- W empik go
Lonely Heart - ebook
Lonely Heart - ebook
Muzyka to język miłości, ale czy może istnieć uczucie bez dotyku?
Rosie nie może uwierzyć, że będzie mogła przeprowadzić wywiad z grupą Scarlet Luck dla swojej internetowej audycji radiowej. Nie tylko śledzi od lat działalność zespołu, ich piosenki towarzyszyły jej również w najtrudniejszych momentach życia. Fascynuje ją szczególnie Adam, perkusista, w dużym stopniu dlatego, że wiadomo o nim jedynie, że od lat nie toleruje bycia dotykanym – przez nikogo.
W końcu zespół pojawia się w małym studiu Rosie – a wszystko kończy się jedną wielką klapą. Wywiad musi zostać przerwany, a w sieci zalewa Rosie fala hejtu. Kiedy dochodzi nawet do tego, że zostaje zaatakowana na ulicy przez fanki zespołu, Scarlet Luck zapraszają ją na swój koncert, jako znak, że chcą zostawić całą tę sprawę za sobą. I nagle Rosie stoi powtórnie przed Adamem. Adamem, w którego oczach dostrzega niewyobrażalny ból – i do którego nie wolno jej się zbliżyć, nie wolno go dotknąć ani przytulić…
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8266-172-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Treading Water – The Vamps
Would You – The Vamps
Kill My Time – 5 Seconds of Summer
Beside You – 5 Seconds of Summer
Thin White Lies – 5 Seconds of Summer
My Time – BTS
Beautiful & Brutal – Plested
Lost – Blake Rose
Signal – Joris
Undercover – Kehlani
For a Second – Michael Schulte
WOW – Zara Larsson
slower – Tate McRae
You – Regard, Troye Sivan, Tate McRae
Let’s Not Fall in Love (feat. Jacquees) – Kodie Shane2
BESTIA
Po prostu tego nie rozumiałem. Po co przychodzić na koncert, jeśli przez półtorej godziny zamierzało się tylko krzyczeć? Przez cały ten hałas nie byłem w stanie usłyszeć nawet samego siebie. A te wrzaski… przenikały mnie do szpiku kości i sprawiały, że w piersiach czułem przytłaczający ucisk.
To był nasz pierwszy koncert od ponad roku i najwidoczniej odzwyczaiłem się od występów, bo ogarnęła mnie panika, na którą kompletnie nie byłem przygotowany. Wcisnąłem bezprzewodową słuchawkę głębiej do ucha i zamknąłem na chwilę oczy, próbując skoncentrować się na harmonii zbudowanej z głosów Thorna i Logana. Wyłączyłem się i wyobraziłem sobie, że znowu jesteśmy w garażu moich rodziców, w otoczeniu starych narzędzi ojca, części zapasowych do jego samochodu i sfatygowanego patchworkowego dywanika, który leżał pod moimi bębnami. I znowu było nas tylko czterech: Buck, Thorn, Hunt i ja.
Podniosłem do góry ręce. Poruszały się teraz płynnie nad talerzami, niemal bez mojego udziału. To było moje powołanie – tworzenie muzyki z najlepszymi przyjaciółmi u boku. Nieważne, jak głośne były piski, nieważne, z jaką siłą panika trzymała mnie w swoich szponach. Byli przy mnie. Więcej nie potrzebowałem. I więcej nigdy nie będę potrzebował. Musiałem jedynie przekonać do tego moje serce, które boleśnie obijało się o żebra.
Kiedy ponownie otworzyłem oczy, Hunt stał blisko mnie, tuż przy platformie, na której znajdowałem się ze swoim zestawem. Skinął do mnie, przesuwając jednocześnie palcami po strunach basówki. Było tak, jakby wyczuł, co się właśnie we mnie dzieje, i został tak długo, aż poczułem, jak węzeł w moich piersiach zaczyna się rozluźniać.
Nuty Echoes przeszły w potężniejsze dźwięki Golden Circle. To był pierwszy raz, kiedy graliśmy piosenkę z naszego nowego albumu. Gdy publiczność usłyszała pierwsze akordy, a głos Thorna wypełnił cały stadion, tłum wydał z siebie ogłuszający ryk.
Tym razem byłem już na to przygotowany.
Ogarnął mnie wewnętrzny ogień i nadałem rytm. Moje ręce dosłownie fruwały nad perkusją. Puls znowu mi przyspieszył, tym razem jednak z innego powodu. Dawałem z siebie wszystko, uwalniałem to, co kipiało w moich żyłach. Piski odsunęły się na dalszy plan. Byłem już tylko ja i piosenka. Ja i chłopaki. Przed początkiem refrenu odrzuciłem mokre od potu włosy z czoła i przechyliłem głowę do tyłu. I wtedy uderzyłem w talerze tak mocno, że jedna z moich pałeczek pękła na pół. Z rutyną rzuciłem ją przez ramię i sięgnąłem za siebie, gdzie już jeden z pracowników technicznych podawał mi w locie następną. Chwilę później byłem już znowu w swoim żywiole.
Który nie opuścił mnie aż do końca koncertu.
Nieznośny szum powrócił. Gnał przez moje żyły i nie dawał się zatrzymać.
Siedziałem w klubie wynajętym przez nasz zespół i właśnie odchyliłem głowę do tyłu, żeby wypić siódmą szklankę whisky z rzędu. Było strasznie duszno i pociłem się jak świnia, ale ani mi się śniło zdejmować marynarkę. W ciągu ostatnich lat zaobserwowałem, że ludzie traktowali cię poważniej, kiedy miałeś na sobie garnitur, dlatego rzadko kiedy wkładałem na siebie coś innego. Poza tym zauważyłem, że ściągnięcie marynarki działało na fanów jak zaproszenie do przejścia z gapienia się do obmacywania. Dlatego – mimo że czułem, jak pot spływa mi po karku – zdecydowałem się jej nie zdejmować. Zresztą uczucie gorąca wcale mi aż tak bardzo nie przeszkadzało, bo wytęsknione alkoholowe znieczulenie powoli zaczynało działać.
Ucisk w klatce piersiowej już mi tak nie doskwierał. Dokładnie rzecz biorąc – nic mi już nie przeszkadzało. Ani muzyka, która była tak głośna, że z trudem słyszałem własne myśli, ani tłum ludzi cisnących się wokół naszej loży. Wpatrywałem się głównie w stół, żeby tylko nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego.
Ktoś usiadł koło mnie, a moje ramiona momentalnie się usztywniły.
– Wyluzuj, to tylko ja. – Przy moim lewym uchu rozbrzmiał donośny głos Thorna.
Spojrzałem z boku na naszego frontmana i uniosłem do góry brew, kiedy podał mi piwo. Ta jego perfekcyjna twarz aniołka tylko pogarszała sprawę. Zwłaszcza że wyraz jego ciemnych oczu zdradzał zbyt dużo. Dostrzegłem w nim podświadomą troskę.
– Czego chcesz?
Wzruszył ramionami, przeczesał dłonią spocone włosy i wypił łyk piwa.
– Zobaczyłem, że tu siedzisz, i chciałem coś dla ciebie zrobić.
– Mógłbyś mnie po prostu zostawić w spokoju.
– Oj, ktoś tu chyba dzisiaj wstał lewą nogą – odpowiedział przesadnie niskim głosem, który najpewniej miał być imitacją mojego.
Dupek.
Wyciągnąłem komórkę i spojrzałem na wyświetlacz z setką powiadomień. Od razu zacząłem tego żałować. Nie miałem ochoty nikomu odpowiadać. Nienawidziłem tego, że wiadomości nigdy się nie kończyły. Nieważne, ile czasu spędziłem na odpowiadaniu na nie, małe czerwone liczby w każdej z aplikacji wydawały się jedynie rosnąć, jakby jawnie ze mnie szydziły.
– Dobrze nam dzisiaj poszło! – wrzasnął na cały głos Thorn, pochylając się do mnie tak bardzo, że poczułem jego oddech na policzku.
Ścisnąłem telefon mocno, aż zatrzeszczało etui. W odpowiedzi tylko sztywno kiwnąłem głową. Potem wziąłem łyk piwa. Ręce mi drżały. Było tu dla mnie za tłoczno. Alkohol wprawdzie zmniejszył w dużej mierze mój dyskomfort, ale kiedy Thorn tak blisko się do mnie przysunął, nieprzyjemne odczucia wróciły ze zwiększoną siłą.
Na wprost nas coś zapiszczało.
Podniosłem wzrok i zobaczyłem dwie dziewczyny stojące bezpośrednio przed nami. Jeszcze tego mi brakowało. Nie mam pojęcia, jak udało im się wyminąć naszego ochroniarza. Złapałem za szyjkę butelki tak mocno, że cała krew odpłynęła mi z dłoni.
Do mojego ucha doszedł chichot. Jedna z dziewczyn zakryła sobie usta ręką, druga, stojąca obok, zakołysała się w miejscu. Wydawały się pijane i pokazywały nas palcami.
– Drogie panie, co mogę dla was zrobić? – spytał Thorn i uśmiechnął się. Nie mam pojęcia, jak udawało mu się być miłym dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przez wszystkie lata naszej znajomości tylko kilka razy widziałem, żeby się zdenerwował. Okazje do tego mógłbym pewnie policzyć na palcach jednej ręki. A może raczej na trzech palcach.
– Moglibyście z nami zatańczyć – powiedziała dziewczyna z lewej, uśmiechając się do nas obiecująco.
Nagle miałem wrażenie, że mój język zrobił się dwa razy większy i dużo za suchy. Serce waliło mi w piersiach tak mocno, że wydawało mi się, że w każdym momencie może pęknąć. Straciłem czucie w opuszkach palców.
– Mamy za sobą ciężki wieczór. Może innym razem – odpowiedział Thorn. Jak zwykle dżentelmen w każdym calu.
– Przychodzi mi do głowy kilka rzeczy, przy których nie musiałbyś się tak wysilać. Co powiesz na to, jeśli cię trochę dopieszczę? – Dziewczyna zrobiła krok w stronę Thorna, przechylając jednocześnie głowę na bok. Bawiła się przy tym kosmykiem włosów i spoglądała na niego spod gęstych rzęs, kierując wzrok jednoznacznie w dół.
Mięsień w moim policzku zadrżał.
Thorn wysunął się do przodu tak, że objął kolanem nogi dziewczyny, po czym położył dłonie na tylnej części jej uda.
– Mhm, to już coś bardziej w moim guście.
Paliło mnie w przełyku i pulsowało w skroniach. Myślałem, że uda mi się tu wyciszyć i trochę odstresować, ale, cholera, trzeba było zostać w hotelu z Loganem. Bo to, co się tutaj wyrabiało, w najmniejszym stopniu nie odpowiadało moim oczekiwaniom. Absolutnie nie.
– A jak to jest z tobą, Bestio? – Nagle przede mną rozbrzmiał głos drugiej dziewczyny. Zanim się zorientowałem, co się dzieje, usiadła tak blisko mnie, że jej udo dotykało mojego.
Moje serce boleśnie obijało się o żebra i czułem, jak wszystko we mnie konwulsyjnie się spina. To było dla mnie za dużo. Za blisko. Ale zdawałem sobie sprawę, że nie mogę tak po prostu wstać. Wzbudziłoby to tylko niepotrzebną sensację, a tego nie potrzebowaliśmy. Więc tylko odwróciłem się do obcej dziewczyny i obrzuciłem ją chłodnym spojrzeniem.
– A jak ma być? – zapytałem szorstko, ale chociaż prawdopodobnie przy każdej innej osobie zadziałałoby to odstraszająco, ona odebrała to jako rodzaj zaproszenia.
