Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Liz. Biografia intymna Elizabeth Taylor - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 grudnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
54,99

Liz. Biografia intymna Elizabeth Taylor - ebook

Przez całe swoje życie Elizabeth Taylor w olśniewający i ekstrawagancki sposób grała jedną wybitną rolę: siebie, ostatnią wielką gwiazdę Hollywood.

„Ona ma wszystko: czar, pieniądze, piękno, inteligencję. Dlaczego nie umie być szczęśliwa?”

Andy Warhol

Jedna z najczęściej fotografowanych kobiet świata, ikona stylu i obiekt niezliczonych plotek. Jej życie było dużo bardziej dramatyczne od ekranowych ról. Opresyjna matka była gotowa zrobić z niej gwiazdę za wszelką cenę – Taylor miała jedenaście lat, gdy podbiła świat rolą w Lassie, wróć! Ślub z dziedzicem hotelowej fortuny Hiltonów wzięła jako osiemnastolatka. Rok później była już po pierwszym rozwodzie.

„Kiedy kogoś kocham, to kocham na sto procent”.

Za mąż wychodziła osiem razy – w tym dwukrotnie za Richarda Burtona, miłość swojego życia. Miała tyle romansów, że nawet Watykan oficjalnie potępił jej rozwiązłość. Ale widzowie kochali spojrzenie jej fiołkowych oczu, a Amerykańska Akademia Filmowa dwukrotnie nagrodziła ją Oscarem.

„Królowa Anglii czekała na mnie dwadzieścia minut, księżniczka Małgorzata trzydzieści, a prezydent Tito godzinę. Więc chyba mogą, do cholery, chwilę na mnie poczekać na jakimś bezsensownym przyjęciu?”

Jej zachowanie mogło doprowadzić do bankructwa wytwórnię filmową. Była właścicielką jednego z najwspanialszych brylantów na świecie. Uwielbiała wystawne życie, ale nigdy nie miała nad nim prawdziwej kontroli.

„Nazywam się Elizabeth Taylor. Jestem uzależniona od alkoholu i narkotyków”.

Znalazła odwagę, aby stawić czoła swoim demonom i w blasku fleszy pojechać na odwyk. Jako jedna z pierwszych bez wahania ruszyła do zbierania pieniędzy na walkę z AIDS w czasach, gdy wszyscy inni woleli zamieść temat pod dywan.

Fascynująca opowieść o najbardziej prywatnych momentach z pełnego romansów, skandali i sprzeczności życia Elizabeth Taylor.

 

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-9935-1
Rozmiar pliku: 4,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ma za krótkie nogi w stosunku do tułowia, a zbyt duża głowa wydaje się nie pasować do reszty ciała. Lecz jej twarz z tymi oczami koloru bzu – piękny sen skazańca, ideał urody, o której marzą sekretarki – nierzeczywista, nieprzystępna, a jednocześnie płochliwa, całkowicie bezbronna, tak bardzo ludzka. I ten błysk podejrzliwości bezustannie skrzący się w jej oczach koloru bzu.

– Truman Capote

– W moje progi cię zapraszam. – Pająk raz do Muchy rzecze.

– Mam salonik na poddaszu, co z pewnością cię urzecze.

Do mojego saloniku bardzo kręte wiodą schody,

Lecz czekają cię w nim cuda, nie rezygnuj z tej nagrody.

– Nie skorzystam, mój Pająku – odpowiada mała Mucha.

– Bo kto na te schody wejdzie, wnet wyzionie swego ducha.

– Mary Howitt, Pająk i MuchaROZDZIAŁ 1

Elizabeth Taylor omiotła wzrokiem białe kafelki i porcelanę wypełniające wnętrze głównej kwatery mieszkalnej Centrum Betty Ford, kliniki leczenia uzależnień od alkoholu i narkotyków. Instytucja ta, leżąca na sześciu hektarach pustyni otoczonej górami w Rancho Mirage w Kalifornii, została założona w 1981 roku przy Centrum Medycznym im. Eisenhowera przez Leonarda Firestone’a, byłego amerykańskiego ambasadora w Belgii i eksalkoholika, oraz żonę byłego prezydenta Geralda Forda, Betty, po tym, jak sama uporała się ze swoimi nałogami. Elizabeth Taylor, od dziesięcioleci zmagająca się z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu, z własnej woli rozpoczęła leczenie w klinice 5 grudnia 1983 roku.

Decyzja o poddaniu się terapii zapadła, kiedy wówczas pięćdziesięciojednoletnia Taylor leżała w szpitalu St. John’s w Santa Monica, oficjalnie z powodu niedrożności jelit. W trakcie jej pobytu w placówce dzieci, brat, bratowa oraz najbliższy przyjaciel, aktor Roddy McDowall, odwiedzili ją w ramach „rodzinnej interwencji”.

