Londyn. Biografia - ebook
Londyn. Biografia - ebook
Oto dwa tysiące lat historii Londynu. Folklor i egzekucje władców, kronika słynnych przestępców i opis życia zwykłych obywateli. Blackfriars i Charing Cross, Paddington i Bedlam, Westminster Abbey i St Martin - znajdziemy w tej książce każdy zaułek i każdą wspaniałość tego niezwykłego miasta. Cockney i włóczęgów. Imigrantów i punków. Wielkie zarazy, pożary i naloty podczas II wojny światowej. Londyn o każdej porze dnia i nocy, w każdą pogodę. Do tego wspaniale dobrane anegdoty, cytaty z literatury, celne komentarze mieszkańców i odwiedzających miasto na przestrzeni epok. Peter Ackroyd dokonał rzeczy prawie niemożliwej - dzięki wirtuozerii jego pióra niemal namacalnie obcujemy z "duszą" tego miasta, na kartach tej książki Londyn zwyczajnie ożywa. "Ta książka jest czymś znacznie więcej niż tylko historią miasta: to gobelin utkany z inspiracji i miłości."
"Observer"
"Jeśli Londyn naprawdę ma duszę i miał jakikolwiek wpływ na wybór swojego biografa, to niewątpliwie musiał nim zostać Peter Ackroyd. Genialna książka!"
"Vanity Fair"
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7785-626-0 |
Rozmiar pliku: | 7,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
p.n.e.
54 Pierwsza ekspedycja Cezara do Brytanii
n.e.
41 Rzymska inwazja na Brytanię
43 Nadanie nazwy Londinium
60 Spalenie Londynu przez Boudikę
61-122 Odbudowa Londynu
120 Hadrian pali Londyn
ok. 190 Budowa wielkiego muru
407 Rzymianie wychodzą z Londynu
457 Brytowie uciekają z Londynu przed Anglosasami
490 Anglosasi rządzą w Londynie
587 Misja świętego Augustyna do Londynu
604 Założenie biskupstwa i kościoła św. Pawła w Londynie
672 Wzmianka o „porcie Londyn”. Rozwój Lundenwic
851 Wikingowie najeżdżają Londyn
886 Alfred odbija i odbudowuje Londyn
892 Londyńczycy odpierają inwazję floty duńskiej
959 Wielki pożar Londynu: St Paul's zniszczony
994 Oblężenie Londynu przez wojska duńskie
1013 Drugie oblężenie Londynu przez króla duńskiego Swena Widłobrodego
1016 Trzecie oblężenie Londynu przez Kanuta odparte
1035 Harold I wybrany na króla przez londyńczyków
1050 Odbudowa Westminster Abbey
1065 Poświęcenie Westminster Abbey
1066 Zajęcie Londynu przez Wilhelma Zdobywcę
1078 Budowa White Tower
1123 Rahere zakłada St Bartholomew's
1176 Budowa kamiennego mostu
1191 Powołanie gminy londyńskiej
1193-1212 Pierwszy burmistrz Londynu, Henry Fitz-Ailwin
1220 Odbudowa Westminster Abbey
1290 Wygnanie Żydów
1326 Rewolucja londyńska: obalenie Edwarda II
1348 Czarna śmierć zabija jedną trzecią ludności Londynu
1371 Ufundowanie Charterhouse
1373 Chaucer mieszka nad Aldgate
1381 Rabacja Wata Tylera
1397 Richard Whittington po raz pierwszy wybrany na burmistrza
1406 Dżuma w Londynie
1414 Powstanie lollardów
1442 Strand wybrukowany
1450 Powstanie Jacka Cade'a
1476 Założenie drukarni Caxtona
1484 Epidemia „angielskich potów” w Londynie
1485 Henryk VII triumfalnie wjeżdża do Londynu po bitwie pod Bosworth 1509 Henryk VIII obejmuje tron
1535 Stracenie Thomasa More'a na Tower Hill
1535-1539 Kasata londyńskich klasztorów
1544 Wielka panorama Londynu Wyngaerde'a
1576 Budowa teatru w Shoreditch
1598 Publikacja Survey of London Stowa
1608-1613 Budowa New River
1619-1622 Budowa Banqueting House Inigo Jonesa
1642-1643 Budowa obwałowań i cytadel przeciwko armii króla
1649 Stracenie Karola I
1652 Pojawiają się pierwsze kawiarnie
1663 Budowa teatru przy Drury Lane
1665 Wielki mór
1666 Wielki pożar
1694 Powołanie Bank of England
1733 Zabudowa rzeki Fleet
1750 Budowa Westminster Bridge
1756 Budowa New Road
1769 Budowa Blackfriars Bridge
1769-1770 Agitacja zwolenników Johna Wilkesa w Londynie
1774 Ustawa budowlana London Building Act
1780 Zamieszki Gordona
1799 Założenie West India Dock Company
1800 Założenie Royal College of Surgeons
1801 Liczba ludności Londynu osiąga milion
1809 Oświetlenie gazowe wprowadzone na Pall Mall
1816 Radykałowie spotykają się w Spa Fields: zamieszki w Spitalfields
1824 Założenie National Gallery
1825 Nash odbudowuje Buckingham Palace
1829 Założenie London Metropolitan Police Force
1834 Pożar niszczy budynki parlamentu
1836 Założenie University of London
1851 Wielka Wystawa w Hyde Parku
1858 „Wielki smród” inspiruje projekt sanitarny Bazalgette'a
1863 Otwarcie pierwszej na świecie kolei podziemnej
1878 Nadchodzi oświetlenie elektryczne
1882 Pojawiają się tramwaje elektryczne
1887 „Krwawa niedziela” — demonstracje na Trafalgar Square
1888 Kuba Rozpruwacz pojawia się w Whitechapel
1889 Założenie London County Council
1892 Początek budowy Blackwall Tunnel pod Tamizą
1897 Pojawia się omnibus spalinowy
1901 Liczba ludności Londynu osiąga 6,6 miliona
1905 Epidemia tyfusu. Aldwych i Kingsway otwarte dla ruchu
1906 Sufrażystki demonstrują na Parliament Square
1909 Otwarcie domu handlowego Selfridge's
1911 Oblężenie Sidney Street
1913 Inauguracja wystawy kwiatowej w Chelsea
1915 Pierwsze bomby spadają na Londyn
1926 Strajk generalny
1932 Budowa Broadcasting House przy Portland Place dla BBC
1935 Inauguracja „zielonego pasa” wokół Londynu (Green Belt)
1936 Walki na Cable Street
1940 Początek nalotów bombowych na Londyn
1951 Festival of Britain
1952 Wielki smog
1955 Otwarcie Heathrow Airport
1965 Likwidacja London County Council; stworzenie Greater London Council (GLC)
1967 Zamknięcie East India Dock; budowa Centre Point
1981 Zamieszki w Brixton; powołanie London Docklands Development Corporation
1985 Zamieszki na osiedlu Broadwater Farm
1986 Ukończenie obwodnicy autostradowej M25; likwidacja GLC; „big bang” na londyńskiej giełdzie
1987 Budowa Canary Wharf
2000 Wybory burmistrzaPODZIĘKOWANIA
Autor i wydawca są wdzięczni za wyrażenie zgody na zamieszczenie materiałów ilustracyjnych, które pojawiają się na stronach tekstowych, następującym instytucjom: British Library, Guildhall, Magdalene College, Cambridge, Museum of London.
Autor i wydawca dziękują za zgodę na zamieszczenie materiałów objętych prawem autorskim: Italo Calvino, Invisible Cities ; Sally Holloway, Courage High (HMSO); Mike and Trevor Phillips, Windrush: the Irresistible Rise of Multi-Racial Britain (HarperCollins); Virginia Woolf, The Diaries, red. Anne Oliver Bell (the Executors of the Estate of Virginia Woolf, The Hogarth Press and Harcourt Brace).
Wydawca dołożył wszelkich starań, aby znaleźć właścicieli praw autorskich i z radością poprawi wszystkie błędy i usunie zaniedbania w kolejnych wydaniach.MIASTO JAKO CIAŁO
Obraz Londynu jako ciała jest frapujący i wyjątkowy. Sięga wstecz do symbolicznych obrazów Miasta Boga, mistycznego ciała, którego głową jest Jezus Chrystus, a pozostałymi członkami mieszkańcy. Londyn był również przedstawiany jako młody człowiek z ramionami rozłożonymi w geście wyzwolenia. Postać ta jest wzorowana na rzymskiej rzeźbie z brązu, ale uosabia energię i triumf miasta, które stale się rozszerza wielkimi falami postępu i optymizmu. Tutaj można znaleźć „gorące tętno londyńskiego serca”.
Boczne uliczki Londynu przypominają cienkie żyły, a parki są jak płuca. Pośród mgieł i deszczów jesieni błyszczący kamień i bruk starszych ulic wygląda tak, jakby krwawił. Kiedy William Harvey, chirurg ze szpitala św. Bartłomieja, szedł ulicami miasta, zauważył, że woda tryska z węży wozów strażackich niby krew z przeciętej arterii. Metaforyczne obrazy Cockneyowskiego ciała funkcjonują od setek lat: „gęba” (gob) została zarejestrowana po raz pierwszy w 1550 roku, „łapy” (paws) w 1590, „morda” (mug) w 1708, a „jadaczka” (kisser) w połowie XVIII wieku.
Szpital Harveya w XVII wieku stał koło targu mięsnego Smithfield i zestawienie to podpowiada inny obraz Londynu: miasto jest tłuste i żarłoczne, utuczyło się dzięki swojemu apetytowi na ludzi i jedzenie, na towary i napitki. Spożywa i wydala, nienasycony głód jest jego trwałym stanem.
Dla Daniela Defoe Londyn był wielkim ciałem, które „wszystko puszcza w obieg, wszystko eksportuje i na koniec za wszystko płaci”. Dlatego Londyn często jest przedstawiany w monstrualnej formie jako spuchnięty olbrzym, który więcej niszczy, niż tworzy. Ma nieproporcjonalnie dużą głowę, również twarz i dłonie są monstrualne, koślawe „poza wszelką formą”. Jego dolegliwość to ból śledziony albo wielka torbiel. Jego ciało, trawione gorączką, dławiące się popiołem, żyje od zarazy do pożaru.
A zatem niezależnie od tego, czy traktujemy Londyn jako młodego człowieka, który budzi się wypoczęty ze snu, czy też ubolewamy nad stanem tego zwyrodniałego olbrzyma, musimy w nim widzieć organizm, którym rządzą prawa życia i rozwoju.
Oto jego biografia.
Niektórzy zaprotestują, że taka biografia nie wpisuje się w nurt prawdziwej historiografii. Przyznaję się do winy i podnoszę na swoją obronę, że podporządkowałem styl moich dociekań naturze tematu. Londyn jest labiryntem, na poły z kamienia, na poły z materii organicznej. Nie sposób ogarnąć go w całości, można go przeżyć tylko jako chaos uliczek i pasaży, dziedzińców i bulwarów, w którym może się zgubić nawet najbardziej obeznany mieszkaniec. Osobliwe jest również to, że labirynt stale ulega przeobrażeniu i ekspansji.
Biografia Londynu nie trzyma się chronologii. Współcześni teoretycy sugerują, że linearny czas jest tworem ludzkiej wyobraźni — Londyn już dawno wyciągnął taki wniosek. W mieście tym istnieje wiele różnych form czasu i byłoby z mojej strony głupotą, gdybym zmieniał jego charakter, aby móc stworzyć konwencjonalną opowieść. Dlatego moja książka błądzi po drogach i bezdrożach czasu i sama jest swoistym labiryntem. Jeśli historia londyńskiej biedy figuruje obok historii londyńskiego szaleństwa, zestawienie to może dostarczyć istotniejszych informacji niż ortodoksyjne spojrzenie historyka.
Rozdział historii przypomina ciasne bramy u Johna Bunyana, a dokoła są bagna rozterki i doliny poniżenia^(). Czasem zejdę więc z wąskiej ścieżki w poszukiwaniu tych wierzchołków i padołów miejskiego doświadczenia, które nic nie wiedzą o historii i rzadko poddają się racjonalnej analizie. Trochę rozumiem świat i ufam, że to wystarczy. Nie jestem Wergiliuszem gotowym oprowadzić Dantego po ściśle określonym kolistym królestwie. Jestem tylko chodzącym po omacku londyńczykiem, który chce zabrać innych w znane sobie z wieloletnich wędrówek miejsca.
Czytelnicy tej książki muszą być wędrowcami i wyznawcami. Mogą się po drodze zgubić. Mogą przeżywać chwile niepewności, a czasem mogą ich dezorientować dziwne fantazje i teorie. Na niektórych ulicach staną koło nich różni ekscentryczni lub znękani ludzie, domagając się uwagi. Będą anomalie i sprzeczności — Londyn jest tak duży i tak dziki, że zawiera w sobie wszystko — będzie niezdecydowanie i niejednoznaczność. Ale będą także momenty objawienia, które pokażą, że Londyn chowa w sobie tajemnice ludzkiego świata. Wtedy mądrze będzie pokornie skłonić głowę przed jego ogromem.
Wyruszamy zatem pełni oczekiwań, mając przed oczyma drogowskaz z napisem „Do Londynu”.
Londyn, marzec 2000 Peter Ackroyd
Cytaty z Bunyana wg: John Bunyan, Wędrówka pielgrzyma, przeł. Józef Prower, Dabar, Toruń 1994.ROZDZIAŁ 1 MORZE!
Gdyby ktoś dotknął cokołu konnego pomnika króla Karola I na Charing Cross, jego palce mogłyby spocząć na wypukłych skamieniałościach lilii morskich, rozgwiazd lub jeżowców. Istnieje fotografia tego pomnika z 1839 roku — scena z dorożkami i małymi chłopcami w cylindrach wydaje się dosyć odległa, ale jak niewyobrażalnie odległe jest życie tych maleńkich morskich stworzeń! Na początku było morze. Pewien stary szlagier musicalowy nosił tytuł „Dlaczego nie możemy mieć morza w Londynie?”. W pewnym sensie mamy: pięćdziesiąt milionów lat temu w miejscu, gdzie znajduje się stolica Wielkiej Brytanii, falowała wielka woda.
Do tej pory woda nie całkiem odeszła, a w starych kamieniach Londynu można znaleźć świadectwa morskiego życia. Kamień portlandzki, z którego zbudowany jest Customs House i St Pancras Old Church, ma diagonalne warstwy, które odzwierciedlają układ prądów oceanicznych. Pradawne muszle ostryg są wtopione w substancję budowlaną Mansion House i British Museum. W szarawym marmurze dworca kolejowego Waterloo można dostrzec ślady wodorostów, a potęgę huraganów widać w „nasączonym rozmowami” kamieniu przejść podziemnych. Dno morza z górnej jury stanowi fundament mostu Waterloo. Pływy i sztormy wciąż są wokół nas i jak napisał o Londynie Shelley, „to wielkie morze wciąż skowyczy o więcej”.
Londyn zawsze był ogromnym oceanem, w którym przetrwanie nie jest pewne. Kopuła katedry św. Pawła drżała kiedyś na „wzburzonym morzu” mgły, a ciemne strumienie ludzi płyną przez London Bridge czy Waterloo Bridge, by potem zalać wąskie ulice Londynu. W połowie XIX stulecia pracownicy socjalni mówili o ratowaniu „tonących” ludzi w Whitechapel czy Shoreditch, a powieściopisarz z tego samego okresu Arthur Morrison stworzył obraz „huczącego morza ludzkiej nędzy” wołającej o ratunek. Henry Peacham, siedemnastowieczny autor The Art of Living in London, postrzegał miasto jako „ogromne morze, pełne podmuchów wiatru, zatrważająco niebezpiecznych mielizn i skał”, a w 1810 roku Louis Simond z lubością słuchał „ryku fal, które rytmicznie łamią się wokół nas”.
Patrząc na Londyn z daleka, widzimy morze dachów, a o ciemnych strumieniach ludzi wiemy nie więcej niż o mieszkańcach jakiegoś nieznanego oceanu. Ale miasto o każdym czasie jest miejscem niespokojnym i ruchliwym, z nurtami i uderzeniami fal, pianą i wodną mgławicą. Odgłos ulic przypomina szum muszli morskiej, a podczas dawnych wielkich mgieł obywatele sądzili, że leżą na dnie oceanu. Nawet pośród wszystkich swoich świateł Londyn może być „dnem oceanu pod błyszczącymi, sunącymi bezszelestnie rybami”, jak to opisał George Orwell. Jest to stale powracający obraz londyńskiego świata, zwłaszcza w dwudziestowiecznych powieściach, gdzie poczucie rozpaczy i beznadziei zamienia miasto w miejsce ciszy i tajemniczych głębin.
A przecież, tak jak morze i szubienica, Londyn nikogo nie odtrąca. Ci, którzy wypuszczą się w jego nurty, szukają sławy lub bogactwa, często toną w jego otchłaniach. Jonathan Swift przedstawił maklerów londyńskiej giełdy jako handlarzy, którzy czekają na katastrofy morskie, aby móc ograbić umarłych, a domy handlowe w City często używały statku lub łodzi jako kurka pogodowego i znaku przynoszącego szczęście. Trzy spośród najpowszechniejszych emblematów na londyńskich cmentarzach to muszla, statek i kotwica.
Szpaki z Trafalgar Square to te same szpaki, które gnieżdżą się w klifach północnej Szkocji. Londyńskie gołębie to potomkowie dzikich gołębi skalnych, które mieszkały pośród stromych skał północnych i zachodnich wybrzeży wyspy. Dla nich wielkomiejskie budynki nadal są klifami, a ulice niezmierzonym morzem, które ciągnie się za nimi. Ale prawdziwe splecenie się losów morza i miasta polega na tym, że w substancję Londynu, od tak dawna arbitra handlu i ruchu morskiego, wpisana jest milcząca sygnatura pływów i fal.
A kiedy wody się rozstąpiły, ukazała się londyńska ziemia. W roku 1877, w ramach charakterystycznego przykładu rozmachu wiktoriańskiej inżynierii, na południowym końcu Tottenham Court Road wykopano studnię głęboką na 350 metrów. Była to podróż przez setki milionów lat. Studnia przebiła prakrajobrazy tego miejsca i na podstawie tych wierceń możemy odczytać warstwy, które mamy dzisiaj pod stopami, od dewonu przez jurę po kredę. Nad tymi warstwami leży 200 metrów kredy, której wypiętrzenia pokazują się w Downs i Chilterns jako krawędź Basenu Londyńskiego, tego płytkiego, nieckowatego zagłębienia, w którym leży miasto. Na kredzie spoczywa ciężka londyńska glina, którą z kolei przykrywają warstwy żwiru i gliny ceglarskiej. Mamy tutaj budulec miasta: od bez mała dwóch tysięcy lat kreda i glina ceglarska służą do wznoszenia londyńskich domów i gmachów publicznych. Można powiedzieć, że miasto wydźwignęło się ze swoich prapoczątków, tworząc osadę ludzką z nieczułego materiału przeszłości.
Z gliny tej zrobiona jest London Stock, charakterystyczna żółtobrązowa lub czerwona cegła, która stanowi budulec londyńskich domów. Glina ta ucieleśnia genius loci. Christopher Wren prorokował: „Ziemia wokół Londynu, odpowiednio wypreparowana, dostarczy cegły równie dobrej jak rzymska i przetrwa w naszym powietrzu lepiej niż jakikolwiek kamień, którym obdarowuje nas nasza wyspa”. William Blake nazwał londyńskie cegły „dobrze wyrobionymi poruszeniami umysłu”, mając na myśli to, że zamiana gliny i kredy na substancję ulic była procesem cywilizującym, który łączył miasto z jego prahistorią. Siedemnastowieczne domy powstały z pyłu, który unosił się nad regionem Londynu 25 tysięcy lat temu.
W londyńskiej glinie można również znaleźć bardziej namacalne ślady przeszłości: szkielety rekinów (w dzielnicy East End ludzie wierzyli, że zęby rekina są skutecznym lekarstwem na skurcze), czaszkę wilka w Cheapside i krokodyle w glinie Islingtonu. W 1682 roku Dryden dostrzegł ten zapomniany i niewidoczny dzisiaj krajobraz Londynu:
Wzrost twój wszakże potwory rodzi
Pływające w szlamie, który za sobą ronisz.
Osiem lat później, w 1690 roku, koło dzisiejszego King's Cross znaleziono szczątki mamuta.
Alchemiczne działanie pogody może zamienić londyńską glinę w błoto. W 1851 roku Charles Dickens zauważył, iż jest „tyle błota na ulicach, że nie byłoby przyjemnością spotkać kilkunastometrowego megalozaura wędrującego niby olbrzymia jaszczurka na Holborn Hill”. W latach trzydziestych XX wieku Louis-Ferdinand Céline uznał autobusy na Piccadilly Circus za „stado mastodontów” powracających na porzucone niegdyś terytorium. Pod koniec tego samego stulecia bohater książki Mother London Michaela Moorcocka podczas przechodzenia przez mostek dla pieszych koło wiaduktu kolejowego Hungerford widzi „potwory, przy błocie i gigantycznych paprociach”.
Mamut z 1690 roku był pierwszym, ale bynajmniej nie ostatnim prahistorycznym reliktem odkrytym w okolicach Londynu. Hipopotamy i słonie leżały pod Trafalgar Square, lwy na Charing Cross, a bawoły koło St Martin-in-the-Fields. W północnym Woolwich znaleziono niedźwiedzia brunatnego, w starych cegielniach Holloway makrele, a w Brentford rekiny. Do londyńskich dzikich zwierząt zaliczają się renifery, bobry olbrzymie, hieny i nosorożce, które niegdyś pasły się koło mokradeł i lagun Tamizy. Krajobraz ten niecały zniknął. Niektórzy mieszkańcy do dzisiaj pamiętają, jak mgły z pradawnych bagien Westminsteru zniszczyły freski w St Stephen's. W pobliżu Galerii Narodowej wciąż można dostrzec zbocze łączące środkową i górną terasę Tamizy w plejstocenie.
Już wtedy nie była to bezludna okolica. W kościach mamuta z King's Cross znaleziono odłamki krzemiennego toporka z okresu paleolitycznego. Możemy z dużą dozą pewności powiedzieć, że od pół miliona lat w Londynie ludzie mieszkali i polowali, chociaż niekoniecznie zakładali stałe osady. Pierwszy wielki pożar londyński wybuchł ćwierć miliona lat temu w lasach na południe od Tamizy. Rzeka obrała już wtedy przeznaczony jej bieg, ale wyglądała inaczej niż dzisiaj. Była bardzo szeroka, zasilana wieloma strumieniami, ocieniana lasami, z mokradłami i bagnami po obu stronach.
Prahistoria Londynu poddaje się nieskończonym spekulacjom. Myśl o ludzkiej osadzie na obszarze, gdzie wiele tysięcy lat później poprowadzono ulice i wzniesiono domy, może być źródłem niemałej przyjemności. Nie ulega wątpliwości, że region ten jest zamieszkany w sposób ciągły od co najmniej piętnastu tysięcy lat. Wielkie nagromadzenie krzemiennych narzędzi odkopanych w Southwark to prawdopodobnie ślad po mezolitycznej manufakturze, w Hampstead Heath odkryto obóz myśliwski z tego samego okresu, a w Clapham znaleziono glinianą misę z epoki neolitycznej. Na tych stanowiskach archeologicznych odkryto doły i dziury po palach, a także szczątki ludzkie i ślady po ucztowaniu. Owi pradawni ludzie spożywali napój podobny do miodu albo piwa. Podobnie jak ich londyńscy potomkowie zostawili po sobie ogromne ilości śmieci. I podobnie jak oni spotykali się w celach kultowych. Przez wiele tysięcy lat traktowali wielką rzekę jak istotę boską, którą należy przebłagać i której głębinom trzeba oddać zwłoki najświetniejszych zmarłych.
W późnym neolicie z bagnistej ziemi na północnym brzegu Tamizy wydźwignęły się dwa wzgórza, pokryte żwirem i gliną ceglarską, otoczone turzycą i wierzbami. Miały od dwunastu do piętnastu metrów wysokości i oddzielała je dolina, którą płynął strumień. Znamy je jako Cornhill i Ludgate Hill, z podziemnym Walbrook między nimi. Tak powstał Londyn.
Nazwa przypuszczalnie jest pochodzenia celtyckiego — kłopotliwa sprawa dla zwolenników poglądu, że nie było tutaj osadnictwa, zanim Rzymianie zbudowali miasto. Znaczenie nazwy budzi jednak spory. Być może wywodzi się ona od Llyn-don, miasta lub twierdzy (don) nad jeziorem lub strumieniem (Llyn), ale to jest średniowieczny walijski, a nie staroceltycki. Inne możliwe etymologie to Laindon, „długie wzgórze”, bądź gaelickie lunnd, „bagno”. W świetle faktu, że londyńczycy zyskali sobie później sławę ludzi skłonnych do przemocy, do najbardziej intrygujących należy hipoteza, która łączy nazwę z celtyckim przymiotnikiem londos, „gwałtowny”.
Jeszcze bardziej spekulacyjna etymologia chrzcicielem Londynu czyni króla Luda, który miał panować w stuleciu poprzedzającym inwazję rzymską. Wytyczył przebieg ulic i odbudował mury. Po śmierci pochowano go koło bramy, która nosiła jego imię, i miasto zaczęto nazywać Kaerlud albo Kaerlundein, „miastem Luda”. Osoby o sceptycznym usposobieniu zapewne odrzucą takie historie, ale legendy sprzed tysięcy lat mogą zawierać w sobie głęboką prawdę.
Tak czy owak, geneza nazwy pozostaje tajemnicą. (Co ciekawe, również nazwa minerału najbardziej kojarzonego z Londynem, a mianowicie węgla, nie ma ustalonej etymologii). Swoją sylabiczną mocą, tak silnie kojarzącą się z gwałtem i piorunem, słowo „Londyn” nieprzerwanie odciska się na dziejach wyspy: Caer Ludd, Lundunes, Lindonion, Lundene, Lundone, Ludenberk, Longidinium i wiele innych wariantów. Pojawiły się nawet sugestie, że nazwa jest starsza od Celtów i pochodzi z neolitycznej przeszłości.
Nie musimy zakładać, że na Ludgate Hill lub Cornhill znajdowały się osady lub grody bądź że w miejscu dzisiejszych ulic przebiegały drogi z okrąglaków, ale już w IV i III tysiącleciu p.n.e. zalety tego miejsca musiały być równie oczywiste jak później dla Celtów i Rzymian. Wzgórza miały walory obronne, tworząc naturalny płaskowyż z rzeką na południu, moczarami na północy i wschodzie oraz drugą rzeką, później nazwaną Fleet, na zachodzie. Gleba była urodzajna, dobrze nawadniana przez źródła wytryskujące spomiędzy żwiru. Tamiza była w tym miejscu spławną rzeką, a Fleet i Walbrook stanowiły naturalne porty. W pobliżu przebiegały starodawne angielskie szlaki. A zatem od najwcześniejszych czasów Londyn był idealnym miejscem na handel, idealnym miastem targowym. Londyńskie City od dawna stanowi centrum światowego handlu. Warto odnotować, że być może zaczęło się od transakcji, które przeprowadzali ludzie z epoki kamiennej.
Są to wszystko spekulacje, i nawet jeśli niecałkowicie bezpodstawne, to dopiero w późniejszych warstwach londyńskiej ziemi odkryto bardziej namacalny materiał dowodowy. W tych długich okresach nazywanych późną epoką żelaza i wczesną epoką brązu — obejmujących prawie tysiąc lat — na terenie dzisiejszego Londynu znaleziono okruchy mis, garnków i narzędzi. Ślady prahistorycznej aktywności dostrzegamy na obszarach zwanych dzisiaj St Mary Axe i Gresham Street, Austin Friars i Finsbury Circus, Bishopsgate i Seething Lane. W sumie około 250 „znalezisk” skupiło się na obszarze Ludgate Hill, Cornhill, Tower Hill i Southwark. Z Tamizy wydobyto wiele tysięcy metalowych przedmiotów, a na jej brzegach można znaleźć liczne ślady po ówczesnej metalurgii. Jest to okres, z którego wywodzą się pierwsze wielkie sagi o Londynie. Jest to również — w późniejszej fazie — epoka Celtów.
Powstały w I wieku p.n.e. opis okolic Londynu, który wyszedł spod pióra Juliusza Cezara, wskazuje na obecność rozwiniętej, bogatej i dobrze zorganizowanej cywilizacji plemiennej. Ludność była „niezmiernie liczna”, a „kraj gęsto usiany domostwami”. Na temat natury i roli Ludgate Hill i Cornhill w tym okresie nie można powiedzieć niczego pewnego. Niewykluczone, że były to święte miejsca, a może ich obronny charakter pozwalał je wykorzystywać do ochrony ruchu handlowego na rzece. Istnieją powody, by sądzić, że ten odcinek Tamizy stanowił centrum handlowo-przemysłowe, z targiem na towary żelazne i kunsztowne wyroby z brązu, z kupcami z Galii, Rzymu i Hiszpanii, którzy przywozili wyroby garncarskie, wina i przyprawy wymieniane na zboże, metale i niewolników.
W kronice tego okresu ukończonej przez Geoffreya of Monmouth w 1136 roku najważniejszym miastem na wyspie Brytania bez wątpienia jest Londyn, ale według współczesnych historyków dzieło biskupa St Asaph opiera się na zaginionych tekstach, apokryficznych upiększeniach i w niczym nieugruntowanych domysłach. Na przykład tam, gdzie Geoffrey mówi o królach, oni wolą mówić o plemionach; Geoffrey datuje wydarzenia zgodnie z paralelą biblijną, a dzisiejsi specjaliści posługują się takimi punktami orientacyjnymi jak „późna epoka żelaza”; on tłumaczy konflikty i przemiany społeczne przez pryzmat indywidualnych ludzkich emocji, podczas gdy nowsze opisy pradawnych czasów głównych czynników historiotwórczych upatrują w takich zjawiskach jak rozwój handlu i techniki. Te dalece odmienne metodologie nie wykluczają się jednak nawzajem. Na przykład historycy wczesnej Brytanii sądzą, że na terytorium na północ od regionu londyńskiego osiedlił się lud zwany Trinovantes. Według Geoffreya pierwsza nazwa miasta brzmiała Trinovantum. Dziejopisarz mówi również o świątyniach na terenie samego Londynu. Nawet jeśli rzeczywiście istniały, te palisady i drewniane zagrody zniknęłyby pod kamieniem rzymskiego miasta, a także pod cegłą i betonem używanym przez późniejsze pokolenia.
Nic nie jest jednak na zawsze stracone. W pierwszych czterech dziesięcioleciach XX wieku badacze pradziejów podjęli szczególny wysiłek na rzecz częściowego odsłonięcia ukrytej przeszłości Londynu. W książkach o takich tytułach jak Zaginiony język Londynu, Legendarny Londyn, Prahistoryczny Londyn czy Pierwsi mieszkańcy Londynu relikty i ślady celtyckiego bądź druidzkiego Londynu zostały poddane gruntownej analizie i uznane za znaczące. Badania te przerwała druga wojna światowa, po której planowanie przestrzenne i odbudowa stały się ważniejsze od historycznych spekulacji. Ale tamte dzieła przetrwały i nadal warto je uważnie czytać. Na przykład fakt, że dzisiejsze nazwy ulic zdradzają celtyckie pochodzenie — między innymi Colin Deep Lane, Pancras Lane, Maiden Lane czy Ingal Road — jest równie pouczający jak materialne znaleziska z terenów prahistorycznego Londynu. Dawno zapomniane trakty z okrąglaków wskazały drogę współczesnym arteriom komunikacyjnym. Na przykład w miejscu dzisiejszego skrzyżowania Angel w Islingtonie przecinały się dwie prahistoryczne brytyjskie drogi. Wiemy o Old Street prowadzącej do Old Ford, o Maiden Lane biegnącej przez Pentonville i Battle Bridge do Highgate, o trasie z Upper Street do Highbury — wszystkie pokrywają się z pradawnymi szlakami i zakopanymi pod ziemią ścieżkami.
W kontekście tego okresu nie ma bardziej podejrzanej i trudnej kwestii niż druidyzm. Nie ulega wątpliwości, że był on mocno ugruntowany w osadach celtyckich. Juliusz Cezar, który miał podstawy do tego, by autorytatywnie wypowiadać się na ten temat, stwierdza, że religia druidzka została stworzona (inventa) w Brytanii oraz że jej celtyccy wyznawcy przybyli na wyspę po to, aby poznać jej tajniki. Druidyzm stanowił wysoko rozwiniętą, aczkolwiek trochę izolowaną kulturę religijną. Oczywiście możemy spekulować, że dębowe lasy na północ od Cornhill i Ludgate Hill były odpowiednim miejscem na składanie ofiar i oddawanie czci bogom. Etnolog sir Laurence Gomme wyobraził sobie świątynię czy miejsce kultu na szczycie Ludgate Hill. Istnieje jednak wiele fałszywych tropów. Kiedyś panowało przekonanie, że Parliament Hill w pobliżu Highgate było miejscem zgromadzeń religijnych, ale odkryte tam relikty w rzeczywistości nie pochodzą z czasów prahistorycznych. Jaskinie Chislehurst w południowym Londynie, swego czasu wiązane z obserwacją niebios przez druidów, niemal z całą pewnością powstały w średniowieczu.
Dysponujemy hipotezą, że obszarem Londynu rządzono z trzech świętych wzgórz: Penton Hill, Tothill i White Mound, inaczej Tower Hill. Istnieją ciekawe paralele i zbiegi okoliczności, które sprawiają, że tego rodzaju teorie są bardziej interesujące od typowych fantazji psychogeografów późniejszej doby.
Wiadomo, że w czasach prahistorycznych miejsce kultu zaznaczało źródło, zagajnik, studnia lub rytualna sztolnia.
Jak czytamy w pismach kronikarzy, w ogrodach rozrywki przy White Conduit House, usytuowanych na wzgórzu w Pentonville, znajdował się „roślinny labirynt”, awatarem labiryntu było zaś święte wzgórze lub zagajnik. Niedaleko mamy słynną studnię Sadlers Wells. Jeszcze całkiem niedawno woda z tej studni płynęła pod orkiestrą teatru o tej samej nazwie, ale już od średniowiecza uważano ją za świętą i księża z Clerkenwell sprawowali nad nią pieczę. W Pentonville był kiedyś również zbiornik wodny. Do niedawna miał tam swoją siedzibę zarząd londyńskich wodociągów.
Inny labirynt znajdował się na niegdysiejszych Tothill Fields w Westminsterze. Ukazany jest na siedemnastowiecznej weducie Hollara. W tej samej okolicy mamy również święte źródło zasilające świętą studnię na westminsterskim Dean's Yard. W pierwszych wiekach drugiego tysiąclecia powstał tutaj jarmark podobny do ogrodów rozrywki na White Conduit Fields. Pierwsza zachowana wzmianka o nim datuje się na 1257 rok.
Miejsca te są zatem porównywalne. Dających do myślenia zbiegów okoliczności można wymienić więcej. Na starych mapach „St Hermit's Hill” to znaczący punkt na obszarze koło Tothill Fields. Do dziś dnia koło górnego końca Pentonville Road przebiega Hermes Street. Warto odnotować, że w jednym z tutejszych domów mieszkał lekarz, który sprzedawał lekarstwo zwane balsamem życia. Później dom przebudowano na obserwatorium astronomiczne.
Na Tower Hill tryskało krystaliczne źródło, z którego woda miała ponoć właściwości lecznicze. Istnieje tam średniowieczna studnia i odkryto ślady grobu z późnej epoki żelaza. Według Welsh Triads opiekuńcza głowa błogosławionego Brana jest pochowana w zboczu White Hill, aby strzegła królestwa przed jego wrogami. Z kolei legendarny założyciel Londynu Brutus miał zostać pogrzebany na Tower Hill, w świętym miejscu, które do XVII wieku służyło jako obserwatorium astronomiczne.
Etymologia nazw „Penton Hill” i „Tothill” nie budzi większych wątpliwości. Pen to po celtycku „głowa” lub „wzgórze”, a ton to wariant tor/ tot/twt/too, co znaczy „źródło” lub „zbocze”. Na przykład Wycliffe stosuje słowa tot lub tote w odniesieniu do góry Syjon. Osoby o bardziej romantycznym usposobieniu sugerują, że tot wywodzi się od egipskiego boga Thotha, który odrodził się oczywiście w Hermesie, greckim ucieleśnieniu wiatru lub gry na lirze.
Hipoteza przedstawia się zatem następująco: londyńskie wzgórza, które przejawiają tyle podobnych cech, to w istocie święte miejsca druidzkiego rytuału. Labirynt to religijny ekwiwalent lasku dębowego, a studnie i źródła reprezentują kult boga wody. Siedziba zarządu londyńskich wo dociągów była zatem odpowiednio wybrana. Ogrody rozrywki i jarmarki to nowsze wersje prahistorycznych świąt czy spotkań, które odbywały się w tych samych miejscach. Badacze dawnych dziejów uznali więc Tothill, Penton i Tower Hill za londyńskie święte miejsca.
Powszechnie się przyjmuje, że Pentonville zawdzięcza swoją nazwę osiemnastowiecznemu spekulantowi Henry'emu Pentonowi, który zbudował tę dzielnicę. Czy jedno miejsce może mieć różną tożsamość, istniejąc w różnych czasach i różnych wizjach rzeczywistości? Czy to możliwe, że oba wyjaśnienia są jednocześnie prawdziwe? Czy nazwa „Billingsgate” pochodzi od celtyckiego króla Belinusa lub Belina, jak chciał szesnastowieczny historyk John Stow, czy też od niejakiego pana Belina, który kiedyś był właścicielem tych ziem? Czy Ludgate naprawdę nosi imię Luda, celtyckiego boga wód? Kto chce, może tutaj puścić wodze fantazji.
Niemniej ważne jest szukanie znamion ciągłości. Prawdopodobnie wśród Brytyjczyków istniały pradawne formy kultu na długo, zanim druidzi stali się arcykapłanami swojej kultury. Z kolei celtyckie formy rytuału najwyraźniej przetrwały okupację rzymską i późniejsze inwazje plemion anglosaskich. W rejestrach katedry św. Pawła sąsiednie budynki są zwane Camera Dianae. Piętnastowieczny kronikarz wspominał czasy, kiedy „Londyn oddawał cześć Dianie”, bogini łowów, co stanowiłoby jakieś wyjaśnienie dziwnej dorocznej ceremonii, która odbywała się w katedrze aż do XVI wieku. W tej chrześcijańskiej świątyni wzniesionej na świętym Ludgate Hill głowę jelenia nabijano na włócznię i niesiono po kościele. A zatem pogańskie obyczaje miasta przetrwały do czasów chrześcijańskich, tak samo jak utajone pogaństwo przetrwało wśród samych obywateli.
Warto rozważyć również inne dziedzictwo prahistorycznego kultu. Chrześcijanie przejęli poczucie, że pewne miejsca są obdarzone szczególną mocą lub czcigodne, co znalazło odzwierciedlenie w uznaniu „świętych studni” i takich przejawów lokalnego życia religijnego jak beating the bounds, czyli rytuału tłuczenia kijami w granice parafii. Tę samą wrażliwość można jednak znaleźć w pismach wielkich londyńskich wizjonerów, od Williama Blake'a po Arthura Machena — pismach, w których miasto jest traktowane jak święte miejsce ze swoimi radosnymi i bolesnymi tajemnicami.
W tym celtyckim okresie, który czai się niby jakaś chimera w cieniach znanego świata, mają swoje korzenie wielkie londyńskie legendy. Annały historii wiedzą tylko o wojujących ze sobą plemionach, które tworzyły dobrze zorganizowaną i dosyć zróżnicowaną cywilizację. Innymi słowy, niekoniecznie zasługiwały na miano dzikich. Grecki geograf Strabo opisuje pewnego Brytyjczyka, ambasadora, jako dobrze ubranego, rozumnego i przyjemnego w obejściu. Człowiek ten tak płynnie mówił po grecku, iż „można by pomyśleć, że pobierał nauki w liceum”. To jest właściwy kontekst dla tych opowieści, w których Londynowi przypisywana jest pozycja głównego miasta. Brutus, zgodnie z legendą założyciel miasta, został pochowany wewnątrz jego murów. Locrinus zamknął swoją ukochaną Estrildis w tajnej komnacie pod ziemią. Bladud, który uprawiał czary, zbudował parę skrzydeł, aby pofrunąć nad Londynem, ale spadł na dach świątyni Apollina usytuowanej w samym sercu miasta, być może na Ludgate Hill. Inny król, Dunvallo, który sformułował stare prawa azylu, został pochowany w pobliżu jednej z londyńskich świątyń. Z tego samego okresu pochodzą także opowieści o Learze i Cymbelinie. Jeszcze bardziej przejmująca jest saga o olbrzymie Gremagocie. Skutkiem jakiejś dziwnej alchemii przeobraził się on w bliźniaków Goga i Magoga, którzy stali się duchami opiekuńczymi Londynu. Często słyszy się sugestię, że każdy z tych wyjątkowo gwałtownych bliźniaków, których posągi od wielu stuleci stoją w ratuszu, strzeże jednego z bliźniaczych wzgórz Londynu, Cornhill i Ludgate Hill.
Takie opowieści przekazuje John Milton w swojej The History of Britain, opublikowanej ponad trzysta lat temu. „Po tym Brutus w wybranym miejscu zbudował Troia nova, z czasem zmienione na Trinovantum, obecnie London; i zaczął ustanawiać prawa; Heli był wówczas arcykapłanem w Judei; i po dwudziestu czterech latach rządzenia całą wyspą zmarł i został pochowany w swojej nowej Troi”. Brutus był prawnukiem Eneasza, który parę lat po upadku Troi stanął na czele exodusu Trojan z Grecji. Podczas tych wędrówek na obczyźnie zesłano mu sen, w którym bogini Diana wypowiedziała do niego słowa proroctwa: wyspa daleko na zachodzie, za królestwem Galii, „nadaje się dla twojego ludu; popłyniesz tam, Brutusie, i założysz miasto, które stanie się nową Troją. I zrodzą się z ciebie królowie o potężnej mocy, którzy będą budzili na świecie trwogę i podbiją dumne narody”. Londyn będzie rządził wielkim imperium, ale podobnie jak starożytna Troja może paść ofiarą zgubnych pożarów. Co ciekawe, na niektórych obrazach wielkiego pożaru Londynu z 1666 roku pojawiają się odniesienia do upadku Troi. Jest to naczelny mit założycielski Londynu, który można znaleźć w wersetach „Tallisen” z VI wieku, gdzie Brytyjczycy są sławieni jako żywa pozostałość Troi, a także w późniejszej poezji Edmunda Spensera i Alexandra Pope'a. Pope, urodzony na Plough Court koło Lombard Street, opiewał oczywiście wyimaginowaną miejską cywilizację, ale odpowiednią dla miasta, do którego założenia Brutus został zainspirowany we śnie.
Opowieść o Brutusie uchodzi za zwykłą bajkę i fantastyczną legendę, ale jak napisał Milton w wyważonym wstępie do swojego historycznego dzieła: „Nierzadko się okazywało, że relacje wcześniej uważane za owoc fantazji zawierają wiele śladów i znamion prawdy”. Niektórzy uczeni sądzą, że wędrówki legendarnego jakoby Brutusa możemy datować na okres około 1100 roku p.n.e. Zgodnie z dzisiejszymi kategoriami chronologicznymi byłaby to późna epoka brązu, kiedy nowe gromady czy plemiona osadników zajęły obszar wokół Londynu i zbudowały duże konstrukcje fortyfikacyjne. Huczne biesiady, wymiana pierścieni i zażarte walki to znamiona heroicznego życia, które znalazło swój wyraz w późniejszych legendach. W Anglii natrafiono na segmentowane szklane paciorki, takie jak te z Troi. W wodach Tamizy znaleziono czarną czarę z dwoma uchwytami, która powstała w Azji Mniejszej około 900 roku p.n.e. Dysponujemy zatem pewnymi wskazówkami, że istniała wymiana handlowa między zachodnią Europą i wschodnim obszarem śródziemnomorskim. Mamy też wszelkie powody sądzić, że frygijscy, a później feniccy kupcy docierali do brzegów Albionu i zawijali na targ w Londynie.
Materialne dowody na związki z Troją i obszarem Azji Mniejszej, w którym leżało to nieszczęsne pradawne miasto, można znaleźć gdzie indziej. Diogenes Laertios utożsamiał Celtów z Chaldejczykami z Asyrii. Znany brytyjski motyw zdobniczy złożony z lwa i jednorożca może być pochodzenia chaldejskiego. Juliusz Cezar z pewnym zaskoczeniem odnotował, że druidzi posługiwali się greckimi literami. W Welsh Triads jest opis plemienia najeźdźców, którzy przypłynęli do brzegów Albionu bądź Anglii z regionu Konstantynopola. Fakt, że również Frankowie i Galowie powoływali się na trojańskie korzenie, daje do myślenia. Chociaż nie można całkowicie wykluczyć, że plemię z regionu upadłej Troi zawędrowało do zachodniej Europy, za bardziej prawdopodobną należy chyba uznać hipotezę, że ze wschodniego regionu śródziemnomorskiego pochodzą Celtowie. Legenda o Londynie jako drugiej Troi do dzisiaj znajduje zatem swoich wyznawców.
Baśnie i legendy leżą u początków każdej cywilizacji; dopiero na końcu potwierdza się ich zgodność z prawdą historyczną.
Niewykluczone, że jeden ślad po Brutusie i jego trojańskiej flocie zachował się do dzisiaj. Jeśli ktoś pójdzie Cannon Street w kierunku wschodnim, naprzeciwko dworca kolejowego zobaczy żelazną kratownicę w budynku Bank of China. Chroni ona wnękę, w której umieszczono wysoki mniej więcej na pół metra kamień z niewielkim rowkiem na górze. Jest to London Stone. Przez wiele stuleci wierzono, że kamień ten przyniósł ze sobą Brutus, istota boska. „Dopóki kamień Brutusa będzie bezpieczny, dopóty Londyn będzie pomyślnie się rozwijał”, mówiło stare przysłowie. Kamień niewątpliwie ma długi rodowód. Pierwszą wzmiankę o nim odkrył John Stow w „pięknie napisanej Ewangelii”, która niegdyś należała do anglosaskiego króla Ethelstone'a, rządzącego na początku X wieku. W księdze tej mówi się o niektórych ziemiach i dzierżawach, że „leżą blisko kamienia londyńskiego”. W Victorian County History czytamy, że pierwotnie wyznaczał on środek starego miasta, ale w roku 1742 zabrano go z Cannon Street i umieszczono w murach St Swithin's Church naprzeciwko. Pozostał tam do drugiej wojny światowej. Chociaż w 1941 roku niemiecka bomba całkowicie zniszczyła kościół, London Stone wyszedł z tego bez szwanku. Składa się z oolitu, który jako wapień nie mógł przetrwać od czasów prahistorycznych, ale nie odbiera mu to jego magicznych właściwości.
Piętnastowieczny poeta Fabyan opiewał religijne znaczenie kamienia, który był tak czysty, że „choć rzucany przez wielu / nikogo nie ukrzywdził”. Rzeczywiste znaczenie kamienia pozostaje jednak niejasne. Niektórzy badacze przeszłości uznają go za rekwizyt sądowy związany ze spłatą długów, inni zaś sądzą, że był to rzymski milliarium, czyli kamień milowy. Christopher Wren przekonywał jednak, że kamień miał zbyt szeroką podstawę, aby pełnić tę drugą funkcję. Rola sądownicza wydaje się bardziej prawdopodobna. Jedna z postaci zapomnianej dzisiaj sztuki z 1589 roku Pasquill and Marfarius mówi: „Wyrównajcie ten rachunek przy London Stone, i to uroczyście, z bębnami i trąbkami!”. W innym miejscu czytamy: „Jeśli zechcą w te ciemne zimowe noce położyć swe papiery na London Stone”. Nie ulega wątpliwości, że kamień był otoczony czcią. Według Williama Blake'a wyznaczał on miejsce druidzkich egzekucji (składani w ofierze ludzie „głośno jęczeli na London Stone”), ale w rzeczywistości raczej służył do mniej drastycznych celów.
Kiedy buntownik ludowy Jack Cade w 1450 roku szturmem wziął Londyn, razem ze swoimi ludźmi udał się do kamienia, dotknął go mieczem i zakrzyknął: „Teraz panem tego miasta jest Mortimer!” (takie przybrał imię). Pierwszym burmistrzem Londynu, pod koniec XII wieku, był Henry Fitz-Ailwin de Londonestone. Wydaje się zatem prawdopodobne, że ten pradawny obiekt nabrał rangi symbolu władzy.
Teraz leży, poczerniały i niezauważany, koło ruchliwej ulicy. Mijały go bądź mijają drewniane furmanki, powozy, lektyki, dorożki, kabriolety, dorożki, omnibusy, rowery, tramwaje i samochody. Kiedyś był duchem opiekuńczym Londynu i być może do dzisiaj nim pozostaje.
London Stone jest co najmniej materialnym reliktem wszystkich pradawnych legend o Londynie i jego powstaniu. Dla ludów celtyckich opowieści te głosiły chwałę miasta zwanego kiedyś Cockaigne. W tym ośrodku zamożności i zachwytu można znaleźć skarby i błogosławione szczęście. To jest mit, który stworzył kontekst dla późniejszych legend, na przykład o Dicku Whittingtonie, a także dla przysłów, które opisują ulice Londynu jako „brukowane złotem”. A przecież londyńskie złoto okazało się mniej trwałe od London Stone.