- W empik go
Litwin w Wilnie - ebook
Litwin w Wilnie - ebook
Pierwsza w języku polskim powieść litewskiego pisarza, dramaturga i eseisty Herkusa Kunciusa, jednego z najbardziej prowokujących i płodnych współczesnych autorów na Litwie. Ukończył studia historii sztuki na Wileńskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jego twórczość została przetłumaczona na wiele języków, między innymi na niemiecki, angielski, rosyjski, duński i szwedzki. W Polsce ukazał się esej Moja walka bambino (Biblioteka Kartek, 2001).
Nieważne, gdzie by to było: Na Litwie, w Palestynie, może w sercu, a jednak odwiedziny w Jerozolimie, świętym mieście, tak wstrząsają niektórymi ludźmi, iż wierzą oni, jakoby sami stali się prorokami. Ren fenomen zaburzenia świadomości nazwana syndromem jerozolimskim.
Zaburzenie najczęściej pojawia się u ludzi owładniętych natrętnymi myślami religijnymi, wywołanymi, jak można się domyślać, przez odwiedziny w świętym mieście.
Litewska Jerozolima - Wilno... Dla każdego uczciwego Litwina to święte słowo.
fragment książki
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7893-017-4 |
Rozmiar pliku: | 939 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zaburzenie najczęściej pojawia się u ludzi owładniętych natrętnymi myślami religijnymi, wywołanymi, jak można się domyślać, przez odwiedziny w świętym mieście.
Pierwszy opisał ten przypadek jerozolimski psychiatra Heinz Hermann w 1930 roku. Jakiś czas obserwował chrześcijankę, która przekonana, że pojawienie się Chrystusa na ziemi jest nieuniknione, wspinała się codziennie z filiżanką herbaty na Wzgórze Scopus, aby w dzień swego powrotu Jezus mógł ją uzdrowić.
Pewna Amerykanka po wizycie w Jerozolimie uwierzyła w obecność Świętej Maryi Panny, toteż bezustannie rwie się do Betlejem w poszukiwaniu Dzieciątka Jezus. Wiadomo też o kobiecie, która uwierzyła, że posiada moc przemieniania wody w wino, a wszystkiego innego w chleb.
Jednym z najbardziej dramatycznych przypadków syndromu jerozolimskiego była sytuacja, kiedy w 1969 roku religijny Australijczyk podpalił meczet Al-Aksa, ponieważ był przekonany, że przed powrotem Chrystusa Wzgórze Świątynne należy „oczyścić” z niechrześcijańskich budowli.
Nie licząc poszczególnych narodów, na syndrom jerozolimski zapada co roku od pięćdziesięciu do dwustu osób różnych ras. Jednak nieufni krytycy zaznaczają, że większość tych ludzi jeszcze przed popadnięciem w ten rodzaj obłędu przejawiało swoiste oznaki – mieli oni różne zaburzenia psychiczne i wśród nich tylko niektórzy byli zupełnie zdrowi.
U osób, które dotknął syndrom, psychoza mija po kilku tygodniach. Gdy ludzie powracają do normalnego stanu, zazwyczaj jest im wstyd i nie życzą sobie o tym mówić.
Merkury, choćby nie wiem jak się starać, był niewidoczny. Wenus pokazała się tylko na krótko – nim jeszcze zaświtało, zamigotała w gwiazdozbiorze Ryb, a potem Barana.
Jowisza, jeśli tylko nie byłeś ślepy, mogłeś zobaczyć w gwiazdozbiorze Koziorożca, a Saturna w gwiazdozbiorze Lwa. A Marsa nie dało się dojrzeć.
Uran kręcił się między Rybami, jednak na jasnym niebie zdawał się wyblakły. Podobnie Neptun, który w gwiazdozbiorze Koziorożca mógł być widoczny tylko po zmroku.
Oś ziemi była nachylona pod kątem prostym.
Słońce wzeszło o godzinie 04.41, zaszło o 22.00. Długość dnia – 17.19.
Jeszcze się nie zaczął nów, inaczej mówiąc – zerowy dzień księżycowy.
Wszystkie horoskopy sporządzone przez astrologów planety były pomyślne zarówno dla Baranów, jak i dla Byków.
Bliźnięta, Raki, Lwy oraz Panny również mogły być spokojne o przyszłość. Podobnie jak Wagi, Skorpiony, Strzelce i Koziorożce.
Wodnikom, Litwinom oraz Bliźniętom – zapewnili niczym z ekranu telewizyjnego o 06.05 czasu miejscowego rześcy prorocy – dziś nie mogło przydarzyć się nic złego.
W najbliższych dniach zapowiadała się bardzo ciepła pogoda.
Być może dlatego, ledwie media doniosły o ociepleniu, internet od samego rana zalewała fala komentarzy.
Ludzie rozdrażnieni zimnym i deszczowym latem spieszyli, aby się wypowiedzieć, podzielić się swoimi osobistymi wrażeniami.
W następnej minucie nuciło radio. Na wileńskiej ulicy Zamkowej, znalazłszy ulubioną bramę, zaczął śpiewać najwcześniejszy śpiewak stolicy:
Kiedy słońce nad ranem się wznosi,
Rym przylaszczki podnosi
I gna pasterki pieśń
Hen daleko, daleko, daleko.
Wtedy i ja znów tęsknię do ciebie
I czekam w kwitnącym sadzie,
A oczy toną w dali,
Może ciebie zobaczę.
W górach śpiewają wierzchołki uli-uli-jo
I tamże w górach kwiaty kwitną.
Gdy Napoleon Szeputis ucieszył się, że Litwie nie grożą już burze oraz deszcze, nucąc, pchnął lekko myszkę komputera. Ledwie pochylił się, by naskrobać komentarz, na ekranie rozbłysnął dokument rangi państwowej.
SAMORZĄDOWA RADA REJONU WILEŃSKIEGO
UCHWAŁA
W SPRAWIE AKTU INTRONIZACJI CHRYSTUSA KRÓLA W REJONIE WILEŃSKIM
Dnia 12 czerwca 2009 r. Nr T3-191
Wilno
Samorządowa Rada Rejonu Wileńskiego, uwzględniając przypadający na rok 2009 jubileusz tysiąclecia pierwszej pisemnej wzmianki o Litwie, za zgodą hierarchów kościelnych, nawiązując do prawd wiary naszych przodków, wartości chrześcijańskich oraz tradycji naszego rejonu
orzeka:
Ogłosić Akt Intronizacji Chrystusa Króla w Rejonie Wileńskim;
Zachęcić inne rady samorządowe, by ogłosiły Akt Intronizacji Chrystusa Króla.
Mer Samorządu Maria Rekść
I tak ci minęła cała dekada, a ja nawet nie wiedziałem, że na Litwie zmieniła się władza – zdziwił się Szeputis i znienacka energicznie uderzył pięścią w stół.
Intronizacja Chrystusa Króla to uroczyste ogłoszenie Syna Bożego władcą i patronem. Akt ten świadczy o tym, że nie tylko poszczególni ludzie, lecz także społeczeństwo przyznaje Chrystusowi prawo rządzenia, a swoje ustawy opiera na Jego nauce.
Zaprawdę nieodgadnione są drogi Pana – nagle Szeputis sam z siebie pobożnie przyklęknął i kilkukrotnie się przeżegnał. Przecież intronizacja Jezusa Chrystusa – zaczął rozważać – to nie jakaś tam intryga pałacu Mejszagoły czy Niemenczyny, a decydująca kwestia dla Litwy i Litwinów – „ustołecznienie” króla.
A wszystko to wydarzyło się nie w Palestynie czy Judei – zajaśniało w głowie Szeputisa – ale w geograficznym centrum Europy w XXI wieku!
Kiedy ludzie zarówno w prywatnym, jak i w publicznym życiu uznają, że Jezus Chrystus jest królem, społeczeństwo z miejsca dozna niezwykłych łask, prawdziwej wolności, ładu i dyscypliny, pokoju oraz zgody.
Jezus Chrystus z Galilei będzie odtąd rządził Rejonem Wileńskim… a być może także i Pirciupiami, Kiernowem, Trokami… i Podbrodziem.
W jaki sposób? Z drugiej strony? Przez Ducha Świętego? A może – przez wybranego przez siebie namiestnika, jaśniejącą mer powiatu Marię Rekść?
Król… Jezus Chrystus – jest teraz królem Litwinów oraz Rejonu Wileńskiego. Litwa – jest nie tylko ziemią Matki Boskiej, Przenajświętszej Maryi Panny…
Co na to powie władza? Święty Tron? Komisja Europejska? Trybunał Konstytucyjny? Chociaż, jak by nie patrzeć, Jezus Chrystus pochodzi z Nazaretu, choć Syn Boży, ale mimo to nie miejscowy, nie Litwin i nawet nie z Europy – zmartwił się Szeputis.
W tym ciężkim czasie, kiedy światem wstrząsa kryzys, szczególnie ważna staje się rola Boga, nie tylko w osobistym życiu ludzi, lecz także społecznym, kulturalnym, a nawet politycznym. Każdy z nas odpowiedzialny jest za ochronę danych przez Boga prawd, w szczególności te osoby, które odpowiadają za życie społeczne, nie mogą obstawać przy neutralności, nie mogą pozostawać obojętne, muszą się troszczyć, aby owa prawda rozprzestrzeniała się w społeczeństwie.
Szeputis wkrótce przestał rozmyślać o aktualnym dla Litwy temacie Chrystusa Króla, dziś bowiem czekały na niego ważniejsze sprawy.
Wystukał nieżyczliwie komentarz z zapytaniem o „niecierpiącą zwłoki strategię” litewskiej energetyki atomowej oraz o nieziemskie cywilizacje, po czym wyłączył komputer – osobisty ołtarzyk (owa istota stwarzająca przyjemność znacznie silniej oddziaływała na pojmowanie świata przez Szeputisa, z nią, inaczej niż z żoną, nie bardzo chciał się dzisiaj rozstawać).
Stękając, Szeputis zsunął prędko niemal wrośniętą w skórę ślubną obrączkę. Błogo odetchnął i potoczył obrączkę w głąb szuflady. Tak, tam będzie najbezpieczniejsza – orzekł. Spojrzał na zegarek, wstał i poszedł.
Napoleon Szeputis wykonał kilka ruchów, pchnął drzwi ramieniem i przekonawszy się, że dokładnie je zamknął, opuścił spiesznie dom.
Jeszcze przed tygodniem spakował swój pielgrzymi dobytek i doczekał oto chwili, kiedy wraz ze śpiewakami oraz tancerzami usiądzie w autobusie, aby móc ruszyć spod kalwaryjskiej poczty ku stolicy – na Święto Pieśni, gdzie zaśpiewa cała Litwa.
W tym roku Święto Pieśni na Litwie – już któryś miesiąc trąbią o tym wszystkie media – zapowiada się szczególnie okazale. Nie tylko z woli kalendarza, lecz także Wszechmogącego, zbiegło się zrządzeniem losu z tysiącleciem pierwszej pisemnej wzmianki o Litwie i sprytnie zostało wciągnięte do programu „Wilno – Stolica Europejskiej Kultury 2009”, co musiało dokonać przemiany trzymilionowego narodu w jednoczącym wydarzeniu, wzbudzającym jedynie dobre i bardzo dobre emocje. Nikt nie wątpi, że tak też będzie.
Kalwaryjscy muzykanci (z płóciennymi, lnianymi ubraniami, słomianymi kapeluszami i drewnianymi instrumentami ludowymi – dzwonkami, cepami, grzechotkami), którzy wtłoczyli się do autobusu – niestrudzeni członkowie kolektywu amatorskiej twórczości – byli w podniosłym nastroju. Już od rana podpici – jedni ciągnęli wódkę, inni po przechyleniu kilku szklanek piwa, zaczerwienieni, byli jak nigdy ostrożni wobec siebie. Ledwie autobus ruszył z miejsca, zaczęli dzielić się spakowanymi kanapkami, jajkami czy przezornie wieczorem ugotowanymi kurzymi udkami.
Napoleon Szeputis, woźny w szkole podstawowej, który niedawno przekroczył sześćdziesiątkę, dotknięty lekkim stopniem niepełnosprawności, tego ranka był również wesoły i szczęśliwy. Jeszcze nie przecięli granic miasta, a już wlali w siebie na raz jedną trzecią nabytego „w tym celu” Suktinisa3, po czym głośno ryknęli Na wzgórzu mury, zarażając współpodróżnych żywą ekscytacją.
Popijając i podśpiewując, aktorzy doturkotali do Wilna – stolicy Litwy, serca kraju.
Wszyscy oni, a wśród nich Szeputis, wiedzieli: przed siedmiuset laty na wschód od Kalwarii – drogi męki Pana Jezusa Chrystusa – w odległym lesie, po pogoni za turem wielki książę litewski Giedymin miał proroczy sen – o wyjącym na górze żelaznym wilku. Co wyjącej we śnie bestii przydarzyło się potem, nie zostało ustalone. Jednak aktualnie w tych miejscach – „jeśli ktoś z tutaj obecnych nadal nie wie” – u podnóża podniszczonej Baszty Giedymina, w Wilnie należącym jedynie do Litwy oraz Litwinów, oszałamiająco egoistycznym staraniem entuzjastów został wskrzeszony z niebytu pałac Wielkich Książąt Litewskich, już poprowadzony most Króla Mendoga, odnowiony gmach Narodowej Galerii Sztuki, wije się tuż przy Neris zgrabnymi rękami lutownika powykręcana w łuk rura.
W Wilnie – dla ludności litewskiej nie było to tajemnicą – w stolicy założonej przez wielkiego księcia litewskiego Giedymina, w roztaczających spokój podziemiach archikatedry, rozkładają się zwłoki różnej rangi litewskich magnatów, litewskich arystokratów, litewskich książąt, litewskich zakonników, litewskich błogosławionych, litewskich biskupów, litewskich przywódców, a nawet księcia litewskiego Witolda Wielkiego – bożka państwowości litewskiej.
W Wilnie została uroczyście pochowana litewska królowa Barbara, raptowny książę Aleksander, który wypędził Żydów z Litwy. W Wilnie – w kaplicy Świętego Kazimierza stała, niczym pomnik ku czci litewskiej duchowości, wystawiona na widok wszystkich srebrna trumna księcia litewskiego świętego Kazimierza.W Wilnie… W Wilnie… W Wilnie…
Napoleon Szeputis, pociągnąwszy nieco nalewki Suktinis, począł odruchowo rozmyślać, jaką drogą szła Litwa przez tysiąc lat.
Tak, w tym czasie było wszystko – sukcesy, zwycięstwa, radość, ale i nieszczęścia, rozczarowania, decydujące dla Litwinów klęski.
W 1009 roku święty Bruno, zwany Bonifacym, arcybiskup oraz zakonnik, w drugim roku swego nawrócenia, na pograniczu Rusi i Litwy (Lituae) uderzony przez pogan w głowę, razem z osiemnastoma swoimi bliskimi 9 marca poszedł do nieba.
Wszak, jak by nie czcić tych papieży rzymskich, to patrząc szerzej (z geopolitycznego punktu widzenia) – rozmyślał podobny do Kiwaczka Szeputis, upiwszy jeszcze trochę Suktinisa – wyprawy krzyżowe do ziem Bałtów, to jest naszych, litewskich były przestępstwem.
I cóż mógł uczynić król Mendog z najzacniejszymi książętami? Nic! Przeciwstawić się chciwym Krzyżakom – skomplikowane. I Święty Tron, i liwońscy kawalerowie mieczowi, i cała chrześcijańska Europa wystąpiła przeciw pogańskiej Litwie. Cały świat zarówno wtedy, jak i teraz był w zmowie przeciwko Litwinom.
Oczywiście, będąc już przykładnymi katolikami, spraliśmy Teutonów pod Grunwaldem, odpowiedzieliśmy z nawiązką za przelaną krew ojców i dziadów. Jednak, chcąc nie chcąc, trzeba było szukać wsparcia na boku – pod skrzydłami chciwego orła w Polsce. Radzić ze Słowianami, wić się niczym węże.
Złotem i drogimi kamieniami koronowana Polska nigdy nie była dla Litwy serdeczną siostrą – wiecznie nadęta, pierzasta egoistka, palcami wskazująca na siebie. Szukała tylko zysku dla królewskiego Krakowa.
Biedaczka, nieszczęśliwa Litwa została zmuszona do podpisania unii w Krewie, a następnie poniżającej unii lubelskiej. Nie z własnej chęci przecież odstąpiliśmy część państwowości!
Rzucona na kolana. Ze wszystkich stron wybebeszana.
Tak też zniknęła potęga litewska. Niczym bałwan na wiosnę, tak stopniała wymyślona przez Witolda Wielkiego Litwa, utwierdzona od morza do morza, od Bałtyku po Czarne…
Potem Litwinom powodziło się jeszcze marniej. Potop. Głód i dżuma. Moskale i Szwedzi. Turcy, Żydzi i diabli wiedzą, kto jeszcze. Cudzoziemcy z dynastii Batorych już dostali się na tron. Potem Sobiescy rozwalili swoje wielkie dupy. Niedorajdy Wazowie z hukiem wtargnęli ze Szwecji. A zaraz za nimi przywlekli się Sasi z Drezna.
I wtedy się zaczęło: bezwolni Poniatowscy, intryganci Czartoryscy, niedorozwinięci Przeździeccy, Pendereccy, Łęczyccy… A gdy do odtajałej republiki przyszli dzicy Ruscy z Katarzyną i jej kozakami – nikt nie zdołał już się przeciwstawić.
Tak, jeszcze próbowano wybawić kraj: Tadeusz Kościuszko (człowiek góra) starał się przez wzgląd na Polaków i Litwinów, Zygmunt Sierakowski walczył, Jakub Jasiński mocował się do ostatniej kropli krwi. Piękna była obu narodów awantura – Konstytucja 3 maja: wolność, równość, braterstwo dla Polaków i Litwinów.
I próbowano takiego i owego (żeby wkurzać Petersburg) kopnięcia. Bach! Pierwsze, drugie, trzecie powstanie. Przeciw takiej potędze! Z kosami. Boso. W łachmanach.
I co? I nic, fiasko. Do reszty spolszczona szlachta litewska została zamęczona. Nieco zamożniejsza ludność wiejska – zesłana. Co przyzwoitsi Litwini – powieszeni wszyscy albo do studni wrzuceni – Szeputis był wstrząśnięty, jak gdyby coś osobistego i bardzo niemiłego sobie przypomniał…
Uniwersytet Wileński (dotąd ledwie żarzące się ognisko nauki i oświaty) został zamknięty: amen. I święte imię Litwy wymazane z mapy. Odtąd – siewiero-zapadnyj kraj.
Cholera – zaklął w myślach Szeputis – siewiero-zapadnyj.
Zdenerwowany upił Suktinisa.
A mimo wszystko podźwignęliśmy się! Huk „Varpasa” Vincasa Kudirki niósł się po polach, lasach i rowach, oznajmiając przebudzenie całej Litwy. I pagórkowata Żmudź, i niezbyt malownicza Auksztota. I Litwini z Małej Litwy przypomnieli sobie, jak się narodzili.
Przebudziwszy się z letargu, mieszkańcy naszego kraju – litewscy obwoźni księgarze z Prus z tobołkami pełnymi modlitewników, biskup żmudzki Maciej Wołonczewski z ruchem trzeźwości, suwalski doktor Jonas Basanavičius z „Auszrą”, pacykarz Mikołaj Konstanty Čiurlionis ze swoimi kredkami, ksiądz Maironis z Litwą Drogą i nawet gryzmolenia poduczona Žemaitė z dziełem Synowa.
Oprzytomnieliśmy. Wytrzeźwieliśmy. Zapomnieliśmy błędne drogi wiodące do żydowskich karczm. Po zakorkowaniu butelek z wódką odrzuciliśmy przemocą narzuconą cyrylicę.
Rozbłysła litewska świadomość. Przywróciliśmy sobie odebrane pismo, zakazany język. Przypomnieliśmy sobie stare zwyczaje oraz wiarę! Wydostaliśmy się z więzienia narodu rosyjskiego. Odtworzyliśmy Litwę dla Litwinów – z ochotnikami, ze Stulgińskim, z Griniusem, Smetoną na czele!
Jednakże znów, ledwie tylko rozkwitła Litwa, ledwie odetchnęła, Mołotow z Ribbentropem na rozkaz Hitlera oraz Stalina zaczęli naciskać z obu stron – nikczemni! W tajemnicy przed Europą przestępcy uchwalili bandycką umowę z tajnymi protokołami.
Nic o tym szatańskim pakcie nie wiedzieliśmy. Cieszyliśmy się z odzyskania zabranego przez Polskę Wilna, płakaliśmy z powodu zagarnięcia Kłajpedy przez Niemcy. Nawet się nie domyślaliśmy, że w przyszłości czekają Litwę jeszcze straszniejsze rzeczy.
Boże, Boże, aleśmy w życiu wycierpieli – rozmyślał Napoleon Szeputis, nie zapominając pociągnąć Suktinisa, kiedy autobus mijał Mariampol.
Boże ty mój – martwił się i rozczulał – ile doświadczyliśmy nędzy, cierpienia i poniżenia. W trepach, nierzadko boso, na złamanie karku, odziani jak oberwańcy – zimą, nocami, poprzez mgłę, przez błoto, lasy, pluchę, mróz, bagna. I wkoło, wkoło powracaliśmy ciągle na przygotowane to przez Szwedów, to przez Ruskich szubienice. To na katorgę, to na zsyłkę na Sybir. Tak przez całe tysiąclecie!
I wszystko, widać, było tak niedawno. Oto rozglądasz się i wciąż żywi są świadkowie naszych trudów oraz walk. Ach, jak wiele strasznych rzeczy mogliby opowiedzieć litewskiej młodzieży.– Kapsukas – spojrzawszy przez okno, wymamrotał Napoleon.
– Ugryź się w język. Może dla pana Napoleona Szeputisa i Kapsukas, ale dla zacnych ludzi to już od dwudziestu lat Mariampol – to usłyszawszy, bez wahania odwróciła się siedząca naprzeciw nauczycielka Teresa. Popijała skromnie Trzy Dziewiątki, poza tym, była główną tancerką grupy seniorów i znała swoją wartość.
– Czytałem, że wtedy u Niemców, za Ericha Honeckera, był Karl--Marx-Stadt, a teraz, za Angeli Merkel to Chemnitz, tam skoncentrowano bardzo dużo chemii. A u nas? Władza mogła pozostawić zwykłą nazwę miasta – zaczął protestować Szeputis. – Suwałczanie – Suwałki. Kapsuczanie – Kapsukas. A teraz – Mariampol! Co w tym jest litewskiego?
Oto spójrzmy, Snieczkus – to było potężne miasto z elektrownią atomową, wielonarodowy hotel robotniczy energetyków. A Mariampol… Maryjne polis, rozumiesz, miasto Maryi. Polis – powinno być greckim miastem. A u nas – zamek, gród. Wtedy, logicznie myśląc, przetłumaczyłbym Mariogród.
Jednakże tu, ile by nie jeździć, nie ma ani zamków, ani Greków. Kapsuczanie – tak, byli. Nawet co poniektórzy to Żmudzini. I Dzuka z Rosjaninem byś znalazł. A gdzie Grecy? Pokażcie mi choć jednego Greka w Mariampolu?
Polis – polisa – polip – polucja – policja… Tfu.
Poza tym i Maryja, Nieustępliwa, Najświętsza Panienka, niepokalanie poczęta Matka naszego Pana Jezusa Chrystusa, nie mieszkała w tych okolicach. Ona – Maryja, żona cieśli Józefa – skądinąd pochodziła. A sam Vincas Mickevičius-Kapsukas, który w młodości uczył się w mariampolskim gimnazjum, na początku był auszrinistą i dopiero potem socjaldemokratą.
– On był komunistą! – wybuchła, nie wytrzymując, nauczycielka o bystrych oczach i przenikliwym głosie.
– Komunista też może być człowiekiem – rzucił Szeputis z rozmarzeniem i wbił wzrok w pejzaż rozciągający się za oknem.
– Co to, panie Szeputis, za niedorzeczności! – pozieleniała gwałtownie i wstała z fotela główna tancerka Teresa z butelką Trzech Dziewiątek w rękach. – Gówno, nie człowiek! Tak wychwalany przez ciebie Kapsukas chciał sprzedać Litwę bolszewikom! Był przegniły do szpiku kości, razem ze zwyrodniałym Zigmasem Angarietisem i moskiewskimi komunistami. Byłoby jego wolą nigdy nie ujrzeć wolnej Litwy. To śmiecie, śmierdzące wyrodki, nikczemnicy i zdrajcy. Kiedy porozumieli się z syfilitykiem Leninem, chcieli nas przyłączyć do Białorusinów, a potem i do Ruskich. Kapsukas, niech tylko pan pomyśli, Kapsukas, widać, podoba mu się… – nauczycielka, która, co dla współpodróżnych nie stanowiło tajemnicy, w ostatnich latach twardo trzymała się ultraprawicowych poglądów, wylała swą złość.
– O umarłych albo dobrze, albo wcale – Napoleon żartobliwie próbował poklepać ją po ramieniu, by rozładować atmosferę.
– Nie dotykaj mnie swoimi brudnymi rękami! – Wstrząsnęło Teresą niczym rażoną prądem. – Myślisz, że nie wiem, co sobie myślałeś, kiedy my, w czasie gdy wyły sowieckie czołgi, staliśmy rękami złączeni w bałtyckim łańcuchu?! Może już zapomniałeś, co mruczałeś do mnie, wracając nad ranem, kiedy my ramię w ramię pod Kalwarią…
– Ja… byłem zesłańcem!
– Nie żartuj, Szeputis! Wszyscy wiemy, że twoi rodzice komsomolcy z własnej woli wyjechali na nowiny.
– Mimo wszystko urodziłem się w Barnaule, a na zesłaniu byłem w Kazachstanie.
– Z biletem partii komunistycznej!
– Panno Tereso, litości, niech pani przestanie! – Szeputis zaczął uspokajać nauczycielkę niebezpiecznie wymachującą zieloną butelką. – Przecież jesteśmy Litwinami, braćmi i siostrami. Nieładnie obrzucać się brudami i to jeszcze podczas tysiąclecia pierwszej pisemnej wzmianki o Litwie. To się przecież zdarza raz w życiu. I właśnie nam trafiło się to szczęście. Jedziemy na Święto Pieśni, do siwogłowego Wilna, gdzie zgromadzą się dziesiątki tysięcy chórzystów, tancerzy oraz muzykantów z całej Litwy. Zostaliśmy wybrani na przegląd przez wymagającą komisję i będziemy reprezentować swoje regiony pieśniami. Będą dyrygować nami najsławniejsi dyrygenci, zagrają najdoskonalsi muzycy. Nie potrzeba, nie potrzeba pieklić się w obliczu święta – wszak już za następną godzinę ukażą się wieże starego Wilna.
– Nie potrzeba, naprawdę – zgodziła się siedząca za plecami Szeputisa para tancerzy w średnim wieku. Ci bezrobotni kalwaryjscy celnicy, jak i Napoleon, przybyli na Święto Pieśni po raz pierwszy w życiu.
– To niech on mnie przeprosi – nie łagodniała rozpłakana Teresa – albo, przysięgam, wysiądę – zagroziła.
– Przeproś ją – szturchnął Szeputisa łagodny sąsiad. – Masz, wypij i przeproś – oblicze spiskowca mrugnęło okiem i podsunęło pół butelki Žalgirisa.
– Przepraszam – nie protestował Napoleon Szeputis. – Ale poglądów politycznych się nie wyprę: Kapsukas nie był warty przemianowania na Mariampol.
– Wsadź sobie tego Kapsukasa w dupę! – Nauczycielka Teresa odwróciła się demonstracyjnie od Szeputisa.
Mokry Napoleon Szeputis znalazł papierową chusteczkę. Osuszył szyję i po kryjomu potoczył pod fotel pustą już butelkę Suktinisa.
Odchyliwszy się wygodnie, zamknął oczy i udawał, że drzemie, sam jednak pogrążył się w rozmyślaniach o Wilnie.
Dobre dwadzieścia lat Szeputis nie był w znów wolnej stolicy Litwy. Ciągle nie mógł się odnaleźć, przeszkadzało mu bądź to, bądź tamto. Najpierw – morderczo nużąca praca woźnego w szkole podstawowej – gwoździe, śrubki, dłuta, młotki. W domu – obce, nieobdarowane wdzięcznością nieślubne dziecko… Władcza żona… I amatorska twórczość – odetchnął pełną piersią. W wolnym czasie – imprezy, tańce, piosenki, estrada.
Jednak każdej nocy, gdy po próbie wracał rowerem z miasteczka, gdy już przetrawił niewesołe wiadomości, gdy szalone programy w telewizji dobiegły końca, Szeputis znajdował godzinę, by zainteresować się tym, co teraz się dzieje w Wilnie.
W tajemnicy przed domownikami pochylał się nad nigdy niezasypiającymi stronami internetowymi, serwisami informacyjnymi, czatami, co sympatyczniejszymi blogami. Z komentarzy pobratymców – plotek, mitów, stereotypów czy abstrakcji – co rusz dowiadywał się rzeczy dotąd jeszcze nie zasłyszanych, nie tylko na temat pogody, ale również o przedstawicielce „wyższych sfer”, która stając się członkinią rodziny, kroczyła coraz to bardziej błędnymi ścieżkami.Księżycowi – Słońce. Muzułmanom – Mekka. Turkom – Stambuł, papieżowi – Rzym.
Wilno… Dla każdego wzorowego Litwina to święte słowo. Niemowlę wypowiada je, nim jeszcze powie słowo „mama” – Szeputis przywoływał w swych myślach kolejny mit.
Ateny Północy.
Perła Bałtyku.
Litewska Jerozolima.
Vilna.
Wilno.
Vilnius.
Tutaj, w epicentrum litewskiej państwowości stoi już nie pierwsze stulecie archikatedra, zbudowana przez Wawrzyńca Gucewicza. Obok litewskiej świętości – prosta niczym świeca – dzwonnica, ulubione miejsce spotkań Litwinów.
Kilkanaście kroków dalej – litewski kościół Bernardynów, tuż obok – gotycki (bez wątpienia równie litewski) kościół Świętej Anny, dostrzeżony przez imiennika Napoleona (a mówili o tym ludzie, którzy kiedyś słyszeli to na własne uszy), który to zapragnął przenieść go na dłoni do Paryża.
A już zupełnie z boku – Szeputis podziwiał zabarwione Suktinisem i Žalgirisem widoki – w parku Sereikiškės, gdzie nawet po zmroku można bezpiecznie spacerować, a zza Baszty Giedymina i powiewającej na jej wieży trójkolorowej flagi, wyłania się Łysa – Góra Trzech Krzyży. To tu przed ośmioma albo i więcej wiekami zostali przez Litwinów wyrżnięci w pień przybyli z Europy misjonarze.
Zawsze żywa, płacząca łzami litewskich olbrzymów Neris, jest tak samo święta jak hinduski Ganges. Niczym szampan z Reims pieni się bystra Wilejka, gdzie gdy tylko zdjąć buty, zawsze miło sobie pobrodzić… Góra Bekesza, Góra Tauroska, Stołowa, Dolina Świętoroga, Belmont, Grygiszki, Wysokie i Niskie Ponary…
I, oczywiście, litewskie Stare Miasto – wieże zabytkowych świątyń w okazałym blasku nie są gorsze od egipskich piramid. Wytrzymałe dachy z czerwonej dachówki przypominają strome kogucie grzebienie. Wiele mówiące – niczym żydowska ściana płaczu bądź Wielki Mur Chiński – fragmenty murów obronnych.
O ówczesnej potędze miasta świadczy przyozdobiona rozpędzoną Pogonią, niezburzona przez rozsierdzonych wrogów, Ostra Brama. Przyklękając przed nią, modlił się żarliwie w czasie wizyty na Litwie Jan Paweł II – dziś już świętej pamięci, lecz za chwilę święty.
Tutaj, w ciasnej kaplicy Ostrej Bramy, do tej pory pilnie strzeżony jest obraz Matki Boskiej – okuty drogimi metalami, lecz o nie mniejszej sławie niż obrazy w polskiej Częstochowie czy paryskim Luwrze – Szeputis ciągle tkwił myślami w Wilnie.
Jeśli zejść niżej, słychać, jak wielogłosową pieśnią rozbrzmiewa Filharmonia Narodowa, gdzie w 1905 roku odbyło się posiedzenie Wielkiego Sejmu Wileńskiego, na którym domagano się od cara utworzenia litewskiej autonomii.
Nowoczesne Centrum Sztuki Współczesnej to mózg najbardziej brawurowych idei. Obok niego – wytworny salon sztuki, gdzie można nabyć cenne litewskie dzieła.
Hałaśliwa, bzycząca, żywa do rana ulica Vokiečių. Smukłe niczym żmija Gimnazjum Salomei Nėris to najwynioślejsze wzgórze litewskiej inteligencji. Zawsze przyjazny Dziedziniec Alumnów – dawna siedziba szczwanych jezuitów. I stary Uniwersytet Wileński. Bez jego renesansowej architektury nie dałoby się wyobrazić sobie oszałamiającego piękna zabudowy tego miasta.
I gdzie jeszcze zawsze obcy Litwinom Ratusz, do którego muru przykręcono tablicę z odlanymi w metalu słowami:
Każdy, kto obierze sobie Litwę za wroga,
stanie się wrogiem Stanów Zjednoczonych Ameryki.
George Bush
…Szacunek budzi Pałac Prezydencki, Ministerstwa Obrony, Kultury, Zdrowia, Oświaty. Basteja. Markucie. Werki. Pałace niewynarodowionych Tyszkiewiczów, nieco gorszej reputacji Słuszków, Chodkiewiczów, ambitnych Sapiehów, Radziwiłłów, Paców, Ogińskich, Biskupów i Wielkich Książąt Litewskich. Nastrojowe uliczki litewskich (i nie tylko) rzemieślników przeplatają się w tym mieście niczym nici w robótkach babki z zachodniej Auksztoty. Piersiami broniona przed sowieckimi zwierzętami wieża telewizyjna. Przez nas wszystkich wybrany Sejm. Prospekty: Giedymina, Ochotników, Wolności, Konstytucji.
Ciągle jeszcze chroniące pamięć historycznego narodu litewskiego ulice: Smoleńska, Grodzieńska, Lidzka, Oszmiańska, Mendoga, Olgierda, Nowogródzka, Świdrygiełły, Jagiełły, Kiejstuta, Biruty, Barbary Radziwiłłówny, Witenesa czy Trojdena.
Žirmūnai i Lazdynai, Karoliniškės i Pilaitė, Valakampiai, Antokol i Zarzecze, Zwierzyniec i Šnipiškės, Nowe Miasto, Jeruzalė…
Mnóstwo najwspanialszych lokalnych nurtów oraz działających według systemu Konstantyna Stanisławskiego teatrów, setki najnowocześniejszych centrów rozrywkowych oraz lodowisk, najszykowniejszych restauracji, punktów bukmacherskich, kawiarni, kasyn, barów, pralni, centrów handlowych – oby tylko mieć za co kupować!
Piekarnie, lakiernie, wydawnictwa, zakłady krawieckie, salony wróżb, piękna lub masażu, solaria, najprzeróżniejsze stadiony, boiska sportowe, pola golfowe… Ciągle istniejące wytwórnie, fabryki, kombinaty.
Niezliczone drapacze chmur przewyższają te w Hongkongu, w Szanghaju, a nawet minarety soboru Świętej Zofii. Mnóstwo klasztorów, kościołów oraz sekt, szpitali, kas samopomocy, przytułków, centrów biznesowych i kolegiów. Trolejbusów i autobusów, taksówek, najokazalszych pojazdów. Chodników i krawężników. Kwitnie średnia, niska, a nawet wysoka kultura litewska.
A wszystko to naszymi – pracowitych chłopów litewskich – rękami ukształtowane, doglądane, pielęgnowane. Od wieków chronione, kochane i otaczane świętą czcią – nie wątpił Szeputis.
– Napoleonie! Napoleonie! – potrząsnął nim siedzący obok sąsiad. – Wilno. Już dojeżdżamy. Napoleonie!
Napoleon wybudzony ze snu oraz marzeń, niczego nie rozumiejąc, rozglądał się wokół sennym spojrzeniem nietrzeźwego człowieka.
Rozbudzony wewnętrznymi siłami, zerwał się z miejsca.
Wilno? Już Wilno!?
A cóż by innego.
Zobacz, Wilno!
Ucieszony Napoleon rzucił się w lewo – tuż obok sąsiada rozwalonego przy oknie. Wyprostował się i niebezpiecznie wychylił się do tyłu. Przechylił się w prawo, właśnie wtedy, gdy jeden z najbardziej wlokących się autobusów płynął przez zakorkowaną przecznicę.
Po tym jak wydostał się z fotela, próbując chwycić się mocniej, by stanąć w dziurze między siedzeniami zawalonej kołatkami, fujarkami, łabonarskimi dudami i pustymi butelkami, Szeputis poczuł, jak spod stóp osuwa mu się ziemia. Gdy autobus znowu gwałtownie szarpnął, Napoleon oderwał się od podłogi, następnie podrzuciło nim tak, że niczym postrzelony poleciał kilka metrów w stronę kierowcy. Nie zdążył nawet pisnąć, gdy z całej siły walnął twarzą o podłogę.1 Na początku, z różnych powodów, autor miał zamiar zacytować kilka rozpowszechnionych w internecie komentarzy Napoleona Szeputisa, które przezornie podpisał różnymi pseudonimami, jednak po przemyśleniu postanowił, że co bardziej dociekliwi litewscy czytelnicy bez większych problemów znajdą gromadzone w wyszukiwarce Google takie na przykład nikomu nieprzydatne wyrażenia: „Słońce i zima wkrótce powrócą”, „Pola pobieli świeży śnieg”, „W przyszłym tygodniu – łagodna zimna”, „Białoruski dyktator A. Łukaszenka w Watykanie spotka się…” czy podobne zamieszczone w internetowych dziennikach nagłówki artykułów (przyp. aut.).
2 Autor nie będzie protestował, jeśli muzykalny czytelnik, czytając tę powieść, przypomni sobie albo ułoży własną melodię piosenki i zaśpiewa razem z bohaterem. Wówczas czas spędzony z tą książką przyniesie jeszcze więcej pożytku (przyp. aut.).
3 Popularny na Litwie napój alkoholowy, rodzaj miodu pitnego z dodatkiem spirytusu.
4 Popularna litewska pieśń ludowa.
5 „Varpas” („Dzwon”) – poświęcony literaturze, polityce i nauce miesięcznik litewski ukazujący się w latach 1889–1906. W związku z carskim zakazem używania w druku czcionki łacińskiej, pismo powstawało poza granicami Litwy.
Vincas Kudirka – żyjący w latach 1858–1899, litewski lekarz, dziennikarz, poeta, muzyk i kompozytor. Autor muzyki oraz tekstu litewskiego hymnu narodowego.
6 „Auszra” („Jutrzenka”) – wydawany w latach 1883–1886 pierwszy miesięcznik w języku litewskim poświęcony polityce i literaturze.
7 Radziecka nazwa Mariampola, która wywodzi się od nazwiska litewskiego komunisty Vincasa Mickevičiusa-Kapsukasa, działacza Kominternu i założyciela Komunistycznej Partii Litwy.
8 Centrum Sztuki Współczesnej (CSW), właśc. Šiuolaikinio meno centras (ŠMC).
9 Dalej: ulica Ašmenos.