„Zapewnili mnie o swojej miłości, jednocześnie przyznając, jak bardzo moje zachowanie wpływa na ich egzystencję. Szczerze zaczęli się obawiać o moje życie” – napisała później aktorka w Elizabeth Takes Off, autobiograficznych rozmyślaniach nad utratą wagi i samoświadomością. „Słuchałam tego w milczeniu” – kontynuowała. „Pamiętam, że przeżyłam szok. Nie mogłam uwierzyć w to, kim się stałam. Na koniec powiedzieli mi, że zarezerwowali dla mnie miejsce w ośrodku Betty Ford i chcą, żebym się tam udała”.

Tak też zrobiła i wkrótce rozpoczęła terapię prowadzoną według rygorystycznego i ascetycznego programu. Przydzielono jej mały pokój z dwoma pojedynczymi łóżkami, dwoma biurkami, dwiema lampkami, dwoma krzesłami, dwiema komodami i jedną współlokatorką. Taylor nie była zadowolona.

„Jadąc do ośrodka, Elizabeth spodziewała się, że zostanie potraktowana wyjątkowo” – stwierdza Barnaby Conrad, wykładowca literatury angielskiej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara, który również był pacjentem w placówce Betty Ford. „Kiedy usłyszała, że musi dzielić pokój z drugą kobietą, odparła: »Nigdy w życiu nie mieszkałam ze współlokatorką i nie zamierzam tego teraz zmieniać«”. Ale szefowie ośrodka szybko ją spacyfikowali. Kazali jej spędzić dwie pierwsze noce w „bagnie” – wspólnym pokoju zajmowanym nie przez dwie, ale przez cztery kobiety – by ostatecznie wydać zgodę na przeniesienie jej z powrotem do kwatery dwuosobowej.

Wojskowa dyscyplina obowiązująca w ośrodku Betty Ford dotyczyła wszystkich bez wyjątku. Pacjenci mogli opuszczać teren kliniki jedynie pod ścisłym nadzorem wyznaczonego opiekuna. W pierwszym tygodniu pobytu zabronione było korzystanie z telefonu, później zaś pacjentom przysługiwało maksymalnie dziesięć minut rozmowy każdego wieczoru. Przez pierwszych pięć dni nie wolno było przyjmować gości z zewnątrz, potem odwiedziny dozwolone były jedynie przez cztery godziny w niedzielę. Pilnowano obecności na wszystkich posiłkach, wieczornych wykładach (klinika sponsorowała rozbudowany program edukacyjny dotyczący alkoholu i narkotyków) oraz sesjach terapii grupowej, podczas których uczestnicy musieli się spowiadać ze swoich potknięć i wszelkich krzywd, jakie wyrządzili innym „pod wpływem”. Nie bez powodu Elizabeth opisała swoją pierwszą reakcję na obowiązujący w klinice reżim słowami „trwoga i odraza”.

„Nigdy wcześniej nie mieli tam gwiazdy” – zauważyła później w wywiadzie dla „Vanity Fair”. „Po jakimś czasie terapeuci przyznali mi się, że nie wiedzieli, co ze mną zrobić: czy traktować mnie jak zwyczajną pacjentkę, czy zastosować wobec mnie jakiś indywidualny tok leczenia. Zdecydowali się mnie wrzucić do jednego wora z całą resztą, co oczywiście było jedynym właściwym rozwiązaniem”. (W czasie pobytu Elizabeth Taylor w ośrodku Betty Ford w 1983 roku placówka mogła pomieścić czterdzieścioro pięcioro pacjentów rozlokowanych w trzech budynkach mieszkalnych z cegieł i szkła. Osobom z różnych „oddziałów” nie wolno było spędzać ze sobą czasu).

Każdy dzień – przebiegający według ściśle określonego harmonogramu – zaczynał się o szóstej rano spacerem medytacyjnym, a kończył piętnaście godzin później wieczornym spotkaniem Anonimowych Alkoholików. Od pacjentów kategorycznie wymagano utrzymywania w należytym porządku pokoi, a także łazienek, pomieszczeń wspólnych i terenów otaczających klinikę. Pozbawiona służby, która od zawsze była integralną częścią jej gwiazdorskiego życia, Elizabeth musiała po raz pierwszy stać się własną pokojówką: ścielić swoje łóżko, odkurzać podłogę, robić pranie, wynosić śmieci, zamiatać i szorować, czyścić zlew i sprzątać poczekalnię.

Z początku Elizabeth i jej współlokatorki z rezygnacją akceptowały swój ponury los. Mniej więcej w połowie zaplanowanego na pięć tygodni pobytu zaczęły jednak zgłaszać skargi dotyczącego niemal wszystkiego, łącznie z tym, że ich budynek mieszkalny, North House, otrzymywał zaledwie jeden egzemplarz codziennej gazety: zanim dotarł w ich ręce, był już tak wymięty, że nie dało się nic przeczytać. Nie przepadały również za nieustannym wypełnianiem formularzy, a w pierwszym tygodniu uczestnicy Obozu Betty nie robili właściwie nic innego. Pacjentów czekały też inne nieprzyjemności. Pierwszego dnia dokonywano gruntownej rewizji osobistej i konfiskowano nawet płyn do płukania ust, ponieważ był na bazie alkoholu, oraz aspirynę, jako że personel kliniki uważał ją za lek „zmieniający świadomość”.

Elizabeth, przyzwyczajoną do robienia wszystkiego, na co tylko przyjedzie jej ochota, oburzała niekończąca się lista zakazów: zakaz oglądania telewizji z wyjątkiem weekendów; zakaz palenia w budynku; zakaz noszenia okularów przeciwsłonecznych czy z przyciemnianymi szkłami, bo pacjenci musieli podczas rozmów utrzymywać kontakt wzrokowy. Posiłek można było dostać dopiero po odbyciu obowiązkowej rundy w charakterze kelnera. Elizabeth od dawna była wrogiem wszelkiej dyscypliny i niechętnie brała udział w organizowanych kilka razy dziennie spotkaniach i sesjach terapeutycznych, podczas których uczestnicy musieli wyjawiać intymne i nierzadko wstydliwe szczegóły dotyczące ich prywatnego życia. Znacznie większą przyjemność sprawiały jej pożegnalne przyjęcia, na których wszyscy zebrani mieli obowiązek wygłosić kilka słów na temat opuszczającej ich szeregi osoby. Te krótkie przemowy niemal zawsze składały się z samych pochwał, ponieważ każdy pacjent wiedział, że w swoim czasie przyjdzie kolej także na niego.

Innym rytuałem, który Elizabeth nauczyła się znosić, były „sesje śpiewane” – kuracjusze zbijali się wówczas w ciasną gromadę, łapali za ręce i rozedrganymi od emocji głosami skandowali: „Koniec prochów, koniec wódy, koniec prochów, koniec wódy…”. W swoim dzienniku (musiał go prowadzić każdy pacjent kliniki) Elizabeth pisała, że przypominało to zbiorowe modlitwy, które pomagały jej zachować silną wolę, przynajmniej na krótką metę.

Zapiski Elizabeth przedstawiają pierwszy tydzień odwyku jako pełen „straszliwych fizycznych objawów”. „Nikt tu niczego od ciebie nie chce – ludzie oferują sobie jedynie wsparcie. Chyba po raz pierwszy, odkąd miałam dziewięć lat, nikt nie próbuje mnie w żaden sposób wykorzystać. A teraz złe wieści. Czuję się parszywie. Ciężko znoszę syndrom odstawienia. Serce wali mi jak młotem. Czuję, jak krew przepływa mi przez całe ciało. Niemal ją widzę, gdy przedziera się niczym gwałtowny czerwony potok pomiędzy głazami w mojej obolałej szyi i ramionach, wdziera się do uszu i pulsującej czaszki. Powieki mi drgają. O Boże, jestem taka zmęczona”.

Dopiero w drugim tygodniu pobytu aktorka zdobyła się na to, by przyznać się przed samą sobą i przed innymi pacjentami, kim się stała: „Nazywam się Elizabeth Taylor. Jestem uzależniona od alkoholu i narkotyków”.

Później wspominała, że to wyznanie, wygłoszone podczas grupowej terapii, było „najtrudniejszą kwestią, jaką kiedykolwiek przyszło jej wypowiedzieć”. Wyjaś­niła wówczas swoim współpacjentom: „Przez trzydzieści lat nie umiałam zasnąć bez co najmniej dwóch tabletek nasennych. Cierpię na autentyczną bezsenność. I zawsze brałam mnóstwo środków przeciwbólowych. Przeszłam dziewiętnaście poważnych operacji, a proszki stały się dla mnie niezbędną podporą. I wcale nie łykałam ich tylko wtedy, gdy czułam ból. Brałam dużo percodanu. Zwykle przed wyjściem z domu brałam percodan i wypijałam parę drinków. Czułam, że muszę się narąbać, żeby pokonać nieśmiałość. Szukałam zapomnienia, ucieczki”.

W swoim wyznaniu winy Elizabeth Taylor przedstawiła jedynie część prawdy. Jej problemy z alkoholem i narkotykami były głęboko zakorzenione w burzliwej przeszłości wypełnionej rozczarowaniami i zdeptanymi marzeniami, kolejnymi mężczyznami i małżeństwami oraz filmową karierą, która już dawno utraciła blask. Zdaniem nowojorskiej krytyczki Daphne Davis Elizabeth stała się „reliktem swojej własnej przeszłości, dinozaurem, chodzącą pamiątką dawnych czasów”. „Wszyscy poważni producenci z Hollywood omijają ją szerokim łukiem” – donosił William H. Stadiem, scenarzysta jednej z najświeższych klap Taylor, filmu Młody Toscanini wyprodukowanego w 1988 roku, który nigdy nie doczekał się premiery w Ameryce.

Cała prawda na temat uzależnień Elizabeth Taylor miała wyjść na jaw dopiero w 1990 roku w wyniku ponaddwuletniego dochodzenia Johna K. Van de Kampa, prokuratora generalnego stanu Kalifornia, który przeanalizował farmaceutyczne praktyki trzech osobistych lekarzy aktorki i wystawione przez nich recepty. Według ustaleń prokuratury w okresie niecałych dziesięciu lat Taylor otrzymała tysiące recept na opiaty, środki nasenne, środki przeciwbólowe, antydepresanty oraz stymulanty w formie proszków, tabletek i zastrzyków – jak napisał jeden z pracowników biura prokuratora, takiej ilości leków „wystarczyłoby dla całej armii”.

Obfitość i różnorodność tych substancji przekraczała powszechnie przyjęte normy bezpieczeństwa. Według oskarżeń prokuratora generalnego lista farmaceutyków przepisywanych Elizabeth Taylor obejmowała między innymi: Ativan, Dalmane, Darvocet-N, Demerol, Dilaudid, Doridem, Empirin z kodeiną, Halcion, Hyciodan, Lomotil, metadon, siarczan morfiny, wyciąg z opium, Percocet, Percodan, Placidyl, Prelu-2, Ritalin, Seconal, Sublimaze, Tuinal, Tylenol z kodeiną, Valium i Xanax.

Szczegóły dokumentacji medycznej Elizabeth Taylor mogły napawać trwogą. Niektórzy spekulowali, że musiała rozprowadzać te niezliczone medykamenty wśród swoich znajomych lub w kręgach gejowskich w Los Angeles, które zmagały się wówczas z epidemią AIDS. Kontynuując dochodzenie, biuro prokuratora generalnego ustaliło, że w 1982 roku, na przestrzeni siedemnastu dni, których punktem kulminacyjnym była urodzinowa gala wyprawiona dla bliskiego przyjaciela aktorki, Michaela Jacksona, Taylor pobrała recepty na co najmniej sześćset różnych pigułek. Natomiast w 1981 roku, w ciągu niecałych dwunastu miesięcy, otrzymała ponad trzysta pojedynczych recept – niemal jedną dziennie – często obejmujących nawet po trzydzieści tabletek.

Trzej lekarze, którzy zostali wplątani w sagę autodestrukcji Elizabeth, cieszyli się niezłą reputacją w swoim środowisku. Byli to dr William Skinner, kierownik oddziału leczenia uzależnień w szpitalu Santa Monica; dr Michael Gottlieb, czołowy specjalista od immunologii, któremu najczęściej przypisuje się zdiagnozowanie pierwszego przypadku AIDS w Ameryce; oraz pełniący przez ponad dziesięć lat funkcję osobistego lekarza Elizabeth dr Michael Roth, prominentny kalifornijski internista, którego lista pacjentów obejmowała wiele sławnych nazwisk.

Według prokuratora generalnego dr William Skinner wypisywał aktorce receptę za receptą, a później nalegał, by zgłosiła się do ośrodka Betty Ford w celu wyleczenia się z nałogu, do którego sam się przyczynił. Aby wzmocnić działanie rozmaitych leków przepisywanych pacjentce, rekomendował podawanie ich w formie zastrzyków, co niektórzy lekarze uważali za niebezpieczne. Zadanie to przypadało często członkom jej osobistej świty.

Zgodnie z raportem prokuratury dokumentacja medyczna ujawniła, że nawet już po tym, jak w szpitalu St. John’s zapadła decyzja o wysłaniu Elizabeth do ośrodka Betty Ford, nadal otrzymywała ona wyjątkowo wysoką dzienną dawkę leków, w tym demerolu, tuinalu, valium i tylenolu #4.

Jak ustalono, lekarzem odpowiedzialnym za przepisywanie tych środków był dr Michael Roth.

Elizabeth Taylor stała się pierwszą celebrytką, która przekroczyła próg kliniki Betty Ford, ale w ślad za nią podążyły dwie kolejne gwiazdy: piosenkarz muzyki country Johnny Cash i aktor Peter Lawford. Ten ostatni, bliski przyjaciel Elizabeth od czasu ich dziecięcych ról dla MGM, rozpoczął leczenie dwunastego grudnia, tydzień po niej.

Patricia Seaton, bratanica nieżyjącego hollywoodzkiego producenta Geroge’a Seatona (Cud na 34. ulicy) i ostatnia żona Lawforda, oglądała z mężem wiadomoś­ci telewizyjne w dzień po przyjęciu Elizabeth na odwyk. Wieść o pojawieniu się Taylor w klinice Betty Ford podziałała na Patricię Seaton inspirująco.

„W jednej chwili postanowiłam, że jeśli to miejsce jest w stanie pomóc Elizabeth, to pomoże także Peterowi, który zmagał się z jeszcze gorszym uzależnieniem niż ona.

Polecieliśmy z Los Angeles do Palm Springs, na lotnisko położone najbliżej ośrodka. Po drodze Peter wypił dwadzieścia minibutelek wódki, które serwują na pokładzie samolotu. Kiedy wylądowaliśmy, był kompletnie zalany, a gdy na płytę lotniska zajechał biały samochód z wypisaną na drzwiach nazwą CENTRUM BETTY FORD, Peter myślał, że samochód należy do byłej pierwszej damy. »Jedziemy ją odwiedzić?« – zapytał. »Zawsze lubiłem Betty«.

Wyobrażam sobie, że każdy pacjent, który zjawia się w klinice odwykowej, przeżywa podobny szok, gdy uświadamia sobie coś w rodzaju: »A więc do tego doszło. Niżej już nie da się upaść. Tak właśnie wygląda samo dno«. Początkową reakcją jest zawsze złość i rozgoryczenie. »Patrzcie, co oni mi zrobili. Zostawili mnie tu, na środku pustyni, żebym usechł wśród kaktusów i kojotów«.

Jestem pewna, że Elizabeth Taylor czuła to samo, co Peter. Oboje byli fatalnymi pacjentami. Zaraz po powrocie do Los Angeles dowiedziałam się, że Peter podjął próbę ucieczki na pustynię, żeby znaleźć sklep monopolowy.

W trakcie pobytu w ośrodku udało mu się skontaktować z dilerem narkotyków, który regularnie zaopatrywał go we wszystko, czego potrzebował. Diler wynajmował helikopter, żeby móc lądować w pobliżu kliniki. Peter wymykał się z placówki, spotykał się z nim na pustkowiu, wciągał kilka kresek kokainy i chyłkiem wracał do ośrodka. Za narkotyki płacił swoją kartą American Express”.

Kilka dni po przybyciu do kliniki Lawford zobaczył Elizabeth Taylor w grupie osób gimnastykujących się nad zewnętrznym basenem. Chciał do niej podbiec, ale zatrzymali go dwaj muskularni pracownicy, którzy poinformowali go o zasadach dotyczących spoufalania się pacjentów.

„Ale ja znam tę dziewczynę całe życie” – protestował Lawford.

Sanitariusze pozostali jednak niewzruszeni i odeskortowali go z powrotem.

Lawforda i Taylor łączyła awersja do niemal wszystkich obowiązków, jakie musieli wykonywać w ośrodku. „Jedynym, co sprawiało Peterowi jakąkolwiek przyjemność, było odkurzanie” – opowiada Patricia Seaton. „Nigdy wcześniej nie używał odkurzacza i to urządzenie bardzo go intrygowało. Mógł odkurzać całymi godzinami i robił to nawet już po powrocie do domu. A w trakcie pobytu w klinice nie chciał robić nic innego”. Kiedy dowiedział się, że Elizabeth odmawia wykonywania obowiązkowych ćwiczeń w basenie, sam również zaczął stawiać opór. „Jeśli ona nie ćwiczy, to ja też nie” – zakomunikował swojemu instruktorowi. „Ona jest tylko hollywoodzką aktorką, a ja jestem byłym szwagrem prezydenta Johna Kennedy’ego”. (Małżeństwo Lawforda z Patricią Kennedy zakończyło się rozwodem w 1966 roku).

„Zawsze gdy odwiedzałam Petera – wspominała Patricia Seaton – wręczał mi listę zakupów, albo odczytywał mi ją wcześniej przez telefon:

– Liz chce, żebyś wpadła do drogerii Rexall w Palm Springs. Kup jej puder, ciemny, oliwkowy eyeliner Max Factora i dwa kartony salemów.

– Oliwkowy eyeliner? Chyba coś pomyliłeś. To przecież nie jej kolor. Za ciemny.

No więc kiedy przyjechałam do Rexall, znalazłam budkę telefoniczną i zadzwoniłam do Elizabeth, żeby potwierdziła swój wybór. Okazało się, że uwielbia styl wampa. Ona ma fatalny gust.

