miała spytać, czy coś się stało, kiedy nagle zadał jej pytanie.
– Czy to była jakaś książka? Może mi pani powiedzieć jaka?
– To poezje miłosne Williama Blake’a.
– Tak? Lubi go pani?
Kiedy na nią spojrzał, znieruchomiała. Jego rysy były jak wykute z kamienia, a twarz nie wyrażała zupełnie nic. Tylko spojrzenie jego oczu było przeszywające…
– Lubię. Nawet bardzo.
– Znałem kiedyś kogoś, kto uwielbiał jego poezje.
To wyznanie zupełnie ją zaskoczyło.
– Czy ten ktoś mieszkał w tym domu? – spytała, zanim zdążyła pomyśleć, co mówi.
– To bardzo prawdopodobne. Czy w książce nie ma nazwiska właściciela?
– Nie. Znalazłam w niej tylko…
Stojący przed nią mężczyzna uniósł z zainteresowaniem brew.
– Tak? Co pani znalazła, panno Hayes?
Imogen jednak odpowiedziała mu pytaniem.
– Czy ta osoba była kobietą?
– Nie odpowiedziała pani na moje pytanie.
Imogen w jednej chwili uzmysłowiła sobie prawdę. Przypomniała sobie inicjały widniejące pod listem. SB.
Człowiekiem, który napisał te słowa, to sam Seth Broden…