Podniosła dłoń i położyła mi ją na udzie.
Nie mogłem oddychać. Krew gotowała mi się w żyłach. Przed oczami miałem ciemne plamy, a szmer w uszach stał się tak głośny, że nic już nie słyszałem. Nic poza szelestem i nienaturalnym szumem, który przeszywał mnie na wskroś.
– Nie. – Warknąłem zdyszanym głosem.
Nie wiedziałem, czy mnie nie słyszała, czy po prostu zignorowała. Ale zamiast przestać, jeszcze bardziej się do mnie przysunęła. Nagle jej oddech był tuż przy moim uchu, czułem jej ciało przytulone do mojego, a jej ręka sunęła miękko po moim udzie, w górę i w dół.
– Wyglądasz tak samotnie, Bestio – szepnęła natarczywie.
Nie wiedziałem, co nastąpiło potem. Ciemne plamy przed moimi oczami zrobiły się jeszcze większe, a w kolejnym momencie miałem wrażenie, jakby w mojej głowie eksplodowała czerwona błyskawica. W jednej chwili siedziałem jeszcze koło Thorna i tej obcej dziewczyny, która mnie obmacywała, w następnej usłyszałem głośny brzęk.
Ściany wokół mnie wirowały, w miarę jak mój wzrok się normalizował, a świat zlepiał się na nowo w całość, kawałek po kawałku. Dziewczyna, która tak mocno się do mnie zbliżyła, leżała teraz w połowie na siedzisku sofy, podczas gdy ja, z zaciśniętymi pięściami, stałem nad nią. Bolała mnie ręka. Podniosłem ją i mgliście zdałem sobie sprawę, że krwawi. W dłoni trzymałem odłamki butelki po piwie, która pękła pod siłą moich palców.
Thorn patrzył na mnie, rozcierając sobie potylicę. Coś burknął. Nie usłyszałem przekleństwa, jakie opuściło jego usta, ale w jego wzroku dostrzegłem niemy wyrzut. Jednak nawet w najmniejszym stopniu mnie to nie uspokoiło. Przeciwnie. Zanim zdążyłem coś powiedzieć albo zrobić, Thorn zwrócił się do dziewczyny i z najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było go stać, wypowiedział kilka zdań. Pewnie zapewniał dziewczynę, że po prostu mam za sobą ciężki dzień. Że potrzebuję trochę spokoju. Albo sprzedał jej jakieś inne niewinne kłamstewko, które miało uratować sytuację.
Chwilę później stał już przede mną Caleb, nasz ochroniarz. Chciał obejrzeć moją dłoń, ale zrobiłem unik. To chyba przypomniało mu o obowiązujących regułach, bo powstrzymał się od dalszych prób.
Żadnego dotykania.
– Będzie musiał to obejrzeć lekarz – powiedział swoim ciemnym głosem, ale to do mnie nie dotarło.
Widziałem tylko krew i dziewczynę, którą od siebie odepchnąłem, a która teraz patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, opierając się jednocześnie o Thorna. Nadal czułem jej dotknięcie na moim udzie. Jej palce, które wolno wędrowały w górę…
Wypuściłem z płuc resztki powietrza. Czułem się, jakbym miał za chwilę umrzeć. Z każdą sekundą byłem o mały kawałeczek bardziej martwy, a oni tylko stali i mi się przyglądali.
Musiałem stamtąd wyjść.
Nie odzywając się już do nikogo, odwróciłem się gwałtownie i przeszedłem przez klub w kierunku tylnego wyjścia, przez które weszliśmy do lokalu. Otworzyłem drzwi z taką parą, że uderzyły z hukiem o ceglaną ścianę, po czym, zataczając się, wyszedłem na zewnątrz.
Niebo nade mną wirowało, a ziemia wydawała się usuwać spod nóg. Uderzyłem ramieniem o ścianę i przycisnąłem do niej dłoń. Rwał mi się oddech i mimo że byłem na dworze, nie mogłem się uspokoić. Mogłem myśleć jedynie o ręce, która leżała na moim ciele. O obcym oddechu tuż przy moim uchu.
