Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Lista - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lista - ebook

Jego powrót otworzył jej stare rany… Wciągnął ją w swoją mroczną przeszłość… Victoria próbuje się pozbierać po burzliwym związku. Ma stałą pracę, nowego chłopaka oraz nieokiełznaną przyjaciółkę. Jej poukładane życie zostaje zaburzone przez nieoczekiwane spotkanie nastoletniej miłości. Ethan osiągnął życiowy sukces. Jako gwiazda sportu jest ciągle w centrum uwagi. Nie przeszkadza mu ono jednak w prowadzeniu drugiego, mrocznego życia…

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8273-553-6
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

_„Potrzebuję bohatera!”_

_I need a hero — Bonny Tayler_

JACKSONVILLE, BAR NA PRZEDMIEŚCIACH, WIOSNA ROK 1989

Wstałem przecierając mokrą od potu twarz. Miał czelność nadal się uśmiechać, mimo ogromnej ilości ciosów. Maxim podniósł się wycierając zakrwawione czoło rękawem. Śmiał się niewzruszony, co tylko jeszcze bardziej potęgowało moją wściekłość.

— Zamknąć się!

Krzyk dochodził od strony drzwi wejściowych. Właśnie miałem zamiar zadać łysolowi kolejny cios.

Odsunąłem się od Wasiliewa gromiąc go wzrokiem. Bob i Paul zdążyli się pozbierać. Jeden miał rozcięte czoło i podbite oko. Drugi wyszedł z tego odrobinę lepiej. Poprawiał właśnie podartą klubową kurtkę. Jeśli trener zobaczy nas w tym stanie, to za karę zawiesi nas w następnym meczu.

— Co tu się kurwa dzieje?

Silny europejski akcent nieprzyjemnie kuł w uszy. Wysoki, na oko czterdziestoletni, ciemnowłosy mężczyzna stał w wejściu, a za nim kotłowało się kilku kolejnych łysych palantów. Nie wyglądał na zadowolonego całym zajściem. Blizna zaczynająca się na szyi, a kończąca na jego czole przykuła moją uwagę.

Rozejrzałem się po zdemolowanym lokalu. Barman zdążył schować się na zapleczu, nim kilka butelek zdążyło rozbić olbrzymie lustro za ladą. Kelnerka niepewnie wyjrzała zza drzwi toalety. Na jej ślicznej twarzyczce malowało się uczucie ulgi. Stoliki i krzesełka leżały porozrzucane po całej podłodze, a pod stopami chrzęściło potłuczone szkło.

— To oni zaczęli szefie.

— Trzech jankesów dało radę waszej bandzie? Za co ja wam płacę, pieprzone nieroby…

— To blondyn. On zrobił największe zamieszanie! — wskazał na mnie najmniej poturbowany ze wszystkich.

— Nie trzech tylko jeden? I co głąby? Mam być z tego dumny?

Obity mężczyzna ucichł unikając spojrzenia szefa. Ciężko mi było określić, czy nowo przybyły człowiek jest wściekły, czy próbuje się nie roześmiać. Jednym skinieniem głowy kazał wszystkim wyjść.

— Ty zostajesz. — skierował palec w moją stronę.

Zacisnąłem pięści. Czułem lepką krew spływającą po mojej szyi. Zastanawiałem się, co mam zrobić. Nie chcę, aby kumple ryzykowali swoje kariery przez moje wybryki. Przecież stanęli tylko w mojej obronie.

— Idźcie. Załatwię to.

Skinąłem głową do reszty. Zniknęli za drzwiami równie szybko, co ludzie podejrzanego Europejczyka. Stawiam, że jest to Polak albo Rosjanin.

Dłonią przywołał barmana. Ten w ciągu chwili podniósł jeden ze stołów, a następnie dosunął do niego dwa całe krzesełka. Mężczyzna kazał mi usiąść naprzeciwko niego. Nie uszło mojej uwadze, że pod marynarką rysował się zarys broni. Specjalnie poprawił przy mnie nakrycie, abym przypadkiem nie spróbował uciec.

Nie protestowałem, bo wiedziałem, że i tak jestem w czarnej dupie. Olbrzym nie odezwał się ani słowem wyglądając na mocno zamyślonego.

Po kolejnej, pełnej ciszy minucie podeszła kelnerka. Poniekąd, to przez nią wybuchło całe zamieszanie. Postawiła między nami butelkę wódki oraz dwa spore kieliszki. Patrzyła na mnie przez ten cały czas swoimi ogromnymi, przestraszonymi oczami.

— Jestem Siergiej Bogdanow — w końcu mężczyzna odezwał się — i lubię wiedzieć z kim mam zamiar się napić.

— Robert Walker, atakujący drużyny Miami Dolphins — szybko odpowiedziałem.

— Zauważyłem — spojrzał wymownie na moją bluzę — jesteś zatem synem tego znanego Walkera… Przypływały do mnie jego statki.

Miałem już pewność, że mam do czynienia z rodowitym Rosjaninem. Ojciec potajemnie współpracował z kilkoma portami z ZSRR przed jego rozpadem. Bogdanow szybko rozgryzł moje pochodzenie. W każdym razie, nadal nie wiedziałem, czego mogę się po nim spodziewać.

Czarnowłosy mężczyzna wziął kieliszek w dłonie i zaczął dokładnie oglądać jego zawartość. Wychylił się. Jednym łykiem przełknął cały przezroczysty płyn. Poszedłem jego śladem. Zmusiłem się do połknięcia gorzkiej cieczy pozostając niewzruszonym.

— Robercie, powiedz mi, na czym zależy ci najbardziej?

— Na karierze sportowej — odpowiedziałem bez namysłu.

— I na czym jeszcze?

Musiałem się chwilę zastanowić.

— Na mojej narzeczonej. Na rodzinie, którą mam zamiar kiedyś z nią założyć.

— Kochasz ją?

— Tak.

— Ach, miłość… — kiwnął głową nalewając kolejną porcję alkoholu. — Co zamierzasz zapewnić swojej kobiecie?

Rozmowa zaczęła iść w niebezpiecznym kierunku, co przestało mi się podobać. Ponownie musiałem pomyśleć nad odpowiedzią. W tym czasie, czujne oko Rosjanina uważnie prześwietlało moją sylwetkę. Po karku ściekał zimny pot, gdy słyszałem, jak barman z kelnerką zamiatali podłogi ze szkła.

— Zamierzam zapewnić jej pewną, bezpieczną przyszłość….

— Dobra odpowiedź… Bezpieczeństwo… Wypijmy za nie…

Kolejny kieliszek wszedł gładko. Po chwili ogarnęły mnie mdłości. Stres powoli przejmował władzę nad moim ciałem. Rosjanin nalał po kolejnej porcji.

— Koniec tej ckliwej gadki. Dostałem już to, co chciałem wiedzieć — przeszły mnie ciarki, lecz mimo to zachowałem kamienną twarz — pewnie już to zdążyłeś zauważyć… Jestem właścicielem tego przybytku, ale również i innych w stanie.

— Tak. Na pierwszy rzut oka widać, kto rządzi w tym lokalu.

Po twarzy mężczyzny przebiegł nikły cień uśmiechu.

— Moją pierwszą myślą było posłanie ciebie i twoich kumpli do piachu — stukał palcami o blat stolika, co powoli wytrącało mnie z równowagi — jednak mam też pewien dar. Dar do znajdywania talentów, które mogą mi się w przyszłości przydać.

