- W empik go
Lista Jonqueta - ebook
Lista Jonqueta - ebook
Yvon Pierre Jonquet jest cierpiącym z powodu wielu kompleksów samotnikiem. Prowadzi spokojne życie księgowego w firmie kurierskiej, zapamiętując i rozpamiętując wyrządzone mu przez innych krzywdy. W miarę pogrążania się we własnym – mrocznym i zamkniętym dla innych – świecie, postanawia wprowadzić w życie straceńczy plan…
Kiedy w jednym z wielu domów na przedmieściach Dijon po przedawkowaniu leków nasennych umiera samotna staruszka, nikt nie podejrzewa, że to, co wzięto za akt rozpaczy, w rzeczywistości jest czymś zupełnie innym… Przedziwna seria samobójstw w Dijon i okolicach zaczyna interesować detektywa po przejściach – Juana Poussina… Odkrywa on ledwo widoczną nić łączącą zagadkowe śmierci… Czy bohaterom uda się wyplątać z zawiłej intrygi uplecionej z morderstw, zemsty, jawy i snu?
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7942-370-5 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Chcę wrócić do Domu” – rozmyślał tęsknie Yvon Pierre Jonquet, kiedy nagle ją zobaczył.
Wyjeżdżając z terenu należącego do firmy, dostrzegł dziewczynę. Stała na chodniku dwa budynki dalej. Niewysoka brunetka o cudownych rysach twarzy z wielkimi, ciemnymi oczami. Próbowała złapać taksówkę, jednak wszystkie, które ją wymijały, były już zajęte. W pierwszej chwili Yvon nie rozpoznał jej, choć powinien. Wydawała mu się tajemnicza, a jednak, na swój sposób, dziwnie znajoma. Był pewien, że gdzieś już się spotkali; może nawet (milion lat temu) dobrze się znali. Postanowił pomóc dziewczynie również dlatego, że i tak nie miał nic lepszego do roboty: wracał z pracy, wskazówka poziomu paliwa sterczała w połowie skali (gotów był przysiąc, że jeszcze w czwartek miał pełny zbiornik), a na dodatek nie czuł się zmęczony. W końcu ten dzień, jak zresztą każda sobota, był dla niego wyjątkowo relaksujący, bo ślęczał nad papierami tylko dwie godziny.
– Cześć, podwieźć cię? – zapytał, uśmiechając się szeroko.
– Dzięki. – Odwzajemniła uśmiech i bez wahania wsiadła do auta. W jej zachowaniu nie doszukał się skrępowania, toteż uznał, że muszą się dobrze znać. A przynajmniej powinni. Pytanie tylko skąd… Zdecydował się nie pytać o to wprost, mając na uwadze, że tym samym mógłby ją urazić. Zamiast tego postawił na klasyczne rozwiązanie: czekał, aż ona podejmie rozmowę, być może przy okazji przywracając mu pamięć.
– Dokąd? – zapytał ostrożnie.
– Na Rue Brune.
„To dość blisko, dlaczego chciała jechać taksówką?”
Wrzucił bieg i dwudziestoletni peugeot z korodującym podwoziem zaczął się powoli toczyć wzdłuż drogi. Wtedy Yvon zorientował się, że dziewczyna coś do niego mówi. Nie słyszał jej wystarczająco dobrze, bo zapomniał ściszyć radio, w którym Metallica grała kawałek „The Unforgiven”. Sięgnął do pokrętła.
– Przepraszam, co mówiłaś?
– Zmieniłeś się nieco, Yvon.
– W jakim sensie?
– Wyładniałeś od czasów szkoły.
Spojrzał na nią z ukosa.
„To Madelaine Tireurton, w liceum chodziliśmy do tej samej klasy”.
– Ty również wyładniałaś, Madelaine – palnął bez zastanowienia. – Choć już wtedy byłaś piękna.
Minęli Pizza Hut, przejechali kilkadziesiąt metrów prostą drogą i skręcili w prawo w Avenue Garibaldi.
– Czy wiesz, Yvon, że wtedy się w tobie podkochiwałam?
Zaskoczyła go tym pytaniem. Zacisnął mocniej palce na kierownicy, czując, że lada moment zacznie się rumienić.
– Nie wiedziałem… To trochę tak, jakbyś mi powiedziała, że milion euro przeszło mi koło nosa.
Zachichotała.
– Pod paroma względami nie zmieniłeś się ani trochę.
– W kwestii usposobienia jestem taki sam.
– I to mi się podoba. – Oblizała wargi. – Czy nie zechciałbyś przyjść na moje urodziny?
Zastanowił się, po czym oznajmił stanowczo:
– Nie.
– Dlaczego?
– Jestem zajęty – skłamał. Poniekąd. Tego dnia miał niewiele pracy w RAF Cabinet. Przyszedł o szesnastej tylko na dwie godziny, bo jego pracodawca, Luc Lange, w soboty przejmował od niego pałeczkę rachmistrza. Robił to chyba z nudów, choć równie dobrze mógł mieć inny powód.
– Rozumiem – rzuciła ze zrezygnowaniem. – W szkole też nie miałeś czasu na zabawę, byłeś taki… dojrzały. Każdy pił i szalał, a ciebie rzadko kiedy udało się wyrwać z domu.
– Ludzie są różni, Madelaine. – Jego głos nabrał rygorystycznego zabarwienia. – Żałuję tego, kim byłem i kim nadal jestem.
Zamrugała szybko powiekami w kompletnym zaskoczeniu.
– Yvon, przepraszam, jeżeli to źle zabrzmiało.
– W porządku.
Nie było w porządku. Przez kilka minut oboje milczeli, aż wreszcie przerwał ciszę słowami:
– Jesteśmy na miejscu.
Zatrzymał samochód w wąskiej uliczce. Nie zgasił silnika.
– Może wpadniesz do mnie? – zapytała z nadzieją.
– Nie, Madelaine… Mam żonę.
– Aha. To wspaniale. Jak ma na imię?
– Justine – wymyślił naprędce. – Który dom?
– Tamten. – Wskazała palcem biały dwupiętrowy budynek na rogu uliczki. Wyglądał na nowy. – Nie musisz mnie podwozić, przejdę się parę metrów… Zobaczymy się jeszcze?
– Wątpię.
Wysiadła z ponurą miną, a gdy zatrzasnęła drzwi, Yvon Pierre Jonquet natychmiast odjechał. W mdłym świetle latarni jej twarz zaszła ciężkim cieniem, przez który widział tylko blask jej oczu oraz skąpanych w błyszczyku ust – przyglądał się jej w lusterku wstecznym. Stała w bezruchu, nie odrywając wzroku od oddalającego się tyłu jego samochodu. Zapewne chciała z nim porozmawiać nieco dłużej, powspominać dawne czasy… Mogła pragnąć czegoś więcej i on również nabrał na to ochoty. W obcisłych dżinsach i kusej czarnej bluzeczce wyglądała bardzo atrakcyjnie. Przypomniał sobie, że w liceum nosiła się inaczej, a już na pewno mniej wyzywająco. W głębi duszy zaczął żałować, że ją tam zostawił.
Emocje szybko jednak ustąpiły miejsca obojętności, gdy samotność w jego sercu przywołała wspomnienie ciągłych kłótni rodziców. Głównie to matka szukała dziury w całym, wszczynając konflikty o byle co. Choć Yvon tęsknił za ludźmi, z czasem pokochał alienację, która uwolniła go od bezustannej krytyki.
Przez myśl przebiegł mu obraz jego matki wrzeszczącej: – Nigdy jej nie skończysz. Już trzeci rok mija, a tylko oceny w szkole masz coraz słabsze. Weź się do nauki, leserze, a nie ciągle chodzisz z głową w chmurach. Zdobądź prawdziwy zawód.
Pewnej zimy Yvon porzucił świat imaginacji. Poprzysiągłszy wierność Samotni, cisnął do kominka jeden ze swych maszynopisów i zapatrzony w płomienie z lubością pochłaniające kolejne kartki szepnął po raz pierwszy w swoim życiu:
– Brak ludzi to brak bólu serca.