W żołądku poczułem silny skurcz.
W następnym momencie pochyliłem się i zwymiotowałem na chodnik. Cały alkohol, jaki wlałem w siebie tego wieczoru, wylądował na betonowych płytach. Moje ciało rzucało się w kolejnych konwulsjach, aż wreszcie w środku nie zostało już nic.
Absolutnie nic.3
ROSIE
W słuchawkach rozbrzmiewał pierwszy album Scarlet Luck, a ja leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit.
Nie mogłam w to uwierzyć.
Po prostu nie mogłam w to uwierzyć.
Scarlet Luck, mój absolutnie najukochańszy zespół, rzeczywiście potwierdził obecność w moim programie. Zespół, którym interesowałam się od czasu, kiedy opublikował na YouTubie swój pierwszy wideoklip. Zespół, którego muzyka znaczyła dla mnie więcej niż wszystko inne, bo zawsze dawała mi poczucie bycia zrozumianą. Zespół, którego piosenki znałam prawie na pamięć i z którego powodu wytatuowałam sobie na wewnętrznej stronie ramienia, tuż nad lewym łokciem, czterolistną koniczynę.
Wciąż pamiętam dobrze ten dzień, kiedy natknęłam się na tych czterech chłopaków na YouTubie. Mama miała wtedy wyjątkowo kiepski dzień. Chemia zaatakowała jej żołądek i gdy tylko stanęła w drzwiach, zaczęła wymiotować.
Kiedy tata zaniósł ją do pokoju i położył na sofie, ja wytarłam wymiociny. Potem umyłam cały korytarz, a na końcu posprzątałam jeszcze kuchnię, żeby choć w minimalnym stopniu odciążyć tatę.
Potem zawołała mnie mama. Do dzisiaj pamiętam jej ciepłe, ale jednocześnie ponure spojrzenie, a czasami nadal słyszę w uszach jej głos.
– Wszystko w porządku, kochanie. To całkiem normalne. Nie martw się.
W końcu poczłapałam na górę po schodach do swojego pokoju, ale zatrzymałam się w pół kroku, kiedy usłyszałam głos taty.
– Nie możesz jej okłamywać, Mel – powiedział delikatnie. – Rosie ma prawo wiedzieć, jak się naprawdę czujesz. Mamy coraz mniej czasu.
Odpowiedź mamy była tak cicha i słaba, że z trudem ją zrozumiałam. I tak byłam zbyt oszołomiona słowami taty. Ostatkiem sił dowlokłam się do mojego pokoju i usiadłam na wypchanym worku. Siedziałam tam nie wiadomo jak długo, wpatrując się w zdjęcia zrobione polaroidem podczas moich ostatnich urodzin. Mama nosiła już perukę. Mimo to uśmiechała się promiennie, obejmując mnie i tatę.
Oderwałam wzrok od zdjęcia i wzięłam do rąk mój stary laptop. Odziedziczyłam go po tacie, kiedy kupił sobie nowy. Był niesamowicie wolny, ale wystarczał, żeby przeglądać YouTube’a w poszukiwaniu nowej muzyki i wideoklipów. Kliknęłam w pole wyszukiwarki i wpisałam This Eda Sheerana. To była jedna z moich ulubionych piosenek i zawsze, kiedy jej słuchałam, przynosiła mi niesamowity spokój. Kiedy wcisnęłam przycisk enter, nagranie, które zwykle oglądałam, pojawiło się w pierwszej kolejności. Mimo to nie kliknęłam w nie od razu. Bezpośrednio pod nim pojawiła się bowiem miniaturka z coverem tej piosenki. Wideo było online zaledwie od kilku godzin. Nie wiedziałam dokładnie dlaczego, ale je włączyłam.
Pojawił się niestabilny obraz, a jakiś chłopak, który właśnie uruchomił kamerę, zrobił krok w tył z rękoma uniesionymi do góry, jak gdyby się bał, że sprzęt w każdej chwili może upaść. Potem przesunął się dalej do tyłu i usiadł na jednym z czterech stołków ustawionych w jednej linii – tym jeszcze niezajętym. Chłopak był czarnoskóry, miał krótkie ciemnobrązowe warkoczyki i obezwładniający uśmiech, którym najwyraźniej potrafił się posługiwać, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
– Cześć! Witamy na naszym kanale. Jesteśmy… – zaczął, a ja miałam wrażenie, że doszedł mnie lekki irlandzki akcent, ale wtedy głośnym parsknięciem przerwał mu chłopak z lewej. Miał jasne włosy, ciepłe, zielone oczy i nie mógł powstrzymać śmiechu.
– Sorry, Jasper – powiedział i chociaż próbował nad tym zapanować, roześmiał się.
W oczach chłopaka z warkoczykami pojawiły się wściekłe iskry.
– Co w tym śmiesznego?
– Może Logan się śmieje, bo rzuciłeś taką napuszoną gadkę? – zaproponował trzeci z chłopaków.
Mój wzrok padł na cajon, na którym siedział. Co jakiś czas przesuwał palcami po drewnianej powierzchni skrzyni, jakby nie mógł się opanować. Jego włosy miały sprany zielony kolor. Niestety nie patrzył prosto w kamerę, więc nie mogłam za bardzo dojrzeć rysów jego twarzy.
Chłopak o imieniu Jasper nerwowo wypuścił powietrze z płuc.
– Ale z was dupki. Było powiedziane, że to ja nagram przywitanie.
– Byłem za tym, żebyśmy za dużo nie gadali, tylko robili to, po co tu jesteśmy, czyli grali – powiedział ostatni z rzędu. Ciemnobrązowe włosy miał związane z tyłu, a twarz gęsto pokrytą pryszczami. Demonstracyjnie uniósł do góry gitarę.
– Pięknie. W takim razie bez powitania, prostaki – powiedział Jasper.
Siedzący obok niego blondyn – Logan – znowu wybuchnął śmiechem. Brzmiało to trochę histerycznie i zdradzało, jak bardzo był zdenerwowany.
– Prostaki. Czy tak nauczyła cię mówić twoja babcia, Jasper? – spytał zielonowłosy chłopak, który siedział na bębnie. Kiedy się uśmiechnął, dostrzegłam dwa dołeczki w jego policzkach i zrobiło mi się cieplej na sercu. Uwielbiałam dołeczki.
– Możecie mnie pocałować – burknął Jasper.
Nie zwracając dłużej na niego uwagi, chłopak z dołeczkami odliczył do czterech – a potem miałam wrażenie, jakby ktoś przestawił przełącznik. Zaczęli grać i śpiewać ich wersję mojej ulubionej piosenki. Miało się wrażenie, jakby wykonywali ją już niezliczoną liczbę razy. Jasper miał przyjemny głos z lekką chrypką, a chłopak z jasnymi włosami dośpiewywał miękko drugi wokal, który idealnie stapiał się z linią głosu Jaspera. Chłopak z ciemnymi oczami i dłuższymi włosami z wyczuciem przesuwał palce po strunach gitary, a typ z zielonymi włosami uderzał w cajon, podczas gdy jego ciało poruszało się płynnie do rytmu, jakby całą jego duszę wypełniała muzyka.
Na rękach poczułam gęsią skórkę i na pięć minut zapomniałam po prostu o wszystkim. Myśli o chemioterapii i zapach wymiocin zeszły chwilowo na dalszy plan, a ja rozkoszowałam się każdą sekundą, aż wybrzmiał ostatni dźwięk.
Jasper wstał i z zaczerwienionymi policzkami wyłączył nagranie.
Zanim się zorientowałam, co robię, nacisnęłam ponownie play i obejrzałam wideo po raz drugi. Potem trzeci. I jeszcze raz. I znowu, aż zauważyłam, że wszystkie dwadzieścia kliknięć pochodziło ode mnie. Kiedy kolejny raz włączyłam nagranie, znając początkowy dialog już niemal na pamięć, kliknęłam na pole komentarza pod filmem i zaczęłam pisać.
Dzisiejszy dzień nie należał do udanych, ale natrafiłam na ten filmik. Dziękuję, że rozjaśniliście trochę swoją muzyką ten ponury dzień. Zyskaliście nową fankę <3
Byłam bardzo zadowolona, że jako pierwsza zostawiłam komentarz pod filmikiem. Bo miałam przeczucie, że ci chłopcy zajdą naprawdę daleko.
I właśnie tak się stało.
Niewiele później odkryto czterech chłopaków ze Scarlet Luck, zaproponowano im kontrakt w wytwórni płytowej, gdzie w ciągu następnych siedmiu lat nagrali trzy albumy, które zyskały miliony fanów. Dorastałam z ich muzyką i gorączkowo czekałam na każdą następną płytę. Cierpiałam razem z nimi, gdy przechodzili ciężki okres i niemal rozwiązali zespół. A kiedy mój program zyskał na popularności, wielokrotnie dopytywałam ich menedżerkę o możliwość udziału chłopaków w audycji. Za każdym razem dostawałam odmowę – aż do teraz.
Usiadłam na łóżku i wzięłam swojego laptopa. Właśnie dzisiaj pojawił się wideoklip do ich nowego singla. Zebrał już dwieście tysięcy lajków i miał ponad półtora miliona wyświetleń. Właściwie chciałam go obejrzeć zaraz po opublikowaniu, ale ręce tak mi drżały, że wpierw musiałam się zająć czymś innym. Posłuchałam więc trochę ich starych nagrań i przypomniałam sobie, jak to było po raz pierwszy zobaczyć ich na YouTubie. Myślałam, że kiedy przeniosę się do czasów, kiedy zakochałam się w tych chłopakach i ich muzyce, będzie mi łatwiej. Ale stało się dokładnie na odwrót. W żołądku poczułam nerwowe trzepotanie i oblał mnie zimny pot. Rozpoznałam oznaki paniki. I musiałam szybko coś na to poradzić, bo inaczej całkiem straciłabym nad sobą kontrolę.
Zdjęłam z uszu słuchawki i wybiegłam ze swojego pokoju.
Kayla siedziała jeszcze z otwartym laptopem przy kuchennym blacie. Kiedy zobaczyła mnie w drzwiach, obrzuciła mnie zatroskanym spojrzeniem i wstała. Podeszła do lodówki, wyciągnęła sok pomarańczowy, a następnie dwie szklanki z wiszącej obok szafki. Potem skinęła do mnie głową i pokazała, żebym usiadła.
Posłuchałam jej milczącej prośby i wspięłam się na hoker stojący obok niej. Kayla przysunęła mi szklankę z sokiem i usiadła z powrotem na swoim miejscu. Dała mi trochę czasu na zebranie myśli, ale mnie chodziła po głowie tylko jedna. I wreszcie wypowiedziałam ją na głos.
– Nie dam rady, Kayla.
Moja przyjaciółka uśmiechnęła się i potrząsnęła głową. Wzięła łyk soku pomarańczowego, po czym odstawiła szklankę.
– Dlaczego tak myślisz?
– Bo… Bo to jest zbyt ważne. Wiesz, co mam na myśli?
Krótko się zastanowiła, po czym lekko skrzywiła usta.
– Niestety nie. Ale może mi to wyjaśnisz.
Spróbowałam uporządkować moje bezładne myśli i sama wypiłam łyk soku.
– To coś innego niż wywiad z Ashley. Albo jak wszystko inne, co do tej pory robiłyśmy. – Podniosłam bezradnie ramiona. – Zawsze próbowałam nawiązać nić porozumienia z moimi gośćmi. Zazwyczaj to się nawet nieźle udawało. Ale tym razem? Kayla, ja kocham tych chłopaków od czternastego roku życia. Przy nich jestem bardziej fanką niż gospodarzem programu. Jak tylko pomyślę, że będę siedziała z nimi w tym samym pomieszczeniu, czuję ucisk w klatce piersiowej, i to nie w przyjemny sposób. Mam wrażenie jakbym szła na egzamin, na który się nie uczyłam.
– Hej! – Chwyciła mnie za ramię i lekko je ścisnęła. – Jesteś ich prawdziwą fanką. Jestem całkowicie pewna, że nikt nie zna tych chłopaków lepiej niż ty ani dłużej nie śledzi ich kariery. To wystarczy.
Gardło mi się ścisnęło. Przed oczami ukazały mi się obrazy. Jak siedziałam z mikrofonem przed moim starym laptopem i opowiadałam online o muzyce Scarlet Luck. Jak leżałam na łóżku, cała ubrana na czarno, bezpośrednio po pogrzebie mamy, podczas gdy w tle leciało zapętlone Echoes w ich wykonaniu, a po policzkach płynęły mi łzy.
– Na krótko przed wizytą Ashley w studiu mówiłaś to samo – zauważyła Kayla.
– Masz rację. Po prostu presja jest teraz wyjątkowo duża – odpowiedziałam.
– Popatrz tylko na komentarze pod zdjęciem z Ashley. – Kayla podsunęła mi swój laptop, na którym widać było zdjęcie Ashley, jej i moje.
Przewinęłam kawałek niżej i zaczęłam czytać.
OMG. Jeszcze nigdy nie miałam wrażenia, że ktoś tak dobrze rozumie Ashley i tak ją szanuje. DZIĘKUJĘ, ROSIE.
Rosie tak świetnie potrafi prowadzić głębokie rozmowy ze swoimi gośćmi. Cholera, ta dziewczyna ma to w małym palcu. #yougogirl
Czy od teraz każdy wywiad z Ashley mogłaby prowadzić Rosie Hart? Proszę, proszę? PS: Wyglądacie super, dziewczyny!!!
Kiedy czytałem te miłe słowa pod zdjęciem, mój żołądek zalała fala ciepła. Bo każde z nich przypominało mi o tym, dlaczego robiłam to, co robiłam. Zależało mi na tym, żeby ukazywać prawdziwych ludzi stojących za muzyką. Występowałam w imieniu fanów i udało mi się stworzyć dialog, który do nich docierał i pozwalał im jeszcze lepiej zrozumieć muzykę. I byłam w tym cholernie dobra. To było moje powołanie. Powód, dla którego nie poszłam do college’u. Bo tak bardzo wierzyłam w ten projekt. A czytanie teraz tych komentarzy pozwoliło mi na nowo umocnić w sobie tę wiarę.
– Masz rację. Dziękuję – powiedziałam i objęłam przyjaciółkę ramieniem, żeby przyciągnąć ją mocniej do siebie.
– A ja już myślałam, że fakt, że chodzi o Scarlet Luck, do końca rozmiękczył ci mózg.
Szturchnęłam ją w bok, aż pisnęła i odepchnęła moją rękę.
– Tu wszystko jeszcze jest na swoim miejscu – oznajmiłam, stukając się w czoło.
Znałam każdy album tego zespołu. Wiedziałam, co lubili, a czego nie. I należałam do ich fanów, którzy już od dawna chcieli usłyszeć odpowiedzi na pewne pytania, których jeszcze nigdy nie zadano w trakcie żadnego wywiadu.
Dam sobie radę.
Przeprowadzę wywiad z moim ulubionym zespołem.
Zadbam o to, żeby było im komfortowo i żeby poczuli się wysłuchani i zrozumiani.
Trzymałam się tej myśli, kiedy sięgałam po laptop, żeby włączyć singiel z nowej płyty. A potem obejrzałam razem z Kaylą nowy teledysk i moje serce zaczęło bić szybciej z podniecenia.