— Miło to słyszeć.

Próbowałem grać w jego grę.

— Wspominałeś, że chcesz zapewnić swojej kobiecie bezpieczeństwo. Mam zatem dla ciebie pewną propozycję, oczywiście nie do odrzucenia.

— Zamieniam się w słuch.

Boże, wdepnąłem w ogromne gówno.

— Zaimponowałeś mi. Sprałeś na kwaśne jabłko trzech najlepszych ludzi, jakich mam. To spory wyczyn. Widzę cię obok mnie, jako potencjalnego partnera biznesowego. Ty masz przed sobą szczyt kariery, a ja kontakty oraz władzę w miejscach, o których ci się nie śniło. Jesteś również jedynym spadkobiercą imperium transportowego. Przedstawię cię kilku wpływowym ludziom, a gdy ganianie za piłką ci się znudzi, znajdziesz się u mego boku.

— Rozumiem, że nie mam innego wyjścia?

Rosjanin rozejrzał się po zdemolowanym barze, po czym skierował na mnie ciężkie spojrzenie zwiastujące niebezpieczeństwo.

— Nikt nie ma prawa mi odmówić, gdyż grozi to poważnymi konsekwencjami. Lokal to małe piwo. Poznęcałbym się nad wami przez jakiś czas. Zapłacilibyście za szkody i byłoby po wszystkim. Jestem ogromnym fanem footballu amerykańskiego. Kibicuję wam, od kiedy przybyłem do tego pięknego stanu. Jednak oprócz budynku ucierpiało coś jeszcze.

Nie spieszył się zbytnio z odpowiedzią. W głowie kalkulowałem wszystkie za i przeciw przedstawionego układu. Trafiłem na gangstera. Odmowa w tym przypadku grozi utratą głowy.

— Ucierpiała duma moich ludzi, a przy tym i moja. Zatem, albo wzmocnisz swoją osobą moje szeregi, albo bezpieczeństwo twojej kobiety, na którym tak bardzo ci zależy, pęknie jak bańka mydlana.

Musiałem się chwilę zastanowić. Ten człowiek mówił śmiertelnie poważnie. Jeśli wejdę w ten nieprzyjemny biznes, to w przyszłości mogę mieć ogromne kłopoty. Z drugiej strony, współpraca może nieść za sobą parasol ochronny. Praca dla tego człowieka prócz negatywnych stron, zapewni mi bezpieczeństwo. Niech stracę.

— Zgadzam się. Jak to u was mówią? Na zdrowie!

Opróżniłem kieliszek nie czekając na mężczyznę.1

_„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to,_

_co już masz w sobie.”_

_Carlos Ruiz Zafón, Cień wiatru_

LAKE CITY, KSIĘGARNIA HALLÓW, TERAZ

Dzwonek przy drzwiach poinformował Avę, że weszłam do sklepu. Wzięłam głęboki wdech koncentrując się na zapachu nowych książek zmieszanym z aromatem świeżo palonej kawy. Uwielbiam to miejsce od bardzo dawna. Od kiedy moja przyjaciółka tu pracuje, jestem jej stałym klientem.

— Tu jestem! Już idę.

Moja najlepsza kumpela z czasów liceum krzątała się niespiesznie za olbrzymimi kartonowymi pudłami. Dziś jest dzień dostawy. Jutro dziadek Avy rozpakuje nowe pozycje i starannie porozkłada je na półkach.

— Nie musisz się śpieszyć, to tylko ja — krzyknęłam jej w odpowiedzi upewniwszy się, że jesteśmy tu same.

— O, cześć Vicky!

Dochodziła właśnie szósta popołudniu. Rzuciłam oko na puste ulice. Po okolicy nie kręciła się żadna żywa dusza, więc bez skrępowania obróciłam tabliczkę na drzwiach informującą o zamknięciu sklepu.

Rzuciłam niedbale płaszcz i torebkę na jeden ze stolików w malutkiej części dla kawoholików. Ta część sklepu urzekła mnie najbardziej. Trzy pięknie odnowione, malutkie stoliczki znalezione na targu staroci stoją przy oknach, gdzie parapety obite miękkim materiałem służą za siedzenia. Uwielbiałam się tu uczyć do egzaminów.

Z tęsknym westchnieniem podeszłam do ekspresu zrobić sobie kolejną kawę.

— Wiadomo coś o moim zamówieniu?

Wzięłam czystą filiżankę z pięknym kwiatowym wzorem i położyłam ją na ekspresie.

— Nic się w tej sprawie nie zmieniło — widziałam tylko bladoróżowe włosy Avy — poczekasz sobie jeszcze trochę na te swoje białe kruki. Śnieżyce ciągle blokują połączenia samolotowe. Prędzej te książki dopłyną statkiem.

— Szkoda, przydałyby mi się na zajęcia z młodej literatury angielskiej.

— Ale te zajęcia mamy dopiero w przyszłym tygodniu — układała pudła w stabilną wieżę, odblokowując sobie przejście do lady — może do tego czasu przyjdą? — westchnęła głęboko — jutro są wykłady z tym nudziarzem z pedagogiki. Nie wiem, jak to wytrzymam.

Prawie potknęła się o najmniejsze z nich. Starałam się powstrzymać śmiech, lecz z marnym skutkiem. W końcu dotarła do mnie i z groźną miną pokazała mi język.

Ava była bardzo niska i szczupła. Uwielbiała farbować włosy na dziwne kolory oraz ostatnimi czasy wciągnęła się we wschodnie sztuki medytacji. Chce w ten sposób okiełznać choć trochę swój wybuchowy temperament.

Przyjaciółka od liceum pomaga dziadkowi prowadzić malutką księgarnię, a teraz jest jej współwłaścicielem. Aby się zabezpieczyć na przyszłość zapisała się ze mną na studia weekendowe z anglistyki. Sama zdecydowałam się na nie mimo ukończonego pielęgniarstwa.

— Dobra. Pośmiałyśmy się ze mnie, a teraz pora na ciebie. Jak było w tym tygodniu? Czy panowie z pod trójki znów pobili się o zaginioną maszynkę do golenia?

Oparła się łokciami o starą, drewnianą ladę. Obdarzyła mnie szerokim uśmiechem mrugając uroczo.

— Mam niestety smutną informację — wzięłam łyk kawy rozgrzewając się od środka. — Na początku tygodnia zmarła Daisy — miła, osiemdziesięcioparoletnia pani, emerytowana nauczycielka.

— To ta miła staruszka, co podarowała ci całą swoją kolekcję książek Agathy Christie?

— Tak, to ona pierwsza przeczytała całą moją powieść — spojrzałam wymownym wzrokiem na przyjaciółkę.

— Wielka szkoda. Dobrze wiesz, że zbieram się do tego od kilku dni — dodała.

— Ciągle się zastanawiam, czemu rodzina ją tutaj zostawiła. Przecież takiej babci ze świecą szukać. Przez cały czas była samodzielna. Umysłowo również bardzo dobrze dawała sobie radę. Nikt nie rozwiązywał takiej ilości krzyżówek, co ona.

— Ludzie to nieczułe istoty. Dostrzegasz to bardziej, bo taką pracę wybrałaś.

— Bycie pielęgniarką w domu spokojnej starości jest dużo lżejsze niż latanie po ostrym dyżurze. Ojciec miał rację, polecając mi ten ośrodek.

— Ale nie widujesz już tych wszystkich przystojnych lekarzy — zamyśliła się — wracając do twojej powieści. Odezwał się ktokolwiek w jej sprawie?

Pochyliłam głowę. Sprawdzam skrzynkę mailową kilka razy dziennie. Przeczesuję nawet spam, jakby rzez przypadek przekierowało tam wiadomość od wydawcy. Niestety od trzech miesięcy trwa głucha cisza. Poprawiłam blond pasemko, które wpadło mi do oczu.

— Nikt nie odpisał — odparłam cicho.

— To jeszcze nie koniec świata. Są jeszcze inne wydawnictwa. Zaczekaj jeszcze tydzień, a następnie wyślij swoją propozycję do kilku kolejnych. Ktoś musi się tym dziełem w końcu zainteresować.

— Masz rację. I zanim znów powiesz, że to dzieło, to najpierw je przeczytaj — rozciągnęłam ramiona — to co, zbieramy się?

— No, już myślałam, że zapomniałaś o naszej tradycji.

— Co to, to nie. Cały tydzień czekałam na tą chwilę.

Dokończyłam kawę, a Ava szybko ogarnęła ostatnie porządki w sklepie. Wyszłam chwilę przed nią, aby rozgrzać auto. Śnieg już na szczęście przestał padać, ale ciągle było mokro. Wiosno przyjdź w końcu.

Po zamknięciu księgarni przyjaciółka szybko znalazła się w moim małym fordzie. Skierowałyśmy się najpierw pod moje mieszkanie, aby zostawić pod nim pojazd. Następnie, pieszo przeszłyśmy dwie ulice do jednego z naszych ulubionych barów.

W zależności od humoru, nawału pracy i studiów chodzimy do różnych lokali. W tą zimę królowały dwa. Pierwsze miejsce jest niewielkie, tajemnicze i ma swój unikalny klimat. Najczęściej przychodzą tu zakochane parki albo osoby chcące się w spokoju spotkać.

Drugie miejsce znajduje się trochę dalej. Jest to większy klub z parkietem i sceną dla DJ-a. Stoi na uboczu, dzięki czemu nigdy nie jest zapchany ludźmi. Ava mnie tam zawsze ciągnie, gdy czuje się samotna albo, gdy ponownie zrywa z kolejnym chłopakiem. Jej związki jakoś nigdy nie trwają długo.

Dzisiaj idziemy do naszego klimatycznego baru „Ogrodowego”. W wakacje jest tu przepięknie. Kelnerki wystawiają stoliki w małym ogródeczku oddzielonym od reszty świata płotem porośniętym ciemnozielonym bluszczem. Teraz marzę jedynie, aby ugrzać się w jego środku z grzańcem w dłoniach. Jeden z byłych chłopaków Avy pokazał jej to miejsce kilka lat temu. Od tamtej pory jesteśmy jego stałymi bywalczyniami.

Gdy otworzyłam drzwi do lokalu od razu uderzył we mnie zapach korzennych przypraw i ciepłego wina. Jak na piątek nie było dużo ludzi, więc od razu namierzyłyśmy nasz ulubiony stolik. W rogu wisiał telewizor, na którym aktualnie leciała powtórka meczu futbolu amerykańskiego. No tak, ostatnio rozgrywany był finał sezonu Super Bowl. Ludzie siedzą w sportowych barach świętując zakończenie sezonu.

Poszłam do drewnianej lady i zamówiłam dwa grzane wina. Czarnowłosa kelnerka, której imienia nigdy nie mogę zapamiętać, sprawinie przyjęła zamówienie. Poinformowała nas, że z początkiem kwietnia kończy się ich zimowa oferta.

— To dziś będziemy świętować całkowity koniec zimy. — Posłałam jej ciepły uśmiech zabierając dwie ciepłe szklanki z lady.

Ava skupiła się na powtórkowej transmisji meczu. Oderwała się na chwilę, gdy postawiłam przed nią przepięknie pachnące, alkoholowe cudo.

— Jak myślisz, czy jeszcze go spotkasz?

Wypaliła wprawiając mnie w lekkie zamieszanie. Przyjaciółka posiada jedną cechę, która mnie w niej niesamowicie bardzo drażni. A w sumie to nawet dwie. Skacze pomiędzy tematami rozmów tak szybko, że nie jestem w stanie się zorientować, o czym właśnie mówi. Lubi bawić się również w mojego terapeutę.

— O co ci znowu chodzi? — zapytałam, a ta ciągle gapiła się w telewizor.

Skierowałam wzrok na ekran. No tak. Trwała powtórka meczu rozgrywanego pomiędzy Atlanta Falcons a Miami Dolphins w samym sercu Florydy. Komentator zachwycał się nad zawodnikiem numer 60.

— Kawał z niego ciacha — przygryzła wargę w swój charakterystyczny sposób.

— Nawet nie zaczynaj tego tematu. Co było, to było. I nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nie widzieliśmy się ponad dziesięć lat.

Mimo, że jego matka i brat ciągle mieszkają kilka ulic od moich rodziców. Powtarzam to za każdym razem. Co jakiś czas musi mi specjalnie wspomnieć o Ethanie Walkerze. Kiedyś się z nim przyjaźniłam.

— Wiem przecież… Dobrze, przepraszam. Po prostu… — próbowała zmienić temat — Kevin dziś będzie? Wspominałaś mu, że wychodzimy?

Wzięła łyk wina ze zwycięskim wyrazem twarzy, że udało jej się skierować moje myślenie na inne tory. Co jakiś czas wypytuje mnie o Ethana. Bardziej natarczywa stała się po moim załamaniu. Pewnie liczy, że młodzieńcza, pierwsza miłość wyleczy mnie z aktualnych problemów. Puszczam jej uwagi płazem, bo aktualnie mam osobę, na której bardzo mi zależy.

— Kevin ostatnio ma wielkie urwanie głowy w robocie przez inwentaryzację kilku placówek medycznych. Rachunki, recepty, liczenie sprzętu i takie tam. Mówię ci, jest to ogromne przedsięwzięcie. Ostatnio dość rzadko się widujemy i nie prędko się to zmieni. Odbijemy sobie to podczas przerwy wiosennej albo wakacji. Może zrobimy sobie jakiś mały, trzydniowy wypad do Miami.

Kevin, mój chłopak, pracuje w biurze rachunkowym. Spotykamy się od kilku miesięcy. Jest typowym korporacyjnym pracownikiem tyranym do granic możliwości przez wymagającego szefa. Jednak mimo to, bardzo lubi swoją pracę.

— A jak z waszą bliskością? — szturchnęła mnie w ramię.

— Ciągle tak samo. Nie spieszymy się. On doskonale rozumie moją sytuację, w przeciwieństwie do mojej przyjaciółki. Może ją znasz? Taki karzełek z różowymi włosami — Ava szturchnęła mnie ponownie, ale tym razem mocnej — nie nalega na seks i dodatkowo wspiera mnie w terapii. Na razie mam kilka miesięcy przerwy od wizyt. Kolejny blok terapeutyczny zacznę dopiero jakoś pod koniec lata.

— Boże, ja bym tak nie mogła. Dziewczyno, masz prawie dwadzieścia cztery lata i nie lubisz się bzykać? Co z tobą nie tak?

— Ciszej Ava. Nie chcę się dzielić ze światem intymnymi problemami. Moja znakomita terapeutka również próbuje do tego dojść.

— No, co poradzę? Posucha u mnie powoduje histerię. Mogą ją uleczyć tylko ramiona przystojnego mężczyzny…

— To już nie jesteś z tym gorącym strażakiem? Jak mu było na imię… — podrapałam się po podbródku.

— Matt, i nie on był ostatni. To było dawno temu.

— No mi się wydaje, że z dwa tygodnie temu zaczęłaś się z nim spotykać.

— Stare dzieje. Ostatnio spotykałam się z gościem poznanym na uczelni. Studiuje chyba finanse albo coś takiego. Nie wyszło nam. Jednak różnica charakterów nas za bardzo wystraszyła.

— Tydzień to chyba twój nowy rekord. W końcu będziesz musiała znaleźć kogoś na stałe albo zostaniesz starą panną z tuzinem kotów — zaśmiałam się.

— Może kiedyś… Na razie, póki jestem młoda i piękna, próbuję różnych opcji. Zanim się ostatecznie ustatkuję nie chcę żałować, że czegoś nie spróbowałam. Nie spieszę się ze ślubem, choć moja matka ciągle truje mi dupę z tego powodu.

— To się w końcu od niej wyprowadź.

— Gdyby byłoby to takie łatwe… Już ci mówiłam. Albo studia, albo mieszkanie. Zostały jeszcze nam dwa semestry. Gdy je opłacę, będę mogła się wyprowadzić na drugi koniec miasta, żeby jej twarzy nie widzieć tak często. Mi tatuś mieszkania nie kupił…

— Ava…

— No, co? Nie bierz tego zbytnio do siebie. To tylko chwila zazdrości.

Uwagi skierowane w stronę mojego statusu finansowego zwykle puszczam w niepamięć. Mój ojciec pracuje, jako ordynator w szpitalu miejskim. Zarabia dobre pieniądze, plus odziedziczył trochę majątku po dziadku, który zarządzał jedną z większych firm farmaceutycznych w tej części kraju.

Ava jest bezpośrednia i nigdy nie owija w bawełnę. Człowiek, którego ona nazywała ojcem zostawił ją i jej matkę. Przyjaciółka miała wtedy piętnaście lat. Uciekł do innej, sporo młodszej kobiety, niewiele starszej od nas samych. Od tamtego czasu, dziewczyna musiała zacząć pracować dorywczo, by pomagać matce w utrzymaniu sporego domu. Po wyprowadzce starszego brata dom sprzedały i kupiły mniejsze mieszkanie. Część pieniędzy ze sprzedaży poszła również na studia weekendowe. Sama ją do tego namówiłam.

— Wybaczam ci. Nie potrafię się na ciebie długo gniewać — wypiłam kolejny duży łyk wina.

Po kilkunastu minutach Ava poszła zamówić kolejne porcje, a ja zapatrzyłam się w transmisję. Ethan jest gwiazdą. Cięgle pokazują go na ekranie. Czasem, w internecie rzucały mi się artykuły o jego aktualnych sukcesach. Staram się je pomijać, lecz zdarza się, że ciekawość zwycięża. Rzadziej, coś napomina mi tata. Mój ojciec do tej pory przyjaźni się z ojcem Ethana. Mają ze sobą stały kontakt.

Ze mną było inaczej. Zostałam odepchnięta, gdy chłopak dziesięć lat temu otrzymał propozycję nie do odrzucenia w Atlancie. Od kiedy wyjechał, nie odezwał się do mnie ani słowem. Było to bardzo dziwne. Przyjaźniliśmy się od dziecka. Przez chwilę wydawało mi się, że może zostaniemy parą. Niestety, życie jest okrutne. Ludzie się zmieniają. Ethan wybrał karierę, a mi zostało rozczarowanie i złamane, nastoletnie serce.

Ava przerwała moje natrętne myśli serwując kolejną porcję ciepłego napoju bogów.

— Przepraszam, że straciłaś przeze mnie humor. Może pójdziemy jutro potańczyć? Z chęcią poszalałabym w objęciach przystojnego faceta.

Przyjaciółka zdecydowanie chce poszukać kolejnej ofiary. Co ja poradzę, że w tej kwestii różnimy się diametralnie?

— W sumie, to, czemu nie? Napiszę do Kevina, czy znajdzie chwilkę na drinka albo dwa.

— Po jutrzejszych wykładach będę chciała się totalnie zrelaksować. Albo nie, zrelaksuje się na zajęciach. Przyniosę sobie poduszkę, zajmę miejsce w ostatnim rzędzie i zatopię się w objęciach snu.

— Nie radzę. Profesor zapowiadał, że zrobi nam jutro test na koniec zajęć z omawianego materiału.

— Nie no… A już myślałam, że trochę odeśpię kolejną noc.

— Nie martw się. Połowa studiów za nami. Trochę się pomęczysz i koniec. Jeszcze mi podziękujesz za dyplom.

Upiłam kolejny łyk słodkiego wina zagłębiając się w plotki z poprzedniego tygodnia, które Ava usłyszała od stałych klientek księgarni.2

_„Życie jest jak pudełko czekoladek — nigdy nie wiesz,_

_co ci się trafi.”_

_Winston Groom, Forrest Gump_

Obudziłam się rano bez negatywnych skutków kaca. Uwielbiam nasze spokojne, babskie spotkania. W przeciwieństwie do klubowych wypadów, rano czuję się znakomicie.

Przeciągnęłam się leniwie jednocześnie rozglądając się po moim niewielkim i przytulnie urządzonym pokoju. Wyciszyłam budzik i ruszyłam w stronę szafy, z której ciuchy się już wylewały na podłogę. Zastanawiając się nad dzisiejszą stylizacją obiecałam sobie ponownie, że co najmniej połowę ubrań oddam albo wyrzucę.

Na dzisiaj wybrałam czarne jeansy oraz granatowy, bardzo ciepły sweter. Mama stwierdziła, że ten kolor idealnie pasuje do mojej jasnej cery i szarych oczu. Nie kłócę się z nią o takie rzeczy, bo zwykle miewa rację.

Pod budynkiem uczelni czekała na mnie Ava z kubkiem parującej, karmelowej kawy. Podziękowałam delektując się gorzkim smakiem gorącego napoju. Przemierzając korytarze zdawkowo odpowiadałam przyjaciółce na pytania dotyczące dzisiejszych zajęć.

Sala zapełniła się w ciągu piętnastu minut. Znajomi zajmowali po kolei ławki, a po auli niosły się luźne rozmowy przerywane co jakiś czas, wybuchem śmiechu. Profesor, jak zwykle, spóźnił się kolejny kwadrans. Poprawiał co chwila swoje okulary czytając listę obecności. W końcu zajęcia się rozpoczęły. Ava ziewała co jakiś czas ukrywając twarz za podręcznikiem.

Przerwa obiadowa przyszła wyjątkowo szybko. Stołówka w weekendy jest krócej otwarta. Musiałyśmy się pospieszyć z obiadem.

— Błagam, niech ta pogoda w końcu się ogarnie — jęczała przyjaciółka grzebiąc widelcem w swojej zapiekance.

Po tonie głosu Avy domyśliłam się, że jest już zmęczona zimą oraz nudnymi zajęciami. Zatopiłam widelec w sałatce odpowiadając jej.

— Jeszcze z miesiąc i będziemy mogły spędzać przerwy na dziedzińcu, a nie w tej brzydkiej stołówce. Jest tu trochę przygnębiająco i przypominają mi się czasy liceum.

— Masz rację. Posiłki przygotowywane przez panią Turner do dziś nawiedzają mnie w koszmarach — zaśmiała się.

— Tęsknię za zielenią i świętym spokojem.

— Będę koczować specjalnie na ławki przy boisku. Niedługo zaczną się treningi biegaczy i futbolistów.

— Skąd wiedziałam, że nie chodzi ci o wiosnę, kwitnące drzewa i świeże powietrze?

— Mogłabyś przystopować z tym romantyzmem? — prawie wylała sok z butelki. — W przeciwieństwie do ciebie interesują mnie inne, równie piękne widoki.

Zapatrzyła się na wysokiego mężczyznę mijającego nasz stolik.

— Mogłabyś się ogarnąć chociaż na czas obiadu? Oglądaj sobie, kogo chcesz, ale nie w czasie, gdy mamy chwilę dla siebie. W klubie sobie odbijesz dzisiejsze zajęcia.

Utkwiłam swój wzrok w notatkach, aby powtórzyć informacje przed testem. Ava zaczęła się zachwycać nad kolejnym ciachem, lecz zdążyłam uspokoić ją, zanim się na dobre rozkręciła.

Tak, jak profesor zapowiadał, na sam koniec zajęć przygotował test zaliczeniowy. Jako wzorowa studentka napisałam go najszybciej z całej grupy. Pierwsza oddałam kartę z odpowiedziami i wyszłam z sali, aby przewietrzyć się na dziedzińcu. Stwierdziłam, że zaczekam na Avę na parkingu. Zrobił się istny zamęt. Akurat inna grupa również skończyła zajęcia. Korytarz zapełnił się ludźmi w kilka sekund.

Przyspieszyłam krok szczelniej owijając się ciepłym, popielatym płaszczem. Przeciskając się pomiędzy młodszymi studentami dotarłam w końcu do swojego samochodu. Pogoda dziś mnie rozpieszczała. Wczorajszy śnieg stopniał całkowicie, a słoneczko zachęca do popołudniowego spaceru. Może nawet skuszę się na krótkie bieganie?

Akurat szukałam kluczyków w torbie, gdy poczułam na szyi nieprzyjemne ciarki. Dzieje się tak często, jak ktoś się na mnie bezczelnie gapi lub mam dziwne wrażenie, że zaraz wpadnę w kłopoty.

Rozejrzałam się czujnie wokoło. Oprócz mnie, po parkingu krążyło kilka grupek studentów powoli opuszczając teren uczelni. Delikatny wiatr trącał nagimi gałęziami drzew. Szczelniej owinęłam się puchatym, różowym szalikiem.

Nagle dostrzegłam go. Musiałam parę razy mrugnąć, bo nie dowierzałam własnym oczom. To niemożliwe. Jeszcze wczoraj widziałam jego sylwetkę w telewizji na wielkim meczu w Miami. Co on tu, do cholery robi?

Po drugiej stronie ulicy stał Ethan, lub ktoś identycznie do niego podobny. Mężczyzna opierał się o czarny, sportowy samochód. Pojazd wyglądał na bardzo drogi, zdecydowanie był poza moim zasięgiem. Zwracał nim na siebie uwagę młodzieży.

Przetarłam oczy. To musiał być on. Spoglądał w stronę sąsiedniego budynku. Nie zauważył jeszcze, że się mu przyglądam. Był akurat zajęty rozmową telefoniczną. Poruszał się identycznie, jak zapamiętałam. Chociaż, może umysł płata sobie ze mnie figle?

Mężczyzna miał dłuższe, niż zapamiętałam, jasne włosy, delikatnie opaloną skórę oraz gładką, świeżo ogoloną twarz. Na dobrze zbudowane ciało zarzucił niedbale ciemną kurtkę. Gdybym bliżej podeszła, na pewno ujrzałabym te same, zielone oczy, które lata temu towarzyszyły mi na każdym kroku.

Przesadzasz — pomyślałam. Na pewno pomyliłam obcego człowieka ze starym znajomym. Ava niepotrzebnie zaczęła wczoraj ten drażliwy temat. Przez jej głupie gadanie wkręciłam sobie natrętne myśli o człowieku, który opuścił mnie lata temu.

W końcu znalazłam te nieszczęsne kluczyki do samochodu. Zagapiłam się i nacisnęłam na pilocie nie ten guzik, co trzeba. Samochód zaczął niespodziewanie strasznie głośno wyć. Spanikowana uciszyłam go bardzo szybko, lecz zdążyłam zwrócić na siebie uwagę kilku osób, w tym znajomego mężczyzny.

Kątem oka dostrzegłam, jak opuścił dłoń, w której trzymał telefon. Zrobił krok od swojego pojazdu uważnie mi się przyglądając. Może sama sobie to wmówiłam? Ta chwila dłużyła się w nieskończoność.

„To nie mógł być Ethan. To niemożliwe. To nie jest prawda.” — w kółko powtarzałam.

Na całe szczęście usłyszałam za sobą głos przyjaciółki. Odwróciłam się za szybko, niż bym chciała, a kobieta niespodziewanie rzuciła się w moje ramiona. W tym momencie ledwo stałam na nogach. Moje autko pomogło mi utrzymać pion.

— Zdałam, zdałam! No może nie tak dobrze, jak ty, ale zdałam.

Trzymała w dłoniach dwie kartki papieru. Podała mi poprawiony test nadal prowadząc radosny monolog. Przeglądnęłam moje wypociny. Nie było tak źle. Zrobiłam tylko jeden błąd na czterdzieści pytań.

— Facet poprawiał testy na bieżąco. Zaczekałam chwilę, aby dowiedzieć się, czy zaliczyłam. Odebrałam również twój wynik. Jej, mamy jeden przedmiot już z głowy — podniosła w geście zwycięstwa obie ręce — to, co? Idziemy wieczorem to uczcić?

— A my przypadkiem nie ustaliłyśmy już wcześniej tego wyjścia? — odpowiedziałam beznamiętnie.

Skakała wokół mnie jak wariatka, gdy przeglądałam swój test już trzeci raz. Szukałam w nim nieistniejących błędów lub jeszcze nie wiadomo czego. Próbowałam wyrzucić z głowy Ethana.

— A ty nie cieszysz się? Największego nudziarza mamy już z głowy. Bardzo dobrze, że było z nim tak mało spotkań.

— Cieszę się. Bardzo. Tylko…

— Żadne tylko… Najlepiej z całej grupy go napisałaś. Nie ma co się nad tym dłużej zastanawiać. Dzwonisz po Kevina, ubierasz najseksowniejszą sukienkę, jaką masz i wieczorem widzimy się w naszym klubie.

Cały czas gwałtownie gestykulowała. Nie mogła nacieszyć się z naszego sukcesu oraz z tego, że w końcu się wyrwie na kolejny podryw.

Pożegnała się szybko i tanecznym krokiem ruszyła w stronę swojego vana. Usiadłam za kierownicą oddychając głęboko. Sprawdziłam, czy mam ze sobą wszystkie rzeczy. Mając zamiar wyjechać z parkingu spojrzałam w stronę, gdzie wcześniej stał mężczyzna.

Po Ethanie i sportowym samochodzie nie było już śladu. Widocznie pomyliłam przypadkowego kolesia z człowiekiem, którego nie chcę już nigdy więcej widzieć żywo na oczy. Niestety zmuszona jestem czasem oglądać jego twarz w tv, tak jak wczoraj. Do tego przywykłam.