Victor Luna, meksykański prawnik, z którym Elizabeth spotykała się w tamtym czasie, odwiedzał ją w te same dni, kiedy ja przyjeżdżałam zobaczyć się z Peterem. Wkrótce się zaprzyjaźniliśmy. Sprawiał wrażenie prawdziwego dżentelmena. Nigdy nie powiedział złego słowa o Elizabeth, choć z pewnością on również nie był przekonany do tego ciemnego makijażu. Miał chyba poczucie – chociaż nigdy się do tego nie przyznał – że pomimo tych wszystkich lekarzy, terapeutów i psychiatrów pracujących ośrodku nikt tak naprawdę się tam nie wyleczył. Nie da się cofnąć skutków długich lat destrukcyjnego nałogu kilkoma tygodniami terapii grupowej i trzymania się za ręce”.

Jakiś czas po przyjęciu Elizabeth Taylor i Petera Lawforda do kliniki Betty Ford Patricia Seaton wzięła udział w dziwacznej intrydze mającej na celu przemycenie na teren placówki jej znajomego, brytyjskiego dziennikarza Tony’ego Brenny. Brenna chciał napisać o dwóch gwiazdach artykuł dla „National Enquirer”.

„Magazyn zapłacił Peterowi Lawfordowi coś koło czterech tysięcy dolarów, żeby pomógł mi się dostać do środka” – wspominał Brenna. „Peter powiedział wszystkim, łącznie z Elizabeth, że jestem jego kuzynem. Potrzebował pieniędzy, ale chciał także zatrzymać rozpowszechniane w brukowcach plotki, że w klinice między nimi dwojgiem zaczął się romans.

Tak naprawdę wcale nie przejmował się plotkami, ale wiedział, że te pogłoski drażnią Liz z uwagi na jej ówczesny związek z Victorem Luną.

Głównym celem tego zlecenia było przekonanie Elizabeth Taylor, by przerwała ciszę. Peter sprowadził mnie więc, żebym się z nią zobaczył. Dodatkowo na pustyni, jakieś osiemset metrów od ośrodka, zainstalowaliśmy fotografów uzbrojonych w potężne obiektywy wycelowane we mnie i Taylor. Potrzebowaliśmy dowodu, że nasze spotkanie się odbyło, w razie gdyby próbowała się tego wypierać. Ale szczerze mówiąc, potraktowała mnie bardzo uprzejmie. Wcześniej spotkaliśmy się raz, przy okazji jej drugiego ślubu z Richardem Burtonem, i wówczas trochę się posprzeczaliśmy. Na szczęście ona nie pamiętała tamtej sytuacji.

Choć budziło to jej sprzeciw, w czasie pobytu w klinice Elizabeth musiała porzucić wszelkie roszczenia wynikające z bycia wielką gwiazdą. Miała swoje codzienne obowiązki, tak samo jak każdy inny pacjent, włączając w to zmywanie stosów brudnych naczyń. Przez jakiś czas starała się przestrzegać procedur, ale w końcu straciła zainteresowanie i poddała się. Gdyby wytrwała dłużej, całkiem możliwe, że już za pierwszym podejściem udałoby się jej pokonać uzależnienia”.

Amy Porter, księgowa ze Spokane w stanie Waszyngton, odwiedzała swoją siostrę w ośrodku Betty Ford w czasie pobytu Elizabeth i w pamięci został jej obraz aktorki jako „wciąż czarującej, ale powoli przygasającej gwiazdy”.

„Moja siostra miała poważny problem z narkotykami. W klinice zajmowała pokój na tym samym korytarzu co Elizabeth Taylor” – wspomina Porter. „Najgorsze w Elizabeth były jej wahania nastrojów. Nigdy nie było wiadomo, czego można się po niej spodziewać. Czasami rano witała wszystkich szerokim uśmiechem i przyjacielską pogawędką. A potem, gdy wpadała na ciebie po południu, udawała, że cię nie zna. Nie dało się przewidzieć, na którą Elizabeth Taylor się trafi: na tę wylewną i serdeczną czy na królową śniegu.

Elizabeth w tamtym czasie nie wyglądała zbyt dobrze. Wciąż miała swoje świetliste fiołkowe oczy, ale poza tym wydawała się tęgawa i wymięta. Jej widok jako tyjącej, starzejącej się gwiazdy przypomniał mi słynny żart opowiadany przez Joan Rivers: »Dawniej każda kobieta w Ameryce chciała wyglądać jak Elizabeth Taylor, i wreszcie wszystkim nam się to udało«”.

Pobyt aktorki w klinice Betty Ford zakończył się równie gwałtownie i bezceremonialnie, jak się rozpoczął. Jej lekarze chcieli, żeby została jeszcze na dodatkowy tydzień – zwłaszcza dr William Skinner, który uważał, że potrzeba jej więcej czasu na detoks organizmu. Według dziennikarza George’a Carpoziego Jr. „Liz zaczęła wrzeszczeć na doktora Skinnera. Powiedziała mu, że to przez niego uzależniła się od tylu pigułek i że nie ma zamiaru zostawać w ośrodku ani chwili dłużej niż tych pięć tygodni, które właśnie dobiegły końca”.

