- W empik go
Living Proof - ebook
Living Proof - ebook
Gdy ciemność i burze spustoszyły Ziemię, zabezpieczenia w wielu budynkach przestały działać. Sztucznie stworzony wirus zaprojektowany przez Białą Straż jako broń biologiczną, wydostał się z centrum badawczego. Zaatakował on 80% ocalałej populacji, mordując i zmieniając ich w bestie. Ocalali poszukują całkowicie odpornych, którzy mogą stać się lekarstwem dla zarażonych. Po długim czasie okazuje się, że grupa z Maryland nie jest jedyną, która przetrwała. I nie wszyscy mają takie same intencje.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8273-050-0 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jest rok 2079. Świat, w którym dotychczas przyszło nam żyć, został niemal doszczętnie zniszczony przez apokalipsę, która zaczęła się niecałe dwa lata temu. Ciężko jest określić, co konkretnie działo się przez te siedem, pierwszych dni. Tych, w których zesłano na nas te wszystkie nieszczęścia. Jednak można powiedzieć o nich tyle, że każdy z nich przyczyniał się na swój sposób do zniszczenia świata, i pogrążenia go w całkowitym chaosie. Ludzie, którym udało się przeżyć ten czas, podzielili apokalipsę na kilka faz, niektórym nawet nadali nazwy.
Każdy z nas miał styczność w swoim życiu z opisem wizji Świętego Jana, dotyczących końca świata. Siedem dni, w których głównie toczyła się zagłada, symbolizowała ta sama liczba aniołów. Zaczęło się bardzo podobnie. Pierwszą czaszą wylaną na padół ziemski była tak zwana „cisza przed burzą”, którą u nas ludzie nazwali Nocą Czystego Nieba. Zaczęła się, gdy księżyc oraz gwiazdy, które mu towarzyszyły, zaczęły stopniowo znikać, pozostawiając po sobie sekundowy dźwięk, podobny do odgłosu wybuchających sztucznych ogni. Nikt nie podejrzewał, że ledwo co słyszalne dźwięki mogą być zwiastunem kosmicznego zaburzenia rytmu księżyca i gwiazd. A właściwie, to ich pozostałości.
Drugi dzień rozpoczął się od zaobserwowania na niebie pozornie pięknego zjawiska jutrzenki. Aby dostrzec planetę Wenus przemykająca przez niebo kilka godzin przed wschodem słońca, trzeba było trafić w odpowiedni moment. Większość ludzi, która wyszła na zewnątrz, myślała, że właśnie w niego trafiła. Komplikacje zaczęły się, gdy jasny punkt zastygł w miejscu, a słońce nie pojawiło się na horyzoncie. Na resztę dnia sklepienie przybrało pomarańczowo-krwisty kolor. Zostawiając w ludziach strach i ciągłe narastający niepokój. Jednak to nie mogło się równać z tym, co czuło się kolejnego ranka. Na całym świecie, za oknami panowała ciemność. Nikt nie mógł ujrzeć, chociaż krztyny błękitnego czy nawet pomarańczowego nieba, ponieważ zostało zmienione w ciemno-granatowe pustkowie. Nastało to, czego najbardziej się obawiano. Trzy dni mroku. Ludzie się bali. Wielu z nich zamknęło się w swoich mieszkaniach, zatarasowali okna i czekali, aż wszystko ustąpi. Wtedy spadł na ziemię deszcz ognia. Ogromne burze rozprzestrzeniły się po całym globie. Z góry zaczęły spadać na nas gromy przeradzające się w nawałnicę. Niesamowite pioruny, które doprowadziły do pożarów i zniszczeń potwierdzały to, że czas sądu ostatecznego właśnie nastał.
Apokalipsa nie zwalniała tempa. Każdego dnia zrzucała, nam na głowy kolejne kataklizmy. Z wylaniem czwartej czaszy przyszły do nas trzęsienia ziemi tak potężne, że wiele budynków tego nie przetrwało. Trzeciego dnia woda w oceanach wzburzyła się, tworząc tajfuny i huragany o niszczycielskiej sile. Po trzech dniach mroku świat już nie był taki sam. W wiadomościach podawano, że populacja ludzka zmniejszyła się o jedną trzecią. Podczas jedynie trzech dni zginęło ponad cztery i pół miliarda ludzi. W tym moja rodzina.
Budynki zostały zmienione w sterty głazów, które zasypały drogi przejazdu. Nie było jak uciec i gdzie. Przez to zostały unicestwione niektóre kraje albo i całe kontynenty. Między innymi Australia, Japonia czy Filipiny, teraz są już pełnym gruzów pustkowiem. Najbezpieczniej było w centralno-wschodniej Europie i Ameryce Północnej, gdzie przetrwała największa ilość ludności. Szósta faza i czasza, którą wylano, doszczętnie dobiła ludzkość. Organizacja zwana Białą Strażą wypuściła w powietrze lek. Miał on pomóc zregenerować się ludziom i zwalczyć wszelkie uszkodzenia i wyniszczenia w organizmie, które wystąpiły podczas ostatnich pięciu dni. Jednak tak naprawdę to, co miało pomóc istnieniu przetrwać, okazało się śmiertelnym wirusem, który wyniszczył jedną czwartą istot, które przetrwały. Wielki obłok szarej, podejrzanej mgły zakrył wszystko. Później opadł na ziemię pył, a ludzie zastygli w miejscu. Padali na ziemię jak pijani. Próbowali się podnieść, ale coś ciągle ciągnęło ich ku dołowi. To, co działo się z nimi dalej, jest nie do opisania.
Ostatnia faza trwa do dziś i z każdym dniem coraz bardziej się rozprzestrzenia. Najgorsze w tym jest to, że nie ma na to żadnego lekarstwa. Jedynym ratunkiem przed tym, jest to samo co w przypadku szóstego anioła. Twoje DNA. Część ludzi twierdzi, że zostali ocaleni tylko dzięki życiu w zgodzie i przyjaźni z aniołami. To kłamstwo. Jednak jak inaczej nieświadomi prawdy ludzie mogli tłumaczyć sobie to, że udało im się przeżyć?Rozdział III
W środku niewielkiego pokoiku powoli zaczynało robić się ciasnawo. Wszyscy, którym udało się dotrwać do tego momentu, zebrali się w gabinecie pielęgniarskim. W centrum uwagi znajdowała się Maisie, która już przytłoczona licznymi pytaniami siedziała na postawionym pod ścianą krześle. To na nią spadł cały ciężar. Wszyscy oczekiwali, że dokona cudu, czegoś niemożliwego i wyleczy wszystkich zarażonych. Atmosfera powoli robiła się coraz bardziej napięta przez frustrację, jaka we wszystkich rosła. Za ścianą znajdowały się cztery, półżywe ciała i nikt nie mógł nic na to poradzić.
— Ja naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem to cholerstwo się tu dostało.
— Może to przez tę broń? Jest to w ogóle możliwe?
— Ja nie wiem, czy to dobry trop — Powiedział przybitym głosem Nathan. Dla niego ta sytuacja była wyjątkowo trudna, bo nim zdążył ochłonąć po tym, jak zobaczył co dzieje się z Blakely, Dagon zebrało kolejne żniwo w postaci Gwen, która padła nieprzytomna tuż przed nim. Zresztą Sebastian też nie był w najlepszym stanie. Widok dławiącego się we własnej krwi ojca zostawił trwały ślad w jego pamięci. — Gwen już wcześniej wspominała mi, że kiepsko się czuje. Zresztą, Cass też miał kontakt z bronią, a jakoś nic mu nie jest.