Odetchnęłam głęboko. Uświadomiłam sobie, że nie byłam przygotowana na spotkanie z mężczyzną twarzą w twarz. Już dawno temu obiecałam sobie jedno i będę się starać z całych sił nie złamać tej przysięgi. Będę się z dala trzymać od Ethana oraz jego rodziny.

Nigdy więcej nie dam się zranić przez tego człowieka.3

_„-Puchatku?_

_— Tak Prosiaczku?_

_— Nic- powiedział Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę_

_— Chciałem się tylko upewnić, że jesteś.”_

_Alan Alexander Milne, Kubuś Puchatek_

LAKE CITY, BASEN MIEJSKI, WAKACJE DZIESIĘĆ LAT WCZEŚNIEJ

Spóźnia się. Przecież zawsze stawiał się o czasie. Powtarzałam w kółko w myślach różne powody, dla których Ethan jeszcze się nie zjawił. Może się rozchorował? A może mu coś ważniejszego wypadło? Gdyby nie mógł, to wysłałby mi sms albo oddzwoniłby. Zostawiłam mu na skrzynce chyba z cztery wiadomości.

Początek wakacji zapowiadał się fantastycznie. Słońce przygrzewało bardzo mocno, przez co mama kazała mi używać bardzo tłustego kremu z filtrem. Nie cierpię go. Ma nieprzyjemny zapach i cała się od niego lepię.

Czekałam we właściwym miejscu. Przecież tutaj wczoraj się umówiliśmy. Stałam obok budek z jedzeniem przy jednym z miejskich kąpielisk. Jest jeszcze ranek i nie ma zbyt dużo ludzi. Moja sąsiadka, która zaczyna niedługo studia, znalazła tu wakacyjną pracę. Kątem oka dostrzegłam ją i pomachałam. Odwzajemniła gest, a następnie wróciła do układania stolików.

Ponownie spojrzałam na telefon. Zero wiadomości od przyjaciela. Miałam zacząć z nim w końcu naukę pływania. Ethan obiecał mi, że się na pewno zjawi. A przyjaciele przecież nie łamią obietnic.

Zaczynam liceum w tym roku. Bardzo chciałam zapisać się na zajęcia z basenu, lecz nie mam bladego pojęcia o pływaniu. Ethan zaproponował mi, że pokaże mi podstawy, abym nie zbłaźniła się przed wuefistą oraz nowymi znajomymi z klasy. Jest wysportowany oraz należy do szkolnej drużyny sportowej.

No, co jest? Spóźnia się już jakąś godzinę. Dzwoniłam, co najmniej kolejne kilka razy, lecz teraz za każdym razem odrzucał połączenie. Czy ja coś złego zrobiłam? Zrezygnowana stwierdziłam, że nie ma, co dłużej czekać. Już i tak nie przyjdzie.

Nie jestem na tyle odważna, aby sama iść na kąpielisko. Nie ufam też nowemu ratownikowi. Ten licealista ciągle bajeruje opalające się starsze dziewczyny zamiast patrzeć, co się dzieje w wodzie. Natomiast koleżanki, z którymi się trzymałam w szkole wolą chodzić do galerii handlowej albo plotkować w cukierni. Pokazanie się z mamą to obciach.

Z głową pełną zmartwień założyłam słuchawki na uszy. Włączyłam na MP3 moją ukochaną składankę z Avril Lavigne. Odpięłam swój rower ze stojaka i zrezygnowana ruszyłam w stronę domu.

W drodze powrotnej mijałam willę należącą do rodziców Ethana. Państwo Walker posiadają olbrzymi, dwupiętrowy dom z przepięknym ogrodem. Otacza go równie piękny, ozdobny płot z motywem winorośli oraz wysokie tuje.

Spędzałam tam wiele czasu od kiedy pamiętam, ponieważ tata przyjaźni się z panem Robertem. Nigdy jakoś nie przepadałam za tym miejscem. Wydawał mi się mroczny, jakby krył tajemnicę. Kręciło się tam również dużo podejrzanych osób z pracy pana Walkera. Nie lubiłam ich, bo za każdym razem patrzyli się na mnie dziwnie. Zdecydowanie wolałam piękny, zadbany ogród otaczający dom.

Byłam zdziwiona, ponieważ na podjeździe nie stał żaden samochód. Drzwi do garażu stały otwarte na oścież, lecz i tam nie dojrzałam mercedesa pana Roya ani tego drugiego należącego do pani Samanty. Nigdzie nie było też nowego, sportowego auta chłopaka. Ethan wspominał, że jego tata ma teraz wolne. Spędza sporo czasu z nim, z Troyem i bliźniaczkami. Nie mogli pojechać na zakupy, bo robi je za nich gosposia. Gdyby mieli wyjechać do rodziny, to Ethan na pewno powiedziałby mi wcześniej. Okna zostały pozasłaniane. Dom świecił pustką.

Rozejrzałam się jeszcze raz po podwórku, lecz po chwili zmusiłam się do powrotu do domu. Rzuciłam niedbale rower pod garażem wściekła na Ethana.

Wchodząc słyszałam, jak mama przygotowuje się w salonie na dodatkowe lekcje. Prowadzi zajęcia w szkole muzycznej. Jej ukochanym instrumentem jest wiolonczela. Potrafi również grać na flecie podłużnym i fortepianie. Kiedyś nawet występowała w filharmonii, lecz nie ma już na to siły i cierpliwości.

— Wszystko w porządku kochanie?

Trzasnęłam trochę za mocno drzwiami wejściowymi. Wiedziałam, że teraz mama mi nie odpuści.

— Tak mamo — skłamałam.

Muzyka ucichła. Weszłam szybko do kuchni, aby wyciągnąć z lodówki butelkę soku. Jak się czymś szybko nie zajmę, to zacznę płakać.

— Co to za maniery, młoda damo? Nie powinnaś trzaskać drzwiami. Tata odsypia nocny dyżur.

— Przepraszam — zaczęłam czytać etykietę.

Mama wiedziała, że coś się święci. Podeszła do lodówki, ale otworzyła zamrażarkę. Wyjęła z niej duże pudełko lodów. Następnie z szuflady wyciągnęła dwie łyżki jedną kładąc przede mną.

— Widzę, że lekcji pływania nie było?

— Niestety. Ethan nie przyszedł.

Mama mocowała się z wieczkiem. Po chwili udało się jej otworzyć wiadro z moimi ulubionymi lodami o smaku ciasteczek. Trochę się zdziwiłam, bo rodzice nie pozwalają mi zajadać się lodami o tak wczesnej porze.

— A twoja dieta? — zapytałam — musisz uważać.

Martwię się o problemy mamy z utrzymaniem odpowiedniego poziomu cukru.

— Od takiej porcji nic mi się nie stanie, kochanie — wzięła olbrzymią łyżkę lodowego deseru — muszę ci o czymś powiedzieć. Za szybko wyszłaś z domu.

— Czy to coś ważnego? — niecierpliwiłam się.

Nie miałam najmniejszej ochoty teraz na pogadanki z mamą. Jedyne, co by mi teraz pomogło, to powtórka Pamiętników Wampirów i wylanie żali na papier.

— To ma związek z panem Walkerem i Ethanem.

Zamarłam. Przed oczami przeleciały najgorsze scenariusze. Ethan z ojcem mieli wypadek samochodowy? Pani Walker nie przeżyłaby tego. Coś się stało z dziadkami chłopaka? Albo sama już nie wiem… To tłumaczy, czemu mój telefon milczał od wczoraj.

— Co się takiego stało? — zapytałam.

— Nie zdążyłam cię wcześniej złapać ani się do ciebie dodzwonić. Państwo Walker pojechali do Atlanty.

— Ale czemu?

Przecież Atlanta znajduje się w innym stanie. Nie mają tam rodziny ani ojciec Ethana nie prowadzi w tym mieście interesów. Sporo wiedziałam o firmie Walkerów, bo chłopak strasznie się żalił na pracoholizm ojca. To się kupy nie trzyma.

— Ethan dostał propozycję od klubu sportowego. Trener juniorskiej drużyny Atlanta Falcons skontaktował się z Robertem. Chcą chłopaka już teraz.

— Co? Co to znaczy?

— Ethan z panem Walkerem przenoszą się do Atlanty.

— Ale… Na ile? Kiedy wrócą?

— Z tego, co mówiła mi Samanta to początkowo kontrakt ma trwać trzy lata. Wszystko zależy od umiejętności Ethana oraz jak potoczy się jego kariera.

Nie wierzyłam własnym uszom. Wybrał karierę sportową nie mówiąc mi ani słowa? Przecież zrozumiałabym jego decyzję. To tak, jakby trafił los na loterii. Takie rzeczy dzieją się naprawdę. Ale… Dlaczego nic mi nie powiedział?

Ethan jakoś nigdy nie lubił się z footballem, lecz ze względu na dawne sukcesy ojca grał w licealnej drużynie. Jego ostatni mecz widocznie musiał być obserwowany przez ktoś ważnego. Dostrzegł on talent chłopaka i zaproponował kontrakt.

— Wszystko w porządku?

— Tak. Wszystko okej. Po prostu się jednocześnie cieszę i zastanawiam.

— Nad czym kochanie?

— Dlaczego nie powiedział mi o tym wcześniej?

— Nie mam pojęcia. Widocznie tak się podekscytował, że zapomniał?

Nie mógł zapomnieć. Mówiliśmy sobie o wszystkim. Był moim przyjacielem od zawsze… Znajdywał dla mnie czas mimo treningów, czy spotkań z kolegami.

— Zapomniał… — powtórzyłam beznamiętnie — będę u siebie w pokoju.

Wybiegłam szybko z kuchni. Nie chciałam, aby mama zauważyła moje łzy rozczarowania. Wszystkie sekretne plany się posypały. Chciałam, aby Ethan oprowadził mnie po szkole. Marzyłam o wspólnych obiadach na stołówce. Może zostalibyśmy parą. Tak bardzo chciałam mu wyznać, ile do niego czuję, a teraz kotłują się we mnie sprzeczne emocje.

Rzuciłam się na łóżko. Widocznie sama rozpocznę mój najlepszy etap w życiu. Oglądając powtórki Pamiętników Wampirów próbowałam dodzwonić się do niego jeszcze kilka razy. Chciałam pogratulować mu sukcesu oraz dowiedzieć się, czy będzie wracał chociaż na weekendy do Lake City. Chciałam dowiedzieć się czegokolwiek. Niestety telefon pozostawał głuchy, a po jakimś czasie numer całkowicie przestał być aktywny.

Wściekłam się kolejny raz słysząc kobiecy zapętlony głos automatycznej sekretarki: „Ten numer nie istnieje”. To nie może dziać się naprawdę.

Wakacje mijały, a ja ciągle nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Zaczęłam więcej sama chodzić po mieście. Zalazłam nawet fajną małą księgarnię prowadzoną przez uroczego, starszego pana. Siedząc w niej popołudniami i zaczytując się w moje nowe odkrycie: Dumę i Uprzedzenie Jane Austin.

W sumie… przez całe wakacje, aż do września nie dostałam ani jednej wiadomości od Ethana. Nawet nie wrócił do domu po swoje rzeczy. Doszłam po czasie do jednego wniosku. Skoro on o mnie zapomniał, to ja też o nim zapomnę.4

_„Istniejemy póki ktoś o nas pamięta.”_

_Carlos Ruiz Zafón, Cień wiatru_

LAKE CITY, WILLA PAŃSTWA WALKERÓW, TERAZ

Ten dzień mógł się zdecydowanie lepiej zacząć.

— Tak, tak panie doktorze — nie rozumiałem nic z tego medycznego bełkotu — skoro to będzie dla niej najlepsze.

Kurwa, dlaczego poprzednia terapia nie zadziałała?

— Dobrze, czyli na ten moment zostaje w ośrodku na dwa miesiące z możliwością przedłużenia pobytu?

W tym domu nic się nie zmieniło od dziesięciu lat. Nawet mój pokój zastałem w takim stanie, jakim go zostawiłem lata temu. Plecak leżał pod biurkiem, zeszyty stały poukładane na szafce, a na pucharach zdobytych w zawodach sportowych nie było ani grama kurzu.

Chodziłem po korytarzach pokrytych drogimi dywanami z telefonem przy uchu odwiedzając kolejne pokoje. Nie byłem w stanie się od niego odkleić od samego rana. Poczułem wibracje przy udzie.

Słuchając słów lekarza zerknąłem na wyświetlacz służbowego telefonu. Kurwa, tylko nie teraz. Wiem, że szef nie lubi nieodebranych połączeń, ale teraz naprawdę muszę coś ważnego załatwić.

— Oczywiście. Czek dostarczę do kliniki w przeciągu tygodnia. Nie, nie ma powodów do obaw o brata. Na ten moment zostaje w mieście do czerwca, a może nawet dłużej. Będę się nim w tym czasie zajmował. Niestety, ojciec nie jest w stanie na razie wrócić. Wie pan, służbowe sprawy.

Troy jest prawie dorosły, da sobie radę. Nie dość, że ojciec ciągle zatrudnia gospodynię to brat ma swojego opiekuna przydzielonego od Bogdanowa, więc jest podwójnie pilnowany.

Echo moich kroków odbijało się od kolorowych ścian wypełnionych mrocznymi obrazami. Mama kolekcjonowała je od bardzo dawna. Znienawidziłem ten dom głownie przez ojca. Jego praca całkowicie wypełniła moje życie swoją trucizną. Zbrzydził mi to piękne miejsce na dobre.

— Tak. Dokumenty również podpiszę w przyszłym tygodniu. To wszystko? Dobrze. To do zobaczenia.

Odetchnąłem głęboko chowając prywatny telefon do kieszeni luźnej marynarki. Teraz pora na drugą, chyba zdecydowanie łatwiejszą rozmowę. Powinienem się już dawno przyzwyczaić do podwójnego życia.

— Walker — wiedziałem, że tym razem nie chodziło o listę.

— Słyszałem, że od razu skorzystałeś z okazji i wróciłeś do Lake City — wszędzie poznam ten chłodny rosyjski akcent.

— Nic się przed tobą nie ukryje, prawda Wasin?

Jacob Wasin, prawa ręka Siergieja Bogdanowa — jest to człowiek o twarzy lisa z diabelnie paskudnym charakterem. Na oko może być z dziesięć lat ode mnie starszy, a ma większe doświadczenie w zabijaniu, niż ja razem z ojcem razem wzięci. Gdyby mógł, to na pewno sprzedałby własną matkę, byleby ciągle pozostać nieuchwytnym.

— Da — Jacob nie cierpiał zbędnych gadek — ciesz się wolnym, ile możesz. Praca ci nie ucieknie.

— Dobrze cię znam. Doskonale wiem, że nigdy nie dzwonisz bez powodu.

— Cóż. Spostrzegawczy jesteś młody. Szef kazał ci pogratulować ostatniego zadania. Bardzo dobrze się spisaliście. W nagrodę da ci trochę odpocząć od pracy. Lecz skoro odwiedziłeś stare śmieci, to masz przy okazji jeszcze jedną sprawę do załatwienia w jego imieniu.

— Szczegóły.

— Dostaniesz je w przeciągu godziny. To nic skomplikowanego. Nie popsujemy ci wiosennych wakacji — zaśmiał się głębokim głosem — do usłyszenia.

Rozłączył się zanim zdążyłem mu siarczyście odpowiedzieć. Nie cierpię swojego życia. Przeczesałem palcami włosy zastanawiając się, czego ode mnie chce jeszcze Siergiej. Specjalnie pozamykałem wcześniej sprawy w Atlancie, aby mieć więcej czasu na rozwiązanie rodzinnych problemów. Nie potrzebuje teraz kolejnych powodów do zmartwień, jakbym sam nie miał ich za dużo.

Parę dni temu matka ponownie trafiła do szpitala z powodu przepicia. Na szczęście Roy był wtedy na dyżurze i sprawa nie rozeszła się dalej. Już przed oczami miałem nagłówki gazet: „Znana projektantka upiła się na śmierć”. Muszę ponownie wysłać ją na odwyk, jednocześnie zostając tymczasowym opiekunem Troya.

Całe szczęście pobyt matki pokrywa się z moją przerwą między sezonami. Trener poszedł mi na rękę, zwalniając z wiosennych treningów.

Zgodnie ze słowami Jacoba, szczegółowe informacje otrzymałem jeszcze przed południem. Z wiadomości dowiedziałem się o kolejnym celu Bogdanowa. Mam przypomnieć pewnej osobie o spłacie olbrzymiego długu.

Głośno westchnąłem. Co się stało z jego łysymi łepkami od brudnej roboty? Siergiej nie wykorzystuje mnie do straszenia byle płotek. W ciągu kolejnych piętnastu minut pod drzwiami zjawił się kurier z paczką z prywatnego magazynu Rosjanina.

Jadąc w umówione miejsce ponownie zadzwonił prywatny telefon. W głowie układałem plan zadania. Kurwa, czy ci ludzie dadzą mi w końcu spokój?

— Walker — burknąłem do słuchawki.

— Ethan? Kto ci tak na odcisk nadepnął? Brachu, tak szybko odjechałeś, że nie zdążyłem się pożegnać.

— Nie gniewaj się Louis. Mam kilka ważnych spraw do załatwienia w rodzinnych stronach.

Mój najlepszy przyjaciel z drużyny się za mną stęsknił.

— Żałuj. Słońce, plaża, panienki, litry alkoholu. Od kiedy trener odpuścił, zabawa trwa na całego.

Skręciłem w boczną uliczkę, aby zaparkować wóz. Znalazłem miejsce naprzeciw miejskiej uczelni, przed docelowym miejscem zamieszkania celu. Sądząc po ilości samochodów dziś muszą się odbywać jakieś zajęcia. Kto mądry męczy się nauką w weekendy?

— Fajnie.

Nie miałem ochoty na kontynuowanie tej rozmowy teraz, lecz do głowy wpadł mi świetny pomysł.

— Bracie, co powiesz, żebym ogarnął drużynę i zorganizował tajną imprezę w Lake City z okazji rozpoczęcia nowego sezonu? Bez dziennikarzy i wścibskich oczu trenera?

— Koleś, ty tak na serio? Pewnie, że w to wchodzę. A laski będą?

— Oczywiście, że będą — zarezerwuję dla nas najlepszy lokal Siergieja w ramach małej zemsty Jacobowi — tylko wiesz, ogarnij chłopaków tak, aby informacja nigdzie dalej nie wypłynęła, dobra?

Wyszedłem z samochodu sprawdzając, czy broń jest na swoim miejscu. Zerknąłem na zegarek. Według planu dnia dłużnika, mam jeszcze dziesięć minut do wejścia. Oparłem się o swojego mustanga omawiając szczegóły tajnej imprezy z najlepszym kumplem.

— Tylko szybko określ datę. Treningi, zaczną się za dwa miesiące panie kapitanie.

— Myślę, że do miesiąca wszystko ogarniemy. Niech chłopaki spędzą trochę czasu z rodzinami — sam również chcę nadrobić trochę czasu z bratem.

Zdawkowo odpowiadałem na grad pytań Louisa. Moją uwagę odwrócił na chwilę alarm samochodowy. Z ciekawości spojrzałem, z której strony dochodził nieprzyjemny dźwięk. Dostrzegłem młodą kobietę męczącą się z zamkiem szarego focusa. Na pierwszy rzut oka stwierdziłem, że nawet jest ładna. Zastanowiłem się. Chyba ją mogę znać. Dopiero po chwili dotarło do mnie, dlaczego tak intensywnie gapi się w moim kierunku.

— Wiesz co Louis. Mam coś ważnego do załatwienia. Muszę kończyć.

Opuściłem rękę chowając telefon do kieszeni kurtki. Ten dzień, nie mógł stać się jeszcze gorszy. Podświadomie coś mi mówiło, że to będzie olbrzymi błąd. Powrót do rodzinnego miasta nie mógł się gorzej skończyć.

Ta chwila dłużyła się w nieskończoność, przez którą wróciły wszystkie emocje i wspomnienia z nastoletnich lat. Czułem, że tracę kontrolę nad umysłem. Powietrze pomiędzy nami naelektryzowało się. Nie potrafiłem odwrócić wzroku od jej ciała.

Victoria nie zmieniła się wcale. Mimo rozjaśnionych włosów i dziesięciu lat więcej, ciągle olśniewała, lecz teraz w inny sposób. Dziecięca sylwetka całkowicie zniknęła. Stała się bardziej pociągająca. Jej przenikliwe oczy spoglądały z niedowierzaniem w moim kierunku, a na twarzy malował się szok i zdziwienie.

Nie bez powodu urwałem z nią całkowicie kontakt. Liczyłem, że zdąży o mnie zapomnieć i ułożyć sobie spokojne życie. Nie spodziewałem się natomiast, że dziewczyna zdecyduje się zostać w tym okrutnym i zniszczonym mieście. Zawsze miała daleko idące, ambitne plany wyrwania się z tej dziury.

Dopiero, gdy jakaś koleżanka zaczepiła Victorię zmusiłem się do ewakuacji. Szybko wsiadłem do samochodu uważając, aby nie ruszyć zbyt gwałtownie. Serce waliło w klatce jak oszalałe. Mam nadzieję, że tamta kobieta dostatecznie zwróciła sobą uwagę Victorii.

Nie powinienem teraz rezygnować. Mogę być obserwowany przez Wasina lub jego ludzi. Spojrzałem szybko w telefon na szczegóły misji od Bogdanowa. Mam jeszcze dziesięć godzin na dorwanie drania. Zakończę zadanie pod osłoną nocy. Najpierw, musze ochłonąć, ponownie zapomnieć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: