Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Listy Niewysłane - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
10 kwietnia 2025
E-book: EPUB, PDF
39,00 zł
Audiobook
39,00 zł
39,00
3900 pkt
punktów Virtualo

Listy Niewysłane - ebook

Listy niewysłane: cykl o miłości, którą trudno zapomnieć. Są słowa, których nigdy nie wypowiedzieliśmy na głos. Są myśli, które wciąż do nas wracają, mimo że minęło już tyle czasu. Są uczucia, które próbujemy pogrzebać, ale one żyją w nas jak cichy szept, jak niedomknięta historia.

Listy niewysłane to cykl opowieści zapisanych w listach, które nigdy nie dotarły do adresatki. To opowieść o miłości, która nie znalazła swojego końca, o wspomnieniach, które nie chcą zniknąć, o rozstaniu, które nie jest tylko zamknięciem rozdziału, ale długim, cichym echem dawnych dni.

To listy pełne tęsknoty, żalu, gniewu, namiętności i desperackiej chęci zapomnienia.

To listy pisane nocą, kiedy myśli są najbardziej chaotyczne.

To listy o tym, co mogło być, gdyby miłość przetrwała.

To nie historia jednej miłości.To historia każdej miłości, która została niewysłana.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397536616
Rozmiar pliku: 233 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Niektóre listy nigdy nie powinny zostać napisane.

A jednak piszemy je.

Piszemy w myślach, w powietrzu, na krawędzi snu. Piszemy w nocy, kiedy cisza jest najgłośniejsza, i nad ranem, kiedy samotność smakuje najmocniej. Piszemy, bo słowa, których nie wypowiemy, zaczynają nam ciążyć.

Te listy nie mają adresata, ale wciąż istnieją. Są śladem po czymś, co było, po miłości, która nie przestaje istnieć tylko dlatego, że się skończyła. Są dialogiem, którego nigdy nie przeprowadziliśmy, odpowiedzią, z którą zwlekaliśmy.

Ale może nie jest jeszcze za późno.

Bo miłość nie kończy się nagle, jak zamknięcie drzwi. Nie znika w jednej chwili, nie gaśnie jak światło na końcu dnia. Ona osiada w nas, w rzeczach, które kiedyś były czyjeś – w filiżance, której nikt nie używa, w książce, w której zakładka pozostała na tej samej stronie.

Każdy z tych listów to krok – przez ból, przez tęsknotę, przez wspomnienie, przez próbę zapomnienia. Każdy to zapis tego, jak wygląda człowiek, który kochał, który stracił i który, mimo wszystko, chce iść dalej.

Być może w tych słowach znajdziesz siebie.

Być może odnajdziesz tutaj listy, których sam nigdy nie napisałeś.

Być może wciąż masz w sobie kogoś, do kogo nie potrafisz przestać mówić.

A jeśli tak – to niech te listy będą dowodem, że nie jesteś w tym sam.

Że wszyscy nosimy w sobie słowa, których nigdy nie wypowiemy.

I że czasem, tylko czasem, wystarczy je napisać.

Choćby po to, by wreszcie przestać czekać na odpowiedź.LIST NIEWYSŁANY #1

Nigdy nie przyszło mi do głowy, że można kogoś tracić tak cicho. Że utrata może nie mieć początku ani końca, tylko rozciągać się, niemal niedostrzegalnie, jak cień, który zmienia kształt, choć nigdy nie znika od razu.

Zawsze myślałem, że ludzie odchodzą nagle. Że zostaje po nich huk zamykanych drzwi, echo ostatniego zdania, którego potem można się kurczowo trzymać. Że można wskazać godzinę, minutę, moment, kiedy wszystko się rozpadło, jakby to było cięcie, wyraźne, nieodwracalne.

Ale ty odchodziłaś inaczej. Nie było ostatniego gestu, który można by sobie przypominać do znudzenia. Nie było pożegnania, które paliłoby język, gdybym próbował je powtórzyć. Byłaś i cię nie było, jak zapach w pokoju, który stopniowo się ulatnia, choć jeszcze przez chwilę wydaje się, że można go schwytać.

Nie wiem, kiedy przestaliśmy do siebie mówić. Jeszcze pamiętam ciebie śmiejącą się do ekranu, jakbyś nie umiała inaczej niż całą sobą. Pamiętam te krótkie wiadomości, na które odpisywałaś szybko, jakbyś się bała, że zdążę zniknąć, zanim je przeczytam. A potem odpowiedzi stawały się coraz rzadsze. Coraz krótsze. Coraz bardziej obce. I nagle nie było już nic.

Nie wiem, kiedy przestałem wypatrywać cię w tłumie ani kiedy po raz ostatni wymówiłem twoje imię tak, jakby jeszcze do ciebie należało. Przez długi czas nosiłem je w ustach, jak obietnicę, której nie zdążyłem wypowiedzieć na głos.

Może powinienem był zapytać, czy mnie jeszcze pamiętasz. Czy moje imię wciąż brzmi znajomo, czy w którymś śnie przychodzi do ciebie zapach tamtego dnia, kiedy śmiałaś się tak bardzo, że nie mogłaś złapać tchu.

Ale zamiast tego napisałem ten list.

I nigdy go nie wyślę.LIST NIEWYSŁANY #2

Nie wiem, czy to miłość się kończy, czy tylko rozmowy.

Z początku słowa płyną same, jak rzeka, której nikt nie reguluje. Opowiada się rzeczy błahe i rzeczy, które może należałoby przemilczeć, ale mówi się je mimo wszystko, jakby w obawie, że niedopowiedzenie byłoby większą stratą niż słowo źle dobrane.

Mówiliśmy o tym, co jedliśmy na śniadanie, choć przecież smak ulatuje zaraz po ostatnim kęsie. O tym, co byśmy zrobili, gdyby świat miał się skończyć jutro, choć żadne z nas nie wierzyło w jego kres. O dzieciach, których nie chcieliśmy, ale którym imiona potrafiliśmy wymyślać całymi godzinami. O domu nad morzem, choć woda budziła w nas lęk i nie potrafilibyśmy spojrzeć na nią bez obawy, że pewnego dnia nas pochłonie.

A potem rozmowy zaczęły maleć. Zwężały się, kurczyły, jakby same czuły, że ich miejsce nie jest już między nami. Z szerokich, rozlewających się godzinami, stawały się krótkie, oszczędne, w końcu urywane. Zostawały po nich tylko puste miejsca w powietrzu, których nie było czym wypełnić. Aż wreszcie nie zostało nic.

Czy wiesz, że milczenie też ma swoją wagę? Że na początku jest lekkie, niemal przezroczyste. Unosi się jak pyłek na wietrze. Ale później zaczyna osiadać, wnikać w ściany, w kanty stołu, w spojrzenia, które dawniej coś znaczyły, a teraz mijają się gdzieś w połowie drogi. Milczenie potrafi gęstnieć, rozrastać się jak korzeń pod ziemią, aż nagle czujesz, że nie ma już nic, co dałoby się przemilczeć. Może gdybym wiedział, które słowo było ostatnie, zdążyłbym je zapamiętać. Może gdybym nie pozwolił ciszy wejść między nas, gdybym uparł się, by mówić choćby o niczym, choćby o tym, jaka była dziś pogoda, coś by się zmieniło.

Nie wiem, czy tęsknię za tobą, czy za rozmowami, które kiedyś były całym światem. Ale czasem, idąc ulicą, łapię się na tym, że układam w głowie zdania, które mógłbym ci powiedzieć.

I nadal piszę listy, których nigdy nie wyślę.LIST NIEWYSŁANY #3

Dziś znowu cię zobaczyłem.

A może tylko tak mi się wydawało. Może to był ktoś inny, ktoś z tym samym nawykiem poprawiania włosów, tym samym ruchem, który zawsze wydawał mi się odrobinę zbyt nerwowy, jakbyś nigdy nie była pewna, czy pasmo, które odgarnęłaś za ucho, nie wróci zaraz na swoje miejsce.

Włosy miałaś spięte niedbale, jak wtedy, gdy wychodziłaś tylko na chwilę, ale ta chwila zawsze się przedłużała, bo gdzieś przysiadałaś na ławce, zapatrzona w ludzi. Albo we własne myśli. Widziałem, że materiał płaszcza przetarł się na łokciach, trochę jakby życie przetarło się na tobie, nie dramatycznie, ale powoli, niezauważalnie, jak dzieje się to ze wszystkim, czego używa się wystarczająco długo.

Nie zatrzymałem się.

Nie podszedłem.

Nie powiedziałem twojego imienia, choć czułem je pod językiem, gotowe do wypowiedzenia jak pytanie, na które już nie ma odpowiedzi.

Wciąż miałaś ten sam sposób chodzenia – lekko pochylona do przodu, jakbyś zawsze gdzieś się spieszyła, ale nie do końca wiedziała dokąd. Tylko ramiona miałaś bardziej przygarbione niż kiedyś, jakby były trochę cięższe od tych wszystkich lat, które minęły.

To dziwne, jak łatwo człowiek zmienia się z bliskiego w kogoś, kogo tylko rozpoznaje się z daleka. Jak ulica, którą kiedyś znało się na pamięć – każdy bruk, każde drzewo, każdą nierówność chodnika – a teraz mija się bez zastanowienia, nawet nie patrząc pod nogi.

Może powinniśmy byli zostać obcymi. Nie mielibyśmy wtedy tylu rzeczy do zapominania. Nie musiałbym sprawdzać w myślach, czy twoje oczy wciąż mają ten sam odcień, czy wciąż marszczysz lekko nos, kiedy jesteś z czegoś niezadowolona. Czy twoje dłonie są tak samo ciepłe, kiedy otulasz nimi filiżankę kawy, czy już dawno przestały mnie pamiętać.

Ale zamiast tego piszę do ciebie ten list.

I znowu go nie wyślę.LIST NIEWYSŁANY #4

Nie wiem, czy to ty nauczyłaś mnie tęsknić, czy po prostu nigdy nie nauczyłem się przestawać.

Ludzie mówią, że czas leczy rany, ale nigdy nie podają konkretnej daty, kiedy zaczyna działać. Nie mówią, w którym dniu człowiek budzi się i nie szuka drugiej poduszki. Nie mówią, kiedy zupełnie obce głosy przestają brzmieć jak echo twojego śmiechu. Kiedy kawa staje się znowu tylko kawą, a nie przypomnieniem, że ktoś inny kiedyś pił ją przy tym samym stole.

Ja wciąż nie wiem.

Może to kwestia przyzwyczajenia. W końcu człowiek uczy się czekać, nawet kiedy nikt nie ma wrócić. Uczy się zostawiać miejsce po drugiej stronie łóżka, choćby tylko po to, by nie zapomnieć, że kiedyś ktoś tam leżał. Uczy się nie mówić na głos rzeczy, które i tak nie mają już adresata.

Czasami myślę, że już jestem po drugiej stronie, że zostawiłem cię tam, gdzie powinienem – w przeszłości, w rozmowach, których już nie prowadzimy, w miejscach, do których już nie wrócimy. Wydaje mi się, że to już za mną, że można zamknąć drzwi i po prostu iść dalej. Że da się wymazać wspomnienia tak samo, jak wymazuje się liczbę nieodebranych połączeń. Ale potem, w zupełnie przypadkowej chwili, twoje imię wraca do mnie tak nagle, jakby ktoś wypowiedział je głośno w pustym pokoju.

I znowu wszystko zaczyna się od początku.

Zastanawiam się czasem, czy ty też masz takie momenty. Czy kiedy w tłumie ktoś wypowiada moje imię, przez sekundę zatrzymujesz się w miejscu, jakby to mogło być o mnie. Czy zdarza ci się sięgać po telefon i przez ułamek sekundy myśleć, że mogłabyś napisać, zapytać o coś zupełnie błahego – jakbyśmy nadal byli na tym etapie, gdzie można pytać o cokolwiek. A potem odkładasz go z powrotem, bo przecież minęło już tyle czasu.

Nie wiem, czy gdybym cię spotkał, potrafiłbym powiedzieć coś więcej niż „cześć”.

Nie wiem, czy to by w ogóle coś zmieniło. Może tylko pogłębiłoby tę pustkę, która zawsze zostaje po niewypowiedzianych słowach. Ale wiem, że ten list to kolejna rozmowa, której nigdy nie przeprowadzimy.

I wiem, że nigdy go nie wyślę.LIST NIEWYSŁANY #5

Dziś znalazłem coś, co do ciebie należało.

Nie szukałem. Po prostu było tam, gdzie zostawiłaś to lata temu, jakby czas nie miał do tego dostępu, jakby kurz nie miał odwagi przykryć czegoś, co wciąż czekało na swoją chwilę.

Leżało w szufladzie, której wieki nie otwierałem, pomiędzy rzeczami, które straciły znaczenie tak dawno, że nawet nie pamiętam, dlaczego kiedyś je zachowałem. Nie była to żadna pamiątka, żadna fotografia, które pozwoliłyby mi przypomnieć sobie ciebie w sposób bardziej uchwytny, bardziej rzeczywisty, nie był to żaden list, który można rozłożyć na stole i prześledzić każde słowo.

To była spinka do włosów.

Zwyczajna, metalowa. Taka, którą kiedyś zostawiłaś na moim biurku, pewnie nieświadomie, jak się zostawia rzeczy, które wydają się na tyle małe, że nie warto o nich pamiętać. Nie przywiązujemy do nich wagi, dopóki nie staną się ostatnim dowodem na to, że ktoś tu był.

Zabawne, ile można stracić, nie zauważając tego od razu. Najpierw to jedno zapomniane słowo. Potem nieodebrane połączenie. Potem dzień, w którym nikt już nie dzwoni. Człowiek myśli, że wszystko dzieje się stopniowo, że jest czas, żeby zrozumieć, żeby się przyzwyczaić, ale nagle okazuje się, że nie ma już nic. I tylko coś tak drobnego jak spinka przypomina, że kiedyś było więcej.

Zastanawiam się czasem, co ty znajdujesz przypadkiem. Czy w jakiejś szufladzie natykasz się na coś, co kiedyś należało do mnie? Czy na dnie torebki tkwi jeszcze zagubiona moneta, którą ci kiedyś podałem? Czy w zakamarku szafy leży koszulka, której zapach dawno wyparował, ale wciąż mająca kształt ciała, które kiedyś znało jej materiał?

I czy wtedy się zatrzymujesz? Choćby na sekundę.

Czy patrzysz w bok, jakbyś spodziewała się, że tam będę?

Chyba nigdy się tego nie dowiem.

Więc piszę ten list.

I jak zawsze – nigdy go nie wyślę.LIST NIEWYSŁANY #6

Wciąż pamiętam zapach twojej skóry.

Nie perfumy, nie szampon, ale ten prawdziwy, cichy zapach, który zostawał na mojej koszuli, na poduszce, na dłoniach. Zapach, który można było poczuć tylko wtedy, kiedy byłem blisko, na tyle blisko, by wyczuć ciepło twojego oddechu na własnej skórze. Był jak ślad, którego nie chciałem zmywać, choć wiedziałem, że i tak zniknie.

Pamiętam, jak leżałaś obok mnie tamtego lata. Miałaś na sobie cienką sukienkę, a słońce zostawiło na twojej skórze swoją obecność – lekką, niemal niezauważalną warstwę ciepła, jakby wciąż jeszcze cię dotykało. Pod opuszkami palców czułem sól, którą przyniósł morski wiatr, wilgoć wieczornego powietrza, drobne nierówności skóry, przypominające linie papilarne dni, które spędziliśmy razem. Przesuwałem dłonią po twoim ramieniu, ledwie muskając skórę, nie dlatego, że bałem się ją dotknąć, ale dlatego, że chciałem zapamiętać ten moment tak długo, jak się da.

Czasem, gdy zamykam oczy, mam wrażenie, że nadal tam jesteśmy. Że wystarczy sięgnąć ręką, by poczuć ciebie obok. By zobaczyć, jak leniwie przesuwasz dłonią po udzie, jakbyś nie chciała niczego przyspieszać, jakbyś pozwalała wszystkiemu dziać się samo, w swoim czasie. Pamiętam ten półuśmiech, bardziej dla siebie niż dla mnie, i cichy śmiech, który wydobywał się z ciebie jak oddech – naturalnie, bez wysiłku, tak jakbyś była pewna, że patrzę.

Nie wiem, czy pamiętasz tamten deszcz.

Nie ten gwałtowny, który każe uciekać, ale ten ciepły, letni, który nie jest przeszkodą, a częścią nocy. Szliśmy wtedy przez miasto, a twoja sukienka kleiła się do ciała, rysując linie, których nie musiałem sobie wyobrażać, bo znałem je na pamięć. Śmiałaś się, strzepując wodę z włosów, a ja patrzyłem na ciebie i myślałem, że nie chcę, żeby ten moment się skończył. Że chciałbym go zatrzymać w dłoniach, tak jak zatrzymuje się krople na skórze, przez sekundę, zanim spłyną i znikną.

Nigdy ci nie powiedziałem, jak bardzo chciałem cię wtedy pocałować.

Nie dlatego, że się bałem, ale by nie zepsuć tego, co już było doskonałe. Bo czasem pragnienie jest silniejsze, kiedy nie zostaje spełnione, kiedy pozostaje tuż pod powierzchnią, jak napięcie, które czeka na swój moment.

Dziś znowu pada.

Ale ciebie już nie ma.

Więc piszę ten list, jak zawsze.

I nigdy go nie wyślę.LIST NIEWYSŁANY #7

Twoje dłonie.

Nie wiem, dlaczego to one wracają do mnie najczęściej. Może dlatego, że były pierwszym, co naprawdę zapamiętałem – zanim nauczyłem się twojego głosu, zanim poznałem rytm twojego serca, zanim odkryłem, jak poruszasz się w przestrzeni, jakbyś wszędzie była odrobinę tylko na chwilę.

Pamiętam, jak trzymałaś filiżankę kawy, obracając ją powoli w dłoniach, jakby nie chodziło o picie, ale o ciepło, które przenikało przez porcelanę. Jak bawiłaś się rąbkiem swetra, kiedy w pokoju zalegała cisza, którą nie wiedziałaś jeszcze, czy trzeba wypełniać słowami. Jak twoje palce ślizgały się po końcówkach włosów, kiedy myśli błądziły gdzieś daleko, w miejscach, do których nie miałem dostępu.

Pamiętam też, jak kiedyś sunęłaś dłońmi po mojej twarzy, w skupieniu, niemal badawczo, jakbyś próbowała zapamiętać każdy kontur, każdą linię, jakbyś nie ufała samej pamięci. Jakbyś już wtedy wiedziała, że nadejdzie czas, kiedy dotyk stanie się jedynym, co zostanie.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij