Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Loki. Gdzie zaległy kłamstwa. Marvel - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
35,00

Loki. Gdzie zaległy kłamstwa. Marvel - ebook

Co by było, gdyby syn władcy Asgardu, bóg psot, Loki, trafił do Londynu pod koniec XIX wieku? Magia, potęga i złośliwość vs. wszechobecna mgła, tajemnicze zaułki i jeszcze bardziej tajemniczy… nieumarli. Przygody, zagadki, humor i organizacja S.H.A.R.P. we wciągającej powieści o dorastaniu i poznawaniu samego siebie. Poznaj młodość Lokiego!

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8262-071-9
Rozmiar pliku: 1 001 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział pierw­szy

Królew­skie święto Gul­l­weig, tak jak wszyst­kie święta w Asgar­dzie, rado­wało tych, któ­rzy lubo­wali się w przy­dłu­gich mowach, nie­do­rzecz­nych kon­we­nan­sach i nadep­ty­wa­niu sobie na odci­ski, ponie­waż w Wiel­kiej Sali zawsze pano­wał ścisk i nikt nie potra­fił tam cho­dzić na wyso­kich obca­sach.

Loki był prze­ko­nany, że wszy­scy nie cier­pią tych świąt, ale nikt nie chce się do tego przy­znać z obawy, że zosta­nie uznany za kogoś o ogra­ni­czo­nym umy­śle. On sam jed­nak nie miał wąt­pli­wo­ści co do roz­mia­rów swo­jego umy­słu – były one duże – i umie­jęt­no­ści cho­dze­nia na wyso­kich obca­sach, dla­tego mówił bez ogró­dek.

– Nie cier­pię dni świą­tecz­nych.

Obok niego stali człon­ko­wie rodziny kró­lew­skiej, wita­jący gości. Z twa­rzy Thora nie scho­dził uprzejmy uśmiech poli­tyka, który ćwi­czył spe­cjal­nie na takie oka­zje. Przy­gasł jed­nak odro­binę, kiedy Loki zasu­ge­ro­wał, że gdy poka­zuje się tyle zębów naraz, to od razu widać, że coś mię­dzy nimi utkwiło. Potem przez kilka minut Thor maj­stro­wał przy nich języ­kiem, a wargi wydęły mu się wtedy w tak gro­te­skowy spo­sób, że kilku zbli­ża­ją­cych się dwo­rzan od razu skrę­ciło w bok. Wresz­cie uświa­do­mił sobie, że niczego tam nie ma.

– Dni świą­teczne są bar­dzo ważne – powie­dział Thor. – Pod­no­szą moral­ność asgardz­kich przy­wód­ców na naszym dwo­rze.

– Morale – popra­wił go Loki.

Uśmiech nie znik­nął z twa­rzy Thora, ale bóg zmarsz­czył brwi.

– Co?

– Przy­po­mnia­łem sobie to słowo – odparł Loki. – Cho­dziło o „morale”.

– A co ja powie­dzia­łem?

– Ty… Nie­ważne. – Loki przy­kleił do ust wła­sny, prze­sad­nie sze­roki, uśmiech i uniósł głos na tyle, aby Thor zdo­łał go usły­szeć pomimo żywio­ło­wej ludo­wej pie­śni gra­nej wła­śnie przez muzy­kan­tów. – Robisz to per­fek­cyj­nie.

Thor popra­wił dia­dem spo­czy­wa­jący na jego gło­wie. Wokół obrę­czy zaczy­nały zbie­rać się perły potu, które teraz spły­wały mu po czole. Lokiemu rów­nież zapro­po­no­wano wło­że­nie dia­demu – matka wybrała mu srebrną ple­cioną opa­skę wysa­dzaną nie­wiel­kimi klej­no­tami. Choć Loki nie­wiele rze­czy kochał tak bar­dzo jak odro­binę blich­tru, to zde­cy­do­wał się na styl bar­dziej wyra­fi­no­wany i sto­no­wany, do któ­rego taka obręcz zupeł­nie by nie paso­wała. Prze­cież to, że nie lubił cało­dnio­wego świę­to­wa­nia, nie musiało ozna­czać, że ma źle wyglą­dać. W swo­ich wyso­kich butach mógł dum­nie prze­cha­dzać się przez sam śro­dek sali. Były czarne, za kolana, o obca­sach dłu­gich i cien­kich niczym noże, które trzy­mał w ręka­wach. Jego szata miała wysoki koł­nierz i zie­lone ścią­ga­cze na ramio­nach. Do niej Loki dobrał luźne spodnie w tym samym kolo­rze. Amora powie­działa, że zie­leń spra­wia, że jego oczy wyglą­dają niczym klej­noty, ale sta­rał się nie nosić tej barwy za czę­sto. Lepiej, żeby Amora nie pomy­ślała, że bie­rze sobie do serca jej rady. Może i miała zawsze rację, ale prze­cież nie musiała o tym wie­dzieć.

Loki zer­k­nął na sze­reg dygni­ta­rzy. Prze­su­nął spoj­rze­niem po Tho­rze i po Frig­dze odzia­nej w powłó­czy­ste srebrne szaty, z dło­niami skry­tymi w ręka­wi­cach. Uśmie­chali się, przy­ta­ku­jąc jakiejś asgardz­kiej kobie­cie, która kom­ple­men­to­wała, jakże pięk­nie włosy kró­lo­wej wyglą­dają z pasmami siwi­zny. Obok nie­zna­jo­mej stali amba­sa­do­ro­wie Vana­he­imu i Rings­fjordu. Roz­ma­wiali, prze­chy­la­jąc głowy w stronę kró­lo­wej Joleny, a ta wciąż dono­śnie dopo­mi­nała się, by mówili tro­chę gło­śniej. Dalej, wypro­sto­wana niczym żoł­nierz, stała Kar­nilla – kró­lowa Norn oraz nadworna cza­ro­dziejka Odyna. Ciemne włosy miała zaple­cione i udra­po­wane wokół zło­tego dia­demu z osa­dzo­nym na prze­dzie fio­le­to­wym kamie­niem. Jej twarz nie wyra­żała niczego. Kiedy poja­wiała się na dwo­rze, Loki dostrze­gał u niej jedy­nie posłuszny gry­mas przy­ję­cia cze­goś do wia­do­mo­ści. Jedną z dłoni o dłu­gich pal­cach opie­rała na ramie­niu Amory, jak gdyby bała się, że uczen­nica się wymknie, jeżeli tylko jej nie przy­trzyma.

A ist­niała na to spora szansa.

Amora ewi­dent­nie oka­zy­wała znu­dze­nie znacz­nie więk­sze, niż powinna, zda­niem Lokiego. Znacz­nie też więk­sze, niż on mógłby oka­zać, nie nara­ża­jąc się na wysłu­chi­wa­nie kaza­nia od swo­jego ojca. Oczy­wi­ście, podob­nie mogła pouczać ją Kar­nilla, lecz wyda­wało się, że Amora przej­muje się tym tak samo jak Loki opi­niami Odyna. Chciałby umieć w ogóle się nimi nie przej­mo­wać, nie mieć cią­gle wra­że­nia, że wszystko, co robi, dobrze lub źle, zostaje odha­czone w sto­sow­nej rubryce i trzy­mane w aktach do dnia, w któ­rym Odyn wyzna­czy jego lub Thora na dzie­dzica korony Asgardu. Wszystko sta­łoby się znacz­nie prost­sze, gdyby został sam. Amora była jedyną uczen­nicą, jaką kie­dy­kol­wiek przy­jęła Kar­nilla, oraz jedyną w Asgar­dzie osobą wła­da­jącą magią i obda­rzoną taką mocą, że mogła w przy­szło­ści zostać nadworną cza­ro­dziejką i kró­lową Norn. Moc Amory czy­niła ją pożą­daną; moc Lokiego spra­wiała, że czuł potrzebę trzy­ma­nia jej w ukry­ciu.

Nikt nie chciał oddać wła­dzy cza­row­ni­kowi. Kró­lo­wie Asgardu byli wojow­ni­kami. Nosili dłu­gie zło­ci­ste włosy, wypo­le­ro­wane zbroje, a bitewne bli­zny bez­tro­sko pozo­sta­wiali na widoku, niczym osten­ta­cyjne ozdoby. „Och, ta stara szrama? To tylko pamiątka po jakimś nik­czem­nym Saka­ara­ni­nie, na tyle głu­pim, żeby mie­rzyć się z moją siłą”.

Amora zdo­łała się wyśli­zgnąć Kar­nilli na tyle, żeby zabrać puchar z tacy nie­sio­nej przez mija­ją­cego ją sługę. Loki przy­pa­try­wał się, jak dotyka pal­cem powierzchni cie­czy i uży­wa­jąc mocy lewi­ta­cji, unosi poje­dyn­czą kro­plę. Ta wisiała w powie­trzu, kilka cen­ty­me­trów od wnę­trza jej dłoni, dopóki Kar­nilla, nie prze­su­wa­jąc spoj­rze­nia, wycią­gnęła ku Amo­rze rękę i klep­nęła dłoń uczen­nicy, roz­pra­sza­jąc czar. Amora prze­wró­ciła oczami, a potem – może wyczu­wa­jąc, że Loki wpa­truje się w nią już nazbyt długo – rozej­rzała dookoła. Prze­chwy­ciła jego wzrok i udała uśmiech, roz­cią­ga­jąc pal­cami kąciki ust. Loki poczuł, że czer­wie­nieją mu uszy. Odwró­cił spoj­rze­nie, jak gdyby mógł w ten spo­sób zaprze­czyć, że wła­śnie przy­ła­pała go na gapie­niu się. Zamiast tego wytrzesz­czył oczy, na co ona odpo­wie­działa mu gestem uda­ją­cym wie­sza­nie się.

Par­sk­nął. Thor spoj­rzał na niego, marsz­cząc brwi, a następ­nie podą­żał za jego wzro­kiem. Amora jed­nak zdą­żyła się już wypro­sto­wać i razem z Kar­nillą uśmie­chała się do jakie­goś dwo­rza­nina, który wła­śnie zagad­nął kobiety. Zda­wało się, że wkłada wiele wysiłku w to, aby jej uśmiech wyglą­dał na tak bar­dzo wymu­szony, jak to tylko moż­liwe – rów­nie dużo, co Thor w to, aby jego uśmiech wyglą­dał natu­ral­nie. Ale prze­cież się uśmie­chała, więc nikt nie mógł zarzu­cić jej krnąbr­no­ści.

Thor jesz­cze moc­niej zmarsz­czył czoło, przez co jego dia­dem tro­chę się zsu­nął. Popra­wił go sobie szybko, a następ­nie odwró­cił się do przodu, sapiąc z obu­rze­nia, co zabrzmiało, jakby pró­bo­wał naśla­do­wać ojca.

Kiedy Loki ponow­nie uchwy­cił spoj­rze­nie Amory, sub­tel­nym gestem wska­zała w dół, na płytki posadzki, i unio­sła brwi.

Zawa­hał się. Czym innym było uży­wa­nie tych drob­nych cza­rów, jakich się od niej nauczył, w trak­cie kola­cji albo w szkol­nej sali, a czym innym w trak­cie wypeł­nia­nia ofi­cjal­nych pań­stwo­wych obo­wiąz­ków. Pew­nie nic by się nie stało – zmiana koloru płyt posadzki Wiel­kiej Sali na różowy była w końcu jego pomy­słem. Ale zapro­po­no­wał coś takiego pół­żar­tem, z nadzieją, że zaim­po­nuje śmia­ło­ścią oraz kre­atyw­nym wyko­rzy­sta­niem tka­nia czaru. Nie sądził, że naprawdę będzie musiał to zro­bić.

Jed­nak Amora zawsze musiała dopro­wa­dzić sprawy do końca. Nale­żało pró­bo­wać wszyst­kiego, czego tylko się dało, nie bacząc na kon­se­kwen­cje. A te zawsze się poja­wiały, począw­szy od trzep­nię­cia po gło­wie przez znu­żo­nego nauczy­ciela, a skoń­czyw­szy na wezwa­niu do kom­nat Kar­nilli.

Jed­nak Amora i tak to zro­biła.

Loki poczuł przy­pływ palą­cej zazdro­ści o jej śmia­łość – o to, że kiedy dosta­wała burę od Odyna albo Kar­nilli, zda­wała się nie czuć ani krzty wstydu. Jemu serce zawsze aż się skrę­cało, nie­ważne, jak hardo zadzie­rał pod­bró­dek. I nie­ważne, za jak nie­win­nego sam się uwa­żał. Kie­dyś, jako mały chło­piec, Loki użył swo­jej magii, żeby jed­no­cze­śnie zga­sić wszyst­kie świa­tła w pałacu. Był zdu­miony, kiedy oka­zało się, że wbrew temu, czego się spo­dzie­wał, Odyn wcale nie jest zachwy­cony i dumny, lecz tak wście­kły, że Loki aż się zląkł, że ojciec zaraz go ude­rzy. Kró­le­wi­cza ode­słano do kom­naty, aby sie­dział tam sam i zwi­jał się ze wstydu, któ­rego nie poj­mo­wał. Chłopca odwie­dziła w końcu matka, aby wyja­śnić mu, że naj­le­piej będzie, jeżeli teraz zanie­cha uży­wa­nia magii, która – jak czuł – aż wibro­wała mu w kościach, i poświęci się nauce walki, tak jak jego brat. Powie­działa, że wła­śnie tak będzie naj­le­piej dla jego przy­szło­ści. Mówiła łagod­nie – jego matka prze­ma­wiała wyłącz­nie w taki spo­sób – jed­nak upo­ko­rze­nie z tam­tej chwili zawsze już towa­rzy­szyło każ­demu cza­rowi, jaki rzu­cał.

Jed­nak zanim Amora poja­wiła się na dwo­rze, Loki cza­ro­wał bar­dzo rzadko. Pró­bo­wał stać się wojow­ni­kiem, bie­gać szyb­ciej i tre­no­wać cię­żej, nauczyć się, jak zadać cios i się przy tym nie ugiąć. Chciał robić to wszystko, co – jak się zda­wało – Thor robił bez naj­mniej­szego wysiłku, nabyć umie­jęt­no­ści, które – jak im mówiono – były nie­zwy­kle ważne dla przy­szłego króla Asgardu. Sam Loki odno­sił wra­że­nie, że potrafi jedy­nie prze­mie­niać w śli­maki miód z pucharu brata, gdy ten aku­rat zaczy­nał go pić (gdy Thor je wypluł, Loki prze­mie­niał je na powrót w płyn).

Nie nale­żało to do naj­lep­szych spo­so­bów radze­nia sobie z emo­cjami – ale był to jego spo­sób i już.

To wła­śnie sztuczka ze śli­ma­kami zwró­ciła po raz pierw­szy uwagę Amory na Lokiego. Kiedy Thor opluł stół mio­dem, Odyn zła­jał go za złe maniery przy gościach, kró­lo­wej Norn Kar­nilli oraz jej uczen­nicy Amo­rze, spę­dza­ją­cych swój pierw­szy wie­czór w asgardz­kim pałacu. Kiedy Thor upo­rczy­wie prze­ko­ny­wał, że to były śli­maki, że to prze­cież były śli­maki, że to na pewno były śli­maki, spoj­rze­nie Lokiego powę­dro­wało nad sto­łem ku Amo­rze, choć sam nie wie­dział dla­czego. Wtedy wła­śnie spo­strzegł, że i ona mu się przy­gląda. Unio­sła kąciki ust, do któ­rych wła­śnie przy­su­wała wide­lec. Potem jed­nak odwró­ciła wzrok, a Loki na powrót zaczął się wpa­try­wać w swoją potrawkę.

Powie­dział sobie, że śli­ma­kami odpła­cił bratu za to, że rano na ringu powa­lił go na łopatki, cho­ciaż obie­cy­wał tego nie robić. Szybko zapo­mniał o obiet­nicy, kiedy tylko zorien­to­wał się, że patrzy na nich Sif. Lokiemu wcale nie cho­dziło o to, że Amora była cza­ro­dziejką – pierw­szą, poza jego matką, wła­da­jącą magią osobą, jaką spo­tkał. „Kuglar­skie sztuczki”, tak Loki zwykł myśleć o cza­rach. Frigga zawsze dbała, aby nie epa­to­wać swo­imi mocami, i zachę­ciła syna, żeby postę­po­wał podob­nie. Jed­nak Amora mogła obno­sić się z mocą i popi­sy­wać się nią w ramach nauki przed obję­ciem w przy­szło­ści sta­no­wi­ska na dwo­rze. I wcale nie cho­dziło o to, że jej dłu­gie włosy miały barwę miodu i że nosiła je udra­po­wane wokół głowy w nie­koń­czą­cej się pętli, która wyglą­dała niczym sple­cione węże. I nie cho­dziło o jej lekko sko­śne oczy, wypu­kłe kości policz­kowe albo łobu­zer­ski uśmie­szek.

„A czego się spo­dzie­wa­łeś?”, ganił się w duchu, sztur­cha­jąc kawa­łek mięsa i patrząc, jak wyska­kuje na gęstą, ole­istą powierzch­nię. „Myśla­łeś, że będzie pod­eks­cy­to­wana tym, że spo­tkała w Asgar­dzie jesz­cze jed­nego maga?” Maga, któ­rego ni­gdy nie nauczono kon­tro­lo­wa­nia swo­jej mocy, co zna­czyło, że zwy­kle wymy­kała mu się jako nie­ele­ganc­kie, nie­zdarne sztuczki, któ­rych z tru­dem się uczył.

Ale akcja ze śli­ma­kami była nie­zła.

Wzrok Lokiego powę­dro­wał z powro­tem ku Amo­rze, ale jej ciemne oczy – czarne, wyjąw­szy kilka cien­kich szma­rag­do­wym żyłek, które roz­cze­piały się nich niczym bły­ska­wice jado­wi­tej burzy – zwró­cone były na Kar­nillę. Kiedy słu­chała Kar­nilli i Odyna, dys­ku­tu­ją­cych o nauce, którą Amora miała zacząć pobie­rać na dwo­rze przed Świę­tem Gul­l­weig, i o tym, że będzie przy­go­to­wy­wała do roli pra­wej ręki jed­nego z synów Odyna, Loki znowu poczuł się mały i dzi­waczny, nie­warty uwagi osoby, która – jak sądził – mogła go w czymś przy­po­mi­nać.

Jed­nak pod koniec posiłku, gdy już dopił wino, na dnie pucharu zna­lazł małego śli­maczka, który wier­cił się leniwe w reszt­kach napoju. Uniósł wzrok, ale Amora już ode­szła, zosta­wia­jąc go tylko ze swoją obrzy­dliwą wizy­tówką.

– Sztuczka ze śli­ma­kiem jest cał­kiem sprytna – powie­działa mu póź­niej, kiedy zastał ją w pała­co­wej biblio­tece, przy­cup­niętą na ławie pod jed­nym z okrą­głych okien wycho­dzą­cych na ogrody. Pod jej sto­pami leżał stos ksią­żek, które – jak był pewien – zabrała ze sobą tylko po to, żeby ład­nie wyglą­dały.

– A co, gdy­byś pocze­kał z prze­mianą, aż prze­łknie? Nie sądzisz, że połknię­cie gar­ści śli­ma­ków jest znacz­nie bar­dziej prze­ra­ża­jące od wyplu­cia jed­nego na stół?

O tym Loki nie pomy­ślał. Nie był też pewien, czy panuje nad swo­imi mocami na tyle dobrze, żeby aż tak per­fek­cyj­nie wymie­rzyć chwilę rzu­ce­nia czaru.

Kiedy nie odpo­wia­dał, oczy Amory bły­snęły znad książki, którą trzy­mała otwartą na kola­nach; był pewien, że dziew­czyna dobrze wie, jak do twa­rzy jej z wynio­sło­ścią. Roz­pu­ściła war­ko­cze, a ruchem pod­bródka spra­wiła, że włosy ide­al­nie spły­nęły po ramio­nach, niczym kobie­rzec roz­wi­jany pod sto­pami nad­cho­dzą­cego króla.

– Kto cię tego nauczył? – zapy­tała.

– Nikt – odparł.

Każdą umie­jęt­ność dosko­na­lił sam, przez co jego pano­wa­nie nad wła­snymi mocami pozo­sta­wało toporne, zupeł­nie pod­sta­wowe i fru­stru­jąco wątłe. Czuł w sobie źró­dło, jego siłę i głę­bię, ale nie potra­fił zna­leźć spo­sobu, aby z niego czer­pać.

– Nie wie­dzia­łam, że syn Odyna jest cza­row­ni­kiem – powie­działa.

– Nie bez przy­czyny. – Chciał usiąść obok niej, ale miał wra­że­nie, że to byłoby zbyt aro­ganc­kie, sta­no­wi­łoby śmiałe przy­zna­nie się, że jest nią zain­te­re­so­wany na tyle, aby życzyć sobie jej towa­rzy­stwa.

Zamiast tego nie­dbale oparł się o jedną z pó­łek, która – jak się zorien­to­wał – była znacz­nie bar­dziej pochyła, niż sądził.

– Asgard­czycy nie chcą, żeby ich ksią­żęta byli cza­ro­dzie­jami. Nie taką moc sobie cenią.

Amora przy­pa­try­wała mu się przez chwilę, a potem zagięła róg strony i zamknęła książkę gestem, który, choć drobny, miał tyle nisz­czy­ciel­skiego uroku, że Loki zapra­gnął poza­gi­nać strony we wszyst­kich księ­gach z biblio­teki swo­jego ojca.

– Czy Odyn nie najął kogoś, żeby cię uczył? – zapy­tała. – Albo twoja matka? Prze­cież jest cza­ro­dziejką.

– Nie – odparł, pewien, że zapada się kilka cen­ty­me­trów głę­biej w dywan. – To zna­czy, tak, ona tak. Jed­nak mój ojciec nie chciał, żebym się uczył magii.

– Bo się cie­bie oba­wia.

Loki, zanim zdo­łał się powstrzy­mać, roze­śmiał się na myśl o tym, że Odyn, mocny jak skała i o podob­nym do niej szorst­kim oraz gwał­tow­nym uspo­so­bie­niu, bałby się wła­snego syna, zwłasz­cza tego mniej­szego i chud­szego. – On się mnie nie oba­wia. Po pro­stu chce, żebym był tak dobrym kan­dy­da­tem do tronu, jak tylko zdo­łam, dla­tego kazał mi ćwi­czyć z wojow­ni­kami.

Teraz to Amora się roze­śmiała.

– To jest jak trzy­ma­nie okrętu wojen­nego na pły­ciź­nie. Co za mar­no­traw­stwo.

Pogła­dziła grzbiet książki, tak­su­jąc Lokiego wzro­kiem. Zda­wało się, że jej ciało składa się z dymu, tak wiło się i opły­wało para­pet. Zrzu­ciła buty i pod­kur­czyła palce, opie­ra­jąc je o kamień.

– Nie jesteś żoł­nie­rzem – powie­działa. – Jesteś cza­ro­dzie­jem. I ktoś powi­nien nauczyć cię, jak nim być.

– Ktoś powi­nien – przy­znał.

Posłała mu uśmiech, taki, który koja­rzył się ze szty­le­tem powoli wysu­wa­nym z pochwy, z tym zło­wiesz­czym brzę­kiem dra­pa­nia o metal poprze­dza­ją­cym cios. Potem wró­ciła do wer­to­wa­nia księgi leżą­cej na kola­nach – a on zamarł. Sądził, że oka­zał się zbyt nie­przej­rzy­sty, zbyt nie­czy­telny, za zimny, miał to wszystko, czego nie miał jego brat, to, co nauczy­ciele kazali mu porzu­cić, z powodu czego inni mu doku­czali, gdy szko­lił się na wojow­nika.

Nagle jed­nak Amora zsu­nęła stopy z sąsied­niego miej­sca i zapy­tała:

– Usią­dziesz?

Usiadł.

Od tam­tej chwili minęły całe mie­siące. Mie­siące, pod­czas któ­rych Loki i Amora sple­tli się w nie­roz­łączny duet, o któ­rym szep­tali słu­dzy i który nie podo­bał się dwo­rza­nom. Nawet teraz, pod­czas uczty w Wiel­kiej Sali, Loki czuł, jak zer­kają i sta­rają się usta­lić, czy jego zaży­łość z upartą uczen­nicą Kar­nilli zmie­niła go tak, że dałoby się to zauwa­żyć.

Nad nim zami­go­tały świece w wyko­na­nych na kształt łodzi kan­de­la­brach, zawie­szo­nych w Wiel­kiej Sali, a ich świa­tło zatań­czyło po zło­tych liściach zdo­bią­cych boaze­rię. Kształt sufitu zawsze koja­rzył mu się z wnę­trzem jakie­goś instru­mentu muzycz­nego. Strop był wygięty i zakrzy­wiony tak, żeby wzmac­niać dźwięk i nada­wać każ­demu wyda­rze­niu jesz­cze bar­dziej impo­nu­ją­cego cha­rak­teru. Loki zer­k­nął na płyty pod swo­imi sto­pami, czarne, ze zło­tymi pasmami bie­gną­cymi wzdłuż każ­dej z nich, ukła­da­ją­cymi się w zawiłe, misterne korze­nie, które u pod­stawy wiel­kich scho­dów łączyły się w Ygg­dra­sil. Kiedy ponow­nie napo­tkał spoj­rze­nie Amory, ta prze­sad­nie zatrze­po­tała rzę­sami i zło­żyła dło­nie w bła­gal­nym geście. Wie­dział, że gdyby tylko popro­siła, mógłby teraz pod­pa­lić całą tę salę i bie­gać po niej nago.

– Co tam knu­jesz? – mruk­nął sto­jący obok Thor.

– Knuję? – powtó­rzył Loki, przy­kle­ja­jąc do ust swój naj­pięk­niej­szy uśmiech, aby odstra­szyć zbli­ża­ją­cego się wła­śnie dwo­rza­nina. – Ja ni­gdy nie knuję.

– Daj spo­kój – par­sk­nął Thor.

– Jaki spo­kój? Jakie knu­cie?

Thor przy­dep­tał stopę Lokiego, a ten przy­gryzł język, aby powstrzy­mać okrzyk z bólu.

– Ostroż­nie, kocham te buty bar­dziej od cie­bie.

Thor ponow­nie zer­k­nął na rząd dwo­rzan, na Amorę, która raz jesz­cze zro­biła prze­sad­nie nie­winną minę. Thor nie polu­bił jej tak jak Loki. Przy­łą­czył się do nich pod­czas kilku eska­pad po pałacu, ale zawsze robił to raczej nie­chęt­nie, zer­ka­jąc przez ramię, żeby się upew­nić, czy na pewno nikt ich nie widzi. Tak czę­sto wów­czas powta­rzał: „Chyba nie powin­ni­śmy tego robić”, że Amora zapro­po­no­wała, żeby za każde takie słowa pła­cił im grzywnę. Wresz­cie prze­stał z nimi cho­dzić, co Lokiemu bar­dzo odpo­wia­dało. Nie chciał dzie­lić się Amorą z bra­tem. Nie chciał się nią dzie­lić z nikim. Cała nale­żała do niego, tak, jak nie nale­żał jesz­cze nikt. Nikt nawet nie chciał nale­żeć. I miło było obser­wo­wać, jak Thor cho­ciaż raz odłą­cza się od roz­mowy.

Thor ni­gdy wprost nie wyda­wał opi­nii na temat Amory. Zresztą nikt tego nie robił – po pro­stu szep­tano o niej za ple­cami, tak jak zawsze plot­ko­wano o Lokim. Zbyt nie­prze­wi­dy­walna, zbyt silna, nie powinno się jej pozwa­lać na opusz­cze­nie Norn­he­imu, nawet jeśli król i jego cza­ro­dziejka uwa­żali, że struk­tura oraz rygor monar­szego dworu utem­pe­rują ten upór.

Nagle gwar na sali roz­darły trzy dud­nię­cia. Muzycy uci­chli, dwo­rza­nie zamil­kli i zwró­cili się ku szczy­towi wiel­kich scho­dów. Loki obró­cił się wraz z resztą kró­lew­skich dostoj­ni­ków z komi­tetu powi­tal­nego i zwró­cił twarz w górę – tam, gdzie stał teraz Odyn, odziany w odświętny strój o pur­pu­ro­wej bar­wie. Dzier­żył swoją włócz­nię – Gun­gnira. W brodę miał wple­cione złote nici, a na czole obręcz wyko­naną podob­nie jak ta na gło­wie Thora. Loki poczuł ukłu­cie żalu. Może jed­nak powi­nien zało­żyć dia­dem, nawet jeśli nie paso­wał do reszty ubioru.

– Asgard­czycy! – zagrzmiał Odyn, a jego głos odbi­jał się echem od zakrzy­wio­nego stropu i bez trudu roz­cho­dził po całej sali. – Przy­ja­ciele, przy­by­sze, sza­cowni goście ze wszyst­kich dzie­wię­ciu świa­tów, zaszczy­ci­li­ście nas swoją obec­no­ścią na uczcie ku czci Gul­l­weig.

Loki od małego słu­chał już róż­nych odmian tej mowy, wygła­sza­nej przy oka­zji każ­dego święta. Godne uwagi było to, ilu boha­ter­skich wojow­ni­ków Asgard posta­no­wił czcić pod­czas tych uczt. Dobre jedze­nie, które na nich poda­wano, nie­warte było tego, by tutaj wysta­wać, dawać się pokle­py­wać dwo­rza­nom po gło­wie, a póź­niej wytrzy­my­wać długą ojcow­ską prze­mowę o jakimś jasno­wło­sym mężu z nabrzmia­łymi bicep­sami i nie­na­sy­coną żądzą krwi wro­gów Asgardu, któ­rego hono­ro­wano w tenże szcze­gólny dzień.

Jed­nak święto Gul­l­weig było pod pew­nym wzglę­dem wyjąt­kowe.

– Dzi­siaj – kon­ty­nu­ował Odyn, roz­glą­da­jąc się i doty­ka­jąc pal­cem prze­pa­ski, która skry­wała pusty prawy oczo­dół – czcimy wojow­ni­czego króla, który przed setką stu­leci okieł­znał mroźne pływy Nil­fhe­imu w trak­cie oblę­że­nia Muspel­he­imu i wykuł z nich Zwier­cia­dło Oka Boga. To samo, które przy­nie­siono teraz z pała­co­wego skarbca i które za sprawą siły oraz mocy naszej nadwor­nej cza­ro­dziejki z Norn­he­imu ukaże nam wizję przy­szłej dekady i zagro­żeń, przed któ­rymi powi­nien zbroić się Asgard. Jest to spo­sób na zapew­nie­nie naszemu kró­le­stwu ochrony przed nie­bez­pie­czeń­stwami spoza dzie­wię­ciu świa­tów i przed samym Ragnarökiem. Zwier­cia­dło Oka Boga nie udziela odpo­wie­dzi i o niczym nie prze­są­dza. Pod koniec tego świą­tecz­nego dnia nara­dzę się z moimi gene­ra­łami i dorad­cami. Wspól­nie obmy­ślimy naj­lep­szą stra­te­gię, aby zapew­nić pomyślną przy­szłość naszemu ludowi.

Loki dowie­dział się tego wszyst­kiego od nauczy­cieli histo­rii, kiedy szy­ko­wał się do święta – pierw­szego za jego pamięci, pod­czas któ­rego przy­nie­siono Zwier­cia­dło Oka Boga, żeby Kar­nilla użyła jego mocy. Jed­nak i tak wspiął się palce, aby lepiej widzieć, jak dwóch ein­her­ja­rów zdej­muje zasłonę za ple­cami ojca.

Zwier­cia­dło Oka Boga było ścianą poły­sku­ją­cego czar­nego obsy­dianu – ide­al­nym kwa­dra­tem w cien­kiej zło­tej ramie z wyry­tymi liniami, wiją­cymi się na każ­dym z rogów. Widział już je kie­dyś, kiedy Odyn zabrał go razem z Tho­rem do skarbca pod pała­cem i obja­śniał moce każ­dego prze­cho­wy­wa­nego tam przed­miotu, a także opo­wia­dał o sta­ra­niach, jakie pod­jął, żeby zabez­pie­czyć przed nimi swój lud. Jed­nak tutaj, z dala od ciem­nych murów i pół­mroku krypty, kiedy lustra nie ota­czały liczne arte­fakty, prze­jęte przez Odyna, by zapo­biec koń­cowi świata, Zwier­cia­dło wyda­wało się jesz­cze bar­dzie impo­nu­jące. Jesz­cze potęż­niej­sze. Stało samo z sie­bie, bez żad­nych nóżek ani pod­parć. Cho­ciaż na sali i tak już było zupeł­nie cicho, zda­wało się, że pomiesz­cze­nie pogrą­żyło się teraz w jesz­cze więk­szym mil­cze­niu.

Kar­nilla weszła po scho­dach, a kiedy Odyn wycią­gnął do niej dłoń, wspól­nie zbli­żyli się do Zwier­cia­dła. Odyn sta­nął po jed­nej stro­nie lustra, ona po dru­giej i pła­sko przy­ci­snęła wnę­trza dłoni do tafli. Król wrę­czył Gun­gnira jed­nemu z ein­her­ja­rów i ponow­nie odwró­cił się w stronę swo­jego ludu, roz­po­starł­szy ramiona.

– Niech nasta­nie kolejna dekada pokoju i pomyśl­no­ści dla naszej wspa­nia­łej kra­iny!

Loki poczuł, że coś muska mu ramię, a potem usły­szał w uchu głos Amory.

– Prze­mie­niamy płyty posadzki już teraz, kiedy twój ojciec jest zajęty, czy chcemy mieć pew­ność, że wszy­scy zoba­czą, jak fuk­sja gry­zie się z barwą jego szat?

Odpo­wiedź Lokiego prze­rwał trzask ener­gii u szczytu scho­dów. Poczuł, że uno­szą mu się wło­ski na karku, a powie­trze nagle staje się gorące i duszne niczym przed burzą z pio­ru­nami.

Na stro­pie Wiel­kiej Sali zaja­śniała cha­otyczna bły­ska­wica z bia­łego świa­tła. Dwo­rza­nie wstrzy­mali oddech, ale Kar­nilla, która stała obok Zwier­cia­dła i Odyna, unio­sła dłoń, a wtedy świa­tło spły­nęło ku jej pię­ści, gro­ma­dząc się wokół niej niczym cyklon. Loki poczuł, że aż otwiera usta, zadzi­wiony ele­gan­cją, opa­no­wa­niem Kar­nilli oraz spo­so­bem, w jaki magia popły­nęła przez powie­trze w odpo­wie­dzi na wezwa­nie cza­ro­dziejki.

Poczuł, że Amora sztur­cha go w plecy.

– Loki.

Kar­nilla roz­po­starła dłoń i przy­ci­snęła do obsy­dia­no­wej powierzchni. Żło­bie­nia w każ­dym rogu Zwier­cia­dła roz­bły­sły, runiczne linie zalśniły tak jasno, że przez chwilę wyda­wało się, że zapłoną. Powierzch­nia zwier­cia­dła zmarsz­czyła się niczym tafla sadzawki. Oko Odyna pobie­lało, a na powierzchni lustra migo­tały obrazy z przy­szło­ści Asgardu, widoczne tylko dla niego.

– Chyba w ogóle mnie nie słu­chasz – powie­działa Amora. Tym razem tak bar­dzo zbli­żyła wargi do ucha Lokiego, że poczuł jej oddech.

– Cicho – syk­nął na nich Thor, który stał obok.

Amora gwał­tow­nie odwró­ciła się w jego stronę.

– Och, jak mi przy­kro, czyż­bym prze­szko­dziła w czymś waż­nym?

Ku dłoni Kar­nilli spły­nęło następne świetlne wyła­do­wa­nie, wcze­śniej tań­czące po skle­pie­niu.

– Okaż tro­chę sza­cunku – syk­nął przez zęby Thor.

– A czy brak go w moich sło­wach? – odpa­ro­wała Amora.

– Ow­szem. W samym fak­cie, że się odzy­wasz.

Loki nagle poczuł dłoń na ramie­niu, a kiedy się odwró­cił, zoba­czył, że mię­dzy nim a Amorą zna­la­zła się matka. Wciąż wpa­try­wała się w Odyna sto­ją­cego na szczy­cie scho­dów, a uścisk jej pal­ców był bar­dzo deli­katny.

– Wystar­czy już tego – stwier­dziła spo­kojne. Loki chciał zapro­te­sto­wać, powie­dzieć, że jak na razie tylko on nie ode­zwał się pod­czas tej waż­nej cere­mo­nii. Jed­nak Frigga ści­snęła mocno jego ramię, więc stłu­mił te słowa.

Z dłoni Kar­nilli ku tafli Zwier­cia­dła prze­sko­czyła kolejna bły­ska­wica, jed­nak róż­niła się od wcze­śniej­szych. Loki wyczuł tę zmianę w powie­trzu: drgnię­cie magii, które spra­wiło, że aż zady­go­tał. Matka z pew­no­ścią też to wyczuła – jej dłoń na jego ramie­niu zadrżała. Odyn gwał­tow­nie odsu­nął się od Zwier­cia­dła, jedną rękę pod­niósł tak, jak gdyby sta­rał się coś ode­pchnąć. Potem z jego ust wyrwał się gło­śny okrzyk. Po dru­giej stro­nie lustra Kar­nilla zasty­gła z dło­nią w powie­trzu, wokół któ­rej wiły się pasma bia­łego świa­tła.

Odyn ode­rwał się od Zwier­cia­dła i prze­rwał czar. Magia wypły­nęła z jego oka, pozo­sta­wia­jąc po sobie ciemną źre­nicę wypeł­nioną paniką. Zachwiał się i chwy­cił porę­czy. Zgro­ma­dzeni dwo­rza­nie jęk­nęli. Jakiś ein­herji się­gnął w stronę Odyna, ale król go ode­pchnął, ponow­nie chwy­cił włócz­nię i chwiej­nym kro­kiem ruszył w dół scho­dów. Sta­rał się trzy­mać w ryzach, jed­nak wyda­wał się wstrzą­śnięty. Kar­nilla pozwo­liła cza­rowi zga­snąć na pal­cach, świa­tło znik­nęło. Potem wyszła zza Zwier­cia­dła i ruszyła w ślad za Ody­nem, drugą stroną scho­dów.

– Ucztuj­cie dalej – pole­cił na dole Odyn sto­ją­cemu

na bacz­ność kapi­ta­nowi. – Zaraz wrócę.

Umilkł i łyp­nął okiem naj­pierw na Thora, potem na Lokiego, a jego spoj­rze­nie było cięż­kie i zna­czące – takie, które spra­wiło, że Loki dostał gęsiej skórki. Cokol­wiek ujrzał jego ojciec, to książę nagle nabrał pew­no­ści – choć sam nie wie­dział dla­czego – że to wła­śnie on sta­no­wił tego część.

Odyn prze­su­nął dło­nią po bro­dzie, a następ­nie ski­nął pal­cami na Friggę, dając jej znak, aby z nim poszła.

– Moja kró­lowo.

Loki poczuł, jak matka pusz­cza jego ramię. Podą­żyła za Ody­nem i wyszła z sali, a zaraz za nią ruszyli Kar­nilla i straż­nicy. Wrota Wiel­kiej Sali zamknęły się z hukiem, a hałas poto­czył się po pomiesz­cze­niu, tym razem peł­nym ponu­rego nie­po­koju.

Po dru­giej stro­nie Lokiego Amora i Thor mil­czeli, odpro­wa­dza­jąc wzro­kiem Odyna. Wypa­ro­wały im z głów wszel­kie myśli o różo­wych pły­tach pod­łogi zmie­nia­ją­cych barwę pod sto­pami dwo­rzan. Loki poczuł za to zimno, któ­rego nie potra­fił ani okre­ślić, ani prze­pę­dzić, sado­wiące się gdzieś w dołku. Jesz­cze ni­gdy wcze­śniej nie widział na ojcow­skiej twa­rzy takiego stra­chu. Jeżeli to w ogóle był strach. Gry­mas wyda­wał się tak obcy, że nie potra­fił go zin­ter­pre­to­wać.

– Co się stało? – zapy­tał w końcu Thor.

– Myślę, że powi­nie­neś raczej zapy­tać – odparła Amora – „co on tam zoba­czył?”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: