- W empik go
Literaci pogańscy w pierwszych wiekach chrystianizmu - ebook
Literaci pogańscy w pierwszych wiekach chrystianizmu - ebook
Niechęć literatów pogańskich do chrystianizmu najlepiej się pokazuje z Lucjana Samosateńskiego (pisał pod koniec drugiego wieku). Nie ma wątpliwości, że za jego czasów chrystianizm dobrze był znany; pisma sofistów dowodzą, że znali oni główne zarysy nauki ewangelicznej, w ˝Pseudomantis, a przede wszystkim w liście do Kroniusza o śmierci Peregrina, znajdują się częste napaści na naukę chrześcijańską. I rzecz szczególna, że dowcip swój ostrzy Lucjan najwięcej na tych częściach nauki ewangelicznej, jakie same przez się przemawiają do rozumu ludzkiego, jak nauka o nieśmiertelności duszy, o braterstwie ludzi, o zaparciu się siebie. Przy jakim takim zastanowieniu się, przy odrobinie dobrej woli, przekonałby się łatwo, że religii, która z tak doskonałą moralnością tak wysokie łączy prawdy, nie należy mieszać z zabobonem przepełniającym świat cały. Ale szanowny literat nie zadawał sobie trudu głębszego wniknienia w tę naukę. Chrześcijan uważa albo za oszukanych, albo za oszustów; wyśmiewa ich jak szarlatanów, obiegających wówczas imperium rzymskie i różnymi czarami i wróżbami wyłudzających grosze z łatwowiernego ludu. A sam, człowiek powierzchowny, płytki, niezgłębiający niczego, choć o wszystkim wyrokujący, zarzuca uczniom Chrystusa, że byli łatwowierni, że przyjmowali, co im mówił, na wiarę czczą, bez dostatecznej podstawy. Takim to duchem sprawiedliwości przejęci byli literaci ówcześni.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-272-1 |
Rozmiar pliku: | 89 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Któż nie miał kiedy tych uroczystych, drogich chwil w życiu, gdy przebłyskiem światła i piękna prawdy zachwycony, całą siłą głębokiego przekonania wierzył, że prawda potrzebuje tylko pokazać się, a zmusi człowieka do hołdu, i zmuszać go nawet nie będzie, bo umysł jego skwapliwie odda jej swoje przyznanie, a serce swoje uczucia? Ale własne doświadczenie życia, a więcej jeszcze doświadczenie tego długiego życia ludzkości, jakie historią nazywamy, rozwiewa to piękne lecz złudne przekonanie.
A dzieje Kościoła Chrystusowego czyż nie przekonywają, jak trudnym jest siew prawdy?
Początki same tych dziejów jakże smutny pod tym względem przedstawiają widok!
Należałoby się spodziewać, że ˝rycerze ducha˝ jak się sami niekiedy nazywają literaci, że filozofowie, historycy, poeci, pierwsi uderzą czołem przed Chrystusem, pierwsi uznają światło ewangelii, i pociągną za sobą słuchające ich tłumy.
Wiemy jednak, że nie tylko tego nie było, ale że było zupełnie przeciwnie. Literaci greccy i rzymscy, z nader małymi wyjątkami występują nieprzyjaźnie przeciwko chrystianizmowi (korzystamy tu z artykułów pomieszczonych w Augsburgskim ˝Sionie˝ pt. Streitende Kirche).
Zjawienie się samo nowej nauki przyjęli literaci poganizmu z obojętnością, lub pogardą. Tym się też tłumaczy, dlaczego w ich pismach, w których drobne owego czasu notowane są fakty, albo żadnej, albo też zaledwie pobieżną znajdujemy wzmiankę o fakcie pierwszorzędnego dla ludzkości znaczenia. Milczenie to chciano objaśnić inaczej, a mianowicie twierdzeniem, że liczba chrześcijan wówczas była nieznaczną, i że chrystianizm był tajemnicą kryjącą się przed oczami ogółu. Ale wyraźne świadectwa historii nie pozwalają na to drugie tłumaczenie. Sulpicius Severus mówi słusznie, że za Nerona już liczba chrześcijan była znaczna. Tacyt wspominający o pierwszych męczeństwach, mówi że chrześcijan była ˝mnogość wielka˝ multitudo ingens. Niedługo potem Pliniusz młodszy pisze do Trajana, że Azja mniejsza roi się wyznawcami nowej nauki. Julian Apostata świadczy, że wielu ich było we wszystkich miastach Grecji (świadectwo to u Cyryl. contr. Julian. I, 10); w Rzymie Apostołowie całe lata bezpiecznie opowiadali wiarę; wyznawcy Chrystusa byli nawet w pałacu Nerona. Prokonsul Cypru Sergius Paulus publicznie przyjął chrystianizm. Trybunały i sędziowie znali się już z głosicielami i wyznawcami nowej nauki. Św. Paweł był stawiony w Koryncie przed prokonsulem Achai Gallionem, bratem Seneki. W Rzymie znał apostoła dobrze prefekt pretorianów pałacowych, którym prawdopodobnie był Burrhus. Upierałby się więc przeciwko wszelkiemu prawdopodobieństwu, kto by utrzymywał, że uczeni owego czasu nie słyszeli jeszcze nic o chrystianizmie. Jeżeli więc, ani Seneka, ani Plutarch, nic o nim nie mówią, przyczyny tego ich milczenia w czym innym szukać należy. Kościół wychodzący z Palestyny wydawał im się prawdopodobnie jako sekta żydowska, pogarda więc w jakiej wówczas miano ten lud powszechnie znienawidzony, spadała i na chrystianizm. Z tego wychodząc stanowiska, patrzyli literaci na nową wiarę, jako na jeden z mnogich zabobonów ludowych, jakimi wówczas żyło pospólstwo rzymskie, mieszając do swoich pojęć religijnych, pojęcia z całego świata tam napływające. Nie uważali więc ci ludzie wyżsi za odpowiednie swojej godności, zwracać uwagę, na jakiś nowy, palestyński zabobon. Zdawałoby się, że Senekę przynajmniej uderzy wielkość moralnej nauki chrześcijańskiej, że zdoła on ocenić i uznać jej piękność, że ujrzy w niej zupełnie co innego niż zabobon; wszelako tak się nie stało. Wstręt swojej epoki do żydów podzielał on tak dalece, że w swojej młodości wyrzekł się szkoły pitagorejskiej, aby w czyich oczach za żyda nie uchodzić (Seneca epist. 108); później znów, pomimo całego swojego stoicyzmu, nie ośmieliłby on się pokazywać sympatii i zajęcia swego sekcie prześladowanej. Tą też niechęcią do żydów tłumaczy się i pogarda, z jaką się odzywają o chrystianizmie, ci co o nim w swoich pismach wspomnieli.
Niechęć literatów pogańskich do chrystianizmu najlepiej się pokazuje z Lucjana Samosateńskiego (pisał pod koniec drugiego wieku). Nie ma wątpliwości, że za jego czasów chrystianizm dobrze był znany; pisma sofistów dowodzą, że znali oni główne zarysy nauki ewangelicznej, w ˝Pseudomantis˝ w αληθησ ίςτορια a przede wszystkim w liście do Kroniusza o śmierci Peregrina, znajdują się częste napaści na naukę chrześcijańską. I rzecz szczególna, że dowcip swój ostrzy Lucjan najwięcej na tych częściach nauki ewangelicznej, jakie same przez się przemawiają do rozumu ludzkiego, jak nauka o nieśmiertelności duszy, o braterstwie ludzi, o zaparciu się siebie. Przy jakim takim zastanowieniu się, przy odrobinie dobrej woli, przekonałby się łatwo, że religii, która z tak doskonałą moralnością tak wysokie łączy prawdy, nie należy mieszać z zabobonem przepełniającym świat cały. Ale szanowny literat nie zadawał sobie trudu głębszego wniknienia w tę naukę. Chrześcijan uważa albo za oszukanych, albo za oszustów; wyśmiewa ich jak szarlatanów, obiegających wówczas imperium rzymskie i różnymi czarami i wróżbami wyłudzających grosze z łatwowiernego ludu. A sam, człowiek powierzchowny, płytki, nie zgłębiający niczego, choć o wszystkim wyrokujący, zarzuca uczniom Chrystusa, że byli łatwowierni, że przyjmowali co im mówił, na wiarę czczą, bez dostatecznej podstawy (ανευ τινος ακριβους πιστεως). Takim to duchem sprawiedliwości przejęci byli literaci ówcześni.
Ale powie kto, Lucjan drwił ze wszystkiego, z filozofii równie jak z mitologii, nie dziw więc, że i na chrystianizm wylewał swój sarkazm i ironię. Ale czyż Lucjan stanowi wyjątek pomiędzy literatami pogańskimi? Patrzmy na literatów nierównie poważniejszej myśli, którzy już dla tego samego powinniby byli umieć ocenić chrystianizm, patrzmy np. na Tacyta i Swetoniusza. Tacyt, zdaje się, nie był religijnym człowiekiem. Mówi on w wielu miejscach o bogach, ale mówiąc o nich, nic takiego nie powiedział, co by własną myśl jego zdradzało. Bieg dziejowych wypadków objaśnia, już to przeznaczeniem, już przypadkiem, a gdy opisując obyczaje Germanów, kończy swój opis uwagą ˝że Fennów przed bogami broni ich ubóstwo i barbarzyństwo˝ pokazuje ironię, graniczącą z bezbożnością (Annal. XVI, 33; VI, 22). Wszelakoż prawy, szlachetny umysł Tacyta, jego zacna dusza pełna współczucia dla prześladowanej cnoty, a przepełniona oburzeniem na widok tryumfującej zbrodni, zdawałoby się, bardzo były odpowiednie do bezstronnego sądu o nowej religii. Jakiż to przedmiot dla umysłu głębszego myśliciela przedstawiały te tłumy ludzi urzeczywistniające w swym życiu ideał sprawiedliwości! Ażeby oczy swoje znużone patrzeniem na ciągłą hańbę swojego czasu orzeźwić, szukał on duchem cnót wymarzonych w lasach Germanii; a rzecz dziwna, nie widział tych cnót wielkich, rzeczywistych, jakie były tak blisko około niego, a jakie by mogły zachwycić i rozradować jego duszę. Czyż nie godziło się przynajmniej zwrócić nieco uwagi na to moralne zjawisko, jakie przed jego oczami się dokonywało! Z żalem przychodzi nam wyznać, że pomiędzy wszystkimi pisarzami pogańskimi, Tacyt najlekkomyślniej, a nawet najokrutniej o chrystianizmie zawyrokował. Ustęp jaki on mu w 15 księdze swoich Roczników poświęca, dowodzi, że wcale nie uważał się za obowiązanego do zbadania przedmiotu, o jakim wyrokował. Wszystko, co wie, ogranicza się do tego, że nowa religia wyszła z Judei, gdzie Chrystus jej założyciel za panowania Tyberiusza, od Poncjusza Piłata na śmierć był skazany. Następnie, nie rozpatrując co by to była za nauka, uznaje ją za zgubny zabobon, (exitiabilis superstitio); jako posłuszne echo upowszechnionych pomiędzy ludem przeciwko chrześcijanom potwarzy, wierzy zarzucanym im zbrodniom, i nazywa ich ˝ludźmi znienawidzonymi z powodu swojej niegodziwości i godnymi śmierci˝. I to jest ten sam człowiek, który z najgłębszym oburzeniem malował barbarzyństwo Tyberiusza i Nerona; tutaj zimnym okrucieństwem swojego słowa staje on w ich szeregu, jako ich współbrat. Bo przesąd nie może tu służyć za usprawiedliwienie; niewiadomość zaś obciąża jeszcze winę tego, który nie robi żadnego usiłowania, aby się dowiedzieć o tym, o czym łatwo mógł się dowiedzieć, a o czym właśnie miał wyrokować.
Tacyt na oznaczenie religii chrześcijańskiej użył wyrazu, który podjęli po nim wszyscy nieprzyjaciele tej religii, wyrazem tym jest: przesąd. Swetoniusz powtarza ten wyraz z równą pogardą a z większą jeszcze nieznajomością rzeczy. Nie umie on nawet odróżnić chrześcijan od żydów: ˝Z podmowy Chrystusa, mówi on, narobili oni nieporządków w Rzymie˝. Dalej, gdy przychodzi mu zrobić wzmiankę o kaźni pierwszych męczenników, nazywa on chrześcijan ˝pewnego rodzaju ludźmi oddanymi jakiemuś nowemu zabobonowi i czarownictwu˝ (Suet. in Claud. 25; in Neron. 16). Młodszy Pliniusz tyleż pokazuje uczucia sprawiedliwości, co i dwaj jego przyjaciele; zaślepienie jego tym dziwniejsze, że znał on dobrze chrześcijan, i że zbadawszy dobrze ich zachowywanie się, nie znalazł w nim nic nagannego: ˝Wszystko czego się o nich dowiedziałem, pisze on do Trajana, jest, że zobowiązują się oni przysięgą do nie popełniania żadnego przewinienia, unikania kradzieży i cudzołóstwa, dotrzymywania zaprzysiężonej wiary, zwracania powierzonego depozytu itd.˝. Bez wątpienia zasługiwała na bliższe poznanie, religia dająca i w życie przeprowadzająca tak piękne przykazania, wśród powszechnego zepsucia pogańskiego. Można by było więc spodziewać się, że Pliniusz młodszy, z natury umiarkowany i pobłażliwy, poczuje jakieś współczucie do tych nowych ludzi, o których wierne składał sprawozdanie. Jednakże inaczej się stało; religia chrześcijańska w jego oczach była tylko haniebnym zabobonem (superstitio prava). Sprawdziły się więc w całym znaczeniu słowa św. Pawła (1 do Korynt. I, 27): ˝Wybrał...............................