— Wiesz, jak to się mówi „Elektryka prąd nie tyka” — Sebastian zaśmiał się pod nosem. Cass jako jedyny stał na uboczu. Ze splecionymi na piersi ramionami wpatrywał się martwo w jeden punkt na ziemi. Komentarz Ayersa i palące spojrzenia pozostałych członków grupy wytrąciły go z rozmyślań.
— Mów sobie co chcesz, ale ja nie mam z tym nic wspólnego. — Odpowiedział chłodno.
— Ta? Bo dziwnym trafem odkąd się tutaj zjawiłeś, pojawiają się nam non stop nowe problemy. — Cass czuł frustrację Sebastiana. Każdy ją czuł. Ciężko mu było zaprzeczyć jego słowom, nawet przed samym sobą. Ciągnął za sobą problemy od dziecka i jak widać, i tym razem go nie opuściły. Ale ta sytuacja różniła się od poprzednich. Po raz pierwszy czuł coś na kształt poczucia winy. I to go niepokoiło.
— Dajcie sobie spokój dobra? Są ważniejsze tematy do dyskusji.
— Maisie, co powinniśmy zrobić — W głowie dziewczyny miał miejsce istny mętlik.
— Możemy podać im jakieś antybiotyki i środki do neutralizacji toksyn.
— Po prostu przyznaj się, że nie wiesz co robić — Cass spojrzał martwo na zakłopotaną Maisie. Nie mógł dalej słuchać tego, jak męczyła się próbując wykaraskać się z kolejnego pytania.
— To jaki ty masz pomysł?
— Na sam początek trzeba podać im blokery.
— Po co? Żeby zrobić z nich warzywa? — Levy nie widziała ani krztyny sensu w tym, co mówił Cass. Omega Blokery to środek, którego działanie opierało się na ograniczeniu pracy mózgu i zaburzeniu świadomości pozostawiając przy tym jedynie niezbędne do funkcjonowania organizmu frakcje. Niewłaściwie stosowany może wprowadzić pacjenta w nieuleczalny stan wegetatywny albo spowodować śmierć mózgu.
— Jesteś w tym kierunku wykształcona, więc chyba wiesz, jak działa Dagon.
— Chyba wszyscy wiedzą po tym, co się stało. Tracisz krew i zapadasz w śpiączkę, z której nie da się wybudzić.
— Z zewnątrz, owszem, ale to w środku dzieje się prawdziwe piekło. To nie jest byle jaka trucizna. Biała Straż opracowała ten środek tak, aby zadawał, jak najwięcej bólu. Niektóre środki, które wchodzą w skład Dagon, po zapadnięciu w śpiączkę wymuszają na mózgu pewne reakcje, mające na celu wywołanie projekcji wspomnień, a właściwie to jednego wspomnienia, tego najbardziej traumatycznego. Pamiętasz taką akcję sprzed kilku lat? Jak chłopak z Mansfield zastrzelił matkę na oczach swojego młodszego brata? To wyobraź sobie, że ten dzieciak przeżywa ten dzień, w kółko non stop czując ciągle ten sam ból. Omega Blokery przynajmniej tego im oszczędzą. — Nathana z tego wszystkiego aż skręciło w żołądku. Maisie słuchała z niedowierzaniem tego, co mówił Cass.
— Jeśli zadziałają zbyt mocno, to już nigdy się nie obudzą.
— A jeżeli czegoś nie zrobimy to albo wykorkują w przeciągu dwunastu godzin, albo palną sobie w łeb jak jakimś cudem się przebudzą. Niektórzy w ten sposób mogą przerobić traumę albo się w niej jeszcze bardziej zatracić. Wiem, że mnie nie lubisz, ale tutaj nie chodzi o ciebie czy mnie, tylko o życie ludzi. Twoich ludzi.
— Ty nie masz przypadkiem zbyt dużej wiedzy na ten temat?
— A ty nie masz nic innego do roboty niż wpieprzanie się w czyjąś rozmowę? To są informacje z badań, które od jakiegoś czasu są w domenie publicznej, więc gdybyś interesował się czymś więcej, niż sobą samym to ty też byś o tym wiedział.
— Czemu tak ci zależy, żeby ich uratować? Liczysz na to, że nagle wszyscy będą traktować cię jak bohatera i będą błagać, abyś został? Twoje niedoczekanie.
— Nie bój się, nie odbiorę ci tytułu samca alfa.
— Muszę to przeanalizować. To nie jest takie proste. To jest prawdziwe życie. Nie możesz wszystkiego zresetować, jak popełnisz błąd. — Maisie schowała głowę w dłoniach.
— To lepiej się streszczaj, zostało nam tylko kilka godzin na podjęcie jakichkolwiek działań. Później już nie będzie kogo ratować. — Cass wyszedł z pokoju. Po krótkiej chwili w jego ślady poszli Josie oraz Nathan, którzy zostawili Sebastiana i Maisie samych w gabinecie.
— Josie, zaczekaj chwilę — Dziewczyna na dzwięk swojego imienia zatrzymała się w miejscu i spojrzała za siebie. Nath przyspieszył kroku — Musisz mi w czymś pomóc. — Dodał półszeptem i odruchowo obejrzał się przez ramię. Chciał się upewnić czy aby na pewno nikt ich nie słyszy, a w szczególności Sebastian. Odkąd zabrakło Blakely i Vincenta, Ayers zaczyna przywłaszczać sobie tytuł lidera i powoli wprowadza swoją tyranię. Jak na razie jest ona skierowana głównie w stronę Cassa, ale to tylko kwestia czasu aż przyjdzie pora na nich. — Trzeba porozmawiać z Cassem i przekonać go, żeby tutaj został.
— Dlaczego?
— Widać, że Maisie nie ma zielonego pojęcia co robić, a Sebastian nie pozwoli jej się zgodzić z nowym. On, chociaż ma jakiś plan, jakąś wiedzę. Nie chcę stracić Blakely i Gwen przez to, że ten ćwok sobie coś ubzdurał. — Ayers powoli zaczynał zniechęcać do siebie wszystkich wokół i coraz mocniej było to widać. Jego zachowanie, traktowanie ludzi z góry, robi się męczące. Jednocześnie Nathan jak i Josie czuli stałe napięcie, gdy przebywali w jego obecności.
— Wstyd mi za niego. Zachowuje się okropnie i jeszcze wciąga w to Maisie.
— Sama widzisz. Ja nie mam nic przeciwko temu, aby został tu na stałe.
— Ja na początku się trochę bałam, ale Caylee mnie uspokoiła. Powiedziała, że on jest niebezpieczny, ale jeśli będziemy mieli go po swojej stronie, to na tym bardzo skorzystamy. To jak zawarcie sojuszu z najmocniejszym zawodnikiem. — Cass był jedyną osobą poza Gwen, do której przybycia Caylee się nie przyczepiła. A to już coś musiało oznaczać. Josie miała kłopoty z wyrobieniem sobie własnego zdania, bardzo często potrzebowała naprowadzenia, wskazówki kogoś, kto pomógłby, jej dostrzec to, co trzeba. Takimi osobami zazwyczaj były Blakely i Caylee.
— Coś w tym jest. Dlatego powinniśmy jakoś podtrzymać to, co zbudowała Blakely.
— Musimy dać mu znać, że ma nasze wsparcie, tylko żeby Sebastian się nie dowiedział. — Oboje obejrzeli się za siebie. Na korytarzu było pusto. Resztę drogi przeszli w ciszy, tak aby nikogo nie uprzedzić. Zatrzymali się przy uchylonych drzwiach pokoju Cassa, który łapczywie pakował rzeczy do swojego poobdzieranego plecaka. Był tym tak zajęty, że nawet nie spostrzegł Josie i Nathana, którzy pojawili się w wejściu. Nie zauważył ich albo nie chciał dać im o tym znać.