Nieżyjący już Roger Wall, wieloletni osobisty asystent Elizabeth, wspominał, że kilka miesięcy po opuszczeniu ośrodka aktorka wyprawiła wystawne przyjęcie w swoim domu w Bel Air, na które zaprosiła przyjaciół i znajomych z Betty Ford. Serwowano na nim wszystko z wyjątkiem alkoholu.

„Z początku bardzo o siebie dbała” – mówił Wall. „Zaczęła drakońską dietę i schudła dziesięć kilogramów. Zrobiła sobie operacje plastyczne. Urządzała u siebie spotkania Anonimowych Alkoholików i regularnie chodziła na mityngi w domach innych członków. A potem nagle coś się popsuło”.

Pod koniec 1984 roku, niecały rok po pobycie w klinice Betty Ford, Elizabeth Taylor wróciła nie tylko do picia, ale także do codziennego zażywania leków i narkotyków. Jak ustaliło biuro prokuratora generalnego Kalifornii na podstawie jej dokumentacji medycznej, już na początku października 1984 roku aktorka zaczęła ponownie konsultować się z dr. Skinnerem, który przepisał jej pokaźne ilości środków takich jak tylenol #4, percodan, hycodan, demerol, dilaudid, prelu-2, siarczan morfiny, halcion i kodeina – nierzadko nawet do szesnastu kapsułek czy tabletek dziennie.

„Nie wiem, dlaczego ponownie popadła w nałóg” – mówi Patricia Seaton. „Podejrzewam, że wynikało to nie tyle z braku silnej woli, ile z faktu, że wiodła raczej nieszczęśliwe i samotne życie, oraz z autentycznego bólu, jaki doskwierał jej po licznych operacjach. Ogólnie rzecz biorąc, był to dla Elizabeth trudny czas, a ci, którzy ją znali, czuli się bezsilni wobec takiego ogromu cierpienia, zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Jej lekarze zapewne reagowali tak samo. Zważywszy na jej coraz mniej znaczącą pozycję w świecie, kiedy tylko mówiła, że coś ją boli, każdy robił wszystko, żeby jej pomóc”.ROZDZIAŁ 4

W 1939 roku wytwórnia MGM pozyskała prawa do ekranizacji powieści Enid Bagnold National Velvet z 1935 roku, choć producenci nie byli przekonani, że kiedykolwiek dojdzie do realizacji filmu. Sam Marx potwierdził, że „MGM często kupowało bestsellery – zazwyczaj beletrystykę – wcale nie planując przenosić ich na ekran. Chodziło przede wszystkim o to, żeby nie dopuścić, by konkurencja zdobyła do nich prawa”.

Clarence Brown, który na podstawie National Velvet wyreżyserował ostatecznie film zatytułowany Wielka nagroda, wspomina pierwszą rozmowę z Elizabeth dotyczącą projektu: „Była zakontraktowana przez MGM, gdy usłyszała o zakupie przez wytwórnię praw do książki. Zdawała sobie sprawę, że nowy nabytek trafił na półkę, wiedziała jednak również o moim zainteresowaniu tym tekstem. Pewnego popołudnia szedłem alejką w mieszczącym się w Culver City studiu, gdy nagle wyrosły przede mną Elizabeth i jej matka. Do spotkania doszło, jeszcze zanim zagrała w The White Cliffs of Dover, dlatego nie znałem ich zbyt dobrze.

Pragnę tylko nadmienić, że »alejka«, o której wspomniałem, w rzeczywistości była szeroką aleją biegnącą przez środek głównego studia filmowego w MGM – to tutaj toczyło się życie wytwórni, to tędy płynął nieprzerwany potok aktorów i statystów zmierzających do hal zdjęciowych i garderób.

Pośrodku tej zatłoczonej arterii matka i córka – dwie drobne, lecz mimo to budzące respekt postacie – zatrzymały mnie, żeby porozmawiać, a jakże, o Wielkiej nagrodzie.

– To moja ulubiona książka – powiedziała cicho Elizabeth, a matka dodała:

– Córka idealnie nadaje się do roli Velvet Brown”.

Elizabeth i Sara nie odstępowały Browna na krok, gdy ten przemierzał rozległy teren studia, mijając po drodze rozmaite scenografie, w tym plac miejski z fasadami domów, sklepów i repliką niewielkiego kościoła; kamienice z czerwonobrązowego piaskowca przywodzące na myśl Nowy Jork lat dwudziestych XX wieku; slumsy; tropikalną dżunglę z licznymi rzekami, jeziorkami i kamiennym wodospadem.

„Kiedy tak razem szliśmy – ciągnie Brown – Sara i Elizabeth gadały jak nakręcone o potencjalnym projekcie.

Jeśli chodzi o Elizabeth, tym, co zrobiło na mnie największe wrażenie, było jej niezachwiane przekonanie, że Wielka nagroda stanie się trampoliną do jej przyszłej kariery w kinie. W poprzednich filmach grała niewielkie role, natomiast w tej ekranizacji upatrywała – i słusznie, jak się okazało – swojej życiowej szansy”.

Clarence Brown wysłuchał Elizabeth, po czym poinformował ją, że jeśli nawet realizacja Wielkiej nagrody dojdzie do skutku, będzie to wyłącznie zasługą Pandro S. Bermana, popularnego producenta z MGM, który jako pierwszy zainteresował się tą historią i postanowił, że nie spocznie, dopóki nie przeniesie jej na ekran.

Słysząc te wieści, Elizabeth wraz z matką natychmiast umówiły się na spotkanie z Bermanem. W chwili, gdy złożyły producentowi wizytę, studio już zdecydowało o przystąpieniu do realizacji projektu. Kierownikiem castingu został Bill Grady, któremu towarzyszyła łowczyni talentów z MGM, Lucille Ryman Carroll.

„Elizabeth i Sara Taylor umówiły się na spotkanie z Pandro Bermanem, Billem Gradym i ze mną” – wspomina Lucille. „Pomimo obecności i nieustępliwości matki odniosłam wrażenie, że samej Elizabeth również zależało na popchnięciu jej kariery do przodu. Nie znaczy to, rzecz jasna, że matka nie odegrała roli katalizatora – wręcz przeciwnie. Co więcej, zachęcała również swojego syna, Howarda, by wkroczył na ścieżkę aktorstwa. Załatwiła mu zdjęcia próbne i wprost nie mogła uwierzyć, gdy okazało się, że chłopak przyjechał do MGM z całkiem ogoloną głową. I oczywiście wypadł fatalnie”. (Mimo to Howard Taylor dostał epizodyczną rolę w Wielkiej nagrodzie – zagrał bezimiennego ucznia – a na przestrzeni lat pojawiał się przelotnie na ekranie w kolejnych filmach Elizabeth. Inna pomniejsza rola w Wielkiej nagrodzie przypadła w udziale Virginii McDowall, siostrze Roddy’ego McDowalla).

„Wracając do Elizabeth, muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie widziałam tak pięknej dziewczyny jak ona. Była niska i miała wysoki głos, ewidentnie odziedziczony po Sarze, która nie mówiła, tylko skrzeczała. Jednak początkowy problem związany z obsadzeniem Elizabeth w roli Velvet Brown nie miał nic wspólnego ani z jej głosem, ani ze wzrostem. Howard Strickling, szef działu promocji w MGM, podrzucił mediom historię o tym, jakoby młoda aktorka nie była wystarczająco wysoka, w związku z czym Pandro Berman powiedział jej, że musi urosnąć jakieś osiem centymetrów, jeśli chce zagrać w filmie. W rzeczywistości chodziło raczej o jej kształty, a nie wzrost”.

Lucille właśnie szykowała się do wycieczki objazdowej po kraju w poszukiwaniu odtwórczyni głównej roli, gdy Elizabeth Taylor oznajmiła, że to ona najlepiej się do tego nadaje. Bill Grady zdążył już przesłuchać kilkaset młodych Kanadyjek, lecz niestety nie znalazł wśród nich odpowiedniej kandydatki. Przez moment brano nawet pod uwagę młodziutką Katharine Hepburn: miała dostać rolę, która ostatecznie przypadła w udziale Elizabeth Taylor.

„Pamiętam dokładnie jej słowa” – kontynuuje Lucille. „Weszła do biura, spojrzała na mnie i powiedziała, że nie musimy już dalej szukać.

– Zagram Velvet – oznajmiła.

Dziewczyna doskonale wiedziała, czego chce, trzeba jej to oddać, ale musiałam jej wytłumaczyć, najdelikatniej, jak się dało, że rolę Velvet Brown powinna zagrać nastolatka, której już zaczęły rosnąć piersi. W wieku jedenastu lat Elizabeth była całkiem płaska.

– O to niech się pani nie martwi – odpowiedziała wyzywająco. – Będzie pani miała swój biust.

Po tych słowach obróciła się na pięcie i opuściła gabinet w asyście matki, która nie odstępowała jej na krok.

Trzy miesiące później Elizabeth wróciła w kraciastej spódniczce i obcisłym czerwonym sweterku.

– Proszę spojrzeć – powiedziała, dumnie prezentując pierś. – Oto wasza Velvet.

Patrzyliśmy na nią z Pedro w osłupieniu. W ciągu zaledwie dziewięćdziesięciu dni Elizabeth zamieniła sportowy stanik na miseczkę B”.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: